Moja Boska Matka
Hymn córki

Pani Soundarja Krishnamurthy, mieszkanka Madrasu, przechowuje w pamięci długą i bogatą historię więzi łączącej ją z Awatarem Sai, sięgającej wstecz do Jego poprzedniej inkarnacji jako Śirdi Sai Baby. Będąc duchową koordynatorką Organizacji Sai w stanie Tamil Nadu, pani Soundarja Krishnamurthy otrzymała błogosławieństwo wystawienia przed Panem ponad czterdziestu magicznych, duchowych i inspirujących programów kulturalnych, w tym występy baletowe.

Ponieważ przedstawiane Panu prezentacje bazowały zawsze na tematach duchowych, stała się osobą szeroko znaną ze swoich gruntownych dociekań i finezji twórczej we wszystkim, co składała u Jego lotosowych stóp.
Kształciła się w Koledżu Królowej Marii w Madrasie i tam otrzymała licencjat z nauk humanistycznych. Następnie studiowała prawo na Uniwersytecie Tasmańskim w Hyderabadzie i ukończyła je w 1960 r. W tym czasie Andhra Pradesh i Tamil Nadu zostały podzielone na dwa stany. Ojciec pani Soundaryi został przeniesiony do Andhra Pradesh, gdzie pełnił funkcję przewodniczącego Komisji Służby Publicznej. Natomiast ona, po wyjściu za mąż, została adwokatem w Najwyższym Sądzie w Madrasie i osiedliła się w tym mieście.
Ceniąc najwyżej dobro rodziny zrezygnowała z praktyki adwokackiej i poświęciła się wychowywaniu synów. Ale tym, co dawało jej najwięcej szczęścia, było wykorzystywanie posiadanego wykształcenia, czasu, talentu i kreatywności na przygotowywanie występów dzieci Balwikas z Tamil Nadu.

Bhagawan pobłogosławił ją i jej męża,
pana T.G. Krishnamurthy – byłego przewodniczącego Organizacji Służebnej Śri
Sathya Sai w Tamil Nadu – polecając im otworzyć w dzielnicy T. Nagar[1]
w Madrasie Ośrodek Szkolenia Zawodowego Śri Sathya Sai dla ubogich kobiet, pozostający
pod opieką stanowej Organizacji Sai.
W rozmowie z
Karuną Munshi w Radiu Sai, pani Krishnamurthy wraca wspomnieniami do błogosławionej
podróży, jaką odbyła przed ponad czterdziestoma laty jako córka najgoręcej
kochającej boskiej matki, Sai Ma.Karuna Munshi: Sai Ram,
pani Soundarja Krishnamuthy, gorąco witam w Radiu Sai. Zesłana przez Boga okazja ofiarowania mangala
arathi dla Sai Asztalakszmi we własnej Osobie, po prezentacji w Madrasie.Soundarja Krishnamurthy: Sai Ram! Jestem bardzo szczęśliwa, że
mogę spędzić czas w towarzystwie wielbicieli z redakcji Radia Sai, propagujących
z wielkim oddaniem na całym świecie przesłanie Swamiego. Jestem też bardzo
wdzięczna za okazję podzielenia się kilkoma boskimi doświadczeniami i niezapomnianymi
chwilami z moim Swamim. Wydarzyły się one podczas 40-tu lat spędzonych pod Jego
boskimi skrzydłami. Dotyczą mojego życia osobistego i działalności w Organizacji.
Swami nieprzeliczoną ilość razy obdzielał miłością i łaską całą moją rodzinę.
Jestem pewna, że wszyscy wielbiciele Bhagawana doświadczyli Jego boskiej miłości,
ku radości swych serc.Karuna Munshi: Pani więź z
Sai datuje się od czasów Śirdi Baby. Proszę nam o tym opowiedzieć.Soundarja Krishnamurthy: Tak. Babcia ze strony ojca była
błogosławioną duszą. Miała wielkie szczęście – niemal całe życie spędziła w
pobliżu Śirdi Baby. Była świadkiem Jego chwały i boskich gier. Bardzo kochała
Boga. Każdego roku przewodniczyła tygodniowym bhadżanom dla Pana Wittali
i pielgrzymowała do Pandharpur w Maharastrze, aby otrzymać boski darszan.
