Życie oddane służbie

– rozmowa z panem 
K. Chakravarthi

       W niezrównanej historii o Awatarze Śri Sathya Sai kluczowa rola przypadła panu K. Chakravarthi. Był pierwszym sekretarzem Instytutu Wyższego Nauczania Śri Sathya Sai, a następnie sekretarzem Centralnego Trustu. 

Obecnie pełni w nim funkcję członka zarządu. Związek pana K. Chakravarthi z Awatarem Sai rozpoczął się w 1975 r. Osiągając najwyższe standardy, pan K. Chakravarthi w wieku 24 lat ukończył studia uniwersyteckie na wydziale ekonomii i prawa i wstąpił do prestiżowej indyjskiej służby administracyjnej. Mimo że pochodzi z Tamil Nadu, wybrał służbę w korpusie Andhra Pradesh, ponieważ w Tirupathi znajduje się świątynia będąca domem Pana Wenkateśwary. Pan K. Chakravarthi, wychowany w tradycji wisznuickiej, nie potrafił się oprzeć przyciąganiu Pana z Tirumala[1]. W ciągu 15-tu lat urzędowania w rządzie centralnym i stanowym zyskał doskonałą opinię ze względu na swoje kompetencje i prawość. Punkt zwrotny w życiu pana Chakravarthi nadszedł w chwili, gdy objął urząd zarządcy okręgu Anantapur w stanie Andhra Pradesh, którego jurysdykcji podlega Puttaparthi. Pod wpływem nalegań żony, pani Sudhi Chakravarathi oraz swojego kolegi, majora Vishwanatha, pan Chakravarthi w 1975 r. odwiedził Prasanthi Nilayam. Pierwsze słowa, które Bhagawan skierował do niego brzmiały tak: „Mogę być dla ciebie kimś nowym, ty jednak dla Mnie nie jesteś nowy”. To oświadczenie okazało się prorocze, ponieważ doprowadziło do zupełnie nie zaplanowanej wolty w życiu rodziny Chakravarthi. U szczytu sukcesu zawodowego, w wieku 45 lat, pan Chakravarthi przeniósł się z I.A.S[2] do SAI. Obecnie, po trzydziestu jeden latach, państwo Chakravarthi są stałymi mieszkańcami aśramu Prasanthi Nilayam i służą misji Swamiego.
     Oto wyjątki z jedynego wywiadu jakiego pan Chakravarthi udzielił mediom. Przedstawia w nim niezwykłe chwile spędzone z Boskością, gdy służąc Panu, pozostawał z Nim w bliskim kontakcie. Ten wywiad udzielony w Radiu Sai pani Karunie Munshi został wyemitowany na antenie 23 listopada 2012 r. z okazji 87 urodzin Bhagawana Baby.
Karuna Munshi: Sai Ram! Jest pan jednym z najbardziej dostrzegalnych w aśramie przedstawicieli trustu, o którym, jak sądzę, najwięcej się mówi. A mimo to zachowuje pan prywatność i unika mediów. W okresie gdy Bhagawan był hospitalizowany, pana nazwisko codziennie pojawiało się w nagłówkach, pan jednak nigdy się nie wypowiadał. Dlatego najpierw podziękuję panu za przyjście do studia Radia Sai i za udzielanie nam wywiadu.

Ostatnie dni wizyty Awatara na Ziemi

    Porozmawiajmy o życiu przed i po dramatycznym 28.03.2011 r., gdy Bhagawan został w pośpiechu przewieziony do Szpitala Superspecjalistycznego. Jako ówczesny sekretarz trustu i bliski wielbiciel Swamiego, jak pan wspomina ten dzień?
K. Chakravarthi: Mogę jedynie stwierdzić, że wszyscy przeżywaliśmy traumatyczne chwile. Przyszedłem z Prasanthi Nilayam do domu i w pół godziny później odebrałem bardzo niepokojący telefon z Yadźur Mandiru informujący mnie, że Swami musi natychmiast zostać przewieziony do szpitala i że powinienem wrócić do aśramu. Kilka minut później byłem z powrotem w Yadźur Mandirze i zastałem tam lekarzy. Wezwaliśmy ambulans. Swamiego trzeba było znieść na dół. To były bardzo gorączkowe chwile, a nasze reakcje były spowolnione, ponieważ bez względu na to w jakim stopniu zdawaliśmy sobie sprawę ze złej kondycji Bhagawana, nie byliśmy przygotowani ujrzeć Swamiego w stanie wymagającym natychmiastowej hospitalizacji. Miałem w głowie pustkę. Jedyne co mogłem zrobić to pokazać gestem, że będę Mu towarzyszył. Ruszyłem za ambulansem swoim autem.

Karuna Munshi: Czy Bhagawan zachował świadomość?

K. Chakravarthi: Gdy znoszono Go na dół niewątpliwie był świadomy. Siedział w fotelu. Musieliśmy Go przenieść w taki sposób.

Karuna Munshi: Dni które potem nastąpiły były dla wszystkich bardzo trudne, zwłaszcza dla członków Trustu – nieustanne zainteresowanie mediów i odpowiedzialność za sytuację w szpitalu. Jak to było?

