Życie oddane służbie– rozmowa z panem K. Chakravarthi
W niezrównanej historii o Awatarze Śri Sathya Sai kluczowa rola przypadła panu K. Chakravarthi. Był pierwszym sekretarzem Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, a następnie sekretarzem Centralnego Trustu.
– rozmowa z panem
K. Chakravarthi
Obecnie pełni w nim funkcję członka zarządu.
Związek pana K. Chakravarthi z Awatarem Sai rozpoczął się w 1975 r. Osiągając
najwyższe standardy, pan K. Chakravarthi w wieku 24 lat ukończył studia uniwersyteckie
na wydziale ekonomii i prawa i wstąpił do prestiżowej indyjskiej służby
administracyjnej. Mimo że pochodzi z Tamil Nadu, wybrał służbę w korpusie
Andhra Pradesh, ponieważ w Tirupathi znajduje się świątynia będąca domem Pana
Wenkateśwary. Pan K. Chakravarthi, wychowany w tradycji wisznuickiej, nie
potrafił się oprzeć przyciąganiu Pana z Tirumala[1].
W ciągu 15-tu lat urzędowania w rządzie centralnym i stanowym zyskał doskonałą
opinię ze względu na swoje kompetencje i prawość. Punkt zwrotny w życiu pana
Chakravarthi nadszedł w chwili, gdy objął urząd zarządcy okręgu Anantapur w
stanie Andhra Pradesh, którego jurysdykcji podlega Puttaparthi. Pod wpływem
nalegań żony, pani Sudhi Chakravarathi oraz swojego kolegi, majora Vishwanatha,
pan Chakravarthi w 1975 r. odwiedził Prasanthi Nilayam. Pierwsze słowa, które
Bhagawan skierował do niego brzmiały tak: „Mogę być dla ciebie kimś nowym, ty
jednak dla Mnie nie jesteś nowy”. To oświadczenie okazało się prorocze,
ponieważ doprowadziło do zupełnie nie zaplanowanej wolty w życiu rodziny Chakravarthi. U szczytu sukcesu zawodowego, w
wieku 45 lat, pan Chakravarthi przeniósł się z I.A.S[2]
do SAI. Obecnie, po trzydziestu jeden latach, państwo Chakravarthi są
stałymi mieszkańcami aśramu Prasanthi Nilayam i służą misji Swamiego.
Oto
wyjątki z jedynego wywiadu jakiego pan Chakravarthi udzielił mediom. Przedstawia
w nim niezwykłe chwile spędzone z Boskością, gdy służąc Panu, pozostawał z Nim
w bliskim kontakcie. Ten wywiad udzielony w Radiu Sai pani Karunie Munshi
został wyemitowany na antenie 23 listopada 2012 r. z okazji 87 urodzin
Bhagawana Baby.
Karuna Munshi: Sai Ram! Jest pan jednym z
najbardziej dostrzegalnych w aśramie przedstawicieli trustu, o którym, jak
sądzę, najwięcej się mówi. A mimo to zachowuje pan prywatność i unika mediów. W
okresie gdy Bhagawan był hospitalizowany, pana nazwisko codziennie pojawiało
się w nagłówkach, pan jednak nigdy się nie wypowiadał. Dlatego najpierw
podziękuję panu za przyjście do studia Radia Sai i za udzielanie nam wywiadu.
Ostatnie dni wizyty Awatara na Ziemi
Porozmawiajmy o życiu przed i po dramatycznym 28.03.2011 r., gdy Bhagawan został w pośpiechu przewieziony do Szpitala Superspecjalistycznego. Jako ówczesny sekretarz trustu i bliski wielbiciel Swamiego, jak pan wspomina ten dzień?K. Chakravarthi: Mogę jedynie stwierdzić, że wszyscy przeżywaliśmy traumatyczne chwile. Przyszedłem z Prasanthi Nilayam do domu i w pół godziny później odebrałem bardzo niepokojący telefon z Yadźur Mandiru informujący mnie, że Swami musi natychmiast zostać przewieziony do szpitala i że powinienem wrócić do aśramu. Kilka minut później byłem z powrotem w Yadźur Mandirze i zastałem tam lekarzy. Wezwaliśmy ambulans. Swamiego trzeba było znieść na dół. To były bardzo gorączkowe chwile, a nasze reakcje były spowolnione, ponieważ bez względu na to w jakim stopniu zdawaliśmy sobie sprawę ze złej kondycji Bhagawana, nie byliśmy przygotowani ujrzeć Swamiego w stanie wymagającym natychmiastowej hospitalizacji. Miałem w głowie pustkę. Jedyne co mogłem zrobić to pokazać gestem, że będę Mu towarzyszył. Ruszyłem za ambulansem swoim autem.
