Zwykłe dni, prosta radość służenia Sai – zapiski z kampusu w Anantapur

Życie poświęcone edukacji kobiet – inspirujący przykład pani Pushpy Ramanna

Pani Pushpa Ramanna jest bibliotekarką w kampusie Anantapur i mentorką czterdziestu roczników absolwentek Uniwersytetu Śri Sathya Sai. Pełni także funkcję zastępczyni kierowniczki akademika dla dziewcząt.
     Studiowała na Nagpur University, gdzie uzyskała licencjat i tytuł magistra literatury angielskiej. Ukończyła także kurs bibliotekoznawstwa. Służyła sprawie edukacji Sathya Sai od 1971 r. i brała czynny udział w ogromnym rozwoju i ekspansji kampusu w Anantapur od jego najwcześniejszych dni. Przez ponad czterdzieści lat była świadkiem zachodzących tu zmian – od Koledżu Sztuki i Nauki Śri Sathya Sai i Koledżu Naukowego dla Kobiet, po Instytut Wyższego Nauczania i jego obecny status Uniwersytetu Śri Sathya Sai. Przez cztery dekady swojej niczym nieograniczonej służby, współpracowała blisko z pięcioma kierowniczkami kampusu. Dobrze znana ze swojej postawy wdzięczności wyrażanej przez bezinteresowną służbę, nigdy nie wahała się wziąć udziału w dodatkowych zajęciach. Kampus zmieniał się i rozrastał, a pani Pushpa Ramanna pozostawała filarem siły i oddania, będąc wzorem dla swoich koleżanek i dla studentek. Promuje z oddaniem muzyczne talenty, artystyczną twórczość, ogrodnictwo i poczucie wspólnoty między studentkami.
     Poniżej prezentujemy wybrane fragmenty wywiadu zarejestrowanego 18 października 2009 r. i wyemitowanego w Radiu Sai.

Poruszając się w Jego aurze

     Moja starsza siostra przyjechała po raz pierwszy do Prasanthi Nilayam w 1961 r. Przywiozła ją tu teściowa. Po powrocie z kolejnych odwiedzin w 1963 r. nieustannie mówiła o Bhagawanie, o Jego codziennych zajęciach i o swoich doświadczeniach w aśramie. Zaledwie w 1967 roku – powiedziałabym głównie z boskiej woli Swamiego – też mogłam tu przyjechać, zaraz po wyjściu za mąż. Był dzień Guru Purnima. Podczas tej wizyty towarzyszyli mi brat i siostra. Mieliśmy szczęście, ponieważ zostaliśmy zaproszeni na interview. Swami z miłością rozmawiał z bratem o jego chorobach i problemach zdrowotnych. Brat był wtedy bardzo młody i w swojej niewinności powiedział: „Swami! Ludzie mówią, że jesteś Bogiem, ale trudno mi w to uwierzyć.” Swami odrzekł: „To nie ma znaczenia, w co wierzysz. Wystarczy, że będziesz oddany którejś boskiej formie.” Następnie wytłumaczył to przez analogię: „Widzisz tę żarówkę? Jest włączona i rozsiewa wokół światło, ale czy możesz dostrzec przepływający przez nią prąd? Nie, nie możesz! To samo dotyczy Boskości. Jest wszędzie, jest wszechobecna. Atma jest tutaj, dusza przenika wszystko. Ale żeby otoczyło cię światło, musisz włączyć swoją świadomość, tak jak naciskasz kontakt!” To tłumaczenie częściowo przekonało brata i wkrótce został wiernym wielbicielem Swamiego. Swami miał jednak własne plany odnośnie jego i mnie. Przez wiele lat brat marzył o własnej fabryce. Podczas naszej wizyty w 1967 r. Swami poinformował go, że w 1981 r. będzie miał fabrykę w Whitefield i dotrzymał słowa spełniając Jego gorące pragnienie. Przygotowując brata tę chwilę, Swami wysłał go do Narodowego Laboratorium Aeronautyki w Bangalore, a potem do Satyam Electronics. Dzięki łasce Swamiego bratu wiedzie się teraz bardzo dobrze. Nie tylko jemu – brat pomaga ludziom w potrzebie, stara się poprawić egzystencję otaczających go osób. W międzyczasie moja siostra została liderką Bal Vikas. Wkrótce potem Swami powierzył jej stanowisko przewodniczącej Wychowania w Wartościach Ludzkich w Indiach. W ramach swoich obowiązków podróżowała do wielu miejsc pod opieką prof. Gokaka, pierwszego wicerektora Uniwersytetu Sri Sathya Sai.

