Wzruszający fenomen medycyny holistycznej - część 2...Historia mobilnego szpitala Śri Sathya SaiMała Lawanja jaśnieje dzięki ‘proteinom Sai’
Lawanja po urodzeniu była bardzo ładna. Wielkie błyszczące oczy i zdrowa czekoladowa skóra sprawiały, że wyglądała pięknie. Ale nie to przyciągało uwagę przechodniów. Urodziła się z dużą niedowagą.
Kiedy babcia przyniosła ją do lekarzy ze szpitala mobilnego miała kilka miesięcy i nie była już śliczną dziewczynką. Jej cera się zmieniła. Wystarczył jeden rzut oka by nabrać pewności, że choruje. Była bardzo wątła. Nieodpowiednie odżywki pogorszyły stan jej drobnego ciała. Poza kilkoma lekami, lekarze poradzili regularne podawanie ‘protein Sai’, odżywczej mieszanki pszenicy, cukru, warzyw strąkowych i orzeszków ziemnych. Babcia czyniła to regularnie. Dzisiaj mała Lawanja ponownie stała się atrakcją wsi, nie tylko ze względu na swój godny podziwu wygląd, ale również z powodu ‘cudownej zmiany’ jaka w niej zaszła.
Wytrwała prewencyjna opieka zdrowotna – pasją lekarzy
Lekarze z zespołu szpitala mobilnego nie pomijają okazji, żeby w namiotach przekazywać wieśniakom informacje na temat prewencyjnej opieki zdrowotnej. Możecie poczuć zdziwienie, że po trudnym dniu przyjmowania setek pacjentów, lekarze wieczorem ponownie odwiedzają mieszkańców wiosek, jedyne po to, żeby umocnić w nich to, co powtarzali niezliczoną ilość razy w ciągu dnia. Teraz jednak robią to w sposób bardziej skondensowany. Podzieliwszy się na cztery lub pięć grup, odwiedzają rodziny mieszkające przy poszczególnych uliczkach i ścieżkach, zbierają cztery lub pięć rodzin w jednym domu i bez niedomówień, posługując się wykresami i innymi pomocami wizualnymi, wyjaśniają zasady dotyczące zdrowia i higieny. Najważniejsze jest to, że ci lekarze i pedagodzy zdrowia wskazują wieśniakom w ich własnym otoczeniu zaniechania i błędy prowadzące do powszechnie występujących, czasami chronicznych chorób. Na przykład, jeśli widzą w kuchni nie przykryte naczynie z jedzeniem, mówią jak ważne jest używanie przykrywek, ponieważ tuż przy domu znajduje się obora będąca wylęgarnią komarów. Tłumaczą, że robaki i niebezpieczne bakterie obecne wokół domu mogą przez stopy wniknąć w ciała ich dzieci, jeśli nie będą nosiły butów. Upewniają się, że mieszkańcy wioski robią w domach wszystko, żeby uzdatnić wodę pitną. Jeśli są jakieś pytania, cierpliwie na nie odpowiadają.
Przebudzenie wiejskiej młodzieży
Poza tym wszystkim lekarze rozwinęli strategię podtrzymywania przyjętych kroków zaradczych na froncie prewencyjnej opieki zdrowotnej, organizując grupy chętnej do pomocy młodzieży wiejskiej. Tak, ci entuzjastyczni młodzi ludzie dają pewność, że po wyjeździe lekarzy podjęte przez nich w tym zakresie inicjatywy nie stracą na sile. „W porze obiadu i kolacji wchodzimy do każdego mieszkania i przypominamy jego mieszkańcom, że nie powinni wylewać wody po ugotowanym ryżu. Sprawdzamy również, czy kupili naczynie na wodę oraz wapno i ałun – trzy rzeczy potrzebne do pozbycia się fluoru z wody, a także czy stało się to w ich domu praktyką obowiązkową. Wielokrotnie, gdy kogoś nie stać na taki nabytek, sięgamy po własne oszczędności i ofiarowujemy je za darmo”, mówią Ramakriszna i Diwakar, dwaj uduchowieni, asertywni i pewni siebie młodzieńcy, którzy wspólnie z innymi zmieniają swoją wioskę - Raćuwarapalli - w miejscowość w pełni przestrzegającą zasad prewencyjnej opieki zdrowotnej. „Zachęcamy ludzi do rezygnacji z niezdrowych przyzwyczajeń. Na nasze nalegania kilku młodzieńców przestało palić, a kiedy usłyszeli o miłości i współczuciu Bhagawana, stali się aktywnymi wolontariuszami Sai” dodają z ożywieniem.
Ci młodzi wiejscy wolontariusze docierają też do innych wiosek. Wśród nich jest kilku takich jak ci wspomniani wyżej, którzy jeżdżą z lekarzami ze szpitala mobilnego, pomagają organizować obozy oraz pokazują wieśniakom jak stosować sposoby zapobiegające chorobom. Co motywuje tych młodych ludzi do przemieszczania się z wioski do wioski, uczenia ludzi, pomagania lekarzom i porzucania wykonywanego zawodu? „Jeśli zrobimy jeden krok, Swami będzie gotów zrobić dla nas sto kroków”, mówi Diwakar, a na jego twarzy jaśnienie szczerość. „Doświadczamy błogości. Jeśli zaangażujemy się w Jego pracę, On zadba o nasze potrzeby. Wierzymy w to, jesteśmy o tym przekonani.”
