Życie oddane służbie
– rozmowa z panem K. Chakravarthi cz. 3
W niezrównanej historii o Awatarze Śri Sathya Sai kluczowa
rola przypadła panu K. Chakravarthi. Był pierwszym sekretarzem Instytutu
Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, a następnie sekretarzem Centralnego Trustu.
Obecnie pełni w nim funkcję członka zarządu. Związek pana K. Chakravarthi z
Awatarem Sai rozpoczął się w 1975 r. Osiągając najwyższe standardy, pan K.
Chakravarthi w wieku 24 lat ukończył studia uniwersyteckie na wydziale ekonomii
i prawa i wstąpił do prestiżowej indyjskiej służby administracyjnej. Mimo że pochodzi
z Tamil Nadu, wybrał służbę w korpusie Andhra Pradesh, ponieważ w Tirupathi
znajduje się świątynia będąca domem Pana Wenkateśwary. W ciągu 15-tu lat
urzędowania w rządzie centralnym i stanowym zyskał doskonałą opinię ze względu
na swoje kompetencje i prawość. Punkt zwrotny w życiu pana Chakravarthi
nadszedł w chwili, gdy objął urząd zarządcy okręgu Anantapur w stanie Andhra
Pradesh, którego jurysdykcji podlega Puttaparthi. Pod wpływem nalegań żony,
pani Sudhi Chakravarathi oraz swojego kolegi, majora Vishwanatha, pan Chakravarthi
w 1975 r. odwiedził Prasanthi Nilayam. Pierwsze słowa, które Bhagawan skierował
do niego brzmiały tak: „Mogę być dla ciebie kimś nowym, ty jednak dla Mnie nie
jesteś nowy”. Obecnie, po trzydziestu jeden
latach, państwo Chakravarthi są stałymi mieszkańcami aśramu Prasanthi
Nilayam i służą misji Swamiego.Jego wola,
Jego droga – jedyna droga prowadząca w przyszłośćKaruna Munshi: O
jakiej przyszłości pan marzył, będąc zaangażowany w misję Swamiego przez 24
godziny na dobę każdego dnia tygodnia?K. Chakravarthi: Nie mam marzeń. Mogę powiedzieć, że silnie odczuwam, iż wszystko, co
stworzył Swami obudzi głęboki odzew na całym świecie. Mimo to w najbliższej
przyszłości przebywający z Nim ludzie, mający Jego błogosławieństwo nawet w
sprawach osobistych, odkryją, jakie to trudne. Być może już to odkryli i mają
poczucie wielkiej pustki. Ale przyszłe generacje, które Swamiego nie widziały,
odbiorą Go w sposób nieznany ludziom współczesnym. Nawet jednominutowy lub
pięciominutowy pobyt tutaj pomoże im odczuć związek z Bhagawanem. Myślę, że
będzie to rzeczywistość dla wielu, wielu osób. Wielbiciele, którzy odwiedzą to
miejsce i zobaczą co tu się dzieje, otrzymają głęboką inspirację. W każdym
innym miejscu przeważałoby poczucie straty wiodące do paraliżu działań. Karuna Munshi: Mamy
lepszy napęd.K. Chakravarthi: Wszyscy tutaj mówią: „To nie wystarczy, musimy zrobić więcej, musimy
zrobić więcej.” Rozumie pani, nie można tego przypisać zwykłemu ludzkiemu
poczuciu straty. To paradoks. Odczuwamy stratę, a mimo to wciąż chcemy pracować
więcej niż w czasach, gdy mieliśmy błogosławieństwo Jego obecności.Karuna Munshi:
Zwiększyła się motywacja.K. Chakravarthi: Odczuwa ją mnóstwo osób pracujących w tutejszych instytucjach oraz
wielbiciele, którzy przyjeżdżają do nas i są tym poruszeni. Odnoszę wrażenie,
że pragną utrzymać kontakt ze Swamim także w innych miejscach, gdziekolwiek są.
