Kondama Radźu był szczęśliwy, że jego „wnuk” nosi imię Sathya. Przywoływało ono wydarzenia przytoczone w Bhagawacie.
Kiedy Narajana narodził się na Ziemi jako Kriszna,
przed Nowonarodzonym stanął Brahma, pierwszy spośród Trójcy Bogów i wysławiał
Go jako Prawdę Prawd, jako Potrójną Prawdę, jako Serce Prawdy, jako Najwyższą
Prawdę, jako Żywą Prawdę, jako Wiodącego do Prawdy oraz jako Źródło Prawdy – Sathyasja Sathyam, Thrisathyam,
Sathyaatmakam, Sathyaparam, Sathyawratham, Sathyanethram i Sathyasya Joni.
Dziadek zamieszkał w „pustelni” – maleńkiej chatce pokrytej dachem z
liści palmowych, którą wybudował sobie tuż obok rodzinnego domu. Iśwaramma
musiała za każdym razem ustępować, gdy teściowa brała na ręce jej ślicznego
Synka i zanosiła go do Kondamy Radźu. A Kondama Radźu kładł Go w izbie
przeznaczonej na składanie ofiar, modlitwy i medytację. „Nigdy nie przeszkadzał
mi w modlitwie. Jego obecność uspokajała umysł i kierowała go ku Bogu” – wyznał
mi starzec.
Kobiety
z sąsiedztwa nieustannie pochylały się nad czarującym Maleństwem, gruchając i
pieszcząc Je godzinami. Iśwaramma często zapominała, że niektóre z nich
należały do kasty „niedotykalnych”. Dziecko wyciągało rączki do tych „matek”,
jak gdyby chciało się znaleźć w ich objęciach. Potrafiło żałośnie płakać, kiedy
Mu tego zabraniano, więc odrzucała skrupuły za każdym razem gdy Dziecko pokazywało,
że niczego się nie obawia. Dr Jayalakshmi, od 20 lat pracująca w szpitalu
Sathya Sai w Prasanthi Nilayam napisała, że pragnęła usłyszeć od Iśwarammy o uroku
maleńkiego Swamiego, spoczywającego w jej ramionach. „Zabrałam ze sobą
wizerunek Kriszny, namalowany przez
sławnego artystę, przedstawiający Go w chwili, gdy przykucnięty za garnkiem
wyjada z niego masło. Był to duży obraz, wycięty z kalendarza ściennego
wiszącego w moim pokoju. Iśwaramma spojrzała na portret i powiedziała: ‘Tak!
Jego twarz jaśniała tak samo jak ta, przypominała księżyc. Miał takie same
czarne kręcone włosy oraz mocne, ładnie ukształtowane mięśnie. Lecz Jego brwi
różniły się od brwi Kriszny. Stykały się ze sobą w środku czoła.’ Wskazując na
klejnoty noszone przez Krisznę westchnęła: ‘Byliśmy biedni. Nie mogliśmy dać Mu
klejnotów jakie nosi to Dziecko.’”
Subbamma,
żona Karnamy, brała Chłopczyka na ręce i przytulała Go do piersi. Gaworzył z
radości i Subbamma nosiła Go z dumą. Tylko jedna chata oddzielała siedzibę
rodziny Radźu od domu Karnamów. Karnamowie należeli do kasty braminów, której,
zgodnie ze zwyczajem, wszystkie pozostałe kasty oddawały ceremonialny pokłon.