Ramakriszna
Diwakar
Ramandżanejulu,
pracownik Sai, pracujący z tymi młodzikami, jest dostępny dla wszystkich na
obozie w każdej wiosce. Mówi: „Chociaż mamy tak dużo pracy, rzucamy wszystko i
jedziemy służyć. Przywozimy ludzi z różnych osad, jeśli nie mogą się leczyć
gdzie indziej. Nie mamy wiele. Może nie jesteśmy bogaci, lecz wiemy, że Swami
jest po naszej stronie i to nam wystarcza.”
Grupy służebne z Hajderabadu – ostoją programu
Ich
oddanie i miłość do Pana są zaraźliwe. Nic dziwnego, że grupy zainspirowanej
młodzieży pojawiają się w każdej wiosce. Ale istnieje jeszcze inna grupa, grupa
ściśle współpracująca z lekarzami i z wieśniakami, która w takim samym stopniu
jak lekarze jest niezastąpiona w tworzeniu obozów odnoszących sukcesy. Składa
się na nich – na grupę służebną z Hajderabadu – sześciu lub więcej pracowników
Sai, którzy są prawdziwymi bohaterami tego programu medycznego.
Pojawiają
się w Puttaparthi zwykle 29-go dnia każdego miesiąca, na dwa lub trzy dni przed
aktualnym rozpoczęciem projektu. Pracują z wielkim oddaniem – kupują leki, organizują
dostawę, uczą wioskową młodzież, przygotowują wioskę do założenia obozu, dbają
o wygodę lekarzy, o ich posiłki i dach nad głową. Dzień wcześniej jadą do miejscowości
w której ma zostać założony obóz i nadzorują wznoszenie namiotów, sprzątanie
szkoły i innych miejsc, urządzają specjalistyczne ‘kliniki’, wybierają miejsce
na zaparkowanie autobusu, zapewniając pracującym w nim lekarzom dostęp do wody,
elektryczności itd. Krótko mówiąc, wykonują prace przygotowawcze, wspierani
przez miejscową młodzież. Gdy rankiem przybywają lekarze, czeka na nich gotowy
tymczasowy szpital. Nie tracą ani chwili. Po krótkim wprowadzeniu doktora
Narasimhana, lekarze natychmiast przeprowadzają konsultacje. Wolontariusze wykonują
kolejne zadania, będące bardzo ważnym elementem pracy mobilnego szpitala: udają
się do domów starych i chorych ludzi i przenoszą ich do kampusu, ponieważ
często bywają oni pomijani i najmniej zadbani. Dla starszych, unieruchomionych
osób są posłańcami Boga, ponieważ one same nigdy nie byłyby w stanie tutaj się dostać.
Nawet gdyby szpital mobilny znajdował się kilka metrów od nich, nie
skorzystaliby z tej niepowtarzalnej szansy.
Wolontariusze
organizują także wielkie spotkania odbywające się raz na dwa, trzy miesiące w
każdej wiosce. Urządzane zwykle po 19:00 w centralnym punkcie mogącym pomieścić
wszystkich mieszkańców, stanowią dla lekarzy pożyteczną okazję poznania całej
społeczności. Jest to płaszczyzna, na której mogą poinformować wieśniaków o stanie
zdrowotnym ich wioski oraz o wspólnych krokach, które muszą podjąć, by całkowicie
uwolnić to miejsce od chorób – od utrzymywania w czystości dróg, używania w
każdym domu toalety, po noszenie butów itp. Wolontariusze koordynują praktycznie
każde przedsięwzięcie – od wyboru miejsca na obóz, po ustawienie projektora
multimedialnego. Jest to grupa, która wprowadza dyscyplinę i porządek we
wszystkie poczynania dnia i kieruje każdym krokiem mieszkańców wioski. Gdy
pacjenci czekają przed ‘klinikami’ na przyjęcie, niektórzy ochotnicy wykonują
podwójną pracę: jako edukatorzy zdrowia i jako osoby wpajające ludziom potrzebę
wprowadzania w życie działań zapobiegających chorobom. „Czy mieszkańcy wsi
chętnie was słuchają?”, pytamy pana S.V. Radżu. „Wielu z nich jest
niepiśmiennych. Czasami z tego co mówimy rozumieją zaledwie 30%, innym razem 50%.
Ale mnie to nie martwi. Najważniejsze rzeczy powtarzamy im nieustannie na różne
sposoby, czasami wplatając w to opowieści płynące z naszej starożytnej kultury
i dziedzictwa. W ten sposób, powoli, informacja staje się dla nich zrozumiała.
To samo odnosi się do Swamiego. Mówił nam te same rzeczy przez wiele lat. Skoro
czynił to z taką miłością, to kimże ja jestem? Nigdy się nie zniechęcam. To dla
mnie wielka okazja i szansa, lubię to robić.”
