Duchowość naszej rodziny ograniczała się do
celebrowania świąt oraz wielbienia wizerunków Boga i bożków. Oddawanie im czci
i składanie ofiar z małych zwierząt, było dla mnie bardzo prymitywne. Odsunąłem
się więc od hinduizmu uznając go za religię oddającą hołd bożkom.
W dzieciństwie nie miałem żadnego przewodnika
ani w ziemskich ani w duchowych sprawach. Ponieważ nikt nie potrafił
odpowiedzieć na moje pytania, postanowiłem sam sobie radzić w odkrywaniu kim
jestem i kim jest Bóg. Gdy miałem siedem lub osiem lat pewien mężczyzna z
naszej wioski został chrześcijaninem i opowiadał nam o Jezusie. Chrześcijanie wierzyli,
że Jezus jest drogą do Boga, co mnie zainteresowało. Jeśli pójdziemy za Nim, pomoże nam nieść
ciężar ziemskiej egzystencji. Zaakceptowałem tę religię jako ścieżkę prowadzącą
do odkrywania Najwyższego. Starsza siostra mojej mamy i jej mąż, którzy mnie
zaadoptowali, również byli chrześcijanami. Pewna kobieta obiecała, że jeśli
będę się modlił do Jezusa, to mój ojciec chorujący na astmę zostanie uzdrowiony.
Podobało mi się przesłanie Jezusa o miłości, ale miałem problem z koncepcją, że
Jezus jest jedyną drogą do Boga. Mimo to modliłem się w sercu do Boga Ojca, o
którym mówił Jezus. Byłem jednak przekonany, że na innych ścieżkach religijnych
są również oświeceni ludzie.
Mój ojciec był dobrym człowiekiem i zanim
przeszedł na chrześcijaństwo zapraszał do siebie religijne osoby na wykłady o
indyjskich eposach. Miał nawet w domu kieszonkowe wydanie Bhagawad Gity w
języku telugu. Przeczytałem ją strona po stronie. I chociaż niewiele z niej
rozumiałem, to natknąłem się na inspirującą wypowiedź Pana Kriszny, że to On jest
drogą, źródłem, substancją i obrońcą Wszechświata. Kiedy Mu się poddamy dostąpimy
wyzwolenia.
W mojej głowie pojawiło się pytanie: „Dlaczego
Kriszna mówi to samo co Jezus?”. Gdzie leży prawda? Poczułem radość w sercu
wiedząc, teraz, że Pan Kriszna złożył nam takie samo przyrzeczenie i że
hinduizm nie polega jedynie na czczeniu bożków. Stało się dla mnie jasne, że
muszę kontynuować poszukiwania Boga i prawdy. Czułem, że to jedyny sposób
pogodzenia wypowiedzi dwóch Bogów w ludzkiej postaci przebywających niegdyś na
Ziemi.
Podczas jednego ze zjazdów chrześcijańskich
mój tata bardzo cierpiał z powodu astmy. Modliłem się gorąco poprzez Jezusa do
Boga Ojca, żeby uwolnił go od tego ciężkiego ataku. Tata, zamiast poczuć się
lepiej, zmarł rano następnego dnia. To zachwiało moją nową wiarą i uświadomiło
mi tymczasowość życia i związków. Moje zainteresowanie chrześcijaństwem zaczęło
przygasać. Dlatego nigdy się nie ochrzciłem.
W tym czasie ukończyłem z wyróżnieniem szkołę
podstawową i średnią. Po maturze zostałem natychmiast przyjęty do Koledżu
Medycznego w Kurnool w stanie Andhra Pradesh. Fascynowało mnie studiowanie
embriologii i rozwój zarodka powstałego z dwóch połączonych komórek, który
powielając się tworzy skomplikowaną istotę. Dostrzegałem w tym działaniu boską
rękę. Na początku myślałem, że nauka dostarczy mi odpowiedzi na pytania o Boga.
Wkrótce jednak dostrzegłem, że zakres jej zainteresowań nie przekracza pięciu
zmysłów. W tym czasie przeczytałem objawienia szesnastowiecznego mistrza duchowego,
który opisał embriologiczny rozwój zarodka w łonie matki. Skąd ów mędrzec o tym
wiedział, skoro uczeni odkrywali tę prawdę z takim trudem? To mnie zaskoczyło.