K. Chakravarthi: Najpierw zostaliśmy zaskoczeni – nie sądziliśmy, żeby Swami wymagał długiej hospitalizacji. Przynajmniej ja miałem nadzieję, że w jakiś nieznany nam tajemniczy sposób Swami wydobędzie się z tego i uniknie szpitala. Teraz w nim był i powiedziano nam, że musimy przetrwać te dni. W zwykłych okolicznościach ludzie spodziewają się, że dzięki pomocy lekarzy ich bliski odzyska zdrowie. Tutaj, jak przypuszczałem, mieliśmy do czynienia z przypadkiem, gdy Swami, gorąco kochany przez wiele osób, może się uzdrowić dzięki Swoim nadzwyczajnym mocom. Na jednym poziomie nasze umysły mówiły: „Musimy się poddać zwykłym procedurom”, na innym nie chciały uwierzyć, że trzeba przejść przez to wszystko, jak w przypadku zwykłego pacjenta. To było bardzo trudne dla każdego, nie tylko dla mnie. Myślę, że w ten sposób zareagowało wiele osób. Jak się okazało, pobyt był długi. Oznaczał, że być może przyjdzie poprawa lub że sytuacja wymknie się z rąk i kondycja fizyczna Swamiego nie ulegnie zmianie. Bardzo trudno mi wrócić do tego wspomnienia i przyznać, że właśnie wtedy straciliśmy nadzieję.

Mahasamadhi, które wstrząsnęło wszechświatem

Karuna Munshi: To zrozumiałe! Gdy 24 kwietnia 2011 r. doszło do mahasamadhi, w jednej sekundzie zmieniając życie milionów wielbicieli na całym świecie, w pana wypadku to przeżycie było jeszcze cięższe. Cierpiał pan i rozpaczał z powodu poniesionej straty ponosząc jednocześnie zwiększoną odpowiedzialność, ponieważ do Puttaparthi przybywał cały świat. O czym pan wtedy myślał?

K. Chakravarthi: Nie sądzę, żebym w jakikolwiek sposób potrafił poradzić sobie sam z wieloma rzeczami jakie działy się wokół mnie. Nikt nie poradziłby sobie z tym w pojedynkę.

Karuna Munshi: Ale był pan sekretarzem Trustu.

K. Chakravarthi: Tak, musiałem podjąć decyzję, kiedy należy przyjąć ciało Swamiego i w jaki sposób ludzie będą mogli złożyć Mu hołd. Były szczegóły, o które należało zadbać. Wykonywaliśmy tę pracę automatycznie, bo wielokrotnie spotykaliśmy się z podobnymi sytuacjami. To wydarzenie wpłynęło na życie całego aśramu, nie tylko na moje, ale na każdego. I prawdopodobnie na życie ludzi, którzy nie byli w pobliżu. Poza tym nie byłem sam. Było mnóstwo osób, które w tych krytycznych dniach przesiadywały godzinami w szpitalu. Rozmawialiśmy ze sobą i ustalaliśmy, jak należy postąpić. Zanim nastąpił koniec napłynęło mnóstwo pytań od wielbicieli, z biura Premiera, z biura ministrów. I gdy przyszło najgorsze, wiedzieliśmy, że musimy przygotować się na przyjazd tych ludzi i na ostatni hołd, który złożą Bhagawanowi. Rozwiązywaliśmy wszystkie sprawy w zwykłym aśramowym trybie, obowiązującym podczas przyjazdu bardzo ważnych osobistości i dużych grup wielbicieli. Lecz tym razem był to zupełnie inny rodzaj zgromadzenia, zupełnie inna wizyta VIP- ów. Jednak, jak powiedziałem, trzeba było przez to przejść. Sądzę, że wszyscy ludzie, którzy byli z tym związani w taki czy w inny sposób, musieli to przeżyć. Uważam, że mahasamadhi Swamiego to wydarzenie, na które mentalnie nie byliśmy przygotowani.

Karuna Munshi: Bardzo trudno jest zdobyć się na siłę w chwili cierpienia i straty, trzymać się razem i myśleć o logistyce.

K. Chakravarthi: Do takich okoliczności przygotowujemy się z góry, ustalamy co trzeba zrobić, jaki przyjąć protokół, etc. W przypadku Bhagawana było to raczej trudne, ponieważ przygotowując się sprawialibyśmy wrażenie, że akceptujemy nieuniknione i nie zostawiamy nawet marginesu na misterium. Ale gdybyśmy tego nie zrobili wyglądałoby, że nie staramy się ogarnąć sytuacji. Więc równie trudno było się przygotowywać jak i zaniechać przygotowań.

Karuna Munshi: Tak, to było balansowanie na linie.

K. Chakravarthi: W obydwu wypadkach ludzie mogli powiedzieć: „Cóż, wiedzieli o tym dużo wcześniej i nie przygotowali się” lub „Powinni to przewidzieć, a nie przewidzieli”. To była niezwykle trudna sytuacja.

Karuna Munshi: Tak, to zrozumiałe.

K. Chakravarthi: Myślę, że tak musiała wyglądać reakcja wielu związanych z tym osób. Jeśli się przygotowali, ktoś mógł powiedzieć, że nie podzielili się informacją. A jeśli mieli nadzieję wbrew nadziei, że następuje poprawa, choć działo się coraz gorzej, to mogli usłyszeć, że byli niewystarczająco przewidujący.

