Wzruszający fenomen medycyny holistycznej
...Historia mobilnego szpitala Śri Sathya Sai
część 1
Zaskakujące
emocje
Warto to było
zobaczyć. Powietrze zgęstniało od emocji. Wokół panowała radość, chociaż tutejsza
ziemia – czerwona, kamienista i wypalona słońcem – nie wzbudza pozytywnych
uczuć, ponieważ historia dręczących ją susz jest aż nadto widoczna. Zdawało
się, że wszyscy dotarli do źródła szczęścia, nadziei i energii. Dzieci były zachwycone
– sprężyste kroki, uśmiechnięte twarze. Krzyczały z całych sił i energicznie
machały rękami. Zaledwie kilka
metrów dalej kobiety i mężczyźni, mieszkańcy wioski, stali zdyscyplinowani
wzdłuż wysprzątanej i udekorowanej drogi. Jeden spośród wielu pięknych motywów usypanych
z pudru ryżowego oznajmiał: „Witamy”. Mieszkańcy
wioski Loćerla byli przygotowani. Małe dziewczynki czekały z purna kumbham[1]
oraz z tackami napełnionymi turmerikiem (żółtą kurkumą), czerwonym proszkiem kum-kum
i kwiatami – wszystkim, czym na południu Indii wita się nadzwyczajnych gości.
Mężczyźni z tej małej osady, leżącej około 25 km od Puttaparthi,
rozwiesili wielkie banery i wysprzątali całą okolicę. Teraz w świeżych
ubraniach, ze spokojnymi i radosnymi twarzami szukali wzrokiem znaku
zapowiadającego nadejście oczekiwanej chwili. Zarówno dla wioski jak i dla
ludzi z pobliskich osad było to z pewnością radosne i ważne wydarzenie. Czyżby
miał ich odwiedzić specjalny gość, minister lub VIP? Czyżby obchodzono tu
jakieś święto? A może miał przyjechać Swami? Najpierw
dostrzegli autobus przemierzający wiejską okolicę. Był to nieskazitelnie biały,
długi na 4,5 metra
transportowiec, bez pasażerów, ale z aparaturą w środku. Niewątpliwie, dla wieśniaków
był nie mniejszy od Boga. „Gdyby nie on, byłbym już martwy” mówi Rangappa.
„Tego ranka, 30 grudnia 2006 r., odczuwałem największy ból w swoim życiu. Był
nie do zniesienia.” Rangappa gra na klasycznych instrumentach dętych, nadaswaram.
Od trzech dni występował na muzułmańskim święcie i przeziębił sobie gardło.Metamorfoza
Rangappy Rangappa, z
zawodu fryzjer, nie robił tego po raz pierwszy. Tak naprawdę nadaswaram
od wielu już lat jest jego cennym, dodatkowym źródłem dochodów. Ale od czasu
gdy ojciec uczył go grać nigdy tak bardzo nie cierpiał. Osiem lat temu miał ten
sam kłopot, lecz nie aż tak poważny. „Tym razem było to pieczenie, zbyt trudne
do zniesienia. Ból pojawił się 28-go grudnia i miejscowy lekarz, do którego się
udałem, dał mi jakieś pigułki. Łyknąłem je i następnego dnia wystąpiłem. Ból powrócił
i tym razem był okropny. Brat zawiózł mnie natychmiast do pobliskiej wioski
Buggapali, w której przyjmował lekarz zarejestrowany w Indyjskim Komitecie
Lekarskim. „Och, to tylko kłopoty gastryczne”, stwierdził i zrobił mi dwa zastrzyki.
Ból zniknął, lecz tylko na pewien czas. Następnego dnia wrócił. Stosowałem
zastrzyki i czułem chwilową ulgę. Ale trzeciego stycznia nic mi nie pomagało –
ani proszki, ani iniekcje. Nie wiedziałem, co robić. Nigdy tak bardzo nie cierpiałem.
Bardzo bolała mnie klatka piersiowa i myślałem, że to już koniec.” To była
najczarniejsza godzina w życiu Rangappy. Napięty i przerażony zastanawiał się,
kto zaopiekuje się jego żoną i jedynym synem. Serce Rangappy wołało o ratunek,
jak tonący szukający oparcia. Był biednym analfabetą, nie potrafił sobie pomóc.
Nigdy nie oglądał miasta ani nie wiedział gdzie mógłby w nim pójść i do kogo
się zwrócić. Nie rozumiał dlaczego tak cierpi i czy jest na to jakieś
lekarstwo. „Przeżywając ten wyniszczający kryzys usłyszeliśmy niespodziewanie o
lekarzach Sai przebywających w pobliskiej wiosce Kotapalli”, mówi brat
Rangappy, Nidimamidappa. „Pojawili się razem z autobusem, tak samo jak w Loćerli.