Pierwsze wskazówki Swamiego

    Pochodzę z bardzo uduchowionej rodziny. Podczas każdej pełni księżyca mama odprawiała pudżę dla Pana Narajany. Podczas Nawaratri ojciec składał ofiarę dla Durgi, czcząc zwycięstwo bogów nad demonami i pościł przez całe dziewięć dni. W tym sensie wyrosłam w duchowym otoczeniu. Gdy zaakceptowałam Bhagawana Babę jako Boga, nie miałam najmniejszych wątpliwości, że jest moim Mistrzem. Mój mąż był oficerem w armii. W 1968 r. stacjonował w Śringarze[1], który w tamtym czasie nie przyjmował rodzin wojskowych. Wtedy, nie mogąc do niego dołączyć, pojechałam z siostrą do Prasanthi Nilayam na święto Mahaśiwaratri. Swami ponownie pobłogosławił nas interview i podczas rozmowy, spełniając moje pragnienie, zaproponował mi pracę w aśramie, dopóki mój mąż pozostaje na obecnym posterunku. Swami powtórzył: „Przyjedź w czerwcu.” Uradowana Jego zaproszeniem, wróciłam z siostrą do rodzinnego domu w Nagpur. W domu oczekiwała mnie wiadomość, że mogę udać się do męża do Śrinagaru, ponieważ Śrinagar przekształcił się w placówkę rodzinną! Wyjechałam bez namysłu. Przenoszono nas z miejsca na miejsce. W 1969 r. wspólnie odwiedziliśmy Prasanthi Nilayam. To prawdziwe błogosławieństwo, że podczas każdej mojej wizyty Swami dawał mi interview. Tak samo było tym razem. Ponownie przekonałam się, że Swami ma Swoje własne plany! Podczas rozmowy z moim mężem, Swami zapytał go od niechcenia, gdzie stacjonuje i przed jakimi staje wyzwaniami. Gdy wychodziliśmy, Swami powiedział spokojnie: „Przyjedź w czerwcu.” Do tego czasu kompletnie zapomniałam, że mówił to do mnie już wcześniej i nie poczułam niepokoju. Punkt zwrotny w moim życiu nastąpił w 1971 r., kiedy straciłam męża. Był krzepki i silny. Stacjonował w Siliguri. Ponieważ nie przyjmowano tam rodzin, wróciłam do Nagpuru i zamieszkałam z rodzicami. Okazało się, że grając w badmintona doznał rozległego zawału serca z powodu niedotlenienia i zmarł. Gdy dostałam tę wiadomość nie minęły jeszcze dwa tygodnie od mojego przyjazdu do Nagpuru. Moją pierwszą reakcją na tę szokującą wiadomość było pragnienie wyjazdu do Puttaparthi. Ale zanim mogłam cokolwiek zrobić, musieliśmy najpierw oddać mojemu mężowi ostatnią posługę. Ponieważ mama miała złamane serce, udałam się z siostrą, bratem i szwagrem do Coorg, gdzie mieszkała teściowa. Po zakończonych uroczystościach siostra, brat, szwagier i ja wyruszyliśmy do Puttaparthi. Tak się złożyło, że ponownie trafiliśmy na święto Mahaśiwaratri. Na nasz widok Swami powiedział: „Mysore ki velli vacahava – Wracacie przez Mysore?” (Mysore leży blisko Coorg), podkreślając tym swoją wszechwiedzę. Następnie zaprosił nas z innymi rodzinami na interview. Zachęcił nas: „Kurchondi bindhu pedthaamu”, co znaczy „Wejdźcie i usiądźcie, otrzymacie u nas dobry posiłek.” Potem pocieszył mnie z matczyną troską, mówiąc: „Posłuchaj, pozbyłaś się wielu przywiązań. Teraz odeszło to przywiązanie. Odeszło także uczucie ‘ja’ i ‘mój’.” Potem podał mi bardzo dobry przykład, wykorzystywany w wielu dyskursach. „Srebrny talerz może zostać zmieniony w kubek, w filiżankę lub w jakikolwiek inny przedmiot. Podobnie Atma, dusza, przyjmuje różne formy. Bądź pewna, że twój mąż przyjął inną formę.” Bardzo trudno mi było zaakceptować ten sposób myślenia. Jego pocieszające słowa sprowadziły do moich oczu łzy. Potem zapytał: „Co chciałabyś robić?” Odrzekłam: „Swami, chciałabym pracować w szkole Rishi Valley[2], bo lubię towarzystwo dzieci. Swami zapytał: „Chcesz być z dziećmi?” Odparłam, że tak. Swami powtórzył: „Przyjedź w czerwcu do Anantapur.” Uświadomiłam sobie wtedy, że Swami wypowiedział te same słowa trzy lata temu!

