Służenie człowiekowi jest służeniem Bogu
Historia o tym, jak swami Karunjananda zamieszkał z Bhagawanem Śri Sathya Sai BabąCzęść I
Swami Karunjananda jest prawdopodobnie jedynym wielbicielem, który przyszedł do Swamiego w wieku sześćdziesięciu lat, a mimo to udało mu się przez cztery dekady pozostawać przy Panu i pełnić przy Nim służbę. Dla gości przyjeżdżających regularnie do Puttaparthi w latach siedemdziesiątych, osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych widok swamiego Karunjanandy był czymś zwyczajnym. Z radością zrezygnował z organizacji służebnej, którą budował od podstaw, ponieważ pragnął znaleźć ostateczne spełnienie. Otrzymał błogosławieństwo podążania za Bhagawanem, osłaniania Go parasolką, trzymania pustego naczynia, w którym Pan manifestuje chwałę wibhuti, bycia przy Nim i podróżowania z Nim do odległych miejsc. Jest to historia niezwykłej namiętności służenia Bogu i boskiej na to zgody.
Gdy Swami przybywa do miasta
Chmury uśmiechały się szeroko zalewając strugami deszczu świeżo posadzony ryż, mango, nerkowce i trzcinę cukrową w żyznym dystrykcie Wschodniej Godawari w stanie Andhra Pradesh. Rzeka Godawari silnie przybrała. Przypominała podekscytowaną dziewczynę tańczącą i podskakującą na widok ukochanego. Natura nałożyła jej świeżą, zieloną szatę, usianą miliardami kolorów. Pierwszy wrzesień 1958 r. był w tym regionie dniem wielkiej radości, ponieważ Bhagawan Śri Sathya Sai Baba przekroczył rzekę i zawitał tutaj! Baba podróżował z Puttaparthi do Radżamundry, uważanej często za stolicę stanu Andhra Pradesh. Tysiące mieszkańców miasta zebrało się w Muzeum Okręgowym, gdzie Baba miał przemawiać. Wśród oczekujących znalazł się również sześćdziesięcioczteroletni pan, cieszący się ogromnym szacunkiem ze względu na swoją działalność filantropijną i socjalną. Przyszedł ze swoim mentorem i gurudżim, swamim Śri Malajalą. Miał po raz drugi ujrzeć Sai Babę w swoim rodzinnym mieście.
Przed przemówieniem Baby, przez godzinę śpiewali bhadżany. Tego dnia dyskurs Baby był zarówno prosty jak i bardzo głęboki. Poruszył i zainspirował tego dżentelmena, podobnie jak pozostałych słuchaczy. Baba po prostu wezwał ich do kultywowania spokoju umysłu i prawości oraz do udziału w namasmaranie czyli powtarzaniu boskiego imienia. Spotkanie dobiegło końca i ludzie zaczęli wychodzić. Ów dżentelmen wraz z towarzyszącym mu guru ruszył w stronę drzwi. Nagle usłyszał swoje imię. „Karunjanando! Karunjanando…”. Odwrócił się i zobaczył, że woła go Baba!
Instynktownie pokłonił się, chociaż Baba był od niego o trzydzieści dwa lata młodszy. Swami Śri Malajala spoglądał na to z radością. Zrozumiał, że jego zadanie dobiegło końca – uczeń osiągnął przeznaczenie. „O co chodzi, Swami? Jak mogę Ci pomóc?, zapytał swami Karunjananda. „Jadę do Kakinady. Czy chcesz pojechać tam ze mną?”. Pytanie było spontaniczne i serdeczne. Odpowiedź pojawiła się natychmiast: „Tak Swami. Będę szczęśliwy”. Była 19:30 i swami Karunjananda również wystąpił ze spontaniczną prośbą: „Proszę, odwiedź Dżiwa Karunja Sangam”. „Thappaka”, odpowiedział Baba. „Z pewnością tam się udam”. Tak więc, zamiast wyruszyć do miast we Wschodniej Godawari, Bhagawan Baba odwiedził Gowthami Dżiwa Karuna Sangam i pobłogosławił tamtejszych pracowników i pensjonariuszy. To poruszyło swamiego Karunjanandę. Sangam – zwykle tłumaczony jako ‘stowarzyszenie’ lub ‘towarzystwo’ – był jego życiem. Czuł się z nim związany, ponieważ bezinteresownie i z benedyktyńską cierpliwością budował go i wspierał. Widok innej osoby przejawiającej tę samą pasję i entuzjazm poruszył tego przeszło sześćdziesięcioletniego człowieka. Karunjananda pamiętał dzień w 1956 r., kiedy miał podobny przywilej podróżowania ze Swamim do Kakinady. Gdy śpiewał bhadżany, Swami powiedział do niego: „Karunjanando, klaszczesz ze wszystkimi siedząc tutaj przede mną. Ale nadejdzie czas, gdy będziesz mnie oglądał jedynie z daleka”. Ze sposobu w jakim tłumy tłoczyły się wokół Swamiego, Karunjananda był pewien, że w przyszłości taki czas niewątpliwie nastąpi.Pamiętna podróż Wczesnym rankiem Swami wyruszył w objazd Wschodniej Godawari, zaczynając od Mirthipadu, wioski położonej 14 km od Radżamundry. Swami Karunjananda siedział z Nim w samochodzie. Kilka następnych dni podróży miało stać się punktem zwrotnym w życiu swamiego Karunjanandy. W Mirthipadzie Swami natychmiast nawiązał kontakt z zebranymi tam wieśniakami. Jego przesłanie było proste i płynęło z serca do serca. Karunjananda zrozumiał, że Sathya Sai nie był kaznodzieją. Był nauczycielem; nawet więcej, był Boskim Guru!
