Ciąg dalszy rozmowy z panią Premą
Bose (wcześniejsze dwie części opublikowaliśmy w numerach 57 i 58).
Prema Bose
pochodzi ze znakomitej rodziny. Ojciec Premy, pan R.P. Sarathy, był sekretarzem
obrony w nowopowstałych, niepodległych Indiach. Prema mieszkała z mamą, panią
Kamalą Sarathy i starszą siostrą Lilą w stolicy kraju New Delhi. Studiowała na
Uniwersytecie Delhijskim i uzyskała licencjat z pielęgniarstwa. Następnie,
zanim otrzymała dyplom pielęgniarki na prestiżowym nowojorskim Columbia University, przez cztery lata
uczyła pielęgniarstwa w rodzinnej Alma Mater. Nawet po wyjściu za mąż przez pięć
lat kontynuowała pracę z chorymi. Później postanowiła zostać w domu i zająć
się własnymi dziećmi. Wychowywała je w Stanach. W 1981 r. przejęła
rodzinną firmę importową w Filadelfii i prowadziła ją z sukcesem do lata 2010
r. kiedy ją sprzedała. Doskonała studentka, nauczycielka, szefowa firmy, mama,
a teraz babcia, pani Bose jest szczęśliwa mogąc zzuć buty i cieszyć się
emeryturą w Filadelfii, w Madrasie, czy w jej ulubionym miejscu na Ziemi –
Prasanthi Nilayam. W czasie 85. urodzin Baby, okazało
się, że pani Bose spędziła w bliskości Sai ponad 62 lata. Poniżej zamieszczamy końcowy
fragment rozmowy, nagranej w studio Radia Sai w grudniu 2010 r.
Sai błogosławi
dom w Madrasie
Radio Sai: Rozumiem, że cząstka Prasanthi Nilayam
znalazła schronienie w ruchliwym mieście Madras, nazywanym przez panią domem.
Proszę opowiedzieć nam o tym domu i o jego niezwykłej historii. Prema Bose: Kiedy ojciec wybierał się na emeryturę,
Swami powiedział mu: „Zamieszkaj w Bangalore lub w Madrasie. Zamieszkaj w
jednym z tych miast.” Ojciec wybrał Madras, ponieważ stąd pochodzimy i tu nabył
działkę. Potem poinformowaliśmy Swamiego, że zamierzamy wybudować dom. Swami,
który właśnie przebywał w Madrasie, powiedział: „Przyjdę położyć kamień węgielny.”
I zrobił to. W tamtych czasach dosyć często odwiedzał Madras. Gdy ponownie przybył
do miasta, dom był w budowie. Powiedział, że chce go obejrzeć. Ojciec
zaprotestował: „Swami, wszystko tam tonie w grząskim błocie, ubrudzisz sobie
szatę i stopy... Proszę, nie teraz.” Bhagawan nalegał: „Nie, nie. Chcę pójść i
zobaczyć.” Ułożyliśmy więc deski, żeby mógł po nich przejść i rzucić okiem na budowę.
Gdy w 1965 r. dom został ostatecznie ukończony odprawiliśmy grihapraweszam,
ceremonię otwarcia domu. Wkrótce Swami przyjechał ponownie i odwiedził
rodziców, ale mnie tam wtedy nie było. Radio Sai: To razem cztery wizyty – od położenia
fundamentów przez kontrolę wznoszonej konstrukcji, ceremonię otwarcia i kolejne
odwiedziny. Prema Bose: Tak. Wiele osób przychodzących do tego domu
mówiło, że panuje w nim szczególna atmosfera dzięki boskiej obecności Swamiego.
Rzeczywiście, podczas uroczystości otwarcia, gdy Swami wsiadł do samochodu,
ojciec, chory na serce, pobiegł za Nim z zapomnianą przez Swamiego maalai[1].
Swami wysiadł i powiedział do ojca: „Sarathy! Nie powinieneś biegać, masz problem
z sercem.” Podszedł do ojca, wymasował mu serce i oznajmił: „Będziesz zdrowy.”