Szukaliśmy pomocy, nieważne jakiej i od kogo. Znaleźliśmy się tam w ciągu
następnych 10-ciu minut. Lekarze byli bardzo uprzejmi i skupieni. Biały autobus
posiada wszelkie potrzebne urządzenia. Bez najmniejszej zwłoki wykonali na
miejscu EKG i natychmiast podali Rangappie tabletkę do ssania. A potem, bez
śladu zdenerwowania w głosie, polecili: ‘Jedź natychmiast do szpitala
superspecjalistycznego w Puttaparthi i zarejestruj tam brata.’ Pognaliśmy
motocyklem. Gdy w szpitalu pokazałem otrzymaną od lekarza kartę, natychmiast
zabrano Rangappę na oddział intensywnej terapii i podano mu leki stopniowo
niwelujące ból. Czwartego dnia Rangappa poczuł się dobrze. Gdy w sobotę wyszedł
ze szpitala, nie wierzyłem własnym oczom. Był innym człowiekiem.” Rangappa i jego
brat do dzisiaj nie wiedzą, co wydarzyło się na OIOM-ie w ciągu tych czterech
dni. Nie mają pojęcia, dlaczego tej feralnej soboty musieli pędzić do
Puttaparthi. Wiedzą tylko, że ‘lekarze w białym autobusie przysłani przez Swamiego’
podarowali im nowe życie. „Gdybyśmy go tego dnia nie zbadali, mógłby nie
przeżyć”, mówi dr Narasimhan, który zajmował się Rangappą tamtego ranka. „W
rzeczywistości Rangappa cierpiał z powodu ostrego ataku serca, na szczęście w początkowej
fazie choroby. Podejrzewaliśmy, że powód jego cierpienia może mieć poważniejszą
przyczynę niż dolegliwości gastryczne lub zwykły ból klatki piersiowej. Upewniliśmy
się co do tego dzięki natychmiastowemu wykonaniu EKG. Dlatego odesłaliśmy go
szybko do szpitala superspecjalistycznego.” Ta nowoczesna
klinika diagnostyczna, operująca tuż za progiem wiejskich chat, zatrudnia
doskonałych lekarzy specjalistów. To w niej tego feralnego poranka uratowano
Rangappie życie. A oto, co jeszcze bardziej podnosi nas na duchu: Rangappa, od
lat uzależniony od nikotyny, potrafiący bez zmrużenia okiem wypalić dwie-trzy
paczki papierosów dziennie, wychodząc z OIOM-u szóstego stycznia powiedział:
„Już nigdy nie będę palił i pił. Tutejsi lekarze i pielęgniarki opiekowali się
mną z wielką miłością i poradzili mi, żebym się oczyścił i regularnie odżywiał.
Zamierzam dokładnie tak postąpić. Swami mnie uratował. Teraz, odkąd śpiewam
‘Sai Ram’, nigdy więcej nie zrobię niczego, co mi szkodzi.” Stał tam skruszony,
ze złożonymi dłońmi – szczerość Rangappy była oczywista. Do dzisiaj dotrzymuje
słowa. I nie tylko to.
Został w wiosce swego rodzaju ‘ambasadorem zdrowia’, przekonując wiele osób do
porzucenia szkodliwych przyzwyczajeń. „Piłem od 1972 r.”, opowiada. „Myślałem,
że picie i palenie są czymś zwyczajnym, ponieważ w ten sposób postępuje wielu
mieszkańców wsi. Nie wiedziałem, że są tak szkodliwe, dopóki kilka lat temu nie
straciłem brata, który się zapił na śmierć. Nawet wtedy nic nie zrobiłem. Teraz
jednak doświadczyłem na sobie samym jak niebezpiecznie szkodliwe są te nałogi.
Swami podarował mi nowe życie i dlatego chcę wytłumaczyć wszystkim nastolatkom
i dorosłym we wsi, że nie powinni ryzykować. Chcę im powiedzieć, żeby poświęcali
swoją energię i czas na pielęgnowanie dobrych zwyczajów, na śpiewanie imienia
Swamiego i na spokojną pracę. To poruszające,
jak życie Rangappy zmieniło się nagle w ‘cenny instrument’ podnoszący jakość
życia wielu mieszkańców wsi. Jeśli przyjrzymy się temu bliżej, odkryjemy wiele
czynników składających się na tę cudowną metamorfozę. Postawiona w odpowiedniej
chwili diagnoza uratowała jego serce, opieka pielęgniarek je zmiękczyła, a
miłość lekarzy Sai napełniła boską miłością. Odrodził się fizycznie, umysłowo i
duchowo. Był w tym aspekt leczniczej i zapobiegawczej opieki zdrowotnej
połączonej z pomyślnością duchową. Dokładnie to samo powiedział Swami ponad rok
temu, w kwietniu 2006 r., inaugurując działalność Mobilnego Szpitala Śri Sathya
Sai. „Ofiarowana przez nas służba musi mieć
charakter holistyczny. Powinna stanowić połączenie leczniczej i prewencyjnej
opieki zdrowotnej z duchowością w tle.” Polecenia
Swamiego, skierowane do ‘lekarzy Sai w białym autobusie’, od samego początku
były bardzo jasne. I obecnie, po ponad 150 wizytach w wioskach, każdy lekarz
Sai może opowiedzieć dziesiątki podobnych historii. Co robią obecnie ‘lekarze
Sai’? I co jest takiego specjalnego w autobusie mieszczącym ‘mobilny szpital’?”Doskonałe
wsparcie diagnostyczne radością lekarzy
„Jak sugeruje
nazwa, jest to prawdziwy ruchomy szpital”, mówi dr Narasimhan, dyrektor
programowy tego projektu służebnego. „Został wyposażony w potrzebny lekarzom
nowoczesny sprzęt laboratoryjny: w urządzenie do wykonywania EKG, aparat rentgenowski
