Nauki medyczne Sai – w których współczesna medycyna łączy się z duchowością
Dr Hiramalini Seshadri & dr Seshardi Harihar
Jakie znajdujemy dowody lub wskazówki sugerujące
istnienie bez ciała fizycznego? Najszerzej znanym historycznym fenomenem wspierającym
ten pogląd jest sposób wybierania dalajlamów i innych lamów zastępujących tych,
którzy odeszli. Zgodnie z tradycją buddyjską, Bodhisattwowie lub Wielcy
inkarnują się bez przerwy, znosząc więzienie ciała dla dobra innych i
wyzwolenia wszystkich. Fenomen, dzięki któremu identyfikuje się dalajlamów,
wskazuje na zjawisko inkarnacji oraz na egzystencję w jakiejś formie na innych
planach pomiędzy narodzinami. W tradycji judeochrześcijańskiej, przed
europeizacją chrześcijaństwa, ponowne narodziny były akceptowanym zjawiskiem. O
Janie Chrzcicielu mówiło się jako przybyłym ponownie Eliaszu. Mówi się również,
że Mesjasz przyjdzie ponownie.
Inną rozrastającą się grupą dowodów wskazujących na egzystencję poza ciałem fizycznym przynoszą badania stanów bliskich śmierci. Dzięki rozwojowi współczesnej medycyny, a dokładnie technik reanimacyjnych, wiele osób bliskich śmierci powraca do życia. Niektóre opowiadają o istnieniu poza ciałem fizycznym, zanim ponownie zostały do niego odesłane.
28.05.2002 r. wysłuchałem szczegółowego opowiadania o doświadczeniu bliskim śmierci prof. Gopalakrisznana, będącego starszym anestezjologiem kardiologicznym w Trivandrum Medical Collage w Kerali.
Profesor Gopalakrisznan był karma joginem, całkowicie oddanym prostym ludziom, a jego modlitwą była praca. Znano go jako człowieka pełniącego służbę na rzecz społeczeństwa, czyniącego bardzo dużo dla ubogich pacjentów. Nie miał czasu ani ochoty na chodzenie do świątyń. Odprowadzając do nich chętnie swoją żonę, oddaną wielbicielkę Kriszny, zostawał na zewnątrz i czekał. Jego świątynią był szpital, a Bogiem pacjent. Szczerze wierzył, że ręce niosące pomoc są świętsze od modlących się ust. Religia i mistycyzm nie interesowały go. Chociaż wierzył w Najwyższą Moc, uważał odwiedzanie nauczycieli duchowych za niepotrzebną stratę czasu.
Pewnego dnia w 1992 r. prof. Gopalakrisznan poczuł ostry ból brzucha i został przewieziony do szpitala. Mówiąc krótko, przeszedł dwie laparotomie i pomimo najlepszej opieki medycznej stracił przytomność. Przez 16 dni jego życie było zagrożone i dwukrotnie reanimowano go ze stanu ‘bliskiego zatrzymania akcji serca’. W obu przypadkach przeżył doświadczenie bliskie śmierci (NDE). Znalazł się na zewnątrz ciała, pod sufitem i doskonale pamięta głos swojego kolegi pulmonologa, polecającego wykonanie błyskawicznej reanimacji. Widział i słyszał bardzo wyraźnie. Następnie, w obu przypadkach poczuł, że porusza się w tunelu.
Za każdym razem lądował blisko drzewa na stromym wzgórzu. Krajobraz wyglądał na indyjski. Widział rzekę i wspaniałe budowle. W jednej z nich znajdowała się obszerna sala, w której mnóstwo ludzi czekało na Niezwykłą Istotę. Zauważył bramę, za którą rósł potężny figowiec, a niedaleko od niego znajdowały się duże posągi Ganeszy i Nandi oraz rosły piękne kwiaty. Nandi to imię byka, na którym, jak się wierzy, jeździł Pan Śiwa. Spędziwszy tam kilka chwil, znalazł się z powrotem w rozległej sali, w której kobiety i mężczyźni siedzieli oddzielnie, oczekując kogoś. Potem ujrzał czerwoną postać. Nie widział jej dokładnie, z powodu bijącego z niej potężnego blasku. Było to silne, lecz niezwykle łagodne światło.
Jako anestezjolog, zwykle pracował w oślepiającym blasku najsilniejszych lamp wykonanych przez człowieka. Ale w porównaniu z tym światłem nawet najsilniejsze światła sali operacyjnej przypominały nikłe płomienie świecy. Mimo to światło nie raziło, wspomina dr Gopalakrisznan. Chciał podejść bliżej, lecz jakiś głos zabronił mu tego i kazał wracać, ponieważ musi pomóc jeszcze wielu ubogim pacjentom. Momentalnie znalazł się pod sufitem, a potem w ciele. Wydarzyło się to podczas obu stanów bliskich śmierci.
Pani Gopalakrisznan przypomina sobie, że mąż odzyskawszy przytomność po każdej reanimacji, mówił bezładnie o Świetle, o niebiańskim miejscu, które odwiedził, o Nandi, o rzece, o czerwonej postaci i o odesłaniu go z powrotem, ponieważ ma jeszcze dużo pracy… Traktowała to wtedy jak majaczenie gorączkującego umysłu, a ponieważ modliła się do Kriszny o uratowanie życia męża, nie zwracała uwagi na jego słowa.
