Jak Bhagawan Śri Sathya Sai
Baba pomógł mi wybrać karierę
Część 1:
Problematyczne przejście
Arvind Balasubramanya
Jedną ze zmian rzucających nam najtrudniejsze życiowe wyzwanie jest przejście od bycia studentem do bycia pracującym zawodowcem. W ciągu kilku dni zmienia się wszystko – nauczyciele stają się szefami, przyjaciele kolegami, oceny zmieniają się w pieniądze, egzaminy w nieprzekraczalne terminy, wakacje w urlop i co najgorsze, wolność przekształca się w odpowiedzialność. Dlatego nic dziwnego, że zanim dokonamy tego przejścia, długo się zastanawiamy i dyskutujemy. Ponieważ było ono nieuniknione, ja także musiałem go dokonać, ponieważ uzyskałem magisterium z zarządzania i administracji w Szkole Biznesu Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai. Mimo to miałem pewien drobny ‘problem’ – gorąco kochałem mojego Mistrza, mojego Boga, mojego najlepszego przyjaciela – Bhagawana Śri Sathya Sai Babę. Ludzie, pragnąc opisać miłość do Boga, posługują się wieloma terminami – adoracja, oddanie, poświęcenie. Zapewne brzmi to zabawnie, gdy nazywam miłość ‘problemem’. Cóż, moja miłość do Swamiego (jak z szacunkiem nazywamy Babę) nie była problemem. Problemem było to, że chciałem przy Nim zostać i zbudować swoją ‘karierę’ w Puttaparthi. W rzeczywistości jedynie silny impuls przebywania obok Niego skłonił mnie, po uzyskaniu dyplomu z chemii, do podjęcia kolejnych studiów magisterskich. Między tymi dwiema dziedzinami nie istniała prawie żadna korelacja, ale to mnie nie powstrzymało. Wiedziałem, że Instytut jest czymś specjalnym, ponieważ dzięki Sathya Sai oferuje ‘wyższe nauczanie’, które mnie pociągało.Lecz ‘wyższe nauczanie’ jest procesem trwającym przez całe życie i zaledwie kilku kończy je w jednym wcieleniu z dobrymi wynikami. Dlatego chciałem zostać z Mistrzem, który będzie moim jedynym wsparciem, gdy dojdzie do wystawiania ocen na tym polu! Taką wybrałem karierę – pragnąłem być i pracować dla mojego Mistrza. Bez wątpienia, to On pomógł mi dokonać wyboru, oczarowując mnie boską miłością – Miłością, która, gdy jej doświadczamy, jest czymś najradośniejszym w życiu – zapewniam was o tym. Dlatego napisałem to słowo z dużej litery.
Fenomen czekania
Dla tych, którzy nie znają tego określenia, wyjaśnię kim są ‘czekający chłopcy’. ‘Czekającymi chłopcami’ są absolwenci Uniwersytetu, którzy chcą spędzić życie ze swoim Mistrzem i Panem, z Bhagawanem Babą. Czasem Swami daje ‘czekającym chłopcom’ płatną pracę w aśramie. Znajdują zajęcie w Centralnym Truście Śri Sathya Sai, zostają nauczycielami, zarządzają Jego szpitalami. Mimo to, w innych przypadkach, Swami nie komentuje decyzji osób, które ukończyły studia i chcą z Nim nadal przebywać. Studenci ze swojej strony cierpliwie czekają na instrukcje. Znam kilku, którzy czekali na rozkaz Pana przez siedem długich lat! Rano przychodzili do mandiru i brali udział w śpiewaniu Wed, w darszanie i bhadżanach. Potem spędzali czas na satsangach, na czytaniu literatury duchowej, na służeniu innym i na własnych pracach, takich jak pranie ubrań, sprzątanie itp. Następnie udawali się na wieczorną sesję do Prasanthi. Potem była kolacja, satsang i spanie. ‘Czekający chłopcy’ podążali za Bhagawanem do Brindawanu i Kodaikanal. Ich życie krążyło wokół Swamiego. Teraz, gdy wiecie jak wygląda egzystencja ‘czekających chłopców’, będziecie mogli wyobrazić sobie trudności przed jakimi stawali. Fakt, że nie zarabiali na utrzymanie był najmniejszym problemem. Mieli do czynienia z potężną emocjonalną i psychiczną presją ze strony rówieśników, rodziny i krewnych, a nawet przypadkowych osób.