Zaczęła przemawiać do mnie mistyczna strona duchowości oraz jej moc odsłaniania
prawdy o Bogu, naturze i człowieku.
Po otrzymaniu licencjatu z medycyny i chirurgii
przeniosłem się z żoną i dwoma synami z Indii do Stanów. Ukończyłem tam specjalizację
z anestezjologii i otworzyłem prywatą praktykę. Pomimo osiągnięć w sferze
materialnej, kontynuowałem poszukiwania Boga.
Studiowałem nauki wielu mistrzów, takich jak
Ramakriszna Paramahamsa i Ramana Mahariszi oraz spotykałem się z wieloma
żyjącymi mistrzami. W tym czasie zostałem wprowadzony w nauki Wedanty, która
jest prawdziwą esencją hinduizmu. Wedanta definiuje Boga jako Pradźńanam Brahmana, co oznacza, że
uznaje za Boga Świadomość. To do mnie przemówiło. Nie chodziło już o Jezusa,
Śiwę czy Krisznę. Dzięki Wedancie moje wewnętrzne przekonanie, że Kosmiczna
Świadomość jest Bogiem stało się bardzo wyraźne. Wyjaśnienia Adi Śankary o niedwoistej
naturze Boga, tłumaczące dlaczego Jeden przyjmuje wiele imion i form aby stać
się Wszechświatem, były fantastyczne. Moje poszukiwania Boga oraz Jego związku
z naturą i ludzkością, zrobiły milowy krok naprzód.
Chociaż Gita głosi, że Kosmiczna Świadomość,
Brahman, może na określony czas przyjąć ludzką postać, aby podtrzymać dharmę (prawość), to wciąż miałem
wątpliwości. Jak bezkresna moc może zamknąć się w formie i pozostać bezkresna?
W 1987 r. natknąłem się na książkę Sathya Sai Baby zatytułowaną „Sadhana.
Wewnętrzna ścieżka”. Jego wykłady poświęcone filozofii Wedanty były tak jasne i
proste, że byłem zdumiony. Zacząłem zamawiać wszystko, co wiązało się z Sai
Babą – książki, nagrania, co tylko znalazłem. Jego bardzo skromne życie,
podstawowe ziemskie wykształcenie, Jego mistyczne moce i wiedza na temat
uznanych na świecie pism świętych nie tylko mnie zaskoczyły, lecz również zainspirowały
do głębszych badań fenomenu Sathya Sai Baby.
Do tego momentu wedyjska koncepcja głosząca,
że osoba posiadająca wiedzę o Brahmanie poznaje wszystko, miała dla mnie
charakter metaforyczny. Niespodziewanie życie i nauczanie Sathya Sai Baby
sprawiło, że stała się realną możliwością. Skoro tak, oznaczało to, że Bóg wraz
ze wszystkimi swoimi atrybutami – takimi jak potęga tworzenia, podtrzymywania i
niszczenia – może się wcielić w ludzką formę. To było ekscytujące. Byłem gotowy
na spotkanie z Bogiem – człowiekiem.
W ostatnim tygodniu grudnia 1990 r. nasz mały
piesek, Słoneczko, wpadł do otworu odpływowego, w wyniku czego miał
sparaliżowane tylne łapki oraz stracił kontrolę nad pęcherzem moczowym i
jelitami. Po dokładnym badaniu weterynarz specjalizujący się w urazach
kręgosłupa nie znalazł przyczyny chirurgicznej tego stanu –jak złamanie kręgu
czy wypadnięcie dysku połączone z przenikliwym bólem, które można leczyć
operacyjnie – ani żadnej przyczyny medycznej, w rodzaju zatoru tętnicy
kręgowej. Po trzech lub czterech dnia jego pobytu w szpitalu weterynarz
zasugerował, abyśmy zabrali go do domu lub uśpili. Odrzuciliśmy pomysł
uśpienia. Moja żona, nasi chłopcy i ja postanowiliśmy opiekować się psiną bez
względu na wszystko, nawet gdyby miało to oznaczać, że będę musiał podjąć
dodatkową pracę, żeby pokryć koszty jego leczenia – bo jak wiadomo nie istnieje
nic takiego jak ubezpieczenie dla zwierząt. Wylaliśmy mnóstwo łez nad Słoneczkiem,
którego bardzo kochaliśmy i który kochał nas. Nagle dotarło do mnie, że jeśli
Sai Baba jest Kosmiczną Potęgą, Bogiem w ludzkim ciele, to może wysłucha naszych
modlitw i pomoże nam. Zanieśliśmy naszego pieska do pokoju modlitewnego,
umieściliśmy na ołtarzu zdjęcie Sai Baby i modliliśmy się o uzdrowienie Słoneczka.