Zmaganie się z żalem, z cyrkiem medialnym i z insynuacjami

Karuna Munshi: Przypominało to chodzenie po ostrzu noża! W tym czasie trust zaczął nagle podawać mnóstwo ważnych informacji i zaczęto go opisywać jako potężny Trust Centralny Sri Sathya Sai dysponujący na całym świecie majątkiem o astronomicznej wartości. Uwaga mediów i wielbicieli skupiła się na powiernikach, wydaje się jednak, że podjęliście świadomą decyzję unikania świateł jupiterów. Dlaczego? Czy to było przemyślane posunięcie?

K. Chakravarthi: Dzisiaj myślę, że złożyło się na to kilka spraw. Wiele komentarzy prasowych, które przeczytałem, nie opierało się na faktach.

Karuna Munshi: Tak, to prawda.

K. Chakravarthi: Żaden z autorów nie spotkał się wcześniej ze mną ani z żadnym innym powiernikiem, żeby upewnić się co do rzeczy o których zamierzał pisać. Myślę więc, że chodziło im raczej o spekulacje dotyczące majątku trustu. W tym czasie trudność polegała na tym, że dziennikarze, pisząc o tysiącach krorów[3] tworzących dobra Trustu Centralnego, całkowicie podważali naszą wiarygodność. Wiedzieliśmy jak wygląda sytuacja i jakim dysponujemy majątkiem. Musieliśmy odczekać, żeby w jakiejś mierze wróciła normalność. Dopiero wtedy spotkaliśmy się z dziennikarzami i przedstawiliśmy im dokładne dane o majątku trustu i jego przychodach oraz wskazaliśmy, że wiele spraw nie związanych bezpośrednio z Trustem Centralnym mogło być ewentualnie przypisanych trustowi przez prasę (zapis spotkania z prasą w dniu 28.06.2011 r.). Musieliśmy zwrócić im także uwagę, że w kraju i na świecie powstało wiele organizacji noszących imię Śri Sathya Sai, które nie są bezpośrednio związane z Trustem Centralnym i nie podlegają mu. Musieliśmy im powiedzieć o Stanowych Trustach Śri Sathya Sai i innych siostrzanych trustach oraz o tym, że za granicą powołano Międzynarodową Organizację Śri Sathya Sai nie mającą podstaw prawnych. Wszystkie one znajdują się całkowicie poza zakresem kompetencji Trustu Centralnego. Poinformowaliśmy ich, że moc prawna Trustu Centralnego sięga jedynie granic Indii oraz że Trust Centralny Śri Sathya Sai jest organizacją, która w innych częściach świata, poza Indiami, nie posiada żadnego majątku. Myślę, że prawdopodobnie była to dla nich niespodzianka, lecz równocześnie – po ogłoszeniu tych szalonych przypuszczeń na temat majątku trustu – nie chcieli konfrontować danych i po prostu przyjęli do wiadomości przedstawione im przez nas fakty.

Karuna Munshi: To był dla trustu bardzo trudny okres. Musieliście poradzić sobie z poważnymi problemami i z negatywną uwagą mediów. Czy ustaliliście wspólną strategię?

K. Chakravarthi: Chodzi o to, że pytania zadawano nie tylko Trustowi Centralnemu. Można by powiedzieć, że powinniśmy mieć ludzi związanych z Trustem Centralnym, którzy mogliby zaprezentować niektóre dane i liczby. Ale wobec tak wielkiego traumatycznego przeżycia nikt z nas nie był w stanie zaraz potem spotkać się na chłodno z prasą i przedstawiać jej fakty. Musieliśmy pozwolić mówić innym.

Karuna Munshi: Potrzebowaliście pewnego dystansu.

K. Chakravarthi: W tych warunkach trzeba było zebrać myśli, a potem wspólnie się zastanowić, o co będziemy pytani w świetle tego, co się wydarzyło. Musieliśmy brać pod uwagę, że należy przedstawić wszystkie dane na piśmie. Same tłumaczenia niczego nie załatwiały. Napisaliśmy raport i oznajmiliśmy, że to fakty.
Karuna Munshi: Tak, sprawozdanie roczne.