„Jak długo zamierzasz pozostawać bez pracy?”
„Czy twoim obowiązkiem nie jest zadbanie o rodzinę?”
„Dlaczego nie powiesz Swamiemu, na czym polega twój problem? Dlaczego nie zapytasz Go o to, gdy mija cię w liniach darszanowych?”
Zadający te pytania ludzie nie bardzo rozumieli gorące uczucia, jakie ‘czekający chłopcy’ rozpalili w swoich sercach. To zresztą ‘czekających chłopców’ nie obchodziło. Wiedzieli, że On wie i to im wystarczało.
Moje obawy
Chociaż wiedziałem o tym wszystkim, odczuwałem utajony lęk. Rozumiałem, że nie mam siły i cierpliwości, żeby ‘czekać’ w ten sposób na Swamiego, chociaż chciałem spędzić z Nim resztę życia! Czy to nie paradoks? Dlatego napisałem do Niego list, w którym powiedziałem: „Swami, jestem gotowy na każdy Twój test, z wyjątkiem bycia ‘czekającym chłopcem’”. Rozumiecie, jak bardzo byłem przestraszony. Ten lęk pogłębił się, gdy zbliżył się koniec mojej edukacji w Instytucie Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai. Byłem na ostatnim roku magisterium z chemii i wiedziałem, że po zdaniu egzaminów w ciągu kilku miesięcy stracę plakietkę studencką. Wraz z nią przepadnie przywilej wchodzenia w obszar darszanowy (Sai Kulwant Hall i Sai Ramesh Hall) i zajmowania najlepszego miejsca. To było coś, do czego byłem ogromnie przywiązany i nie chciałem tego stracić. Wpadłem więc na pomysł, że zamiast plakietki ‘student’ muszę otrzymać plakietkę z napisem ‘personel’. Jednak żeby tak się stało potrzebna mi była ‘uwaga’ Swamiego – Swami musiał mnie zauważyć i porozmawiać ze mną. Innymi słowy, musiałem wejść do pewnej grupy. Czytelników zastanawiających się czym jest ta grupa odsyłam do mojego pierwszego pamiętnego spotkania ze Swamim, gdy zostałem Jego studentem.
Szalony pomysł, niemniej jednak, jakieś rozwiązanie
Do ukończenia edukacji pozostało zaledwie kilka miesięcy, a ja wciąż nie miałem pojęcia, co powinienem zrobić, aby uwolnić się od lęku. To wtedy wpadłem na ten szalony pomysł. Jak zwykle wziął się z moich obserwacji. Zapamiętałem, że kilka lat temu Swami, po wybudowaniu wspaniałego Szpitala Superspecjalistycznego w Whitefield, zatrudnił grupę studentów, przydzielając im stanowiska techniczne i kierownicze. Studenci, którzy otrzymali tam pracę, byli ‘czekającymi chłopcami’. ‘Czekający chłopcy’ mieli kilku liderów, z którymi Swami regularnie rozmawiał i z kilkoma z nich współpracował. Ci liderzy, w istocie absolwenci, rozmawiali ze Swamim w imieniu wszystkich tych studentów. I dlatego, gdy Swami rozdzielał stanowiska, przydzielił je wszystkim studentom, nie tylko ‘czekającym chłopcom’. Jednym z tych chłopców był Wemula Praveen – jego historia został opisana w trzech odcinkach. To podsunęło mi pomysł. W mojej paczce był student z owej ‘silnej grupy’. Byłem pewien, że Swami niewątpliwie przydzieli mu pracę w jednej ze Swoich instytucji. (Moje przekonanie było zupełnie mylne, ponieważ tego absolwenta nie ma teraz na indyjskiej ziemi. Umysł, próbujący zrozumieć Mistrza, zawsze okazuje się idiotą!) Więc pomyślałem, że przyłączę się do grupy studentów czekających wraz z nim na pracę, a on na pewno przedstawi Swamiemu naszą sytuację. Był to kolejny błąd, ponieważ, jak mówi Swami, Bóg nie potrzebuje pośredników pomiędzy Sobą a poszukiwaczem prawdy. Jest to zawsze bezpośrednie połączenie. Byłem też przekonany, że kiedy opowie o nas Swamiemu, wszyscy dostaniemy pracę!
Dzisiaj, patrząc wstecz, dostrzegam głupotę tego pomysłu. Muszę jednak przyznać, że wtedy zapewnił mi duży komfort i przyniósł pocieszenie. Pozwoliłem więc odejść moim lękom i czułem się szczęśliwy, bo rozwiązanie leżało w zasięgu ręki.