W ciągu następnych kilku dni pies odzyskał władzę nad pęcherzem moczowym i
jelitami, całkowicie wyzdrowiał.
Po tym cudownym doświadczeniu postanowiliśmy
udać się do Puttaparthi i otrzymać darszan
Swamiego. W lutym 1991 r., w kilka dni po naszym przyjeździe, Swami podszedł do
mnie, zmaterializował wibhuti i mocno
wcisnął je kciukiem w miejsce mojego trzeciego oka. Potem dotknął mojej głowy i
pobłogosławił mnie. W tym momencie zostałem przeniesiony w wymiar wypełniony błogością
i szczęśliwością. Nie wiem co się wówczas wydarzyło, ale kiedy wróciłem do świadomości
fizycznej, Swami już odszedł. To doświadczenie przekraczało moje intelektualne
rozumienie. Pojąłem, że poza granicami królestwa intelektu istnieją wymiary,
których możemy jedynie doświadczać. Tego samego dnia Baba udzielił mojej żonie padanamaskaru. W ten sposób znaleźliśmy
się w owczarni Sai.
Pewnego razu, gdy na darszanie podszedł do mnie blisko, zwróciłem się z pytaniem:
„Swami, jestem anestezjologiem, czy mógłbym pracować w Szpitalu Super Specjalistycznym?”.
„Tak, tak”, odpowiedział. Nie miałem jednak pojęcia jak to się stanie, ponieważ
nie znałem nikogo w aszramie ani innych wielbicieli. Wierzyłem jednak niezachwianie,
że On się tym zajmie. Poradzono mi później, żebym napisał list do Swamiego oraz
do dyrektora medycznego Szpitala Super Specjalistycznego i załączył referencje.
Byłem szczęśliwy kiedy w lutym 1994 r. otrzymałem zgodę na pracę.
Pod opieką Swamiego zaczęliśmy doświadczać
cudów. Pamiętam jak pewnego dnia zapytała mnie żona: „Jesteśmy przez cały czas na
ścieżce duchowej. Dlaczego cuda pojawiają się teraz, a nie przed pokochaniem
Sai Baby?”. Odpowiedziałem jej, że boska łaska przypomina słońce. „Przedtem
kierowaliśmy modlitwy do bezpostaciowego Boga i chociaż mięliśmy Jego
błogosławieństwo, to pozostawało ono niewidoczne. Bóg w ludzkiej postaci
przypomina szkło powiększające, skupiające promienie słoneczne w jednym
punkcie, w którym podpala papier, wykorzystując do tego ciepło i światło.
Awatar obdarza łaską w skoncentrowany sposób i odpowiedzi na nasze modlitwy
stały się bardziej widoczne. To może być powodem zauważalnych teraz cudów”.
Jako anestezjolog biorę m.in. udział w operacjach
kardiologicznych, neurochirurgicznych i pediatrycznych. Jestem starszym
partnerem w zespole ponad dwudziestu lekarzy prowadzących prywatne praktyki i wykonuję
wszelkie trudne rodzaje procedur znieczulania przy różnych zabiegach
chirurgicznych.
Będąc pod opieką Swamiego, znieczulałem
ciężko chorego pacjenta do operacji pomostowania tętnic wieńcowych. Jego serce
funkcjonowało na dwudziestoprocentowej frakcji wyrzutowej – z taką wydajnością
pompowało krew. Chirurg i ja wiedzieliśmy, że czeka nas trudny zabieg. Podjęliśmy
dostępne nam środki ostrożności i przygotowaliśmy się na wszelką ewentualność.
Po przeszczepieniu tętnic wieńcowych chirurg próbował odłączyć pacjenta od
pompy płucoserce, jednak zmuszony był z tego zrezygnować. Wprowadził wewnątrzaortalną
pompę balonową wspomagającą funkcje osłabionego organu i podał kilka leków.
Mimo to serce nie podtrzymało ciśnienia krwi. Gdy ponownie instalował pompę
płucoserce, zastanawialiśmy się głośno nad innymi możliwościami. Gdyby nasze
wysiłki zawiodły, pacjent prawdopodobnie umarłby na stole.