Gdy samochód
pędził przed siebie, Swami wzbudził podziw Karunjanandy rozmawiając z nim
przyjaźnie. „Śpiewasz bhadżany,
Karunjanando?”. „Tak, Swami. Uwielbiam śpiewać bhadżany i piosenki. Mojemu sercu szczególnie bliskie są pieśni
Ramadasa”. „Zaśpiewaj mi którąś”.
Zamknąwszy oczy, Karunjananda zaczął śpiewać dla Swamiego. W miarę
jak pieśń się rozwijała, doświadczał tej samej radości co Ramadas śpiewający
dla Ramy. W tej chwili błogości Karunjananda przypomniał sobie coś, co nim
poruszyło. Przypomniał sobie swój pierwszy darszan
Swamiego. ‘Przypadkowo’ miał miejsce w Badraćalam – w 1936 r.! Wujek Swamiego i Jego
siostra Wenkamma zabrali dziesięcioletniego Sathyę do Badraćalam na
pielgrzymkę. Ludzie oddani Bogu zawsze potrafią rozpoznać Boskość i dlatego
mieszkańcy tego świętego miasta przyjęli Sathyę z szacunkiem i oprowadzili w
procesji, głosząc, że jest synem Boga! Karunjananda przyglądał się temu z zainteresowaniem
i myślał sobie: „Kto nie jest synem bożym? Wszyscy są synami bożymi!”. Nie wiedział, że to tylko połowa prawdy. Sathya
wyraził ją później w Swoim własnym niepowtarzalnym stylu: „Jestem Bogiem… jeśli
zbadacie swoje serca, uświadomicie sobie, że również jesteście Bogiem”. Wielbiciele z
Badraćalam niezachwianie wierzyli, że Pan Rama odwiedzi ich w epoce kali jugi,
jak to przyrzekł synowi tej ziemi, Ramadasowi. Wizyta młodziutkiego Sathji w
1936 r. i kolejne Jego wizyty były wypełnieniem tego przyrzeczenia! Samochód pędził
przed siebie, a Swami pogłębiał podziw odczuwany przez Karunjanandę.
Przypomniał mu trudności, jakie napotkał we wczesnym dzieciństwie. Karunjananda
był po prostu oczarowany, gdy Sai Baba wyrażał mu Swoje współczucie i okazywał,
że go docenia. Skąd Swami znał zdarzenia z jego życia? Skąd znał epizody, które
miały miejsce niemal trzydzieści lat przed Jego narodzinami w 1926r.? Prawdę mówiąc,
Wenkatasubbia (imię swamiego Karunjanandy w dzieciństwie) był bardzo
szczególnym dzieckiem. Jak tylko nauczył się mówić, odczuwał i wyrażał
współczucie. Pewnego dnia, gdy miał trzy latka i ssał pierś mamy, zauważył
zasmucone dziecko. „Mamo, dlaczego on płacze?”. „Jest głodny, a jego matka jest
chora i nie może go nakarmić”. „Już się najadłem. Proszę, nakarm go mamo”. Matka
Wenkatasubbia z uśmiechem podniosła zapłakane dziecko i podała mu swoją pierś.
Szczerość serca syna wzbudzała w niej dumę! Matka odegrała swoją rolę we wpajaniu
synowi boskich wartości. Kilka lat później jeden z chłopców obraził i uderzył w
szkole małego Wenkatasubbię. Był to ten sam chłopiec, na widok którego
otworzyło się serce Wenkatasubbii i skłoniło go do wyrzeczenia się porcji
matczynego mleka! Wenkatasubbia nalegał na ukaranie chłopca. „Mamo, albo
ukarzesz go sama, albo poskarżysz się jego mamie, żeby go ukarała”. Były lata
dziewięćdziesiąte XIX wieku. W Indiach niemal każdy rodzic używał kija, żeby
ukarać dziecko i to nie tylko w przenośni. Nie żałowano rózgi i dzieci nie były
zepsute! I na szczęście nie było sądów, do których dzieci mogłyby ich pozwać. Matka, idąc z
Wenkatasubbią w stronę domu chłopca, zobaczyła na drodze wściekłego psa. „Synu,
co zrobisz, jeśli ten pies cię ugryzie?”. „Będę musiał wziąć lekarstwo, mamo”. „Dobrze.
Czy jednak ugryziesz psa?”. Wenkatasubbia zatrzymał się. Był wystarczająco
inteligentny żeby zrozumieć, czego uczy go matka. „Wróćmy do domu, mamo. Zemsta
niczego nie rozwiązuje”. Było to tak, jak
gdyby dobra karma zgromadzona w kilku jego żywotach oraz pobożne środowisko w
jakim się wychował skumulowały się w dobrym losie Karunjanandy, obdarzając go
szczęściem towarzyszenia Panu w podróży. Nigdy nie zapomniał tej trwającej
przez cały tydzień podróży. Trzeciego września Swami odwiedził wioskę Thoredu,
Biccawole, Kattamuru i Samarlakotę, zanim dotarł do Peddawaram, gdzie wygłosił
dyskurs dla dużego zgromadzenia ludzi. Jego przesłanie poświęcone było sile
fizycznej, umysłowej i duchowej. Był to prawdziwy cud, że pomimo nieustannych deszczy
i powodzi Baba trzymał przykrą pogodę z dala od wszystkich miejsc w których się
zatrzymywał i w których przemawiał! Jego odwiedziny przyczyniły się w dużej
mierze do wyciszenia paniki wzbudzonej przez powodzie. Prema Godawari – Rzeka
Miłości skłonił ludzi do zapomnienia o Purna Godawari – wzburzonej rzece!
