Jeśli jesteś Bogiem, ofiaruj mi spokój
– duchowa podróż onkologa
Dr Rajnish Talwar
jest chirurgiem – onkologiem. Pracował w Tata Memorial Hospital w Mumbaju w
stopniu brygadiera służb medycznych armii indyjskiej. Obecnie kieruje katedrą
chirurgii onkologicznej w prestiżowym szpitalu Research and Referral Hospital w
New Delhi należącym do indyjskich sił zbrojnych.
Chirurdzy na całym świecie naśladują precyzyjne operacje
przeprowadzane przez dr Talwara. Karuna Munshi z Radia Sai skontaktowała się z
dr-em Talwarem ósmego października 2013 r., gdy przyjechał do Prasanthi Nilayam
odwiedzić swoją rodzinę. Pragnęła poznać jego ‘wewnętrzną chirurgię’ – duchową
podróż, która doprowadziła go do stanu nieustannej inspiracji.Pierwszy
kontakt z Boskością
KARUNA MUNSHI: Doktorze Talwar, po raz pierwszy usłyszał pan o
Bhagawanie Babie w pendżabskim Jalandharze, gdy w domu pana wujka zamanifestował
się święty popiół. Ale dla pana nie miało to większego znaczenia, prawda?DR RAJNISH TALWAR: Nie, nie miało. Był 1978 r. i właśnie
rozpocząłem studia w Akademii Medycznej. Otrzymaliśmy wiadomość o wibhuti i
widzieliśmy jak pojawiło się w domu mojego ukochanego wujka. Ale ojciec był
agnostykiem[1].
A mama, mimo że osoba wierząca, powtarzała nam, że powinniśmy zachować ostrożność,
ponieważ za tym zjawiskiem kryją się sztuczki i magia. Uważała, że powinniśmy
trzymać wszelkich guru na dystans. Zatem, częściowo jako agnostyk, a częściowo
jako krytyk i człowiek powątpiewający, nie uwierzyłem. Wydarzenie to znalazło
sobie jednak miejsce w moim sercu, chociaż przez kilka kolejnych lat nie
zamanifestowało się wyraźnie.KARUNA MUNSHI: Ale w 1991 r., kiedy jako młody kapitan i chirurg
przebywał pan w Pithoragarh w Himalajach Wysokich, w pana życiu pojawiło się
zdjęcie Baby.DR RAJNISH TALWAR: Tak. Był tam bardzo szanowany oficer w randzie
generała brygady – generał Tur. Uczył mnie grać w tenisa. Bardzo mi się podobała
jego osobowość i pewność siebie. Był wspaniałym człowiekiem. Nieustannie wznosił
ręce w górę i błogosławił nas mówiąc: „Baba wszystkim się zajmie”. Był sardarem[2],
więc myślałem, że mówi o Babie Nanaku. Nigdy nie rozmawiał ze mną o tych sprawach.
Kiedyś jednak naprawdę zapragnąłem cudu. Musiałem coś załatwić w sztabie armii.
Kiedy tam poszedłem okazało się, że dostanie się do środka, przedstawienie się
i dotarcie do starszego konsultanta, którego chciałam zobaczyć, jest
niemożliwe. Udałem się więc do generała Tura. On również nie znał praktycznego
rozwiązania tej sprawy. Ale wyjął z portfela fotografię Baby i włożył mi ją do
kieszonki na piersi, mówiąc: „Trzymaj ją tutaj. Pomoże ci zrobić to, co konieczne.