z automatycznym procesorem filmu, system obrazowania USG, potrzebny w
radiologii, automatyczny analizator, wirówkę, mikroskop oraz w aparat do wykrywania
chorób wenerycznych, konieczny podczas badania krwi. Wspomaganie diagnostyczne
jest absolutnie wyjątkowe. Będąc zaangażowany w wiejską służbę medyczną od
ponad piętnastu lat, dr Narasimhan stanowczo stwierdza: „W rzeczywistości to
nieprawdopodobne, aby działalność służby medycznej w odległych wioskach mogła
mieć tak doskonałe wsparcie.” „Gdy w czerwcu 2006
r. w wielu wioskach otaczających Puttaparthi wybuchła epidemia ćikungunji[2]
(rzadko spotykanej formy osłabiającej gorączki wirusowej, roznoszonej przez
komary), każdą osobę mającą gorączkę podejrzewano o kontakt z chorymi. W wielu
wypadkach była to nieprawda. Badając próbki krwi wieśniaków odkryliśmy, że
część z nich cierpi na malarię. Ale nie na zwykłą formę malarii. Powalała ich falciparum
malaria, znana powszechnie jako malaria mózgowa[3],
zagrażająca życiu. Dzięki szpitalowi mobilnemu, dostarczającemu w ciągu kilku
minut wyniki badań próbek krwi, unikamy mylnych diagnoz i w rezultacie podawania
niewłaściwych leków, a tym samym chronimy ludzi od pewnej śmierci”, mówią
lekarze ze szpitala mobilnego. „Po raz pierwszy, nawet w historii wolontariatu
medycznego, możemy stawiać diagnozy w wiosce, na progu domu pacjenta. Doprawdy,
to zadziwiające, cudowne doświadczenie!”, mówi dr Shyam Prasad, profesor
chirurgii w Andhra Medical College, jednym z najlepszych koledżów w stanie
Andhra Pradesh. „Dzięki ultrasonografowi widzimy nowotwory piersi i żołądka,
zauważamy zmiany w wątrobie. Możemy też określić czy są uleczalne czy nie!”,
dodaje. Takich przypadków jak ten, gdy doskonałe wsparcie diagnostyczne ratuje
pacjentowi życie, jest mnóstwo. Ramakriszna zwrócił się do lekarzy, skarżąc się
na częste oddawanie moczu. Wykonane w autobusie badanie USG wykazało, że ów dżentelmen
w średnim wieku cierpi z powodu nie jednej, lecz czterech chorób. „Jego problem
nie dotyczył jedynie pęcherza”, mówi radiolog. „Miał zaawansowanie problemy ze
śledzioną, wątrobą i nerkami. Zapytaliśmy go: „Dlaczego nie zbadał się pan
wcześniej w innej klinice?” Powiedział: „Zrobiłem to. Kilka dni temu udałem się
do pobliskiego centrum medycznego, gdzie bez badania otrzymałem kilka proszków.
Nie przyniosły mi jednak ulgi. Tam nie ma możliwości wykonania takich badań.”Niezdrowy
indyjski profil zdrowotny
To
choroba systemu zdrowotnego większości współczesnych wiosek indyjskich. Wysoka
jakość opieki zdrowotnej stanowi przywilej zaledwie niewielkiego procentu
ludności – tej która ma dostęp do szpitali w miastach i miasteczkach. Jednak
70% Hindusów mieszka na wsiach. Większość wiejskiej populacji Indii –
stanowiącej 25% populacji indyjskiej, to znaczy około 250 milionów ludzi – jest
tak biedna, że plasuje się poniżej granicy ubóstwa. Ludzie walczą o pożywienie,
zaniedbując z powodu ubóstwa opiekę zdrowotną. Większość wieśniaków umie
jedynie uprawiać rolę, będącą podstawą ich utrzymania. Wybryki natury
sprawiają, że z każdym rokiem stają się coraz biedniejsi. W okręgu Anantapur w
stanie Andhra Pradesh jest bardzo wiele takich rodzin. Nędza w tym regionie ma
charakter endemiczny[4].
Panuje tutaj nieustanna susza, bo opady deszczu w okręgu Anantapur są najniższe
w całym stanie, a może nawet w kraju. W rzeczywistości 35% tutejszych wiosek osiągnęło
najniższy stopień ubóstwa. Na jednego mieszkańca przypada w miesiącu zaledwie
120 rupii. To powoduje, że opieka zdrowotna jest zaniedbywana lub wcale jej nie
ma. Być może z tego powodu Swami polecił lekarzom biorącym udział w projekcie
szpitala mobilnego, żeby rozpoczęli swoją działalność od tego miejsca. Szpital
przyjeżdża do tych ludzi po prostu dlatego, bo jest im najbardziej potrzebny.
Nie mogą sobie pozwolić na wizytę w dobrym szpitalu – nawet jeśli wiedzą o istnieniu
szpitali. Zgodnie z tym, co mówi dr Narasimhan, projekt szpitala mobilnego Śri Sathya Sai jest programem nowoczesnym i
dalekowzrocznym, zapewniającym ludziom żyjącym w odległych wioskach wysokiej
jakości opiekę medyczną. W rzeczywistości projekt stanowi odzwierciedlenie nieustannego
wysiłku Bhagawana dążącego do zapewnienia bezpłatnej opieki zdrowotnej ludziom
najbiedniejszym z biednych.”
Wzruszająca historia Hariego
Rezultaty, jakie przyniósł ten program, są poruszające. Weźmy na przykład przypadek Hariego. Zaatakowany przez polio w wieku sześciu lat, mały Hari poruszał się chwiejnym krokiem.