To trwała relacja, określająca ich egzystencję. Powiedziałbym, że to marzenia.
Mocno wierzę, że Baba przyciągnie innych, tak samo jak przyciągnął do Siebie
ludzi takich jak ja, którzy ani przez chwilę nie myśleli o tym, żeby odwiedzić
to miejsce... Gdyby ktoś po moim przyjeździe do Anantapur powiedział, że będę
tu mieszkał, nie uwierzyłbym mu. To będzie działo się dalej. Nie wiemy jaki
rodzaj przeznaczenia przyciąga nas do Niego. Cóż, tego właśnie chce... to jest
gdzieś zapisane. Moje stanowisko w Anantapur było sprawą administracyjną.
Wiemy, że w administracji wiele rzeczy dzieje się przypadkowo. Najpierw
wyznaczono mi stanowisko w Hyderabadzie. Poprosiłem o krótki urlop, który mi
przyznano i w tym czasie coś się wydarzyło, więc powiedzieli: „W porządku,
jedziesz do Anantapur.” Patrząc wstecz pytam, czy spotkałbym Swamiego gdybym
wyjechał do Hyderabadu? Czy mógłbym Mu służyć? Nie sądzę, żebyśmy naprawdę
decydowali o sobie. Pozornie tak, podejmujemy decyzje, coś w tym jest, ale
jeśli się dobrze zastanowić, ma to miejsce tylko dlatego, że określona decyzja
została już wcześniej podjęta przez Moc. Mam na myśli sposób w jaki Swami
przyciąga do Siebie ludzi – nam wydaje się on niemożliwy – a także Jego
umiejętność tworzenia z Nim relacji nie ograniczanych przez ciało fizyczne. Wola Sai
kontra nasza wolna wola – co decyduje o
naszym przeznaczeniu?
Karuna Munshi:
Chciałabym w tym miejscu zadać
panu pytanie. Powiedział pan, że tak naprawdę nie odpowiadamy za to, gdzie
jesteśmy. Ale jeśli chodzi o pana, to przyszła taka chwila, gdy przyjechał pan
do Puttaparthi jako okręgowy poborca. Swami spotkał się i rozmawiał z panem. Jednak
tamtego dnia był bardzo zajęty, więc wiele razy wysyłał Kutumba Rao, żeby
wyjaśnił panu, jak bardzo jest zajęty i powtórzył, że może pan wrócić do Anantapur,
jeśli czeka tam na pana jakaś praca. Pan jednak odpowiedział, że poczeka.
Świadomie i zdecydowanie wybrał pan czekanie. Później dr Bhagavantham wyznał,
że spędził ze Swamim cały dzień i że całe to wydarzenie było dla pana testem.
Swami powiedział, że jeśli tego dnia wróci pan do Anantapur, pana życie
przyjmie określony kierunek. Ale jeśli postanowi pan zostać i zobaczyć się z
Nim, przeznaczenie poprowadzi pana w inną stronę. Droga się rozwidlała. Dokonał
pan wyboru i zaakceptował czekające na pana konsekwencje.K. Chakravarthi: To element szerszego pytania filozoficznego o wolną wolę i determinizm[1]. Nic
nie wiemy. Wolna wola przypomina krowę przywiązaną do palika. Na trawniku
otrzymujemy określony zakres swobody – lecz nie po za nim. Podobnie jest z
naszym życiem – mamy mało wolności. Karuna Munshi: Czy
tego dnia nie czekała na pana w Anantapur żadna praca?K. Chakravarthi: Przypuszczam, że dopisało mi szczęście. Nie miałem żadnych zobowiązań i
było święto. Jak zwykle oczekiwałem, że udam się na darszan i wrócę. Nie
spodziewałem się, że zostanę tutaj cały dzień. Nie miałem nic do zrobienia, nie
wiązała mnie żadna obietnica. Mogłem więc powiedzieć Swamiemu, że zostaję,
ponieważ w tej chwili nie mam żadnych obowiązków. Jak by to pani określiła?