Miej ją przy sobie. Jeśli nie, podrzyj ją i wyrzuć”. Podobała mi się
pewność siebie i ufność z jakimi wypowiedział te słowa. Chociaż był rozsądnym, wysoko
wykształconym żołnierzem armii, bardzo wierzył w to zdjęcie. Włożyłem je do
kieszeni i oto zdarzyła się wspaniała niespodzianka: wszystko dokonało się w
sposób, o jakim nawet nie marzyłem. Fotografia została ze mną, chociaż nie
dokonała znaczących zmian w moim myśleniu, sposobie życia czy wierzeniach. Była
jednak cudowną fotografią. Czegokolwiek zapragnąłem, spełniało się!KARUNA MUNSHI: Pański mały dżinn w magicznej lampie.DR RAJNISH TALWAR : Właśnie.Przeniesienie
do Madrasu
KARUNA MUNSHI: Jestem pewna, że pańska kariera wiązała się z
wieloma przenosinami.DR RAJNISH TALWAR: Tak, z Pithoragarh zostałem przerzucony do Madrasu,
co jak później zrozumiałem, było sposobem Swamiego na sprowadzenie mnie bliżej
Niego.KARUNA MUNSHI: W Madrasie spotkał pan innego zasłużonego wielbiciela
Sai.DR RAJNISH TALWAR: Tak. W Madrasie spotykałem od czasu do czasu
pułkownika Wermę. Obecnie opiekuje się Szpitalem Ogólnym w Puttaparthi. Dr
Werma jest wicemarszałkiem sił powietrznych.KARUNA MUNSHI: A teraz szefem Szpitala Ogólnego Śri Sathya Sai w
Prasanthi Nilayam.DR RAJNISH TALWAR: To był kolejny powszechnie szanowany dżentelmen,
który zaimponował mi swoją osobowością. Zaintrygowało mnie, że na jego
oficerskim biurku znajduje się udekorowana fotografia Swamiego .KARUNA MUNSHI: Dlaczego? Przecież ludzie mogą mieć na biurku
zdjęcie ulubionej osoby.DR RAJNISH TALWAR: Tak. Ale jako młody człowiek interesowałem się
nauką i byłem krytycznie nastawionym agnostykiem. W sercu uważałem to za
niewłaściwe. Dlaczego na biurku mojego dowódcy znajduje się fotografia innego
człowieka? Zapytałem go więc: „Kto to jest i dlaczego jest tutaj?”. Odpowiedział:
„To mój guru”. Zbliżałem się wtedy do trzydziestki, a może jeszcze jej nie
miałem, więc nie potrafiłem ukryć sprzeciwu narastającego w moim sercu. „Dlaczego
potrzebuje pan guru?”. „To moja osobista sprawa”. Uparcie ponawiałem pytanie: „Kim
on jest? Może mi pan powiedzieć?”. Jednak w tamtej chwili dr Werma uznał odpowiedź za
niepotrzebną. Być może wyglądało to tak, jak gdyby młody oficer chciał się do
niego zbliżyć, a fotografia miała mu to ułatwić. Odsunął ją na bok i utrzymał
ze mną relację łączącą profesjonalnego dowódcę wojsk specjalnych z młodym
oficerem. Cenił mnie jako chirurga. Pacjenci i szefowie byli zawsze bardzo
zadowoleni z moich operacji. Tak wyglądały nasze stosunki, lecz ja nieustannie
go prześladowałem. Po kilku tygodniach, znalazłszy się w jego biurze, spytałem:
„Proszę pana, czy zechce mi pan opowiedzieć o swoim guru?”. Nie chciał. Po
sześciu lub siedmiu miesiącach mojego nagabywania dał mi książkę pt. „Wizja
Boskości” napisaną przez dr Erucha Fanibundę. Prawdopodobnie to ona dokonała
cudu. Przeczytałem ją i poruszyła mnie. Poczułem, że w tym człowieku jest coś odbiegającego
od normy.KARUNA MUNSHI: Dlaczego? Co to według pana było?DR RAJNISH TALWAR: Nie znałem Wedanty, a nawet o niej nie
słyszałem. Gdybyśmy byli studentami Wedanty, rozumielibyśmy, że najprawdziwszą
i najwyższą adwajtą (niedwoistością)
jest przekonanie, że jesteśmy Bogiem i wszystko wokół nas jest Bogiem. Ale ze
mną tak nie było. Nie posiadałem takich informacji, nie zostałem tak wychowany
i nie wiedziałem, że jestem Bogiem. Więc kiedy przeczytałem, że Swami jest Bogiem,
Stwórcą i że mówi o tym od dzieciństwa, poczułem, że jest w tym coś
niewłaściwego. Myślałem, że skoro wyraża się tak o sobie, to prawdopodobnie
jest schizofrenikiem. Tak zareagowałem na początku.KARUNA MUNSHI: Wielokrotna osobowość czy coś w tym rodzaju.DR RAJNISH TALWAR: Tak. A jednocześnie miałem dużo szczęścia, że
mogłem tam pojechać i przyjrzeć się temu niezwykłemu fenomenowi, zamiast po
prostu o nim zapomnieć.KARUNA MUNSHI: Czy pomógł panu fakt, że dr Fanibunda był
człowiekiem medycyny i nauki? Pracował jako dentysta.DR RAJNISH TALWAR: Nie. Myślę, że zgodzi się pani ze mną, że jako
naukowcy lub dorośli młodzi ludzie czujemy, że jesteśmy jedynymi normalnymi
osobami na świecie. Wszyscy inni wydają się głupcami. Za Swamim podążały
miliony – myślałem, że są bandą cymbałów.KARUNA MUNSHI: Owczy pęd, psychologia tłumu…DR RAJNISH TALWAR: Właśnie!Wizyta w
Puttaparthi – zahipnotyzowany przez Najwyższego Mistrza
KARUNA MUNSHI: Jak wyglądała pana pierwsza wizyta w Puttaparthi?DR RAJNISH TALWAR: W grudniu 1992 r. poprosiłem mamę, żeby tam ze
mną pojechała. Wsiedliśmy do nocnego autobusu. Po dotarciu na miejsce znalazłem
się wśród 10 000 siedzących ludzi. W tamtych czasach Sai Kulwant Hall
jeszcze nie istniał. Usiedliśmy na piasku. Obok mnie siedział starszy pan,
Anglik. Zauważył, że jestem tu po raz pierwszy, ponieważ nie złożyłem rąk kiedy
wszedł Swami. Trącił mnie łokciem i powiedział: „On jest Bogiem. Rozumiesz?
