Z powrotem do Pakistanu z miłością
W ostatnich czasach, wraz ze wzrostem liczby przynoszących dochody wielospecjalistycznych szpitali w różnych miastach i metropoliach Indii, turystyka medyczna stała się modnym tematem w kuluarach indyjskiego ministerstwa zdrowia. Dlaczego? Cóż, do 2015 r. turystyka medyczna stanie się dodatkowym źródłem dochodów, przynoszącym od 50-ciu do 100-u bilionów rupii.
Kilka miesięcy temu Instytut Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai w Whitefieled, koło Bangalore był świadkiem turystyki medycznej zupełnie innego rodzaju! Siedmioletni chłopiec, pragnący wyleczyć się z choroby serca, przyjechał do Indii z Pakistanu, podróżując bez przerwy przez sześć dni. Nie przyjechał sam, wraz z nim przyjechała czternastoletnia dziewczynka. Obarczeni od dzieciństwa słabym zdrowiem, po wielu próbach, w czerwcu 2012 r., znaleźli drogę do szpitala Baby. Oto inspirująca historia ich porażek i triumfów, rozpaczy i szczęścia. „Mam na imię Szajada i przyjechałam z Sukkur w Pakistanie”, powiedziała kobieta w średnim wieku, ubrana w lekkie, zielone szarawary i w długą, rozkloszowaną tunikę ozdobioną szalem. Przytulał się do niej mały, sześcio lub siedmioletni chłopiec, w szerokim błękitnym kitlu, noszonym przez wszystkich pacjentów kadriologicznych Instytutu Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai. „To Sail, urodzony siedem lat temu”, powiedziała kobieta, mocno obejmując syna ramieniem. „Mam siedmioro dzieci. On jest najmłodszy. Wszystkie dzieci, oprócz niego, są zdrowe. Chorował od chwili narodzin, miał gorączkę i kaszel. Z tego powodu nie posłałam go do szkoły i zniechęcałam go do wychodzenia z domu. Nie spuszczałam go z oczu”, wyznaje matka. „Badania przeprowadzone w miejscowym szpitalu wykazały, że ma gruźlicę. Natychmiast podjęliśmy leczenie. Trzy miesiące później wydawało się, że czuje się lepiej.”Sytuacja się pogarsza
To była dobra wiadomość, ale rodzinę czekał kolejny wstrząs. „Na nieszczęście w tym czasie zdiagnozowano u mnie cholerę, więc nie mogłam się nim zajmować”, mówiła Szajada, a jej twarz zasnuwa się głębokim smutkiem. „W rezultacie Sail, który właśnie pokonał gruźlicę, złapał wietrzną ospę! Gdy zabraliśmy go ponownie do lekarza, okazało się, że ma poważne problemy z sercem. Doktor poradził nam, żebyśmy jak najprędzej zawieźli go do dużego szpitala.” Rodzice wybrali szpital im. Agi Khana w Karaczi, gdzie po przeprowadzeniu badań lekarze uznali, że muszą go zoperować i poprosili rodzinę o przygotowanie 400 000 rupii. „Dla ojca Saila to była nieosiągalna suma”, wyznaje Mubarak Ali, wujek Saila, towarzyszący im w szpitalu Baby w Bangalore. „Ojciec Saila pracuje czasami jako robotnik, innym razem jako ogrodnik. Mając niewielkie dochody, z trudnością utrzymuje rodzinę. Powinniście zobaczyć jak rozporządzają tymi zasobami – po prostu mieszkają w jednej izbie! Nie stać ich na drogą operację. Bardzo im współczułem”, zwierzał się Mubarak Ali. Jego poważna twarz bardzo mnie poruszyła. Miałem wrażenie, że zaraz się załamie. Jednak jako mężczyzna, tłumił tę cześć swojej osobowości, która jest podatna na zranienie.
Sail ze swoim wujkiem Mubarakiem Ali w szpitalu
Burzliwa
wyprawa
Było to w czasie,
gdy rodzina borykała się z opłatami za operację syna. Kolega z klasy Mubaraka
Ali, praktykujący lekarz, opowiedział im o indyjskim szpitalu, przeprowadzającym
bezpłatne zabiegi chirurgiczne. Radził im, żeby skontaktowali się z The Peace Heart Foundation, która pomoże
im tam się dostać. The Peace Heart Foundation
jest organizacją społeczną, działającą głównie na terenie Pakistanu. Pomaga
ludziom biednym, cierpiącym na dolegliwości sercowe. Pomiędzy Fundacją a panem
Śridharem z Instytutu Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai, odpowiedzialnym
za kontakty z pacjentami, nastąpiła wymiana emaili. Pan Śridharem przygotowuje
stosowne dokumenty, w tym wizy medyczne[1].