Karunjananda nie był pod tym względem wyjątkiem. Podróż zmieniła go w pobożnego
wielbiciela Baby. Pragnienie ponownego spotkania Bhagawana Baby było bardzo
mocno zakorzenione w jego sercu i tylko czekał na okazję.Umysł potrzebuje wielokrotnych zapewnień Następnego roku
Karunjananda postanowił odwiedzić Swamiego w Puttaparthni podczas święta
Śiwaratri, w towarzystwie kilku osób z Dżiwa Karunja Sangam. Towarzystwo
wyjechało z Radżamundry dwoma dżipami, furgonetką i autem. Przejechali około 650 km do Ćittor, gdzie
stowarzyszenie miało swoje biuro. Stamtąd Karunjananda postanowił pojechać do
Puttaparthi autobusem. Gdy dotarł do
Horsley Hills, zrobiło się bardzo zimno. Widok kobiet i dzieci cierpiących w
rozklekotanym autobusie powiększył dyskomfort Karunjanandy. Sytuacja jeszcze
się pogorszyła, gdy autobus zepsuł się w środku nocy! Kiedy umysł się martwi i
ciało jest napięte, często ma miejsce sprawdzian wiary. Karunjananda był rozgoryczony.
Czekając na naprawienie pojazdu, dał upust swoim wątpliwościom. „Dlaczego ci tak
zwani guru stawiają nas w takiej sytuacji? Dlaczego przebywają tylko w górach?
Dlaczego nie znajdą sobie siedziby w miejscach dostępnych dla zwykłych ludzi?
Ileż osób cierpi z tego powodu!”. Kierowcy udało
się naprawić autobus i dowieźć pasażerów o drugiej w nocy do Mudigubby.
Karunjananda czekał tam do rana, żeby złapać następny rozklekotany autobus do
Bukkapatnam. Jak gdyby nie było to wystarczająco trudne dla
sześćdziesięciopięcioletniego człowieka, musiał jeszcze wytrzymać wstrząsy wozu
zaprzężonego w woły, którym jechali do Puttaparthi. Parthi okazała się wioską z przeszłości. Brakowało w niej
podstawowych rzeczy i Karunjananda musiał traktować naczynie z zimną wodą,
która zapewniła mu kąpiel w domu Satjammy, jak luksus! Czcigodny Kasturi
poinformował Swamiego, że Karunjananda przyjechał na darszan z Radżamundry. Swami natychmiast go wezwał i zapytał:„I cóż, Karunjanando! Co nowego? Ile masz samochodów?”. Zaintrygowany tym
dziwnym pytaniem, Karunjananda pokłonił się Sai Babie i powiedział:„Swami, dlaczego mamy rozmawiać teraz o samochodach?”. Ale Bhagawan
nalegał: „Nie, nie. Ile masz samochodów?”. Uczony, Wirabadra
Sastry, który również przyjechał na Śiwaratri, ofuknął Karunjanandę: „Skoro
Swami cię pyta, dlaczego nie odpowiadasz?”.„Cóż, dobrze! Swami, mam dwa dżipy,
jedno auto i jedną furgonetkę”. Wtedy Swami
zwrócił się do niego tymi słowami: „Skoro masz cztery pojazdy, dlaczego nimi
nie przyjechałeś? Dlaczego podróżowałeś autobusem i winiłeś mnie zastanawiając
się, dlaczego wszyscy guru mieszkają tylko w górach?”. Karunjananda nie mógł
wydobyć z siebie głosu, gdy Swami poklepał go z miłością: „Złotko! Przyjeżdżaj
tutaj kiedy tylko zachcesz i zostań tak długo jak ci się podoba”. Karunjananda
postanowił odwiedzać Puttaparthi tak często jak tylko możliwe. Poza tym, za
każdym razem, gdy Swami odwiedzał Radżamundrę, towarzyszył Mu Karunjananda,
odczuwający błogość w boskim towarzystwie. Swami również wydawał się szczęśliwy
mając go koło Siebie.Atiti Dewasja Bhawa – Traktuj gościa jak Boga Karunjananda
zajmował w sercu Swamiego szczególne miejsce. Bez względu na to gdzie był, Sai
Baba zdawał się mu towarzyszyć. Pewnego razu Karunjananda znalazł się w Ćittur
w związku z pracami Sangamu. Serce w jego postarzałym ciele sprawiło, że
zemdlał z wyczerpania. Zawieziono go szybko do rządowego szpitala ogólnego,
gdzie zajął się nim wielbiciel Swamiego, dr Ramakriszna Rao. Znając sympatię
Swamiego do Karunjanandy, zadzwonił do Prasanthi Nilayam i poinformował
Swamiego co się stało. Swami polecił
przewieźć Karunjanandę natychmiast do Puttaparthi. I chociaż doktor uważał, że
pacjent nie powinien podróżować, postanowił bezzwłocznie wykonać polecenie Bhagawana.