Po doświadczeniach bliskich śmierci prof. Gopalakrisznan stał się innym człowiekiem. Zainteresował się mistyką i metafizyką. Jego głównym celem stało się odnalezienie miejsca, które odwiedził podczas NDE. Prof. Gopalakrisznan, który wcześniej nigdy nie wchodził do świątyni, teraz odwiedzał każde miejsce kultu w Kerali, jednak nie mógł zlokalizować miejsca w którym przebywał. W 1994 r. jego kolega kardiochirurg, dr Velajudhan Pillai, poprosił, żeby wziął z nim udział w obradach Międzynarodowej Konferencji Kardiologów w Instytucie Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai. Dr Gopalakrisznan przyjął zaproszenie. Ta wizyta stała się punktem zwrotnym w jego życiu.
Na widok niewielkiej wioski Puttaparthi dr Gopalakrisznan doznał olśnienia. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że była ona niebiańskim miejscem, które odwiedził w czasie stanu bliskiego śmierci. Zwiedzając ją rozpoznał wiele widzianych wcześniej obiektów. Zobaczył rzekę Ćitrawati płynącą przez Puttaparthi. Rozpoznał ‘bramę Ganaszy’ otwierającą się na aszram, drzewo figowe, salę darszanową… Zastanawiał się jednak, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Śri Sathya Sai Baba, ponieważ drobna postać, która otworzyła obrady, wydawała mu się zbyt ludzka, taka jak ty i ja.
Wtedy przeżył dwa niezwykłe doświadczenia. Podczas pierwszego darszanu w Prasanthi Nilayam ujrzał potężną aureolę otaczającą Swamiego. Zastanawiał się, czy nie wprowadzają go w błąd okulary, więc zdjął je, ale aureola pozostała. Trącił sąsiada i zapytał go, czy ktoś rzuca na Babę ostre, punktowe światło. Sąsiad, lekarz wiedzący trochę o fenomenie Sai, uśmiechnął się i zapytał, dlaczego tak uważa. Gdy dr Gopalakrisznan zreferował mu co widzi, ów dżentelmen powiedział po prostu, że może to traktować jako szczególną łaskę, ponieważ otrzymał od Swamiego wizję. Następnego dnia obaj panowie znowu siedzieli obok siebie na darszanie. Tym razem Swami przekształcił się w Pana Narasimhę, gdy tylko dr Gopalakrisznan na Niego spojrzał. Sąsiad ponownie go upewnił, że to nie halucynacja, lecz nadzwyczajne błogosławieństwo. Te dwa doświadczenia stanowiły zbyt wielkie wyzwanie dla racjonalnie myślącego profesora. Serce zdawało mu się mówić, że czerwona postać zalana światłem, którą widział podczas NDE, była Swamim. Ale głowa w to powątpiewała: „Swami nie dał znaku, że mnie rozpoznaje. Prawdopodobnie nawet mnie nie zna”.
Wszechwiedzący Swami postanowił usunąć te wątpliwości. Gdy dr Gopalakrisznan wyjeżdżał na konferencję, żona poprosiła go, żeby w Bangalore, słynącego jako centrum handlowe, kupił do domu zegar ścienny. Dodała jeszcze: „Kup sobie także przyzwoity zegarek”. Pierwszego dnia delegaci otrzymali dar w postaci pięknych zegarów ściennych zapakowanych w pudełka. Dr Gopalakrisznan ucieszył się. Czuł, że Swami spełnił prośbę jego żony. Ale zegary ścienne otrzymali wszyscy lekarze. Więc nie było w tym nic szczególnego.
Zbliżał się koniec odwiedzin w Prasanthi Nilayam. Dr Gopalakrisznan po raz ostatni udał się na darszan. Tym razem siedział za ministrem rządu unijnego, panem Antulajem. Swami wyszedł z pokoju interview i podszedł prosto do ministra, dając mu szansę dotknięcia Swoich lotosowych stóp. Następnie z najwyższym współczuciem spojrzał prosto na dr Gopalakrisznana. Doktor poczuł się do tego stopnia poruszony, że zamknął oczy i zaczął się modlić. Otworzywszy je ujrzał wolontariusza machającego do niego nagląco. Pomyślał, że wolontariusz prosi go by się cofnął. Zrobiwszy to, dosłownie wpadł na Swamiego. Widzicie, Baba czekał cierpliwie za nim!
Dr Gopalakrisznan nie mógł się dłużej pohamować. Upadł do stóp Swamiego. Gdy to uczynił, Pan ruchem ręki zmaterializował i rzucił mu na kolana zegarek na rękę. W tej sekundzie dr Gopalakrisznan wiedział na pewno, że to Swami przywrócił go do życia i wie wszystko. Ustąpił zamęt w głowie i poddał się całkowicie Swamiemu. Obecnie, po przejściu na emeryturę, prof. Gopalakrisznan kontynuuje pracę anestezjologa kardiologicznego w Triwandrum Medical College Hospital i wciąż pomaga ubogim ludziom. Ale obecnie niczego nie ocenia. Nauczył się patrzeć na wszelkie przeciwieństwa jako na elementy boskiego dramatu: na ubogich i na bogatych, na racjonalistów i na mistyków, na pokładających ufność w nauce i na starających się rozwiązać niewytłumaczalne tajemnice.