Grupy służebne z Hajderabadu – ostoją programu
Ich oddanie i miłość do Pana są zaraźliwe. Nic dziwnego, że grupy zainspirowanej młodzieży pojawiają się w każdej wiosce. Ale istnieje jeszcze inna grupa, grupa ściśle współpracująca z lekarzami i z wieśniakami, która w takim samym stopniu jak lekarze jest niezastąpiona w tworzeniu obozów odnoszących sukcesy. Składa się na nich – na grupę służebną z Hajderabadu – sześciu lub więcej pracowników Sai, którzy są prawdziwymi bohaterami tego programu medycznego.
Pojawiają się w Puttaparthi zwykle 29-go dnia każdego miesiąca, na dwa lub trzy dni przed aktualnym rozpoczęciem projektu. Pracują z wielkim oddaniem – kupują leki, organizują dostawę, uczą wioskową młodzież, przygotowują wioskę do założenia obozu, dbają o wygodę lekarzy, o ich posiłki i dach nad głową. Dzień wcześniej jadą do miejscowości w której ma zostać założony obóz i nadzorują wznoszenie namiotów, sprzątanie szkoły i innych miejsc, urządzają specjalistyczne ‘kliniki’, wybierają miejsce na zaparkowanie autobusu, zapewniając pracującym w nim lekarzom dostęp do wody, elektryczności itd. Krótko mówiąc, wykonują prace przygotowawcze, wspierani przez miejscową młodzież. Gdy rankiem przybywają lekarze, czeka na nich gotowy tymczasowy szpital. Nie tracą ani chwili. Po krótkim wprowadzeniu doktora Narasimhana, lekarze natychmiast przeprowadzają konsultacje. Wolontariusze wykonują kolejne zadania, będące bardzo ważnym elementem pracy mobilnego szpitala: udają się do domów starych i chorych ludzi i przenoszą ich do kampusu, ponieważ często bywają oni pomijani i najmniej zadbani. Dla starszych, unieruchomionych osób są posłańcami Boga, ponieważ one same nigdy nie byłyby w stanie tutaj się dostać. Nawet gdyby szpital mobilny znajdował się kilka metrów od nich, nie skorzystaliby z tej niepowtarzalnej szansy.
Wolontariusze organizują także wielkie spotkania odbywające się raz na dwa, trzy miesiące w każdej wiosce. Urządzane zwykle po 19:00 w centralnym punkcie mogącym pomieścić wszystkich mieszkańców, stanowią dla lekarzy pożyteczną okazję poznania całej społeczności. Jest to płaszczyzna, na której mogą poinformować wieśniaków o stanie zdrowotnym ich wioski oraz o wspólnych krokach, które muszą podjąć, by całkowicie uwolnić to miejsce od chorób – od utrzymywania w czystości dróg, używania w każdym domu toalety, po noszenie butów itp. Wolontariusze koordynują praktycznie każde przedsięwzięcie – od wyboru miejsca na obóz, po ustawienie projektora multimedialnego. Jest to grupa, która wprowadza dyscyplinę i porządek we wszystkie poczynania dnia i kieruje każdym krokiem mieszkańców wioski. Gdy pacjenci czekają przed ‘klinikami’ na przyjęcie, niektórzy ochotnicy wykonują podwójną pracę: jako edukatorzy zdrowia i jako osoby wpajające ludziom potrzebę wprowadzania w życie działań zapobiegających chorobom. „Czy mieszkańcy wsi chętnie was słuchają?”, pytamy pana S.V. Radżu. „Wielu z nich jest niepiśmiennych. Czasami z tego co mówimy rozumieją zaledwie 30%, innym razem 50%. Ale mnie to nie martwi. Najważniejsze rzeczy powtarzamy im nieustannie na różne sposoby, czasami wplatając w to opowieści płynące z naszej starożytnej kultury i dziedzictwa. W ten sposób, powoli, informacja staje się dla nich zrozumiała. To samo odnosi się do Swamiego. Mówił nam te same rzeczy przez wiele lat. Skoro czynił to z taką miłością, to kimże ja jestem? Nigdy się nie zniechęcam. To dla mnie wielka okazja i szansa, lubię to robić.”
„Służąc, przebywam w Sai Kulwant Hall”
- S.V. Radżu
Czy czuje smutek, bo nie zdążył na darszan, pomimo że jest w Puttaparthi lub w jej pobliżu? Siedemdziesięciotrzyletni pan Radżu, wyglądający na połowę tych lat i mający poziom zaangażowania dwukrotnie większy niż entuzjazm przeciętnego wyznawcy, powiada: „Nigdy. Służąc w wioskach czuję, że jestem w Sai Kulwant Hall. Widzę Swamiego w swoim sercu. Zawsze stoi mi przed oczami. Pragnę mieć wciąż nowe okazje do służenia, aż do ostatniego oddechu.”
Pan Radżu nie jest wyjątkiem. Pan Hariharan, kolejny wolontariusz z Hajderabadu, którego cała rodzina przyjeżdża służyć na obozach, mówi: „Moja żona i szwagierka codziennie przygotowują jedzenie dla lekarzy, szwagier prowadzi aptekę, ja koordynuję zaopatrzenie i pomagam organizować ‘kliniki’.”