Oddzielanie faktów od półprawd i kłamstw

K. Chakravarthi: Powiedzieliśmy: Oto posiadane przez nas tereny i budynki. Wiążą się one z pracą. Tereny podarowały nam w celach specjalnych rządy stanów Andhra Pradesh i Karnataki. Bhagawan realizował przypisane do nich zadania, teraz kontynuuje je Trust Centralny. Jeśli mówicie o wartości majątku, to dowiedzcie się, że w naszych księgach rachunkowych ma on wartość zerową, ponieważ otrzymaliśmy go w podarunku. Nie wiemy ile wynosi obecnie jego wartość rynkowa. Możecie to obliczyć. Nie są to jednak zwykłe posiadłości w tym sensie, że możemy je sprzedać i zarobić na nich. Wynika to ze szczególnych zobowiązań Trustu Centralnego. Rząd Andhra Pradesh podarował nam ziemię pod Kampus Anantapur. Kampus istnieje od trzydziestu lat i ma status uniwersytetu. Wcześniej był koledżem. Na tym właśnie polega nasze stałe zobowiązanie. Musimy je podjąć i upewnić się, że wciąż działa tu kampus uniwersytecki. Natomiast teren podarowany Centralnemu Trustowi przez rząd Karnataki w celu wzniesienia na nim budynków bezpłatnego Szpitala Superspecjalistycznego wskazuje, że wzięliśmy na swoje barki kolejną odpowiedzialność. Otrzymaliśmy ziemię pod warunkiem, że w tym miejscu będzie istniał powszechnie dostępny szpital. Dlatego nie powinno się patrzeć na nią jak na dobro materialne, ale jak na obowiązek nałożony na nas przez rząd. Każda tak zwana „cenna nieruchomość” ma przypisane do siebie zobowiązanie. Ludzie muszą mieć czas aby zrozumieć, że jeśli posiadamy kilka akrów ziemi, to nie powiększamy jej wartości o bieżącą cenę rynkową i nie mówimy, że jest warta tyle a tyle. Ale nawet w takim wypadku w naszych księgach rachunkowych pozostanie wpisana wartość za jaką ją otrzymaliśmy. Dlatego myślę, że musi upłynąć pewien czas, aby ludzie zrozumieli, że wartość posiadanych przez nich własności nie opiera się na zasadach stosowanych wobec Trustu Centralnego. Mylą się sądząc, że ponieważ widnieje na nich imię Śri Sathya Sai, to schronią się pod naszym parasolem. Uważam, że trzeba czasu, żeby mogli sobie uświadomić, że Organizacja Śri Sathya Sai jest czymś innym niż Centralny Trust Śri Sathya Sai i że Stanowy Trust Śri Sathya Sai jest czymś innym niż Centralny Trust Śri Sathya Sai. Jestem pewien, że część ludzi już zrozumiała, o co w tym wszystkim chodzi.

Pionowe linie organizacyjne utworzone przez Awatara

Karuna Munshi: W jaki sposób te pionowe linie przecinają się z Organizacją Służebną Śri Sathya Sai, ze Stanowym Trustem Śri Sathya Sai i z Centralnym Trustem Śri Sathya Sai?

K. Chakravarthi: Można spojrzeć na to w dwojaki sposób. Bhagawan jasno określił, że organizacja, którą pobłogosławił imieniem „Śri Sathya Sai” istnieje nie ze względu na Bhagawana, lecz na dobro zgromadzonych i zaangażowanych w służbę wielbicieli. Ma na względzie ich samorealizację. Przede wszystkim, jaki jest cel służenia? Nie chodzi o Swamiego. Bezinteresowna służba na rzecz społeczeństwa może przyjąć formę wychowania w wartościach ludzkich lub nieformalnej instytucji takiej jak Bal Vikas. Może mieć postać kółek bhadżanowych, na których śpiewa się na bożą chwałę lub obozów medycznych i weterynaryjnych przynoszącym ulgę mieszkańcom danego obszaru. Nie chodzi tylko o zapewnienie komuś pomocy psychologicznej i fizycznej, ale również o oczyszczanie siebie, o promowanie bezinteresowności, o rozszerzenie własnej jaźni przez myślenie i pracę dla innych, zamiast dbania wyłącznie o siebie i o swoją najbliższą rodzinę. Dzięki temu poszerzają się nasze horyzonty i stajemy się tacy jacy naprawdę powinniśmy być. Swami nie pozostawił wątpliwości, że działania te, bez względu na to czy odbywają się na poziomie dzielnicy czy stanu, powinny nadawać spójność całej strukturze. Na poziomie dzielnicy istnieje grupa wielbicieli zbierających się dla wspólnej pracy. To samo dotyczy poziomu stanowego. Stany zebrane razem tworzą Organizację Indyjską. Organizacje w innych krajach działają na tych samych zasadach i chodzi w nich nie tylko o wykonywanie służby społecznej, lecz również o rozwój własnej duchowości. To organizacja duchowa, a z punktu widzenia Swamiego, duchowość najłatwiej osiągać poprzez służbę. Zatem jest to organizacja duchowa, organizacja służebna oraz baza duchowości. Jej wyrazem jest służenie.

Karuna Munshi: Jaki związek łączy Indyjską Organizację Służebną Śri Sathya Sai z Centralnym Trustem Śri Sathya Sai?