On był wioskowym rachmistrzem, prowadzącym rejestr gruntów i zbierającym
podatki dla rządu. Karnamowie i Patelowie (również bramini, od pokoleń
strzegący prawa i porządku) byli najznaczniejszymi osobami w wiosce. Subbamma
była starsza wiekiem i nie miała własnych dzieci, jakże więc Iśwaramma, mająca
współczujące serce, mogła zakazać jej pieścić Sathyę? „To bramińskie dziecko” –
szeptały z wyrzutem pozostałe kobiety, widząc radość z jaką Sathya pozwalał
nieść się do domu sąsiadów. Członkowie rodziny obdarzeni większą intuicją, jak
np. Kondama Radźu, sądzili, że Dziecko woli pieszczoty Subbammy, ponieważ jest
wegetarianką. Inni, mniej wrażliwi, zauważali jedynie, że uwielbia Ono raczkować
po szerokich, chłodnych posadzkach w przestronnych pokojach jej domu! Dziecko
nigdy nie okazywało tak spontanicznej wesołości we własnym domu, jak w domu
Subbammy i ten fakt spowodował, że krewni astrologa zaczęli nazywać Iśwarammę
Dewaki[1],
a Subbammę Jaśodą[2].
Iśwaramma czuła zadowolenie widząc, że jej Dziecko z każdym dniem staje się
coraz słodsze, że jest przez wszystkich bardzo kochane i otaczane opieką.
Żyła
wtedy jeszcze stara wyznawczyni Sai, znana jako Szirdi Ma, ponieważ przebywała
w Szirdi w okresie gdy mieszkał tam Baba. Nazywano ją także Pedda Bottu, ze
względu na wielką kropkę kumkum nałożoną na czoło. Szirdi Ma nieustannie
prosiła Iśwarammę, żeby jej opowiedziała o cudach małego Swamiego. Iśwaramma
przeważnie dawała jej wymijające odpowiedzi, mówiąc, że nigdy nie widziała cudu
albo, że żadnego nie pamięta. Lecz pewnego dnia zwierzyła się jej ze wzruszającego
przeżycia, które ponad 30 lat trzymała w tajemnicy, bo zabroniono jej o nim
mówić.
„Swami
miał wtedy dziewięć miesięcy – powiedziała Iśwaramma. Dobrze pamiętam co się
wówczas zdarzyło. Właśnie Go wykąpałam i ubrałam, przemyłam Mu oczy chłodzącym collyrium, a na czoło nałożyłam wibhuti i kumkum przyniesione
ze świątyń Śiwy i Sathyammy. Potem włożyłam Go do kołyski, pobujałam i podeszłam
do paleniska, na którym zagotowało się mleko. Nagle usłyszałam, że płacze.
Zdziwiłam się, ponieważ od chwili urodzenia nigdy z żadnego powodu nie płakał –
ani z głodu, ani z bólu, ani z niewygody. Przestał płakać kiedy Go podniosłam i
posadziłam sobie na kolanach. Dostrzegłam wtedy krąg jaskrawego światła,
otulający Go jasnym blaskiem. Światło mnie nie raziło, było bardzo chłodne,
choć tak ostre i bliskie. Długo siedziałam bez ruchu, pogrążona w błogości.
Potem zaczęło powoli gasnąć. Zamknęłam oczy i prawdopodobnie utraciłam świadomość
aż do chwili powrotu teściowej. Wtedy się ocknęłam. Dziecko spało. Teściowa
zapytała mnie, co się stało, więc opowiedziałam jej o świetlistym kręgu, który
nawet w tej chwili rysuje się jasno w mojej pamięci. Teściowa położyła palec na
ustach i powiedziała: ‘Nikomu o tym nie mów. Nikt tego nie zrozumie. Skończy
się na plotkach.’ Myślę jednak, że opowiedziała o tym dziadkowi, bo później zadawał
mi na ten temat pytania.”
Sathya,
przybrany w znaki i cuda, ćwiczył podstawowe umiejętności – raczkowanie, niepewne
dreptanie od jednej wyciągniętej pary starszych rąk do drugiej, przekraczanie
progu, przebieganie kilku kroków, wymawianie pierwszych, jednosylabowych,
rozkosznie brzmiących słow. Ci, którzy słyszeli to gaworzenie, mieli wrażenie,
że jest ono słodsze od gaworzenia ich własnych dzieci.