Przygotowano samochód do transportu półprzytomnego Karunjanandy. Gdy znaleźli
się w Prasanthi Nilayam, Karunjananda poczuł, że wracają mu siły. Udał się
prosto po pokoju Swamiego i upadł Mu do stóp. „Och!
Przyjechałeś, Karunjanando”, powiedział z zadowoleniem Swami. „Przygotowałem
dla ciebie wygodny pokój na parterze, żebyś nie musiał chodzić po schodach”. Swami poprowadził
go do jednego z pokojów we wschodniej części Prasanthi, gdzie zbadali go
lekarze ze Szpitala Ogólnego Śri Sathya Sai. Karunjananda poczuł wzruszenie.
Był to dla niego niezwykły moment, ponieważ przypomniał mu matkę, zmarłą gdy
miał zaledwie siedem lat. Słowa Swamiego były tak bardzo napełnione miłością,
że czuł w nich tysiąckrotnie powiększoną miłość Subbulakszmammy. Określenie ‘traktuj
gościa jak Boga’ nie było obce Karunjanandzie, ale po raz pierwszy doświadczał
jak to jest być gościem Boga. Zastanawiał się, co takiego zrobił, że zasłużył
na boska miłość. Nie miał pojęcia, że otrzyma jej o wiele więcej, a jej
kulminacją będzie pozostanie przy Babie w Jego siedzibie! Szczęście
Karunjanandy nie było przypadkowe, zasłużył na nie pracą całego życia. Oczywiście,
pewną rolę odgrywała w tym karma i otrzymane wychowanie, ale decydującym
akcentem było jego przeznaczenie, pozostające poza wszelką kontrolą. Co takiego
zrobił Karunjananda, że znalazł się blisko Swamiego? Odpowiedź leżała w
zrozumieniu i wykorzystaniu związku, który istnieje między czterema słowami Sai
Baby, często powtarzanymi w dyskursach – wjaśti,
samaśti, śriśti i Parameśti (człowiek,
społeczeństwo, stwarzanie i Stwórca). Część II Kiedy oceniamy jakąś firmę, zwykle przyglądamy
się jej obecnej sytuacji i decydujemy, czy odpowiada nam, czy nie. Jeśli nie
sprawdza się dzisiaj, uważamy, że jest zła. Jeśli się sprawdza, uznajemy że jest
dobra. Istnieje jednak grupa osób, która bada firmę cofając się do jej przeszłości
i na tej podstawie przewiduje jej przyszłą trajektorię. To inwestorzy, czerpią
oni korzyści z połączenia się z tą firmą. Każda dobra firma ma swoje wzloty i upadki,
zatem mądry inwestor zawsze studiuje przeszłość firmy. Zatem podobnie, jeśli
chcemy rozsądnie inwestować w biznes życia, musimy nie tylko otaczać się
dobrymi osobami, ale również ‘studiować’ ich drogę życia! Każdy kto widział
lub znał swamiego Karunjanandę w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych
mógł myśleć, że jest wielkim szczęściarzem. Był błogosławioną duszą, ponieważ urodził
się z cnotą współczucia, miał bezustanną potrzebę niesienia pomocy i miał
szlachetną matkę. To było jego przeznaczenie. Ale nie zwalniało go ono od wytrwałych
starań zyskania stałego kącika w sercu Swamiego i w Prasanthi Nilayam. Jego
szczerość, determinacja i wysiłki są godne naśladowania.Z Wenkatasubbii do Bala Subbaramadasa poprzez bhakti Urodził się
dziesiątego października 1894 r. o godz. 4:30 rano w Atimandżeripecie i
otrzymał imię Wenkatasubbia. Jego rodzicami byli Subbulakszmamma i Wenkatappa
Naidu. Subbulakszmamma była oddaną matką, która zaszczepiała synowi miłość i
wytrwałość. Jednak kiedy Wenkatasubbia miał siedem lat jego matka zmarła. Ojciec,
nie będąc w stanie zajmować się dzieckiem ze względu na swoje podróże i pracę,
oddał go pod opiekę karnama[1]
Wenkatarajudu z Pennalurpety.
Wenkatarajudu i jego żona traktowali chłopca raczej jak niewolnika niż syna.
Musiał wykonywać wszystkie prace domowe, chociaż miał zaledwie dziesięć lat.