Karuna Munshi: Czy Bhagawan zachował świadomość?
K. Chakravarthi: Gdy znoszono Go na dół niewątpliwie
był świadomy. Siedział w fotelu. Musieliśmy Go przenieść w taki sposób.
Karuna Munshi: Dni które potem nastąpiły były dla
wszystkich bardzo trudne, zwłaszcza dla członków Trustu – nieustanne
zainteresowanie mediów i odpowiedzialność za sytuację w szpitalu. Jak to było?
K. Chakravarthi: Najpierw zostaliśmy zaskoczeni –
nie sądziliśmy, żeby Swami wymagał długiej hospitalizacji. Przynajmniej ja
miałem nadzieję, że w jakiś nieznany nam tajemniczy sposób Swami wydobędzie się
z tego i uniknie szpitala. Teraz w nim był i powiedziano nam, że musimy
przetrwać te dni. W zwykłych okolicznościach ludzie spodziewają się, że dzięki
pomocy lekarzy ich bliski odzyska zdrowie. Tutaj, jak przypuszczałem, mieliśmy
do czynienia z przypadkiem, gdy Swami, gorąco kochany przez wiele osób, może
się uzdrowić dzięki Swoim nadzwyczajnym mocom. Na jednym poziomie nasze umysły
mówiły: „Musimy się poddać zwykłym procedurom”, na innym nie chciały uwierzyć,
że trzeba przejść przez to wszystko, jak w przypadku zwykłego pacjenta. To było
bardzo trudne dla każdego, nie tylko dla mnie. Myślę, że w ten sposób
zareagowało wiele osób. Jak się okazało, pobyt był długi. Oznaczał, że być może
przyjdzie poprawa lub że sytuacja wymknie się z rąk i kondycja fizyczna
Swamiego nie ulegnie zmianie. Bardzo trudno mi wrócić do tego wspomnienia i
przyznać, że właśnie wtedy straciliśmy nadzieję.
Mahasamadhi, które wstrząsnęło wszechświatem
Karuna Munshi: To zrozumiałe! Gdy 24 kwietnia 2011
r. doszło do mahasamadhi, w jednej sekundzie zmieniając życie milionów
wielbicieli na całym świecie, w pana wypadku to przeżycie było jeszcze cięższe.
Cierpiał pan i rozpaczał z powodu poniesionej straty ponosząc jednocześnie zwiększoną
odpowiedzialność, ponieważ do Puttaparthi przybywał cały świat. O czym pan
wtedy myślał?
K. Chakravarthi: Nie sądzę, żebym w jakikolwiek
sposób potrafił poradzić sobie sam z wieloma rzeczami jakie działy się wokół
mnie. Nikt nie poradziłby sobie z tym w pojedynkę.
Karuna Munshi: Ale był pan sekretarzem Trustu.
K. Chakravarthi: Tak, musiałem podjąć decyzję, kiedy
należy przyjąć ciało Swamiego i w jaki sposób ludzie będą mogli złożyć Mu hołd.
Były szczegóły, o które należało zadbać. Wykonywaliśmy tę pracę automatycznie,
bo wielokrotnie spotykaliśmy się z podobnymi sytuacjami. To wydarzenie wpłynęło
na życie całego aśramu, nie tylko na moje, ale na każdego. I prawdopodobnie na
życie ludzi, którzy nie byli w pobliżu. Poza tym nie byłem sam. Było mnóstwo
osób, które w tych krytycznych dniach przesiadywały godzinami w szpitalu.
Rozmawialiśmy ze sobą i ustalaliśmy, jak należy postąpić. Zanim nastąpił koniec
napłynęło mnóstwo pytań od wielbicieli, z biura Premiera, z biura ministrów. I
gdy przyszło najgorsze, wiedzieliśmy, że musimy przygotować się na przyjazd
tych ludzi i na ostatni hołd, który złożą Bhagawanowi. Rozwiązywaliśmy
wszystkie sprawy w zwykłym aśramowym trybie, obowiązującym podczas przyjazdu
bardzo ważnych osobistości i dużych grup wielbicieli. Lecz tym razem był to
zupełnie inny rodzaj zgromadzenia, zupełnie inna wizyta VIP- ów. Jednak, jak
powiedziałem, trzeba było przez to przejść. Sądzę, że wszyscy ludzie, którzy
byli z tym związani w taki czy w inny sposób, musieli to przeżyć. Uważam, że mahasamadhi Swamiego to wydarzenie, na które
mentalnie nie byliśmy przygotowani.