Pedda
Bottu namówiła Iśwarammę, żeby opowiedziała jej o innych wydarzeniach z dzieciństwa
Swamiego. Pewnego dnia, gdy grały w domu w szachy, używając muszelek zamiast
pionków, Iśwaramma powiedziała: „Wielbisz Go jako Narajanę i Krisznę. Dla mnie
był On szczególnym Kriszną i sprawiał mi niezwykłe zmartwienia, bo nie
postępował jak inni chłopcy. Nigdy nie dopominał się o jakieś specjalne
jedzenie czy ubranie. Gdy przywożono tobołek z ubraniami z Hindupuru lub Anantapuru,
wtedy jeden ze starszych – ojciec lub dziadek – wołał chłopców i kazał im coś
dla siebie wybrać. Sathya trzymał się z boku, czekając aż zrobią to wszyscy.
Brał to, co zostało. Wydawało się, że nie ma żadnych pragnień, lecz jego twarz
cała się rozjaśniała gdy widział, że inne dzieci są szczęśliwe. Kiedy Go
pytałam, co chciałby dostać, uśmiechał się tylko. Przytulałam Go mocno do
siebie i prosiłam, aby wyjawił mi swoje życzenie. ‘Sathyam, powiedz mi, czego
pragniesz. Obiecuję, że to dostaniesz’ – mówiłam. ‘Niczego nie potrzebuję’ – to
była Jego jedyna odpowiedź. ‘Będę się cieszył z tego, co mi dasz. To mi wystarczy.
Nie będę wybierał.’” Martwił ją ten całkowity „brak zainteresowania”. ”Gdyby
tylko był bardziej kapryśny, bardziej stanowczy” – wzdychała, a starsi
pocieszali ją zapewniając, że taka obojętność nie może trwać wiecznie!
Iśwaramma miała jeszcze inny powód do zmartwienia
– chodziło o powagę, z jaką Sathya zachowywał się w domu. Poza domem był samym
śmiechem i radością, bawił się, skakał i biegał z dziećmi, baraszkując nad
brzegiem Ćitrawathi i godzinami śpiewając z nimi bhadżany. Lecz kiedy pełna
czułości zabierała go do domu, stawał się spokojny i poważny. „Nie mogłam tego
zrozumieć” – powiedziała Iśwaramma. „Czym się różniliśmy? Co sprawiało, że
stawał się taki poważny? W końcu zaczęłam się zastanawiać, czy nadany mu przez
starszych przydomek „Brahmadźńani” (mądry jak Brahma), o którym myślałam, że
jest tylko kpiną, nie był wyrazem hołdu. Sathya przyciągał uwagę i podziw całej
wioski, a ja zaczęłam się obawiać złych spojrzeń zazdrości i nienawiści.
Starałam się temu zaradzić przez rytualne odganianie złych mocy. Kiedy zobaczył
co robię, wybiegł z domu wołając: „Cóż mogą Mi zrobić czyjeś oczy?” Te śmiałe i
mocne słowa przypomniały jej słowa Kriszny, wypowiedziane wiele wieków temu do
Jaśody, Jego zastępczej matki. Kiedy ta strofowała Go za wkładanie piasku do
buzi, Boski Chłopiec odpowiedział: „Nie
sądź błędnie, że jestem zwykłym dzieckiem, psotnikiem lub szaleńcem!” Kiedy pewien
obcy człowiek zapytał Krisznę jak się nazywa, Ten mu odpowiedział: „Które z
moich licznych imion mam ci wymienić?” Wielokrotnie w ciągu dnia Sathya przypominał
Iśwarammie Krisznę. Pragnęła, aby pozostał w tej roli przez wszystkie dnie i
noce.