Poznaję mój przyszły dom

     Z nadejściem czerwca 1971 r. byłam z powrotem w Anantapur, zgodnie z poleceniem Swamiego. Zaraz po przyjeździe zauważyłam jak Swami wychodzi z laboratorium chemicznego, gdzie wznoszono jakąś konstrukcję, w towarzystwie pana Raja Reddy i inżyniera Damodara. Widząc mnie, powiedział: „Cachavaa? – Przyjechałaś?” Odparłam: „Tak, Swami. Kazałeś mi przyjechać w czerwcu.” Ku mojemu zdumieniu Swami powiedział: „W porządku, teraz wracaj i przyjedź w lipcu!” Jak zawsze, Swami miał Swoje plany. Zrozumiałam, że pragnie, abym przyjechała 8-go lipca na inaugurację nowego koledżu. Przyjechałam na pięć dni przed ceremonią i od tamtej pory mieszkam w kampusie. 

Niezrównana radość pierwszych lat w Anantapur

        Akademik nie był jeszcze gotowy. Wraz z kilkoma nauczycielkami, które przyjechały w tym samym czasie co ja, wprowadziłyśmy się do klasy na terenie kampusu. 

Odwiedzając koledż, Swami za każdym razem zajmował pokój na pierwszym piętrze. Podczas tych dni odczuwałyśmy radość z Jego fizycznej bliskości. Kiedyś nas odwiedził, gdy siedziałyśmy w czwórkę w pokoju. Rozmawiając z nami powiedział: „Dzisiaj zaprosiłem kilka osób z okolicy i będziemy mieli dyskurs.” Podarował nam nowe sari i prosił, żebyśmy je założyły. Odbyła się skromna uroczystość i Swami rozdał prezenty nauczycielkom. Miłość i opieka Swamiego były tak wielkie, że nie pamiętałyśmy o niewygodach związanych z mieszkaniem w klasie. Nie miało znaczenia, że musimy się kąpać w łazienkach dla studentek, leżących spory kawałek dalej, że śpimy na podłodze, że nie ma mebli i że musiałyśmy się zaopatrzyć we własne łóżka. To było zupełnie nieważne.

W obecności Swamiego czułam się zawsze jak studentka

    Pierwsze wspomnienia o Swamim związane są z Jego niezwykłą dbałością o szczegóły – Swami jest uosobieniem doskonałości. Przekonałam się o tym, kiedy pierwszego sierpnia zaprosił śmietankę dygnitarzy na obiad do Anantapur. Starannie przygotowane dania zostały podane w bibliotece, zajmującej bardzo obszerne pomieszczenie. Jeszcze teraz pamiętam ten bardzo skrupulatnie zorganizowany obiad. Przychodzi mi na myśl także wizyta pana Ravinshankara Shukli, byłego gubernatora stanu Andhra Pradesh. Swami polecił podać kolację w pokoju nauczycielskim i osobiście nadzorował jej przygotowanie. Pokazał nam nawet jak należy ustawić krzesła, jak powinny być rozmieszczone miski, talerze i szklanki oraz jak należy składać serwetki! Jego zainteresowanie każdym szczegółem było zadziwiające. Przekonałyśmy się wtedy, że bardzo nie lubi niedbałej pracy. Tego samego 1971 r., gdy część z nas siedziała w pokoju nauczycielskim, otrzymałyśmy wiadomość, że Swami przyjedzie z nami porozmawiać. Szybko przyniosłam ze swojego pokoju kuchenkę naftową, paczkę neski i stalowy kubek, żeby mieć je pod ręką. Zaraz po wejściu Swamiego przygotowałam gorącą kawę. Swami przyjął ją z wdzięcznością i właśnie siadał na krześle, gdy zauważył, że kuchenka naftowa wciąż jest włączona. Natychmiast wstał i zgasił ją, mówiąc: „Nigdy niczego nie marnuj.” To tylko niektóre wspomnienia jakie zebrałam podczas pierwszego roku w kampusie w Anantapur.