Stan bliski śmierci przeżył również Carl Jung, twórca psychologii analitycznej. Wpłynął on zasadniczo na jego poglądy. NDE prawdopodobnie przyniosło mu wizję, która skłoniła go do wysunięcia założenia o zbiorowej świadomości i o uniwersalnych archetypach (pierwowzorach).
A oto relacja dr George’a Rodonaja. [...] Pozwólcie, że zacytuję jego wypowiedź dostępną w Internecie. […]
„Martwy przez trzy dni.ˮ - Doświadczenie bliskie śmierci dr George’a Rodonaja.
Dr George Rodonaja jest lekarzem posiadającym dwa doktoraty: z neuropatologii i psychologii religii. Niedawno wygłosił referat na forum ONZ-tu poświęcony ‘Wzrostowi duchowości na świecie’. Zanim w 1978 r. wyjechał z ZSRR do USA, zajmował się badaniami psychiatrycznymi na Uniwersytecie Moskiewskim. […]
„Pierwszą rzeczą jaką pamiętam ze stanu bliskiego śmierci było to, że znalazłem się w królestwie nieprzeniknionej ciemności. Nie czułem bólu fizycznego, wciąż byłem świadomy, że egzystuję jako George i że otacza mnie ciemność, głęboka, całkowita ciemność, największa ciemność jakiej kiedykolwiek doświadczyłem, ciemniejsza od innych ciemności, czarniejsza od czarnego. Napierała na mnie. Byłem przerażony. Nie byłem na to przygotowany. Porażało mnie odkrycie, że wciąż istnieję, ale nie wiem gdzie jestem. Przez cały czas dręczyło mnie pytanie, jak mogę istnieć, skoro umarłem.
W końcu opanowałem się i zacząłem się zastanawiać, co tu się dzieje. Ale żadna satysfakcjonująca myśl nie przychodziła mi do głowy. Dlaczego jestem w ciemnościach? Co mam robić? Wtedy przypomniałem sobie słynną wypowiedź Kartezjusza: „Myślę, więc jestem”. To pozwoliło mi się trochę odprężyć, bo czułem, że na pewno żyję, chociaż z pewnością w jakimś innym wymiarze. Doszedłem do wniosku, że skoro istnieję, to czemu nie miałbym myśleć pozytywnie? Oto, co do mnie przyszło: "Jestem George i otacza mnie ciemność, ale wiem, że żyję. Wiem, kim jestem. Nie wolno mi myśleć negatywnie”.
Potem pomyślałem: „Co może być pozytywnego w ciemności? Bez wątpienia światło”. Wtedy niespodziewanie znalazłem się w świetle – było promiennie białe, jasne i mocne. Bardzo jasne światło, jak flesz z aparatu fotograficznego, lecz nie migotało. Nieporuszona jasność. W pierwszym momencie sprawiała mi odrobinę bólu, nie mogłem bezpośrednio się w nią wpatrywać. Po chwili zacząłem się odprężać. Zrobiło mi się ciepło, bezpiecznie i nagle wszystko wydało mi się wspaniałe.
W następnej chwili ujrzałem poruszające się molekuły, atomy, protony, neutrony, po prostu latające wokół mnie. Poruszały się chaotycznie, ale poczułem wielką radość, ponieważ chaos posiadał w sobie jakąś prawidłowość. To wszystko było jak układanka, było piękne i napełniało mnie wielką radością. Ujrzałem uniwersalną formę życia, przed moimi oczami jawiła się natura. W tym momencie zniknęło moje zainteresowanie ciałem, nie miałem wątpliwości, że już go nie potrzebuję, że tak naprawdę, stanowi ono ograniczenie.
Wszystko w tym doświadczeniu zlewało się ze sobą, więc trudno mi ustalić dokładną sekwencję zdarzeń. Zatrzymał się czas jaki znałem. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w jakiś sposób stapiały się ze sobą w bezkresnej jedności egzystencji.
W którymś momencie przeżyłem to, co nazywamy przeglądem życia. W jednej chwili ujrzałem całą swoją ziemską wędrówkę od początku do końca. Jeszcze raz wziąłem udział we wszystkich wydarzeniach i dramatach jakie przeżyłem. Przed oczami przesuwały mi się obrazy mające postać hologramu – bez poczucia przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, było tylko teraz, a przede mną moje życie. Pokaz nie miał charakteru liniowego – wszystko ukazało się naraz. Byłem ja, było moje życie. Nie miałem najmniejszego poczucia winy ani wyrzutów sumienia z powodu tego, co zrobiłem. Nie czułem niczego patrząc na swoje błędy, potknięcia i osiągnięcia. Odbierałem jedynie życie takim, jakie było. I byłem z niego zadowolony. Akceptowałem je.