Pacjentowi może towarzyszyć tylko jedna osoba. Rodzice chłopca złożyli jednak w
Fundacji podanie, dzięki czemu Szajdą i jej synem zaopiekował się Mubarak Ali.
Była to ich pierwsza podróż zagraniczna i nowe wyzwanie. Przez całe życie
mieszkali w Kandawali – w odległym, wiejskim regionie powiatu Sukkur, w
południowo – wschodnim Pakistanie. Podróż pociągiem do Lahore sama w sobie była
wielkim wydarzeniem i trwała 14-cie godzin. W Lahore czekał na nich autobus
dalekobieżny do New Delhi. Wyruszali 14-ego maja 2012 r., o 6:00 rano. Znaleźli
się tam jednak dwie godziny wcześniej, żeby móc przejść wszystkie procedury, w
tym procedurę bezpieczeństwa. Wiozący ich klimatyzowany autokar był tym słynnym
autokarem z Lahore do stolicy Indii New Delhi, przekraczającym granicę w Wagah.
Stanowił ważny dowód na to, że rządy obu krajów starają się utrzymywać ze sobą
przyjacielskie, pokojowe stosunki. Autokarem, wyruszającym w swoją pierwszą
trasę 10-go lutego 1999 r., jechał ówczesny premier Indii pan Atal Bihari Wadżpaje.
Miał wziąć udział w konferencji na szczycie zwołanej w Lahore. Na przejściu
granicznym powitał go premier Pakistanu, pan Nawaz Szarif. Mubarak dotarł do
Delhi 14.05.2012 r. i stanął przed kolejnym problemem. „Wiza pozwalała nam na
podróż jedynie do Bangalore. Ponieważ w Delhi znaleźliśmy się o 21:00, nie
mieliśmy najmniejszej szansy wyruszyć w dalszą drogę tej samej nocy. Musieliśmy
spędzić ją w stolicy.” Znaleźli się w koszmarnej sytuacji, ponieważ wiza, ważna
jedynie na terenie Bangalore, nie upoważniała ich do zamieszkania w hotelu. Po
wielu wysiłkach, wystawiających na próbę ich cierpliwość, właściciel pewnego
hotelu wynajął im pokój na jedną noc. Wykorzystał jednak ich trudne położenie,
żądając za to 700 rupii, zamiast 250! Nie był to jeszcze koniec ich niedoli.
Następnego ranka na dworcu w New Delhi pokątny handlarz sprzedał Mubarakowi za
trzykrotnie wyższą cenę fałszywe bilety na dwie kuszetki! Kontroler w pociągu kazał
mu za nie jeszcze raz zapłacić. Po tych wszystkich perypetiach i po
trzydziestosześciogodzinnej nudnej podróży z New Delhi do Bangalore, Mubarak
wraz z Sailem i jego matką znaleźli się w końcu w Whitefield. Miało to miejsce
18.05.2012 r., po sześciu dniach podróży. Podobnie ciężką
podróż przeżyła druga rodzina z Pakistanu. Rukhsar, czternastoletnia dziewczynka,
której towarzyszyli matka i wujek.Otoczeni
ciepłem i uleczeni miłością „To ja wyszedłem
do głównej bramy, żeby ich przywitać”, wspomina z entuzjastycznym uśmiechem
Aświn W. Jest starszym szefem Oddziału Kardiologii. „Na ich twarzach widać było
ślady długiej i trudnej podróży. Zwłaszcza Rukhsar wyglądała bardzo krucho.