Tworzenie biblioteki od podstaw

    Swami wyznaczył mi pracę w bibliotece, ponieważ nie było innej bibliotekarki. Przez dwa lata, poza prowadzeniem biblioteki, uczyłam angielskiego. W bibliotece było czternaście wielkich regałów przymocowanych do ściany i osiem małych, na których mieściło się w sumie 10 tysięcy książek. Ponieważ nie były ułożone w żaden metodyczny sposób i nie istniał system umożliwiający ich znalezienie, musiałam zaczynać od podstaw. Z czasem wprowadziłam procedury, które sprawiły, że biblioteka zaczęła funkcjonować w o wiele bardziej profesjonalny sposób. Ponieważ nie mieliśmy sprzątaczki, wstawałam przed siódmą i zamiatałam całe pomieszczenie, przed objęciem obowiązków pomiędzy 7:00 a 7:30. Jeśli chodzi o pracę, nie wyznaczałam sobie żadnych granic i nie zważałam na to, ile zajmuje mi czasu. Te starania stały się jeszcze bardziej warte zachodu, gdy Swami zaczął odwiedzać bibliotekę za każdym razem, gdy był w kampusie. Co więcej, zachęcał wszystkich odwiedzających nas dygnitarzy do zwiedzenia całego terenu. Pewnego dnia, podczas Jego odwiedzin, zebrałam się na odwagę i powiedziałam, że potrzebna mi pomoc. Byłoby miło, gdyby wyznaczył jakąś urzędniczkę. Swami tak odpowiedział na tę prośbę: „Nie, powinnaś pracować z mniejszą liczbą osób.” Uznałam Jego słowa za kolejne przesłanie – że powinniśmy nauczyć się pracować ekonomicznie i efektywnie.
    Na 22 sierpnia 1971 r. wykończono parter akademika i wprowadziły się tam cztery pracownice i kilka studentek – pod koniec roku było ich 60. Czułyśmy się tam szczęśliwe, pomimo takich niewygód jak brak elektryczności i słonawa woda w studni. Miałyśmy swojego rodzaju kuchnię, bez podstawowych udogodnień. Gotowałyśmy na otwartym ogniu i prowadziłyśmy prosty styl życia. Ludzie mówili, że woda w Anantapur ma w sobie dużo fluorku, wywołującego m.in. artretyzm. Dzięki łasce Swamiego, żadna z nas nie cierpi na tę dolegliwość. Podczas tych pierwszych dni, gdy Bhagawan osobiście nadzorował wprowadzanie wszystkich udogodnień, uważanych teraz za oczywiste, podtrzymywała nas Jego bezgraniczna miłość. Po prostu kochał nas gorąco jak Boska Matka. Kilka lat później czerpałyśmy wodę z kranów i studni głębinowych. Teraz, oczywiście, mamy wodę Sathya Sai!