Chirurg powiedział do mnie, że zamierza ponownie
sprawdzić przeszczepione tętnice, chociaż wcześniej wyglądały dobrze, i znaleźć
źródło powstałych problemów. Nie mogłem podać pacjentowi dodatkowych
medykamentów, ponieważ przyjął już maksymalne dawki. Kiedy chirurg kontrolował
przeszczepy, położyłem prawą rękę na czole operowanego, zamknąłem oczy i pomodliłem
się do Sai Baby. „Drogi Sai, jedynie Twoja łaska może zmienić tę sytuację.
Wszystkie nasze ludzkie wysiłki spełzły na niczym. Jeżeli pacjent i jego rodzina
zasługują na Twoją łaskę, to proszę, wkrocz w tę sprawę i pomóż nam”. W tym momencie
chirurg powiedział, że z przeszczepami wszystko w porządku i ponownie poprosił
o stopniowe odłączanie pacjenta od pompy. Niesamowite, tym razem ciśnienie krwi
utrzymywało się na stałym poziomie i nie opadało. W końcu odłączyliśmy pompę i
ciśnienie pozostało w granicach 110/70 mm Hg. Chirurg spojrzał niedowierzająco
najpierw na monitory a potem na mnie. Spytał: „Venkat, jak dokonałeś tego cudu?
Sytuacja wygląda doskonale”. Odpowiedziałem: „Nie zrobiłem nic, jedynie
pomodliłem się. Bóg odpowiedział na nasze modlitwy, to wszystko”. Nastrój na
sali operacyjnej ponownie się rozjaśnił. W myślach podziękowałem Swamiemu,
wiedząc, że sprawiła to Jego łaska.
Łaska i pomoc Swamiego stają się najbardziej
widoczne w najbardziej beznadziejnych sytuacjach. W sierpniu 1998 r. młody
człowiek po czterdziestce przeszedł poważny atak serca. Jego żona i córeczka
przychodziły do Centrum Sai.
W bardzo wczesnych godzinach rannych
mężczyzna poczuł w klatce piersiowej poważny dyskomfort. Jego brat kardiolog
zawiózł go na pogotowie i przyjął do szpitala. Cewnikowanie serca ujawniło
mocno zatkane tętnice wieńcowe. Wybrano opcję pomostowania.
Operacja trwała o wiele dłużej niż oczekiwano.
Pacjent był podłączony do pompy płucoserce przez 3-4 godziny. To bardzo długo w
porównaniu z rutynowym wszczepieniem bypassów. Po odłączeniu pompy,
anestezjolog i chirurg podali mu kroplówkę i wprowadzili pompę balonową podtrzymującą
pracę serca. Potem przewieziono go na oddział intensywnej terapii i umieszczono
pod respiratorem. W takich wypadkach jest to działanie rutynowe. Następnego
dnia okazało się jednak, że respiratora nie można odłączyć. Pacjent był
nałogowym palaczem i lekarze podejrzewali, że stąd to opóźnienie.
W ciągu następnych kilku dni stan płuc operowanego
pogarszał się. Pozostawał pod respiratorem i podawano mu środki uspakajające. W
międzyczasie przestały pracować nerki, był dializowany. Również testy wątrobowe
wypadły bardzo źle. Doszło do tego niedokrwienie jelit i musiano natychmiast
usunąć martwy odcinek. Ponieważ stan płuc nie ulegał poprawie wykonano tracheotomię
do długotrwałej wentylacji. Pacjent był niekomunikatywny i rzucał się na łóżku.
Ograniczono mu możliwość poruszania się i podawano leki uspakajające. Jego stan
neurologiczny również się pogarszał, więc wykonano tomografię komputerową,
która wykryła udar mózgu. To oznaczało, że nawet jeśli przeżyje, to niektóre
funkcje mózgowe zostaną stracone na zawsze. Rozpacz malująca się na twarzy jego żony
rozdzierała mi serce. Jej boleść pogłębiały komentarze odnoszące się do sposobu
jego leczenia. W ośrodku Sai modliliśmy się do Swamiego o pomyślność dla
chorego i jego rodziny. Córeczka pacjenta, głęboko wierząca w Swamiego, powtarzała:
„Sai Baba jest Bogiem. Tylko on może pomóc tatusiowi”.
W tym czasie żona i ja wyjechaliśmy do Indii
i udaliśmy się do Prasanthi Nilayam na darszan.