Przez cały ten czas światło promieniowało pokojem i radością. Było ogromnie pozytywne. Czułem się bardzo szczęśliwy, że się w nim znajduję. Nagle wiedziałem jakie to światło ma znaczenie. Nauczyło mnie, że fizyczne prawa ludzkiego życia są niczym w porównaniu z tą jednoczącą rzeczywistością. Dostrzegłem również, że czarna dziura jest jedną z części świetlistego bezmiaru.
Doszło do mnie, że ta rzeczywistość jest wszystkim. Że to nie tylko ziemskie życie, lecz życie bezkresne, że wszystko jest nie tylko połączone ze sobą, ale stanowi jedność. Czułem tożsamość ze światłem, było to uczucie które mi odpowiadało i było w zgodzie z zasadami wszechświata.
Mogłem w jednej chwili być gdziekolwiek, naprawdę tam gdzie chciałem. Poczułem, że muszę koniecznie poznać Biblię i filozofię. Chcesz, to masz. Pomyśl, a przyjdzie do ciebie. Wziąłem w tym udział. Zamieszkałem w umyśle Jezusa i Jego uczniów. Słyszałem ich rozmowy, doświadczałem spożywanych pokarmów, przekazywanego wina, czułem zapachy i smaki, chociaż nie miałem ciała. Byłem czystą świadomością. Jeśli czegoś nie rozumiałem, przychodziło wytłumaczenie, bez Nauczyciela. Badałem imperium rzymskie, Babilon, czasy Noego i Abrahama. Istniałem w każdej erze, jaką można wskazać.
Byłem tam w tym cudownym doświadczeniu, gdy nagle ktoś zaczął rozcinać mi brzuch. Możecie to sobie wyobrazić? Okazało się, że byłem w kostnicy. Uznano mnie za zmarłego i leżałem tam przez trzy dni. Postanowiono sprawdzić jakie były powody mojej śmierci, więc zostałem poddany autopsji. Gdy zaczęto otwierać mi brzuch, poczułem, że jakaś potężna siła chwyta mnie za kark i pcha tak mocno w dół, że otwieram oczy i czuję ogromny ból. Moje ciało było zimne, więc drżałem. Natychmiast przerwano badanie i zabrano mnie do szpitala, gdzie przebywałem przez następnych dziewięć miesięcy, przeważnie pod respiratorem.
Powoli odzyskiwałem zdrowie. Ale nie byłem już taki sam jak przedtem, ponieważ teraz pragnąłem przez resztę życia studiować mądrość. To nowe zainteresowanie skierowało mnie na uniwersytet w Gruzji, gdzie otrzymałem kolejny doktorat, tym razem z psychologii religii. Potem zostałem kapłanem we Wschodnim Kościele Ortodoksyjnym, a w 1989r. pojechałem do Stanów Zjednoczonych i teraz jestem asystentem pastora Pierwszego Zjednoczonego Kościoła Metodystów w Nederland w Teksasie.
Wiele osób pyta mnie, w co wierzę i w jaki sposób doświadczenie bliskie śmierci zmieniło moje życie. Mogę tylko powiedzieć, że wierzę w Boga Wszechświata. W przeciwieństwie do wielu osób, nigdy nie nazwałem tamtego światła Bogiem, ponieważ Bóg pozostaje poza granicami naszego pojmowania. Wierzę, że Bóg jest kimś więcej niż światło, ponieważ jest także ciemnością. Bóg jest wszystkim co istnieje, wszystkim – a tego absolutnie nie możemy zrozumieć. Dlatego nie wierzę w Boga żydowskiego, chrześcijańskiego, hinduskiego ani w Boga żadnej innej religii, głoszącej kim jest lub kim nie jest Bóg. To ten sam Bóg. To On mi pokazał, że Wszechświat w którym żyjemy jest piękny i cudownie tajemniczy, na zawsze wewnętrznie połączony.
Każdy, kto w ten sposób doświadczył Boga, każdy, kto miał takie głębokie poczucie jedności ze wszystkim wie, że w życiu na ziemi jest tylko jedno ważne zadanie, kochać. Kochać przyrodę, kochać ludzi, kochać zwierzęta, kochać całe stworzenie, po prostu za to, że istnieją. Służyć boskim stworzeniom gorącym sercem, szczodrymi dłońmi i współczuciem – tylko takie życie ma sens.
Wiele osób zwraca się do ludzi, którzy doświadczyli stanu bliskiego śmierci w poszukiwaniu odpowiedzi. Wiem jednak, że oni nie do końca je posiadają. Nikt z nas nie pojmie w pełni wielkich prawd rządzących życiem, dopóki nie połączy się ostatecznie z Wiecznością w czasie śmierci. Lubię zadawać ludziom pytania i szukać odpowiedzi, ale wiem, że w końcu muszę żyć pytaniami i odpowiedziami. Tak jest dobrze. Może najlepszym sposobem zakomunikowania wam tego, co chciałem powiedzieć, jest przytoczenie słów poety Rilke’go, napisanych niegdyś w liście do przyjaciela. Zobaczyłem ten list, oryginał, ręcznie napisany, w bibliotece Uniwersytetu Drezdeńskiego w Niemczech. [Cytuję z pamięci]:
„Bądź cierpliwy wobec wszystkiego, co pozostaje w twoim sercu nierozwiązane. Spróbuj pokochać pytania dla nich samych. Nie szukaj odpowiedzi, których nie można znaleźć, ponieważ nie będziesz mógł z nimi żyć. Chodzi o to, żeby przeżyć wszystko, żeby żyć z pytaniami. Być może, nie zdając sobie z tego sprawy, pewnego dnia znajdziesz na nie odpowiedź.”
