Jak święta została Boginią
Historia Andal
Wiele lat temu w
nieformalnej rozmowie z panią Rani Subramanjam, szczerą poszukiwaczką duchową,
Bhagawan powiedział: „Nie musisz dużo czytać! Czytaj to, co cię inspiruje.
Kolejni autorzy zmylą cię tylko odmiennymi punktami widzenia. Wielkie dyskusje
filozoficzne i intelektualne nie mają żadnej wartości. Jeśli chcesz czytać, studiuj życie świętych. Mogą być wyznawcami
różnych religii: chrześcijaństwa, islamu czy hinduizmu. Przeszli ten szlak i
dotarli do celu duchowej podróży. Ich ścieżka jest czysta. Poznali znajdujące
się na niej pułapki i przeszkody. Ich życie ukaże ci mogące wystąpić problemy i
jak ostatecznie stali się dobrym przykładem”.
Bhagawan
nieustannie powtarza to studentom. Być może dlatego w każdym wystawianym przez
nich przedstawieniu znajduje się epizod z życia wywyższonych wielbicieli i sług
Pana. W Radiu Sai postanowiliśmy także się tym zająć. W czwartek 7 stycznia
2016 r. zapoczątkowaliśmy cykl audycji pod tytułem „Święci duszą Indii”. Pierwsza
dyskusja dotyczyła świętej, o której pamiętamy szczególnie o tej porze roku i
okazujemy jej wielki szacunek, zwłaszcza na południu Indii. 17 grudnia 2015 r.
rozpoczął się święty miesiąc lunarny nazywany margazhi lub dhanurmasam. (od połowy grudnia do połowy stycznia).
Pan Kriszna mówi w Bhagawad Gicie: „Jeśli wśród rzek jestem Gangą, to wśród
miesięcy jestem margazhi”. To
niewątpliwie bardzo sprzyjający czas. Podczas tych trzydziestu dni ludzie,
zwłaszcza pochodzący z Tamil Nadu, składają wiele ślubów, gorąco się modlą i
regularnie recytują święty hymn „Tiruppawai” – ponadczasowy traktat o oddaniu,
podarowany nam przez dziewczynkę, która się urodziła jako czarujące dziecko i
została naszą ukochaną boginią – świętą Andal.
Jej życie jest zdumiewającym
połączeniem gorącej miłości Radhy i całkowitego poddania się Miry; szaleństwa
na punkcie Jego formy i doświadczania Jego wszechobecności przez Mirę; szalonej
tęsknoty za miłością Kriszny, jak u Radhy i chwalebnym połączeniem się z
Ukochanym jak u Miry. Jak do tego doszło i jaką niesie to dla nas lekcję jest
przedmiotem rozmowy pierwszego odcinka tego cyklu, odbytej pomiędzy Bishu Prusty
z Radia Sai i panią Lalithą Shekhar, woluntariuszką Radia Sai.
Święte narodziny Andal
Bishu Prusty: Poznając jej historię odkryłem, że życie
Andal na ziemi było bardzo tajemnicze. Została znaleziona w Srivilliputhur pod
krzakiem tulsi (bazylii). Pan
Wisznućitta, który ją adoptował, był Alwarem[1],
jednym z dwunastu wielkich świętych Wisznizmu południowych Indii. Uświadomiłem
sobie, że obecność tych dwunastu posłańców, z których powszechnie pamiętana i
czczona jest Andal, przypada w historii Indii między 400 a 900 r. n.e., kiedy zanikał
wpływ buddyzmu i dżinizmu na społeczeństwo. Obie religie kładły nacisk na życie
bez pragnień i ascetyzm, a w tamtych czasach świat nie podążał w tym kierunku.
Za ludzi „podążających ścieżką duchowości” byli uważani tylko ci, którzy
wyrzekli się domu, rodziny i wszelkiego rodzaju ziemskiego szczęścia.
Wraz z pojawieniem
się bezgrzesznych Alwarów, ludzie zaczynali widzieć, że można żyć w świecie
kochając Boga do szaleństwa i że Bóg może stać się częścią wszystkich
codziennych czynności na każdym etapie ziemskiego istnienia. Duchowość
przestała dzielić życie i wniosła błogość we wszystko co robili.
Lalitha Shekhar: Demonstrowali swoim postępowaniem, że są w
świecie, lecz nie pozwalają światu wnikać w siebie.
