Każdy święty ma przeszłość i każdy grzesznik
ma przyszłość
Część 1
To Oskar Wilde
powiedział, że „każdy święty ma przeszłość i każdy grzesznik ma przyszłość.”
Jestem od dawna przekonany, że prawdziwość tej sentencji potwierdza historia
Kalpagiri. Gdy zacząłem uczęszczać do Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya
Sai, poznałem wiele takich historii. Wśród setek opowieści o łasce i miłości
Swamiego, usłyszanych za czasów studenckich, jedną przechowałem w sercu, ze
względu na jej niezwykłość. Rzucała nowe światło na wypowiedź Oskara Wilde’a.
Wskazywała na istnienie przykładów przekonujących nas, że nawet grzesznicy mają
wspaniałą przeszłość. Zapominają o niej jednak, zanurzając się po szyję w
świecie przejawionym. Dusza zaczyna wtedy popełniać błędy i potykać się, aż nie
spłynie na nią boskie współczucie i nie odsłoni prawdy. Po raz pierwszy usłyszałem
o tym zdarzeniu w obecności Swamiego, w Trayee Brindawan. Opowiedział nam o nim
nasz wykładowca, pan Sandżaka Sahni, kierownik kampusu Instytutu Wyższego
Nauczania Śri Sathya Sai w Brindawanie. Słuchanie go i obserwowanie głębokiego
skupienia Baby, samo w sobie było doniosłym doświadczeniem. Kilka lat później,
w Prasanthi Nilayam, usłyszałem tę historię z ust kolejnego wykładowcy, pana
Rućira Desai. Było to piętnastominutowe wystąpienie, nie tak szczegółowe jak
trwająca trzy kwadranse wypowiedź pana Sahni. Ale od tej chwili zdarzenie to wyryło
się trwale w moim umyśle i wspaniałą okazją było usłyszenie tej historii od
świadka wydarzeń we własnej osobie. Opowieść z pierwszej ręki, w wykonaniu pana
Prithwiradży miała bez wątpienia wielkie znaczenie.
Pan Prithwiradż
był adwokatem z indyjskiego stanu Orisa. Jego kariera rozwijała się tak doskonale,
że w krótkim czasie rozpoczął pracę w sądzie najwyższym Indii. Jako adwokat
sądu najwyższego miał bardzo pracowite życie. Spełnienie przyszło jako efekt
jego oddania dla Boga i Mistrza, Bhagawana Śri Sathya Sai Baby oraz rocznej
służby w Prasanthi Nilayam w Puttaparthi. Podczas wizyty w Świątyni Najwyższego
Spokoju w 1989 r., będąc członkiem Sewa
Dal, gałęzi służebnej Organizacji Śri Sathya Sai, stanął twarzą w twarz z
najbardziej fantastyczną i poruszającą historią swojego życia. Pracował w
Prasanthi Nilayam w południowoindyjskiej kantynie aśramu. Zaczepił go tam
mężczyzna w białej koszuli i w białych spodniach, zwracając się do niego z łagodnym
uśmiechem i z wielką zażyłością: „Sai Ram, pamiętasz mnie? Zaprosiłeś mnie
kiedyś na herbatę”. Picie herbaty z obcymi ludźmi dla wyciągnięcia z nich
historii o Swamim nie było dla Prithwiradża niczym nowym i pewnie dlatego nie
przypominał sobie tej twarzy. „Mam na imię Mohammad… pamiętasz? Papierosy…” W
sekundę przypomniał sobie wszystko. Krótki powrót do przeszłości przyniósł mu
wspomnienie o Mohammadzie i jego niezwykłym życiu. Spotkali się w 1984 r., jakieś
5 lat temu.