Wystarczył jeden rzut oka, żeby uzyskać pewność, że przeżyła zbyt wiele jak na
swój wiek! Natychmiast wziąłem wózek i odwiozłem ją na izbę przyjęć. Następnie
starałem się nawiązać z nimi kontakt. Język jest kluczem. Panie mówiły jedynie
w sindhi, języku używanym w Pakistanie. Na szczęście w szpitalu pracowała kardiolog,
dr Rita, znająca ten język. Gdy przyszła i zaczęła z nimi rozmawiać, poczuły
się wzruszone. Rukhsar cierpiała na wrodzoną wadę serca PDA – patent ductus
arteriosus”, tłumaczy dr Rita. „Mówiąc prościej, jest to dziura w sercu, a w
jej wypadku, duża dziura. Dlatego za wolno rosła, z trudnością oddychała,
często gorączkowała i przeziębiała się. Na tę przypadłość nie ma lekarstw.
Potrzebna jest prosta operacja, którą można wykonać w każdym przyzwoitym
centrum opieki kardiologicznej. Zasmuciło mnie, że z powodu braku pieniędzy musiała
jeździć tak daleko, aby poddać się zabiegowi. Ojciec Rukhsar uczy w szkole i ma
pięcioro dzieci. Jedno z nich cierpi na chroniczną chorobę nerek i jest
dializowane. Wszystkie zasoby rodziny przeznaczone są na to dziecko i na naukę
pozostałej gromadki. Operacja Rukhsar odbyła się 19.05.2012 r. w szpitalu Baby.
Zgodnie ze słowami dr Rity, wszystko poszło doskonale. „Pierwszego dnia
przyjechała, drugiego dnia wykonaliśmy badania, trzeciego dnia została przyjęta
do szpitala, czwartego dnia zoperowaliśmy ją, piątego dnia przenieśliśmy ją na
oddział, a szóstego wypisaliśmy do domu. Tak to się dobrze ułożyło”, mówiła w
radosnym uniesieniu. Gdy dziewczynka opuszczała szpital, panie nie wiedziały
jak dziękować dr Ricie, Aświnowi i całemu personelowi. Matka Rukhsar chwyciła
dłoń dr Rity i powtarzała: „Wrócimy tutaj… Na pewno wrócimy tutaj z pacjentami.
Proszę, niech pani przyjedzie do nas do Pakistanu. Podarowała nam pani nowe
życie.” „To było wspaniałe”, wspomina dr Rita. „Byłam bardzo wzruszona. Czułam,
że teraz coś nas łączy. Panująca tu miłość bardzo je poruszyła, były głęboko
wdzięczne.” Najbardziej wzruszający moment nadszedł wtedy, gdy wujek Rukhsar
żegnał się z Aświnem: „Chodząc do szkoły, mogłem z przyjaciółmi zwiedzić
Pakistan. Nie zrobiłem tego jednak, bo nie mieliśmy pieniędzy. Postanowiłem
wtedy, że pewnego dnia nie tylko zobaczę cały kraj, lecz pojadę również do
Indii. Nie myślałem jednak, że zamiast z przyjaciółmi, wyruszę tam z rodziną!
To niewiarygodne. Po powrocie do Pakistanu opowiem przyjaciołom, jak ciepło i z
jaką miłością przyjęto nas tutaj. Miałem wrażenie, że wróciliśmy do domu… Nigdy
i nigdzie nie czułem się w ten sposób i chyba nigdy nie będę w stanie w pełni się
zrewanżować!” Zatem szczęśliwa
rodzina Rukhsar, dziewczynki która gorąco pragnęła biegać, gotować, uczyć się i
snuć radosne marzenia, opuściła szpital Baby 22.05.2012 r.Sail zaczyna
się uśmiechać A co z Sailem? „W
jakim stanie był Sail, gdy trafił do szpitala?”, pytam Aświna. „Och, Sail!”
Aświn roześmiał się z całego serca. „Był zabawny. Doskonale pamiętam, że gdy
tylko znalazł się przed szpitalem, zaczął radośnie biegać po trawniku i wołać:
„Ogród, ogród…” Byłem zaskoczony. Jego wujek wyjaśnił: „Rozumie pan, to dziecko
nigdy nie widziało szpitala z tak bajecznymi trawnikami i o tak imponującej
architekturze. Jeszcze nie dotarło do niego, że będzie tu operowany.” „To
dlatego Baba wznosił takie piękne budowle. Pragnął, żeby emanowały zdrowiem. Ów
siedmiolatek był zmęczony, głodny, zakurzony i spocony, jak po sześciodniowej
podróży i dodatkowo wyczerpany wskutek osłabionego serca. Lecz w momencie, gdy
znalazł się tutaj, ogarnęła go ekscytacja! Czułem, że w jakimś sensie zaczyna
zdrowieć”, dodaje Aświn. Sail został natychmiast przyjęty do szpitala, ale
przebywał w nim dłużej niż Rukhsar, ponieważ miał infekcję. Z powodu tej
szaleńczej podróży znów zaczął gorączkować i kaszleć. Dzięki wysiłkom szpitala,
oficer w MSZ przedłużył pobyt Mubaraka w Indiach do 19.06.2012 r. „Pamiętam jak
pierwszego dnia wyciągnęliśmy wielkie pluszowe zabawki, żeby się nimi bawił.