Jego niezwykła obecność w kampusie Anantapur

    W akademiku miałyśmy pokój gościnny. Istnieje do dzisiaj, ale znajdują się w nim lepsze meble i milej się w nim mieszka. Wieczorami śpiewałyśmy tam bhadżany. Czasami przyłączał się do nas Swami, a ja przygotowywałam jako prasadam pudding z marchewki, gajar halva, ponieważ tylko ja potrafiłam dobrze gotować! Swami rozdawał prasad i Sam trochę go zjadał. Chociaż był naszym ukochanym Bogiem, traktowałyśmy go jak członka rodziny. Czułyśmy się przy Nim jak w domu. Kiedyś Swami mieszkał w Swoim pokoju w kampusie Anantapur przez pięć dni. Codziennie przynosiłyśmy Mu śniadanie do pokoju. Niektóre nauczycielki odprowadzały Go do akademika na obiad i kolację, a potem z powrotem, chociaż Swami nigdy nas do tego nie zachęcał. Mówił: „Idźcie, idźcie, zjedzcie swój posiłek!” Kiedyś podczas obiadu Swami zapytał panią serwującą jedzenie: „Czy podałaś studentkom wszystko to, co znajduje się na Moim talerzu?” Pani odpowiedziała: „Nie, Swami, podałyśmy Ci kilka dodatkowych potraw.” Odpowiedział natychmiast: „To marne oddanie. Każda obecna tu osoba powinna dostać to samo co Ja.” To było kolejne przesłanie – nigdy nikogo nie dyskryminujcie.
     Nagarsankirtan odprawiałyśmy przeważnie w czwartki i w niedziele. Gdy Swami przebywał w akademiku, studentki i załoga codziennie śpiewały Omkar i Suprabhatam oraz obchodziły budynek, w którym mieszkał, intonując imiona Boga. W październiku, podczas jednego z tych dni, wyruszyłam ze studentką o 4:30 i stanęłam naprzeciw Jego pokoju. Wyszedł do nas na balkon i polecił, żebyśmy wróciły do siebie, ponieważ jest bardzo zimno. Powiedział: „Idźcie teraz, przyjdę na nagarsankirtan później.” Swami był zaniepokojony, ponieważ ranki były chłodne. Udzielił nam darszanu o innej godzinie.
     Podczas wakacji, na przykład w marcowe święto Ugadi, jechałyśmy ze studentkami na jeden dzień do Prasanthi Nilayam, żeby spotkać się z Bhagawanem. O północy wsiadałyśmy do autobusu i wczesnym rankiem docierałyśmy do Puttaparthi. Swami, poinformowany o naszym zamiarze przyjazdu, przygotowywał dla nas pomieszczenie z książkami, tam gdzie dzisiaj macie stołówkę zachodnią. Najpierw się odświeżałyśmy, a potem szłyśmy na darszan. Swami mówił do nas wszystkich bardzo słodko. Potem szłyśmy na wcześniejszy obiad, ponieważ Swami nalegał, żebyśmy jak najszybciej wyruszały w drogę powrotną do Anantapur, zanim zrobi się późno.

Wszystko jest jednością, traktuj wszystkich jednakowo

    W 1971 r. Swami zorganizował pierwszy miesięczny letni kurs dla studentów, trwający od 1-go do 31-go maja. Ponieważ na kurs przyjechało mnóstwo osób, również z pobliskich miejscowości, aśram był przepełniony i Swami przygotował noclegi w domu weselnym. Musieliśmy przystosować się do małych i ciasnych pomieszczeń i poradzić sobie z ograniczoną liczbą łazienek. Swami zarezerwował dla Siebie poranne lekcje i przebywał z nami przez cały dzień. Rozmawiał z chłopcami i dziewczętami, a wieczorem prowadził interesujące dyskursy i bhadżany. Każdej niedzieli organizował prace społeczne w miejscach położonych w pobliżu aśramu w Brindawanie. Wysyłał nas nawet do szpitala ogólnego w Whitefield i przypominał studentom, żeby pracowali z całą pokorą. Mówił: „Nie czujcie zmieszania biorąc do rąk miotłę i kosz na śmieci.” Powiedział również, że to trwające miesiąc doświadczenie jest równoznaczne z nauką w starożytnej pustelni.
     W czasie trwania kursu nie zachęcał gości i rodziców do odwiedzania kampusu. Prosił o wykłady dobrze znanych mówców – takich jak prof. Rajaratnam i prof. V.K. Gokak – a także ważnych dygnitarzy. Pod koniec zajęć odbyły się egzaminy. Ostatniego dnia Swami robił Sobie z nami grupowe zdjęcia i wręczał nauczycielkom sari w podziękowaniu za ich ciężką pracę. Od tamtej pory odbyło się dużo krótkich obozów, ale ten pierwszy wiąże się z cennymi wspomnieniami. Wielokrotnie przekonywaliśmy się o życzliwości Swamiego. Pamiętam, że kiedyś miałyśmy w koledżu trzy siostry. Gdy zmarł ich ojciec, kierowniczka poinformowała o tym Swamiego, a Swami natychmiast zgodził się finansować ich wszystkie wydatki, żeby mogły ukończyć naukę. Jedna z sióstr pracuje teraz z nami, dwie inne wyszły za mąż.

