Kiedyś nocą pan
Mahadevan z Harlemu w Holandii wracał samochodem z Belgii do domu. Następnego
dnia miał wylecieć do Prasanthi Nilayam. W samochodzie znajdowali się także
jego żona i dzieci – ponieważ robiło się coraz później zasypiali i czuwał
jedynie on. Jechał z szybkością 140 km/godz. i wskutek tego, że oni spali, on
także zasnął. Możecie sobie wyobrazić, co mogło się stać, ale się nie stało. Po
chwili, gdy się przebudził, poczuł, że ktoś chwyta go za rękę i prowadzi samochód.
Wiedział, że to Swami, przybyły mu na ratunek. Dotarł bezpiecznie do Harlemu i
następnego dnia wyruszył do Prasanthi Nilayam. Oto dlaczego Swami mówi, że
każdy, kto trafia do Parthi, przybywa z Jego woli. Jeśli Swami kogoś wezwie,
opiekuje się nim nieustannie. Dlatego mówi: „Po co się bać, skoro jestem
tutaj?”
Kiedyś w Brukseli
mieliśmy wziąć udział w bhadżanach. Ponieważ nigdy nie byliśmy w tamtym
ośrodku, ojciec podał nam adres i wyszedł wcześniej, bo miał coś do zrobienia.
W określonym miejscu mama i ja mieliśmy wsiąść do tramwaju i wysiąść na piątym
przystanku. Gdy wsiedliśmy, zacząłem liczyć przystanki. Na trzecim przystanku
jakiś człowiek wyglądający na typowego Belga, ubrany w spodnie, koszulę i
płaszcz, usiadł obok mnie i zapytał mamę gdzie jedziemy. Wysłuchał nas i powiedział,
że musimy wysiąść na czwartym, a nie na piątym przystanku. Gdy dojeżdżaliśmy do
czwartego przystanku nalegał, żebyśmy natychmiast wysiedli. Gdy tramwaj się
zatrzymał wysiedliśmy i mama obejrzała się za siebie, żeby mu podziękować.
Jednak ku naszemu zaskoczeniu, nie było go nigdzie widać. Gdyby Swami nie
pomógł nam tego dnia, dotarlibyśmy w inne miejsce i nie wzięlibyśmy udziału w bhadżanach.