Ale ten mały chłopiec nigdy się nawet nie skrzywił, pamiętając słowa matki: „Za
każdym razem gdy czujemy, że nas biją, pamiętajmy o praczce, która uderza
materiałem o skałę. Gdy wrzuca go potem do kosza jest czysty. Trudności nas
oczyszczają”. Wykonywał swoje
obowiązki z uśmiechem, czerpiąc siłę z tych słów. Przeznaczenie jednak, jak się
wydawało, spiskowało z nieszczęściem. Kiedy rozpoczął naukę w szkole
podstawowej w Tiruwalangadu w domu krewnego karnama,
jego ojciec zmarł. Chociaż był to druzgoczący cios, Wenkatasubbia wykorzystał
go jako kolejny pretekst do zagłębienia się w sobie. Od tego dnia,
kiedy kończył wszystkie swoje obowiązki w domu i w szkole, biegł na satsang lub na sesję bhadżanową. Pragnął
przebywać w towarzystwie sadhu i świętych najdłużej jak to możliwe oraz myśleć
o Bogu. Szczególnie starał się służyć swamiemu Mouni, sadhu przestrzegającemu
nakazu milczenia. Wenkatasubbia nauczył się, że milczenie jest pierwszym
krokiem do uciszenia zmysłów i umysłu. W tych rzadkich chwilach, gdy swami
Mouni odstępował od zasady milczenia, żeby opowiadać o Wedancie, Wenkatasubbia zawsze
był przy nim i wsłuchiwał się w przekazywaną mądrość. Innym razem pochłaniały
go pieśni Badraćala Ramadasa. Miał tak wielki talent do służenia, wiedzy
duchowej i śpiewania, że starszyzna wkrótce zaczęła go nazywać Bala Subbaramadasem
– młodym Ramadasem.Narodziny Swamiego Karunjanandy Kiedy Balasubba
Ramadas usłyszał o mędrcu z Tiruwannamalai, Śri Ramanie Mahariszim, zaczęła
rosnąć w nim tęsknota. Dlatego w 1914 r. wyruszył na południe do jaskini
Wirupakszy w górach Arunaćali i upadł do stóp Ramany Maharisziego. „Czcigodny
panie, naucz mnie, proszę, duchowej prawdy”. „Dziecko, czyń wysiłki, żeby
znaleźć odpowiedź na jedno pytanie – ‘Kim jestem?’. Pytaj o to siebie i znajdź
własną odpowiedź”. Chłopiec nie
zrozumiał znaczenia tego przesłania, ani go ono nie zainspirowało. Ale czuł radość
z samej bliskości mistrza i świątyni w Tiruwannamalai. Zamieszkał tam, służąc
świętemu i wzmacniając się prasadamem
ze świątyni.Minęło wiele miesięcy. Były to czasy nasilania
się I wojny światowej i rząd brytyjski w Indiach zmuszał sprawnych mężczyzn do
wstąpienia do armii. Subbaramadas (przedrostek ‘bala’ został odrzucony, ponieważ nie był już bardzo młody) został
zatrzymany i miał być deportowany do strefy wojennej. Błagał ich: „Przestrzegam zasady ahimsy, niekrzywdzenia. Możecie wysłać mnie z bronią na linię
frontu, ale bądźcie pewni, że nie skrzywdzę żadnego stworzenia. Jeśli zostanę postrzelony,
umrę. Poniesiecie winę za stratę żołnierza i jego wyposażenia. Zapewniam was,
że jestem na drodze duchowej i wasz rząd nie będzie miał ze mnie żadnego pożytku”. Nazwijcie to
potęgą przekonywania lub oddziaływaniem zdecydowania aspiranta, ale podziałało!
„Wyjedź stąd, bo zostaniesz ponownie schwytany”, poradził wypuszczający go
policjant. Kiedy ktoś szuka z całą pokorą i prostotą, Pan zawsze mu
odpowiada. Kiedy Subbaramadas zastanawiał się, gdzie się udać, poznał swamiego
Palani, który mu powiedział: „To nie
jest dla ciebie właściwe miejsce. Jeśli chcesz się rozwijać, udaj się do
Tirumali. Tam w górach, w Gogarbham, znajduje się wielka dusza, która wskaże ci
drogę”. Tak oto
Karunjananda spotkał swojego mentora i nauczyciela duchowego swamiego Śri Malajalę.
Przebywał z nim kilka dni ucząc się. Sprzedał srebrny pasek, żeby mieć
pieniądze na swoje skromne potrzeby materialne. Spędzony tam czas pogłębił
oddanie i mądrość Subbaramadasa. Uświadamiając sobie płytkość światowego życia,
szukał u swamiego Malajali inicjacji Sanjasa
Deekśa do życia wypełnionego całkowitym wyrzeczeniem. „Moje dziecko, ja
sam nie otrzymałem takiej inicjacji, więc nie mogę udzielić jej tobie. Powinieneś
udać się na spotkanie ze Swamim Śiwanandą w Riszikeszu i otrzymać inicjację od
niego”. „Jak sobie życzysz, mistrzu” – odpowiedział Subbaramadas – „proszę
jednak, zasugeruj mi imię, które powinienem przyjąć, kiedy zostanę o to zapytany”. „Od dzieciństwa
okazujesz współczucie wszystkim żywym istotom. Wybierz więc imię Karunjananda (radość
płynąca ze współczucia)”. Tak więc Subbaramadas otrzymał inicjację w sanjasę od swamiego Śiwanandy w
Riszikeszu i jest odtąd znany jako swami Karunjananda.Oddanie i mądrość potrzebują działania jako dopełnienia Ostatnim etapem
życia jest sanjasa aśrama, zgodnie z dharmą aśramą[2].Brahmaćaria (uczeń, do 24
roku życia) Brahmaćaria
reprezentuje kawalerski etap życia ucznia, skupionego na edukacji i praktyce celibatu.