Mohammad
narusza aśramowe przepisy
Prithwiradż
wówczas pełnił sewę w tym samym
miejscu. Zjadłszy obiad wyszedł z południowoindyjskiej stołówki i przy
północnej bramie aśramu, nazywanej bramą gopury,
usłyszał podniesione głosy. Ponieważ był jednym z koordynatorów Sewa Dal, pobiegł w tamtą stronę, by
sprawdzić co się stało. To co zobaczył, wstrząsnęło nim. Muzułmański dżentelmen
odpychał wolontariuszy, którzy najwyraźniej starali się ze wszystkich sił
wyrwać mu zapalonego papierosa. Każdy, kto ma choćby najsłabsze pojęcie o Prasanthi
Nilayam doskonale wie, że palenie papierosów, picie alkoholu i jedzenie mięsa
jest tam absolutnie zabronione. Ale są także spory i potyczki. Prithwiradż
wkroczył w sprawę. Zwracając się do mężczyzny łagodnie i z miłością wyprowadził
go za bramę aszramu. „Wiem, że jedynym szefem tego miejsca jest ten człowiek z
szopą kręconych włosów! Dostałem papierosa od Swamiego i nie pojmuję, dlaczego
tego nie rozumiecie…”, protestował, gdy go popychano. Jeśli chodzi o Prithwiradża,
to za bramą ten facet mógł sobie palić do woli. Chciał tylko zdobyć pewność, że
nie będzie tego robił na terenie aśramu. Jednak wypowiedź nieznajomego o Swamim
wzbudziła jego zainteresowanie i chciał dowiedzieć się więcej. „Czy nie zechciałbyś
napić się ze mną herbaty?”, zapytał go mając nadzieję, że spędzą razem więcej
czasu. Mohammad zgodził się na propozycję i wkrótce obaj pili gorący napój.
Było niewiarygodne, że ten awanturnik przywitał się z nim dzisiaj tak uprzejmie,
pogodzony ze wszystkim. Nostalgiczna podróż Prithwiradża trwała dalej. „Czy
Swami rzeczywiście dał ci papierosa? Nie wydaje mi się, żeby to była prawda…”
„Nie? Dał mi trzy papierosy. Co mam powiedzieć? Papierosy to najmniejsza rzecz
w którą trudno ci będzie uwierzyć. Ja sam jestem oszołomiony. Masz trochę
czasu?” „O tak!”, odpowiedział Prithwiradż i postanowił wysłuchać Mohammada z
uwagą. Mohammad rozpoczął swoją historię. „Pochodzę z Calicut (dzisiaj
Kozhikode). Najcudowniejszy moment życia przeżyłem wtedy, gdy nie zdając sobie
sprawy z tego co robię, zgodziłem się szmuglować narkotyki”, powiedział
Mohammad, rozkoszując się miną Prithwiradża. „Stało się to przypadkiem.
Podeszli do mnie trzej mężczyźni i powiedzieli, że jeśli zgodzę się przewieźć
paczki do Bombaju, to wypłacą mi z miejsca 50 000 rupii. Kolejne
50 000 miałem dostać po dostarczeniu towaru na miejsce. To mnie zdziwiło,
ponieważ nie miałem nawet łodzi motorowej. Wiosłowanie z Kalkuty do Bombaju
było ciężką pracą, ale przyjąłem propozycję, bo mogłem nieźle zarobić. Chcieli
mi nawet pomóc, nie zgodziłem się jednak. Powiedziałem: Pracuję sam i nie
potrzebuję niczyjego wsparcia.” Od tego momentu historia rozwijała się dalej i
Prithwiradż nie miał najmniejszego pojęcia o tym, jak zaskakujące przyjmie
zwroty. Miał jednak pewność, że jeśli rzeczywiście Mohammad odbył tę podróż, to
powinien dołączyć do kadry indyjskich wioślarzy olimpijskich!
