Serce wypełnione Bogiem zawsze
zostaje przez Niego uzdrowioneSwatilekha Thakur
Naukowiec, Jamia Millia Islamia, New Delhi
W październiku
2000 r., jako dziesięcioletnia dziewczynka, miałam okazję po raz pierwszy odwiedzić
siedzibę Boga. Z wielkim ożywieniem i entuzjazmem wyobrażałam sobie jak ona
wygląda. Pierwsza podróż pociągiem, pierwsza wyprawa do innego stanu, pierwsze
rozstanie z mamą na prawie dwa tygodnie – wszystko to było dla mnie nowością.
Wrażenia
dziecka w Prasanthi
Toczące się koła
pociągu, przepływająca za oknami piękna zieleń i widok świętych rzek, Kriszny i
Godawari, fascynowały mnie budzącą radość świeżością. Dzieliłam z ojcem posiłki
z jednej tacki, połączone z rozmowami o Bogu i świętych miejscach, a to
sprawiało, że podróż była przyjemna.
Dotarliśmy do
Prasanthi Nilayam i rozgościliśmy się w aszramowym szedzie – przestronnym
baraku. Z ogromną ciekawością i miłością pobiegłam na popołudniowy Daszan, aby ujrzeć ukochanego Pana.
Pełen uroku i świętości
Sai Kulwant Hall, ogrom panującego w nim spokoju oraz zdyscyplinowanie oddanych
członków Sewa Dal i tysięcy wielbicieli z całego globu zawładnęły moją wyobraźnią.
Najbardziej oczekiwany moment nadszedł, gdy stanął przed nami żywy Bóg, błogosławiący
nas z miłością.
Każdy Jego krok
przypominał pieśń „Thumaka Ćalata Rama Ćandra”, opisującą chód młodego
Pana Ramy. Miłość, świadomość, błogość, spokój i współczucie emanowały jednocześnie
z Jego boskiej aury.
Podczas tego spotkania moje serce wypełniał
boski nektar, jak gdyby Swami przytulił mnie najwyższym uściskiem miłości.
Powoli mijał wielbicieli, dzielił ich radość, przyjmował listy i uśmiechał się radośnie.
Zalewał nas najczystszą formą miłości i troski. Potem zasiadł na fotelu,
ciesząc się pięknem bhadżanów i
pozostawał w stanie czystej świadomości, ćajtanji, być może myślał lub
robił coś dla kogoś daleko za horyzontem.
Po arathi,
raz jeszcze przeszedł równym krokiem pomiędzy wielbicielami i wrócił do swojej siedziby.
Miałam serce
wypełnione takim szczęściem i ekscytacją, że pobiegłam do ojca, żeby opowiedzieć
mu o swoich doświadczeniach. W taki oto sposób przeżyłam kilka przepięknych dni
w Puttaparthi wraz z tatą, wujkiem, bratem Rasaradżą, bratową i ich synem Paritoszem.
Uzdrowiony
na ciele, wypełniony Duchem
Na równi z darszanem,
głównym powodem naszej wizyty był zabieg kardiologiczny czekający mojego ojca w
Instytucie Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai w Prasanthigram. Przez
półtora roku ojciec poddawany był w szpitalu regularnym badaniom i na kilka
miesięcy przed końcem 2000 r. otrzymał list z zawiadomieniem o operacji.
Dla mojego ojca,
Chaitanja Das Thakura, badania kontrolne i operacja były tylko środkiem do „częstszych
daszanów Mistrza”.
Naukowiec, Jamia Millia Islamia, New Delhi
„To boskie zaproszenie”, mówił z radością. Jest oddanym wielbicielem Bhagawana Baby od lat siedemdziesiątych i zachwycałam się jego spokojnym podejściem do operacji. Chcę naśladować jego ideały i podejście do życia.
pan Chaitanja Das Thakur
Spędzałam w
Prasanthi piękne dni, uczestnicząc w darszanach. W międzyczasie tata
miał szczęście otrzymać padanamaskar i wibhuti bezpośrednio od
Pana. Pokazał mi każde miejsce związane z życiem i misją Sai Baby – rzekę Ćitrawati,
Kalpawrikszę – drzewo spełniające życzenia, Muzeum Ćaitanja Dźjoti – Świadomość
Światła, miejsce Jego urodzenia itd. Sprawił mi tym ogromną radość.
Musiałam wrócić
do domu po osiemnastu błogich dniach w Puttaparthi, ale ojciec został, czekając
na operację. Dotarłam do domu rankiem szóstego listopada 2000 r. i byłam
zdziwiona widząc przygotowania do dwunastogodzinnej sesji bhadżanowej, mającej trwać od
18:00 do 6:00 rano. Zorganizowała ją mama, aby modlić się o szczęśliwy wynik
operacji ojca.
Początkowo
operację wyznaczono na siódmego listopada. Członkowie naszej rodziny i poszerzona
rodzina Sai modlili się za jej pomyślny wynik z ufnością i oddaniem. Jednak
termin operacji został przyspieszony o jeden dzień, o czym nie wiedzieliśmy.
Telefony komórkowe i e-maile nie były wtedy w powszechnym użyciu.
Chociaż mój brat
Rasaradż był w Puttaparthi, aby opiekować się ojcem, nie został również poinformowany
o zmianie terminu i złożyło się tak niefortunnie, że musiał zaopiekować się
żoną, która zachorowała i trafiła do szpitala ogólnego.
W Instytucie
Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai nie przeprowadza się operacji bez pisemnej
zgody rodziny lub opiekuna. Zbliżał się wyznaczony termin zabiegu, a lekarze i
pielęgniarki szukali mojego brata.