Podczas jednej z tych pielgrzymek zatrzymała się w Śirdi, pragnąc zobaczyć Babę
– dużo słyszała o Jego miłości i współczuciu dla wielbicieli. Śirdi leżało na
trasie do Pandharpur, a w tamtym czasie podróże były bardzo trudne. Część
dystansu pokonywano pociągiem, dalej jechano wozem zaprzężonym w woły lub konną
dorożką, tongą – jak ją wtedy nazywano. Podczas darszanu
Baba poprosił, żeby przed dalszą podróżą do Pandharpur zatrzymali się na trochę
w Śirdi. Skłonił ich do pozostania tam przez miesiąc i nawet, gdy już
ostatecznie pozwolił im wyjechać, przetrzymał ich do następnego dnia. Ku
wielkiej uldze i zaskoczeniu babci Baba uchronił ją przed bandą rabusiów, która
zaatakowała pielgrzymów zdążających do Pandharpur w dniu, w którym babcia
chciała wyjechać. Wielu z nich zostało poważnie poranionych. Babcia dziękowała
Babie ze łzami w oczach i z Jego błogosławieństwem wyruszyła do świątyni pana
Wittali. Tak wielkie były współczucie i miłość Śirdi Baby. Kochał wielbicieli,
chronił ich, prowadził i obsypywał łaskami. Wszyscy jesteśmy świadkami wielkiej
miłości Baby w Jego obecnej inkarnacji jako Śri Sathya Sai Baby z Puttaparthi.Karuna Munshi: Jak została
pani przedstawiona Bhagawanowi Śri Sathya Sai Babie?Soundarja Krishnamurthy: Dzięki mojej starszej siostrze, pani
Rukmani Ramachandrudu, która miała szczęście trafić pod skrzydła naszego ukochanego
Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Wszyscy w mojej rodzinie – tata, mama i siostry,
w sumie siedmioro – jesteśmy oddanymi wielbicielami Śri Śirdi Sai Baby. Jak już
powiedziałam, babcia spędziła miesiąc z Śirdi Sai Babą, wcześniejszą inkarnacją
Bhagawana. Zdarzyło się, że w 1967 r.
mój szwagier, z zawodu lekarz, otrzymał w Anantapur stanowisko okręgowego
oficera medycznego. W tamtych czasach Bhagawan dosyć często odwiedzał tę miejscowość,
monitorując rozwój wznoszonego tam koledżu dla dziewcząt. Swami zatrzymywał się
w domu oddanego wielbiciela pana Damodara Rao. Podczas jednej z takich wizyt
moja siostra i jej rodzina otrzymali darszan naszego Pana. Wprawił ich w
błogość. Gdy weszli do rezydencji pana Rao, Swami natychmiast zaprosił ich na
interview. Ku ich najwyższemu zdumieniu przytoczył wiele wydarzeń ze Swojej poprzedniej
inkarnacji jako Śirdi Baba. Oznajmił, że byli wówczas Jego wielbicielami i
teraz do Niego wrócili. Moja siostra została przeniesiona w inny świat, jej
radość nie miała granic. To ona przywiodła nas wszystkich do Swamiego. Właśnie
w Whitefield, w Brindawanie – rezydencji Baby w Bangalore – przeżyliśmy pierwsze
interview u stóp Boskości. Swami pobłogosławił nas wszystkich. Miłość,
współczucie i łaska jakimi nas obdarzył są nie do opisania. Można ich tylko
doświadczyć. Spędził z nami niemal godzinę mówiąc o duchowości, materializując
dla każdego z nas wisiorek i błogosławiąc nas darem boskiego wibhuti. To
było pamiętne interview. Od tamtej chwili nie mieliśmy odwrotu. Całkowicie
poddałam się Swamiemu i będę Mu służyła do ostatniego oddechu. Wciąż czujemy
wszechobecność Bhagawana. Swami jest tutaj. Kochamy Cię, Swami!Karuna Munshi: Kiedy
została pani kulturalną ambasadorką Organizacji Sai? Jak to się stało, że
przywiodła pani do Pana setki dziecięcych artystów i muzyków, aby
zaprezentowali Mu swoje talenty? Soundarja Krishnamurthy: Wszystko zaczęło się
od mojej teściowej, wówczas przewodniczącej jednej z Sewa Samithis i od
pani Shanthammy, pierwszej duchowej koordynatorki w stanie Tamil Nadu. Organizowały
programy kulturalne z udziałem dzieci z Balwikas i prezentowały je Swamiemu. Na
początku lat siedemdziesiątych ośrodków Balwikas było niewiele. Pomagałam pani
Shanthammie i teściowej w przygotowaniu występów, ponieważ bardzo interesowałam
się teatrem i muzyką. Prezentowanie ich przed Swamim sprawiało mi wielką
radość. Skoro wstąpiłam do Organizacji jako właścicielka biura, to pomagałam im
te programy przygotowywać. Z błogosławieństwem Swamiego było ich ponad czterdzieści.