Pytamy, czy mając 69 lat nie czuje się zmęczony pracą w wioskach. „O nie, pracując w Puttaparthi czuję się wypoczęty. Swami się mną opiekuje. Trzy miesiące temu, gdy w Hajderabadzie wybuchła epidemia ćikungunji[1], ja również na nią zapadłem. Przez cztery dni nie mogłem chodzić. Ale wierzcie mi, piątego dnia czułem się już dobrze! Innym wyzdrowienie zajęło miesiąc lub dwa. Ja wyzdrowiałem w kilka dni, chociaż do siedemdziesiątki brakuje mi tylko roku. Dzięki Jego wspomagającej łasce dwudziestego siódmego tego miesiąca wyruszam zgodnie z planem na obóz szpitala mobilnego.”
Jeśli obozy medyczne mobilnego szpitala odnoszą sukcesy, są skuteczne i przynoszą pozytywne rezultaty, zawdzięczają to w dużej mierze oddanym ochotnikom. Bezinteresowna służba jest niewątpliwie kluczem do zwycięstwa, jak wielokrotnie podkreśla to Swami. A oto kolejny przykład dla wszystkich. Lekarze przyjeżdżający na obóz służą pacjentom ochotniczo i z wielkim oddaniem, nawet jeśli są profesorami medycyny, starszymi konsultantami w najlepszych szpitalach, szanowanymi chirurgami, czy młodymi lekarzami – nawet jeśli są oddanymi wielbicielami, częściowymi wielbicielami albo też ateistami. W tym projekcie służebnym bierze udział niemal 500 lekarzy z całego stanu Andhra Pradesh. Opowieści o tym jak trafili do programu są fascynujące.
Bóg w tajemniczy sposób pociąga za sznurki
„Sposobność przyłączenia się do zespołu szpitala mobilnego była po prostu spełnieniem moich marzeń!
Przyszła niespodziewanie. Poruszyła moje serce”, mówi dr Śriniwas, który w kwietniu 2007 r., dzięki wieloletniemu wielbicielowi Sai, odwiedził obóz po raz pierwszy. Jedenastego kwietnia 2007 r. opowiadając w studiu Radia Sai jak do tego doszło, rzekł: „W ciągu ostatnich dziesięciu dni modliłem się do Swamiego: ‘Swami, uwolnij mnie od egoizmu i daj mi okazję do służenia ludziom’. W tym czasie napisałem spontanicznie wiersz w telugu, mówiący, że chcę Go zobaczyć. Powiedziałem ‘Pobłogosław mnie sposobnością ujrzenia Ciebie choć raz’. Chociaż napisałem tak do Swamiego, to nie byłem gotowy na przyjazd do Puttaparthi. Ponieważ w tym czasie w moim życiu działo się bardzo wiele, pomyślałem sobie, że uczynię to w lipcu. Pracuję w Jasioda Hospital w Somadżiguda w Hajderabadzie i wystąpiłem o urlop w tym miesiącu, ponieważ chciałem przygotować się do doktoratu w Szpitalu Superspecjalistycznym. Ku mojemu zdumieniu dostałem od dr Narasimhana zaproszenie na obóz. Dowiedział się o mnie od mojego promotora, dr M.B.R. Sharma, który jest profesorem medycyny w Kakinadzie. To wszystko wydarzyło się w ciągu dwóch tygodni. Nie posiadam się z radości! Ja tylko napisałem wiersz, w którym poprosiłem Bhagawana o jeden darszan. I ujrzałem Go w niecałe dwa tygodnie później! W ostatnim czasie nawet spojrzał na mnie dwa razy. Dał mi także okazję do służenia. Spełnił oba moje życzenia.”
„Jestem gotów przyjeżdżać za każdym razem!”
– dr Rawikanth Dr Rawikanth, kolejny młody lekarz specjalizujący się w laryngologii, mówi: „Kiedy po raz pierwszy przyjechałem na ten obóz kilka miesięcy temu, byłem pod wielkim wrażeniem. Poza doskonałą aparaturą diagnostyczną, lepszą niż na innych obozach, najbardziej mnie poruszyło holistyczne podejście do pacjentów. Zapewniamy im pełne wyleczenie. Ale przede wszystkim jest to miejsce napełnione świętością. Przynosi wielkie spełnienie. Jestem gotów przyjeżdżać tu za każdym razem, kiedy będę potrzebny.” Zmotywowany lekarz, pracujący jedynie dla własnej satysfakcji, sprawia, że mobilny szpital jest dla całego świata jasnym promykiem bezinteresowności. „Gdy dr Narasimhan wzywa mnie na obóz, nigdy nie martwię się o swoją prywatną praktykę”, mówi dr Sai Prasad, ceniony chirurg ortopeda z Maćilipatnam. „Nie obchodzą mnie finansowe straty. Nie martwię się nawet o rezerwację miejsca w pociągu. Nie ma znaczenia, że będę podróżował w przedziale ogólnym. Po prostu chcę być tutaj w dniu otwarcia obozu.”