Bishu Prusty: Dokładnie tak! Bhagawan mówi: „Ręce w
społeczeństwie, głowa w lesie”. Możemy robić cokolwiek, tylko skupiajmy się na
Wiecznym.
Lalitha Shekhar: Czyńmy wszystko z miłością do Boga i traktujmy
jako ofiarę dla Niego.
Bishu Prusty: Kiedy Wisznućitta odnalazł ją pod krzakiem tulsi, to tak naprawdę został do niej
przyciągnięty.
Lalitha Shekhar: Czy ma znaczenie to, że znalazł ją właśnie pod
tulsi?
Bishu Prusty: Bez wątpienia! To wskazuje na jej boskie
pochodzenie. Krzak tulsi jest czczony
w Indiach jako bogini. Na przykład w stanie Odisha wielbi się go jako Panią
Brindawati, którą kobiety przystrajają sari, bransoletkami itd. i odprawiają
przed nią różne rytuały.
Lalitha Shekhar: Podobnie jest w Tirupati. Bez względu na to
ile klejnotów nosi Pan Wenkataraman, to najbliższa jest mu, jak mówią, girlanda
z liści tulsi. To Jego codzienna,
podstawowa ozdoba.
Bishu Prusty: Te tradycje zostały nam przekazane przez
starożytnych mędrców, którzy byli wielkimi uczonymi. Niewiele osób wie, że tulsi wspaniale oczyszcza powietrze. W
przeciwieństwie do innych roślin, które wydzielają cząsteczki tlenu dwuatomowe,
tulsi wydziela ozon[2],
który posiada cząsteczki trójatomowe. To jedyna roślina na świecie emitująca
dodatkowy atom tlenu. Mędrcy stwierdzili: „Trzymaj w domu tulsi, a twój dom będzie czysty”.
Podobnie nie
każdy wie, że Ganges zawiera w sobie o 25% więcej tlenu niż inne rzeki. Nie
potrafią wyjaśnić tego naukowo współcześni uczeni, nazywając to „czynnikiem X”
Gangi.
Nawet jeśli nauka
nie dostarczyła nam dowodów, to myślę, że będzie mądrze aby postępować zgodnie
z radami świętych, udokumentowanych w naszych Pismach.
Zatem, to naprawdę znaczące, że Andal, z woli Pana, została znaleziona pod krzakiem tulsi. Wisznućitta, jak sugeruje jego
imię, miał umysł należący do Wisznu. Tak więc Andal zamieszkała w domu
wypełnionym świadomością Kriszny.
Lalitha Shekhar: Mówi się, że Wisznućitta był zatopiony w
Krisznie bez względu na to co robił. Kiedy poruszał kołyską dziewczynki lub
karmił ją, wyobrażał sobie, że jest Matką Jaśodą, a ona maleńkim Gopalą.
Nazywał ją wtedy Kothai, piękną. Wyrastając w takiej atmosferze, Kothai w naturalny
sposób pokochała Krisznę.
Bishu Prusty: Przypominam sobie czasy w akademiku, gdy
Bhagawan przybywał tam fizycznie. Bez względu na to, co robiliśmy –
śpiewaliśmy, pracowaliśmy, biegaliśmy czy intonowaliśmy – naszym jedynym celem
było zbliżenie się do Swamiego i zyskanie kolejnej niezapomnianej chwili
bliskości z Nim. To dlatego chcieliśmy być lepszymi pieśniarzami, sportowcami,
aktorami i malarzami. To były prawdziwe zawody, wskazujące tego, który modli
się najżarliwiej, chcąc zyskać uwagę Pana.
Lalitha Shekhar: Takie życie staje się wyrzeczeniem.
Bishu Prusty: Tak, cokolwiek robiliśmy, staraliśmy robić
to jak najlepiej. Staraliśmy się być, dla Pana, jak najlepsi. Chociaż darszan był codziennością, kiedy Swami
był fizycznie, każdy starał się być pod każdym względem lepszym.
Lalitha Shekhar: Bóg jest zawsze najlepszy. Swami był dla
nas przykładem.
Bishu Prusty: Kothai wzrastała w podobnej atmosferze. Jej
ojciec plótł girlandy z kwiatów do świątyni Wisznu w Srivilliputhur, w której
był kapłanem. Kothai stopniowo przejęła od niego zadanie tworzenia uroczych
girland. W akademiku, gdzie przygotowywaliśmy posiłek dla Swamiego, jeden z
chłopców smakował go, aby sprawdzić, czy został dobrze przyrządzony.