K. Chakravarthi: Centralny Trust jest ciałem podlegającym przepisom prawnym tego kraju, zwłaszcza ustawie o podatku dochodowym oraz ustawie o darowiznach religijnych i działalności charytatywnej. Regulują one zasady powoływania i funkcjonowania trustów krajowych i stanowych. Na ich podstawie Trust Centralny występuje o zwolnienie z podatku dochodowego za otrzymane darowizny. Osoby ofiarowujące pieniądze, jako darczyńcy, muszą uzyskać od komisarza zwolnienie od podatku dochodowego. Podobnie, jeśli chcemy prowadzić trust o charakterze charytatywnym, np. w stanie Andhra Pradesh, to obowiązuje nas rządowa ustawa o darowiznach religijnych i działalności charytatywnej. Wszystkie nasze posunięcia i raporty przekazywane do rządu centralnego lub stanowego muszą pozostawać w zgodzie z tymi przepisami. Na przykład, obowiązują nas przepisy odnoszące się do walut zagranicznych... Nie tylko nasz Trust Centralny, ale wiele, wiele innych trustów w kraju otrzymuje dary z zagranicy. Jest to regulowane ustawą o finansowaniu zagranicznym. Mamy obowiązek wysyłania zeznań finansowych rządowi Indii. Działamy legalnie, rozliczamy się zgodnie z przepisami.
     Organizacja Służebna Śri Sathya Sai jest kongregacją wielbicieli. Prowadzi działalność służebną na poziomie lokalnym. Żeby móc wykonać niektóre z zaplanowanych działań, powołano trusty stanowe. Trusty stanowe, podobnie jak Trust Centralny, prowadzą działalność w odpowiedni sposób i występują do zainteresowanych rządów o zwolnienie z podatków. Jeśli trzeba coś wykonać na poziomie stanowym, to istnieje możliwość, że ci, którzy organizują działalność – taką, jak powiedzmy obozy medyczne – zapewniają jej odpowiedni budżet. I jeśli trust stanowy jest w stanie podnieść wysokość tej kwoty, robi to. Gromadzenie funduszy prowadzi do utraty wiarygodności. Trzeba postępować systematycznie i w przejrzysty sposób. Nie prowadzimy działalności w oparciu o środki lokalne, ponieważ mogłoby to zrujnować reputację organizacji noszącej imię Sathya Sai.
Seva Dal – linią życia misji Sai w Indiach
      Organizacja ma znaczenie. Jeśli przyjrzymy się naszym wolontariuszom, to prawdopodobnie tworzą oni największy wolontariat duchowy w Indiach. Seva Dal odgrywa kluczową rolę w utrzymaniu szpitali, zwłaszcza szpitali superspecjalistycznych – zarówno mężczyźni jak i kobiety biorą na siebie odpowiedzialność za zapewnienie im czystości. Odnosi się to również do szpitali ogólnych i aśramu. 

Karuna Munshi: A także do muzeum, stołówek i szkół.

K. Chakravarthi: Są wszędzie, we wszystkich placówkach – w szkołach i w koledżach. Przyczyniają się do bezpieczeństwa ogólnego i służą ogromniej kongregacji przybyłych wielbicieli. My tutaj nie posługujemy się słowem ‘tłum’, ponieważ nie jest to tłum, lecz kongregacja. Wszyscy ci ludzie przyjeżdżają z miłości i szacunku do Swamiego. Potrzebna jest im w pewnym stopniu pomoc – może tu chodzić o miejsce w świątyni, o zjedzenie posiłku w stołówce lub o kupienie książki. Każda działalność na terenie aśramu powinna być uregulowana, jeśli ma ułatwiać życie wielbicielom. Mierzą się z tym wolontariusze Seva Dal podczas wielkich uroczystości, takich jak urodziny Swamiego w dniu 23-go listopada. Gdy Swami był tutaj z nami, nie liczono przybyłych osób, bo nie można policzyć głów, kiedy mamy przed sobą nieprzebrane morze twarzy. Trzeba o tych ludzi zadbać, roznosząc np. wodę na Stadionie. Wszelkie rodzaje prac o jakich można pomyśleć są wykonywane przez wolontariuszy Seva Dal, będących sercem Organizacji Służebnej Śri Sathya Sai. Przyjeżdżają z różnych stron kraju. Jeśli spojrzeć na ten ruch jak na element narodowej integracji, jest to prawdziwa rewelacja, ponieważ grupy z odmiennych części kraju, z różnych stanów, przybywają tutaj w trybie rotacyjnym. Nie wiem, czy gdziekolwiek w Indiach istnieje podobna organizacja. Co na tym zyskują? Wydają swoje pieniądze, ale ich satysfakcja jest o wiele wyższa od ceny biletów na podróż do aśramu i z powrotem. Myślę, że otrzymują za to właściwą rekompensatę.

Karuna Munshi: Wykorzystują czas przeznaczony na urlop i rodzinę.

K. Chakravarthi: Nie traktują tego jak wakacji, lecz jak służbę, jak coś, co ich uwzniośla. Nie jest to tylko kwestia przyjazdu i odjazdu. Jest to kwestia uczestnictwa w przedsięwzięciu, w którym wyższe uczucia człowieka są rozbudzane dzięki samej obecności Swamiego.

Karuna Munshi: Jako córka dwojga wolontariuszy Seva Dal, służących w niej przez całe życie, mogę powiedzieć, że traktują pobyt w Puttaparthi jak wielkie duchowe błogosławieństwo.

K. Chakravarthi: Tak jest. Oto co mówił Swami: „Odwiedzanie tego miejsca jest samo w sobie źródłem siły”.... Porównywał to do ładowania baterii. Chodzi jednak o to, że przyjeżdżamy tutaj przynajmniej raz do roku i czujemy się podniesieni na duchu, uszlachetnieni. Stajemy się częścią jakiejś większej całości, co nadaje naszemu życiu specjalne znaczenie i wartość. Nie można tego mierzyć miarą stosowaną w zwykłym świecie.

Demistyfikacja Trustu Centralnego, jego funkcjonowania i priorytetów

Karuna Munshi: To będzie sama prawda. Porozmawiajmy ponownie o Truście Centralnym. Obecnie, gdy opadło zainteresowanie mediów, zauważamy, że w umysłach wielbicieli wciąż pozostało jeszcze kilka pytań. Na przykład, jakie kroki podjął trust od czasu mahasamadhi, żeby wprowadzić zmiany potrzebne do zachowania, pielęgnowania i rozprzestrzeniania dziedzictwa Bhagawana Baby?