Sathya,
to było oczywiste, uwielbiał przebywać poza domem i w ciszy wpatrywać się w
góry, gwiazdy i niebo. W miarę jak rósł i bawił się na ulicy z innymi dziećmi,
jego szczególne upodobania zaczęły stwarzać prawdziwe problemy. Grając w
chowanego lub w ciuciubabkę przyjacielsko poklepywał ręką każdą przechodzącą
krowę i wołu. Ostrzeżenia, że są bardzo niebezpieczne, nie robiły na Nim
żadnego wrażenia. Żałośnie płakał, gdy Go od nich odciągano. Trzeba Go było odprowadzać
do matki.
Wiejscy
łobuziacy byli równie psotni wtedy jak dzisiaj. Jeśli chodziło o czystość
osobistą, o grzeczną mowę, czy o dobre zachowanie, nie tolerowali żadnej
niezwykłości. Ich ulubioną strategią sprowadzania nadzwyczajnego na poziom pospolity
było dokuczanie i wyśmiewanie się z innych. Odkryli, że wymachiwanie kurą
trzymaną za nogi, kopanie psa aż zaskowyczy lub ciągnięcie byka za ogon sprawia
im wielką radość i bardzo zasmuca Sathyę. Iśwaramma chciała sprawić im lanie,
ale to tylko dodawało im animuszu. A Sathyi nie cieszyła myśl o karaniu. Nigdy
nie skarżył się na to, co robili, ani nie zdradził ich imion. Zdawał się być
całkowicie pozbawiony ducha zemsty, nienawiści, a nawet niechęci.
Iśwaramma
bardzo szybko się zorientowała, że Sathya jest nieprzeciętnie inteligentny.
Jego argumenty były nie do podważenia. Myślał szybciej i bardziej logicznie od
wielu dorosłych. Jego uczucia były głębokie i długotrwałe. A słowa łagodniejsze
i słodsze niż słowa innych znanych jej dzieci. Nic więc dziwnego, że wkrótce
cała wieś nazywała Go guru. I automatycznie, Iśwaramma zaczęła być traktowana
jako matka guru, jako ktoś niezwykły. Kobiety, spotykając ją przy studni lub w
świątyni Sathyabhamy, Gopalakriszny, Śiwy lub Hanumana, oddawały jej pełen
uszanowania pokłon, dotykając dłońmi jej stóp.
Umieszczenie
Chłopca w szkole elementarnej wypływało bardziej z pragnienia zapewnienia mu
bezpieczeństwa poza domem, niż z konieczności uczenia Go. Jednak Sathya
nieustannie stwarzał problemy. Kiedy robiło się chłodno oddawał swoje dywaniki
i koce trzęsącymi się z zimna kolegom z klasy. Zabierał do domu każde głodne
dziecko i karmił je mlekiem, serem i ciastkami.
Nie
wiadomo kiedy wyrósł na siedmiolatka, którego trzeba było wysłać do szkoły
podstawowej w Bukkapatnam, położonej trzy mile (ok.5 km.) od domu. Iśwaramma była zdziwiona jak szybko mijają
lata. Wydawało się jej, że zaledwie w poprzednie Święto Daśary bujała Go w
kołysce. A teraz ubiera Go w schludną białą koszulkę i krótkie spodenki,
umieszcza wibhuti na Jego szerokim czole i kumkum pomiędzy gęstymi brwiami.
Pakuje Mu południowy posiłek: ryż ugotowany z mąką z prosa oraz ostry korzenny
sos. Patrzy jak przerzuca torbę przez ramię i woła: „Mamo! Wychodzę!” – podczas
gdy ona pozostaje na progu z oczami pełnymi łez.