Dziadek dał mu kijki, żeby mógł prostować nogi i nie przestawał chodzić. Biedny chłopiec bardzo się starał. Uniezależnił się nawet od kijków, a mimo to pozostał równie bezradny jak dawniej, a może nawet bardziej, ponieważ praktycznie był zbyt słaby, żeby chodzić. Urodził się jako dziecko bezzębne. Brak zębów w jego pulchnej twarzy był bardzo widoczny. Teraz polio zabrało mu resztę uśmiechów i marzeń. Jedzenie nie sprawiało mu przyjemności. Nie dostawał specjalnych posiłków. Jego ojcu, Narajanappie, robotnikowi pracującemu na dniówki i walczącemu o przetrwanie, wystarczyło że chłopiec żyje. W miarę upływu czasu małe ciałko Hariego traciło blask. Niedożywione, zmieniło barwę, a brzuch wzdął mu się jak piłka. Tak wyglądał, gdy lekarze obejrzeli go po raz pierwszy w czerwcu 2006 r. w wiosce Batalapalli. Zaniepokoił ich niski poziom jego hemoglobiny, wynoszący cztery gramy na decylitr. Natychmiast podali mu suplementy zmniejszające anemię. To był pierwszy krok. Następnie uczynili wszystko, co było konieczne dla utrzymania polepszonych w ten sposób parametrów życia oraz zapewnili mu to czego niestety nie otrzymał wskutek bezradności rodziny i braku serca społeczeństwa. Ustalili parametry potrzebnej mu sztucznej szczęki i wkrótce Hari odzyskał radość. Gdy dostał zęby, w ciągu kilku tygodni odzyskał to, co stracił – barwę cery, entuzjazm, energię i niewinny uśmiech. Obecnie widok małego Hariego wzrusza lekarzy do łez – kipi energią, jest impulsywny, podskakuje w ich stronę, składa dłonie i mówi radośnie ‘Sai Ram’. Gdy zadajemy Hariemu pytanie, jego twarz rozświetla szybki uśmiech. Ta radość napełnia nas niezwykłym uczuciem spokoju i radości. Znów może się uczyć dzięki hojności pracownika Sai, który zapewnił mu w swojej szkole posiłki i dach nad głową. „Kim chcesz zostać?”, pytamy Hariego, patrzącego na nas z miłością. „Chcę uczyć się w szkole Swamiego. Czy pomoże mi pan tam się dostać?” „Dlaczego chcesz się uczyć?”, pytamy ponownie. Jego twarz się rozjaśnia. „Chcę być lekarzem i pomagać cierpiącym.” Bez względu na to czy zostanie lekarzem czy nie, jesteśmy pewni, że będzie wzbudzał w sercach radość i rozjaśni innym życie, co zresztą już robi na swój własny, skromny sposób. W dniu, w którym go spotkaliśmy, a była to niedziela, przyszedł do obozu medycznego nieść swoją drobną pomoc. Jego oddanie i łagodne zachowanie inspirują innych. Czy istnieje większe spełnienie?
Przypadek Lakśminarajany
Filozofia ‘wyciągania ręki do wieśniaków’, praktykowana w ramach programu szpitala mobilnego, przyniosła zmiany w życiu wielu prostych ludzi. Wszyscy zostali nią objęci – mężczyźni, kobiety, dzieci i starcy. Lekarze rozprawiają się ze wszelkiego rodzaju dolegliwościami: zwykłymi chorobami, takimi jak gorączka czy nieżyt żołądka lub jelit; przypadkami wymagającymi natychmiastowej interwencji oraz przypadłościami chronicznymi, takimi jak epilepsja, cukrzyca lub nadciśnienie. Lakśminarajana z Loćerlii miał 40 lat, lecz poziom jego energii był jak u siedemdziesięciolatka. Pracował za dniówkę. Z upływem czasu czuł się coraz gorzej, zaczęło mu ciążyć życie. Siłacz, pracujący ciężko po osiem godzin dziennie, teraz z jakiegoś powodu nie mógł przepracować nawet dwóch godzin. Popołudniami nie był w stanie wykonywać żadnej pracy. Nałożył się na to dodatkowy krępujący problem – częste oddawanie moczu. „Nie mogłem spać. Co godzina musiałem wstawać, ulegając żądaniom ciała. Z powodu strasznego osłabienia i zmęczenia wywołanego bezsennością moje życie stało się bezwartościowe. Nie byłem w stanie zarobić nawet 50 rupii dziennie. Nie potrafiłem utrzymać rodziny”, wspomina tamte okropne tygodnie. Tajemnica została rozwiązana, gdy lekarze wykonali standardowe badanie krwi. Lakśminarajana cierpiał na zaawansowaną cukrzycę. Poziom cukru w jego krwi wynosił 410 jednostek. Nie miał pojęcia, skąd wzięła się ta choroba i co powinien robić. Ale teraz, po konsultacji z lekarzem i po rozpoczęciu leczenia, znów jest szczęśliwym człowiekiem. „Czuję się teraz o wiele lepiej. Regularnie przyjmuję lekarstwa i ściśle przestrzegam zaleceń lekarzy. Powoli wracam do normalności. Do końca życia będę wdzięczny lekarzom Sai.”Kontynuowanie opieki – potężne narzędzie programu
Żeby Lakśminarajana mógł odzyskać poprzednią energię należało go często monitorować, zmieniać dawki lekarstw w zależności od reakcji ciała i cierpliwie wprowadzać w nowy styl życia. W rzeczywistości, poza doskonałym wsparciem diagnostycznym, kontynuacja opieki jest najważniejszym narzędziem szpitala mobilnego Śri Sathya Sai. Wpisana jest w program, ponieważ jego metoda działania polega na odwiedzaniu tej samej wioski w określonym dniu kolejnego miesiąca. Lekarze, pochodzący z rożnych części stanu Andhra Pradeś, podróżują z autobusem przez pierwsze dwanaście dni miesiąca. Jeśli byli w wiosce Loćeria piątego kwietnia, zjawią się w niej ponownie piątego maja. Dzięki temu oferowane leczenie nie ogranicza się do jednorazowego przepisania recepty i nazwania problemu chorego. „Daje to doskonałą sposobność zapewnienia pacjentom pełnej opieki zdrowotnej”, mówi dr Rawikanth, młody internista. „Większość przypadków wymaga kolejnych wizyt, ale ci pacjenci nigdy nie wybiorą się do lekarza w mieście, nawet jeśli zapewnimy im bezpłatne leczenie, ponieważ często nie stać ich na podróż. W tych