Tego dnia mogłem mieć umówione spotkanie. Nie musiałem nawet dzwonić, żeby coś
odwołać. Tak się po prostu złożyło, że miałem cały dzień dla siebie. Kiedy o
tym myślę, dostrzegam małe wskazówki... Gdzie przeprowadziłem swoją wolę? Kiedy
przejął mnie Swami? Myślę, że prawdopodobnie każdy zadawał sobie w głębi duszy
takie pytania i odnajdywał własne odpowiedzi.Wpływ mentorów
i wzorcówKaruna Munshi: Kim
byli ludzie, którzy wpłynęli na pana w młodości? Kto był dla pana wzorem?K. Chakravarthi: W moim wypadku ważną rolę odegrały dwie osoby. Pierwszą był wujek ze
strony matki, profesor filozofii na Uniwersytecie Wenkateśwary, a potem na
Uniwersytecie w Madrasie. Nie wiem czy to było przeznaczenie, ale po skończeniu
szkoły kontynuowałem naukę w Madrasie na studiach pośredniczących, jak je wtedy
nazywano, będących etapem nauki. Stało się jednak tak, że pewnego dnia wujek
spotkał mojego ojca i zapytał: „Może byś mi pozwolił zaopiekować się nim przez
dwa lata? Potem będzie mógł wrócić do Madrasu. Dyplom zrobi tutaj.” Nie wiedziałem
co począć. Byłem młody, nie chciałem, ale w tamtych czasach studenci nie
mówili: „Nie pojadę”. Ojciec zdecydował: „W porządku, jedź z nim.” W ciągu tych
dwóch lat bardzo dojrzałem, ponieważ wujek miał cudowną bibliotekę i był bardzo
dobrym profesorem filozofii. Obronił swój doktorat w Koledżu Chrześcijańskim w
czasach, gdy wykładał tam prof. Hogg. Zrobił wyróżniającą się karierę. Zwykł
mnie prosić: „Weź jakąkolwiek książkę i przeczytaj ją.” Nie wiedziałem którą wybrać...
Epikur, Arystoteles, Platon, Sokrates. Miał też współczesnych myślicieli:
Hegla, Karla Poppersa „Otwarte społeczeństwo i jego wrogowie”... mnóstwo
książek. Wciąż mnie prosił, żebym brał je do ręki i czytał. Trzy dni później siadał
ze mną i pytał: „Co z tej książki zrozumiałeś? Czy możesz opisać w kilku
słowach o czym czytałeś i jak to pojąłeś?” Myślę, że to był trening. W tym
czasie nie zdawałem sobie z tego sprawy. Odkryłem, że nie sprawia mi to
trudności. Brałem jakąkolwiek pozornie niezrozumiałą książkę i czytałem ją. Nie
powiem, żebym z nią walczył. Czytałem i próbowałem ją zrozumieć na ile tylko mogłem.
Trenowałem umysł mocując się ze skomplikowanymi ideami i z bardzo ścisłą
logiką. Przypominało to nową podróż w sferę mentalną. Bardzo mi się to później
przydało, kiedy naprawdę studiowałem pracując na dyplom z wyróżnieniem oraz na
innych kursach. Drugą osobą był mój stryjeczny
dziadek pan S. Varadachariar, który w tym czasie pełnił funkcję prezesa
Indyjskiego Sądu Federalnego, poprzednika Sądu Najwyższego. Pan Varadachariar
był znanym prawnikiem i starszym bratem mojego dziadka ze strony ojca. Jego
także nazywaliśmy dziadkiem. Był człowiekiem ogromnie uczciwym, posiadającym
wielką wiedzę, głęboką mądrość i temperament, które zdobywały mu sympatię ludzi
w każdym wieku. Jednocześnie pan Varadachariar utrzymywał pewien dystans. Była
to kombinacja łatwości przyjmowania ludzi z jednoczesną dozą rezerwy. Nauczył
mnie jak pozostać jednocześnie towarzyskim i dostępnym przy zachowaniu godności
i dystansu. Z biegiem czasu wchłonąłem te lekcje, przeważnie nieświadomie.