Uczeń udaje się do gurukuli, domu
guru i przeważnie tam mieszka, zdobywając wiedzę naukową i filozoficzną,
poznając święte pisma, praktykując samodyscyplinę i ucząc się żyć w zgodzie z dharmą – przestrzega prawości,
moralności i obowiązków oraz pracuje, żeby móc ofiarować nauczycielowi dakszinę, zapłatę za jego wysiłki.Grihastha (głowa rodziny,
od 24 do 48 roku życia) Ten etap odnosi
się do życia małżeńskiego człowieka, z jego obowiązkami utrzymania rodziny,
kształcenia dzieci, prowadzenia życia skupionego na rodzinie i dharmicznym życiu społecznym. Z punktu
widzenia socjologii jest to etap najważniejszy, ponieważ ludzie nie tylko
starają się przestrzegać zasad prawego życia, wytwarzają także pokarm i dobra
zaspokajające potrzeby ludzi z innych etapów oraz dbają o potomstwo podtrzymujące
przetrwanie ludzkości. Ten etap charakteryzuje także intensywne przywiązanie fizyczne,
seksualne, emocjonalne, zawodowe, społeczne i materialne.Wanaprastha (emeryt, od 48 do
72 roku życia) Ten etap zawiera
w sobie rolę doradczą i stopniowe wycofywanie się ze świata oraz przekazywanie
kolejnej generacji zadanie utrzymania domu i rodziny. Wanaprastha jest fazą przejściową od życia pana domu – z naciskiem
na dobra materialne, poczucie bezpieczeństwa, przyjemności i pociąg seksualny –
do fazy skupiania się na wyzwoleniu duchowym.Sanjasa (wyrzeczenie, od
wieku 72+ lub w dowolnym momencie) Ten etap życia charakteryzuje się odrzuceniem materialnych
pragnień i uprzedzeń. Cechuje go brak przywiązania do życia materialnego i jest
na ogół pozbawiony znaczącego majątku lub domu (asceza). Skupia się na mokszy – spokoju i prostym życiu
duchowym. Każdy może wejść na ten etap po przekroczeniu stopnia brahmaćarii. Często uważa się,
że sanjasa jest zrzeczeniem się
wszelkiej odpowiedzialności. Jest jednak inaczej. Na etapie brahmaćarii człowiek odpowiada wyłącznie
za siebie. Na etapie grihasthy
stopień odpowiedzialności wzrasta, wskutek konieczności myślenia o rodzinie i
społeczeństwie. Na etapie wanaprasthy,
kiedy bierzemy pod swoje skrzydła wszystkie stworzenia na świecie, odpowiedzialność
jest jeszcze większa. Sanjasini ponoszą najwyższą odpowiedzialność, ponieważ
ich życie nie należy już do nich, lecz do Boga! Swami
Karunjananda zrozumiał to, gdy spotkał w 1933 r. w Riszikeszu Mahatmę Gandhiego.
Gandhi przyszedł nieco wcześniej i zajął miejsce na podwyższeniu. Zauważywszy
wśród zgromadzonych wielu sadhu i sannjasinów, rozpoczął swoje wystąpienie od
pytania. „Bardzo mnie cieszy obecność sannjasinów. Chciałbym wiedzieć, co tutaj
robicie”. „Jesteśmy tutaj ze względu na tapas
trwający całe życie”, odpowiedział sadhu. „Czym jest tapas?, zapytał Gandhidżi.Ponieważ nikt się nie odezwał, sam opowiedział:
„Ucieleśnienia Atmy! Tapas nie polega
na odrzuceniu wszelkiej odpowiedzialności i na samym medytowaniu. Tapas to nie ograniczanie wykorzystywania
ciała fizycznego do egoistycznych interesów, lecz czynienie go pożytecznym dla
innych. Pomimo wielkiego bogactwa, Bharat (Indie) cierpi pod obcym panowaniem.
Nasz kraj odzyska swoją pierwotną wysoką rangę dopiero wtedy, kiedy nasi ludzie
zaangażują się w bezinteresowną służbę. Pokornie proszę
was o angażowanie się w bezinteresowną służbę dla dobra społeczeństwa. Bezinteresowna
służba jest najpewniejszą drogą do realizacji Boga. To jest prawdziwy tapas. Sadhu! Oddaliście swoje serca
Bogu. Służenie człowiekowi jest służeniem Bogu. Czy wszyscy jesteśmy na to
gotowi?”. W zgromadzeniu
podniosła się tylko jedna ręka – Karunjanandy! „Z całego serca ofiarowuję
dzisiaj siebie w służbie ludzkości”. Gandhidżi był pod wrażeniem. Słyszał o
swamim Karunjanandzie. Potem inni za jego przykładem podnieśli ręce. Inspiracja
jest naprawdę zaraźliwa! W jakiś czas
potem Karunjananda napisał list do Gandhiego prosząc go o błogosławieństwo.
Otrzymana odpowiedź bardzo go poruszyła. „Jeśli będziesz bez przerwy podążał za
Prawdą, to ona sama cię pobłogosławi i będzie cię chronić, ponieważ nie
istnieje wyższy Bóg niż Prawda”. Wzmocniony inspiracją i współczuciem, swami
Karunjananda wrócił do miasta Samalkota w rejonie Wschodniej Godawari i zaczął
pracować na rzecz społeczeństwa. Rezultatem jego wysiłków było założenie w 1935
r. Dżiwa Karuna Sangamu. Ponieważ wkrótce potem wybuchła okropna II wojna
światowa, Sangam wytyczył sobie wiele szlachetnych celów:× propagowanie
niekrzywdzenia, ahimsy× poprawę
życia haridżanów – odtrąconych w społeczeństwie× bezpłatną
pomoc medyczną i edukację zdrowotną× stworzenie
schroniska dla ludzi starszych, chorych i osieroconych× dostawę
mleka dla niedożywionych dzieci× kremację
nieodebranych zwłok× bezpłatną
żywność dla niepełnosprawnych× pomaganie dzieciom
– zaopatrywanie je w mleko, pomoc w nauce, znajdowanie domów dla dzieci, które
zgubiły się podczas wojny× pomaganie
rodzinom w nieszczęściu× pomaganie
trędowatym× organizowanie
szybkiej pomocy dla ludzi dotkniętych klęskami żywiołowymi, takimi jak cyklony,
pożary, wypadki, itd. × nauka dla
dorosłych× propagowanie
wiedzy duchowej. Działalność
Sangamy rozwijała się tak szybko, że w 1940 r. powołano centralę w Radżamundrze
i Sangama przez dziesiątki lat kontynuowała nieskazitelną służbę. Nic więc
dziwnego, że Karunjananda znalazł miejsce w sercu Swamiego.