okolicznościach zapewniamy im pełną opiekę. Daje nam to wielką satysfakcję, podobnie jak wieśniakom.” To jedna z ważnych cech obozów szpitala mobilnego, w porównaniu z innymi obozami medycznymi Sai. „Na innych obozach medycznych”, mówi dr Śriniwas, młody lekarz medycyny w szpitalu ogólnym w Kakinadzie, biorący udział w tych obozach, „zwykle przyjeżdżamy i przepisujemy podstawowe leki, takie jak tabletki wapnia, leki przeciwbólowe, leki przeciwgorączkowe, etc. i wyjeżdżamy. Nie wiemy, czy zastosowane leczenie okazało się efektywne. Nie mamy pojęcia, czy określony lek nie wywołał skutków ubocznych. Ale warunki na tym obozie dają nam doskonałą szansę, żeby się o tym przekonać.” Powołując się na przykład, mówi: „Jedenastego marca nasz zespół odwiedził Dżankampalli. Gdy wróciliśmy tam po miesiącu znaliśmy ciśnienie krwi każdego pacjenta i przepisane im lekarstwa. Lekarz mógł je ponownie sprawdzić i dowiedzieć się, czy znalazły się pod kontrolą czy nie oraz wprowadzić odpowiednie zmiany. Wykonując te proste czynności zapobiegamy wielu niesprzyjającym okolicznościom. Wykrywając wysokie ciśnienie krwi i obniżając je zmniejszamy prawdopodobieństwo udaru. Ratujemy pacjenta, który w innym przypadku zostałby sparaliżowany w ciągu następnych trzech lub czterech miesięcy.„To swego rodzaju naukowy cud. Dojeżdżamy do pacjenta!” Daje to satysfakcję lekarzom i doskonale służy ich podopiecznym. To mały krok – zwykłe badanie i postawienie diagnozy – ratujący jednak życie. To bardziej prewencja.Prewencja, prewencja, prewencja – główny cel projektu
Zapobieganie chorobom zamiast ich leczenia. Ta jednomyślna koncentracja na prewencyjnej opiece zdrowotnej sprawia, że projekt szpitala mobilnego jest tak niezwykły. „W naszym programie służebnym ostatecznie zintegrowaliśmy aspekty leczniczej i prewencyjnej opieki zdrowotnej i w przeciwieństwie do agencji rządowych dostarczamy ją w jednej kapsułce”, tłumaczy dr Narasimhan. „W programach rządowych opiekę leczniczą zapewniają „podstawowe ośrodki zdrowia” działające przy centrach dzielnicowych, będących małymi jednostkami administracyjnymi, obejmującymi kilka wiosek. Natomiast prewencyjną opieką zdrowotną zajmują się pomocnice położnych i pracownicy ośrodków zdrowia, odwiedzający wioski w godzinach nie zawsze wygodnych dla wieśniaków. To ten i wiele innych powodów – począwszy od funkcjonalnych rozbieżności po deficyt motywacyjny – sprawiają, że wysiłki rządowe w pewnych sprawach odnoszą jedynie częściowe sukcesy, a w innych są zupełnie nieefektywne.” W wioskach odwiedzanych przez lekarzy ze szpitala mobilnego miłość z jaką traktują pacjentów oraz ich starania, żeby ich całkowicie wyleczyć, głęboko wzruszają wieśniaków i sprawiają, że całkowicie ufają każdemu ich słowu. Odczuwają to w ten sposób: „Oto ktoś prawdziwie zainteresowany moim dobrem. Ten lekarz nie ma ukrytych motywów. Niczego ode mnie nie oczekuje. Muszę go słuchać. To będzie dla mnie dobre.” Owo źródło wewnętrznej motywacji w sercach mieszkańców wioski, wzbudzone przez bezinteresowną służbę lekarzy, przynosi sukces prewencyjnej opieki zdrowotnej w większości miejscowości chroniących się pod parasolem szpitala mobilnego. Na przykład, mamy 35 wiosek i małych osad objętych naszym projektem i podlegających czterem ośrodkom dzielnicowym skupionym wokół Puttaparthi – dokładnie w Kothaćeruwu, Bukkapatnam, CK Palli i w samym Puttaparthi. Ten wszechświat 50 000 osób w czterech regionach zbiera teraz korzyści skutecznych przedsięwzięć prewencyjnej opieki zdrowotnej. „Zwykle bolało mnie całe ciało. Czasami drętwiały mi kończyny. Nawet przez kilka minut nie mogłam usiedzieć w tej samej pozycji. Gdy szyłam na maszynie, wstanie od niej było herkulesowym wysiłkiem. Ból był tak intensywny, że nawet kilkuminutowe chodzenie stawało się praktycznie niemożliwe.” Taki był stan Akkamy, kiedy po raz pierwszy przyszła do obozu szpitala mobilnego w Ćandrajunipalli. Nie uległa wypadkowi, nie urodziła się z dysfunkcją żadnego organu ani nie złapała infekcji. Jej zgubą było urodzenie się w tej części Anantapur, niesławnej z powodu wysokiego poziomu fluoru w wodzie gruntowej. [Uważa się, że woda zawierająca 1 mg/l fluoru jest bezpieczna do picia. Ale w tym rejonie poziom fluoru wzrasta od 1,5 do 2,5 mg/l, dając 4 mg/l w niektórych produktach spożywczych. Przyjmowanie tak dużej ilości fluoru w wodzie i pokarmach wywołuje poważne problemy, od odbarwienia zębów (fluoroza zębów), po bolące stawy, łamliwe kości, zahamowanie wzrostu i zdeformowane członki (fluoroza kości). Od kiedy lekarze wytłumaczyli Akkammie jakie szkodliwe skutki przynosi woda pitna zawierająca wysokie stężenie fluoru i podali dokładną instrukcję uzdatnienia jej przy pomocy ałunu i wapna, Akkamma wypełnia ją dokładnie. Lekarze poradzili jej również przyjmowanie protein Sai – mieszanki zmielonej pszenicy, roślin strączkowych, cukru i fistaszków, którą łatwo przygotować w domu i która poprawia sprężystość ciała. Akkamma mówi dzisiaj: „Pięć miesięcy temu ważyłam zaledwie 36 kg , lecz teraz, w ciągu kilku tygodni, przytyłam 10 kg ! Mam mnóstwo energii. Wykonuję wszystkie prace domowe i nawet zaczęłam pracować w polu. Mój mąż jest szczęśliwy. Lekarze wspaniale się nami opiekują.” „Zniknęły wszystkie bóle”, mówi Ćennakeśawa Reddy, kolejny mieszkaniec wioski. Jeden rzut oka na jego