Prawdopodobnie tak samo postępowałem ze studentami uniwersytetu, nawet nie
zdając sobie z tego sprawy. Byłem towarzyski, dostępny, ale nigdy nie wywoływałem
wrażenia, że można mnie wykorzystać. Myślę, że obaj panowie byli głęboko
zaangażowani w wisisztadwaitę[2] i
studiowali ją bardzo uważnie. Jeden był profesjonalnym filozofem, drugi doskonałym
prawnikiem, studiującym klasyczny sanskryt i literaturę. Karuna Munshi: Śri
Ramanujacharyę?[3]K. Chakravarthi: Oczywiście, to nasza rodzinna tradycja. Dostrzegłem wielką pobożność u
ludzi mających solidne wykształcenie zachodnie. Wpływała na styl wykonywanego
przez nich zawodu. Była w nich prawdziwa pokora i prostota. To, jak sądzę,
musiało ukształtować mój umysł. Niespodziewana,
ekstatyczna chwila prawdy
K. Chakravarthi: Ujrzawszy Swamiego uwierzyłem w jakiś sposób, że jest to miejsce, w
którym muszę zamieszkać i pracować... To nie była zbyt świadoma decyzja.
Przyszła spontanicznie. Nigdy nie oglądam się za siebie, ponieważ nie walczę z
decyzjami. To coś równie swobodnego jak podmuch wiatru. Tak właśnie czułem się
po przyjeździe tutaj. Powiedziałem Swamiemu, że chcę przyjechać. Nie mieliśmy
wtedy jeszcze uniwersytetu, nikt nawet o nim nie myślał, nie było nic, ale
chciałem zostać ze Swamim. Powiedział: „Choostaamu – Zobaczę. Później,
później, później.” Gdy podjął decyzję o
stworzeniu uniwersytetu, przesłał mi wiadomość... Zadzwonił Kutumba Rao i
powiedział: „Swami chce, żebyś przyjechał dziesięć dni przed terminem.” W ten
sposób pojawiłem się na święcie Daśara w 1981 r. i zostałem z Nim dziesięć dni.
Wieczorem w dniu Widżajadaśami, po kolacji, gdy miałem już wyjeżdżać, Swami
wezwał mnie do Siebie i powiedział: „Haan, przyjedź teraz.” Karuna Munshi: To
był szczególny moment w pana życiu!K. Chakravarthi: Tak. Myślę czasami,
że kiedy tego nie oczekujemy, Swami obdarza nas
niespodziewanie błogosławieństwem. Nie wiemy, więc pytamy nieustannie, a On
odpowiada: „Czekaj, czekaj.” I nagle oznajmia: „Nie musisz więcej czekać.”
Rozumie pani, to chwila, którą bardzo trudno uchwycić, nie potrafimy jej wyrazić.Karuna Munshi:
Tak. Nieosiągalne staje się nagle tak proste, że nie wiemy jak zareagować.K. Chakravarthi: Dokładnie tak. Czujemy, że nie ma sensu prosić i wtedy nagle bez
proszenia otrzymujemy, o co prosiliśmy i zaczynamy się nad tym zastanawiać.