Napisałem list do Sai Baby przedstawiający sytuację chorego oraz rozpacz jego
żony i dziecka. Trzymałem ten list w dłoni, gdy Swami podszedł blisko, udzielił
mi padanamaskaru, przyjrzał się
uważnie listowi i wziął go ode mnie. Następnego dnia, gdy zadzwoniliśmy do Fort
Wayne, żeby porozmawiać z przyjaciółmi i zapytać o pacjenta, dowiedzieliśmy
się, że poprzedniej nocy jego stan tak bardzo się pogorszył, że stracili wszelką
nadzieję. Poinformowałem ich, że Swami wysłuchał naszych modlitw i wziął list.
Poprosiłem, żeby powiedzieli o tym jego rodzinie. Niechaj nie tracą nadziei.
Wróciliśmy do Fort Wayne cztery czy pięć dni
później. Po przyjeździe poszedłem do szpitala odwiedzić pacjenta. Jego żona
opowiedziała mi o krytycznym stanie męża i o nocy, podczas której się załamali.
Porównując daty ustaliliśmy, że działo się to w tym samym czasie gdy Swami
wziął ode mnie list. Następnego ranka chory był stabilny. Upewniłem ją, że
skoro Swami przyjął nasz modlitewny list, to znaczy, że włączył się w tę
sprawę. Zachęciłem ją, żeby w dalszym ciągu modliła się z ufnością do Boga.
Dałem jej święty popiół zmaterializowany przez Bhagawana, żeby nakładała go na
czoło męża. Na jej ustach zajaśniał uśmiech nadziei. W obliczu ponurych prognoz
przekazywanych jej przez lekarzy, były to prawdopodobnie jedyne słowa otuchy i
spokoju jakie wówczas usłyszała.
W ciągu następnego tygodnia poprawił się stan
płuc chorego i odłączono go od respiratora. Nerki zaczęły lepiej pracować i w
ciągu następnych kilku dni zrezygnowano z dalszych dializ. Zaczął logicznie
odpowiadać żonie, córeczce i rodzinie. Kiedy poszedłem go odwiedzić, rozpoznał
mnie i podziękował za modlitwy. Po następnych dwóch czy trzech tygodniach zaczął
jeść z apetytem i zyskał wystarczająco dużo sił, aby można go było wypisać do
domu.
Minął rok, mężczyzna z łoża śmierci, u którego
uległy uszkodzeniu różne organy, w tym mózg, wyzdrowiał. To prawdziwy medyczny
cud, który zaskakuje każdego lekarza zajmującego się tym przypadkiem. Swami wykorzystując
Swoją boską moc, obdarzył chorego łaską.
Zawsze bardzo chciałem zrozumieć przyczyny
ludzkich chorób i sposoby ich uzdrawiania. Poszedłem więc na kurs medycyny
ajurwedyjskiej Maharisziego. Miałem także okazję służyć jako medyczny dyrektor
w centrum leczenia holistycznego nazwanego ‘Oazą Odnowy Biologicznej w Fort
Wayne w Indianie’. Te doświadczenia w połączeniu z audiencjami u Sathya Sai
Baby dały mi wgląd zarówno w przyczyny powstawania chorób jak i w procesy
uzdrawiania.
Choroby pochodzą z trzech różnych poziomów:
poziomu ciała, poziomu umysłu świadomego i poziomu umysłu nieświadomego. Chociaż
mogą pochodzić z dowolnego poziomu, to bardzo często manifestują się na
poziomie ciała. Źródłem chorób występujących na poziomie ciała jest skażone
jedzenie, woda i powietrze, bakterie i wirusy oraz złe przyzwyczajenia, takie
jak palenie papierosów, picie alkoholu i życie pozostające w dysharmonii z
rytmami natury. Przyczyną chorób na poziomie umysłu świadomego jest przeważnie
stres w pracy i w domu, brak miłości i zrozumienia, nieznajomość celu życia
oraz silne negatywne emocje: chciwość, zazdrość, duma, gniew, pożądanie i
przywiązanie.
Choroby biorące się z głębokiego poziomu umysłu
nieświadomego, to m.in. zaburzenia genetyczne, autoimmunologiczne, w których
układ odpornościowy niszczy własne komórki i tkanki oraz nowotwory wynikające z
negatywnej karmy przeniesionej z poprzednich wcieleń lub nabytej we wczesnych
latach obecnego życia. Mimo, że wypływają z najgłębszego poziomu, mogą manifestować
się w umyśle świadomym i w ciele.