zęby wskazuje na bardzo wysoki poziom koncentracji fluoru w tutejszej wodzie pitnej. Chociaż są jeszcze odbarwione, jest szczęśliwym człowiekiem. Mówi: „Dokładnie przestrzegam procedur uwalniania wody pitnej z fluoru. Piję tę wodę od trzech miesięcy i zauważam w sobie znaczny wzrost energii. Lekarze przyjeżdżający do naszej wioski bardzo nam pomogli”.Ostatecznie, w taki sposób pracuje tylko miłość! Idźmy dalej i opowiedzmy o tym jak prewencyjna opieka medyczna, proponowana przez lekarzy opiekujących się mieszkańcami wioski, przyniosła zachęcające rezultaty. Osiągnęli sukces nie tylko z powodu infrastruktury sprzyjającej opiece zdrowotnej czy ze względu na prawidłowe działania skoncentrowane na prewencji. Gdy te dwa czynniki znajdują na właściwych miejscach, to najważniejszym i często ignorowanym aspektem przenikającym te obozy jest miłość lekarzy, jak już wcześniej wspomniano. Tutaj relacja pomiędzy doktorem i pacjentem wykracza poza zwykłe granice i jest o wiele intymniejsza. Doktor jest przyjacielem, przewodnikiem i filozofem, ponieważ każdy pacjent wie z całą pewnością, że „doktor naprawdę dobrze mu życzy”. Został przysłany przez Boga, naprawdę, przyszedł do nich ‘Swami’. I to prawdopodobnie jest powód, że – poza efektywnym wprowadzaniem programów – wyleczenia w wioskach graniczą z cudem.Tajemnicza wewnętrzna przemiana Śriramulu
Kilka miesięcy temu, z niewyjaśnionych powodów, Śriramulu popadł niespodziewanie w głęboką depresję. Dawniej bardzo łagodny i uprzejmy, obsługiwał ręczny warsztat tkacki. Teraz nikomu nie pozwalał przekroczyć progu swojego domu! Przestał przyjmować zamówienia i pracować. Wpadał w szał nawet wtedy, gdy ktoś podchodził blisko jego drzwi! Nie uspokoił się, dopóki nie wygonił intruza, a nawet go nie wypchnął, choćby był to jego sąsiad, mieszkający obok od wielu lat. „Bił nawet mnie”, mówi jego żona, Saraswati. Musiała wysłać ich jedyną córkę do innego domu, ponieważ jej również nie oszczędzał. Namówienie go do jedzenia było niewykonalnym zadaniem. W niektóre dni współpracował, ale w inne był zupełnie nie do opanowania. Co gorsze, nie sypiał nocami. „Czasami po prostu wstawał i szedł gdzieś wczesnym rankiem. Musiałam go szukać”, mówi Saraswati, wspominając te straszne czasy.Pytamy ją: „Nie zabraliście go do lekarza?” „Tak, zawieźliśmy go na oddział neurologiczny szpitala w Anantapur (które jest najbliższym miastem). Poza kilkoma pigułkami, lekarze poddali go wstrząsom elektrycznym (terapia elektrowstrząsowa, mogąca redukować tendencje samobójcze u pacjentów niezrównoważonych umysłowo, prowadzi czasami do nieodwracalnego uszkodzenia mózgu). Wydaliśmy tam 700 rupii, ale poprawa nie nastąpiła. Co więcej, mąż nigdy nie brał regularnie leków. Wszystko zależało od jego humorów. Gdy podawałam mu je na czas, po prostu mnie wyrzucał. Wtedy spróbowałam przemycać je rozpuszczone w kawie, ale szybko się w tym zorientował i pewnego dnia w ataku gniewu cisnął szklanką o podłogę. Od tamtego czasu niczego w domu nie pił. Jeśli czuł pragnienie szedł do herbaciarni.” Tak wyglądała rozpaczliwa sytuacja Saraswati. Z pomocą brata zabrała męża nawet do NIMHANS- u, znanego w Bangalore szpitala dla chorych psychicznie, ale wszystkie wysiłki poszły na marne, ponieważ problem nie dotyczył leków ani lekarzy, lecz Śriramulu. Nie dawał lekom żadnych szans. Podanie mu czegokolwiek było niemożliwe. Czując się całkowicie bezradna Saraswati usłyszała, że do ich wioski przyjadą lekarze ze szpitala mobilnego. Po długich namowach skłoniła męża, aby poszedł do obozu medycznego, ale Śriramulu, który przez ostatnie minuty zachowywał się poprawnie, nagle wpadł w szał i uciekł do domu. Wtedy, chociaż ogromnie zniechęcona, Saraswati przedstawiła swój kłopot lekarzom ze szpitala mobilnego. Miało to miejsce siódmego stycznia 2007 r. w wiosce Ćerlopalli, około sześciu kilometrów od Puttaparthi. „Po wysłuchaniu jej opowieści gorąco zapragnęliśmy jej pomóc”, mówi dr Narasimhan. „Zastanawialiśmy się tylko, jak zostaniemy potraktowani, gdy ich odwiedzimy. Mimo to postanowiliśmy pójść, śpiewając Bhagawanowi i prosząc Go o błogosławieństwo.” Kiedy dr Narasimhan i jego zespół znaleźli się w końcu w domu Śriramulu – była 21OO wieczorem – spotkała ich wielka niespodzianka. „Nie wierzyłem sam sobie”, mówi lekarz. „W przeciwieństwie do tego co usłyszałem, był bardzo miły. Gdy tylko weszliśmy podsunął nam krzesła i podał wodę! Nie wiem, co sprawiło ten cud. Czy był to pełen miłości sposób, w jaki do niego podeszliśmy, czy boska praca wewnątrz niego?” Lekarze spędzili z Śriramulu prawie pół godziny, a ich gospodarz był bardzo uprzejmy i reagował pozytywnie na ciepłe uczucia, którymi go obdarzali. Zanim wyszli wręczyli mu pigułki, a Śriramulu obiecał je brać. I mówił to szczerze, ku wielkiemu zaskoczeniu i radości Saraswati. Tydzień po tygodniu przyjmował systematycznie leki i już po miesiącu jego kondycja umysłowa wyraźnie się poprawiła. Kolejne cztery tygodnie i zbliżył się do normalności. Pod koniec trzeciego miesiąca Śriramulu zaczął się uśmiechać. Radość Saraswati nie miała granic. „Jakbym dostała nowe życie. Przedtem porzuciłam już wszelką nadzieję”, mówi wesoło wspominając tamte dni.