Chodzi o to, że dostajemy wszystko, o co prosimy z wiarą. Tak powiedział Jezus
i ja też tak myślę. Dostajemy, modląc się z wiarą – ale kiedy i jak jest
rozstrzygane w niebiosach. Karuna Munshi: Patrząc
wstecz i widząc połączone punkty, czy nie wydaje się panu, że zbiegły się razem
wszystkie moce, żeby przygotować pana do tej bardzo ważnej roli, którą pan
musiał odegrać?K. Chakravarthi: Cóż, prawdopodobnie można tak powiedzieć. Podobnie dzieje się w życiu
wielu ludzi. Wielokrotnie nie pojmujemy, jak doszło do podjęcia określonej
decyzji. Ale decyzje te nie są, jak sądzę, naszymi decyzjami, lecz Mocy, która
nas prowadzi. Można tę sprawę analizować, ale nigdy nie otrzymamy wyraźnej,
ostatecznej odpowiedzi. Myślę, że otrzymanie błogosławieństwa jest wielką
radością, będącą samą w sobie błogosławieństwem. Bądźmy radośni. Miejmy w sobie
radość, której nie można opisać słowami, która w nas trwa i jaśnieje. To
ponadczasowe uczucie. To szczególne błogosławieństwo. Karuna Munshi:
Zgadzam się. Ostatnie pytanie. Proszę pana, w jaki sposób chciałby pan zostać
zapamiętany przez historię?K. Chakravarthi: Nie sądzę, żebym tworzył historię...Karuna Munshi: To
wyraz wielkiej skromności.K. Chakravarthi: W książce „Jezus, syn człowieczy” Kahlil Gibran[4]
napisał: „Ale ci, którzy ukrzyżowali Go między niebem a ziemią, zostaną zapamiętani
dlatego, że ukrzyżowali Go między niebem a ziemią.” Tak właśnie czuję. Karuna Munshi:
Głęboka myśl. Dziękuję panu za przybycie i za rozmowę. Sai Ram.K. Chakravarthi: Dziękuję bardzo. Sai Ram.z H2H tłum. J.C.
niezrównanej historii o Awatarze Śri Sathya Sai kluczowa
rola przypadła panu K. Chakravarthi. Był pierwszym sekretarzem Instytutu
Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, a następnie sekretarzem Centralnego Trustu.
Obecnie pełni w nim funkcję członka zarządu. Związek pana K. Chakravarthi z
Awatarem Sai rozpoczął się w 1975 r. Osiągając najwyższe standardy, pan K.
Chakravarthi w wieku 24 lat ukończył studia uniwersyteckie na wydziale ekonomii
i prawa i wstąpił do prestiżowej indyjskiej służby administracyjnej. Mimo że pochodzi
z Tamil Nadu, wybrał służbę w korpusie Andhra Pradesh, ponieważ w Tirupathi
znajduje się świątynia będąca domem Pana Wenkateśwary. W ciągu 15-tu lat
urzędowania w rządzie centralnym i stanowym zyskał doskonałą opinię ze względu
na swoje kompetencje i prawość. Punkt zwrotny w życiu pana Chakravarthi
nadszedł w chwili, gdy objął urząd zarządcy okręgu Anantapur w stanie Andhra
Pradesh, którego jurysdykcji podlega Puttaparthi. Pod wpływem nalegań żony,
pani Sudhi Chakravarathi oraz swojego kolegi, majora Vishwanatha, pan Chakravarthi
w 1975 r. odwiedził Prasanthi Nilayam. Pierwsze słowa, które Bhagawan skierował
do niego brzmiały tak: „Mogę być dla ciebie kimś nowym, ty jednak dla Mnie nie
jesteś nowy”. Obecnie, po trzydziestu jeden
latach, państwo Chakravarthi są stałymi mieszkańcami aśramu Prasanthi
Nilayam i służą misji Swamiego.
Karuna Munshi
: Mamy
lepszy napęd.K. Chakravarthi
: Wszyscy tutaj mówią: „To nie wystarczy, musimy zrobić więcej, musimy
zrobić więcej.” Rozumie pani, nie można tego przypisać zwykłemu ludzkiemu
poczuciu straty. To paradoks. Odczuwamy stratę, a mimo to wciąż chcemy pracować
więcej niż w czasach, gdy mieliśmy błogosławieństwo Jego obecności.Karuna Munshi
:
Zwiększyła się motywacja.K. Chakravarthi
: Odczuwa ją mnóstwo osób pracujących w tutejszych instytucjach oraz
wielbiciele, którzy przyjeżdżają do nas i są tym poruszeni. Odnoszę wrażenie,
że pragną utrzymać kontakt ze Swamim także w innych miejscach, gdziekolwiek są.