„To Swami mnie zainspirował do stworzenia ‘projektu SAI’” – dr Sai Prasad
Tłumacząc, co zachęciło go do udziału w obozie, mówi: „Praca na tych obozach bardzo na mnie wpłynęła, stałem się lepszy. Ogromnie wzmocniła moją cierpliwość. Nie mam nic przeciwko temu, żeby udzielać wyjaśnień pacjentowi po raz drugi lub trzeci, nawet gdy mój asystent, wręczając mu leki, przekazał wszystkie instrukcje. Dawniej, gdy pacjent przychodził z narzekaniami niemającymi nic wspólnego z ortopedią, po prostu prosiłem go, żeby zgłosił się do innego lekarza. Ale teraz, zanim skieruję go do innej kliniki, słucham uważnie i udzielam mu wskazówek wykorzystując swoją wiedzę medyczną. „Ale co ważniejsze, obóz zainspirował mnie do pomagania ludziom biednym i chorym w moim otoczeniu. Teraz, z pomocą kilku wolontariuszy, wprowadzam ‘projekt SAI’ – ‘Slum Area Improvement’ – polepszenia warunków życia w slumsach. Zaadoptowaliśmy 80 rodzin ze slumsów i chcemy wziąć pod lupę wszystkie ich potrzeby zdrowotne.
Dr Shjam Prasad – Sai Nightigale[2]
Podobnie jak dr Sai Prasad, dr Shjam Prasad, profesor chirurgii w Andhra Medical College, jest kolejnym zainspirowanym lekarzem, który każdego wieczoru udaje się do podmiejskiej dzielnicy, żeby służyć ubogim od 20:00 do 21:30.
Mówi: „Czasami jestem zmęczony po długim dniu pracy. Ale nawet wtedy tłumaczę sobie, że oni naprawdę są w potrzebie, że nie mogą do mnie przyjść, więc to ja muszę tam pójść i zaopiekować się nimi. Nie opuściłem ani dnia. Jestem jedynym państwowym lekarzem ofiarowującym pomoc tym pokrzywdzonym ludziom. Daje mi to mnóstwo satysfakcji. Zainspirował mnie do tego Swami.”
Praktycznie każdy lekarz służący w obozie mobilnego szpitala staje się rzecznikiem zmian – ambasadorem bezinteresownej służby. Pomyślcie o 500 lekarzach stanowiących ogniwo tej służby, którzy dołączyli do niej dzięki inteligentnemu planowi dr Narasimhana. Wyobraźcie sobie jak ta wykonywana w ciszy ważna praca wpływa na społeczeństwo. Być może jest to najbardziej pokrzepiający efekt tego służebnego projektu. Osiągnięto go dzięki podkreślaniu równości zachodzącej pomiędzy duchowymi i fizycznymi aspektami leczenia.
„Dziewięćdziesiąt dziewięć procent chorób ma swój początek w umyśle” – Bhagawan
Mówi dr Narsimhan: „WHO, Światowa Organizacja Zdrowia, potwierdziła ostatnio istotne znaczenie wymiaru duchowego w zapewnianiu pacjentowi pełnej pomyślności. Zdrowie umysłowe jest ściśle związane z aspektami duchowymi, które powinniśmy kultywować, skoro akceptujemy, choćby częściowo, system wartości, który przekazał nam Bhagawan – zasady: prawdę, prawość, spokój, miłość i niekrzywdzenie. Miłość do Boga, poddanie się Jego woli i śpiewanie Jego imienia wzbudzają w nas pozytywne wibracje. Swami mówi, że 99% chorób powstaje w umyśle. Dlatego powtarzamy mieszkańcom wiosek: „Osiągniecie zdrowie fizycznie, jeśli będziecie przestrzegali wszystkich przepisów odnoszących się do zdrowia i higieny, o których wam nieustannie mówimy. Jeśli chcecie, żeby wasze umysły były zdrowe, musicie rozpalić w sobie miłość do Boga i uczynić Go częścią waszego życia.” Żeby rozbudzić i wzmocnić te myśli, często organizujemy programy kulturalne, które zawierają odrobinę satyry, dramatu i prezentację filmów video – opartych na bogatym dziedzictwie kulturalnym Indii. Te tak zwane ‘wieczory rozrywkowe’ ściągają duże grupy wieśniaków, a my wykorzystujemy te okazje, żeby raz jeszcze pokreślić wagę czystości i higieny. W ten sposób mieszkańcy wioski zyskują doskonałą integrację elementów umysłu, ducha i zdrowia fizycznego”.
Bóg błogosławi ich na Swój własny sposób
Żeby jednak osiągnąć te wzniosłe cele, mobilny szpital powinien być tym, czym jest dzisiaj. Jeśli chodzi o wolontariuszy, młodych wiejskich pracowników, para-medyków i lekarzy, to wspólną nicią łączącą wszelkie ich działania jest pragnienie bezinteresownej służby i miłość do Swamiego. Nie oczekują od nikogo specjalnych nagród. Nie mają oczekiwań. A Pan błogosławi ich na swój własny sposób. „Czy wiecie, że lekarze wielokrotnie wspominali, że po powrocie do domów czeka na nich dobra wiadomość – o awansie, o nowej posadzie, o korzystniejszych sposobnościach. Z perspektywy czasu są bardzo szczęśliwi z udziału w obozach”, mówi dr Narasimhan.
