Życie jest wyzwaniem, podejmij je!Fragmenty książki Joy Tomas, cz. 4Rozdział 6Ganapati – ten, który niszczy przeszkody
Ganapati jest kimś bardzo specjalnym. Wcześniej
nie wiedziałam o Nim nic, z wyjątkiem tego, że usuwa przeszkody. Ktoś mi kiedyś
powiedział, że grupy podróżnych przedzierających się dawniej przez dżunglę,
wysyłały przodem słonie, żeby odsuwały na bok krzewy i zwalone drzewa, tworząc
w ten sposób ścieżkę. Wiem, że trąba słonia posiada do tego odpowiednią
wielkość i siłę. Dlatego wydaje mi się logiczne, że przeszkody usuwa bóstwo z
głową słonia.
Moją pierwszą reakcją na figurkę Ganeszy był
zachwyt wywołany jej pięknem. Czerwone kamienie, które tworzą Jego szatę, są
zachwycające na złotym tle. Nie byłam pewna, dlaczego Baba wybrał dla mnie
właśnie taki podarunek. Kiedy Raye ponownie prosił o wyleczenie moich kolan,
Swami stwierdził: „Wiem, wiem, nie lubi siedzieć na wózku inwalidzkim”.
Wkładając mi w ręce posążek, powiedział, że „Ganapati leczy wszystkie choroby,
pokonuje wszelkie trudności, rozwiązuje każdy problem i usuwa każdą przeszkodę”.
Oczywiście, ten mały złoty Bóg tańczy stojąc z gracją na palcach, chociaż jest
korpulentny i ma wielki brzuch. Czy ma dla mnie jakieś przesłanie?Wręczając mi tę małą statuetkę, Baba polecił:
„Włóż ją do torebki”, co posłusznie uczyniłam. W Puttaparthi zapytał mnie, co
noszę w tej ‘bazarowej torebce’. Pomyślałam wtedy, że uważa ją za dziwaczną.
Znajomi szybko poinformowali mnie jednak, że ‘bazarową torebkę’ zabieramy ze
sobą na bazar, kiedy chcemy zrobić zakupy. Tak oto przewiozłam Ganapatiego z
Madrasu do Kalifornii w ‘bazarowej torebce’ zawieszonej na szyi i znajdującej
się blisko serca. W samolocie zaczęłam uświadamiać sobie działanie Ganeszy. Na
monitorze oglądałam film bez jakichś szczególnych wartości artystycznych czy
filozoficznych. Dlatego, kiedy siedzące przede mną dzieci dwukrotnie wstały z
foteli i zasłoniły mi ekran, przestałam się nim interesować. Jednak w miarę rozwoju
akcji moja ciekawość wzrosła i zaczęłam oglądać go uważniej, ponieważ ukazywał proces
rozwiązywania trudności. W pewnym momencie dzieci znowu się podniosły. Tym
razem miałam wrażenie, że będą tak stały bez końca. Traktując to jako żart,
wzięłam do ręki torebkę z Ganeszą i powiedziałam: „Ganeszo, z pewnością możesz
coś z tym zrobić”. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu dzieci opadły na siedzenia
jak podcięte. Nie ruszyły się z nich aż do zakończenia filmu.Opowiedziałem Rayowi o tym, co się wydarzyło.
Mieliśmy pokusę, aby uznać to za zwykły zbieg okoliczności. A jednak dzieci
przeszkadzały mi w oglądaniu i problem został usunięty… Co miałam myśleć? Czyż
tak trywialne drobiazgi nie powinny nudzić Ganeszy? Kolejne wydarzenie miało
miejsce, gdy opuszczaliśmy Maui[1].