I wsiadł z powrotem do auta. Radio Sai: To był najszczęśliwszy bieg pani taty. Prema Bose: Najlepszy ze wszystkich! To było takie
cudowne! Potem mama zachorowała na raka. Swami polecił, żeby zostawiła mi dom.
Odpowiedziała: „Jak mogłabym to zrobić? Mam dwie córki.” Poczuła się okropnie.
Ale za każdym razem gdy przyjeżdżała do Puttaparthi, Swami pytał: „Zrobiłaś
to?” Nie wiem dlaczego, ale bardzo nalegał, a siostra się nie sprzeciwiała,
ponieważ dysponowała domem należącym do rodziny męża. Jednym słowem, nie
mieliśmy z tym problemu. W końcu mama podarowała mi dom i w trzy miesiące
później umarła – 24 listopada 1999 r.
Poddanie się,
zaufanie, akceptacja
Radio Sai: Dokładnie w dzień po urodzinach Swamiego! Prema Bose: Rzeczywiście, gdy przyjechaliśmy do Niego w
odwiedziny, powiedział: „Wasza mama nie chciała przyjechać na Moje urodziny,
więc zabrałem ją następnego dnia.” Przez ostatnie trzy lata mama chorowała na
raka języka. Zaraz po wydaniu diagnozy zwróciliśmy się do Bhagawana: „Zalecają
naświetlania, co sugerujesz?” Swami odpowiedział: „Tak, niech weźmie naświetlania.”
Więc brała je i przez wiele miesięcy odczuwała ich skutki. Straciła m.in.
słuch, ale potem, przez rok, czuła się dobrze. Później wszystko wróciło. Wtedy
lekarze postanowili zastosować bardzo agresywne naświetlania, zwane
brachyterapią[2].
W tym czasie mama nie mogła wychodzić. Poprosiła, żebym pojechała i
porozmawiała ze Swamim. Swami był w Whitefield. Zapytałam Go: „Jak myślisz, co
powinniśmy zrobić?” Zatrzymał się na chwilę, popatrzył w dal i rzekł: „Nic nie
róbcie. Ja się nią zajmę.” I dokładnie tak było. Zajął się nią, ponieważ rakowi
języka mógł towarzyszyć intensywny ból i krwawienia. Mama ich nie miała. Nie
musiała brać morfiny. Dzięki łasce Swamiego odeszła bardzo spokojnie, w domu. Radio Sai: Jego łaska podziałała jak morfina, odcięła
ból. Prema Bose: Dokładnie tak! Zabrał cały jej ból... przez
ostatnie dwa dni myślała wyłącznie o Swamim. Gdy umierała, śpiewaliśmy bhadżany.
Czy nie do tego dążymy? W ostatnim momencie życia nie chcemy mieć żadnych
przywiązań. Dokonał tego Swami. Umarła w Jego obecności. Opiekował się nią od
momentu, gdy przyszła na świat do chwili,
gdy z niego odeszła. Radio Sai: Pani mama spędziła większość życia służąc
Swamiemu i śpiewając na chwałę Boga. Potem zapadła na nieuleczalną chorobę
języka. Czy kiedykolwiek zapytała, dlaczego ją to spotkało? Czy niepokoił ją
fakt, że życie okazało się dla niej takie surowe i niesprawiedliwe? Prema Bose: Nie, nigdy o tym nie myślała. Nigdy nie zastanawiała
się, dlaczego tak się stało. Uznała to za chorobę karmiczną. Mówiła, że Swami
dlatego daje nam pod koniec życia trudne doświadczenia ciężkich chorób
fizycznych, żebyśmy przerobili część karmy. Nigdy nie myślała w kategoriach
„Dlaczego ja?”, nic takiego. Nie użalała się nad sobą. Nie odczuwała gniewu.
Wszystko akceptowała. Zawsze akceptowała to, co ją spotykało, ponieważ Swami
był z nami tuż obok, przez całe życie. Nawet gdy byliśmy w Stanach, z moimi
małymi dziećmi, mówiłam: „Swami jest zawsze z nami.” Nie czuliśmy strachu.