Przypadkowe
spotkanie
Mohammad
załadował i przygotował łódkę na długą podróż do Bombaju. Umierał ze strachu,
znając zawartość paczek. Otworzył jedną z nich i wtedy uświadomił sobie, że są
w nich nielegalne narkotyki! Przeraził się, ale pokusa zarobku przezwyciężyła
lęk. Postanowił wiosłować i szybko odebrać pozostałą kwotę. W latach 80-tych
50 000 rupii było wielką sumą, zwłaszcza dla zwykłego człowieka, takiego
jak Mohammad! Przygotował się starannie, nie szczędząc czasu i opierając się na
radzie danej mu przez trzech ‘mistrzów’. Posypał dno łodzi warstwą piasku, umieścił
na niej sto paczek z haszyszem, przykrył je następną warstwą piasku i ułożył na
niej liście orzechów kokosowych, mających działać jak amortyzatory! Na to
poszła kolejna warstwa piasku i orzechów kokosowych. W niektórych z nich,
zgodnie z instrukcją, ukryte były granaty. Miał ich użyć w razie problemów ze
strażą przybrzeżną. Oczywiście, zapakował również jedzenie. Zadowolony, że
wszystko jest na swoim miejscu, wsiadł do łódki i modląc się do Allacha
wyruszył w drogę. Nie wiedział, że Allach postanowił mu odpowiedzieć i zbawić
jego duszę. Podróż przebiegała bez kłopotów i w ciągu dwóch dni, wiosłując z
całych sił, Mohammed dotarł do Goa. Pozostał mu do przebycia ostatni etap
podróży, ponieważ Goa sąsiaduje z
Maharasztrą, której stolicą jest Bombaj. I wtedy zaczęły się problemy.
Zauważył, że w pewnej odległości od łódki, bliżej linii brzegowej, straż
przybrzeżna zgromadziła łodzie patrolowe. Było tylko kwestią czasu, kiedy grupa
poszukiwawcza dotrze do jego łódki. Mohammad w pośpiechu wyszukał kokosy dające
mu jedyną szansę na ucieczkę. Wtedy w jego kierunku zaczęła płynąć duża
motorówka i Mohammad ujrzał jeden z najdziwniejszych widoków w swoim życiu.
Przy sterze motorówki stał wysoki fakir i machał do niego. Motorówka zatrzymała
się w pobliżu łódki i fakir przemówił. „Wiem, co masz w łodzi! Jesteś w
beznadziejnej sytuacji, ale jeśli mi zaufasz, zostaniesz uratowany.” Głos
fakira był spokojny i mocny. Coś w nim uspokoiło Mohammada i odsunęło myśli od
łodzi patrolowych. „Czy wiesz, że twoi szefowie w Bombaju są już za kratkami?
Nie mogą ci pomóc i nie dostaniesz nic, nawet jeśli dotrzesz do Bombaju.” W
głębi duszy Mohammad wiedział na pewno, że ten człowiek nie współpracuje z
policją. Po prostu słuchał co mówi. Następne zdanie oszołomiło go. „Tym, co
wieziesz, zabijesz dzieci. Dlatego nie masz własnych.” Mohammad przeżył szok
jak po nalocie bombowym. Jakim cudem ten wysoki nieznajomy tak dużo wie? Mimo
to odpowiedział fakirowi pytaniem: „Powiedz, jak mnie uratujesz?” „Nie ma na to
czasu. Po prostu rób co ci każę. Przesiądź się do mojej łodzi, a ja wezmę
twoją. Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi.” Bywają w życiu takie chwile, gdy
musimy podjąć natychmiastową decyzję – dopiero przyszłość pokaże dobrą czy złą.
Mohammed podjął ją kierując się instynktem – wskoczył do łodzi nieznajomego i
powierzył mu towar. Wkrótce straż przybrzeżna otoczyła na morzu obie łodzie.
Mohammad doskonale widział, co działo się na drugiej z nich. Fakir zrobił coś
szalonego. Kilku członków patrolu wskoczyło do łodzi, rozglądając się uważnie.