Ich widok przytłoczył go jednak. Prawdopodobnie nigdy przedtem takich nie widział.
Tym razem nie spełniły swojego zadania. Staraliśmy się więc dotrzeć do niego
poprzez dotyk pełen ciepła i serdeczne uściski, ale nie potrafił się na nas
otworzyć. Na szczęście zauważyłem, że smakowały mu nasze posiłki. Miał apetyt
na upmę[2],
serwowaną przez oddział dietetyczny. Po kilku dniach spytałem jego wujka: „Czy
jest coś, co zafascynowało Saila w Indiach?”. A on odpowiedział: „Tak, tutejsze
samochody.” Samochody są drogie. Dlatego przynieśliśmy Sailowi mały model
indyjskiego samochodu i jego nastawienie się zmieniło! Prawdopodobnie poczuł,
że naprawdę go kochamy i staramy się go uszczęśliwić. I to zmieniło wszystko.”Obsypany
bezgraniczną łaską Rodzina poczuła
się jeszcze lepiej, gdy odwiedziła ich dr Sunil, pani anestezjolog znająca
język sindhi. „Ani przez chwilę nie czuliśmy się samotni, nawet po wyjeździe
rodziny Rukhsar”, mówi z uśmiechem Mubarak. Pielęgniarki są bardzo opiekuńcze.
Przychodziły w wyznaczonym czasie, podawały lekarstwa i przykładnie wypełniały
wszystkie swoje obowiązki. Dr Sunil zaglądała do nas regularnie, żeby zapytać,
co słychać. Mówiąc szczerze, na początku mieliśmy problem. Ja mogłem jeść
posiłki na zewnątrz, ale dla mamy Saila było to kłopotliwe, ponieważ nie
potrafi czytać i jest bardzo nieśmiała. Pielęgniarki usłyszały o tym i zaczęły
przynosić jej jedzenie. Były bardzo wyrozumiałe.” „Czego dowiedziałeś się o
naszym szpitalu, zanim tu przyjechałeś?”, zapytałem Mubaraka. „Dopiero po
przyjeździe przekonałem się, że leczy się tu chorych całkowicie za darmo.
Ponieważ przysłała nas Fundacja, z początku myślałem, że dotyczy to jedynie
naszych dwóch pakistańskich rodzin. Teraz wiem, że Instytut zapewnia bezpłatne
leczenie każdemu pacjentowi! Nie wiedziałem także nic o Babie… Gdy Bóg tak
szczodrze błogosławi ludzkość, życie staje się o wiele łatwiejsze i cudowne.”
Po zaleczeniu infekcji płuc, Sail został zoperowany 8.06.2012 r. „Miał wrodzoną
wadę serca”, tłumaczy dr Kumaran, chirurg, który przeprowadził zabieg. „W jego
sercu wykryto otwór. Do płuc przedostawało mu się mnóstwo krwi, wywołując
zakażenia. Ta operacja była wyzwaniem, ponieważ miał czynną infekcję, stłumioną
tylko podawanymi dożylnie antybiotykami. Po operacji obawialiśmy się gwałtownego
nawrotu choroby, ale na szczęście Sail wyszedł z tego obronną ręką! Teraz może
żyć jak wszystkie inne dzieci, wrócić do szkoły i bawić się!” Szjada,
uszczęśliwiona powrotem syna do zdrowia, nie potrafi ukryć swojej radości. Uśmiecha
się nieustannie, mówiąc: „Sail pójdzie teraz do szkoły. Niezmiennie fascynują
go samochody. Mówi, że gdy dorośnie będzie prowadził auto. Powiedział dr Ricie,
że jeśli do nas przyjedzie, to obwiezie ją po Pakistanie dużym samochodem.