Poza wszystkimi Śastrami

    W 1975 r. wznoszono salę Purnaćandra. Tego roku Swami postanowił urządzić w mandirze pudżę kumkum podczas święta Daśary. Powiedziano mi, że pudża zostanie odprawiona po dwunastu latach przerwy. Słysząc o tym poczułam wątpliwości czy będę mogła wziąć w niej udział, ponieważ straciłam męża (kumkum jest związane z pomyślnością i z mężatkami). Zwierzyłam się z tych obaw pewnej starszej pani, a ona powiedziała: „Nie ma problemu, amma. Idź i usiądź tam, gdzie Swami będzie wybierał ludzi mogących wejść do mandiru.” Rankiem zrobiłam, tak jak mi poradziła. Swami jak zwykle pojawił się w drugich drzwiach świątyni i ruszył w stronę kobiet. Podniósł w górę palec i powiedział do mnie: „Matko Pushpa, chodź tutaj. Zorganizujesz w mandirze siedmiodniową pudżę kumkum.” Potem polecił mi posadzić wszystkie panie w równych rzędach i podać im talerze ze Swoimi zdjęciami i kumkum. Oznajmił, że kiedy panie uczczą boginię przy pomocy kumkum, zostanie odśpiewana Lalita Saharnanamam[3]. I dodał: „Pod koniec siódmego dnia zbierz całe kumkum i oddaj je kapłanowi.” Swami uśmierzył wszelkie moje lęki i wątpliwości, czy wolno mi będzie uczestniczyć w pudży kumkum. Społeczeństwo wprowadza mnóstwo niepotrzebnych zakazów i zasad – np. takich jak ta, zabraniająca wdowom uczestniczyć w składaniu ofiar. W Indiach, gdy umiera mąż, w żonie też coś umiera. Zostaje naznaczona. Uświadamia sobie swój status i odsuwa się od wszelkich funkcji przynoszących pomyślność. Oczywiście, od tamtej pory wiele zmieniło się na lepsze. Tego dnia Swami udowodnił, że wznosi się ponad wszystkie pisma święte i nie potwierdza społecznych tabu. Pokazał światu, że szuka u Swoich wielbicieli jedynie czystych serc i szczerej służby. Kiedy oddajemy się w Jego ręce, On zajmuje się wszystkimi naszymi zmartwieniami. Miałam niezwykłe szczęście, że od pierwszego dnia Swami był tutaj dla mnie. Gdy tylko miałam jakiś problem, natychmiast przychodził i rozmawiał ze mną. Na przykład, wkrótce po śmierci teściowej wahałam się czy sprzedać naszą posiadłość w Coorg. Swami, wiedząc o mojej rozterce, poradził, żebym się jej pozbyła. Zdawał sobie sprawę, że nie lubię wyjeżdżać z Puttaparthi podczas wakacji i że mam problem z lokatorami – więc podjął za mnie decyzję! Gdybym sprzedała ją teraz, otrzymałabym wyższą cenę, ale dla mnie to sprawa drugorzędna, ponieważ nic nie może zastąpić spokoju, jakiego doświadczam przebywając blisko Boga.

Podróże ze Swamim

    Nieczęsto podróżowałam ze Swamim. Towarzyszyłam Mu jednak kilkakrotnie i było to nadzwyczajne. W 1975 r. Swami obdarzył niektóre z nas błogosławieństwem i zabrał z Sobą do Bombaju. Zatrzymałyśmy się na tydzień w Bharatija Widja Bhavan[4]. Każdego dnia po śniadaniu samochody zabierały nas do Dharmakszetry, około 40 km od Bombaju. Swami był tak troskliwy, że pewnego dnia przysłał nam auto i polecił, żebyśmy zrobiły sobie zakupy! Ponieważ Nagpur leży niedaleko Bombaju, poprosiłam Swamiego o zgodę na odwiedzenie mamy. Nie widziałam jej od czterech lat, to znaczy od 1971 roku. Swami natychmiast przygotował mi podróż do Nagpuru, podczas gdy pozostałe nauczycielki udały się do Shirdi.
     W 1976 r. Swami zwołał letni kurs w Ooty i wspaniale przygotował dla nas trzytygodniowy pobyt. Na zajęciach wygłaszał dyskursy o Mahabharacie. Pewnego dnia urządził nam piknik w Nandanavanam. Spędziliśmy miło czas robiąc zdjęcia i pławiąc się w blasku Jego obecności, ku radości naszych serc!
    Jednak najbardziej radosnym doświadczeniem była podróż do Kodaikanal w 1989 r. Gdy Swami wyruszył tam rankiem, spontanicznie postanowiłyśmy w czwórkę pojechać za Nim. Dotarłyśmy na miejsce tego samego wieczoru i znalazłyśmy się przy Sai Shruthi, kwaterze Swamiego, w chwili gdy rozpoczynała się sesja bhadżanowa. Na jej zakończenie Swami wyszedł udzielić wszystkim darszanu i zauważył nas podczas arathi. Wszedł do bungalowu i posłał po nas. Jak tylko weszłyśmy, zapytał gdzie się zatrzymałyśmy. Odpowiedziałyśmy: „W pobliskim hotelu.” Swami natychmiast zamówił dla nas kawę i wadas (pikantne przekąski z południa Indii). Wiedział, że odbyłyśmy długą podróż i że musimy być zmęczone i głodne! To było kolejne, otrzymane przez nas przesłanie: gdy ktoś odwiedza was w domu, musicie przede wszystkim zapytać, co chciałby zjeść. Swami nie tylko dobrze nas nakarmił, ale posłał jednego z wielbicieli po nasze bagaże do hotelu i umieścił nas w domu na wzgórzu, za Swoim bungalowem. Dzięki Jego łasce przeżyłyśmy godny zapamiętania pobyt w Kodai. Wielbiciele dbali o nasze potrzeby i otrzymałyśmy przywilej spożywania posiłków ze Swamim. Co więcej, każdego dnia Swami nakładał nam własnoręcznie na talerze przynajmniej jeden przysmak! Wyobrażacie sobie Boga podającego posiłki? Doprawdy, żyłyśmy w świecie cudów!