Spędziliśmy tam tydzień, wypoczywając i próbując zrozumieć przepiękne doświadczenia,
którymi pobłogosławił nas Swami.Przy wylocie z Maui dowiedzieliśmy się, że
możemy odebrać bagaże w Honolulu, lub dalej, w Los Angeles. Zajmowanie się
bagażami w Honolulu byłoby wielkim utrudnieniem, ponieważ terminal obsługujący
wyspy, na którym mieliśmy wylądować, znajdował się w dużej odległości od
terminalu międzynarodowego, z którego mieliśmy odlecieć. Zdecydowaliśmy się
więc na Los Angeles. Po odprawie na kontynent usiedliśmy w niewielkiej
poczekalni znajdującej się przy bramce odlotów. Zapytałam Raya czy zechciałby
sprawdzić, czy nasze bagaże znalazły się w samolocie – po prostu, żeby się
upewnić. Raye wrócił mówiąc, że bagaże nie przyleciały. Kilka agencji zaoferowało
odesłanie ich następnym lotem za dwa dni.Po podaniu numerów tabliczek bagażowych,
nazwisk, adresu domowego i numeru telefonu, weszliśmy na pokład. Kapitan
poinformował nas, że za chwilę odlatujemy. Do Raya podszedł steward, aby mu
powiedzieć, że mimo starań personelu nasze bagaże nie dotarły. Ponownie wzięłam
do ręki woreczek z figurką Ganeszy i powiedziałam: „Zrobiliśmy wszystko, co
można. Reszta należy do Ciebie”.W chwilę później ponownie usłyszeliśmy głos
kapitana. Powiedział, że na panelu sterowania zapaliła się lampka wskazująca na
awarię i w związku z tym czeka nas opóźnienie, ponieważ trzeba sprawdzić co się
stało. Po pięciu minutach kapitan uspokoił nas, że wszystko jest w porządku i
zaraz wystartujemy. W tej samej chwili steward, który wcześniej rozmawiał z Rayem,
podbiegł do niego i powiedział: „Panie Tomas, panie Tomas, jesteśmy szczęśliwi
mogąc zawiadomić pana, że pańskie bagaże są już na pokładzie. Zostały dostarczone
podczas tej krótkiej przerwy i umieszczone w luku bagażowym”. Raye i ja spojrzeliśmy
na siebie pytająco. Czy to kolejny zbieg okoliczności? Tym razem wydarzenie nie
było tak banalne jak poprzednie, ale nie było też spektakularne. Zaczęłam się
zastanawiać, czy moje proszenie Boga o pomoc w zwykłych, codziennych sprawach
jest właściwe. Czy tego właśnie chciał nauczyć mnie Baba?Po przyjeździe do
Los Angeles z wdzięcznością odebraliśmy bagaże. Dzięki drogim przyjaciołom,
którzy przyjechali na lotnisko autem, po raz pierwszy od dwóch miesięcy
zasnęliśmy we własnych łóżkach. Następnego ranka czekała na mnie góra
korespondencji, nadchodzącej od chwili naszego wyjazdu. Obok pięknych kart
bożenarodzeniowych od kochających przyjaciół oraz innych pomyślnych wiadomości,
znalazła się koperta ze złowieszczymi słowami umieszczonych w lewym górnym
rogu: ‘Urząd Podatkowy USA’. Znając straszliwe historie opowiadane przez ludzi
mających do czynienia z tą instytucją, otworzyłam kopertę z lekkim uczuciem
niepokoju. Wiedziałam, że nie może być w niej nic złego, ponieważ Baba nauczył
nas wspierać ojczyznę hojnie i z radością. Raye i ja zawsze rozumieliśmy
wartość tego gestu. Urząd mógł jednak zabrać nam wiele cennego czasu, co nie
byłoby dla nikogo z korzyścią. Okazało się, że
list był zaadresowany do „Jacka D. i Jo D. Richardsów, wykonawców ostatniej
woli Shirley Jean Kennedy”. Shirley, moja przyjaciółka i współpracowniczka, opuściła
ciało w 1974 r., powierzając nam zadanie opiekowania się jej czternastoletnią
córką i zarządzania pozostawionym majątkiem. Mój mąż, Jack, zmarł w 1976 r.