Fakir, wyciągnąwszy z plecaka świeże mango i nóż – najwyraźniej z powietrza i
wykroił nim kilka plastrów. Potem, przekopując się przez warstwę orzechów i
piasku, wyciągnął paczkę śmiertelnie niebezpiecznego haszyszu, przeciął ją nożem,
wziął w palce trochę białego proszku i posypał nim owoce. „Poczęstujecie się
świeżym mango z solą? Przywiozłem je specjalnie z Kerali. Spróbujcie, jest
bardzo smaczne…” Oficerów z patrolu zaskoczyło to, że biały proszek okazał się
solą. Ale dlaczego ktoś miałby przywozić sól do Bombaju, skoro Bombaj ma
swobodny dostęp do Morza Arabskiego? Było oczywiste, że ten człowiek dołożył
kilka fałszywych paczek wypełnionych solą. Sprawdzili wszystkie. Fakir tylko
się uśmiechał, widząc ich niedowierzanie. Mohammad był bardziej zdziwiony niż
wszyscy ludzie z patrolu razem wzięci. I dlaczego miałby nie być? Osobiście
doglądał pakowania i ładowania haszyszu. Lecz jeśli oficerowie byli przekonani,
że to sól, to z pewnością była to sól! Widział, jak ludzie ze straży
przybrzeżnej, po ożywionej rozmowie z fakirem, opuszczają łódź i odpływają.
Zawarcie umowy
Zaskoczony, że
upiekło mu się o włos, Mohammed wrócił do własnej łódki. Swoimi magicznymi mocami
fakir przemienił narkotyki w sól. Może mógłby poprosić go w ramach ostatniej
uprzejmości, żeby ponownie stała się cennym cargo!? Co więcej, czy nie byłoby
wspaniale, gdyby mógł zawrzeć z nim stałą umowę handlową? „Chciałbym robić z
tobą interesy. Ja będę wykonywał ciężką pracę fizyczną, a ty będziesz po prostu
siedział, napełniony mocą. Czekają nas wielkie zyski. Pół na pół? Co na to
powiesz?” „Nie robię takich interesów. Moim interesem jest serce. Jesteś na to
gotowy?” Mohammad zaczął gorączkowo myśleć. „Więc ten człowiek przemyca organy!”
To było o wiele bardziej niebezpieczne, ale z pomocą magicznych mocy, które
posiadał fakir, każdy interes musiał zakończyć się sukcesem. „Jestem gotowy na
każdy rodzaj współpracy. Powiedz jak to się robi?”, powiedział głośno. „To
bardzo proste. Ty dasz mi swoje serce, a ja dam ci swoje”, odpowiedział
nieznajomy. „Czy obaj nie umrzemy od tego?” „Cha, cha, cha, cha”, roześmiał się
głośno fakir. „To nie jest tak jak myślisz. Dasz mi swoje serce kochając kogoś,
kochając Boga. Czy jesteś na to gotowy?” To odebrało mu mowę. Miał wrażenie, że
fakir dysponuje jakąś tajemniczą mądrością odnoszącą się także do życia! „Teraz
posłuchaj co ci powiem…” Mohammad cały zamienił się w słuch. Nieznajomy wrzucił
paczki do Morza Arabskiego, a te rozpuściły się w jego bezkresnych wodach.
„Teraz wracaj do domu. W Bombaju nikt na ciebie nie czeka. Weź moją łódź i
zacznij zarabiać na utrzymanie łowiąc ryby. Nie żyj tak jak dotychczas.” Mohammad
nie mógł uwierzyć w szczęśliwe zakończenie tej przygody. Poza 50 000
zaliczki, został dodatkowo nagrodzony nową, dużą łodzią motorową. Jego
dobroczyńca wziął się za wiosła. „Poczekaj”, krzyknął za nim Mohammad. „Możesz
mi podać swój adres?” Fakir wręczył mu niewielki skrawek papieru. Była to
wizytówka z adresem „Centrum kongresowego” w Bombaju. Potem odpłynął w jednej
chwili, w taki sam sposób w jaki się pojawił. Czy można tak szybko wiosłować?
