Każde słowo Swamiego jest prawdziwe
jak Wedy – doświadczenie studenta Sai
Arawind Balasubramanja
Było
to szczęśliwe, popołudniowe spotkanie rodzinne w naszym domu. Mówiąc ‘rodzinne’
mam na myśli braterstwo ludzi i ojcostwo Boga, do którego odnosi się Swami,
Bhagawan Śri Sathya Sai Baba. Powiada: „Świat jest jedną wielką rodziną.
Wszyscy są braćmi i siostrami, ponieważ wszyscy mają to samo pochodzenie –
pochodzą od Boga. Wszyscy ucieleśniają miłość”. W tym rodzinnym spotkaniu brała
udział moja żona i ja oraz prof. Nandżundiah i jego żona. Czcigodny profesor
jest od dekad kontrolerem egzaminów na Uniwersytecie Sathya Sai, a także
tłumaczem Swamiego. Od wielu lat cieszy się bliskim związkiem z Bhagawanem.
Opowiadał o swoich doświadczeniach, a my słuchaliśmy oczarowani. W trakcie
opowiadania wypowiedział zdanie, którego nie mogę zapomnieć: „Kiedy Swami mówi
o czymś poważnie, słuchaj z uwagą. Jeśli mówi zdawkowo, zamknij Jego uwagi w
sercu, ponieważ zawierają w sobie słowa wielkiej mądrości i prawdy”. Słyszę wiele
zdawkowych uwag Swamiego – od radzenia komuś, żeby wyjechał do ‘obcego kraju’
(kiedy ten postanawia pozostać fizycznie w Puttaparthi, żeby służyć Swamiemu
ile sił) do wypytywania studenta koledżu o żonę (której jeszcze nie ma). Za każdym
razem słysząc te żarty, przekomarzania i ‘przypadkowe’ uwagi uśmiechałem się
lub śmiałem – to wszystko. Jednak kiedy prof. Nandżundiah, którego ogromnie
szanowałem, przekazał mi tę radę, zacząłem myśleć. Swami jest fantastycznym
nauczycielem. W tak wspaniały sposób łączy ‘lekcje teoretyczne’ z ‘praktycznymi’,
że doskonale je zapamiętujemy. Dostałem lekcję praktyczną, spotkawszy starszego
kolegę z koledżu, Taraśankara Ćarkawarthy, którego nazywaliśmy z miłością Tarą.
Obecnie Tara pracuje w Prasanthi Nilayam w sekcji księgowości Śri Sathya Sai
Bhakti Sahayak Sangh Stores[1].
Byłem jego młodszym kolegą od pierwszego do ostatniego roku w koledżu. Opisane
przez niego doświadczenie wskazuje, że każde słowo padające z boskich ust
Swamiego jest samo w sobie wedawakją
– głęboką prawdą. Żadne słowo Bhagawana nie jest żartem!Boski deszcz
prezentów
Wydarzyło
się to w 2000 r. Tara był na pierwszym roku licencjackiego kursu handlu i
zarządzania na Uniwersytecie Śri Sathya Sai w Brindawanie. Trwały letnie
wakacje i wszyscy wiedzieli, że Swami organizuje w Whitefield Letni Kurs Indyjskiej
Kultury i Duchowości. Oznaczało to 15 dni wykładów prowadzonych przez
znakomitych mówców oraz dyskursów Baby na określony temat – przez kilka lat
była to Bhagawad Gita, a przez następne Ramajana i Mahabharata. Niemal każdego
wieczoru odbywały się koncerty i programy kulturalne. Swami zaangażował się
osobiście, wprowadzając Tarę i jeszcze jednego studenta, Sudżita, w tajniki
śpiewania. Wzywał chłopców na audiencje, podczas których uczył ich muzyki, inspirował
oraz obsypywał miłością i łaską. Tara wspomina z nostalgią: „To były niezapomniane dni. Ach, czegóż Swami
nie robił! Mój Boże! Wciąż nie mogę uwierzyć, że dostąpiłem takiej łaski.
Pewnego dnia weszliśmy do sali audiencyjnej, ale nie było w niej widać Swamiego.
Zastanawialiśmy się, gdzie jest. Może udał się innego pokoju? Gdy rzucałem
wkoło ukradkowe spojrzenia, za moimi plecami rozległo się głośne ‘buu’.
Wzdrygnąłem się, a Swami się serdecznie roześmiał. Schował się za kotarę, żeby
zaskoczyć nas słodkim figlem”. To
właśnie podczas jednego z takich interview w Trayee Brindawan Swami postanowił obsypać obu chłopców prezentami.