Ojciec, ze łzami
w oczach i wiarą w sercu, oddał wszystko Boskiemu Mistrzowi: „Baba, do tej pory
towarzyszyło mi mnóstwo ludzi, ale w tym ważnym dniu nie ma przy mnie nikogo,
więc Ty się mną zaopiekuj. Proszę, bądź przy mnie”.
W tym czasie
uduchowione, podnoszące energię bhadżany przez całą noc wypełniały nasz dom w
Odisie. Mama, z sercem rozświetlonym modlitwą, podawała obiad mieszkańcom
wioski. Pomagała jej w tym i dodawała odwagi młodzież z Organizacji Sai,
pragnąca, by pozostała silna do dnia operacji, mającej się odbyć, jak
myśleliśmy, następnego dnia.
Gdy nadszedł czas
operacji, jeden ze znanych kardiologów z Instytutu Wyższych Nauk Medycznych Śri
Sathya Sai powiedział do mojego ojca: „Skoro Swami doprowadził pana do tego
etapu, to później również się panem zaopiekuje! Proszę się nie martwić. Teraz
ja za to odpowiadam i jestem pana opiekunem. Być może taka jest wola boska”.
Mówiąc to podpisał się jako opiekun. Zespół lekarzy rozpoczął
operację po wtarciu w pierś ojca wibhuti. Towarzyszyła temu modlitwa z
głębi serca. Każde uderzenie jego serca było wspierane przez rytm bhadżanów
rozbrzmiewających w naszym domu.
Około 21:00, gdy
wciąż trwała sesja bhadżanowa, doszło do pięknego cudu. Do naszego domu
wszedł starzec z torbą w ręku i powiedział: „Proszę, dajcie mi jeść”.
Mamę i młodzież z
grupy służebnej zdziwił widok tego obcego człowieka i jego dziwne zachowanie.
Mimo to uznali go za honorowego gościa, zgodnie z zaleceniem pism świętych:
„Traktuj gościa jak Boga – Atithi Dewo Bhawa”. Podano mu chleb, sos i budyń
ryżowy. Twarz nieznajomego jaśniała boską aurą. Zjadł zaledwie jeden lub dwa
kęsy chleba z sosem i odrobinę budyniu. Resztę oddał czekającemu na zewnątrz
psu.
Chociaż posiłki
podawały trzy lub cztery kobiety, Starzec, zanim odszedł, zwrócił się do mojej
mamy i powiedział: „Matko, słyszałem że odprawiasz ofiarę za pomyślną
operację Babu – tu wskazał na fotografię ojca. Nie martw się. Przebiegła
szczęśliwie”.
Wszyscy patrzyli
na niego ze zdziwieniem, a mama pomyślała: „Kim jest ten starzec? Jak mnie
rozpoznał? Operacja jest wyznaczona na jutro. Jak może mówić, że przebiegła pomyślnie?”.
Pomimo zaskoczenia wszyscy odnosili się do niego z szacunkiem i
pożegnali go z wdzięcznością. Wychodząc pobłogosławił zebranych i poprosił o jedną
rupię, jako ofiarę, po czym odszedł mówiąc, że musi udać się do pobliskiej
świątyni Śiwy. Zniknął w jednej chwili.
W krótkim czasie,
kiedy był, nasz dom napełnił się w cudownym zapachem świętego masła ghee i każdy
z nas na zawsze zapamięta bijący z jego twarzy blask.
Następnego ranka
sesja bhadżanowa dobiegła końca i do tego czasu operacja ojca zakończyła się
sukcesem.
Powrót do zdrowia
był tak szybki, że następnego dnia został wypisany ze szpitala i udał się
natychmiast do świątyni na darszan Baby.
W Sai Kulwant Hall członkowie Sewa Dal wskazali mu krzesło, ale tata
wolał jak zwykle siedzieć na podłodze.
Miłosierny
Pan powoli podszedł do mojego ojca. Uśmiechając się słodko, ofiarował mu padanamaskar
i zmaterializował dla niego wibhuti. Ten pełen miłości gest upewnił ojca,
że jest pod opieką Swamiego i napełnił go spokojem. Czuł się tak, jak gdyby
Swami powiedział do niego: „Choroba nigdy nie dotyka serca będącego stałą siedzibą
Swamiego”.
Uradowany
współczuciem Mistrza, ojciec ofiarował się boskim stopom swego Pana.
Znaki
niezmierzonej łaski Boga
Z tym pięknym zdarzeniem
w naszym życiu wiążą się dwie inne ciekawe opowieści.
Kilka miesięcy
przed operacją odbyła się w Tikraparze, dzielnicy Balangiru, w której mieszkaliśmy,
przełomowa ceremonia bhumi pudża, uświęcająca ziemię, na której
wzniesiono potem świątynię Sai.
Podczas tej uroczystości spadło
nagle zdjęcie Swamiego, dotknęło lampy i przepaliło się w miejscu, gdzie znajdowało
się Jego serce. Dziurka miała kształt niewielkiego kółka. Bardzo nas to
zasmuciło, ponieważ było to najlepsze zdjęcie jakie mieliśmy. Mimo to wciąż
trzymaliśmy je w pokoju modlitewnym. Dopiero później zdaliśmy sobie sprawę, że
być może Swami chciał nam w ten sposób powiedzieć, że zabrał sercowy problem
mojego ojca.
Inna wskazówka miała miejsce w święto narodzin Pana Kriszny, na miesiąc przed operacją. Moi dziadkowie byli gorącymi wielbicielami Pana Radhy Madhawy i służyli Mu przez całe życie. Naśladowało ich w tym następne pokolenie, a moja rodzina czule opiekowała się Panem Madhawą w naszym rodzinnym sanktuarium.
autorka (z prawej) z rodzicami