Kiedy wzięłam ślub z Rayem, sąd wyznaczył go na kolejnego powiernika. Kiedy w
1985 r. córka Shirley skończyła dwadzieścia pięć lat, przekazano jej
aktywa funduszu, a fundusz został zlikwidowany. List z urzędu podatkowego
stawiał pytanie, dlaczego Jack i ja nie złożyliśmy zeznania za 1988 r. Najwyraźniej
w dokumenty rządowej agencji wkradło się zamieszanie. Uważałam, że problem da
się rozwiązać przez telefon. Jednak wybierając podany w liście numer,
nieustannie słyszałam sygnał zajętości. W końcu poprosiłam Ganeszę o Jego
łaskawą pomoc. Ostateczna data kontaktu minęła przed naszym przyjazdem do domu,
więc starałam się dodzwonić możliwie jak najszybciej.Poprosiwszy
Ganeszę o pomoc, ponownie wybrałam numer telefonu, czując się pewna siebie. Mimo
to sytuacja nie uległa zmianie. Telefon wciąż był zajęty. Ponieważ tym razem
naprawdę czekałam na pomoc, więc byłam trochę rozczarowana. Po likwidacji
funduszu wyrzuciliśmy na śmietnik pudełka pełne dokumentów, myśląc, że
orzeczenie sądu i zatwierdzenie ostatecznego rozliczenia zamykają sprawę.
Wydawało się niemożliwe, żebym mogła znaleźć cokolwiek, co mogłoby teraz nam
pomóc. Postanowiłam jednak, że zamiast siedzieć przez cały dzień przy
telefonie, rozpocznę poszukiwania. Podeszłam do biurka, w którym trzymaliśmy
dokumenty i wysunęłam dolną szufladę. Włożyłam do niej rękę i niemal natychmiast
wyciągnęłam potrzebny mi akt. W ciągu kilku chwil odpowiedziałam na wszystkie
pytania urzędu podatkowego i podałam wszelkie informacje, mogące pomóc w
wyjaśnieniu sprawy.Myśląc o tym wydarzeniu
zastanawiałam się, czy Ganesza naprawdę mi pomógł – przecież prosiłam Go o coś
innego. Kiedy mój przyjaciel Jim Masa przyniósł dwa bardzo dobre artykuły poświęcone
Ganeszy, dowiedziałam się, że Ganesza nie tylko oczyszcza szlaki dharmicznej
aktywności, ale blokuje również nieprawidłowo wybrane drogi. Wiele osób
upewniało mnie, że rozmowa telefoniczna niczego by nie rozwiązała. Konieczna
była odpowiedź pisemna. Kilka tygodni później otrzymałam bardzo uprzejme pismo
z urzędu podatkowego, stwierdzające, że przesłane przeze mnie informacje były
wystarczające do wyjaśnienia tego nieporozumienia. Kolejnym
wyzwaniem przed jakim stanęliśmy po powrocie do domu był rozładowany akumulator
w naszym aucie. To nic nadzwyczajnego, skoro przez cały rok stało nieużywane w
garażu. Raye jak najszybciej pojechał do warsztatu i kupił nowy. Jednak następnego
ranka znów nie mogliśmy uruchomić samochodu. Raye, z coraz gorszym skutkiem,
wielokrotnie próbował uruchomić silnik. Ponieważ siedziałam w środku i
słuchałem tych odgłosów, poprosiłam Ganeszę o pomoc. W odpowiedzi na
przekręcenie kluczyka silnik jedynie westchnął. Słysząc jak otwierają się drzwi
auta wiedziałam, że Raye się poddał i zamierza połączyć kable, żeby wywołać
szybki zapłon. Mimo to jeszcze raz przekręcił kluczyk i nagle motor zaczął bez
wysiłku pracować. Usłyszałem jak pyta: „Wezwałaś Ganeszę?”.Okazało się, że
samochód jest sprawny, ale kupiony poprzedniego dnia akumulator jest wadliwy. Zgodnie
z opinią, z takim akumulatorem nie mógł w żadnym wypadku ruszyć.Była to jedna z
tych rzeczy, do której Baba odnosi się mówiąc: „Cokolwiek się stanie, musiało
się zdarzyć”. Zaczęłam sobie uświadamiać, że Baba wzmacnia naszą wiarę w Boga Miłości,
pragnącego pomóc każdemu w najdrobniejszych nawet trudnościach. Wydała mi się także
bliższa idea „nieustannego modlenia się”. Podczas interview Swami powiedział
grupie, że „modlitwa jest wszystkim”. Moje krótkie modlitwy do Ganeszy były
modlitwami błagalnymi – niewłaściwymi, jak mnie przekonywano. Zwykle w
modlitwach wielbię, adoruję i wychwalam Boga. Baba zdawał się wskazywać mi, tak
jak wskazywał to innym, że „każdy rodzaj modlitwy jest dobry”. Oczekiwał ode
mnie równowagi, akceptacji i nieosądzania różnego rodzaju rozmów z Bogiem.