Czasami w nocy bała się moja córka. Pytałam: „Dlaczego się boisz? Swami jest z
nami.” Świadomość, że Swami jest zawsze z nami, przynosi ogromne poczucie
bezpieczeństwa. Tak, zdarzają się w trudne chwile, ponieważ musimy odpracować
karmę. Radzimy z nią sobie kierując się wskazówkami Swamiego. Jeśli jesteśmy
przekonani, że Swami jest z nami, wówczas nie czujemy się dotknięci niechcianymi
doświadczeniami życiowymi i nie wzbudzają one w nas gniewu. Przeżywając je nie
buntujemy się i nie gromadzimy dalszej karmy. Jeśli stawiamy jej opór lub
obrażamy się na Swamiego, zbieramy jej więcej. Pytając dlaczego Bóg nam to dał,
zwiększamy ją rozczulaniem się nad sobą. Akceptacja pokonuje karmę, ponieważ
jeśli potrafimy ją przyjąć, to umiemy też wybaczyć. Akceptacja jest kluczem do
nauk Swamiego. Radio Sai: I ta nieustanna świadomość, że Swami jest
zawsze z nami, brak lęku, który z tego wypływa, jest wielką umiejętnością życiową. Prema Bose: Oczywiście! Myślę, że ta prawda odnosi się
do wszystkich. Na każdym życiowym zakręcie, cokolwiek się działo... nawet gdy
przejęłam interesy rodzinne, Swami zawsze nam błogosławił. Mówił: „Zrób to!”
Gdy mama zachorowała, chciałam wrócić. Powiedział: „Nie, pracuj tutaj. Twojej
mamie nic się nie stanie.” Każdemu dawał inne rady. Czuję to bardzo mocno. Dając
radę, bierze pod uwagę sytuację konkretnej osoby. Jak wtedy, gdy kazał mi robić
to, co robię i nie wracać. Komuś innemu mógłby polecić, żeby wrócił i
zaopiekował się chorą matką. Jego rady pasują do nas i uwzględniają najlepsze rozwiązanie.
Później trudno nam było pytać Go o wszystko, ale mogliśmy stosować się do Jego
nauk. Radio Sai: To ciekawe. Powiedziała pani, że wizyty
Swamiego w waszym domu były krótkie, zaledwie dwudniowe! Obecnie, dwusekundowy
kontakt z Bhagawanem jest wielkim wydarzeniem. Mieliście Go dla siebie przez 48
godzin, a jednak czuliście, że to za krótko. Myślę, że czas jest relatywny,
naprawdę się zmienia! Prema Bose: Mówił nam wtedy: „Pewnego dnia będziecie
oglądać Mnie z daleka jako pomarańczową plamę. Nie będziecie mogli przyglądać
mi się z bliska.” Oczywiście, nie wierzyliśmy Mu. Myśleliśmy: „Nie, nie, nie.
Czy to kiedykolwiek będzie możliwe? Swami zawsze będzie blisko nas.”
Rzeczywiście, stawał się pomarańczową lub złotą plamą, gdy patrzyliśmy na Niego
podczas obchodów urodzin lub wypełniania ważnych funkcji. Ale zachowaliśmy
cudowne wspomnienia z podróży. Raz zabrał nas do Kodaikanal, na jedną z
pierwszych wypraw, na samym początku. Prosił moją mamę, Saraju Maa i czasami
Rani Maa – wydaje mi się, że ona również
brała w tym udział – żeby przychodziły do Niego wczesnym rankiem, o 4:00.
Wstawał i uczył je poprawnie śpiewać Omkar. A potem resztę czasu spędzał z
nami, z dziećmi. Bawił się, odpowiadał na pytania, dawał rady, itp. Był tam
przez cały ranek.