Choroby cielesne najlepiej leczyć środkami
medycyny alopatycznej (zachodniej) dysponującej zaawansowaną diagnostyką i różnymi
metodami terapeutycznymi. Choroby świadomego umysłu najlepiej eliminuje życie
wolne od stresu oraz miłość jako postawa wszelkich relacji. Z chorobami z
poziomu umysłu nieświadomego, których przyczyną jest negatywna karma, można
poradzić sobie z pomocą boskiej łaski przyciąganej modlitwą, wiarą, bezinteresowną
służbą i moralnym postępowaniem czyli poprzez praktykowanie prawdy, prawości w
postępowaniu, spokoju, miłości i niekrzywdzenia. Dlatego czasami po wypróbowaniu
i odrzuceniu wszystkich sposobów leczenia, wielbiciele z chorobami
terminalnymi, nieuchronnie prowadzącymi do śmierci, przychodzą do Swamiego, a
On uzdrawia ich samym dotykiem lub wzrokiem. Oto boska moc pracująca z
najgłębszego i niedostrzegalnego poziomu.
W 1997 r. u wieloletniego wielbiciela Sai Baby
zdiagnozowano zaawansowaną chorobę wieńcową. Ponieważ był człowiekiem zamożnym,
postanowił pojechać do Stanów i tam przejść operację. Jednak jego żona, oddana
wielbicielka Swamiego, pragnęła otrzymać błogosławieństwo Baby zanim cokolwiek zrobią.
W odpowiedzi na jej modlitwy Baba zalecił mężczyźnie operację wszczepienia bypassów
w Szpitalu Super Specjalistycznym w Parthi. Zgodnie z Jego wolą zostałem wybrany
do podania mu anestetyku – leku do znieczulenia ogólnego, natomiast operację
miał przeprowadzić kardiochirurg ze Stanów.
W dniu operacji Swami wszedł do sali operacyjnej,
pobłogosławił leżącego na stole pacjenta, a potem położył rękę na mojej głowie,
pobłogosławił mnie i dotknął zmaterializowanego przez Siebie łańcuszka, który
nosiłem na szyi. Wyszedł i usiadł na krześle, obserwując wszystko przez
oszklone drzwi. Wprowadzenie anestetyku przebiegło gładko, pacjent był
stabilny. Wyszedłem powiedzieć o tym Sai Babie i otrzymałem padanamaskar. Potem Swami pobłogosławił
ponownie moją głowę i powiedział: „Podczas operacji śledź uważnie ciśnienie
krwi i poziom cukru”.
Gdy podłączono pompę ciśnienie krwi pacjenta
zaczęło opadać, aż osiągnęło stan zerowy. Moje starania podniesienia go przy
pomocy leków nie przyniosły rezultatu. Bardzo skoncentrowany, zacząłem prosić
Babę o łaskę, modląc się w myślach i śpiewając Sai Gajatri. Nagle poziom ciśnienia
krwi zaczął się podnosić i poszedł w górę przekraczając wielkość 250/120 mm Hg.
Moje wysiłki zredukowania go przy pomocy leków ponownie zawiodły, więc wróciłem
do modlitwy i do mantry Sai Gajatri. Ciśnienie krwi zareagowało i zaczęło
opadać. Ta huśtawka trwała przez dłuższą chwilę. W międzyczasie chirurg, nie
zważając na to, przeprowadzał zabieg wstawiania bypassów. Amplituda ciśnienia
krwi zaczęła stopniowo zmniejszać się, kiedy operacja zbliżała się do finału. Jednocześnie
poziom cukru podniósł się bardzo wysoko. Aby go obniżyć do dopuszczalnej wielkości,
do pompy płucoserce wprowadziłem insulinę. W końcu operacja dobiegła końca i pacjent
był stabilny. Odłączyliśmy pompę bez przeszkód.
Mimo to wciąż miałem obawy co do wyniku
zabiegu. Obawiałem się hemiplegii, jednostronnego paraliżu ciała, ze względu na
ekstremalnie wysokie ciśnienie krwi lub poważnej utraty pamięci, wywołanej
niebezpiecznie niskim ciśnieniem, blokującym przez krótką chwilę dopływ krwi do
mózgu. Obserwowałem go bardzo uważnie.