Lalitha Shekhar: Tak samo było u nas. Zanim cokolwiek trafiało
do Pana, musiało być doskonałe.
Bishu Prusty: Ktoś pięknie powiedział, że czasami ulegamy
błędnemu przekonaniu, że jeśli czegoś nie dotkniemy, to pozostanie to doskonale
czyste. Nie wiemy, czy w wodzie z Gangesu ofiarowanej Panu nie ma wydzieliny
ryb. Podobnie, nektar z kwiatka mogła już pić pszczoła, czy mleko, które
dostaliśmy, nie było resztką zostawioną przez cielaka. Jak więc możemy być
kiedykolwiek pewni czystości produktu?
Lalitha Shekhar: Swami powiedział kiedyś: „Zanim ofiarujesz
to Panu, twoje zmysły się tym cieszą. Widzisz to, wąchasz, czujesz… Czystość produktu
nie jest tak ważna jak czystość intencji. Naprawdę liczy się serce, kryjące się
za ofiarą”.
Girlandy dla Pana
Bishu Prusty: Kothai plotła girlandę, a po ukończeniu zakładała
sobie na szyję. Patrzyła w lustro i oceniała: „Czy jest ładna? Czy wyglądam w
niej ładnie? Czy jeśli Bóg zechce mnie jutro zobaczyć, to czy będę tak piękna
jak mogę być?”. Każdego dnia odczuwała nową potrzebę wyglądania najpiękniej dla
Pana.
Kiedy girlanda
wyglądała na niej wspaniale, była zadowolona, ponieważ wiedziała, że równie
wspaniale będzie zdobiła Pana. Każdego dnia sprawdzała girlandę i umieszczała
ją w koszyku ojca, a ten zanosił ją do świątyni. Ale Wisznućitta nic o tym nie
wiedział.
Pewnego dnia, gdy
chciał złożyć Panu girlandę w ofierze, ujrzał na niej włos. Doznał wstrząsu,
uważając to za świętokradztwo. „Jak mogę obdarzyć Pana sprofanowaną girlandą?”.
Zrozpaczony, wrócił do domu i uplótł nową, a potem przystroił nią Pana. Teraz
był zadowolony. Ale tej nocy Pan przyszedł do niego we śnie i powiedział: „Wisznućitto, co to za girlandę ofiarowałeś
mi dzisiaj? Nie ma na niej zapachu Kothai! Pragnę tylko tych girland, które
noszą jej zapach. Proszę, zabierz tę”.
Lalitha Shekhar: Pan patrzy tylko na czystość naszych myśli
i intencji.
Bishu Prusty: Tak. Przedmioty ofiarowane są dla Boga
nieistotne. Ważna jest jedynie czystość oddania. Od tamtej chwili nazywano
Kothai „Andal – Ta, która podbiła serce Pana”.
Lalitha Shekhar: Niedawno usłyszałem piękną historię. W Prasanthi
Nilayam, w dawnym szedzie Ganeszy,
mieszkała starsza pani. Któregoś dnia zapragnęła ofiarować Swamiemu orzechy
areki. W tamtych czasach Bhagawan żuł paan[3].
Zerwała więc kilka liści betelu i kilka orzechów, zapakowała je w małą płócienną
torebkę i udała się do mandiru.
Ludzie na
werandzie, widząc jej zabrudzoną torebkę i zmięte sari, nie dawali jej wielkich
szans na przyciągnięcie uwagi Swamiego, ponieważ Bhagawan jest bardzo
zasadniczy, jeśli chodzi o czystość. Jednocześnie nie chcieli jej rozczarować.
Powiedzieli więc do niej: „Matko, jest mało prawdopodobne, że Swami zejdzie teraz
na dół, ale jeśli chcesz dalej czekać, to usiądź sobie”.
Bhagawan udał się
na obiad. Zwykle odpoczywał po nim. Kobieta siedziała i czekała. Biorąc pod
uwagę jej zaawansowany wiek, zmęczona czekaniem, przysnęła. Nagle otworzyły się
drzwi od pokoju Swamiego i Pan zszedł. Ruszył prosto do niej, delikatnie ją
obudził, a potem kojącym głosem zapytał: „Matko,
gdzie są liście betelu i orzechy, które dla mnie przygotowałaś?”. Szybko
się podniosła. Była zaskoczona widząc Swamiego tak blisko. Ponownie zapytał o paan. Z pośpiechem wyciągnęła czarną
poplamioną torebkę i próbowała ją otworzyć. Nie potrafiła jednak tego zrobić,
poruszona Jego widokiem. Wtedy Swami z wielką słodyczą odebrał ją od niej i z
uśmiechem wyjął liść betelu i orzech i włożył je do ust. Pochwalił ją za
przygotowanie tak dobrego paanu!