K. Chakravarthi: Trust Centralny Śri Sathya Sai nie wymaga przekształcenia. Chodzi po prostu...

Karuna Munshi: Ale niemal do samego mahasamadhi posiadał jednego powiernika.

K. Chakravarthi: Tak, ale rok wcześniej Swami osobiście wprowadził kolejnych powierników. Swami przez długie lata był nie tylko powiernikiem – założycielem, ale także jedynym powiernikiem.

Karuna Munshi: I jak się można domyślić, głównym decydentem.

K. Chakravarthi: Tak, tak było. Powiedziałbym, że wszystkie decyzje były podejmowane przez powiernika – założyciela. Jeśli Trust Centralny Śri Sathya Sai ma coś do zrobienia po wielkim odejściu Swamiego, dotyczy to osób, które zostały wskazane jako powiernicy i które muszą zbierać się razem i podejmować decyzje na podstawie posiadanej wiedzy i zrozumienia. Kiedy Swami był w ciele nie chodziło o to, żeby zaangażowani w to ludzie wyrzekli się swojego zdania – wiedzieli, iż Swami dysponuje najwyższym zrozumieniem. Nie musieli zajmować stanowiska ani sprawdzać czy inni wyrażą aprobatę i zrobią co należy. Cokolwiek trzeba było przedsięwziąć, należało iść do Swamiego i powiedzieć: „Swami, trzeba to zrobić”. Swami zadawał pytania, na które odpowiadaliśmy. Następnie Swami podejmował decyzję, a my wprowadzaliśmy ją w życie – nie ważne, czy chodziło o drobne czy o wielkie sprawy. Teraz – gdy Swami jest fizycznie nieobecny i decyzje muszą podejmować ludzie – nie istnieje ani jedna osoba, która uczyniłaby to samodzielnie. Ci, którzy pracowali ze Swamim na różnorodnych stanowiskach i spotykali się z Nim, wiedzą w jaki sposób Swami wydawał rozporządzenia. Obecnie znaleźli się w sytuacji, w której sami muszą rozpatrzyć stojące przed nimi zadania – może chodzić o zarządzanie szpitalem, o przyjście z pomocą uniwersytetowi lub o podjęcie decyzji odnośnie działalności w aśramie, o cokolwiek. Potrzebni są ludzie, którzy się spotkają, dojdą do określonych wniosków i podejmą odpowiednie kroki, żeby je zrealizować.

Karuna Munshi: Jak wygląda typowa narada trustu? Czy modlicie się przed rozpoczęciem spotkania?

K. Chakravarthi: Tak, modlitwa wrosła w nas wszystkich. Nic tutaj nie zaczyna się bez prośby o błogosławieństwo Swamiego. Każde oficjalne zebranie zaczyna się od omkaru, ponieważ działo się tak wtedy, gdy Swami był z nami. Ta tradycja zakorzeniła się w nas bardzo mocno.

Karuna Munshi: Jest was dziewięciu. Pamiętam, że media nazwały was dziewięcioma planetami, dziewięcioma klejnotami. Czy dziewięć klejnotów zjednoczyło się w jednej wizji?

K. Chakravarthi: Mogę powiedzieć, że nie występują między nami różnice perspektyw, ponieważ ostatecznie jest to perspektywa Sai. Ale jeśli chodzi o akcenty, o istotne szczegóły, to każdy z nas wnosi w nie własne doświadczenia, własne przekonania, własną mądrość, własną percepcję. To, co wyłania się na końcu jest ugodą. Mówimy: „Tak, możemy to zrobić. Tak, zrobimy to”. Nie kierujemy się poglądami większości i mniejszości, ponieważ prowadzi to do podejmowania skrajnych decyzji. Zwykle, gdy pojawiają się różnice zdań, przerabiamy dany problem wielokrotnie, przede wszystkim po to, żeby uzyskać jasny pogląd dzięki słuchaniu wypowiedzi wielu osób. Potem stwierdzamy, że tę sprawę można poprowadzić w taki to a taki sposób i dochodzimy do zgody nie przez formalne, mechaniczne budowanie konsensusu, ale przez spontaniczne zrozumienie stanowiska innych. Z tego zrozumienia powstaje program działania. Przynajmniej ja nigdy nie uczestniczyłem w spotkaniu, w którym różnice zdań pozostałyby nieprzezwyciężone i doprowadziły do zderzenia opinii. To znaczy, być może są to rzeczy, w które ludzie chcą wierzyć. Sądzę, że trudno im przyjąć, że dziewięć osób zbiera się codziennie razem i harmonijnie pracuje. Może nie zawsze jest ich dziewięć, bo istnieje duże prawdopodobieństwo, że niektóre z nich będą nieobecne z powodu choroby lub innych zajęć. Ale te, które przyjdą na zebranie, wykonają swoją pracę jak pracę Swamiego. W truście nie prowadzimy własnych prac. Jeśli rozmawiamy o szpitalu, to co on dla nas reprezentuje? To nie tylko budynek. Bez wątpienia jest wspaniałą konstrukcją, ma piękną architekturę i wygrywa nagrody narodowe i międzynarodowe. Wszystko w porządku, ale co oznacza? Wskazuje na życie, to żyjąca instytucja. Chcemy, żeby tak zostało. Przyjrzyjmy się postępowaniu lekarzy, pielęgniarek, techników, księgowych – każdego. Ściśle identyfikują się z misją.