Złóż ręce”. Zrobiłem to z uprzejmości. Rozmawiając z nim zapytałem: „Dlaczego
ludzie wręczają Swamiemu listy?”. Odparł: „Jeśli napiszesz i Swami cię
pobłogosławi, to spełni się twoje życzenie”. Pomyślałem, że to jakaś bajka z
ludźmi zachowującymi się jak stado owiec, zahipnotyzowanymi wiarą w Boskość
tego człowieka. Mimo to, ponieważ się tutaj znalazłem, pomyślałem sobie:
„Zabawię się w tę grę jak inni”. Byłem pewien, że ich zachowanie wynika z niewłaściwych
przekonań. Popychała mnie jednak ciekawość i dociekliwość. Starszy pan oderwał
kawałek kartki i podał mi ją. Spojrzałem na niego w taki sposób jakby popełnił
gafę, ale powiedział: „On jest Bogiem. Więc nie bądź takim formalistą”.
Pomyślałem, że zapytam Swamiego czy jest Bogiem. Pierwszy wiersz mojego listu
brzmiał zatem tak: „Jeśli jesteś Bogiem…”. Zastanawiałem się, o co poprosić.
Nie mogłem prosić o zbyt wiele rzeczy. Musiałem prosić o coś ważnego. Swami
zaczął już spacerować i wiedziałem, że dotrze do mnie za trzy minuty. Musiałem
szybko zdecydować, co chcę napisać. Poprosić o mercedesa czy o BMW? A może o
duży dom lub o specjalizację? W tamtym czasie byłem chirurgiem i często
myślałem o specjalizacji. Czy powinienem poprosić o onkologię czy o chirurgię
układu pokarmowego? Nieświadomy dlaczego to robię, napisałem: „Jeśli jesteś
Bogiem, to proszę, ofiaruj mi spokój”.KARUNA MUNSHI: Mercedes i BMW poszły na bok.DR RAJNISH TALWAR: Tak. Nie dlatego, by brakowało mi spokoju ani
żebym kiedykolwiek rozmyślał nad koncepcją spokoju, ale napisałem: „Jeśli
jesteś Bogiem, ofiaruj mi spokój”. Swami był daleko ode mnie, ponieważ
siedziałem w głębi, więc nie mogłem wręczyć mu kartki. Ale On przez sekundę czy
dwie patrzył na mnie i pobłogosławił mnie uniesieniem rąk. Czułem, że przekazuje
mi myśl, że nie istnieje większy dar od klejnotu ukrytego w Jego skrzyni ze
skarbami. Przesłał mi wszechwiedzący uśmiech, jak gdyby mówił: „Nie ma nic
wspanialszego od tego, o co poprosiłeś mnie podczas tych pierwszych odwiedzin”.
I tak list został ze mną. Mimo to usunąłem ten epizod z pamięci i pomyślałem,
że to tylko hipnoza, że próbował mnie zahipnotyzować. Nie chciałem tego.
Włożyłem list do kieszeni, a potem go wyrzuciłem. Tak wyglądała moja pierwsza
wizyta, ale była w niej magia. Od tamtej chwili czułem, że płynę w powietrzu.
Nie dotykałem stopami ziemi.KARUNA MUNSHI: Wewnętrzna szczęśliwość? Wyrosły panu skrzydła?DR RAJNISH TALWAR: Czułem, że je mam. I nie było to tylko wrażenie.
Ten stan trwał przez dwa tygodnie, nawet jeszcze wtedy, gdy wróciłem do Madrasu.