To trwała relacja, określająca ich egzystencję. Powiedziałbym, że to marzenia.
Mocno wierzę, że Baba przyciągnie innych, tak samo jak przyciągnął do Siebie
ludzi takich jak ja, którzy ani przez chwilę nie myśleli o tym, żeby odwiedzić
to miejsce... Gdyby ktoś po moim przyjeździe do Anantapur powiedział, że będę
tu mieszkał, nie uwierzyłbym mu. To będzie działo się dalej. Nie wiemy jaki
rodzaj przeznaczenia przyciąga nas do Niego. Cóż, tego właśnie chce... to jest
gdzieś zapisane. Moje stanowisko w Anantapur było sprawą administracyjną.
Wiemy, że w administracji wiele rzeczy dzieje się przypadkowo. Najpierw
wyznaczono mi stanowisko w Hyderabadzie. Poprosiłem o krótki urlop, który mi
przyznano i w tym czasie coś się wydarzyło, więc powiedzieli: „W porządku,
jedziesz do Anantapur.” Patrząc wstecz pytam, czy spotkałbym Swamiego gdybym
wyjechał do Hyderabadu? Czy mógłbym Mu służyć? Nie sądzę, żebyśmy naprawdę
decydowali o sobie. Pozornie tak, podejmujemy decyzje, coś w tym jest, ale
jeśli się dobrze zastanowić, ma to miejsce tylko dlatego, że określona decyzja
została już wcześniej podjęta przez Moc. Mam na myśli sposób w jaki Swami
przyciąga do Siebie ludzi – nam wydaje się on niemożliwy – a także Jego
umiejętność tworzenia z Nim relacji nie ograniczanych przez ciało fizyczne.Karuna Munshi
:
Chciałabym w tym miejscu zadać
panu pytanie. Powiedział pan, że tak naprawdę nie odpowiadamy za to, gdzie
jesteśmy. Ale jeśli chodzi o pana, to przyszła taka chwila, gdy przyjechał pan
do Puttaparthi jako okręgowy poborca. Swami spotkał się i rozmawiał z panem. Jednak
tamtego dnia był bardzo zajęty, więc wiele razy wysyłał Kutumba Rao, żeby
wyjaśnił panu, jak bardzo jest zajęty i powtórzył, że może pan wrócić do Anantapur,
jeśli czeka tam na pana jakaś praca. Pan jednak odpowiedział, że poczeka.
Świadomie i zdecydowanie wybrał pan czekanie. Później dr Bhagavantham wyznał,
że spędził ze Swamim cały dzień i że całe to wydarzenie było dla pana testem.
Swami powiedział, że jeśli tego dnia wróci pan do Anantapur, pana życie
przyjmie określony kierunek. Ale jeśli postanowi pan zostać i zobaczyć się z
Nim, przeznaczenie poprowadzi pana w inną stronę. Droga się rozwidlała. Dokonał
pan wyboru i zaakceptował czekające na pana konsekwencje.K. Chakravarthi
: To element szerszego pytania filozoficznego o wolną wolę i determinizm[1]. Nic
nie wiemy. Wolna wola przypomina krowę przywiązaną do palika. Na trawniku
otrzymujemy określony zakres swobody – lecz nie po za nim. Podobnie jest z
naszym życiem – mamy mało wolności.Karuna Munshi
: Czy
tego dnia nie czekała na pana w Anantapur żadna praca?K. Chakravarthi
: Przypuszczam, że dopisało mi szczęście. Nie miałem żadnych zobowiązań i
było święto. Jak zwykle oczekiwałem, że udam się na darszan i wrócę. Nie
spodziewałem się, że zostanę tutaj cały dzień. Nie miałem nic do zrobienia, nie
wiązała mnie żadna obietnica. Mogłem więc powiedzieć Swamiemu, że zostaję,
ponieważ w tej chwili nie mam żadnych obowiązków. Jak by to pani określiła?
