W
maju 1975 r. Swami zabrał małą grupę studentów do Ooty. Wiele przejawów Jego
wielkości nieustannie mnie oszałamia, niektóre stają mi często przed oczyma.
Wracaliśmy do Brindawanu po wspaniałym tygodniu spędzonym w towarzystwie
Swamiego. Po drodze, gdzieś w pobliżu lasu Mudumalai, zauważyliśmy staruszkę
zbierającą drzewo na opał. Jej mały wnuczek siedział na gołej ziemi tuż obok
drogi. Na ich widok serce Swamiego stopniało. Natychmiast polecił kierowcy zatrzymać
samochód, wysiadł z niego bez słowa i podszedł do staruszki. Ta spojrzała na
Sai z zakłopotaniem – nie znała tego obcego Pana stojącego obok niej i
jaśniejącego współczuciem jak anioł. Łaskawy Bhagawan, pragnąc ułatwić jej zrozumienie
szczęścia, które ją tak niespodziewanie spotkało, zapytał łagodnie: „Czy znasz
Mnie?” „Nie znam Pana”, odpowiedziała potulnie. Swami zapytał z błyskiem w oku:
„Czy słyszałaś o Sai Babie z Puttaparthi?” Odpowiedziała: „Tak, proszę Pana.”
„To Ja!”, oznajmił Baba. Natychmiast upadła Mu do stóp, a Swami ofiarował jej
słodycze, pieniądze i błogosławieństwo.
Pewnego
dnia, podczas pobytu w Ooty, Swami zabrał nas w góry. Usiedliśmy w cienistym
miejscu i Swami przypomniał nam kilka wydarzeń z Puran. Potem poczęstował nas
słodyczami. W międzyczasie, w pewnej odległości od nas, zebrała się grupa ludzi
pracujących na pobliskich polach i w lasach. Możecie sobie wyobrazić, jak
bardzo byli oczarowani, gdy Swami ruszył w ich kierunku, poklepał ich po
plecach i poczęstował przyniesionymi w pudełku słodyczami.
W
czasie obchodów 60-tych urodzin Swami wezwał grupę ludzi – przeważnie z
niższych klas – mieszkających w pobliżu Puttaparthi i ofiarował im ubrania. Gdy
usiedli w rzędach w mandirze, Swami łaskawie podszedł do nich i pozwolił im
dotknąć Swoich stóp. Takie zdarzenia widywaliśmy codziennie. Ukazywały one, że
Swami pragnie okazać ludziom łaskę i że nie zwraca uwagi na ich kastę, wiarę
czy status ekonomiczny. Gdy odwiedzali Go ludzie wysoko postawieni, Swami poświęcał
czasami uwagę najpierw ich asystentom. Znani pedagodzy i ludzie nauki wyczekiwali
na jedno Jego spojrzenie, natomiast dzieci uczęszczające do szkół Śri Sathya
Sai przez długie godziny cieszyły się Jego bliskością. Stworzone przez nas
bariery nie blokują strumienia miłości uświęcającej osoby stojące nisko i
wysoko, słabe i mocne, wierne i niewierne. I nie tylko ludzi, Jego miłość
obejmuje także rośliny i zwierzęta. Pewnego wieczoru w Brindawanie czekaliśmy
na darszan Swamiego siedząc obok mandiru. Swami wyszedł i ruszył w kierunku
szedu Sai Ram, aby pobłogosławić wielbicieli. Gdy wracał, Jego współczujące
spojrzenie padło na rośliny po drugiej stronie ścieżki. Niektóre z nich,
najwyraźniej nieodpowiednio podlewane, pochyliły gałązki i liście. Myślę, że
Swami usłyszał ich błaganie o wodę. Patrząc na nas powiedział: „Spójrzcie na te
rośliny. Czy nie możecie ich podlać?”
Pewnego
wieczoru w 1965 r., gdy Sai Gita miała zaledwie kilka miesięcy, kornak, opiekun
słonia, uderzył ją podczas treningu. Sai Gita zaryczała z bólu. Gdy łaskawy Pan
usłyszał jej żałosne krzyki, otworzył okno Swojego pokoju i upomniał kornaka
stojącego kilka metrów dalej, obok przywiązanej do drzewa małej słoniczki.
Postępowanie
Swamiego ukazuje nie tylko Jego dobroć, lecz także doskonałość Jego zachowania
i manier. Swami był idealnym przykładem dla każdego we wszystkim, co robił. Szóstego maja 1973 r., podczas obchodów Dnia Iśwarammy, Swami
zapragnął ofiarować prasadam wielbicielom zgromadzonym w Brindawanie.