W tamtych czasach wielbiciele nie przybywali tak tłumnie jak dzisiaj i Bhagawan
spędzał z dziećmi i z muzykami mnóstwo czasu, pytając o ich rodziców i zdyscyplinowanie.
Badawczo przyglądał się każdej scenicznej postaci, sprawdzał makijaż i
kostiumy. Zadawał dzieciom pytania na temat odgrywanych osób, wieku, etc. i
obdarzał ich łaską. Czy tamte błogosławione dni w bliskości Swamiego
kiedykolwiek powrócą?Karuna Munshi: Dlaczego ta
praca wyzwoliła w pani taką pasję?Soundarja Krishnamurthy: Wiemy, że Bhagawan napisał wiele sztuk
teatralnych, nawet gdy był jeszcze małym chłopcem. Reżyserował przedstawienia i
występował w nich, komponował wiersze i bhadżany. Przewodził grupom bhadżanowym
śpiewającym we wsiach imiona Boga, szczególnie wczesnym rankiem. Była też
historia z Rushyendramani, artystką, która nie wzięła udziału w przedstawieniu
wystawionym w Bukkapatnam. Zastąpił ją nasz mały Sathya. Grał tak pięknie, że
gość honorowy poczuł ogromne zdziwienie odkrywając, że zamiast doświadczonej
tancerki wystąpił mały chłopiec. Zainteresowanie Swamiego działalnością
kulturalną rozpaliło w moim sercu gorące pragnienie, żeby przynieść Mu radość
programami z udziałem dzieci.Karuna Munshi: Musi mieć
pani mnóstwo wspomnień związanych z występami.Soundarja Krishnamurthy: Tak! Każde przedstawienie przynosiło
niepowtarzalne doświadczenia związane ze Swamim. Bhagawan zawsze mnie
błogosławił i pozwalał je prezentować w Swojej boskiej obecności – w Prasanthi
Nilayam, Brindawanie lub Madrasie. Zawsze przywiązywałam dużą wagę do
przygotowań każdego przedstawienia i prezentacji, ponieważ Bhagawan jest perfekcjonistą
we wszystkich sferach. Czytałam wiele książek i dyskursów Bhagawana związanych
z tematami wystawianych sztuk, chcąc sprostać ustanowionym przez Pana
standardom drobiazgowości i perfekcji. Ściśle egzekwowałam odpowiednie stroje,
limit wieku (nie więcej niż 12 lat) i dyscyplinę oraz starałam się zaszczepić w
umysłach dzieci pobożność, przypominając im o obecności Swamiego podczas prób.
Jesteśmy jak jedna kochająca się rodzina – ukochana rodzina Swamiego. Chciałabym w tym
miejscu opowiedzieć o pięknym i pamiętnym przeżyciu związanym z przedstawieniem
„Dwunastu alwarów (zanurzonych w Bogu świętych) z południowych Indii,
wielbicieli Pana Wisznu”. Ku naszej wielkiej radości generał Mahadevan, lider
Organizacji Służebnej Sai w stanie Tamil Nadu, otrzymał zgodę Swamiego na
prezentację tego przedstawienia podczas 65-tych obchodów urodzin Pana. Tego
samego dnia dr Shankar Dayal Sharma inaugurował działalność Szpitala
Superspecjalistycznego. Oto przykład boskiej gry skłaniającej nas do kochania
nieprzewidywalności Pana i zanurzania się w oceanie Jego niezgłębionej miłości. Ponieważ na
urodziny Swamiego i na uroczystość inauguracji spodziewano się ogromnej rzeszy
wielbicieli, my, związani z przedstawieniem, przyjechaliśmy cztery dni
wcześniej. Bhagawan, przepięknie się uśmiechając, podchodził do nas każdego
dnia na darszanie, błogosławił nas i odchodził. Cztery lub pięć darszanów
później zaczęliśmy tracić ducha, sądząc, że nasza sztuka nie zostanie
wystawiona. Nie pamiętam czy było to dwudziestego pierwszego wieczorem czy dwudziestego
drugiego rano. Swami przywitał nas na darszanie czarującym uśmiechem i
powiedział: „Martwicie się, czy wasze przedstawienie zostanie pokazane czy nie.