Wędrówka
do Bukkapatnam równała się długim godzinom poza domem. Sathya szybko zjadał
śniadanie i około 8: 30 rano wychodził do szkoły, aby wrócić tuż przed zachodem
słońca. Jego nieskazitelna czystość drażniła uczących się z Nim kuzynów,
stawiała Go ponad grupą. Chłopcy czekali tylko, by minąć ostatnie wiejskie
zabudowania i rzucali się na brodzącego w rzece Sathyę. Tak długo ciągnęli Go
za nogi, aż Jego ubranie, tak dokładnie wyprane i wyprasowane przez Iśwarammę,
było bardziej pomięte i mokre od ich własnych. Iśwaramma nigdy nie mogła
namówić Syna, by wskazał jej winowajców. Gdy zapadał zmierzch, Sathya siadał w
blasku lampek oliwnych migocących w niszach ściennych i opowiadał, co zdarzyło
się w drodze do szkoły i w szkole. Ale w przeciwieństwie do innych chłopców rzadko
wspominał czego nauczył się na lekcjach. Zamiast tego mówił, czego nauczał
kolegów, a nawet, co zdumiewające, nauczycieli, którzy usiłowali uczyć Jego.
Podekscytowane
dzieci opowiadały panu Kondappie, czego dowiedziały się od Sathyi.
Kondappa
dyktował zdania, które każdy uczeń musiał wpisać do zeszytu z ćwiczeniami.
Odkrył, że Sathyanarajana Radźu jest jedynym dzieckiem, który tego nie robi.
Oczywiście, rozgniewał się. Poczuł się obrażony. Zapytał Chłopca, dlaczego nie
postępuje jak inni. W odpowiedzi usłyszał, że nie musi tego robić! Może
odpowiedzieć na wszystkie pytania dotyczące omawianego tematu. „To była
prawdziwa prowokacja” – wyznał mi Kondappa wiele lat później, kiedy spotkałem
go w Anantapur. Opowiedział mi o wszystkim, co się wtedy wydarzyło – o krześle,
które do niego przywarło, o swoim upokorzeniu i o towarzyszącej temu wrzawie.
Miałem okazję usłyszeć tę historię także od Swamiego. Zebrałem się wówczas na
odwagę i oświadczyłem, że jako nauczyciel nie aprobuję nieszczęścia, jakie
dotknęło biedaka. Baba odrzekł, że nie zamierzał go obrazić ani zranić. „Tak się po prostu zdarzyło. Nadszedł
czas żebym ogłosił, że nie jestem zwykłym ludzkim dzieckiem.”
Ta
historia bardzo zaniepokoiła Iśwarammę i całą rodzinę Rathnakaram. Iśwaramma
wyciągnęła Sathyę ze sklepu ze zbożem, w którym przebywał w chwili gdy
usłyszała o tej psocie. „Zmuszą cię do opuszczenia szkoły i nie przyjmą do
żadnej innej” – ostrzegła. „Wyrośniesz na nieuka i będziesz mógł tylko paść
krowy!” Obawiała się, że impertynencja Syna rozgniewa ludzi wśród których żyli.
Ale wkrótce doszły ją wieści, że pomimo tego zdarzenia, a może właśnie dzięki
niemu, nie tylko koledzy w klasie, ale również nauczyciele – w tym także
Kondappa – traktują Go jak kogoś wyjątkowego. Kondappa ułożył nawet i wydał
poemat sławiący Sathyę jako Boskie Dziecko.
Potem
dotarła do niej dobra nowina – na egzaminach w Penukondzie Sathya okazał się najlepszym
uczniem w okręgu Taluk. Mieszkańcy Bukkapatnam przeszli w pochodzie przez miasteczko,
aby oddać hołd Cudownemu Dziecku. Iśwaramma była dumna i szczęśliwa, lecz
trochę obawiała się zazdrości. Kiedy Sathya wrócił do domu, ułożyła wokół Niego
krąg z orzechów kokosowych i okadziła Go płomieniem z kamfory, aby zażegnać
„zły urok”.
Sathya
nie odpoczywał nawet przez chwilę – ani w szkole, ani w domu. Wędrował przez
góry i doliny w towarzystwie dzieci i spędzał z nimi czas na rozległych plażach
Ćitrawathi. Kiedy po powrocie rozbiegały się do domów, wszyscy pragnęli słuchać
ich opowiadań. Jednego dnia było to opowiadanie o otrzymanych od Sathyi dużych
kawałkach ciasta. Innego dnia o żabach, które Sathya przemienił w jaskółki i
wypuścił z koszyka, w którym były zamknięte. Kiedyś nauczył ich pieśni ku czci Pandurangi, bogini z
Pandharpur w stanie Maharasztra i namówił ich aby tańczyli w rytm tej pieśni.