Obudził się po dwóch godzinach i mogliśmy go
ekstubować, to znaczy usunąć rurkę do oddychania, przez którą respirator
dostarczał mu tlen. Zaraz potem ofiarował mi złożonymi dłońmi ‘namaste’, aby
wyrazić swoją wdzięczność. Wskazałem mu zdjęcie Swamiego i poprosiłem, żeby pokłonił
się Jemu. Byłem bardzo szczęśliwy, ponieważ poruszał wszystkimi kończynami i
miał jasny umysł. Ponownie podziękowałem Swamiemu za ingerencję. Minęło kilka
dni zanim ustabilizowaliśmy poziom cukru i ustaliliśmy dawkę insuliny. Pacjent wydobrzał
bez żadnych komplikacji.
W ciągu dwudziestoletniego praktykowania
anestezjologii nigdy nie byłem świadkiem takich wahań ciśnienia krwi podczas
operacji serca. Wiedziałem, że tylko miłość Swamiego ustrzegła wielbiciela od
poważnych komplikacji, ponieważ żaden z podanych przeze mnie leków nie
zadziałał na czas. To przykład problemów zdrowotnych wywołanych złą karmą,
którą odwróciła łaska.
W 1994 r. również doświadczyliśmy ingerencji
Sai Baby w Szpitalu Super Specjalistycznym. Kardiolog z grupy amerykańskiej
poprosił mnie o pomoc podczas reanimacji, gdyby pojawiły się trudności w poszerzaniu zwężonych i zablokowanych
żył przy użyciu cewników balonowych. Serce pacjenta było bardzo słabe i chory
mógł nie przeżyć. Gdyby popadł w kłopoty wywołane rozdarciem arterii lub
przemieszczeniem się płytek wewnątrz tętnicy, doprowadziłoby to do poważnego
ataku serca, a nawet do śmierci. Jedyną metodą uratowania go byłaby natychmiastowa
operacja, która mogła zakończyć się zgonem.
Arteria wieńcowa, którą należało rozszerzyć,
była bardzo kręta. Kardiochirurg musiał wprowadzić w nią najpierw przewód
doprowadzający, a potem przesłać nim cewnik balonowy i rozszerzyć naczynie.
Arteria była jednak tak skręcona i wąska, że nie mógł go wsunąć. Nie chciał
robić tego na siłę w obawie przed pęknięciem i rozerwaniem naczynia oraz przed
przesunięciem się płytek. Na chwilę przerwał zabieg. W tym momencie postanowiliśmy
pomodlić się do Baby o pomoc. Trzykrotnie powtórzyliśmy „Sai Ram”. Potem kardiolog
ponownie zaczął wprowadzić przewód. Tym razem przesunął się gładko. W ciągu
kilku minut wprowadził cewnik balonowy i rozszerzył zwężenie. Byliśmy ogromnie
szczęśliwi, ponieważ operacja przebiegła bez kłopotów.
Następnego dnia na darszanie Swami podszedł blisko, spojrzał na nas i powiedział: „Wczoraj
wieczorem mieliście problemy z cewnikiem i musieliście wezwać Swamiego. Swami
przybył na ratunek”. Byliśmy niezmiernie szczęśliwi słysząc te słowa. Upewniły
nas, że kiedy modlimy się bezinteresownie, Bóg nas wysłuchuje i obdarza łaską
pozwalającą uniknąć katastrofy i komplikacji. To bezsprzeczny dowód
wszechobecności Swamiego.
Gdy znalazłem się pod opieką Awatara –
ucieleśnienia Boskiej Miłości, moje życie i praktyka zawodowa uległy zmianie.
Chociaż byłem wegetarianinem przed pójściem do koledżu medycznego, tam ulegając
namowom, zacząłem jeść mięso. Poznawszy Swamiego wróciłem bez wielkiego wysiłku
do wegetarianizmu. Zacząłem uważniej przyglądać się swoim myślom, mowie i uczynkom,
ponieważ wiedziałem, że Swami jest świadkiem wszystkiego. Nawet kiedy pracuję
czy wykonuję najlepiej jak potrafię inne swoje obowiązki, to przez cały czas w
głębi umysłu pamiętam o Swamim, powtarzam Jego imię lub śpiewam bhadżany.
Przynosi mi to dużo spokoju i rzadziej angażuję się w dramaty wywołane przez
ego.