Karuna Munshi: Mają wyższy cel i napęd.

K. Chakravarthi: Czują, że są częścią bardzo szerokiej, szlachetnej działalności. Wszystko co robią ma w najwyższym stopniu zadowolić Swamiego. A gdzie leży zadowolenie Swamiego? W fakcie, że wywiązują się z obowiązków i współpracują z innymi. Zawsze chodzi o ludzi którzy za sobą współpracują i budzą tym radość Swamiego. Na widok ich wysiłków mówił: „Nic nie daje mi większej przyjemności niż to”. To nadrzędna idea, będąca, jak myślę, bardzo ważnym aspektem. I oczywiście mamy uniwersytet, w którym można obserwować jak studenci biorą na siebie prawdziwą odpowiedzialność za uczelnię, za sport i za każdą inną sprawę. Niczego nie trywializują – ani rzeczy prostych, ani złożonych ani skomplikowanych. Nic nie jest bez znaczenia, nic nie jest traktowane jak niekonsekwencja, ponieważ w planie Swamiego liczy się wszystko. Swami zwykł mówić: „Nic nie jest małe lub duże, wszystko jest ważne”. Podobnie nie ma ludzi wielkich i małych. W oczach Boga wszyscy są równi. Obserwowałem to będąc sekretarzem uniwersytetu – szacunek jaki Swami okazywał ogrodnikowi był identyczny z szacunkiem jaki okazywał wicerektorowi. Przypuszczam, że w królestwie Swamiego wicerektor ma do odegrania swoją rolę, a ogrodnik swoją. Każdy ma słuszne prawo pracować dla sprawy. I myślę, że to część kultury tego miejsca, część kultury organizacji. Jeśli wybierzemy się do szpitala, odkryjemy, że ludzie spontanicznie zbierają się, żeby wykonać jakąś pracę – nagle wchodzą. Może to pani zaobserwować w swoim studiu. Nikt im nie mówi: „Zróbcie to, zróbcie tamto”. Wiedzą, co trzeba robić. Nagle dostrzegamy grupę osób. Ta spontaniczność jest bardzo ważnym czynnikiem w każdej zorganizowanej działalności związanej ze Swamim. Wpływa na obrady Trustu Centralnego, ponieważ nikt nie myśli, że robi coś dla siebie czy z przyczyn nieistotnych lub dla celów osobistych. Jeśli się temu przyjrzeć, to najważniejszymi instytucjami, które zostawił po sobie Swami, są dwa szpitale i uniwersytet. Oczywiście, istnieją również szkoły... wszystkie przenika ten sam służebny duch. Ale jako obiekty wymagające opieki, ochrony i podtrzymania – są to dwie wielkie instytucje (opieka zdrowotna i edukacja) potrzebujące wsparcia ogromnej wspólnoty Sai. W rzeczywistości nie powstałyby one bez pomocy wspólnoty Sai i jej aktywnego rozumienia misji Swamiego. Gdy Swami chciał wybudować szpitale, to do istnienia powołało je pragnienie wielbicieli, żeby wystąpić i coś zrobić, żeby partycypować w wielkim zadaniu podjętym przez Swamiego.

Karuna Munshi: A dzisiaj, czy jesteśmy gotowi je utrzymać?

K. Chakravarthi: W takim kształcie w jakim są obecnie, chcemy. Wymaga to jednak nieustannego wysiłku wszystkich wielbicieli, którzy w jakiś sposób ponoszą odpowiedzialność za ich powołanie do istnienia.

Karuna Munshi: Trzeba je zmodernizować i rozbudować.

K. Chakravarthi: Tak, dlatego to takie ważne aby zrozumieć, że w przyszłości rolą tych instytucji będzie kontynuowanie działań służebnych w sposób zgodny z wymogami. Rozpatrując to w kategoriach ekonomicznych, każdy kolejny rok oznacza odrobinę więcej wydatków, spowodowanych wzrostem kosztów i inflacją – jednym słowem, wymaga coraz większych nakładów. Jednocześnie to nie tylko wydatki, wpływy pieniężne czy ludzie, rozwój ekonomiczny, liczba osób... ale także pragnienie wielu ludzi uczestniczenia w szlachetnej sprawie. Jeśli chodzi o szpitale i uniwersytet to jestem pewien, że wielbiciele z kraju i z innych części świata postrzegają je w taki sam sposób w jaki postrzegali je wtedy, gdy Swami był fizycznie z nami. Naprawdę wierzę, że po pewnym czasie utrzymywanie i konserwacja szpitala jako jednostki zapewniającej pierwszorzędną, bezpłatną opiekę zdrowotną przyniesie pozytywny odzew. Szpital ma własny wydźwięk, ponieważ był przewidziany, powołany, kierowany, zarządzany i zabezpieczony przez Swamiego. Dlatego myślę, że więź pomiędzy wielką rzeszą wielbicieli i tymi instytucjami będzie trwała nieprzerwanie. Nie jest to tylko kwestia poznania osoby Swamiego. To kwestia umiejętności identyfikowania się ze wszystkim, za czym stał Swami. Następne generacje z pewnością nie poznają Swamiego w ciele fizycznym, sądzę jednak, że pozostawione przez Niego dziedzictwo stanie się dziedzictwem całej ludzkości. W tym sensie spodziewam się, że wielbiciele – powiedzmy następne pokolenie i pokolenie po nim – wciąż będą o nie dbali, ponieważ da im ono sposobność identyfikowania się z wielkim, szlachetnym zadaniem. I jeśli zamierzają zrobić coś dobrego z własnym życiem, to z pewnością na liście spraw przyznają temu dziedzictwu bardzo wysoką pozycję.
Zaufanie do trustu po mahasamadhi

Karuna Munshi: To, co pan powiedział napełnia otuchą. Jednak w umysłach ludzkich pozostaje wątpliwość. To wielkie projekty i dobre nowiny. A jednak, czy od czasu mahasamadhi nie nastąpił spadek napływających od wielbicieli składek podtrzymujących te projekty?