Pokładam w tym nadzieję. Żyjcie pytaniami, a wszechświat was dostrzeże.”
Tekst pochodzi z rozdziału IV pt.„Anatomia i psychologia ciał subtelnych”.
Inną rozrastającą się grupą dowodów wskazujących na egzystencję poza ciałem fizycznym przynoszą badania stanów bliskich śmierci. Dzięki rozwojowi współczesnej medycyny, a dokładnie technik reanimacyjnych, wiele osób bliskich śmierci powraca do życia. Niektóre opowiadają o istnieniu poza ciałem fizycznym, zanim ponownie zostały do niego odesłane.
28.05.2002 r. wysłuchałem szczegółowego opowiadania o doświadczeniu bliskim śmierci prof. Gopalakrisznana, będącego starszym anestezjologiem kardiologicznym w Trivandrum Medical Collage w Kerali.
Profesor Gopalakrisznan był karma joginem, całkowicie oddanym prostym ludziom, a jego modlitwą była praca. Znano go jako człowieka pełniącego służbę na rzecz społeczeństwa, czyniącego bardzo dużo dla ubogich pacjentów. Nie miał czasu ani ochoty na chodzenie do świątyń. Odprowadzając do nich chętnie swoją żonę, oddaną wielbicielkę Kriszny, zostawał na zewnątrz i czekał. Jego świątynią był szpital, a Bogiem pacjent. Szczerze wierzył, że ręce niosące pomoc są świętsze od modlących się ust. Religia i mistycyzm nie interesowały go. Chociaż wierzył w Najwyższą Moc, uważał odwiedzanie nauczycieli duchowych za niepotrzebną stratę czasu.
Pewnego dnia w 1992 r. prof. Gopalakrisznan poczuł ostry ból brzucha i został przewieziony do szpitala. Mówiąc krótko, przeszedł dwie laparotomie i pomimo najlepszej opieki medycznej stracił przytomność. Przez 16 dni jego życie było zagrożone i dwukrotnie reanimowano go ze stanu ‘bliskiego zatrzymania akcji serca’. W obu przypadkach przeżył doświadczenie bliskie śmierci (NDE). Znalazł się na zewnątrz ciała, pod sufitem i doskonale pamięta głos swojego kolegi pulmonologa, polecającego wykonanie błyskawicznej reanimacji. Widział i słyszał bardzo wyraźnie. Następnie, w obu przypadkach poczuł, że porusza się w tunelu.
Za każdym razem lądował blisko drzewa na stromym wzgórzu. Krajobraz wyglądał na indyjski. Widział rzekę i wspaniałe budowle. W jednej z nich znajdowała się obszerna sala, w której mnóstwo ludzi czekało na Niezwykłą Istotę. Zauważył bramę, za którą rósł potężny figowiec, a niedaleko od niego znajdowały się duże posągi Ganeszy i Nandi oraz rosły piękne kwiaty. Nandi to imię byka, na którym, jak się wierzy, jeździł Pan Śiwa. Spędziwszy tam kilka chwil, znalazł się z powrotem w rozległej sali, w której kobiety i mężczyźni siedzieli oddzielnie, oczekując kogoś. Potem ujrzał czerwoną postać. Nie widział jej dokładnie, z powodu bijącego z niej potężnego blasku. Było to silne, lecz niezwykle łagodne światło.
Jako anestezjolog, zwykle pracował w oślepiającym blasku najsilniejszych lamp wykonanych przez człowieka. Ale w porównaniu z tym światłem nawet najsilniejsze światła sali operacyjnej przypominały nikłe płomienie świecy. Mimo to światło nie raziło, wspomina dr Gopalakrisznan. Chciał podejść bliżej, lecz jakiś głos zabronił mu tego i kazał wracać, ponieważ musi pomóc jeszcze wielu ubogim pacjentom. Momentalnie znalazł się pod sufitem, a potem w ciele. Wydarzyło się to podczas obu stanów bliskich śmierci.
Pani Gopalakrisznan przypomina sobie, że mąż odzyskawszy przytomność po każdej reanimacji, mówił bezładnie o Świetle, o niebiańskim miejscu, które odwiedził, o Nandi, o rzece, o czerwonej postaci i o odesłaniu go z powrotem, ponieważ ma jeszcze dużo pracy… Traktowała to wtedy jak majaczenie gorączkującego umysłu, a ponieważ modliła się do Kriszny o uratowanie życia męża, nie zwracała uwagi na jego słowa.
Po doświadczeniach bliskich śmierci prof. Gopalakrisznan stał się innym człowiekiem. Zainteresował się mistyką i metafizyką. Jego głównym celem stało się odnalezienie miejsca, które odwiedził podczas NDE. Prof. Gopalakrisznan, który wcześniej nigdy nie wchodził do świątyni, teraz odwiedzał każde miejsce kultu w Kerali, jednak nie mógł zlokalizować miejsca w którym przebywał. W 1994 r. jego kolega kardiochirurg, dr Velajudhan Pillai, poprosił, żeby wziął z nim udział w obradach Międzynarodowej Konferencji Kardiologów w Instytucie Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai. Dr Gopalakrisznan przyjął zaproszenie. Ta wizyta stała się punktem zwrotnym w jego życiu.