Karuna Munshi: Bardzo trudno jest zdobyć się na siłę
w chwili cierpienia i straty, trzymać się razem i myśleć o logistyce.
K. Chakravarthi: Do takich okoliczności przygotowujemy
się z góry, ustalamy co trzeba zrobić, jaki przyjąć protokół, etc. W przypadku
Bhagawana było to raczej trudne, ponieważ przygotowując się sprawialibyśmy
wrażenie, że akceptujemy nieuniknione i nie zostawiamy nawet marginesu na
misterium. Ale gdybyśmy tego nie zrobili wyglądałoby, że nie staramy się
ogarnąć sytuacji. Więc równie trudno było się przygotowywać jak i zaniechać
przygotowań.
Karuna Munshi: Tak, to było balansowanie na linie.
K. Chakravarthi: W obydwu wypadkach ludzie mogli
powiedzieć: „Cóż, wiedzieli o tym dużo wcześniej i nie przygotowali się” lub
„Powinni to przewidzieć, a nie przewidzieli”. To była niezwykle trudna sytuacja.
Karuna Munshi: Tak, to zrozumiałe.
K. Chakravarthi: Myślę, że tak musiała wyglądać
reakcja wielu związanych z tym osób. Jeśli się przygotowali, ktoś mógł
powiedzieć, że nie podzielili się informacją. A jeśli mieli nadzieję wbrew
nadziei, że następuje poprawa, choć działo się coraz gorzej, to mogli usłyszeć,
że byli niewystarczająco przewidujący.
Zmaganie się z żalem, z cyrkiem medialnym i z insynuacjami
Karuna Munshi: Przypominało to chodzenie po ostrzu
noża! W tym czasie trust zaczął nagle podawać mnóstwo ważnych informacji i zaczęto
go opisywać jako potężny Trust Centralny Sri Sathya Sai dysponujący na całym
świecie majątkiem o astronomicznej wartości. Uwaga mediów i wielbicieli skupiła
się na powiernikach, wydaje się jednak, że podjęliście świadomą decyzję
unikania świateł jupiterów. Dlaczego? Czy to było przemyślane posunięcie?
K. Chakravarthi: Dzisiaj myślę, że złożyło się na to
kilka spraw. Wiele komentarzy prasowych, które przeczytałem, nie opierało się
na faktach.
Karuna Munshi: Tak, to prawda.
K. Chakravarthi: Żaden z autorów nie spotkał się
wcześniej ze mną ani z żadnym innym powiernikiem, żeby upewnić się co do rzeczy
o których zamierzał pisać. Myślę więc, że chodziło im raczej o spekulacje dotyczące
majątku trustu. W tym czasie trudność polegała na tym, że dziennikarze, pisząc
o tysiącach krorów[3]
tworzących dobra Trustu Centralnego, całkowicie podważali naszą wiarygodność.
Wiedzieliśmy jak wygląda sytuacja i jakim dysponujemy majątkiem. Musieliśmy odczekać,
żeby w jakiejś mierze wróciła normalność. Dopiero wtedy spotkaliśmy się z
dziennikarzami i przedstawiliśmy im dokładne dane o majątku trustu i jego
przychodach oraz wskazaliśmy, że wiele spraw nie związanych bezpośrednio z
Trustem Centralnym mogło być ewentualnie przypisanych trustowi przez prasę
(zapis spotkania z prasą w dniu 28.06.2011 r.). Musieliśmy zwrócić im także
uwagę, że w kraju i na świecie powstało wiele organizacji noszących imię Śri
Sathya Sai, które nie są bezpośrednio związane z Trustem Centralnym i nie
podlegają mu. Musieliśmy im powiedzieć o Stanowych Trustach Śri Sathya Sai i innych
siostrzanych trustach oraz o tym, że za granicą powołano Międzynarodową
Organizację Śri Sathya Sai nie mającą podstaw prawnych. Wszystkie one znajdują
się całkowicie poza zakresem kompetencji Trustu Centralnego. Poinformowaliśmy
ich, że moc prawna Trustu Centralnego sięga jedynie granic Indii oraz że Trust
Centralny Śri Sathya Sai jest organizacją, która w innych częściach świata, poza
Indiami, nie posiada żadnego majątku. Myślę, że prawdopodobnie była to dla nich
niespodzianka, lecz równocześnie – po ogłoszeniu tych szalonych przypuszczeń na
temat majątku trustu – nie chcieli konfrontować danych i po prostu przyjęli do
wiadomości przedstawione im przez nas fakty.