Opowiedział im także o niebiańskich posłańcach, którzy przyjmują od Niego rozkazy
i spełniają je.
Przyjaciele
i sąsiedzi rodziny Ratnakaram Radźu przepowiadali, że Sathya będzie zmuszony
opuścić szkołę. Incydent z krzesłem nie
wróżył niczego dobrego. Kiedy usłyszałem o nim po raz pierwszy nie byłem
zdziwiony, że Awatar nie tolerował nieistotnych zakazów i powierzchownych nauk.
Nie ograniczał go żaden horyzont. Ewangelia św. Tomasza tak opowiada o
szkolnych latach Jezusa. „Lecz Jezus spojrzał na swojego nauczyciela Zachariasza i rzekł: ‘Nie poznałeś natury Alfy. Jak zatem
chcesz nauczać o Becie, ty hipokryto? Najpierw dowiedz się o Alfie i o
niej nauczaj, a wtedy uwierzymy w to, co
będziesz nam mówił o Becie.’ Ta uwaga tak zawstydziła nauczyciela, że nie
znalazł na nią odpowiedzi. Wówczas Jezus opowiedział o tajemnicy jaką skrywa
litera A. (Pan w Bhagawadgicie oświadczył, że jest Alfą – pierwszą literą
alfabetu). Podobnie jak to często robił Sathya, Jezus wprawiał Zachariasza w
zakłopotanie, mówiąc do niego: „Posłuchaj nauczycielu! Posłuchaj o porządku
opisującym pierwszą literę, posłuchaj uważnie o tym, z jakich zbudowana jest
linii, jak się one rozchodzą i ponownie zbiegają, jak każda z osobna tanecznym
krokiem biegnie w górę, jak równe miarą pozostają ze sobą w harmonii oraz o
znaku środkowym, wspólnym im obu”. Sathya przemawiał podobnie, tylko łagodniej
i mniej enigmatycznie i dlatego nauczyciel z Bukkapatnam odpowiadał Mu z należnym
szacunkiem.
Puttaparthi
stało się Gokulam, gdyż przebywał tu Sathya. Dawna nazwa wioski brzmiała Gollapali,
czyli wioska pasterzy. „Ta nazwa musiała przyciągnąć Krisznę, który ponownie
narodził się na Ziemi. Bo jak inaczej można wytłumaczyć te wszystkie dziwne
rzeczy, które robił jako Chłopiec?” – pytała Iśwaramma, przytaczając zdarzenia
z Jego wczesnego dzieciństwa.
Miało
to miejsce wieczorem, podczas deszczów monsunowych zalewających gminę Uttara.
Niebo groźnie pociemniało. Wenkamma budował właśnie dom. Na wypalenie czekały
długie rzędy mokrych, suszących się cegieł. Przygotował drewniane szczapy, lecz
ognisko chciał rozpalić dopiero rankiem, bo ten dzień nie był pomyślny. Zbliżała
się ulewa, która mogła zmienić wszystkie cegły w bezkształtną masę gliny.
Trzeba
było szybko coś przedsięwziąć. Szczęściem, znalazł się pomysłowy sąsiad.
„Przykryj cegły suchymi liśćmi trzciny cukrowej” – poradził Wenkammie. „Lecz
gdzie je zdobędziemy?” Sąsiad zaproponował, żeby poprosić o nie przyjaciela ze
wschodniego brzegu Ćitrawathi. Mężczyźni, kobiety i dzieci pobiegli w szalonym
pośpiechu nad wodę. Również Swami przyłączył się do długiej linii ochotników.