Kobiety rozwinięte duchowo są czynnikiem przemian
Radio Sai: Rozumiem, że była pani wtedy bardzo młoda,
ale muszę panią o to zapytać. Te zamężne kobiety, pani mama i ciocie – Saraju
Ma i Rani Maa – były bardzo uduchowione i oddane Bhagawanowi. A mimo to ich
mężowie przyłączyli się do ruchu dużo później. Te kobiety wprowadzały duchowość
do życia rodzinnego. Czy Bhagawan radził im, jak postępować z mężami nie
podzielającymi ani ich entuzjazmu do Swamiego, ani przekonania, że to, co On
mówi stanowi prawo? Nie zapominajmy, że były to kobiety wychowane w
tradycyjnych wartościach hinduizmu. Jak, według Swamiego, miały rozbudzić w
mężach zaangażowanie duchowe? Prema Bose: Swami radził im, żeby ich do siebie nie
zrażały. Wymagał, żeby miały ich zgodę na przyjazd do Puttaparthi. Nie powinny
irytować mężów, mówiąc: „Muszę to
zrobić.”, „Swami tak powiedział” ani konfrontować ich z przekonaniami
Swamiego. Mówił: „Będą się zmieniać powoli, zgodnie z waszą drogą życia. Niech
będą po waszej stronie, poinformowani i zaangażowani, wtedy się zmienią, widząc,
co dzieje się z wami.” I tak dokładnie się stało. Zanim tata został wielbicielem
Swamiego, był bardzo hojnym człowiekiem, miał dobre serce, nie występował
przeciwko Niemu. Po prostu nie wierzył w takie rzeczy. Ale gdy poznał
Bhagawana, przestał wątpić. Chociaż nigdy nie pojechał do Puttaparthi, to
widział Swamiego w Madrasie. Radio Sai: Więc najlepszym sposobem przekonania małżonka
jest własna transformacja i przykład? Prema Bose: Właśnie tak! To jedyna droga. O tym mówił
Swami. Dawał im bardzo dokładne wskazówki odnośnie życia rodzinnego, nieporozumień,
postępowania z mężem i z dziećmi oraz szeregu innych spraw. Dzięki tym
wskazówkom, ich życie rodzinne układało się harmonijnie. Przykład kobiet wpływa
na mężczyzn. Radio Sai: Pomimo tak gorącego oddania nie pozwolił,
żeby zaniedbywały obowiązki domowe. Miały je wypełniać. Prema Bose: Wtedy nie naruszano granic życia
rodzinnego, trzymano się zasad. Obecnie jest inaczej, ludzie odrzucają życie
rodzinne jak zbędną rzecz, jednak wtedy tak nie było. Kobiety miały wpływ na mężów.
To sprawa inicjowania zmian w drugim człowieku. Mąż Rani Maa i mąż mojej mamy
spełnili w końcu oczekiwania swych małżonek. W mojej rodzinie kobiety są
zwiastunkami. Zaczęło się od babci. Rozumie pani, to były bardzo silne i
uduchowione kobiety, odgrywające w domu wielką rolę. Dzięki temu wychowywałyśmy
się w przekonaniu, że możemy osiągnąć wszystko. Swami dał nam tę pewność.
Radio Sai: Myślę, że jedyną rzeczą, której brakuje młodym
kobietom na Zachodzie jest poczucie godności, pomimo ogromnego rozwoju ich krajów.
Prema Bose: Tak. Potrzebna jest duchowa baza, na której można wzrastać. Wtedy zyskujemy poczucie godności.: Tak. Potrzebna jest duchowa baza, na której można wzrastać. Wtedy zyskujemy poczucie godności.
Radio Sai: Tak, to prawda. Od chwili gdy poznała pani
Bhagawana, do chwili w której zapisujemy tę rozmowę, minęły 62 lata. Proszę nam
powiedzieć, co wywarło na panią największy wpływ. Prema Bose: To bardzo trudno określić. Radio Sai: Dlaczego? Prema Bose: Poznałam Swamiego mając 12 lat. Teraz mam
75. Nie potrafię wskazać pojedynczego zdarzenia. Swami ukształtował całe moje
życie. Byłam Mu zawsze oddana. Nawet gdy zanurzam się w świecie i działam w
nim, Swami jest zawsze ze mną. Należy do mojej rodziny. Jest to tak bliska
relacja, że czujemy jak otula nas płaszczem Swojej miłości. Jego miłość jest
najważniejsza. Jest tym, co przychodzi. Powtarzał nam wiele razy: „Was i Mnie
łączy indywidualny związek – z Mojego serca do waszych serc. Łączy nas bliskie
pokrewieństwo.” To dlatego podtrzymuję z Nim prywatną znajomość. Nigdy nie
angażowałam się w prace stowarzyszeń i grup. Dla nas był to zawsze osobisty
związek ze Swamim. Jest naszym światłem przewodnim. Nie wiem, co byśmy bez
Niego zrobili. Opiekuje się już naszym czwartym pokoleniem. Zaczęło się od
mamy, potem była moja siostra i ja, następnie nasze dzieci, a teraz wnuki.