Na widok niewielkiej wioski Puttaparthi dr Gopalakrisznan doznał olśnienia. Nie miał najmniejszych wątpliwości, że była ona niebiańskim miejscem, które odwiedził w czasie stanu bliskiego śmierci. Zwiedzając ją rozpoznał wiele widzianych wcześniej obiektów. Zobaczył rzekę Ćitrawati płynącą przez Puttaparthi. Rozpoznał ‘bramę Ganaszy’ otwierającą się na aszram, drzewo figowe, salę darszanową… Zastanawiał się jednak, jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Śri Sathya Sai Baba, ponieważ drobna postać, która otworzyła obrady, wydawała mu się zbyt ludzka, taka jak ty i ja.
Wtedy przeżył dwa niezwykłe doświadczenia. Podczas pierwszego darszanu w Prasanthi Nilayam ujrzał potężną aureolę otaczającą Swamiego. Zastanawiał się, czy nie wprowadzają go w błąd okulary, więc zdjął je, ale aureola pozostała. Trącił sąsiada i zapytał go, czy ktoś rzuca na Babę ostre, punktowe światło. Sąsiad, lekarz wiedzący trochę o fenomenie Sai, uśmiechnął się i zapytał, dlaczego tak uważa. Gdy dr Gopalakrisznan zreferował mu co widzi, ów dżentelmen powiedział po prostu, że może to traktować jako szczególną łaskę, ponieważ otrzymał od Swamiego wizję. Następnego dnia obaj panowie znowu siedzieli obok siebie na darszanie. Tym razem Swami przekształcił się w Pana Narasimhę, gdy tylko dr Gopalakrisznan na Niego spojrzał. Sąsiad ponownie go upewnił, że to nie halucynacja, lecz nadzwyczajne błogosławieństwo. Te dwa doświadczenia stanowiły zbyt wielkie wyzwanie dla racjonalnie myślącego profesora. Serce zdawało mu się mówić, że czerwona postać zalana światłem, którą widział podczas NDE, była Swamim. Ale głowa w to powątpiewała: „Swami nie dał znaku, że mnie rozpoznaje. Prawdopodobnie nawet mnie nie zna”.
Wszechwiedzący Swami postanowił usunąć te wątpliwości. Gdy dr Gopalakrisznan wyjeżdżał na konferencję, żona poprosiła go, żeby w Bangalore, słynącego jako centrum handlowe, kupił do domu zegar ścienny. Dodała jeszcze: „Kup sobie także przyzwoity zegarek”. Pierwszego dnia delegaci otrzymali dar w postaci pięknych zegarów ściennych zapakowanych w pudełka. Dr Gopalakrisznan ucieszył się. Czuł, że Swami spełnił prośbę jego żony. Ale zegary ścienne otrzymali wszyscy lekarze. Więc nie było w tym nic szczególnego.
Zbliżał się koniec odwiedzin w Prasanthi Nilayam. Dr Gopalakrisznan po raz ostatni udał się na darszan. Tym razem siedział za ministrem rządu unijnego, panem Antulajem. Swami wyszedł z pokoju interview i podszedł prosto do ministra, dając mu szansę dotknięcia Swoich lotosowych stóp. Następnie z najwyższym współczuciem spojrzał prosto na dr Gopalakrisznana. Doktor poczuł się do tego stopnia poruszony, że zamknął oczy i zaczął się modlić. Otworzywszy je ujrzał wolontariusza machającego do niego nagląco. Pomyślał, że wolontariusz prosi go by się cofnął. Zrobiwszy to, dosłownie wpadł na Swamiego. Widzicie, Baba czekał cierpliwie za nim!
Dr Gopalakrisznan nie mógł się dłużej pohamować. Upadł do stóp Swamiego. Gdy to uczynił, Pan ruchem ręki zmaterializował i rzucił mu na kolana zegarek na rękę. W tej sekundzie dr Gopalakrisznan wiedział na pewno, że to Swami przywrócił go do życia i wie wszystko. Ustąpił zamęt w głowie i poddał się całkowicie Swamiemu. Obecnie, po przejściu na emeryturę, prof. Gopalakrisznan kontynuuje pracę anestezjologa kardiologicznego w Triwandrum Medical College Hospital i wciąż pomaga ubogim ludziom. Ale obecnie niczego nie ocenia. Nauczył się patrzeć na wszelkie przeciwieństwa jako na elementy boskiego dramatu: na ubogich i na bogatych, na racjonalistów i na mistyków, na pokładających ufność w nauce i na starających się rozwiązać niewytłumaczalne tajemnice.
Stan bliski śmierci przeżył również Carl Jung, twórca psychologii analitycznej. Wpłynął on zasadniczo na jego poglądy. NDE prawdopodobnie przyniosło mu wizję, która skłoniła go do wysunięcia założenia o zbiorowej świadomości i o uniwersalnych archetypach (pierwowzorach).