Niespodziewana zmiana planów
Ten mój bezpieczny plan niespodziewanie upadł. Oto, co się stało – student, od którego zależały wszystkie moje nadzieje otrzymania pracy w instytucjach Swamiego, dostał okazję zjedzenia obiadu w Jego rezydencji. Podczas wielu interview Swami podsuwał mu pomysł przyjęcia pracy w świecie korporacji. Chłopiec wyruszył w świat, hojnie pobłogosławiony przez Bhagawana. Wróciłem do punktu wyjścia.
Wtedy właśnie postanowiłem wstąpić na kurs magisterski na Uniwersytecie Śri Sathya Sai. Pomyślałem, że gdyby mi się to udało, przedłużę ważność swojej studenckiej plakietki o dodatkowe dwa lata, w czasie których nakreślę plan pozostania ze Swamim przez resztę życia. Podjęcie tej decyzji było łatwe, trudniej ją było przeprowadzić. Przez całą swoją karierę akademicką interesowałem się badaniami naukowymi. Wiedziałem, że jeśli chcę dostać miejsce na kursie magisterskim w koledżu Swamiego, to muszę przysiąść fałdów i wziąć się solidnie za naukę. Zrobiłem wszystko, co mogłem. Przystąpiłem nawet do egzaminu MAT na poziomie krajowym[1] i uzyskałem wysokie oceny. Dzięki boskiej łasce powiodło mi się dobrze także na egzaminie wstępnym. Najcięższe wyzwanie przyszło w chwili, gdy nie tolerujący nonsensów prorektor pan A.V. Gokak zapytał mnie: „Dlaczego zrezygnowałeś z ambicji naukowych z chemii na rzecz zarządzania?” Wiedziałem, że prawdziwa odpowiedź – że dzięki temu będę mógł przebywać dwa lata dłużej blisko Bhagawana – zostanie po prostu odrzucona. Szybko się pomodliłem i rzuciłem odpowiedź. „Proszę pana czuję, że zamiast wprowadzić do produkcji kilka substancji chemicznych, powinienem raczej poprowadzić kilku pracowników chemii, aby pracowali dla dobra społeczeństwa. Potrzebne jest mi do tego zarządzanie kadrami, stanowiące podstawę naszego kursu menedżerskiego, jak podkreśla Swami. Robię to dla powiększenia swojej wiedzy, nie dla kariery.” To go przekonało i dostałem miejsce. Był to jednak tylko pierwszy krok w realizacji ostatecznego planu. Nie miałam pojęcia, czy będę w stanie przeprowadzić go do końca.
Iskierka nadziei
Te dwa lata, gdy byłem studentem kursu menedżerskiego, minęły jak z bicza trzasnął.
Na dwa miesiące przed egzaminem końcowym pojawił się promyk nadziei –
niespodziewane grupowe interview podczas Ramzanu[2]
w 2006 r.! Swami zapytał wtedy kilku studentów skąd pochodzą. Wymieniono nazwy
wielu miast, miasteczek i wiosek indyjskich. Miałem nadzieję, że zapyta o to również
mnie. Lecz Swami tego nie zrobił. Zamiast tego pozwolił mi włączyć się do
rozmowy. Powiedział: „Nie ma tu nikogo z Puttaparthi?” Natychmiast podniosłem
rękę do góry i powiedziałam: „Swami, ja jestem z Puttaparthi”. Swami uśmiechnął
się i zwrócił do wszystkich: „Ten chłopiec urodził się w Puttaparthi, studiował
w Puttaparthi i wyrósł w Puttaparthi”. (Na pierwszy rzut oka to zdanie było
błędne. Ale potem, gdy zbadałem swoje serce, powiedziałem sobie, że moje życie
zaczęło się naprawdę dopiero wtedy, gdy przyjechałem do Puttaparthi i poznałem
Swamiego. Tak bardzo je zmienił! Jeśli chodzi o mój ‘rozwój’, to kto wie o nim
lepiej od Bhagawana? Nie byłem jednak usatysfakcjonowany Jego słowami. Dodałem:
„Swami, chcę zostać w Puttaparthi na zawsze”. Swami kiwnął potwierdzająco
głową. „Zostaniesz w Puttaparthi na zawsze.” To oznajmienie dodało mi energii i
entuzjazmu potrzebnych do zaciskania kciuków – co miało mi pomóc w otrzymaniu
od Swamiego plakietki z napisem „personel”. Za każdym razem gdy martwiłem się o
karierę i przyszłość, gdy pojawiały się niespokojne myśli i waliło mi serce, to
oznajmienie przynosiło mi ulgę. Tak działają na nas słowa Mistrza – zmieniają
się w mantrę, ponieważ spłynęły z boskich ust. Dlatego gdy ktoś mnie pyta za
którą z nauk Swamiego najlepiej jest podążać, jeśli chcemy Go zadowolić,
odpowiadam, że możemy wybrać którąkolwiek, jeśli tylko znajduje ona oddźwięk w
naszym sercu. Stanie się naszą mantrą, bez najmniejszych wątpliwości! Wracając
do opowiadania, nie miałem najmniejszego pojęcia, że to, co uważałem za bardzo
trudną sytuację, rozwiąże się w prosty i doskonały sposób. Na tym polega piękno
mistrzowskiego planu. Gdy się odsłania, wiesz, że nie mogło ułożyć się lepiej!