Wierząc, że mam Ojca kochającego każdą żywą istotę, Saiszę panującego nad wszelkimi
okolicznościami ludzkiego życia, dbającego o mnie i strzegącego mnie jak
źrenicę oka – to być może będę się do Niego zwracać z prośbami, nie zapominając
jednak o modlitwach oddających Mu cześć i wielbiących Go. Jezus upominając
faryzeuszy, że pomijają tak ważne sprawy jak wiara, rzekł: „(…) dajecie dziesięcinę
z mięty, kopru i kminku, lecz pomijacie to, co ważniejsze jest w prawie:
sprawiedliwość, miłosierdzie i wiarę. To zaś należało czynić, a tamtego nie
opuszczać”[2].*****************„Jakie mógłbym mieć inne zadanie niż obdarzanie
was łaską? Wchłaniacie ją w siebie oglądając, słuchając i dotykając Boga. Kiedy
to, co oddzielne stapia się ze sobą, tworzy jedno. Nie traktujcie mnie jako
kogoś dalekiego, lecz jako bardzo bliskiego. Nalegajcie, żądajcie, wołajcie do
Mnie o łaskę. Nie wychwalajcie mnie i nie czcijcie, nie płaszczcie się przede
mną. Przynieście mi swoje serca i zyskajcie moje serce. Nikt z was nie jest mi
obcy. Złóżcie mi obietnicę, a ja złożę wam swoją. Ale najpierw sprawdźcie, czy
wasza obietnica jest prawdziwa, szczera i czysta. To wystarczy”.Sathya Sai BabaSai Awatar, t.2„Winajaka usuwa wszelkie przeszkody i
umożliwia działanie. Winajaka głosi także prawdę, o swoich boskich rodzicach –
Parameśwarze i Parwati, którym zawdzięcza swoje życie, i u których szuka pomocy.
Nazywany jest także Ganapatim, Panem gun, które kontroluje dzięki swojej
inteligencji. To inne znaczenie Jego imienia”. „Oczyśćcie serca, aby Pan
Ganesza mógł obdarzyć je łaską. Jeśli serca nie wypełniają takie wartości jak
miłość, współczucie czy wyrozumiałość, to na nic nie zda się wykształcenie, znajomość
pism świętych i wszelkiego rodzaju wielbienie”.Sathya Sai BabaDyskurs wygłoszony w mandirze
Prasanthi Nilayam 10.08.1984 r.„Przywiązanie, emocje i skłonności prowadzą
do uprzedzeń, podziałów i iluzji, ukrywając prawdę i obniżają poziom
inteligencji. Przywiązanie jest chorobą. Kierując się emocjami nie staniecie
się joginami. Jogin jest wolny od ulubieńców, upodobań i zamiłowań. Kiedy
przywiążecie się do kogoś, kiedy nabędziecie przyzwyczajeń i będziecie naśladować
innych, trudno wam będzie się od tego uwolnić”.„Staniecie się tacy jak ten biedny mieszkaniec
wioski, który wskoczył do wzburzonej przez powódź rzeki, żeby wyciągnąć z niej,
jak myślał, zwój dywanów, który okazał się niedźwiedziem, unoszonym przez
rozpędzony nurt. Niedźwiedź tak mocno schwycił wieśniaka, że ten nie mógł mu
uciec. Ludzie rzucają się na każdą szansę zyskania tego, co uważają za skarb. W
rezultacie zostają schwytani i uwięzieni”.„Święci uczą, że ludzie są dziećmi nieśmiertelności,
depozytariuszami pokoju, radości, prawdy i sprawiedliwości, a także władcami
zmysłów. Oczywiście, człowiek musi mieć pewne pragnienia, pewną tęsknotę za komfortem,
pewną chęć zyskania zadowolenia. Powinien jednak przypominać chorego poszukującego
lekarstwa. Lekarstwem na pragnienie jest napój. Trzeba, żeby jedzenie, picie,
dach nad głową i ubranie zajmowały podrzędne miejsce wobec potrzeb ducha oraz konieczności
panowania nad emocjami, pasją i impulsami”.„Pragnienia zaspokojenia tego rodzaju potrzeb
człowieka muszą przyjąć pozycję soli i pieprzu na stole, zajmujących wobec dań
niższe miejsce. Nie zjecie więcej, a nawet tyle samo, soli co pokarmu. Podobnie
wasze wysiłki zapewnienia sobie dobrobytu i komfortu powinny w wystarczającym
stopniu podtrzymywać wasze praktyki duchowe – ani mniej, ani więcej…”.„Rozszerzajcie miłość i obejmujcie nią tak
wielki krąg istot, jak to tylko możliwe. Godne pochwały jest przywiązanie
pogłębiające miłość do narodu, religii i kraju. Staje się ono toksyczne, kiedy
zamiast miłości kreuje nienawiść do innych społeczności, do innych religii i do
innych państw. Kochajcie swoją religię, aby praktykować ją z większą wiarą.