A oto relacja dr George’a Rodonaja. [...] Pozwólcie, że zacytuję jego wypowiedź dostępną w Internecie. […]
„Martwy przez trzy dni.ˮ - Doświadczenie bliskie śmierci dr George’a Rodonaja.
Dr George Rodonaja jest lekarzem posiadającym dwa doktoraty: z neuropatologii i psychologii religii. Niedawno wygłosił referat na forum ONZ-tu poświęcony ‘Wzrostowi duchowości na świecie’. Zanim w 1978 r. wyjechał z ZSRR do USA, zajmował się badaniami psychiatrycznymi na Uniwersytecie Moskiewskim. […]
„Pierwszą rzeczą jaką pamiętam ze stanu bliskiego śmierci było to, że znalazłem się w królestwie nieprzeniknionej ciemności. Nie czułem bólu fizycznego, wciąż byłem świadomy, że egzystuję jako George i że otacza mnie ciemność, głęboka, całkowita ciemność, największa ciemność jakiej kiedykolwiek doświadczyłem, ciemniejsza od innych ciemności, czarniejsza od czarnego. Napierała na mnie. Byłem przerażony. Nie byłem na to przygotowany. Porażało mnie odkrycie, że wciąż istnieję, ale nie wiem gdzie jestem. Przez cały czas dręczyło mnie pytanie, jak mogę istnieć, skoro umarłem.
W końcu opanowałem się i zacząłem się zastanawiać, co tu się dzieje. Ale żadna satysfakcjonująca myśl nie przychodziła mi do głowy. Dlaczego jestem w ciemnościach? Co mam robić? Wtedy przypomniałem sobie słynną wypowiedź Kartezjusza: „Myślę, więc jestem”. To pozwoliło mi się trochę odprężyć, bo czułem, że na pewno żyję, chociaż z pewnością w jakimś innym wymiarze. Doszedłem do wniosku, że skoro istnieję, to czemu nie miałbym myśleć pozytywnie? Oto, co do mnie przyszło: "Jestem George i otacza mnie ciemność, ale wiem, że żyję. Wiem, kim jestem. Nie wolno mi myśleć negatywnie”.
Potem pomyślałem: „Co może być pozytywnego w ciemności? Bez wątpienia światło”. Wtedy niespodziewanie znalazłem się w świetle – było promiennie białe, jasne i mocne. Bardzo jasne światło, jak flesz z aparatu fotograficznego, lecz nie migotało. Nieporuszona jasność. W pierwszym momencie sprawiała mi odrobinę bólu, nie mogłem bezpośrednio się w nią wpatrywać. Po chwili zacząłem się odprężać. Zrobiło mi się ciepło, bezpiecznie i nagle wszystko wydało mi się wspaniałe.
W następnej chwili ujrzałem poruszające się molekuły, atomy, protony, neutrony, po prostu latające wokół mnie. Poruszały się chaotycznie, ale poczułem wielką radość, ponieważ chaos posiadał w sobie jakąś prawidłowość. To wszystko było jak układanka, było piękne i napełniało mnie wielką radością. Ujrzałem uniwersalną formę życia, przed moimi oczami jawiła się natura. W tym momencie zniknęło moje zainteresowanie ciałem, nie miałem wątpliwości, że już go nie potrzebuję, że tak naprawdę, stanowi ono ograniczenie.
Wszystko w tym doświadczeniu zlewało się ze sobą, więc trudno mi ustalić dokładną sekwencję zdarzeń. Zatrzymał się czas jaki znałem. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w jakiś sposób stapiały się ze sobą w bezkresnej jedności egzystencji.
W którymś momencie przeżyłem to, co nazywamy przeglądem życia. W jednej chwili ujrzałem całą swoją ziemską wędrówkę od początku do końca. Jeszcze raz wziąłem udział we wszystkich wydarzeniach i dramatach jakie przeżyłem. Przed oczami przesuwały mi się obrazy mające postać hologramu – bez poczucia przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, było tylko teraz, a przede mną moje życie. Pokaz nie miał charakteru liniowego – wszystko ukazało się naraz. Byłem ja, było moje życie. Nie miałem najmniejszego poczucia winy ani wyrzutów sumienia z powodu tego, co zrobiłem. Nie czułem niczego patrząc na swoje błędy, potknięcia i osiągnięcia. Odbierałem jedynie życie takim, jakie było. I byłem z niego zadowolony. Akceptowałem je.
Przez cały ten czas światło promieniowało pokojem i radością. Było ogromnie pozytywne. Czułem się bardzo szczęśliwy, że się w nim znajduję. Nagle wiedziałem jakie to światło ma znaczenie. Nauczyło mnie, że fizyczne prawa ludzkiego życia są niczym w porównaniu z tą jednoczącą rzeczywistością. Dostrzegłem również, że czarna dziura jest jedną z części świetlistego bezmiaru.
Doszło do mnie, że ta rzeczywistość jest wszystkim. Że to nie tylko ziemskie życie, lecz życie bezkresne, że wszystko jest nie tylko połączone ze sobą, ale stanowi jedność. Czułem tożsamość ze światłem, było to uczucie które mi odpowiadało i było w zgodzie z zasadami wszechświata.