Lecz kiedy dotarł do środka wyschniętego
koryta rzeki krzyknął nagle, by wszyscy się zatrzymali. „Wenkamma!” – powiedział
– „Nie będzie padać.”
I
chmury się rozproszyły, dzień się rozjaśnił, niebezpieczeństwo zostało
zażegnane! Kilka cichych słów, drobna dłoń skierowana przez chwilę w ciemne niebo
i gdzieś wysoko w górze wiatr, chmury i deszcz stały Mu się posłuszne. Posłuchały
Go chmury i deszcz! Wszyscy wrócili do domu bez liści, ponieważ był z nimi
młodzieńczy Pan żywiołów.
Iśwaramma
z triumfem zakończyła swą opowieść i odwróciła się, żeby spojrzeć na mnie z
prawdziwą satysfakcją. Przyznałem jej rację. „Ten Kriszna ocalił Gokulam jednym
ruchem palca!” – powiedziałem.
Sathya
stał się bohaterem którego podziwiano, obawiano się i kochano lecz któremu
niedowierzano. Również Iśwaramma dała się wciągnąć w wir uwielbienia i
zdumienia, podejrzeń i przezorności. Nieraz modliła się całymi dniami, prosząc
Boga, aby Sathya stał się zwykłym chłopcem z Puttaparthi, może odrobinę
inteligentniejszym i bardziej utalentowanym od innych. Widziała w nim
przyszłego poetę, pieśniarza, tancerza, dramaturga lub dyrektora. Miała
nadzieję, że w tych dziedzinach prawdziwe zabłyśnie. Uważała, że Sathya
przyciąga „złe spojrzenia”. Przypisywała wszystkie nękające Go choroby
pragnieniu udowodnienia, że niemożliwe jest możliwe. Gwałtownie protestowała,
kiedy córka rozgłaszała wszystkim, że Sathya potrafi tańczyć lepiej niż dobrze
wyćwiczony zespół dzieci-artystów występujących w sztuce wystawianej w
Bukkapatnam. Zdarzyło się jednak, że i ona sama uległa talentowi aktorskiemu
Sathyi i głośno płakała w trakcie przedstawienia, w którym grał rolę torturowanego.
Ojca
dławiło poczucie bezsilności wobec swego niezwykłego Dziecka. Skutki ‘wybryków’
Sathyi ponosiła głównie Iśwaramma. Jego wojowniczy duch sprawiał, że był zawsze
gotowy do czynu. Nigdy nie pozostawał bierny wobec zła. Dziewięcioletni Sathya
był tak odważny, że pisał zuchwałe limeryki i piosenki wymierzone – czy
uwierzycie temu? – w hitlerowskie wąsiki Karnamy, męża swojej „przybranej
matki”, Subbammy. Sathya namówił przyjaciół, aby je śpiewali przed domem
Karnamy, aż w końcu dygnitarz zgolił ową wątpliwą ozdobę twarzy. Biedna
Iśwaramma nie musiała tłumaczyć Subbammie, że Chłopiec postępuje niegrzecznie.
Prosiła, żeby Mu wlała trochę oleju do głowy. Ale Subbamma była ogromnie
zadowolona, że ich guru jest tak pochłonięty nauczaniem. Ze śmiechem przegoniła
niepokój z serca Iśwarammy. Poradziła jej: „Pozwól Mu być sobą. On sam najlepiej
wie, co jest dobre!”
Wkrótce
potem Iśwaramma zmuszona była dać Sathyi naganę, bo wbijał poetyckie igły we
wrażliwą skórę wioskowej starszyzny. Wbudził ich gniew i konsternację pisząc
oskarżycielski wiersz o bogaczach. Opływają w luksusy i nie pamiętają o
wdzięczności dla robotników, którzy w deszczu i w słońcu uprawiają dla nich
ryż. Wiersz wykrzykiwali miejscowi łobuziacy pędzący bydło na pastwiska.