Błogosławione życie

    Swami błogosławi mnie na wiele sposobów. Pierwszego roku polecił mi rozdawać prasadam i inne rzeczy. Nigdy nie wzywał nikogo po imieniu, raczej kiwał palcem. Kilkakrotnie stałam blisko Niego w audytorium Purnaćandra z koszykiem prasadam, a On rzucał wyznawcom lados (słodycze).
     Narajana Sewa, służba dla wsi (masowa dystrybucja jedzenia i ubrań), odbywała się na stadionie. Na tyłach stadionu znajduje się płaski teren mogący pomieścić 10 tys. osób. Posadziłyśmy wszystkich w rzędach i podałyśmy im do posiłku liście figowca i wodę. Czekaliśmy na Bhagawana, który miał przyjść po porannych bhadżanach w mandirze. Mówię to z całą pokorą, że nawet tam Bhagawan dał mi sposobność noszenia koszyka z prasadam i podawania ludziom ryżu. Obdarzył mnie także błogosławieństwem rozdawania sari i innych darów. Kilka dni temu dzieliłam się tymi wspomnieniami ze studentkami i pokazałam im swoje zdjęcia ze Swamim. Nieco później, podczas obchodów święta Daśary, Swami wezwał mnie na werandę i polecił mi wręczyć każdej studentce po dwa sari.
     Nigdy nie bałam się Swamiego. Inni, widząc to, skłaniali mnie do mówienia ilekroć chciałyśmy coś z Nim ustalić. Pracowałam z kilkoma kierowniczkami i żadna z nich nie uważała mnie jedynie za zastępczynię.

Trwałe źródło opiekuńczości i współczucia

    Swami nie odwiedza teraz kampusu. Mimo to, na Swój spokojny sposób wprowadził dla nas wiele udogodnień. Mamy gaz, na którym możemy gotować, urządzenie do cięcia warzyw, mikser, piec do chleba i inne sprzęty do masowego przygotowywania posiłków. W każdym pokoju są dwa wiatraki. Wyposażył w najnowocześniejszą aparaturę laboratorium biotechnologiczne. Niedawno podarował laptopy studentkom kursów magisterskich i doktoranckich. Kazał odnowić dach nad biblioteką. Wcześniej dach składał się z płyt falistych, które się bardzo nagrzewały. Obecnie czekamy, żeby Bhagawan dokonał inauguracji multimedialnej pracowni językowej, jednej z pierwszych w tym kraju. Nasze studentki dobrze radzą sobie w świecie i nazwy instytucji Bhagawana są powszechnie znane.
   Wszyscy, którzy mieli szczęście przebywać w pobliżu Swamiego, bardzo dużo Mu zawdzięczają. Ważne, żebyśmy się zbyt mocno nie martwili, że z nami nie rozmawia, a nawet na nas nie patrzy. Takie myśli nie powinny nigdy w nas powstać. Miejmy Go w naszych sercach i z oddaniem wykonujmy swoje obowiązki. Świat pragnie przyłączyć się do zainicjowanej przez Bhagawana służby na rzecz wsi. Ale Swami powierzył odpowiedzialność za ten projekt studentom i nauczycielom, ponieważ wie, że włożą w niego wszystkie siły. Dzięki temu pozwala nam kosztować radości bezinteresownej służby.