Kiedy każdy praktykuje swoją religię z miłością i wiarą, na świecie nie ma nienawiści.
Wszystkie religie opierają się na uniwersalnej miłości. Kochajcie ojczyznę, aby
była silna, szczęśliwa i kwitnąca i stała się areną praktykowania
najszlachetniejszych cech człowieka”. Sathya Sai BabaSathya Sai Speaks, t.5Rozdział 7Test
przywiązania do dóbr materialnychDwudziestego
trzeciego grudnia 1982 r. Baba zwrócił się do grupy wielbicieli zaproszonych
na interview: „Co jest najcenniejszą rzeczą na świecie?”. Wymieniliśmy miłość i
ludzkie istoty, ale Baba stwierdził, że to nie są te rzeczy. W końcu ktoś rzucił:
‘diamenty’, a ktoś inny: ‘złoto’. Baba zareagował na to kolejnym pytaniem: „Kto
przywiązuje wagę do diamentów i złota?”. Zrozumieliśmy wtedy, że diamenty i
złoto, podobnie jak wszystko inne, mają tylko taką wartość, jaką im nadamy.
Gdyby człowiek ich nie pragnął, nie miałyby większej wartości od ołowiu i kamieni.Zastanawiając się
później nad tą dyskusją zrozumiałam, że moim zdaniem najważniejszymi rzeczami
na świecie są rzeczy noszone, pobłogosławione i stworzone przez Swamiego. Na
szczęście nigdy nie musiałam określać ich wartości w dolarach, chociaż z
trudnością uniknęłam tego na przejściu granicznym w Stanach. Zawsze byłam
przekonana, że żadna suma pieniędzy nie zastąpi darów ofiarowanych mi przez Sai
Babę. Są dla mnie bezcenne.Ludzie gubią talizmany
stworzone przez Bhagawana lub ktoś im je odbiera. Wiem również, że niektórzy
uważają, że wolno im korzystać z usług
jubilerów, kiedy Jego cenne podarunki zostają uszkodzone. Kilka lat temu
uszkodziłam pierścień zmaterializowany dla mnie przez Swamiego. O coś go
zaczepiłam i wyrwałam złotą podobiznę Sai z podstawy uformowanej z pańczalohy[3].
Pocieszałam się wizją, w której Baba reperował mi pierścień. Żeby uchronić go
przez kolejnymi usterkami, nosiłam go na łańcuszku na szyi. Potem jednak miałam
okazję zapytać dr. Johna Hislopa, jak by postąpił w podobnej sytuacji, a on
beztrosko odpowiedział, że zaniósłby go do złotnika i naprawił. Myśl o
pozostawieniu pierścienia u nieznajomej osoby wydała mi się tak odpychająca, że
zaniosłam go do przyjaciółki wytwarzającej biżuterię i poprosiłam o pomoc. Przytwierdziła
złotą podobiznę
do pańczalohy, ale ta wkrótce ponownie
odpadła. Gdy modliłam się do Baby o prowadzenie, przypłynęła do mnie myśl, żeby
uszczelnić krawędź jasnym lakierem do paznokci. Zrobiłam to i pozbyłam się
dalszych możliwych niedogodności.
Kiedy Baba stworzył delikatny i piękny posążek Ganapatiego, Raye i ja staraliśmy się ze wszystkich sił uchronić go przed uszkodzeniem. W domu trzymaliśmy go na stole ofiarnym pod szklaną kopułą. Zabierając go ze sobą, ostrożnie wkładaliśmy go do ‘bazarowej torebki’ i podróżował na moim sercu.