Przyjął moje wnuki do Swojej szkoły, aby je dobrze wychować. Nas również
prowadzi wyznaczoną drogą. To cudowne, że wszyscy członkowie mojej rodziny od
czterech pokoleń są Jego wielbicielami, że czują do Niego taką samą miłość i
szacunek jak my. Jesteśmy za to Swamiemu ogromnie wdzięczni. Radio Sai: Mówi pani o Swamim z wielkim uczuciem, jak o
członku rodziny. Czy kiedykolwiek postąpiła pani wbrew Jego słowom? Jak pani wtedy
reagowała? Czy czuła pani lęk? Prema Bose: Nigdy nie lękałam się Swamiego. Wiem, że
mama czasami się Go bała, gdy postąpiła lub pomyślała niewłaściwie. Jak wtedy,
gdy podczas wyprawy do Badrinath ktoś wyraził się źle o pewnym wielbicielu, a
ona po prostu się z tym zgodziła. Potem pomyślała: „Ojej! Swami na mnie nakrzyczy.”
Tego dnia Swami o nią pytał. Nie poszła się z Nim zobaczyć, bo bała się przed
Nim stanąć. Gdy w końcu stanęła, powiedział tylko: „Kamala Sarathy, wracaj,
musimy przygotować się do drogi powrotnej.” Jednak nie, nie baliśmy się Swamiego.
Nie jest gniewnym Bogiem. Jest Bogiem pełnym miłości. Jest prawdziwie kochającym
Bogiem, któremu można wszystko powiedzieć, a On nam przebaczy. Nie posłuchałam Go
tylko w jednaj sprawie i żałuję tego do dzisiaj. Gdy byłam bardzo mała, nigdy
nie śpiewałam, ponieważ moja siostra śpiewała bardzo dobrze. To problem ego.
Śpiewała tak dobrze, że ja nie chciałam śpiewać. Za to grałam na skrzypcach.
Kiedy śpiewaliśmy bhadżany, Swami prosił: „Prema, śpiewaj.” Powtarzał to
wielokrotnie, ale Go nie słuchałam.
Żałuję tego do tej pory, ponieważ mogłam śpiewać bhadżany. Gdy Swami
mówi o takich sprawach wydają się nie mieć większego znaczenia, ale ich
konsekwencje są dalekosiężne. Myślę, że to bardzo ważne, żebyśmy
słuchali Go spontanicznie, pamiętając, że nie posiadamy Jego wiedzy. Dawniej
ludzie komentowali: „Ten wielbiciel pragnie otrzymać interview. Dlaczego go nie
dostaje?” Swami odpowiadał: „Wiem lepiej od was, kto na co zasługuje.” Radio Sai: Patrzy na nas z góry jak ptak i wszystko
widzi. Zna przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Prema Bose: Dokładnie! Zanim zaczniemy oceniać,
zastanówmy się czy jesteśmy równie wielcy jak On. Nie jesteśmy! Zaakceptujmy,
że Swami jest tutaj i wie najlepiej. Pielęgnowanie więzi z niezachwianym oddaniem Radio Sai: Jakie jest pani największe przeżycie
wypływające z doświadczania Swamiego? Jaką lekcję uważa pani za najcenniejszą? Prema Bose: Wzrastając ze Swamim czułam, że najlepszym
sposobem służenia Mu jest podążanie za Jego naukami. Jest ich
tak wiele, że nie możemy praktykować wszystkich. Wybrałam więc kilka z nich i
wypełniłam nimi życie. Swami powtarzał: „Musicie mieć zawsze wielkie serca.