Dzieci pod opieką Sangamy
Docieranie do Boga poprzez świat Wyobraźcie sobie palec, który mówi, że kocha ciało, ale nie chce służyć dłoni. Zgodzicie się, że to głupie? To ignorancja uniemożliwia zrozumienie, że służenie dłoni jest równoznaczne ze służeniem ciału. Swami jasno stwierdza, że osoba która twierdzi, że kocha Boga, lecz nie ma zamiaru służyć społeczeństwu i stworzonym przez Niego istotom, pozostaje w ignorancji. Człowiek jest częścią społeczeństwa, a społeczeństwo jest częścią Boga. Dlatego Swami przypomina: „Najlepszym sposobem kochania Boga jest kochanie wszystkich i służenie wszystkim”. Karunjananda przez sześćdziesiąt lat pomagał ludziom, społeczeństwu i naturze. Był bezinteresowny i dążył do rozwoju duchowego. Chociaż przyznano mu tytuł sanjasina, pozostał tak pokorny, że mógł odpowiedzieć na wezwanie Gandhiego i poświęcić się służbie społecznej. Każda komórka jego ciała pragnęła służyć otaczającym go istotom, nie tylko ludziom. Karunjananda przerwał zwyczaj składania ofiar ze zwierząt w słynnej świątyni Nakulammy w Samarlakota. „Wszystkie istoty są dziećmi Matki Ziemi. Nikt nie odważy się zjadać własne dzieci. Czyż może się więc podobać Bogini Nakulammie, że zabijacie dla niej w ofierze jej własne dzieci w jej świątyni?”, poruszał ich zbiorowe sumienie. W pobliskiej wiosce Jeleśwaram uczniowie swamiego Karunjanandy odkryli, że w świątyni Rupulammy również na wielką skalę zabija się zwierzęta. Swami Karujnananda naświetlił tę sprawę jej mieszkańcom na specjalnym spotkaniu poświęconym szerzeniu niekrzywdzenia. Natychmiast zaprzestano składania takich ofiar! Jego służba na rzecz społeczeństwa i natury była tak pełna poświęcenia, że Bóg ofiarował mu największy dar – samego Siebie. Znając drogę życia Karunjanandy, nie dziwimy się wcale, że Swami podszedł do niego tamtego cudownego dnia w Radżamundry i zapytał: „Karunjanando, jadę do Kakindy. Czy chciałbyś pojechać ze mną?”. Wkrótce Karunjananda zaczął regularnie odwiedzać Puttaparthi. Coraz więcej czasu spędzał ze Swamim, odsuwając się od organizacji, którą zbudował i rozwijał. Ze swojej strony Sai Baba przyjmował go i pozwalał mu mieszkać w mandirze obok swojego pokoju. Później przydzielił mu pokój we Wschodnim Prasanthi i obdarował go przywilejem otrzymywania audiencji za każdym razem, gdy Karunjananda jej pragnął! Czytanie opisu tych dni, wyrażonego w jego własnych słowach, jest pięknym doświadczeniem. „Miałem szczęście być tym, który pierwszy wita Sai Babę o poranku. Szedłem na górę, otwierałem drzwi do pokoju Bhagawana i otrzymywałem od Niego darszan i padanamaskar. W stopach Swamiego mieści się boska potęga. W spojrzeniu Swamiego przejawia się boska potęga. Jego ciało nie jest takie jak nasze, stanowi formę boskiej energii, ćinmaja sariram. Nasze ciała ostatecznie rozpływają się w pięciu żywiołach, którymi są ziemia, woda, ogień, powietrze i eter. Swami nie ogranicza się do jednej formy, jest formą wszystkich Bogów wielbionych przez religie. Jest ucieleśnieniem Ćajtani, Najwyższej Świadomości. Uosabia wszystkie Najwyższe Istoty. Czy widzieliście Go rankiem? Emanuje wtedy z Niego szczególny blask, budzący czasami lęk. Pewnego dnia podczas Dewi Nawaratri (święta Daśary), gdy odprawiano Purna Aguti[3], podniosła się temperatura Jego ciała. Dotknąłem Jego stop i przekonałem się, że są bardzo gorące”. Później Karunjananda zakończył swoje sprawy w Sangamie i osiadł na stałe w Prasanthi Nilayam. Przebywał tam do ostatniego oddechu. Jako bardzo rozwinięta istota miał wiele doświadczeń ze Swamim. Ta część artykułu podkreślała prawdę, że służba na rzecz społeczeństwa przekształca się w okazję służenia Bogu. Teraz prezentujemy wisienkę na torcie – doświadczenia Karunjanandy z Sai Babą.Wiara, cuda i wątpliwości W pouczającym dyskursie wskazującym właściwą drogę życia, Bhagawan Śri Sathya Sai Baba tłumaczył dlaczego ludzki umysł wątpi w Awatara, Boga w ludzkiej postaci. „Słysząc słowa ‘Rasalu[4] mango’, wyobrażacie sobie słodki, soczysty owoc. Ale gdy trzymacie go w ręku, zaczynają was dręczyć wątpliwości, czy