Karuna Munshi: To był dla trustu bardzo trudny
okres. Musieliście poradzić sobie z poważnymi problemami i z negatywną uwagą
mediów. Czy ustaliliście wspólną strategię?
K. Chakravarthi: Chodzi o to, że pytania zadawano
nie tylko Trustowi Centralnemu. Można by powiedzieć, że powinniśmy mieć ludzi
związanych z Trustem Centralnym, którzy mogliby zaprezentować niektóre dane i
liczby. Ale wobec tak wielkiego traumatycznego przeżycia nikt z nas nie był w
stanie zaraz potem spotkać się na chłodno z prasą i przedstawiać jej fakty.
Musieliśmy pozwolić mówić innym.
Karuna Munshi: Potrzebowaliście pewnego dystansu.
K. Chakravarthi: W tych warunkach trzeba było zebrać
myśli, a potem wspólnie się zastanowić, o co będziemy pytani w świetle tego, co
się wydarzyło. Musieliśmy brać pod uwagę, że należy przedstawić wszystkie dane
na piśmie. Same tłumaczenia niczego nie załatwiały. Napisaliśmy raport i oznajmiliśmy,
że to fakty.
Karuna Munshi: Tak, sprawozdanie roczne.
Oddzielanie faktów od półprawd i kłamstw
K. Chakravarthi: Powiedzieliśmy: Oto posiadane przez
nas tereny i budynki. Wiążą się one z pracą. Tereny podarowały nam w celach
specjalnych rządy stanów Andhra Pradesh i Karnataki. Bhagawan realizował
przypisane do nich zadania, teraz kontynuuje je Trust Centralny. Jeśli mówicie
o wartości majątku, to dowiedzcie się, że w naszych księgach rachunkowych ma on
wartość zerową, ponieważ otrzymaliśmy go w podarunku. Nie wiemy ile wynosi
obecnie jego wartość rynkowa. Możecie to obliczyć. Nie są to jednak zwykłe posiadłości
w tym sensie, że możemy je sprzedać i zarobić na nich. Wynika to ze
szczególnych zobowiązań Trustu Centralnego. Rząd Andhra Pradesh podarował nam
ziemię pod Kampus Anantapur. Kampus istnieje od trzydziestu lat i ma status
uniwersytetu. Wcześniej był koledżem. Na tym właśnie polega nasze stałe
zobowiązanie. Musimy je podjąć i upewnić się, że wciąż działa tu kampus uniwersytecki.
Natomiast teren podarowany Centralnemu Trustowi przez rząd Karnataki w celu
wzniesienia na nim budynków bezpłatnego Szpitala Superspecjalistycznego
wskazuje, że wzięliśmy na swoje barki kolejną odpowiedzialność. Otrzymaliśmy
ziemię pod warunkiem, że w tym miejscu będzie istniał powszechnie dostępny
szpital. Dlatego nie powinno się patrzeć na nią jak na dobro materialne, ale
jak na obowiązek nałożony na nas przez rząd. Każda tak zwana „cenna nieruchomość”
ma przypisane do siebie zobowiązanie. Ludzie muszą mieć czas aby zrozumieć, że
jeśli posiadamy kilka akrów ziemi, to nie powiększamy jej wartości o bieżącą
cenę rynkową i nie mówimy, że jest warta tyle a tyle. Ale nawet w takim wypadku
w naszych księgach rachunkowych pozostanie wpisana wartość za jaką ją
otrzymaliśmy. Dlatego myślę, że musi upłynąć pewien czas, aby ludzie
zrozumieli, że wartość posiadanych przez nich własności nie opiera się na
zasadach stosowanych wobec Trustu Centralnego. Mylą się sądząc, że ponieważ
widnieje na nich imię Śri Sathya Sai, to schronią się pod naszym parasolem.