I to w takim stopniu, że moi przyjaciele i koledzy zauważyli, że coś się ze mną
stało. „Nie jesteś tą samą osobą. Nie jesteś tym samym chirurgiem”. Moi
asystenci w sali operacyjnej, a nawet pielęgniarki, mówili: „Nie krzyczysz i
nie rzucasz w gniewie instrumentami. Nie jesteś tym samym człowiekiem”.Ja również czułem, że nie stoję na ziemi. Nie musiałem pić, palić
ani robić niczego, w co tak bardzo się angażowałem. Czułem się lekki i cieszyłem
się sobą. Po dwóch tygodniach, w czasie których byłem przekonany, że Swami mnie
zahipnotyzował, przypłynęła do mnie błogosławiona, piękna myśl, że to przyjazny
rodzaj hipnozy. Pozwoli pani, że będę to nazywał hipnozą z braku lepszego
określania, którym mógłbym to słowo zastąpić. Ale czyż nie chciałem zostać
zahipnotyzowany?KARUNA MUNSHI: Chciał pan być oczarowany.DR RAJNISH TALWAR: Chciałem tego.KARUNA MUNSHI: Cóż to za miłe oczarowanie!Duchowe
odurzenie
DR RAJNISH TALWAR: Próbowałem sobie z tym poradzić za pomocą alkoholu.
Zaczęliśmy pić już w koledżu. Drinków zawsze było za mało aby można było poczuć
się na przyjemnym rauszu. Nawet po pół butelki whisky nigdy nie czułem takiego
oszołomienia, takiego uczucia szczęścia jak wtedy. Zacząłem pragnąć hipnozy Swamiego. Poznałem wtedy to
określenie: hipnoza, mesmeryzm – magnetyzm zwierzęcy. Ludzie zawsze nas
ostrzegają: „Trzymaj się z daleka od takich ludzi, bo mogą cię zahipnotyzować”.
Czułem, że mnie zahipnotyzował, ale coraz gorącej tego pragnąłem. Podczas owych
dwóch tygodni udałem do pułkownika Wermy i powiedziałem: „Chcę wziąć wolne i
jeszcze raz pojechać do Puttaparthi”. Stwierdził: „Był pan tam dwa tygodnie
temu”. Odparłem: „Udałem się tam jako badacz bo byłem ciekaw. Teraz coś się we
mnie dzieje. Chcę pojechać i posmakować tego ponownie”. Odrzekł: „Doskonale. Ma
pan urlop i może zostać, jak długo zechce”. Wziąłem dwa tygodnie urlopu i pojechałem
do Puttaparthi. Byłem sam. Chciałem ponownie przeżyć to doświadczenie.KARUNA MUNSHI: I jak panu poszło?DR RAJNISH TALWAR: Było fantastycznie, cudownie! Pierwszego dnia
Swami mnie pobłogosławił i rozmawiał ze mną mentalnie, dusza do duszy, serce do
serca. Powiedział do mnie: „Nie próbuj mnie badać. Nie chcę, żebyś mnie
reklamował. Nie przeszkadza mi w najmniejszym stopniu, że nazywasz mnie magikiem
i człowiekiem. Dla mnie i dla ciebie naprawdę liczy się wiedza jaką posiadasz o
sobie oraz fakt czy wznosi cię ona czy nie. Jeśli poznasz siebie, to możesz być
przekonany, że zaczniesz poznawać Mnie. Ale nawet te ‘przebłyski’ nie będą
ważne. Ważniejsze będą ‘przebłyski’ dotyczące ciebie samego, ponieważ cię
uwznioślą. Postawiłem cię na Mount Evereście”.KARUNA MUNSHI: Jak to rozumieć?DR RAJNISH TALWAR: Swami kontynuował: „W ciągu tych piętnastu dni
poszerzyłem twoją świadomość. Nazywaj to hipnotyzmem, mesmeryzmem lub inaczej.
Bez wątpienia wzniosłem cię na poziom Mount Everestu. Po co tu przyjechałeś?
Przyjechałeś, by mnie poprosić, abym cię tu zatrzymał. Nie zrobię tego. Sam to
zrobisz. To twój wysiłek”.Prawdziwy
nauczyciel duchowy kontaktuje się wewnętrznie a student zaczyna się uczyćKARUNA MUNSHI: Jak przyjął pan to przesłanie?DR RAJNISH TALWAR: Przepłynęło z serca do serca. Po prostu
siedziałem z przodu na darszanie. KARUNA MUNSHI: I słyszał Go pan wewnątrz siebie?DR RAJNISH TALWAR: Nie rozmawialiśmy i nie nawiązaliśmy kontaktu
fizycznego. Widziałem Go i czułem, że wszystko to dzieje się we mnie. Powiedział:
„Przyjmij mnie jako nauczyciela. Powinieneś go mieć. By zostać chirurgiem,
trzeba mieć nauczyciela. Żeby wiedzieć jak żyć, też trzeba mieć nauczyciela.