Mohammed tego nie rozumiał. W swojej nowej motorówce rozpoczął drogę powrotną.
Część 2
W sztuce
opowiadania historii trzeba wiedzieć, kiedy podawać szczegóły, a kiedy ich unikać.
Opowiadanie powinno być wystarczające długie, żeby objąć wszystkie elementy i
wystarczająco krótkie, żeby wzbudzać zainteresowanie odbiorcy. Opowiedziawszy
dokładnie w pierwszej części o szczególnym dniu z życia Mohammada, opuszczam doczesne
szczegóły z następnych trzech miesięcy. Ale o jedynym muszę opowiedzieć, ponieważ
przykuje waszą uwagę i udzieli wam lekcji. Chodzi o to, że Mohammad w ciągu
tego czasu często myślał o dobroczyńcy spotkanym na Morzu Arabskim. Im bardziej
myślał o fakirze i tamtym wydarzeniu, tym mocniej uświadamiał sobie, że żyjąc w
świecie nie zaznał spokoju i radości. Odczuwał tylko wznoszący się i opadający
brak zadowolenia, ogarniającą wszystko pustkę. Wątpię, czy można ją
kiedykolwiek zapełnić. Była przy naszych urodzinach i wzrasta w miarę jak
stajemy się coraz starsi. Wypełnienie tej pustki, tego niezadowolenia, jest
możliwe jedynie wtedy, gdy rozwijamy się duchowo. Chociaż Mohammad łowiąc ryby
nową łodzią motorową zaczął przyzwoicie zarabiać, to jego wewnętrzny świat
niespokojnie wirował. Palił więcej niż przedtem, uciekając przed ziemską
egzystencją. Czego by nie próbował, dręczyło go uczucie rozczarowania.
Doskonale pamiętał swojego przyjaciela fakira i odczuwał nieodpartą potrzebę porozmawiania
z nim raz jeszcze. Postanowił, że pojedzie do Bombaju i odnajdzie go. Obserwując
siebie dokładnie zauważamy, że w jakimś momencie życia pojawia się uczucie niezadowolenia.
Powody niezadowolenia są różne, ale przychodzi ono bez względu na naszą
pozycję, relacje, wiek i stopień naszej zamożności. Można je ‘uleczyć’ tylko na
drodze duchowej, ponieważ jedynym źródłem prawdziwej szczęśliwości jest jedność
z Bogiem. Jedność z Bogiem ma miejsce wtedy, gdy odrzucamy pragnienia i fałszywe
utożsamianie się z ciałem. To właśnie z tego powodu Bhagawan Śri Sathya Sai Baba
odpowiada nam, gdy mówimy, że pragniemy spokoju: „Zrezygnuj z ‘ja’ i zrezygnuj
z ‘chcę’. Wtedy spokój pojawi się automatycznie.” Te zdania mają nie tylko
wielką wartość dosłowną. Są głębokimi prawdami duchowymi, podanymi w bardzo
zwięzły sposób. W tym sensie są mantrami, chociaż Bhagawan nie wyraził ich w
sanskrycie.
Adres podany przez fakira zaprowadził Mohammada do świątyni w
Bombaju. Nie znajdując domu, zaczął rozpytywać o fakira. Żałował, że nie
zapytał go jak ma na imię, bo brak imienia bardzo utrudniał poszukiwania.