Uważam, że trzeba czasu, żeby mogli sobie uświadomić, że Organizacja Śri Sathya
Sai jest czymś innym niż Centralny Trust Śri Sathya Sai i że Stanowy Trust Śri
Sathya Sai jest czymś innym niż Centralny Trust Śri Sathya Sai. Jestem pewien,
że część ludzi już zrozumiała, o co w tym wszystkim chodzi.
Pionowe linie organizacyjne utworzone przez Awatara
Karuna Munshi: W jaki sposób te pionowe linie przecinają się z Organizacją Służebną Śri Sathya Sai, ze Stanowym Trustem Śri Sathya Sai i z Centralnym Trustem Śri Sathya Sai?
K. Chakravarthi: Można spojrzeć na to w dwojaki sposób. Bhagawan jasno określił, że organizacja, którą pobłogosławił imieniem „Śri Sathya Sai” istnieje nie ze względu na Bhagawana, lecz na dobro zgromadzonych i zaangażowanych w służbę wielbicieli. Ma na względzie ich samorealizację. Przede wszystkim, jaki jest cel służenia? Nie chodzi o Swamiego. Bezinteresowna służba na rzecz społeczeństwa może przyjąć formę wychowania w wartościach ludzkich lub nieformalnej instytucji takiej jak Bal Vikas. Może mieć postać kółek bhadżanowych, na których śpiewa się na bożą chwałę lub obozów medycznych i weterynaryjnych przynoszącym ulgę mieszkańcom danego obszaru. Nie chodzi tylko o zapewnienie komuś pomocy psychologicznej i fizycznej, ale również o oczyszczanie siebie, o promowanie bezinteresowności, o rozszerzenie własnej jaźni przez myślenie i pracę dla innych, zamiast dbania wyłącznie o siebie i o swoją najbliższą rodzinę. Dzięki temu poszerzają się nasze horyzonty i stajemy się tacy jacy naprawdę powinniśmy być. Swami nie pozostawił wątpliwości, że działania te, bez względu na to czy odbywają się na poziomie dzielnicy czy stanu, powinny nadawać spójność całej strukturze. Na poziomie dzielnicy istnieje grupa wielbicieli zbierających się dla wspólnej pracy. To samo dotyczy poziomu stanowego. Stany zebrane razem tworzą Organizację Indyjską. Organizacje w innych krajach działają na tych samych zasadach i chodzi w nich nie tylko o wykonywanie służby społecznej, lecz również o rozwój własnej duchowości. To organizacja duchowa, a z punktu widzenia Swamiego, duchowość najłatwiej osiągać poprzez służbę. Zatem jest to organizacja duchowa, organizacja służebna oraz baza duchowości. Jej wyrazem jest służenie.
Karuna Munshi: Jaki związek łączy Indyjską Organizację Służebną Śri Sathya Sai z Centralnym Trustem Śri Sathya Sai?
K. Chakravarthi: Centralny Trust jest ciałem podlegającym przepisom prawnym tego kraju, zwłaszcza ustawie o podatku dochodowym oraz ustawie o darowiznach religijnych i działalności charytatywnej. Regulują one zasady powoływania i funkcjonowania trustów krajowych i stanowych. Na ich podstawie Trust Centralny występuje o zwolnienie z podatku dochodowego za otrzymane darowizny. Osoby ofiarowujące pieniądze, jako darczyńcy, muszą uzyskać od komisarza zwolnienie od podatku dochodowego. Podobnie, jeśli chcemy prowadzić trust o charakterze charytatywnym, np. w stanie Andhra Pradesh, to obowiązuje nas rządowa ustawa o darowiznach religijnych i działalności charytatywnej. Wszystkie nasze posunięcia i raporty przekazywane do rządu centralnego lub stanowego muszą pozostawać w zgodzie z tymi przepisami. Na przykład, obowiązują nas przepisy odnoszące się do walut zagranicznych... Nie tylko nasz Trust Centralny, ale wiele, wiele innych trustów w kraju otrzymuje dary z zagranicy. Jest to regulowane ustawą o finansowaniu zagranicznym. Mamy obowiązek wysyłania zeznań finansowych rządowi Indii. Działamy legalnie, rozliczamy się zgodnie z przepisami.