K. Chakravarthi: Widzi pani, spodziewamy się tego. Wszystko, co dorównuje wielkością mahasamadhi, jest nie tylko przejściem... posiada wymiar historyczny, ma zupełnie inną naturę. To potrwa jakiś czas, ponieważ mechanizmy reagowania ludzi różnią się od siebie. Jedni potrafią reagować szybko, drugim zajmuje to więcej czasu, a jeszcze inni sądzą, że skoro Swami jest nieobecny, to nic tu nie zostało. Niektórzy czują, że odwiedziny w aśramie dają im poczucie obcowania ze Swamim. Ludzie reagują w różny sposób, także w czasie powrotu do normalizacji. Weźmy pod uwagę, że istnieje wielka różnica pomiędzy obecnością Swamiego w ciele fizycznym i obecnością Swamiego bez ciała fizycznego. Dla wielu osób to trauma. Bardzo trudno to wytłumaczyć. Myślę, że ci, którzy przeszli przez to jako wielbiciele zrozumieją moje słowa, ponieważ to co dotknęło mnie, musiało w równym stopniu dotknąć każdego z nich.

Karuna Munshi: Rozpacz to proces.

K. Chakravarthi: Dlatego twierdzę, że niektórzy ludzie potrafili poradzić sobie z nim szybciej niż inni. Inni prawdopodobnie znaleźli się w sytuacji zbyt trudnej, żeby się z niej wydostać. Jestem jednak pewien, że to tylko kwestia czasu, ponieważ Swami daje im siłę zdolną to przezwyciężyć. Pewien spadek datków jest zrozumiały. Myślę, że dostrzegą, że nasze działania są wciąż przepojone duchem służenia.

Karuna Munshi: I że instytucje, którymi się opiekujecie nieustannie się rozwijają.

K. Chakravarthi: Tak. Na przykład, proszę spojrzeć jak przez ostatnie 18 miesięcy pracował szpital. Nie odnotowano spadku w żadnej dziedzinie jego działalności. Przeciwnie, zarejestrowano pewien wzrost wszystkich parametrów. Proszę spojrzeć na uniwersytet. Proszę spojrzeć na wydziały, proszę spojrzeć na studentów. Zaangażowanie w sprawy szkolnictwa wyższego nie uległo zmianie, jak również zobowiązania wobec Swamiego, Jego ideałów i misji. Myślę, że misji Swamiego nie definiowała jedynie Jego fizyczna obecność. Tak, to bardzo ważne. Zwłaszcza dla nas – generacji współczesnej Awatarowi. Nie sądzę jednak, żebyśmy mogli Go ograniczać do przeżytej na Ziemi egzystencji. Jeśli popatrzymy na ogólny wymiar czasu, na fizyczne trwanie jakiejkolwiek osoby, nawet boskiej manifestacji, to ma ona swoje granice. Mogą to być dziesiątki lat, lecz nie setki. Myśląc o wzniesionych przez nich instytucjach, a zwłaszcza o instytucjach wzniesionych przez Bhagawana, dochodzę do wniosku, że w historii ludzkości tego rodzaju wydarzenie nigdy się więcej nie powtórzy. Jeśli przyjrzymy się pewnym instytucjom rozwijającym się przez wieki... to zrozumiemy, że te szpitale, ten uniwersytet, itd., będą trwały setki lat. Nawet jeśli boskie manifestacje ograniczają Siebie do kilku dekad, to instytucje ucieleśniające Ich ducha działają przez wieki. I gdy pada pytanie o Jego misję, odpowiadam, że będzie trwała przez wieczność. Przekroczy granice czasu. Myślenie o tych rzeczach w ramach określonego przedziału czasowego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni, jest niewłaściwe.

Karuna Munshi: W rzeczywistości jest bardzo krótkowzroczne.

K. Chakravarthi: Jestem pewien, że instytucje Swamiego będą inspirowały następne pokolenia. Jestem przekonany, że ludzie będą chcieli stać się częścią tego wielkiego dzieła, tej historii, tej tradycji służenia. I myślę, że nasze instytucje staną się punktem zbornym wielu, wielu osób które nadejdą. Wierzę, że pozostanie więź, którą Swami ustanowił pomiędzy sobą i pokoleniami zaludniającymi świat.
c.d.n. z H2H tłum. J.C.
[1] Tirumala – miasto w Andhra Pradesh ze świątynią Śri Wenkateśwary
[2] Indian Administrative Service (IAS) – Indyjska Służba Administracyjna
[3] 1 kror = 10 milionów rupii 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.