Jestem nauczycielem, nauczycielem duchowym, guru. Nauczę cię właściwie żyć,
myśleć, postrzegać, mówić, współżyć z innymi i odnosić się do własnej osoby. To
cię zmieni”. Zapytałem: „Jak się tego wszystkiego nauczyłeś?”. Odrzekł: „Nie
przyszedłem nauczać czegoś nowego. Nie ma w tym absolutnie nic nowego. Po prostu
nigdy nie starałeś się zrozumieć Wedanty, Koranu, Bhagawad Gity czy Ramajany.
Nawet gdybyś próbował, to także byłby ci potrzebny nauczyciel. Ja jestem tym
nauczycielem. Pomogę ci zrozumieć twoją religię i święte pisma”. I tak zostałem
pilnym uczniem Swamiego. Jako oficer sił zbrojnych miałem dwa miesiące urlopu i
jakieś 20 dodatkowych wolnych dni. Tak bardzo się zaangażowałem, że spędzałem w
Puttaparthi każdy wolny dzień. Ludzie identyfikowali mnie jako studenta
Swamiego, ponieważ tak wyglądałem i przebywałem tu tak często. Pytali mnie:
„Jesteś studentem Swamiego?”. Zacząłem odpowiadać z serca: „Tak, jestem
studentem Swamiego”, ponieważ naprawdę zostałem Jego uczniem i studiowałem.KARUNA MUNSHI: To bardzo interesujące. Więc tak rozpoczęła się
pana podróż w głąb siebie, będąca próbą dowiedzenia się: „Kim jestem?”.DR RAJNISH TALWAR: Dostałem na tym punkcie obsesji. Czytałem
wszystko – Wedantę, Bhagawad Gitę, Wahini Swamiego. Zamawiałem książki dostępne
w księgarniach i w magazynach Baby, napisane przez nas – Jego wielbicieli. Ale
jeśli ktoś naprawdę pragnie przeczytać co powiedział Swami, to powinien czytać
Wahini i Sathya Sai Speaks. Mnóstwo ludzi przyjeżdża tutaj dla rozrywki i dla
doświadczeń, ale jeśli rzeczywiście chcemy zostać prawdziwymi studentami Bhagawana,
to musimy wrócić do źródła. Zanurzyłem się w Wahini. Najbardziej interesujące
było to, że zawsze trafiała do mnie odpowiednia książka. Na początku nie rozumiałem
trudnych tekstów, więc dostawałem bardzo łatwe książki. W miarę jak się rozwijałem,
w moje ręce wpadały coraz bardziej pogłębione duchowo teksty.Szukanie
Boskości osiąga kulminację w paranormalnym doświadczeniu
KARUNA MUNSHI: Wkrótce po tym znalazł się pan w Tata Memorial
Hospital i studiował pan onkologię.DR RAJNISH TALWAR: Tak, miałem stypendium na chirurgii
onkologicznej w bombajskim Tata Memorial Hospital od 1996 do 1998 r.KARUNA MUNSHI: To był punkt zwrotny w pana życiu.DR RAJNISH TALWAR: Tak, ponieważ pod parasolem Swamiego ogarnęła
mnie obsesja poszukiwań. Wydawało się, że Swami odebrał mi normalność. Ale to
poszukiwanie siebie sprawiło, że w oczach ludzi wyglądałem jak wariat. Uważano,
że pomieszało mi się w głowie.KARUNA MUNSHI: Dlaczego? Czy pan się dziwnie zachowywał?
DR RAJNISH TALWAR: Tak. Stałem się zbyt introwertyczny[3], a ponieważ byłem zajęty studiami, mniej kontaktowałem się z ludźmi. Kiedy robiłem doktorat, w przejściu pomiędzy moim pokojem a mamy stały przepiękne kwiaty. Nigdy przedtem ich nie dostrzegałem, aż do dnia gdy otrzymałem dyplom. Powiedziałem: „Och, jakie piękne dalie, bratki i kwiaty rosną po tej stronie”. Odrzekła: „Były tutaj przez ostatnie dwa lata. Nie zauważyłeś?”. Umysł, jak mówi Swami, jest bardzo dziwny, może się skupiać tylko na jednej rzeczy. Skupiłem się na odnalezieniu siebie, na naukach Swamiego i oczywiście na Swamim. To dążenie miało tak obsesyjny charakter, że nie pragnąłem niczego innego, prócz osiągnięcia celu.