Czuję, że chcecie otworzyć je dla ludzi.” Nauczyłam się, że powinnam pomagać
bliźnim najlepiej jak potrafię i nikogo nie ranić. Kolejną rzeczą jest otwarcie
serca na miłość. Tak więc dla mnie przesłaniem jest miłość i czynienie dobra.
Nie zawsze trzeba czynić dobro na skalę globalną. Czasami dobroci potrzebują otaczający nas ludzie. Gdy prowadziłam
firmę, wszyscy pracownicy byli moją rodziną. Tak ich traktowałam. Tak samo
postępujemy w naszym domu w Madrasie – zatrudnione tu osoby stanowią część
naszej rodziny, opiekujemy się nimi. I dlatego zostali wielbicielami Swamiego –
nie dlatego, że mam zdjęcie Bhagawana i Go wielbię. Zostali Jego wielbicielami
w niewytłumaczalny sposób. Gdy jadę do Puttaparthi, proszą mnie: „Przywieź mi
zdjęcie Swamiego, przywieź mi wibhuti. To wszystko, czego pragną. To bardzo
osobista sprawa. Nie wierzę w wielkie, globalne programy, po prostu chcę
praktykować nauki Swamiego. Inną rzeczą jakiej się od Niego nauczyliśmy jest
niepodważalna i niezachwiana wiara. Pozostała niezachwiana przez 62 lata.
Myślę, że to bardzo ważna rzecz, którą trzeba zrozumieć. Musimy w Niego mocno
wierzyć, a On się nami zaopiekuje. I pamiętać, że nawet jeśli w Niego nie
wierzymy, to On i tak nas nigdy nie opuści. Musimy to sobie uświadomić.
Opiekuje się mną nie dlatego, że coś dla Niego robię i wierzę w Niego. Jednak
kiedy wierzymy, że Swami jest końcem wszystkiego i wszystkim, wtedy nie chcemy
robić niczego, czego On nie pochwala. Nie chcemy sprzeciwiać się Jego
życzeniom. Myślę, że ponosimy konsekwencje, jeśli o tym wiemy i postępujemy
wbrew Jego woli. Patrzę na młodych ludzi, którzy pochylają się do stóp Swamiego
i otrzymują od Niego lekcje. Powinniśmy Go słuchać, gdy powtarza młodym i
starym, żeby nie spędzali zbyt wiele czasu przed telewizorem lub nie rozmawiali
za długo przez telefon komórkowy. Siedzą u Jego stóp, kiwają głowami na zgodę,
ale postępują inaczej. Czy robiliby tak, wierząc Mu w pełni? Chodzi mi o to, że
każdy z nas powinien przyjąć jakąś naukę i starać się ją przeżyć. Rezultaty
otrzymamy na końcu. Czasami jest zbyt trudne, szczególnie dla młodych ludzi
albo nawet dla starszych, przyjąć wszystkie Jego nauki i starać się być człowiekiem
doskonałym. Nie jesteśmy doskonali. Czasami się złościmy i krzyczymy na innych.
Może się to zdarzyć każdemu. Ale starajmy się. Weźmy jedną lub dwie nauki
Swamiego i praktykujmy je. I każdego ranka, po odmówieniu modlitwy, prośmy Go:
„Swami, myśl przeze mnie, mów przeze mnie i pracuj przeze mnie.” Resztę pozostawmy
Jemu. Radio Sai: Jestem pewna, że ta rozmowa sprawiła słuchaczom
ogromną radość. Dziękuję pani. Sai Ram. Prema Bose: Dziękuję za zaproszenie. Sai Ram.
z H2H tłum.
J.C.
[1]Maalai
– girlanda kwiatów [2]brachyterapia lub
curieterapia – źródło promieniowania umieszczone jest precyzyjnie obok obszaru
wymagającego leczenia
Prema Bose: Tak. Potrzebna jest
duchowa baza, na której można wzrastać. Wtedy zyskujemy poczucie godności.