Byłem sadhu
Jest to jedna z wielu historii opowiedzianych przez Mumbayi Srinivasana na jego forum dyskusyjnym w serii „Historia związana ze zdjęciem.” Autor zatytułował ją „Zapewnię ci pożywienie dwa razy na dzień” i przedstawił w dwóch odcinkach (tutaj są połączone).
Zdjęcie powyżej przedstawia
świątynię Arunachaleswarar w Tiruvannamalai w stanie Tamil Nadu. Świątynia ta i
miasto przypomina mi owe 15 dni z mego życia, które spędziłem tam na otwartej
przestrzeni jako wędrowny sadhu.Bhagawan Śri Sathya Sai Baba w
swojej boskiej łaskawości prowadził mnie na mojej ścieżce medytacji. Kiedyś
powiedział mi, że gdy ktoś porzuca wszystko w swoim życiu i poświęca się duchowym
poszukiwaniom, nazywa się sadhu i że sadhu wolno żebrać o jedzenie wystarczające
aby przeżyć. Stwierdził, że teraz jestem prawie na tym etapie, będąc zależny od
pożywienia zapewnianego przez dzieci. One pierwsze zapewniają sadhu pożywienie we własnej rodzinie.
Mogę więc pozostawać przy nich i cieszyć się ich gościnnością do czasu, gdy
opiekują się mną z miłością i uczuciem. Jeśli kiedyś stwierdzę, że ich miłość
zanika, mogę odejść w świat. „Teraz chcę
cię zapewnić, że niezależnie gdzie będziesz, dostarczę ci pożywienie dwa razy
na dzień.” Ta boska wypowiedź zrobiła na mnie wielkie wrażenie.Działo się to po zamknięciu firmy
prowadzonej przeze mnie w Chennai (Madrasie). Gdy zgłosiłem się do Swamiego, powiedział
mi: „Odtąd nie powinieneś zarabiać pieniędzy. Nie powinieneś nawet chcieć ich
zarabiać.” Powiedziałem Mu, że mentalnie i fizycznie staję się coraz słabszy i
że gdyby mógł dać mi jakąś niewielką pracę w Parthi i dwa kupony dziennie na
posiłki, mógłbym przenieść się do Parthi. Swami szybko odrzekł: „Stołówka nie
jest własnością moich dziadków!” Wtedy to powiedział mi jak sadhu powinien żyć.Mieszkałem wtedy w Chennai.
Któregoś dnia zjadłem swój lunch i odpoczywałem. Moja żona oglądała telewizję,
a wnuki piszczały i bawiły się. Nękała mnie myśl, że powinienem znaleźć ciszę
poza domem. Wziąłem jeden ręcznik i wyszedłem z domu. Nie wiedziałem, dokąd
idę. Nie chciałem, by rodzina mnie odszukała. Na dworcu autobusowym wsiadłem do
autobusu do Tiruvannamalai, gdzie znajdował się mandir (świątynia) Arunachaleswarar i aśram Ramany Maharisziego. Po wykupieniu biletu na autobus zostało
mi niewiele pieniędzy.Wcześnie rano odwiedziłem
świątynię i aśram. Starannie
przeliczyłem gotówkę w kieszeni. Było około 20 rupii. W barze przy ścieżce dla
pieszych nabyłem lekką przekąskę. Chodząc po okolicy doszedłem do małej
świątyni, do której przylegał mały przyświątynny zbiornik wodny. Usiadłem przy
nim na kamiennych stopniach i tam przespałem noc. Następnego dnia wyprałem jedyne
dhoti (okrycie noszone na biodrach) i
koszulę, jakie miałem, i rozłożyłem je, by się wysuszyły. Owinąwszy się w pasie
mokrym ręcznikiem, usiadłem do medytacji. Wzeszło słońce i robiło się coraz
cieplej. Śniadanie nabyłem w tym samym barze, po czym uważnie przeliczyłem
pieniądze.Skalne stopnie przy zbiorniku
były moim domem przez następne cztery dni. Tymczasem pieniądze się skończyły.
Kolejnego dnia rano po medytacji stwierdziłem, że nie mam już pieniędzy. Jestem
chory na cukrzycę. Głód sprawiał, że czułem się słaby i miałem zawroty głowy.