Mogłem w jednej chwili być gdziekolwiek, naprawdę tam gdzie chciałem. Poczułem, że muszę koniecznie poznać Biblię i filozofię. Chcesz, to masz. Pomyśl, a przyjdzie do ciebie. Wziąłem w tym udział. Zamieszkałem w umyśle Jezusa i Jego uczniów. Słyszałem ich rozmowy, doświadczałem spożywanych pokarmów, przekazywanego wina, czułem zapachy i smaki, chociaż nie miałem ciała. Byłem czystą świadomością. Jeśli czegoś nie rozumiałem, przychodziło wytłumaczenie, bez Nauczyciela. Badałem imperium rzymskie, Babilon, czasy Noego i Abrahama. Istniałem w każdej erze, jaką można wskazać.
Byłem tam w tym cudownym doświadczeniu, gdy nagle ktoś zaczął rozcinać mi brzuch. Możecie to sobie wyobrazić? Okazało się, że byłem w kostnicy. Uznano mnie za zmarłego i leżałem tam przez trzy dni. Postanowiono sprawdzić jakie były powody mojej śmierci, więc zostałem poddany autopsji. Gdy zaczęto otwierać mi brzuch, poczułem, że jakaś potężna siła chwyta mnie za kark i pcha tak mocno w dół, że otwieram oczy i czuję ogromny ból. Moje ciało było zimne, więc drżałem. Natychmiast przerwano badanie i zabrano mnie do szpitala, gdzie przebywałem przez następnych dziewięć miesięcy, przeważnie pod respiratorem.
Powoli odzyskiwałem zdrowie. Ale nie byłem już taki sam jak przedtem, ponieważ teraz pragnąłem przez resztę życia studiować mądrość. To nowe zainteresowanie skierowało mnie na uniwersytet w Gruzji, gdzie otrzymałem kolejny doktorat, tym razem z psychologii religii. Potem zostałem kapłanem we Wschodnim Kościele Ortodoksyjnym, a w 1989r. pojechałem do Stanów Zjednoczonych i teraz jestem asystentem pastora Pierwszego Zjednoczonego Kościoła Metodystów w Nederland w Teksasie.
Wiele osób pyta mnie, w co wierzę i w jaki sposób doświadczenie bliskie śmierci zmieniło moje życie. Mogę tylko powiedzieć, że wierzę w Boga Wszechświata. W przeciwieństwie do wielu osób, nigdy nie nazwałem tamtego światła Bogiem, ponieważ Bóg pozostaje poza granicami naszego pojmowania. Wierzę, że Bóg jest kimś więcej niż światło, ponieważ jest także ciemnością. Bóg jest wszystkim co istnieje, wszystkim – a tego absolutnie nie możemy zrozumieć. Dlatego nie wierzę w Boga żydowskiego, chrześcijańskiego, hinduskiego ani w Boga żadnej innej religii, głoszącej kim jest lub kim nie jest Bóg. To ten sam Bóg. To On mi pokazał, że Wszechświat w którym żyjemy jest piękny i cudownie tajemniczy, na zawsze wewnętrznie połączony.
Każdy, kto w ten sposób doświadczył Boga, każdy, kto miał takie głębokie poczucie jedności ze wszystkim wie, że w życiu na ziemi jest tylko jedno ważne zadanie, kochać. Kochać przyrodę, kochać ludzi, kochać zwierzęta, kochać całe stworzenie, po prostu za to, że istnieją. Służyć boskim stworzeniom gorącym sercem, szczodrymi dłońmi i współczuciem – tylko takie życie ma sens.
Wiele osób zwraca się do ludzi, którzy doświadczyli stanu bliskiego śmierci w poszukiwaniu odpowiedzi. Wiem jednak, że oni nie do końca je posiadają. Nikt z nas nie pojmie w pełni wielkich prawd rządzących życiem, dopóki nie połączy się ostatecznie z Wiecznością w czasie śmierci. Lubię zadawać ludziom pytania i szukać odpowiedzi, ale wiem, że w końcu muszę żyć pytaniami i odpowiedziami. Tak jest dobrze. Może najlepszym sposobem zakomunikowania wam tego, co chciałem powiedzieć, jest przytoczenie słów poety Rilke’go, napisanych niegdyś w liście do przyjaciela. Zobaczyłem ten list, oryginał, ręcznie napisany, w bibliotece Uniwersytetu Drezdeńskiego w Niemczech. [Cytuję z pamięci]:
„Bądź cierpliwy wobec wszystkiego, co pozostaje w twoim sercu nierozwiązane. Spróbuj pokochać pytania dla nich samych. Nie szukaj odpowiedzi, których nie można znaleźć, ponieważ nie będziesz mógł z nimi żyć. Chodzi o to, żeby przeżyć wszystko, żeby żyć z pytaniami. Być może, nie zdając sobie z tego sprawy, pewnego dnia znajdziesz na nie odpowiedź.”
Pokładam w tym nadzieję. Żyjcie pytaniami, a wszechświat was dostrzeże.”
Tekst pochodzi z rozdziału IV pt.„Anatomia i psychologia ciał subtelnych”.
tłum. J.C