Tego dnia mogłem mieć umówione spotkanie. Nie musiałem nawet dzwonić, żeby coś
odwołać. Tak się po prostu złożyło, że miałem cały dzień dla siebie. Kiedy o
tym myślę, dostrzegam małe wskazówki... Gdzie przeprowadziłem swoją wolę? Kiedy
przejął mnie Swami? Myślę, że prawdopodobnie każdy zadawał sobie w głębi duszy
takie pytania i odnajdywał własne odpowiedzi.Karuna Munshi
: Kim
byli ludzie, którzy wpłynęli na pana w młodości? Kto był dla pana wzorem?K. Chakravarthi
: W moim wypadku ważną rolę odegrały dwie osoby. Pierwszą był wujek ze
strony matki, profesor filozofii na Uniwersytecie Wenkateśwary, a potem na
Uniwersytecie w Madrasie. Nie wiem czy to było przeznaczenie, ale po skończeniu
szkoły kontynuowałem naukę w Madrasie na studiach pośredniczących, jak je wtedy
nazywano, będących etapem nauki. Stało się jednak tak, że pewnego dnia wujek
spotkał mojego ojca i zapytał: „Może byś mi pozwolił zaopiekować się nim przez
dwa lata? Potem będzie mógł wrócić do Madrasu. Dyplom zrobi tutaj.” Nie wiedziałem
co począć. Byłem młody, nie chciałem, ale w tamtych czasach studenci nie
mówili: „Nie pojadę”. Ojciec zdecydował: „W porządku, jedź z nim.” W ciągu tych
dwóch lat bardzo dojrzałem, ponieważ wujek miał cudowną bibliotekę i był bardzo
dobrym profesorem filozofii. Obronił swój doktorat w Koledżu Chrześcijańskim w
czasach, gdy wykładał tam prof. Hogg. Zrobił wyróżniającą się karierę. Zwykł
mnie prosić: „Weź jakąkolwiek książkę i przeczytaj ją.” Nie wiedziałem którą wybrać...
Epikur, Arystoteles, Platon, Sokrates. Miał też współczesnych myślicieli:
Hegla, Karla Poppersa „Otwarte społeczeństwo i jego wrogowie”... mnóstwo
książek. Wciąż mnie prosił, żebym brał je do ręki i czytał. Trzy dni później siadał
ze mną i pytał: „Co z tej książki zrozumiałeś? Czy możesz opisać w kilku
słowach o czym czytałeś i jak to pojąłeś?” Myślę, że to był trening. W tym
czasie nie zdawałem sobie z tego sprawy. Odkryłem, że nie sprawia mi to
trudności. Brałem jakąkolwiek pozornie niezrozumiałą książkę i czytałem ją. Nie
powiem, żebym z nią walczył. Czytałem i próbowałem ją zrozumieć na ile tylko mogłem.
Trenowałem umysł mocując się ze skomplikowanymi ideami i z bardzo ścisłą
logiką. Przypominało to nową podróż w sferę mentalną. Bardzo mi się to później
przydało, kiedy naprawdę studiowałem pracując na dyplom z wyróżnieniem oraz na
innych kursach.Karuna Munshi
: Śri
Ramanujacharyę?[3]K. Chakravarthi
: Oczywiście, to nasza rodzinna tradycja. Dostrzegłem wielką pobożność u
ludzi mających solidne wykształcenie zachodnie. Wpływała na styl wykonywanego
przez nich zawodu. Była w nich prawdziwa pokora i prostota. To, jak sądzę,
musiało ukształtować mój umysł.K. Chakravarthi
: Ujrzawszy Swamiego uwierzyłem w jakiś sposób, że jest to miejsce, w
którym muszę zamieszkać i pracować... To nie była zbyt świadoma decyzja.