Chodził w koło, opisując go spotkanym ludziom. W końcu ktoś wskazał mu tę
świątynię. (Pan Wenkatesz Prithwiradż, narrator i świadek, któremu Mohammad
opowiedział tę niezwykłą historię, odwiedził ją kilka lat temu.) Mohammad nigdy
nie był w świątyni. Ale tamtego dnia nic go nie mogło od tego powstrzymać. Co
dziwniejsze, nikogo nie zdziwił widok wchodzącego muzułmanina. Jak gdyby to było
normalne! Wchodząc, Mohammad przeżył największy wstrząs w życiu. Upadł na
kolana i zaczął rozpaczliwie szlochać. Jakiś miły pan podszedł, żeby go
uspokoić i zapytać, o co chodzi. „Ten człowiek był moim przyjacielem. Kilka
miesięcy temu spotkałem mojego przyjaciela fakira na morzu, dokładnie na Morzu
Arabskim. Dzisiaj uświadomiłem sobie, że nie zobaczę go już nigdy więcej… Kiedy
to się stało?”, pytał zapłakany Mohammad. Teraz łzy napłynęły do oczu
pocieszającego go dżentelmena. Był 1984 r., lecz ten człowiek zdawał się nie
wiedzieć, że Śirdi Baba opuścił ciało fizyczne w 1918 roku! „Otrzymał pan
prawdziwe błogosławieństwo! Przyjaciel, o którym pan mówi, jest naszym Ojcem,
naszym Bogiem. Mieszkał w Śirdi i odrzucił ciało w 1918 r. Dlatego mogę pana
zapewnić, że jeśli widział Go pan kilka miesięcy temu, to ma pan wszelkie
szanse spotkać Go ponownie” wyjaśnił dżentelmen. Oczy Mohammada stawały się
coraz większe, w miarę jak tego słuchał. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej o
Babie i o Jego cudach. Zrozumiał, że fakir, który go uratował rok temu, posiada
moc zdolną wydobyć go z dotychczasowej świeckiej egzystencji i pomóc mu odnaleźć
sens życia. Wycierając łzy, podszedł do posągu Baby i zaczął się modlić.
Pomodliwszy się wyszedł ze świątyni, odnalazł łódź i wrócił do Kerali.
Zakończenie
odysei
Bardzo
szczególnym świętem w Kerali jest Onam. Ludzie z tego stanu wierzą, że w ciągu
trzech dni odwiedza ich król i Bóg. Dla wielbicieli Bhagawana Śri Sathya Sai
Baby jest to czas corocznej pielgrzymki do Puttaparthi – czas podróżowania z
Kerali, kraju należącego do Boga, do Prasanthi Nilayam, domu Boga. Na kilka tygodni
przed Onamem Mohammad natknął się na procesję. Pod palankinem zobaczył zdjęcie
swojego przyjaciela fakira. Obok znajdowało się jeszcze jedno zdjęcie. Przedstawiony
na nim mężczyzna miał na głowie grzywę gęstych kręconych włosów i nosił pomarańczową
szatę, niepodobną do białej szaty Śirdi Baby. Zaciekawiony, podszedł do pielgrzymów
i zapytał: „Kim jest ten gość?” Doznał objawienia, gdy mu powiedziano, że
Swami, Śri Sathya Sai Baba, jest drugą z trzech inkarnacji Sai oraz że obie
inkarnacje stanowią jedność. Zafascynowany, zaczął zgłębiać sprawę. Jego
wysiłki sprawiły, że znalazł się w autobusie wiozącym pielgrzymów do
Puttaparthi na święto Onam i poznał zasady obowiązujące w aszramie. To wtedy zauważył,
że Sathya Sai i Śirdi Sai zdają się różnić od siebie. W Puttaparthi palenie i
jedzenie mięsa były surowo zabronione. Mohammad, będąc nałogowym palaczem,
którego zmuszono do wyrzucenia papierosów, zastanawiał się jak sobie z tym
poradzi. Obawiał się, co jeszcze może go spotkać. Znalazłszy się w sali
darszanowej Świątyni Najwyższego Spokoju, przyglądał się w zachwycie tysiącom zebranych,
okazujących miłość i szacunek ich Swamiemu, Bhagawanowi Babie, ubranemu w
pomarańczową szatę. Grupa z Kerali została potraktowana w specjalny sposób –
Swami zauważył ich, pobłogosławił i rozmawiał z nimi. Z tysięcy wielbicieli z
Kerali wyłowił Mohammada i zaprosił go na audiencję.
