Sudha Murty,
przewodnicząca Infosys Foundation i
pisarka,
jest znana z umiejętności zbierania ciekawych
opowiadań o życiu
zwykłych ludzi i układania z
nich wyjątkowych mieszanek faktu i fikcji.
Jej ostatni zbiór
opowiadań pt. „Dzień, w którym przestałam pić
mleko: prawdziwe historie stąd i
stamtąd” (wydany przez Penguin Books
India) zawiera fascynujący zestaw postaci, z których każda wywarła
niezatarte wrażenie na autorce. Poniżej cytuję perełkę z rozdziału
„Z Bombaju
do Bangaluru” – jedno z najbardziej podnoszących na
duchu opowiadań tego zbioru.
Ravi Narasimhan
Był początek lata. Wsiadłam do pociągu Udyan Express na stacji Gulbarga. Jechałam do Bangalore. Mój
przedział drugiej klasy z miejscami rezerwowanymi był przepełniony ludźmi.
Usiadłam i zostałam zepchnięta w róg miejsca do leżenia. Chociaż było przeznaczone
dla trzech osób, siedziało nas tu już sześcioro…
Przyszedł konduktor
i zaczął sprawdzać bilety i rezerwacje. Nagle spojrzał w moim kierunku i
spytał: „A pani bilet?” „Już panu pokazywałam” – odpowiedziałam.
„Nie pani.
Dziewczyny chowającej się pod pani łóżkiem. Hej, wychodź. Gdzie masz bilet?”
Zrozumiałam, że ktoś kryje się pod moim miejscem. Gdy konduktor krzyknął,
dziewczyna wyszła z ukrycia.
Była chuda, o
ciemnej karnacji i bardzo przestraszona. Miała twarz zalaną łzami. Musiała mieć
jakieś trzynaście lub czternaście lat. Miała nieuczesane włosy i była ubrana w
podartą spódniczkę i bluzkę. Trzęsła się i trzymała złożone ręce. Konduktor
zaczął siłą wyciągać ją z przedziału. Nagle dopadło mnie dziwne uczucie. Wstałam
i zawołałam konduktora. „Proszę pana, zapłacę za jej bilet” – powiedziałam.
On popatrzył na
mnie i odrzekł: „Proszę pani, jeśli da jej pani dziesięć rupii, będzie o wiele
szczęśliwsza niż z biletu.” Nie słuchałam go. Poprosiłam o bilet do ostatniej
stacji, do Bangalore, tak by mogła wysiąść gdzie chciała.
Powoli dziewczyna
zaczęła mówić. Powiedziała mi, że ma na imię Chitra (czyt. Ćitra). Mieszkała we
wiosce niedaleko od miasta Bidar. Jej ojciec wynajmował się do prac jako
niewykwalifikowany robotnik za płace ledwo wystarczające na życie, a matkę
straciła przy urodzeniu. Ojciec ponownie się ożenił i z macochą miał dwóch synów.
Ale kilka miesięcy temu ojciec zmarł. Macocha zaczęła ją często bić i nie
dawała jej jedzenia. Dziewczyna była wycieńczona takim życiem. Nie miała
nikogo, kto mógłby ją wesprzeć, dlatego odeszła z domu szukać czegoś lepszego.
Gdy pociąg
dojeżdżał do Bangalore, powiedziałam Chitrze „Do widzenia” i wysiadłam z pociągu.
Przyszedł mój kierowca i zabrał moje torby. Poczułam, że ktoś na mnie patrzy.
Gdy obróciłam się, stała tam Chitra i smutno na mnie patrzyła. Ale przecież nie
mogłam już nic więcej dla niej zrobić. Ze współczucia zapłaciłam za jej bilet,
jednak nawet na myśl mi nie przyszło, że mam się nią zaopiekować!