Bishu Prusty: Jakie to wzruszające! Przywodzi na myśl
Sudamę i Śabari z naszych świętych pism.
Lalitha Shekhar: Przedtem tylko czytaliśmy takie historie, a
teraz mamy z nimi do czynienia. Właściwie z niezliczonymi takimi zdarzeniami.
Bishu Prusty: To prawda. W 1990 r. w Prasanthi Nilayam
odbywał się trzydniowy festiwal muzyczny, na którym wystąpili przed Bhagawanem
wirtuozi indyjskiej muzyki klasycznej.
Pewnego wieczoru,
kiedy Bhagawan wracał do audytorium Poornachandry, które w tym czasie było Jego
siedzibą, zobaczył starszą panią siedzącą z dala od tłumu. Skinął na nią. Miała
ze sobą niewielką torbę. Kiedy podeszła bliżej, wyciągnął rękę i niemal wyrwał torbę.
Towarzyszący mu chłopcy ofiarowali się ją nieść, ale Swami kategorycznie
odmówił i przyciskał ją do piersi.
Gdy znalazł się w
pokoju, wezwał studentów, którzy z Nim mieszkali i poprosił, aby usiedli.
Podekscytowany otworzył torebkę. Były w niej orzeszki ziemne. Swami z wielką
radością rozrywał ich łuski i dawał chłopcom orzechy do zjedzenia. Trwało to
dłuższą chwilę. Podłoga pokryła się łupinami orzeszków, ale Swamiego to nie obchodziło.
Nie przejmował się także graną na scenie muzyką. Te orzechy były dla Niego
całym światem.
Później jeden ze
studentów zaczął dociekać, skąd wzięły się te szczęśliwe orzechy. Odkrył, że ta
pani od wielu lat uprawia je, zbiera i praży specjalnie dla Bhagawana. Teraz w
Puttaparthi są tłumy wielbicieli, więc ona zagląda tu sporadycznie. Jednak za
każdym razem, kiedy jest w Prasanthi Swami ją dostrzega bez względu na to gdzie
usiadła i prosi o torbę.
Lalitha Shekhar: Dlatego mówi się: „Bhagavanthudu Bhavapriyudu – Pana poruszają jedynie uczucia”.
Bishu Prusty: Przypominam sobie kolejny piękny epizod,
też z lat dziewięćdziesiątych, który się wydarzył podczas obchodów Daśary.
Pewnego wieczoru miało miejsce kulturalne wydarzenie, podczas którego wielcy
poeci i wybitni znawcy literatury w telugu[4]
popisywali się doskonałą biegłością w tym języku. Swami polecił przynieść dla
każdego z nich tron, taki na jakim sam siedział. Słuchaczy zachwyciły ich
umiejętności i spontaniczne tworzenie dzieł literackich.
Pamiętam, że
ludzie słuchali ich jak zaczarowani, jednak Swamiego po prostu tam nie było. „Podróżował”
– ponieważ przez większość czasu miał zamknięte oczy, a Jego ręka pozostawała
mistycznie uniesiona. Oczywiście, kiedy program dobiegł końca, nagrodził ich
prezentami i był to wielki sukces.
Następnego dnia
odbyło się „kawi sammelan – zebranie
poetów” przygotowane przez studentów – piętnastu chłopców przedstawiło własne
wiersze. Posługiwali się różnymi językami – od asamskiego, angielskiego i bengalskiego do gudżaratu, orija, hindi i malajalam.
Tego dnia Swami zaangażował się całym sercem. Słuchał ze skupioną uwagą każdej
pieśni i każdego poematu. Niecierpliwie czekał na następne. Gdy spotkanie
dobiegło końca, wszedł z wielką radością na scenę, poprosił o przyniesienie szali,
a potem osobiście zakładał na studentów. Ukoronowaniem tego była chwila, gdy z
uśmiechniętą twarzą rozwinął ostatni szal, włożył go sobie na ramiona i stał
się jednym z nas. Cóż to była za scena! Potem przywołał do siebie wszystkich początkujących
poetów i pozował z nimi do zbiorowej fotografii. W ramionach Pana wszyscy się
stali jednością. To było takie ekscytujące!