Nie było widoków na zjedzenie czegokolwiek. Siedząc na kamiennych stopniach, z
ciężkim sercem głęboko rozmyślałem. Czy nastał czas, abym zaczął żebrać o
jedzenie? Ale jak człowiek, który dotąd prowadził zakład przemysłowy w Chennai,
ma chodzić po ulicach i żebrać? Umysł nie chciał zaakceptować tej sytuacji.Kiedy ja jakoś znosiłem swoje dni
w Tiruvannamalai, mój drugi syn, S. Ramesh, doniósł o mnie Swamiemu. Swami miał
mu odpowiedzieć: „Twój ojciec ma się dobrze.”Bez grosza w kieszeni musiałem
spojrzeć prawdzie w oczy. Aby mieć następny posiłek, będę musiał żebrać.
Podczas wschodu słońca modliłem się do Swamiego, prosząc, abym nie był zmuszany
do tej ostateczności. Przez około tydzień nie goliłem się ani nie czesałem
włosów. Siedząc na kamiennych stopniach zbiornika, wyglądałem jak uliczny
żebrak. Po medytacji zastanawiałem się, jak zdobyć jedzenie. Pamiętałem, co
mówił Swami – że sadhu może żebrać o
jedzenie. Ale mnie było bardzo trudno się z tym pogodzić.Była już prawie 10-ta przed
południem. Po stopniach zszedł kapłan z przyległej świątyni, by umyć ręce i
twarz. Przyglądał mi się z ciekawością. Po chwili podszedł; chciał się o mnie czegoś
dowiedzieć. Poprosił, abym poszedł z nim do jego domu. Powiedział, że przy
swoim domu zbudował szopę krytą strzechą i że jest w nim drewniana ława.
Litował się, że musiałem spać na twardych kamiennych stopniach przy stawie.
Poszedłem z nim. Zostawiwszy mnie przed swoim domem, odszedł, by wypełniać
swoje obowiązki w świątyni. Byłem bardzo głodny. Nie miałem nic do jedzenia,
ani pieniędzy. Zbliżało się południe, a ja już nie mogłem znieść głodu.
Podniosłem się, podszedłem do frontowych drzwi domu i zajrzałem do środka.
Pomyślałem, że jeśli ktoś wyjdzie, poproszę o coś do zjedzenia. Drzwi były
otwarte, ale nie widziałem tam nikogo. Zrozumiałem, że przyszedł czas, abym
poszedł gdzieś poszukać pożywienia. Co to znaczy? Znaczy to „żebranie o
jałmużnę.” Znów przypomniałem sobie słowa Swamiego, że sadhu może żebrać o jedzenie. Jednak szacunek do siebie
powstrzymywał mnie przed tym. Myślałem, że lepiej zagłodzić się na śmierć niż
żebrać o jedzenie. Jeszcze kilka razy podchodziłem do drzwi domu, ale nie
mogłem zmusić się do zawołania. Za każdym razem, gdy wracałem do swojej ławy i
siadałem, było mi coraz trudniej wytrzymać doskwierający głód. Czułem, że w
każdej chwili mogę zasłabnąć i upaść.Około południa wrócił kapłan.
Niósł naczynie zakryte tkaniną. Powiedział, że przyniósł mi jedzenie. Gdy
odkrył naczynie, stwierdziłem, że była w nim potrwa nazywana ven pongal w ilości wystarczającej dla
pięciu osób. Kapłan wyjaśnił, że jest to prasadam
(poświęcony pokarm) ze świątyni i że jako kapłan miał prawo zabrać go do domu.
„Swami, spożyj to jako swój lunch. Pochodzi od Pana” – powiedział.Natychmiast błysnęła mi myśl o
zapewnieniu Bhagawana Baby, który dawno temu mówił: „Gdziekolwiek będziesz, zapewnię ci pożywienie.” Ten prasadam pochodził z najświętszego miejsca
świątyni! Podziękowałem Swamiemu za Jego dobroć i spożyłem niewielką porcję. Z
domu wyszła kobieta i zaproponowała mi wodę.Z tego doświadczenia wyciągnąłem
wiele nauk. Gdybym wyszedł z domu bez żadnych pieniędzy, Swami zadbałby o mnie.
Swami czekał, aż stanę się „ZEREM,” a Jego pomoc przyszła w kluczowym momencie.
Przy tej rodzinie spędziłem kilka dni, jedząc prasadam dwa razy dziennie.Z miłością i poważaniem – Mumbai
SrinivasanZ
forum SaiGroup-BombaySrinivasantłum.
KMB, 2014.08.26