Sai – Boski Lekarz
Swami wielokrotnie spieszy im na ratunek. Dr Narasimhan opowiada o szczególnych zdarzeniach:
„Dziecko przeszło operację ucha. Wkrótce pojawiły się pooperacyjne komplikacje – w wewnętrznej kości wytworzył się ubytek. Nie można go było zoperować, ponieważ wymagałoby to bardzo poważnego zabiegu, który w wypadku niepowodzenia mogłaby uszkodzić mózg. Nie byliśmy przygotowani na takie ryzyko i dlatego podaliśmy chłopcu prostą maść antybiotykową, zaznaczając, że należy ją nakładać dopiero po odśpiewaniu ‘Sai Ram’. Ku naszemu zdumieniu w następnym miesiącu odkryliśmy, że powikłanie zostało w cudowny sposób uleczone.
A teraz sprawa Tulsidasa. Miał kamienie w trzustce. Nawet doświadczony chirurg zawahałby się przed taką operacją, ponieważ pooperacyjne wycieki mogą poważnie uszkodzić tkanki wewnętrzne. Mimo to postanowiliśmy go operować. Uczynił to dr Wenugopal, słynny profesor chirurg z Hajderabadu. Ale wkrótce przeżyliśmy szok wywołany pooperacyjnymi komplikacjami. Doszło do rozwiniętej niewydolności wielonarządowej. W takich okolicznościach lekarze rozpoznają nieuchronną śmierć. Ale ja pozostałem niewzruszony. Nie martwiłem się o swoją reputację ani o nieprzyjemne uwagi z jakiejkolwiek strony. Powiedziałem sobie: ‘To ruch wykonany przez Boga i nie chcę, żeby okazał się klęską’. Trzymałem zdjęcie Swamiego i szlochałem. Wieczorami śpiewałem Sai Gayatri. Potem, pewnej nocy, Swami pojawił się we śnie Tulsidasa i przemówił. W czasie tego przemówienia rzucił Tulsidasowi współczujące spojrzenie. Ani wy ani żaden myślący racjonalnie lekarz nie uwierzycie w to, ale Tulsidas został uzdrowiony! Nawet dr Wenugopal był oszołomiony w obliczu tego cudownego zwrotu zdarzeń.” Lekarze Sai zawsze czują ‘niewidzialną rękę’, która ich strzeże i prowadzi. Kiedy w 1996 r. dr Narasimhan z powodu zagrażającego jego życiu problemu z plecami został przykuty do łóżka, Swami przyszedł do niego we śnie, zmaterializował wibhuti i z miłością nałożył mu je na czoło. Następnego ranka doktor poczuł się lepiej. A później, kiedy przyjechał do Prasanthi Nilayam, Bhagawan przywołał go i pobłogosławił.
Kiedy dr Rawinkanth wysiadając na stacji w Puttaparthi zostawił niechcący w pociągu urządzenie audiometryczne do badania słuchu, walizka, dzięki serii niezwykłych zbiegów okoliczności i pomocy z niespodziewanych stron, dotarła do niego następnego dnia w momencie otwarcia obozu medycznego.
Dr Narasimhan – z miłością wybrany przez Bhagawana
Nie tylko lekarze ale wszyscy członkowie zespołu nieustannie czują obecność Sai Baby, motywującą ich do jeszcze większego wysiłku w ofiarowywaniu najlepszej opieki pozbawionym jej ludziom. Dodatkowo dynamiczna osobowość dr Narasimhana jest źródłem inspiracji dla wszystkich z otoczenia – ze względu na jego ciężką pracę, uprzejme słowa i zaraźliwe oddanie dla misji Swamiego. W rzeczywistości służenie w wiejskich rejonach zawsze było pasją łagodnego lekarza, który w ciągu ostatnich piętnastu lat pokonał ponad 60 000 km organizując medyczne obozy Sai, obejmujące co najmniej 300 wiosek w stanie Andhra Pradesh. Ale punktem zwrotnym w jego życiu, jak mówi, był rok 1997. „Tego roku przyjechałem do Puttaparthi z moim przyjacielem dentystą po zakończeniu projektu służby dla wsi, grama sewy, przywożąc na darszan Bhagawana grupę upośledzonych dzieci. Gdy Sai Baba podszedł bliżej, mój przyjaciel wstał i powiedział: „Swami, chcielibyśmy wystawić przedstawienie z udziałem tych upośledzonych dzieci’. Swami go wysłuchał, zrobił kilka kroków do przodu, zawrócił i powiedział w telugu: ‘Drama kadu, gram sewa cheyandi’, to znaczy: „Program kulturalny jest zbędny, wystarczy służba dla wsi”. To rzeczywiście wzmocniło mój entuzjazm i od tego dnia postanowiłem skupić całą swoją energię na służbie dla wsi. Ofiarowywanie pomocy medycznej na wsiach jest bardzo potężnym instrumentem, dzięki któremu możemy rozwiązywać problemy mieszkańców wsi i jednocześnie zaszczepiać im wyższe wartości: prawdę, miłość i jedność.” W marcu 2006 r., kiedy Swami poprosił go, żeby został dyrektorem mobilnego szpitala, wcale się tego nie spodziewał, chociaż propozycja była wypełnieniem słowa danego mu przez Swamiego kilka miesięcy wcześniej. Gotów podjąć się służby dla wsi, dr Narasimhan zrezygnował z prestiżowego stanowiska w sektorze publicznym, mimo że czekało go jeszcze siedemnaście lat pracy! Po formalnym zwolnieniu się, przyjechał do Puttaparthi i modlił się do Swamiego o okazję służenia Jego lotosowym stopom w aśramie. Swami powiedział wtedy: „Służysz dobrze. Służ tam (w Hajderabadzie, gdzie pracował), a tutaj też jesteś mile widziany.”