Tak, wasze przedstawienie zostanie pokazane jutro wieczorem. Czekam tylko na
inaugurację szpitala”. Byliśmy oszołomieni i jednocześnie ogromnie uradowani. Następnego dnia
rozpoczęły się obchody urodzin Swamiego, połączone z ceremonią huśtawki. Miała
także wystąpić legendarna wokalistka śpiewająca pieśni w indyjskim stylu
klasycznym, pani M.S. Subbulakshmi. Zastanawiałam się jak do tego będzie
pasowało nasze przedstawienie. Byłam jednak pewna, że Swami dotrzyma słowa i
pobłogosławi dzieci. Nasza radość nie miała granic, kiedy Swami ogłosił, że
dwudziestego trzeciego wieczorem, po porannych obchodach, dzieci z Balwikas
wystąpią w spektaklu. Taki jest nasz Pan... ucieleśnienie miłości. Swami
cieszył się przedstawieniem, pobłogosławił dzieci rozdając im sari i prezenty
oraz materializując wisiorki dla aktorów grających główne role. Następnie poprosił
je, żeby przyłączyły się do studentów na podwyższeniu i obejrzały pokaz
fajerwerków. Brakuje mi słów, żeby opisać miłość Swamiego. Kochamy Cię, Swami,
kochamy Cię! Czasami Swami
prosił o powtórzenie przedstawienia. Wyobraźcie sobie naszą ekstazę! Każda
chwila związana z przedstawieniami pozostawiła niezatarte wspomnienia.
Wystawiliśmy między innymi: Ocean opowieści (katha) o Sai – niepowtarzalne
doświadczenie; Wielbiciel Boga, Prahlada; Wielbicielka Boga, Mira; Sampurna (kompletna)
Ramajana; Wielbiciel Boga, Markandeja; Wielbiciel Boga, Ambariśa;
Wielbiciel Boga, Ramadas; Nawawidha Bhakti; Jedność wierzeń religijnych;
oraz Dwunastu alwarów – świętych
z południowych Indii, wielbicieli Pana Wisznu. Ostatnie przedstawienie zostało
zaprezentowane podczas pierwszej rocznicy mahasamadhi Swamiego.
Oparliśmy je na tekstach Awwaijary[2],
świętej poetki z południowych Indii. Swami zawsze lubił opowieść o oddaniu
Awwaijary. Innym
przedstawieniem, które chciałam wystawić podczas wizyty Bhagawana w Madrasie,
było ‘Aśtalakszmi’, opisujące znaczenie wszystkich inkarnacji Bogini
Mahalakszmi. W tamtych czasach Swami odwiedzał Madras co roku. Uznałam za
pewnik, że tym razem postąpi tak samo. Niestety, musiałam czekać niemal cztery
lata, żeby zaprezentować je Swamiemu. Nigdy nie przestałam czekać na Swamiego.
Co roku wymieniałam zgodnie z wiekiem biorące w nim udział dzieci. Wszyscy mi
radzili, żebym zmieniła program, ale postanowiłam być cierpliwa. Byłam
szczęśliwa mogąc pokazać je Swamiemu po czterech latach czekania. Czułam, że to
test Bhagawana mierzący głębię mojej miłości, cierpliwości i niewzruszonej
wiary. Przedstawienie bardzo Mu się podobało i generał Mahadevan, lider
Organizacji Sai w stanie Tamil Nadu, poprosił, żebym ofiarowała Swamiemu arathi.
W tamtych czasach był to rzadki przywilej – kobiety nie mogły czynić tego publicznie.