Starszyzna zastanawiała się, w jaki sposób rodzinie Ratnakarów udało się
wzniecić w głowie Sathyi iskrę rewolucji. Podejrzewano, że działa przez Niego
jakaś złowieszcza moc. Subbamma prosiła Go o wskazanie autora. Wiersz opisywał
bowiem krzywdy i cierpienia ciężko pracujących ludzi. Wskazywał, że prawdziwym
źródłem ich nieszczęść był wypaczony
system kastowy. Lecz Sathyi nie można było uciszyć. Przybył, aby się
przeciwstawiać i naprawiać. To był Jego świat, oparty na Jego prawach. Iśwaramma
i Subbamma mogły jedynie załamywać ręce i życzyć Mu powodzenia.
Pewnego
dnia, około południa, ptactwo wpadło w popłoch – wyboiste wiejskie uliczki przemierzał
wielkimi krokami szofer w liberii. Szukał „cudownego Chłopca”, potrafiącego
materializować wibhuti. W końcu Chłopiec został odnaleziony. Siedział na
werandzie i opowiadał różne historie otaczającej Go grupie rówieśników. Wystraszone
dzieci rozbiegły się, lecz Sathya pozostał na miejscu. Mężczyzna pragnął dostać
kilka ziarenek nadzwyczajnego popiołu. Chciał nim naprawić jeepa, unieruchomionego
na drodze wiodącej z górskich dżungli do Anantapur Town, na wschodnim brzegu
rzeki. „Sahib czeka. Jest bardzo zagniewany.” Sathya podążył za muskularnym intruzem do zepsutego
pojazdu. Za Nim pobiegło kilku chłopców. W samochodzie siedział biały człowiek
i z poczuciem triumfu trącał ucho martwej tygrysicy. „Wstyd!” – rozpoczął
rozmowę Sathya. „Tygrysica nie uczyniła
panu nic złego. Opiekowała się w dżungli trojgiem małych, a pan ją wytropił i
zastrzelił. To ja unieruchomiłem samochód. Proszę wrócić, odnaleźć sieroty i
oddać je do ZOO. I proszę nigdy więcej nie strzelać i nie zabijać dla
przyjemności. Lepiej niech pan weźmie kamerę. Dzięki niej zostanie pan większym
bohaterem. Proszę jechać!” Silnik zapalił, kierowca zawrócił pojazd. Ojciec
nieomal nie zemdlał dowiedziawszy się, że Sathya nie tylko zganił sahiba, lecz
także zatrzymał jego samochód i odmówił jego prośbie – wszak chodziło o Anglika
w kasku i z bronią w ręku. Długo prześladowała go wizja policjantów i
więzienia.
Starszy
brat Sathyi, Seszama Radźu, był mózgiem rodziny. Triumfalnie zdał wszystkie egzaminy
i zdobył stopień magistra języka i literatury telugu. Lecz chociaż święci poeci
klasycznej literatury telugu z uniesieniem pisali o „boskich zabawach” Pana, to
gdy przyszło mu wydać opinię o postępowaniu Sathyi, Seszama Radźu mógł jedynie
zgodzić się z ojcem, że Sathyę „opanował” sprytny demon! W 30-tych i 40-tych
latach ubiegłego wieku rózga była jedynym instrumentem używanym przez
pedagogów. Cała psychologia dziecięca zawierała się w jednym zdaniu: „Żałując
rózgi psujesz dziecko.” Kiedy Seszama Radźu ukończył kurs dla nauczycieli i
został zatrudniony w oddalonej o 60
mil (ok. 96km .) szkole średniej w
Urawakondzie – na Wężowym Wzgórzu – zabrał ze sobą Sathyę. Był zdecydowany
położyć kres jego fantazjom, będącym, jego zdaniem, źródłem wszelkich problemów. tłum. J.C.
[1] Dewaki – żona Wasudewy i
Matka Kriszny. Dewaki była inkarnacją Aditi (nieba bez granic, czystej,
nieskrępowanej energii)
[2] Jaśoda – mamka Kriszny