Oznaczało to, że ma służyć w dwóch miejscach, lecz w ciągu dwunastu miesięcy nic się nie wydarzyło. A potem, podczas świąt Nowego Roku w 2006 r., pojawił się mobilny szpital i Swami natychmiast wybrał go na dyrektora tego przedsięwzięcia. „Więc teraz przebywam tutaj przez 15 dni w miesiącu, poświęcając czas mobilnemu szpitalowi, a przez resztę dni pracuję w Hajderabadzie – zgodnie z Jego postanowieniem”, mówi dr Narasimhan, a na jego ustach pojawia się spokojny uśmiech.
W rzeczywistości Indie żyją na wsi
To doskonały wybór. Pan znajduje właściwego człowieka do określonej pracy. Dr Narasimhan zawsze fascynował wieśniaków. Mówi: „Doświadczyłem na sobie co Swami ma na myśli mówiąc: ‘Bogata kultura indyjska nawet teraz żyje na wsiach’. Przywołuje dwa specyficzne przypadki: „Pewnego wieczoru, około 2200, zakończyliśmy spotkanie poświęcone zdrowiu i higienie. Gdy ludzie się rozeszli, zobaczyłem starszą kobietę poruszającą się z pomocą laski, która powoli zmierzała w moją stronę. Kiedy podeszła bliżej, uniosła rękę, wyjęła kanapkę wraz z papierową torebką wypełnioną dmuchanym ryżem i powiedziała: „Mój drogi, nim wrócisz zrobi się bardzo późno. Chcę ci to tylko dać. Proszę, weź to ode mnie, chociaż trochę wypełni ci żołądek.” Nie mogłem wyrzec słowa, byłem poruszony do łez.
„Innym razem poproszono mnie do odwiedzenia domu, w którym przebywał pacjent cierpiący na nowotwór. Poprzednim razem zdiagnozowaliśmy go i skierowaliśmy do centrum onkologicznego. Był nieuleczalnie chory, pomimo najlepszej opieki. Choroba osiągnęła stan zaawansowany i nic już nie mogłem zrobić, z wyjątkiem zapewnienia mu emocjonalnego i moralnego wsparcia. Wybrałem się do niego około dziesiątej wieczorem. Zwykle kiedy my, doktorzy, udajemy się do domu cierpiącego pacjenta, członkowie rodziny nie mają ochoty nas pytać: „Czy zechciałaby pan wypić filiżankę kawy lub szklankę wody?” Rozumiemy ich sytuację. Ale tutaj przygotowano dla nas kolację. To była naprawdę niespodzianka. Ojciec pacjenta poprosił mnie: „Czy może pan podać mu jakiś lek, który umożliwi przełknięcie chociażby odrobiny wody?” Nie mogłem jednak niczego zrobić. Umarł po kilku dniach i gdy piętnaście dni później rozpoczął się kolejny obóz, ojciec tego pacjenta przyszedł do nas ze swoją owdowiałą córką i wnukami, żeby wziąć udział w bhadżanach i w spotkaniu. Zwykle, gdy stracimy kogoś z rodziny, zaczynamy o to obwiniać Boga albo nasz los i tracimy zainteresowanie życiem. Ale ten mężczyzna miał zrównoważony umysł, jak mówią pisma święte. Dopóki syn żył, starał się ze wszystkich sił, ale gdy w końcu odszedł, zaakceptował to. Swami mówi, że kultura rozbudza w człowieku subtelność. Nawet dzisiaj w naszych wioskach napotykamy budzące naszą pokorę uczucie wdzięczności i tolerancji. Te bezcenne cnoty zostawiają swój ślad w każdej osobie pracującej dla tych prostych, skromnych ludzi. Lekarze projektu mobilnego szpitala są doskonałymi przykładami tego fenomenu. Zapytajcie któregokolwiek z nich, w jaki sposób obóz pomógł mu osobiście, a powie: „Z pewnością uczynił ze mnie cierpliwszego człowieka. Jestem bardziej tolerancyjny i lepiej rozumiem ubogich ludzi.”
Demonstrowanie jedności – szerzenie miłości
Podobna transformacja spotyka nie tylko lekarzy ale każdego uczestnika obozu – kierowcę autobusu, technika laboratoryjnego, technika obsługującego aparat Roentgena, itp. „Należąc do zespołu czuję ogromne błogosławieństwo”, mówi Rawinda Kumar Pandit, technik laboratoryjny. Przedtem pracowałem w Bombaju, lecz w pośpiechu i hałasie wielkiego miasta nie odnajdujemy spokoju. Staramy się zdobyć pieniądze, ale opuszczając ten świat niczego ze sobą nie zabieramy. Tutaj nie mamy żadnych komercyjnych motywów, tu mamy czystą służbę. Ta wspaniała okazja ogromnie mnie uszczęśliwia.”