Od kiedy jestem ze Swamim mam bez wątpienia
więcej współczucia i zrozumienia dla obaw i lęków pacjentów. Dzięki temu mogę
im przynieść ukojenie i pocieszenie. Kolega chirurg przedstawia mnie pacjentom
w taki oto sposób: „To najsympatyczniejszy lekarz w Fort Wayne i doskonały
anestezjolog”. Czuję, że te komplementy należą się Swamiemu, a nie mnie. To
Swami wydobył ze mnie te cechy.
Zanim moi pacjenci udadzą się na salę operacyjną,
sugeruję, żeby się pomodlili. Podczas rozmowy wzywam w bezdźwięcznych modlitwach
łaskę Bhagawana i błogosławię ich, życząc im szybkiego powrotu do zdrowia.
Zgodnie z zasadami uzdrawiania holistycznego wprowadzam ich umysły w stan
spokoju i radości, zanim jeszcze odczują ulgę wywołaną znieczuleniem. Puszczam
im spokojną muzykę, wprowadzającą komunikat podprogowy, że wynik operacji będzie
bardzo dobry. Upewniam się, że nikt na sali operacyjnej nie wyraża się
negatywnie o skutkach zabiegu, myśląc, że pacjent śpi. Po operacji niemal
wszyscy pacjenci raportują mi, że przeżyli w znieczuleniu wspaniałe
doświadczenie. To daje mi mnóstwo zawodowej satysfakcji i zawsze odmawiam modlitwę
wdzięczności do Swamiego, dziękując za prowadzenie i pomoc. Wierzę, że bardzo
ważna jest prośba o boskie przewodnictwo i błogosławieństwo przez rozpoczęciem
operacji. Przenosząc ciężar odpowiedzialności z naszych ramion na Boga, możemy
naprawdę cieszyć się pracą.
Swami wysunął na czołowe miejsce postawę
służenia. Obecnie niosę pomoc w bezpłatnej klinice i wraz z innymi członkami
ośrodka Sai w Fort Wayne pomagam ludziom starszym, wykluczonym i głodnym. Z
łaską Swamiego wznieśliśmy w naszej rodzinnej, indyjskiej wiosce budynek szkoły
średniej przeznaczony dla tutejszej młodzieży. Obowiązuje w nim program Wychowanie
w Wartościach Ludzkich. Mieliśmy też możliwość zainicjowania przemysłu w
ubogim, rolniczym rejonie Telangany, będącego częścią stanu Andhra Pradesh i
zapewnienia pracy zasługującym na nią biednym ludziom. Swami umożliwił też
naszej rodzinie sponsorowanie nauki kilku osieroconych dzieci hinduskich.
Podarował mi także pracę w Szpitalu Super Specjalistycznym w Parthi. Swamiego
nigdy nie męczy przypominanie nam, że służba dla Boga dokonuje się poprzez
pomaganie bliźnim oraz wszystkim istotom we Wszechświecie.
Cuda w medycynie mogą inspirować nas do
poszukiwania odpowiedzi i zrozumienia procesów uzdrawiania zachodzących w
złożonej ludzkiej istocie. Rzeczywiste uzdrowienie ma miejsce wtedy, gdy boska
energia Atmy płynąca swobodnie przez powłoki: fizyczną, fizjologiczną, emocjonalną,
intelektualną i błogości, przynosi pełnię każdej z nich. Lekarze są jedynie
pośrednikami. Pacjent i lekarz mogą wspólnie pracować nad usuwaniem przeszkód
na drodze swobodnego przepływu boskiej energii. Dokonuje się to dzięki łączeniu
współczesnej medycyny alopatycznej z medycyną holistyczną, taką jak ajurweda i
homeopatia. Wzywana modlitwą boska łaska, w połączeniu z wymienionymi systemami
leczniczymi, prowadzi do doskonałego zdrowia.
To zrozumienie wnosi w moją praktykę zawodową
mnóstwo ekscytacji i inspiracji, pozwala mi cieszyć się pracą. Odczuwam ją jako
wielbienie Boga i czuję płynące z niej błogosławieństwo. Kiedy kontempluję
transformujące zdarzenia z mojego życia, w uszach dźwięczą mi słowa Swamiego:
Obowiązek wykonywany bez miłości jest godny
ubolewania.
Obowiązek wykonywany z miłością jest pożądany.
Miłość bez obowiązku jest boska.
tłum. J.C.