Najpierw zakręcił dłonią i zmaterializował wspaniały zegarek, który podarował
Sudżitowi. Zaraz potem ponownie zakręcił dłonią, zmaterializował drugi zegarek
i wręczył go Tarze. Zauważywszy, że metalowe bransoletki przy obu zegarkach są
za luźne, polecił chłopcom, żeby skrócili je u zegarmistrza. „To zdumiewający aspekt Boga. W jednej chwili
pokazuje do czego jest zdolny, a w następnej staje się tak bardzo ‘ludzki’, że
zapominamy o cudzie, którego byliśmy świadkami. Stworzenie choćby atomu energii
sprawia uczonym wielką trudność, a ja byłem tutaj świadkiem czystego stwarzania
przedmiotu złożonego z miliona atomów – zegarka. Kiedy polecił nam skrócić
bransoletki, zacząłem myśleć o zegarmistrzach w obrębie aszramu. Czyż sam stwórca
nie mógłby natychmiast rozwiązać tego problemu? To była jednak Jego gra.”
Tak więc w następnej minucie Swami wziął dwa nowe banknoty 500-rupiowe, dał je
Sudżitowi i polecił mu je wydać na konieczną naprawę zegarka. Następnie dał dwa
kolejne banknoty 500-rupiowe Tarze, przeznaczone na ten sam cel. Zaraz potem
audiencja dobiegła końca. Obaj chłopcy, zgodnie z poleceniem, udali się na
poszukiwanie zegarmistrza. Niespodziewany
zwrot wypadków
„Wiedziałem, że prosta reperacja, taka jak
ta, będzie kosztowała co najwyżej 15 - 20 rupii. A Swami dał mi tysiąc!
Ponieważ banknoty były podarunkiem od Swamiego, więc umieściłem je bezpiecznie
w kieszeni i nie wyciągałem ich stamtąd ani na chwilę. Wróciwszy do pokoju
opróżniłem kieszenie. Ku mojemu przerażeniu, obydwa banknoty zniknęły! Szukałem
wszędzie i nawet wróciłem po własnych śladach do sklepu zegarmistrza. Ale bez
skutku. Napisałem do Swamiego, opisując całe to ‘nieszczęście’ i modliłem się o
szansę podania Mu listu na darszanie. Podczas darszanu Swami podszedł do mnie.
Upadłem na kolana i dając Mu list, szybko powiedziałem, co się stało.
Uśmiechnął się tylko i powiedział: „Te pieniądze otrzymała twoja żona.” Tara
nie wiedział, co powiedzieć. Pamiętał, że Swami potrafi żartować z
najpoważniejszych spraw. Swami, wziął od niego list i odszedł. Tara nie
wiedział co zrobić. Na tym się wszystko skończyło i Tara nigdy nie odzyskał
zgubionych banknotów. Ukończył studia i przeniósł się do Miripurskiego Koledżu
Muzycznego Śri Sathya Sai. W pierwszej dekadzie XXI w. w życiu Tary zaszło
wiele zmian. Najważniejsze zdarzenie miało miejsce 24-tego kwietnia 2011 r.,
kiedy Swami opuścił śmiertelne ciało. Dla Tary był to druzgocący cios i nawet
dzisiaj nie potrafi się z tym pogodzić. Mówi z naciskiem: „Swami nie odszedł.
Tym, którzy tak myślą odpowiadam: ‘On nadchodzi!’” „Tara, masz wielką wiarę.