Uosabiajcie kulturę, promujcie skromność, a nie próżność – mówi Swami

     Pragnę ponownie podkreślić koncentrację Bhagawana na kulturze Indii. Swami nie lubi bezmyślnego naśladowania zachodniego sposobu ubierania się. Powtarza: „Trzymajcie się własnej kultury. Róbcie wszystko co macie zrobić na swój sposób. Nie rezygnujcie z własnej kultury i wartości.” Swami kładzie nacisk na kattu, bottu i juttu. Kattu to sposób, w jaki się ubieramy, a bottu to przynoszące szczęście bindi lub kumkum. Mówi, że kumkum jest robione głównie z pudru kurkumy. Gotuje się go na brąz i nakłada na wyznaczone miejsce na czole. Juttu to długie włosy. Współcześni ludzie często wolą ścinać włosy na krótko. Swami wymaga, aby mężatki miały długie włosy, nosiły bransoletki i układały sari na ramionach.

Najpierw bądź, potem rób, na końcu mów

    Dawniej Swami pisał listy do naszej kierowniczki, pani Mukherjee. Ponieważ pani Mukherjee nie czytała w telugu, robiła to dla niej dr Hemalatha, pełniąca wtedy funkcję wicekierowniczki. W Swoich listach Swami zalecał, aby dzieci i nauczycielki brały udział w bhadżanach. Radził: „Nauczyciel musi najpierw wypraktykować to, czego wymaga od dzieci. Dopiero wtedy jego wpływ okaże się efektywny.” Podczas sesji bhadżanowych Swami obchodził grupę i sprawdzał, czy studenci śpiewają z otwartymi ustami i rytmiczne klaszczą. Kazał im wszystkim śpiewać razem, bez względu na to czy mają talent do śpiewania czy nie. To Jego kolejne, subtelnie przekazane przesłanie, że nie powinniśmy zajmować się innymi, ale dawać z siebie 100% wysiłku. Podczas rozmów w sali modlitewnej, Swami zalecał studentom, żeby się uśmiechali, nie śmiali. Wciąż powtarzamy uczennicom te boskie zalecenia, ponieważ obecnie wiele z nich nie miało szczęścia otrzymać ich bezpośrednio od Niego.

On jest zawsze tutaj, jest wszędzie

   Swami nie odwiedza Anantapur od 1989 r. Trzeba jednak pamiętać, że jest wszechobecny i wszechmocny. Wie o wszystkim, co dzieje się w naszych umysłach. Musimy sobie uświadomić ten fakt. I jeśli pracujemy szczerze i bezinteresownie, to nie istnieje nic takiego, czego Bhagawan nie mógłby nam dać. Nie powinniśmy oczekiwać od Swamiego rzeczy materialnych. Jego miłość i łaska są cennymi klejnotami, przyciągającymi nas do Niego na zawsze! Musimy także pamiętać, że nasza praca powinna być doskonała, ponieważ Bhagawan jest uosobieniem doskonałości. Wszyscy mieliśmy niezwykłe szczęście, że znaleźliśmy się u Jego lotosowych stóp. Musimy starać się, aby nasze myśli i czyny pozostawały w zgodzie z Jego oczekiwaniami oraz angażować się każdego dnia, w każdy prosty sposób, w bezinteresowną służbę. Sai Ram!           

z H2H tłum. J.C.
[1] Śrinagar – letnia stolica Dżammu i Kaszmiru, najdalej na północ wysuniętego stanu Indii
[2] Szkoła Rishi Valley (Dolina Riszich) została założona przez J. Krisznamurtiego w wiosce Pathashaala w stanie Andhra Pradesh
[3] Lalita Saharnanamam – święty tekst czcicieli bogini Lality, Boskiej Matki, zapisany w Brahmanda Puruszy.
[4] Bharatija Widja Bhawan – sieć szkół indyjskich. Ich mottem jest cytat z Rigwedy: „Niech szlachetne myśli przypływają do nas z każdej strony.” 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.