„Skłonił mnie do tego Sai Ram” – Śriramulu Zastanawialiśmy się, co się stało, że Śriramulu, który wcześniej zupełnie nie przyjmował leków, tak nagle się zmienił? Zapytaliśmy go, co spowodowało, że potraktował medycynę poważnie. Uśmiechnął się serdecznie i powiedział: „To Sai Ram przysłał tych doktorów. To On mnie skłonił do ich brania.” Bez względu na to czy to była tajemnicza wewnętrzna transformacja, boska interwencja czy potęga czystej miłości okazywanej mu przez lekarzy, Śriramulu, który znów zaczął tkać, jest dla wieśniaków żywym cudem. Chociaż zostały im do spłacenia ogromne długi, idące w dziesiątki tysięcy rupii, zaciągnięte niedawno na ślub ich córki, a wcześniej na zakup ręcznego warsztatu tkackiego, Saraswati nie martwi się nimi bardzo, ponieważ wie, że ze swoją ślubną połową zdoła przetrwać każdy cios. Doprawdy, najlepsze leki nie dokonają tego, co może uczynić miłość.„Propagujemy dobre cechy charakteru, nie leki” – dr Śriniwas „Dzisiaj w oczach pacjentki ujrzałem łzy”, mówi dr Śriniwas, gdy spotykamy go po obozie 11 listopada 2007 r. „Wyjaśniła, że cierpi na bóle głowy, ale nie podałem jej tabletki paracetamolu, co prawdopodobnie bym zrobił w każdym innym szpitalu. Po prostu ją zapytałem: „Czy pani się denerwuje? Czy śpi pani wystarczająco długo? Czy pani się czymś martwi?” Przytaknęła. Poleciłem jej: ‘Proszę się o nic nie martwić, odsunąć wszystko na 10 minut i pomodlić się do Boga. Proszę się pomodlić to tej Jego formy, którą pani lubi najbardziej, niekoniecznie do Swamiego. Proszę śpiewać Jego imię. Gdy pani pomyśli, że nie ma żadnych zmartwień, doświadczy pani wielkiej błogości i spokoju umysłowego. A Bóg w pani sercu uczyni cuda.’ „Nie wiem, co na nią wpłynęło. Po prostu powiedziałem kilka słów, a ona zaczęła płakać. Prawdopodobnie nikt z nią w ten sposób przedtem nie rozmawiał. Podobne doświadczenie można przeżyć jedynie na takich obozach, jedynie w organizacji skupionej na duchowości, mającej za podstawę miłość. To najważniejszy element tego programu. Staramy się propagować dobre cechy charakteru, nie tylko leki!”Istotą programu jest edukacja w wartościach ludzkich
To w bardzo prosty sposób wyjaśnia główny cel projektu szpitala mobilnego. Od samego początku, poza instalowaniem wartości ludzkich w sercach i umysłach mieszkańców wioski, głównym wyzwaniem stojącym przed zespołem szpitala mobilnego była próba zaszczepienia w nich zdrowych przyzwyczajeń i higieny. W rzeczywistości w dniu rozpoczęcia obozu dr Narasimhan za każdym razem tłumaczy wieśniakom w ich własnym języku, z wielką miłością i troską, szerokie perspektywy i wewnętrzne znaczenie wizji Swamiego odnoszącej się do tego projektu. Mówi: „Drodzy bracia i siostry, naprawdę macie szczęście. Swami rozpoczął ten projekt specjalnie dla was, żebyście mieli dostęp do wysokiej jakości opieki zdrowotnej dokładnie na progach waszych domów. Wielu z was jest rolnikami pracującymi na polach i nie ma czasu na konsultacje z lekarzem i badania. Przeważnie nie znacie pochodzenia ani stopnia zaawansowania waszych chorób. Niektórzy z was nie mają pieniędzy nawet na pokrycie wydatków na podróż do szpitala w mieście, ani nie znacie nikogo, kto by wam tam towarzyszył i wskazał gdzie pójść. To właśnie z tych powodów lekarze odwiedzają waszą wioskę i dbają o wasze zdrowie, o zdrowie waszych rodzin, dzieci i społeczności. Z jednej strony mamy niemal pięciuset lekarzy gotowych wam służyć, mieszkających w różnych zakątkach stanu Andhra Pradesh. Z drugiej strony jesteście wy, drodzy mieszkańcy wioski. Wierzcie mi, z waszą współpracą możemy zapobiec 80% chorób. Wiele z nich możemy wyeliminować z tego środowiska raz na zawsze, oszczędzając mnóstwo pieniędzy i trudu. To dlatego podkreślamy konieczność utrzymywania czystości w waszych domach i otoczeniu, a także dbania o higienę osobistą – bo dzięki temu macie czyste powietrze, wodę i pokarm – jak również konieczność rezygnacji z niezdrowych nawyków, takich jak picie i palenie. Staramy się przekazać wam tę wiedzę różnymi sposobami. Widzicie plakaty pokazujące przystępnie, że nie należy wylewać wody po ugotowanym ryżu, ponieważ jest bardzo pożywna; podające, jak przygotować ‘proteiny Sai’, stanowiące cenny dodatek do diety; jak pozbyć się fluoru z wody pitnej dzięki prostemu i niedrogiemu procesowi chroniącemu was od poważnych chorób. Ostatniej nocy przebywaliśmy w domach wielu tutejszych rodzin i rozmawialiśmy o tym jak utrzymać w czystości gospodarstwo. Proszę, uznajcie, że wszystkie te rzeczy są bardzo ważne. W przeciwnym razie nie uda nam się uwolnić waszej wioski od chorób. My, lekarze, przyjeżdżamy i odjeżdżamy, ale w trudnych czasach to ostatecznie wy musicie znosić ich ataki. I na koniec, ważnym aspektem jest miłość do Boga. Nie polega ona na rozbijaniu orzechów kokosowych, na paleniu kadzidełek i kamfory na ołtarzu, ale na wypełnianiu umysłu dobrymi myślami – myślami o miłości, tolerancji, jedności i współpracy. A także na dobrym postępowaniu, opartym na uprzejmych i pełnych słodyczy słowach oraz na śpiewaniu imienia Pana. Nie musimy usatysfakcjonować każdego, tak jak w tej opowieści z Mahabharaty, gdy jedno ziarenko ofiarowane Panu Krisznie przez Drapaudi zaspokoiło głód setek uczniów mędrca Durwasy. Wystarczy, że wzbudzimy radość Swamiego, będącego naszą wewnętrzną świadomością. Wasza wioska będzie dobrze prosperować, a nasz kraj odzyska swą utraconą chwałę. Na tym polega chwalebna wizja tego projektu służebnego.”