Czuje się bardzo dobrze i jest taki szczęśliwy.” Zanim odjechali, spytałem
Mubaraka: „Co zabierzesz do Pakistanu?” „Zabiorę do domu zdrowe dziecko. Co
mogłoby nam sprawić większą radość?”, dzieli się z uśmiechem tą myślą. „Ten
szpital to nadzwyczajny pomnik uzdrawiania, ucieczka ubogich. Po powrocie
podzielę się z wszystkimi swoją radością i opowiem im o wybudowanym przez Babę
Instytucie. Jestem dłużnikiem tutejszych ludzi i Boga.” Gdy żegnając się w
ciepłym świetle poranka spojrzał w górę, czarny guz modlitewny na jego czole[3]
stał się bardzo widoczny.Niezrównana
filozofia opieki zdrowotnej Pragnąc
dowiedzieć się czegoś więcej o chirurgu, który przeprowadził tę operację,
zapytałem dr Kumarana: „Co pan czuje, pracując w szpitalu Baby?” Odpowiedział
spontanicznie: „Satysfakcji, jaką przynosi mi ta praca, nie można z niczym
porównać. Operowałem pacjentów, którzy nie mieli nawet ubrania i zimą okrywali
się płóciennymi banerami. Wykorzystywanie bardzo zaawansowanej aparatury i
zapewnienie takim osobom wysokiej jakości specjalistycznej opieki zdrowotnej
jest czymś zdumiewającym! Nigdzie indziej nie odczuwałem takiego spełnienia.
Ponadto bardzo mnie inspiruje nasz ordynator, dr Ćandrasekar.” Poprosiłem
ordynatora wydziału kardiochirurgii o podzielenie się refleksjami. „Praca w tym
szpitalu przynosi niezwykłe doświadczenia. Zanim tu przyjechałem, często traktowałem
pacjentów jak nieproszonych gości! Ale w 2008 r. podczas audiencji Baba pytał o
mnie i o moich pacjentów: ‘Czy masz potrzebną aparaturę? Czy może ci czegoś
brakuje? Czy wszystko jest jak należy?’ Kiedy odpowiedziałem, że dobrze sobie
radzimy, rzekł: ‘Twoi pacjenci są bardzo ubodzy. Nikogo nie mają. Dlatego nie
przepędzaj ich, gdy na coś narzekają! Nie krzycz na nich. Patrz im w oczy i
rozmawiaj z nimi z miłością.’ To w dramatyczny sposób zmieniło moje podejście
do chorych”, zwierza się lekarz i dodaje: „Staram się ze wszystkich sił
wprowadzać w życie słowa wypowiedziane tamtego dnia przez Swamiego. Gdy najważniejsze
miejsce zajmuje miłość i współczucie, operacja wydaje się drobiazgiem. Teraz,
gdy robię poranny obchód, pacjenci czują, że jest w tym coś więcej. Dla mnie to
darszan! Bardzo dużo się od nich
uczymy. Są dla nas nauczycielami życia… Zaczynamy rozumieć czym jest duchowość
i poznajemy bezgraniczną i bardzo głęboką intensywność prac Swamiego.” W pełni
odczuwam transformację dr Ćandrasekara: od doskonałego kardiochirurga do
filozofa–uzdrawiacza, korzystającego z nowoczesnej aparatury, umożliwiającej
naprawę serc. Na zawsze zachowam w pamięci słowa dr Rity: „Zostając lekarzami
myślimy na początku: ‘Będziemy uzdrawiali, będziemy leczyli.’ Ale będąc tutaj
uświadamiamy sobie, że Uzdrowicielem jest ktoś inny. My jesteśmy tylko
narzędziem, to wszystko. Przekonujemy się, że w życiu chodzi jedynie o miłość i
wdzięczność… Bóg kocha przez nas pacjentów i przez pacjentów kocha nas. Jeśli
wszystkie zadania dedykujemy jedynie Bogu, życie staje się nieustanną wymianą
miłości” Czy to nie piękna filozofia opieki zdrowotnej?!Biszu Prusty z zespołu Radia Saiz H2H tłum. J.C. [2] Upma
– tradycyjne śniadanie z prażonej kaszy manny z dodatkiem wiórków kokosowych i
plasterków z limonki