Blessan Alexander, przeprowadzający w autobusie badania rentgenowskie, mówi: „To musi być efekt moich dobrych uczynków z wielu poprzednich wcieleń. Nie tylko dostałem szansę służenia, ale również okazję oglądania Baby każdego dnia z niewielkiej odległości. Czuję się pobłogosławiony.” Interesujące, po hinduiście przeprowadzającym testy laboratoryjne, chrześcijaninie obsługującym aparat rentgenowski kierowcą autobusu mobilnego szpitala okazał się muzułmanin Moinuddin. „Gdy po raz pierwszy ujrzałem Swamiego w listopadzie 2005 r. poczułem wewnętrzną radość. Przyjechałem do Puttaparthi prowadząc autobus z Belgaum w Karnatace i zaraz miałem wracać. Ale poproszono mnie, żebym został przez kilka dni i polubiłem to miejsce. Panuje tutaj taki spokój, a praca przynosi tyle różnorodnych korzyści.” Mobilny szpital stał się dzisiaj wzruszającym posłańcem miłości, nadziei i szczęścia. To prawda, pojedynczy projekt jak ten nie może rozwiązać wszystkich wiejskich problemów Indii. Ale z pewnością może służyć jako model – pokazać, co jest możliwe i co można zrobić dzięki silnej woli, determinacji i czystości celów. Nie musi być powielany w całości i w takim samym stylu.
„Ten projekt może być powielany w mniejszej skali” – dr Narasimhan
„Jeśli zbierze się kilku lekarzy i kilka zainspirowanych osób, to mogą bez trudu zaprojektować bezpłatny, medyczny program. Nie musi być tak duży jak program mobilnego szpitala, może równie dobrze zaspokajać potrzeby kilku wieśniaków.”
Powołując się na ten przykład, dr Narasimhan kontynuuje: „Zanim przyjąłem obecną pracę, przez siedem ostatnich lat byłem zaangażowany w program służebny pod nazwą „Wykorzystując medycynę”, przeprowadzany w Hajderabadzie. Program tej akcji służebnej polegał po pierwsze na prowadzeniu obozu medycznego i wyszukiwaniu pacjentów z poważnymi problemami zdrowotnymi, wymagającymi dalszych badań lub interwencji chirurgicznej. Po drugie, na przewożeniu ich naszymi środkami transportowymi. Po trzecie, na umieszczeniu ich w naszych domach lub w wybranych salach. Po czwarte na wykonaniu koniecznych badań, w tym badań związanych z zabiegami. I po piąte, na zoperowaniu ich w jednym z dziewięciu szpitali, które mieliśmy w Hajderabadzie. Wielbiciele dbali w najlepszy możliwy sposób o wszelkie cielesne, emocjonalne a nawet duchowe potrzeby pacjentów. Po operacji dawaliśmy im drobne prezenty, takie jak dhoti lub sari, a następnie odwoziliśmy ich bezpiecznie do wiosek. Będziecie zdziwieni usłyszawszy, że w ciągu ostatnich siedmiu lat dokonaliśmy około 1400 różnych operacji chirurgicznych. Ludzie ci, po powrocie do swoich domów, stali się cichymi ambasadorami nauk Swamiego. Nie tylko przestrzegają wskazówek odnoszących się do opieki zdrowotnej, ale skłaniają innych mieszkańców do lepszego i bardziej czystego stylu życia. Jeśli mamy wzniosłe intencje i gorące pragnienie służenia, to możemy osiągnąć bardzo wiele.”
Mobilny szpital – ruchomy model
Podobnie jak jego śnieżnobiały kolor, mobilny szpital stanowi dowód dla świata, ile można osiągnąć dzięki czystości, cierpliwości i wytrwałości. Swami mówi, że posiadając te trzy cechy człowiek może stać się Bogiem. I rzeczywiście, ten szczególny pojazd służebny stał się ‘Bogiem’ dla blisko 50 000 ludzi w okręgu Anantapur. Jego przyjazd jest jak przybycie do ich wiosek i domów samego Swamiego. Wielbią go, prowadzą w procesjach, ofiarowują mu kadzidła i kwiaty – jest źródłem ich nadziei, zdrowia i szczęścia. Jak powiedział jeden z wieśniaków: „To nie mobilny szpital, to Sai przyjeżdża do naszych wiosek”.
Modlitwy ofiarne przed mobilnym szpitalem
Przyjazd mobilnego szpitala to zawsze prawdziwe święto dla mieszkańców wiosek
Redakcja ‘Z serca do serca᾿
tłum. J.C.
[1] Ćikungunja – tropikalna choroba wirusowa, występująca głównie w południowej Azji i wschodniej Afryce.
[2] Florens Nightingale, zwana panią z lampą, jest twórczynią nowoczesnego pielęgniarstwa. W czasie wojny krymskiej, na prośbę Disneya Herberta, zorganizowała opiekę nad rannymi angielskimi żołnierzami.