Następnie dr Narasimhan przechodzi do szczegółów dotyczących obecnego obozu, informując ludzi o wszystkich specjalistach wchodzących w skład zespołu lekarskiego. Zwykle jest to dwunastu lekarzy reprezentujących pięć specjalności, to znaczy medycynę ogólną, ortopedię, chirurgię, radiologię i ginekologię. Lekarze tych dyscyplin są obecni na każdym obozie, natomiast dodatkowi specjaliści – laryngolodzy, dentyści i okuliści wizytują wioski raz na trzy miesiące. Gdy prezentacja lekarzy zostaje zakończona, dr Narasimhan podaje dokładne informacje na temat lokalizacji poszczególnych klinik i apteki, procedur konsultacji, lokalizacji autobusu szpitala mobilnego, do którego pacjenci udają się na badania diagnostyczne oraz na temat wolontariuszy pomagających każdemu pragnącemu szczegółowszych wyjaśnień. Następnie pacjenci ustawiają się w doskonałym porządku przed klinikami. Potem lekarze rozmawiają z pacjentami w cztery oczy. Wysłuchują z wielką uwagą opowieści o problemach pacjenta, co zapewnia efektywną diagnozę i skuteczne leczenie.Historia Śjamali Sai
Śjamala, matka sześcioletniego Dinesza, była zdruzgotana. Sporadyczne lecz ciężkie ataki choroby zmieniły jej egzystencję w nieznośne piekło. Idąc gdzieś nie wiedziała czy w następnej chwili wciąż będzie szła, czy też nagle upadnie na ziemię. Każda mijająca chwila naznaczona była błogosławieństwem lub przekleństwem. Ale wspierającym czynnikiem był jej rozważny i zawsze gotowy do współpracy mąż. Ze wszystkich sił starał się pomóc Śjamali, chociaż pracował na dniówki jako murarz. Przeważnie wykonywał wszystkie prace domowe. Małżonkowie konsultowali się z lokalnymi lekarzami, ale otrzymane od nich lekarstwa jedynie pogarszały sytuację. „Nie działały, jedynie wywoływały osłabienie. Za każdym razem gdy je przyjmowałam piekła mnie zgaga”, wspomina Śjamala. „Ale po wizycie u lekarzy ze szpitala mobilnego i przyjęciu ich leków jestem szczęśliwa. Ataki minęły! Czuję się teraz taka zdrowa i pewna siebie.” Na jej ustach pojawia się serdeczny uśmiech i mówi z jeszcze większym radością: „Posłuchajcie, znów jestem w ciąży. To drugi miesiąc. Mój mąż pęka z dumy. Prosi, żebym konsultowała się z lekarzami i przestrzegała wszystkich ich wskazówek mających zapewnić naszemu dziecku bezpieczny rozwój i narodziny. Czy wiecie jak zamierzam nazwać nasze nowe dziecko? ‘Sai Ram’. To wszystko dzięki Jego łasce. Jestem Mu bardzo wdzięczna. Moje życie powróciło na właściwe tory.” Wyleczywszy się całkowicie z chronicznej choroby, Śjamala dokładnie przestrzega zaleceń lekarzy odnoszących się do zdrowego rozwoju płodu. Oto dlaczego w tej wiosce wprowadzanie prewencyjnej opieki zdrowotnej okazało się relatywnie łatwe. Co więcej, lekarze nigdy nie pomijają okazji, żeby w czasie konsultacji z pacjentami wielokrotnie powtarzać ostrzegawcze uwagi dotyczące zdrowia i higieny. A to czyni cuda.c.d.n. Redakcja ‘Z serca do serca᾿ tłum.J.C.
[1] Purna kumbha – ozdobiony dzban z orzechem kokosowym. Symbol obfitości.[2] Chorobę powoduje wirus CHIKV. Jej objawy to krwawa, plamkowo- grudkowata wysypka na klatce piersiowej, bóle głowy i stawów, wymioty, zapalenie spojówek, światłowstręt, częściowa utrata smaku i wysoka gorączka. Niebezpieczna dla kobiet w ciąży.[3] malaria mózgowa wywołuje rozpad krwinek, które gromadząc się w świetle małych naczyń krwionośnych doprowadzają do niedotlenienia tkanek, zwłaszcza tkanek mózgowych, do wynaczynień oraz ognisk martwicy
[4] endemiczny – specyficzny dla danego miejsca