Pamiętne
interview
W sali interview
Mohammad usiadł blisko Swamiego, zajmującego fotel. Patrząc mu prosto w oczy,
Swami powiedział: „Bardzo dużo palisz. Dlatego nie masz własnych dzieci.” Te
słowa trafiły w Mohammada – wiedział, że już kiedyś je słyszał. Wtedy miały
związek z przemytem narkotyków. Dzisiaj dowiedział się, że przyczyną jego
bezdzietności było palenie papierosów. Jak można nagle pozbyć się nałogu? „Rzuć
palenie, a będziesz miał dzieci. Pomogę ci.” Potem, pochylając się nad jego
twarzą i patrząc mu głęboko w oczy, Swami zapytał: „Poznajesz mnie?” Mohammad
wpatrywał się w bezmyślnie w Bhagawana. Nie przypominał sobie, żeby
kiedykolwiek przedtem spotkał tego Babę z wijącymi się włosami. Baba z uśmiechem
położył mu na głowie prawą rękę, dokładnie w miejscu między brwiami i w jednej
chwili przeniósł go w inną czasoprzestrzeń. Mohammad znalazł się nagle w ciele
człowieka przemierzającego rozległą krainę w poszukiwaniu klaczy. Nagle
usłyszał głos, który wołał do niego: „Ćand! Mój drogi Ćand! Zgubiłeś klacz i
teraz się martwisz, prawda?” „Tak, proszę pana…”, odpowiedział zastanawiając
się skąd ten człowiek zna jego imię. „Odeszła tego ranka i nie potrafię jej
znaleźć.” W tym momencie uświadomił sobie, że gdzieś już widział tego fakira.
Tak, na łódce. Czy nie było to jednak w innym życiu? A może było? „Schowała się
za tym pagórkiem. Jest bezpieczna i czeka na ciebie.” Pobiegł, odszukał klacz,
wrócił do fakira i pokłonił się przed nim z wdzięcznością. Fakir powiedział:
„Chodź, zapalimy.” Mówiąc te słowa podniósł metalowy pręt i wbił go w ziemię.
Zaczęła z niej wypływać woda, w której zamoczył fajkę. Jeszcze raz uderzył
prętem i teraz ukazało się jasno płonące drewienko, którym ją rozpalił. Obaj,
fakir i on, cieszyli się paleniem. Potem Ćand zaprosił fakira na ślub swojej
córki. Scena powoli bladła i Śirdi Baba rozpłynął się. A teraz, na Jego
miejscu, znajdował się Baba ze skręconymi włosami! Zanim Mohammad zdążył zrozumieć
że wizja znikła, uniósł powieki i spojrzał w oczy Swamiego. Wtedy pojął.
Zrozumienie przepłynęło przez niego jak potok! Uświadomił sobie swój związek z
Śirdi Babą i dostrzegł, że jego Mistrz odnajdywał go i prowadził poprzez
kolejne wcielenia. Gdy postępował niewłaściwie, zanurzając się we wzburzone morza
ziemskiej egzystencji, Baba sprowadzał go ponownie na cichy i spokojny brzeg.
Ze względu na
dawne czasy
Mohammad spojrzał
na Swamiego. Miał w oczach łzy. Nie tracąc ani chwili, objął Jego stopy i
zawołał: „Swami! Tak strasznie się potykałem! Tak bardzo odsunąłem się od
Ciebie! Pragnę to zmienić. Nie chcę żyć w bagnie, w którym przebywam od tak
dawna. Proszę Cię mój drogi Panie, mój Allachu, trzymaj mnie blisko Siebie.”