Mistrzowski plan Boga pracuje subtelnie i w ciszy dla każdego z nas.
Gdy decyduje Pan...
Sposoby
wykorzystywane przez Pana są zawsze tajemnicze. Oczywiście, czasami czyni cuda
i doprowadza rzeczy do porządku. Jednak cud, z definicji, łamie ‘kosmiczne
prawa’, które Bóg Sam ustanowił! Niewątpliwie je wówczas przekracza! Mimo to
przez większość czasu doskonale radzi sobie w granicach wyznaczonych praw i
subtelnie je wykorzystuje. Nie tylko osiąga to, co postanowił osiągnąć, lecz
daje również przykład. Gdy Pan o czymś decyduje, wówczas cały wszechświat
pracuje, ażeby to osiągnąć. Dokładnie to wydarzyło się w moim życiu, jeśli
chodzi o karierę i przebywanie ze Swamim w Puttaparthi. Żeby pokazać te
tajemnicze i subtelne działania, opowiem o pewnych zwykłych, codziennych wydarzeniach,
które w niewyobrażalny sposób dodały się do siebie.
Był
początek 2007 roku – złotej, jubileuszowej rocznicy miesięcznika ‘Sanathana Sarathi’, założonego w 1958
r. przez Swamiego. Z tej okazji postanowiono nakręcić pamiątkowy film video.
Swami bardzo się nim interesował, więc należało to zrobić możliwie najszybciej.
O zredagowanie i przygotowanie filmu do takiego poziomu, żeby mógł obejrzeć go
Swami został poproszony Sai Prakash, zatrudniony obecnie w Radio Sai Global
Hormony. Pracował nad tym po godzinach, przez całą noc i zakończył pracę w
ciągu doby! (Jedynie Bóg może wyzwolić takie oddanie i uczucie!) Potem
przedstawił film starszyźnie, która wyraziła mu swoje uznanie. Gdy planował, że
rzuci się na łóżko i wyśpi, na co prawdziwie zasługiwał, dostał wiadomość,
która całkowicie odgoniła sen. Poproszono, żeby udał się do rezydencji Swamiego
i uczestniczył w prezentacji nagrania. Co za okruch szczęścia! Swami obejrzał
film i był bardzo zadowolony. Zapytał: „Kto nakręcił video?” Wypchnięto Sai
Prakasha. Swami uśmiechnął się i dał mu błogosławieństwo. Zaraz potem pan Chakravarthi,
wówczas sekretarz Trustu Centralnego,
powiedział: „Swami, w Radiu Sai pracuje garstka studentów. Pragną, żebyśmy
zaangażowali jeszcze kilku, bo będą wtedy skuteczniejsi”. Swami spojrzał na Sai
Prakasha i rzekł do niego: „To nie jest praca dla każdego. Wyszukaj osoby,
które zgodnie z twoim osądem nadają się do niej. Przyjdź i przedstaw mi
kandydatury, a Ja dokonam wyboru”. Sai Prakash był przyjemnie zaskoczony.
Chciał się upewnić, że dobrze usłyszał i że brak snu nie podsuwa mu miraży. Sai
ponaglał go, żeby skompletował redakcję Radia Sai! Kiwnął głową. Swami
powtórzył polecenie. Był śmiertelnie poważny.
Czas egzaminów, który okazał się czasem próby