Przyszła spontanicznie. Nigdy nie oglądam się za siebie, ponieważ nie walczę z
decyzjami. To coś równie swobodnego jak podmuch wiatru. Tak właśnie czułem się
po przyjeździe tutaj. Powiedziałem Swamiemu, że chcę przyjechać. Nie mieliśmy
wtedy jeszcze uniwersytetu, nikt nawet o nim nie myślał, nie było nic, ale
chciałem zostać ze Swamim. Powiedział: „Choostaamu – Zobaczę. Później,
później, później.” Gdy podjął decyzję o
stworzeniu uniwersytetu, przesłał mi wiadomość... Zadzwonił Kutumba Rao i
powiedział: „Swami chce, żebyś przyjechał dziesięć dni przed terminem.” W ten
sposób pojawiłem się na święcie Daśara w 1981 r. i zostałem z Nim dziesięć dni.
Wieczorem w dniu Widżajadaśami, po kolacji, gdy miałem już wyjeżdżać, Swami
wezwał mnie do Siebie i powiedział: „Haan, przyjedź teraz.”Karuna Munshi
: To
był szczególny moment w pana życiu!K. Chakravarthi:
Tak. Myślę czasami,
że kiedy tego nie oczekujemy, Swami obdarza nas
niespodziewanie błogosławieństwem. Nie wiemy, więc pytamy nieustannie, a On
odpowiada: „Czekaj, czekaj.” I nagle oznajmia: „Nie musisz więcej czekać.”
Rozumie pani, to chwila, którą bardzo trudno uchwycić, nie potrafimy jej wyrazić.
Karuna Munshi
:
Tak. Nieosiągalne staje się nagle tak proste, że nie wiemy jak zareagować.K. Chakravarthi
: Dokładnie tak. Czujemy, że nie ma sensu prosić i wtedy nagle bez
proszenia otrzymujemy, o co prosiliśmy i zaczynamy się nad tym zastanawiać.
Chodzi o to, że dostajemy wszystko, o co prosimy z wiarą. Tak powiedział Jezus
i ja też tak myślę. Dostajemy, modląc się z wiarą – ale kiedy i jak jest
rozstrzygane w niebiosach.Karuna Munshi
: Patrząc
wstecz i widząc połączone punkty, czy nie wydaje się panu, że zbiegły się razem
wszystkie moce, żeby przygotować pana do tej bardzo ważnej roli, którą pan
musiał odegrać?K. Chakravarthi
: Cóż, prawdopodobnie można tak powiedzieć. Podobnie dzieje się w życiu
wielu ludzi. Wielokrotnie nie pojmujemy, jak doszło do podjęcia określonej
decyzji. Ale decyzje te nie są, jak sądzę, naszymi decyzjami, lecz Mocy, która
nas prowadzi. Można tę sprawę analizować, ale nigdy nie otrzymamy wyraźnej,
ostatecznej odpowiedzi. Myślę, że otrzymanie błogosławieństwa jest wielką
radością, będącą samą w sobie błogosławieństwem. Bądźmy radośni. Miejmy w sobie
radość, której nie można opisać słowami, która w nas trwa i jaśnieje. To
ponadczasowe uczucie. To szczególne błogosławieństwo.Karuna Munshi
: To
wyraz wielkiej skromności.K. Chakravarthi
: W książce „Jezus, syn człowieczy” Kahlil Gibran[4]
napisał: „Ale ci, którzy ukrzyżowali Go między niebem a ziemią, zostaną zapamiętani
dlatego, że ukrzyżowali Go między niebem a ziemią.” Tak właśnie czuję.Karuna Munshi
:
Głęboka myśl. Dziękuję panu za przybycie i za rozmowę. Sai Ram.K. Chakravarthi
: Dziękuję bardzo. Sai Ram.