Kilku z nas stanęło obok Niego, trzymając w jednej ręce miskę z pokarmem, a w
drugiej chochlę. Swami poprosił, żebym podszedł bliżej i podał Mu łyżkę. Natychmiast
podałem Mu ją trzymając w lewej ręce. Jednocześnie przypomniałem sobie jak
Swami mówił, że podawanie rzeczy lewą ręką nie przynosi szczęścia. Zanim
podałem ją Swamiemu, powinienem był przenieść ją do prawej, nie chciałem jednak
wywoływać opóźnienia. Pomyślałem sobie, że Swami może nie zauważyć tego potknięcia,
zwłaszcza w obliczu takich tłumów. Myliłem się jednak. Swami rzucił mi surowe
spojrzenie i słowa upomnienia. Wtedy zrozumiałem, że dla Swamiego doskonałość
jest nieustannie ważna.
Jako
kochający ojciec, matka i nauczyciel, otaczał nas czułą opieką. Okazywał, że
nas rozumie i zwracał się do nas prostymi słowami, odsłaniającymi Jego wiedzę o
przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Drobnym gestem, jednym lub dwoma
słowami skutecznie przekonywał nas, co jest dla nas dobre, a czego powinniśmy
unikać. W 1964 r., miałem okazję siedzieć blisko Swamiego, kiedy podszedł do
Niego jeden z ochotników, modląc się o coś. Swami spojrzał na niego figlarnie i
zapytał: „Przyszedłeś tutaj, chociaż paliłeś pachnące pałeczki?” Byłem wtedy
bardzo młody, więc nie uchwyciłem zawartej w tym zdaniu dwuznaczności. Być może
zawsze kochający Pan nie chciał przy dzieciach zranić uczuć starszego człowieka,
mimo że ten człowiek był tak zuchwały, że pojawił się przed Swamim po wypaleniu
papierosa. Stąd to niekonwencjonalne słowo, użyte przez Swamiego.
Na
początku lat 60–tych XX w. Swami często pojawiał się na balkonie świątynnym
wybudowanym po stronie południowej i udzielał nam stamtąd darszanu. Pewnego
ranka, idąc do szkoły, zobaczyłem Go na balkonie, a pod nim pięciu lub sześciu
wielbicieli stojących ze złożonymi dłońmi. Natychmiast do nich podbiegłem.
Swami zwrócił się w moim kierunku i powiedział: „Nie idź dzisiaj do szkoły.
Wylała rzeka Ćitrawati”. Serce podskoczyło mi z radości, ponieważ sam Pan
upoważnił mnie do wakacji. Tego popołudnia, około 15:00, wielbiciele
zgromadzili się u podnóża góry usytuowanej w pobliżu obecnej strefy domów gościnnych.
Wykopywali i wynosili glinę, żeby rozrzucić ją wokół mandiru, gdzie z powodu
wczorajszego deszczu pojawiały się rozpadliny. Stali w rzędach i przekazywali
sobie pełne kosze. Ja nosiłem puste, ponieważ byłem wtedy małym chłopcem.
Zobaczywszy jak biegam tam i z powrotem, Swami podszedł do mnie i powiedział:
„Idź do domu, powinieneś się dobrze uczyć”. Ta uwaga ogromnie mnie zdziwiła –
rankiem oznajmił mi, że nie muszę iść do szkoły, a wieczorem nie pozwolił mi
skorzystać z wolnego czasu! Swami wie, kiedy można być wyrozumiałym, a kiedy
surowym. Jest prawdziwym mistrzem! Jeśli chodzi o wezbraną rzekę Ćitrawati, to
słyszałem, że niektórzy uczniowie starali się przez nią przedostać, ale nie
powiodło im się ze względu na silny prąd.
Piętnastego
października 1995 r., podczas święta paduków, wielbiciele wielbili lotosowe
stopy Pana kładąc przed nimi złote monety. Po pudży Swami podniósł niektóre z
nich i rzucił je w tłum jak czekoladki. Takiego braku przywiązania do rzeczy
materialnych nie zobaczymy nigdzie indziej.
Cuda
odsłaniające Jego boskość są nieprzeliczone. W dniu narodzin Kriszny, mówiąc o
Panu Krisznie, Swami wziął do ręki małą girlandę utkaną z jaśminu, urwał z niej
kilka płatków i rzucił je na podłogę. Dotknąwszy ziemi zmieniły się w drogocenne
kamienie.
Podobne
zdarzenia można przytaczać bez końca. Jestem jednak przekonany, że bardziej od
cudów wskazujących na Jego nieuwarunkowaną łaskę dla wszystkich, mocniej
porusza nas Jego miłość i mądrość.
– Śri K. S. Ramakrishna Reddy
absolwent Koledżu Sztuki, Nauki i
Handlu Śri Sathya Sai w Brindawanie, pracownik naukowy Wyższej Szkoły Średniej
Śri Sathya Sai w Prasanthi Nilayam
źródło: 20th
Anniversary Issue SSSHSS
tłum. J.C.