rzeczywiście jest Rasalu, czy okaże się słodki czy kwaśny”. Kiedy skupiamy się wyłącznie na imieniu Boga, mamy do czynienia z wiarą. Jednak kiedy imieniu Boga towarzyszy postać, rodzą się wątpliwości i tendencja do ‘sprawdzania’ i ‘testowania’. Wydaje się, że bardzo niewiele osób jest odpornych na wątpliwości odnoszące się do postaci Boga. Swami Karunjananda nie był wyjątkiem. Dotarcie do lotosowych stóp Bhagawana było ukoronowaniem jego życia poświęconego służeniu – najpierw jednostkom, a potem społeczeństwu poprzez Gowthami Dżiwa Karuna Sangam. Wśród wielu prac, jednymi z najważniejszych były: udzielenie schronienia uciekinierom z Birmy podczas II wojny światowej, pomoc dla powodzian z Orisy, dostarczanie żywności głodującym w Rajalasima, założenie: ośrodka dla trędowatych w Radżamundry, domu starców, obory dla krów oraz miejscowej biblioteki dla dzieci. Dostrzeganie Boga w społeczeństwie i w naturze postawiło Karunjanandę twarzą w twarz z Bogiem na Ziemi. Swami dał Karunjanandzie niepodważalny dowód Swojej wszechobecności, wszechmocy i wszechwiedzy. Pewnego dnia w Puttaparthi podszedł do niego i powiedział: „Zwróć uwagę na swoje pielęgniarki! Są niedbałe i nie wywiązują się z obowiązków. Poinstruuj je, żeby były uważne i dopilnuj, żeby sumiennie dbały o pacjentów”. Karunjanana rzucił Swamiemu zdziwione spojrzenie. Nie miał pojęcia o czym mówi. Natychmiast jednak przeprowadził badania w Sangamie i to co usłyszał, po prostu nim wstrząsnęło.Kameśwaramma z Radżamundry była wdową w ciąży i matką dwójki maluchów. Przyszła opowiedzieć mu o swojej sytuacji. Zabrał więc całą trójkę do Sangamy. Osobiście poinstruował pielęgniarki, żeby opiekowały się Kameśwarammą. W kilka tygodni później pojechał do Puttaparthi. Chociaż pielęgniarki dbały o kobietę, to pewnego wieczoru wybrały się do kina. Miało to miejsce owej fatalnej nocy, kiedy Kameśwaramma poczuła bóle porodowe. Krzyczała w męce, lecz nie miał kto jej pomóc. Wtedy do pokoju weszła dziwnie wyglądająca kobieta. Z wielką wprawą i prawdziwą miłością przyjęła dziecko na świat, uspokoiła Kameśwarammę i wyszła. Potem wróciły pielęgniarki i słysząc płacz dziecka pospieszyły do łóżka Kameśwarammy. Ona wskazując fotografię, powiedziała: „Przyszła ta kobieta i pomogła mi urodzić”. Była to fotografia Bhagawana Baby! Mimo to Karunjanandę dręczyły wątpliwości! Po niemal dziewięciu latach od tamtej cudownej podróży z Babą w 1956r., Karunjananda wciąż wątpił w boskość Swamiego. Oto potęga iluzji, towarzysząca każdemu zstąpieniu Boga na Ziemię.Badanie czasu Kiedy zobaczył jak Swami bez wysiłku materializuje wibhuti ruchem ręki, Karunjananda pomyślał, że ma do czynienia ze złudzeniem optycznym. Pewnego razu Swami podał mu wibhuti. Karunjananda szybko umieścił popiół w małym, metalowym, hermetycznym pudełku i zamknął je na klucz. Uchyliwszy wieczko kilka dni później przekonał się, że wibhuti wciąż tam jest. Dzięki temu zrozumiał, że popiół nie jest sztuczką magiczną! Nie wiedział wtedy, że Swami przygotował dla niego mocniejszy dowód wraz z towarzyszącymi temu cudownymi okolicznościami. Stało się to podczas święta Daśary. Karunjananda stał ze Swamim na podwyższeniu, obok srebrnego posągu Śirdi Baby. Wielbiciele zebrani w sali modlitewnej z całą mocą śpiewali bhadżany. Swami poprosił go o podniesienie w górę małego, drewnianego naczynia i trzymanie go do góry dnem nad głową Shirdi Baby. Karunjananda wykonał polecenie. Swami zawinął rękawy Swojej szaty ponad łokcie. Zrobił krok do przodu i włożył prawą rękę do pustego naczynia. Karunjananda w jednej sekundzie poczuł, że naczynie stało się ciężkie. W następnej chwili Swami zakręcił dłonią i z naczynia na srebrny posąg zaczęło spadać wibhuti.
Tak rozpoczęła się kąpiel w wibhuti, wibhuti abiszekam! Poprzednio, kiedy Swami materializował wibhuti podczas abiszekam, Karunjananda podejrzewał, że Swami ściśle upakował w naczyniu paczuszki świętego popiołu. Ale teraz wszystkie jego wątpliwości zostały rozwiane. Swami uśmiechnął się i wyjął rękę z naczynia. Deszcz wibhuti natychmiast przestał spadać!