Ach! To był moment, który, jak się wydaje, odsłonił jego poczucie
niezadowolenia – moment, w którym uświadomił sobie istnienie Źródła Prawdziwego
Spokoju i Szczęścia. Modląc się czuł, że niezadowolenie znika. To odkrycie
napełniało go radością. Dopóki nie uświadomimy sobie naszego niepowtarzalnego
związku z Bogiem – związku jedności, dopóty nie odnajdziemy spokoju i radości,
choćbyśmy osiągnęli bardzo dużo! Swami zrobił teraz coś, co scementowało ich
odwieczny związek. Wykorzystał do tego palenie, łączące Śirdi Babę i Ćanda.
Zakręcił dłonią i ku zaskoczeniu Mohammada, zmaterializował trzy papierosy! Wręczył
mu je, pobłogosławił go i powiedział: „Zapalisz trzy razy i wszystko będzie
dobrze. Z pomocą tych trzech papierosów przekazuję ci trzy najwspanialsze dary:
prawe postępowanie, mądrość i miłość do Boga.”
Istnieje tyle
dróg do Boga, ile jest ludzi na Ziemi
„Teraz skończyłem
palić trzeciego i ostatniego papierosa. Skoro Sai Baba, najważniejsza tutaj
osoba, pozwolił mi palić, to kim są ci ludzie, którzy próbowali mnie od tego
powstrzymać? zakończył rozmowę Mohammad. Oszołomiony Prithwiradż zapłacił za
herbatę i wraz ze swym gościem udał się do nieistniejącego już dzisiaj hotelu Kumar
Vilas. Tam usłyszał, że istnieje tyle dróg do Boga, ile jest ludzi na Ziemi.
Było to coś, co pozostawało poza granicami nawet najbardziej twórczych momentów
jego wyobraźni. Doprawdy, prawda jest czasami dziwniejsza od fikcji.
A teraz Mohammad
witał się z nim w stołówce. Niewątpliwie się zmienił.
„Jak się masz,
Mohammadzie? Miło cię znów zobaczyć.” „Należę teraz do Sewa Dal. Widząc cię
przypomniałem sobie, że byłeś jedyną osobą, która tamtego dnia pozwoliła mi
palić. Nigdy nie zapomnę ani ciebie ani wypitej wtedy wspólnie herbaty.” „Czy
palisz teraz mniej?”, zapytał z ciekawością Prithwiradż. „Czy palę mniej?
Uczuliłem się na papierosy! Papieros miłości do Boga, który wypaliłem wtedy w
twojej obecności, by ostatnim papierosem w moim życiu. Od tamtego dnia nie mogę
znieść nawet ich widoku. To cud Swamiego.” „Fantastyczne! Cztery lata bez
palenia. To doprawdy boska łaska. Czy czujesz się teraz szczęśliwszy?” „Co mam
ci powiedzieć? W ciągu tych czterech lat co roku rodziło nam się dziecko! Jeśli
zostanę zaproszony na interview, powiem Swamiemu, że to wystarczy. Nie chcę
mieć więcej dzieci.” Prithwiradża ogarnęła radość. Swami nakreślił niezwykłą
opowieść. Prithwiradż żałował, że nie podniósł wtedy odrzuconego przez Mohammada
niedopałka i nie zaciągnął się. No cóż, teraz było to już niemożliwe. Nagle
zauważył poruszenie. Mohammad odszedł i nagle wszyscy zaczęli się spieszyć.
„Swami zaraz tu będzie”, powtarzali. Kilka minut później, piękna forma Swamiego
wpłynęła do stołówki. Swami podszedł do Prithwiradża i zamienił z nim kilka
słów. Patrząc na niego powiedział: „Chciałeś zapalić, żeby zyskać oddanie? To
było tylko dla niego. Bez dróg na skróty!” Mówiąc to przeszedł dalej.
Prithwiradż zrozumiał, że Swami, pełen miłości i bezgranicznej łaski, stworzył
dla wielbiciela niezwykły sposób dotarcia do Niego – z pomocą papierosów.
z saismg
tłum. J.C.