Tak więc moja wytrwałość przyniosła owoce. Prezentując Panu spektakle,
doświadczyłam wielu boskich lil.Karuna Munshi: Gdy była
pani bardzo chora, Bhagawan zagrał wobec pani rolę lekarza. Co się stało? Może
się pani podzielić z nami tym zdarzeniem?Soundarja Krishnamurthy: Och, tak, tak! W 1980 r. mój najdroższy
Pan, kochający miłością tysiąca matek, zaopiekował się mną, gdy czułam się bardzo
źle z powodu przyjmowania niewłaściwie ustawionej dawki leku na tarczycę W
ciągu miesiąca straciłam prawie 15
kg i bardzo osłabłam. Biegałam po lekarzach i pytałam, co
się ze mną dzieje, czy wyzdrowieję czy nie? Rodzina uważała, że niepotrzebnie
się martwię. Prosiłam męża, żeby powiadomił o moim stanie Swamiego, gdy
pojedzie służbowo do Prasanthi Nilayam. Nie chciałam kłopotać Bhagawana swoimi
osobistymi sprawami podczas audiencji. Tym razem poprosiłam męża, żeby
przywiózł mi wibhuti. Oczywiście, Swami wiedział o wszystkim. Z
uśmiechem zmaterializował je dla mnie i wręczył mężowi list, który do mnie
napisał. W liście polecił mi dbać o zdrowie, bo w przeciwnym razie jak zdołam
dla Niego pracować? List podniósł mnie na duchu i zdecydowałam, że za zgodą
lekarza przestanę przyjmować ten lek. Nie przekonał go mój stan fizyczny, ale
stopniowo zaczął zmniejszać dawki preparatu i w końcu całkowicie z niego
zrezygnował, mówiąc: „Matko, może ci pomóc tylko Bóg!” Tak, Swami naprawdę mi pomógł,
bo któż inny poza Bogiem mógłby to uczynić? Dokładnie w tym samym czasie Swami
odwiedził Madras. Wskutek działań ubocznych leku nie byłam w stanie wstać i
udać się do Sundaram na darszan Swamiego. Swami wysiadł z samochodu
przed ceremonią purnakumbham, spojrzał na stojących w rzędzie
urzędników, pragnących Go powitać i zapytał mojego męża: „Gdzie jest Soundarjam?”
Swami zawsze nazywa mnie Soundarjam, a nie Soundarja. Mąż odpowiedział: „Swami,
jest bardzo słaba i nie ma siły wstać. Przywiozę ją do Swamiego na wieczorny darszan”.
Lecz Swami natychmiast mu przerwał mówiąc: „Nie, nie. Przyjadę do waszego domu
i wyzdrowieje”. Kiedy mąż przekazał mi wiadomość o odwiedzinach Bhagawana, nie
wiadomo skąd wzięłam siłę. Wstałam, ubrałam się w podarowane mi przez Swamiego
sari, wysprzątałam cały dom z pomocą synów i członków rodziny, przygotowałam
jedzenie i z radością czekałam na Swamiego. Gdy tylko usłyszałam Jego
nadjeżdżający samochód, pobiegłam Go przywitać. Swami zatrzymał mnie mówiąc: Ochesaanuga,
melliga, melliga – „Czyż nie przyjechałem? Zwolnij, zwolnij”. Mówiąc to
wszedł do domu śpiewając Ninu Paalimpa Nadachi Vachinaanu – „Przyszedłem
cię ochronić”, co przypominało popularne Kritis[3]
Tjagaradży, a potem zażartował: Nadachi raaledhule...Car-u lone vachaanu
Bengaluru nunchi – „Nie przyszedłem pieszo. Przejechałem samochodem, całą
drogę z Bangalore”. Natychmiast rzuciłam Mu się do stóp. Swami zmaterializował wibhuti
i z uśmiechem rzucił we mnie chusteczką. O Boże! Wciąż stoją mi przed oczami
uświęcone chwile spędzone tamtego dnia ze Swamim. Za każdym razem gdy myślę o
współczuciu Swamiego mam w oczach łzy.
Swamiemu towarzyszył pan Radhakrishna, generał Mahadevan i pan V. Srinivasan, członek Trustu Centralnego. Potem z pokorą poprosiliśmy Swamiego, żeby spróbował przygotowanych dla Niego dań.