Gdy to mówiłeś, moje serce wypełniła radość”, powiedziałem do niego i objąłem
go. Potem zapytałem, na czym opiera tę pewność.Wiara
wzbogacona doświadczeniem
„Po
mahasamadhi Swami wielokrotnie objawiał
mi swoją obecność. Wznosi się ponad przestrzenią i czasem. 23-go września 2010
r., zaręczając się z Arćaną, tęskniłem za Sai Babą. Czułem, że dzięki Jego
boskiemu działaniu Arćana i ja jesteśmy razem. Ale pragnąłem, żeby był tu z
nami fizycznie. Jednak fizyczne zdrowie Swamiego podupadało i z trudem udzielał
darszanów. Oczekiwanie, że mnie
pobłogosławi, byłoby czymś niewłaściwym. Gdy z trudem odganiałem te myśli,
stało się coś cudownego i oszałamiającego. Po zaręczynach siedziałem obok Arćany,
opowiadając jej o różnorodnych doświadczeniach ze Swamim. Wspomniałem, że Swami
zmaterializował dla mnie zegarek i podarował mi dwa 500-rupiowe banknoty oraz
przytoczyłem uwagę jaką zrobił wówczas o ‘żonie’. ‘Swami czasami tak sobie
żartuje’, powiedziałem, starając się zatrzeć ten epizod śmiechem. Ale twarz
Arćany niemal zastygła! Otworzyła szeroko oczy, a na jej rękach pojawiła się
gęsia skórka. Nie miałem pojęcia co się stało. Przez kilka minut dochodziła do
siebie i w końcu powiedziała: „Tara! Mój
ukochany prezencie od Swamiego! Pozwól, że ci coś wyznam. Tego dnia w kwietniu
2000 r. w bankach i na poczcie w Bangalore wybuchł strajk. Dokładnie wtedy
postanowiłam wyruszyć na krótką wizytę do Hajdarabadu, gdyż licencjacki kurs
chirurgii dentystycznej ogłosił kilkudniową przerwę w zajęciach. Gdy miałam
kupić bilet, okazało się, że nie mam w portmonetce pieniędzy. Uświadomiłam
sobie, że jestem bez grosza i że banki są zamknięte. W desperacji pomodliłam
się do Swamiego i zastanawiałam się, czy mimo wszystko nie powinnam udać się do
banku. Co jednak mogłam zrobić – był strajk! Zanim się poddałam, jeszcze raz
zajrzałam do portmonetki. Były w niej dwa nowe, równo złożone 500-rupiowe banknoty!
Bez przeszkód kupiłam bilet i pojechałam do Hajdarabadu”. Tara
zrozumiał teraz jak bardzo był niemądry sądząc, że to rodzice znaleźli mu żonę.
Zdecydował o tym Swami, co najmniej dziesięć lat wcześniej! Zaręczyli się sześć
miesięcy przed Jego mahasamadhi,
zatem w 2000 r. Swami w żaden sposób nie mógł ‘fizycznie’ dowiedzieć się o nimi
i o Arćanie. A jednak wiedział przez cały czas. Przytulając nowonarodzoną
córeczkę, Sai Maji, Tara powtarza: „Dlaczego
miałbym się czymkolwiek martwić? Bhagawan zaplanował i naszkicował całe moje
życie. Muszę jedynie pamiętać o Jego chwale, potędze i majestacie. Gdy dręczą
mnie wątpliwości, wracam do tamtego zdarzenia i powtarzam sobie, że mój Swami
wznosi się ponad przestrzenią i czaem. Był, jest i zawsze będzie”.‘Przypadkowa’
uwaga
Często
zastanawiałem się, dlaczego Swami rzuca ‘przypadkowe’ uwagi, skoro bezpośrednie
zdanie przekazałoby Jego przesłanie w o wiele jaśniejszy sposób. Odpowiedź od
Swamiego otrzymałem za pośrednictwem prof. H.J. Bhyaga, nauczyciela zarządzania
biznesem na Uniwersytecie Śri Sathya Sai. Przytoczył mi skierowane do niego
słowa Bhagawana: „Istnieje duże niebezpieczeństwo, że człowiek zgrzeszy nie
słuchając bezpośrednich wskazówek Boga. Zatem Bóg przemawia bezpośrednio
jedynie do tych, którzy w pełni, bez najmniejszych wątpliwości akceptują jego
słowa i robią wszystko co konieczne. Do innych zwraca się rzucając ‘przypadkowe’
uwagi mające formę żartu lub komentarza. Wtedy taka osoba, jeśli zrozumie
aluzję i uwierzy Jego słowom, odniesie korzyść. Jeśli nie, to Swami bierze całą
winę na siebie, bo nieodpowiednio ją przekazał!” Czyż Jego miłość nie jest
zdumiewająca? W chwili gdy uwierzy w naszą wiarę w Niego, komunikuje się z nami
bezpośrednio. Skoro mówimy, że słowa Swamiego są wedawakją, to dlaczego dzielimy je na ‘poważne’ i ‘przypadkowe’? Powiesz
mi? z http://groups.google.com - saismg tłum. J.C. [1] Śri Sathya Sai Bhakti Sahayak
Sangh Stores nadzoruje sklepy, stołówki, piekarnie, księgarnie, kioski i
bary szybkiej obsługi na terenie Prasanthi Nilayam.