Organizacja Służebna Śri Sathya Sai jest kongregacją wielbicieli. Prowadzi działalność służebną na poziomie lokalnym. Żeby móc wykonać niektóre z zaplanowanych działań, powołano trusty stanowe. Trusty stanowe, podobnie jak Trust Centralny, prowadzą działalność w odpowiedni sposób i występują do zainteresowanych rządów o zwolnienie z podatków. Jeśli trzeba coś wykonać na poziomie stanowym, to istnieje możliwość, że ci, którzy organizują działalność – taką, jak powiedzmy obozy medyczne – zapewniają jej odpowiedni budżet. I jeśli trust stanowy jest w stanie podnieść wysokość tej kwoty, robi to. Gromadzenie funduszy prowadzi do utraty wiarygodności. Trzeba postępować systematycznie i w przejrzysty sposób. Nie prowadzimy działalności w oparciu o środki lokalne, ponieważ mogłoby to zrujnować reputację organizacji noszącej imię Sathya Sai.
Seva Dal – linią życia misji Sai w Indiach
Organizacja ma znaczenie. Jeśli przyjrzymy się naszym wolontariuszom, to prawdopodobnie tworzą oni największy wolontariat duchowy w Indiach. Seva Dal odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu szpitali, zwłaszcza szpitali superspecjalistycznych – zarówno mężczyźni jak i kobiety biorą na siebie odpowiedzialność za zapewnienie im czystości. Odnosi się to również do szpitali ogólnych i aśramu.
Karuna Munshi: A także do muzeum, stołówek i szkół.
K. Chakravarthi: Są wszędzie, we wszystkich placówkach – w szkołach i w koledżach. Przyczyniają się do bezpieczeństwa ogólnego i służą ogromniej kongregacji przybyłych wielbicieli. My tutaj nie posługujemy się słowem ‘tłum’, ponieważ nie jest to tłum, lecz kongregacja. Wszyscy ci ludzie przyjeżdżają z miłości i szacunku do Swamiego. Potrzebna jest im w pewnym stopniu pomoc – może tu chodzić o miejsce w świątyni, o zjedzenie posiłku w stołówce lub o kupienie książki. Każda działalność na terenie aśramu powinna być uregulowana, jeśli ma ułatwiać życie wielbicielom. Mierzą się z tym wolontariusze Seva Dal podczas wielkich uroczystości, takich jak urodziny Swamiego w dniu 23-go listopada. Gdy Swami był tutaj z nami, nie liczono przybyłych osób, bo nie można policzyć głów, kiedy mamy przed sobą nieprzebrane morze twarzy. Trzeba o tych ludzi zadbać, roznosząc np. wodę na Stadionie. Wszelkie rodzaje prac o jakich można pomyśleć są wykonywane przez wolontariuszy Seva Dal, będących sercem Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai. Przyjeżdżają z różnych stron kraju. Jeśli spojrzeć na ten ruch jak na element narodowej integracji, jest to prawdziwa rewelacja, ponieważ grupy z odmiennych części kraju, z różnych stanów, przybywają tutaj w trybie rotacyjnym. Nie wiem, czy gdziekolwiek w Indiach istnieje podobna organizacja. Co na tym zyskują? Wydają swoje pieniądze, ale ich satysfakcja jest o wiele wyższa od ceny biletów na podróż do aśramu i z powrotem. Myślę, że otrzymują za to właściwą rekompensatę.
Karuna Munshi: Wykorzystują czas przeznaczony na urlop i rodzinę.
K. Chakravarthi: Nie traktują tego jak wakacji, lecz jak służbę, jak coś, co ich uwzniośla. Nie jest to tylko kwestia przyjazdu i odjazdu. Jest to kwestia uczestnictwa w przedsięwzięciu, w którym wyższe uczucia człowieka są rozbudzane dzięki samej obecności Swamiego.
Karuna Munshi: Jako córka dwojga wolontariuszy Seva Dal, służących w niej przez całe życie, mogę powiedzieć, że traktują pobyt w Puttaparthi jak wielkie duchowe błogosławieństwo.
K. Chakravarthi: Tak jest. Oto co mówił Swami: „Odwiedzanie tego miejsca jest samo w sobie źródłem siły”.... Porównywał to do ładowania baterii. Chodzi jednak o to, że przyjeżdżamy tutaj przynajmniej raz do roku i czujemy się podniesieni na duchu, uszlachetnieni. Stajemy się częścią jakiejś większej całości, co nadaje naszemu życiu specjalne znaczenie i wartość. Nie można tego mierzyć miarą stosowaną w zwykłym świecie.
Demistyfikacja Trustu Centralnego, jego funkcjonowania i priorytetów