Powiedziałam, żeby
wsiadła do mojego samochodu. Mój kierowca przyglądał się dziewczynie z
ciekawością. Kazałam mu zawieźć nas do mojego przyjaciela Rama. Ram prowadził oddzielne
schroniska dla chłopców i dziewcząt. My, w Infosys
Foundation, wspieraliśmy go finansowo. Pomyślałam, że Chitra może
zamieszkać tam przez jakiś czas, a gdy wrócę ze swoich objazdów, możemy porozmawiać
o jej przyszłości.
Wracając nie byłam
pewna, czy Chitra w ogóle tam jeszcze będzie. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam
Chitrę wyglądającą na o wiele szczęśliwszą niż poprzednio. Ram zasugerował,
żeby Chitrę posłać do pobliskiej szkoły średniej. Natychmiast zgodziłam się i
powiedziałam, że będę sponsorować jej wydatki dopóki będzie się uczyć.
Opuściłam schronisko z przekonaniem, że Chitra znalazła dom i nowe perspektywy
na życie.
Później byłam
bardzo zajęta, tak że odwiedzałam schronisko tylko raz na rok. Ale zawsze
wypytywałam o nią przez telefon. Wiedziałam więc, że dobrze się uczy i robi
zadowalające postępy. Zaproponowałam jej sponsorowanie także studiów, jeśli
zechce pójść do koledżu. Ona jednak powiedziała: „Nie, Akka. Rozmawiałam z
przyjaciółmi i już postanowiłam. Chcę uzyskać dyplom z informatyki, abym po
trzech latach mogła zaraz pójść do pracy.” Chciała być niezależna tak szybko,
jak tylko można. Swój dyplom zdobyła z wyróżnieniem. Otrzymała też pracę w
firmie komputerowej w charakterze technika sprawdzającego. Gdy otrzymała
pierwszą pensję, przyszła do mojego biura z sari i pudełkiem słodyczy.
Pewnego dnia, gdy
byłam w Delhi, otrzymałam telefon od Chitry. Była szczęśliwa. „Akka, moja firma
wysyła mnie do USA! Chciałam się z tobą spotkać i przyjąć twoje
błogosławieństwo, ale nie ma cię tu w Bangalore.”
Mijały lata. Od
czasu do czasu dostawałam od Chitry e-mail. Jej kariera rozwijała się świetnie.
Była oddelegowywana do kilku miast w USA i cieszyła się życiem. W duchu
modliłam się, by zawsze była szczęśliwa, gdziekolwiek się znajdzie.
Wiele lat później
zostałam zaproszona do wygłoszenia wykładu w San Francisco dla Kannada Koota,
organizacji zrzeszającej rodziny mówiące w języku kannada. Wykład miał się
odbyć w auli konferencyjnej pewnego hotelu, więc zdecydowałam się zamieszkać w
tym właśnie hotelu. Po wykładzie zamierzałam wyjechać na lotnisko. Gdy się
wymeldowywałam i chciałam zapłacić w recepcji za pobyt, recepcjonista
powiedział: „Proszę pani, nic nie musi pani płacić. Tamta pani już uregulowała
pani rachunek. Musi znać panią bardzo dobrze.” Odwróciłam się i zobaczyłam
Chitrę.
Stała z młodym
białym mężczyzną. Była ubrana w piękne sari i z krótko przyciętymi włosami
wyglądała bardzo ładnie. Jej ciemne oczy jaśniały szczęściem i dumą. Zaraz jak
mnie zobaczyła, obdarzyła mnie promiennym uśmiechem, uściskała mnie i dotknęła
moich stóp. Byłam przytłoczona radością i nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam
bardzo szczęśliwa, widząc jak potoczyły się losy Chitry. Wróciłam jednak do
zasadniczego pytania: „Chitra, dlaczego zapłaciłaś mój rachunek? To nie jest w
porządku.” Ona nagle rozpłakała się, objęła mnie i powiedziała: „Bo ty
zapłaciłaś za mój bilet z Bombaju do Bangalore!”