Sumeet Tappoo jest gwiazdą na
firmamencie indyjskiej lekkiej muzyki klasycznej. W 2006 r. wystąpił na prestiżowym
festiwalu pieśni ghazal (miłosnych),nazywanym khazana
(skarbem), gdzie śpiewał z legendarnymi indyjskimi muzykami, takimi jak Anup
Jalota, Pankaj Udhas i Talat Aziz. Interesował się muzyką od dzieciństwa i
zaczął występować w wieku siedmiu lat. Pierwszy album nagrał mając lat jedenaście.
Pasjonuje się muzyką i koncertuje na całym świecie, do Stanów Zjednoczonych po
Anglię i Australię. Nagrał kilka albumów z bhadżanami i niedawno
zadebiutował w indyjskim przemyśle filmowym. Znany jest wszędzie jako
pieśniarz, kompozytor i autor tekstów. Co ważniejsze, od wczesnych lat życia
jest oddanym wielbicielem Bhagawana Baby. Miłość do Swamiego ma we krwi – jego
rodzina czci Sai od trzech pokoleń. Urodził się na Fidżi[1],
kształcił w Australii, a obecnie mieszka w Bombaju. Ale jak mówi, jego domem
jest Puttaparthi.
Przedstawiamy Wam zredagowaną rozmowę
Sumeeta Tappoo z Bishy Prusty, zarejestrowaną 17 listopada 2011 r. dla serii audycji
Radia Sai zatytułowanej „Schadzka z Boskością”.
Radio Sai: Sumeet,
witamy w studiu Radiu Sai.
Sumeet Tappoo:
Dziękuję. Sai Ram.
Radio Sai: Przede
wszystkim chciałbym ci pogratulować pełnego uczucia występu poprzedniego
wieczoru (16 listopada 2011r.). Były tam pieśni poruszające najgłębsze struny
mojej duszy. Jestem pewien, że to samo przeżywali inni wielbiciele, ponieważ
dla większości z nas są one bardzo bliskie i rozumiemy wyrażane w nich uczucia.
Doprawdy, to był piękny początek obchodów osiemdziesiątych szóstych urodzin
Bhagawana. Czym było to doświadczenie dla ciebie?
Sumeet Tappoo:
Dziękuję za miłe słowa. Od mahasamadhi Bhagawana trudno mi przyjeżdżać
do Prasanthi Nilayam. Wielokrotnie bukowałem bilety, ale nie byłem w stanie
wejść na pokład samolotu przylatującego tutaj z Bombaju. Każdy przeżywa własną
podróż z Sai. Wiemy, że jest z nami, a mimo to nie możemy się pogodzić z jego
fizyczną nieobecnością. Niedawno powiedziałem Bhagawanowi: „Swami, gdy przyjadę
ponownie do Prasanthi, chciałbym zrobić coś specjalnego.” Taka myśl przebiegła
mi przez głowę, gdy patrzyłem na fotografię Swamiego. Przez wiele lat, od
dzieciństwa, Puttaparthi było moim domem. Od 2003 r. przyjeżdżałem tu co miesiąc,
chociaż mieszkam w Bombaju, gdzie pracuję jako muzyk. To mój dom, prawdziwy
dom. Jakieś dwa miesiące temu, patrząc na zdjęcie Swamiego, powiedziałem: „Swami,
chcę pojechać do domu.” W ubiegłym tygodniu zadzwonił do mnie pan Srinivasan,
przewodniczący Organizacji Służebnej Sri Sathya Sai na Indie i poprosił, żebym
wystąpił 16 listopada. Uznałem, że to wezwanie od Swamiego. Występowałem
podczas obchodów Jego 85-tych urodzin, lecz wczoraj wieczorem miałem jeszcze
większą tremę. Śpiewanie przy samadhi jest czymś zupełnie innym.
Profesor Kumar wymienił moje nazwisko i nazwiska towarzyszących mi muzyków.
Złożyliśmy kwiaty i weszliśmy na scenę. I nagle poczułem tę pewność siebie, tę
energię, płynącą do mnie z krzesła Bhagawana i dającą mi siłę do występu. „Sai
Baba bolo...” to bardzo emocjonalna pieśń – wzywamy w niej Sai, budzimy Go.
Powiedziałem sobie: „Nie zaśpiewam jej, za bardzo mnie poruszy. Jeśli będę
musiał ją zaśpiewać, zrobię to później.” Rozpocząłem od modlitwy w telugu,
którą skomponowałem na 85 urodziny Swamiego, mając na to Jego błogosławieństwo.
Później pomodliłem się do Niego krótko pieśnią w hindi. Wielbiciele w Sai
Kulwant Hall śpiewali ją wraz ze mną. Nagle moje palce wzięły akord f-moll i
zaintonowałem „Sai Baba bolo...” To było jak hipnoza, nie czułem upływu
czasu! Dowiedziałem się dzisiaj rano, że mój występ trwał 70 minut! Piętnaście
minut za długo! Przeprosiłem za to Swamiego, ponieważ Swami bardzo wysoko ceni
dyscyplinę! Całkowicie się zagubiłem, ponieważ odczuwałem obecność Swamiego
niewiarygodnie mocno! Oczywiście, był w tym element smutku, bo bardzo mi Go brakuje.
Nie śpiewam już dla Jego fizycznej formy. Ale wczoraj było niewiarygodnie. Nie
mam pojęcia na ile mój występ był dobry technicznie!
Radio Sai:
Najważniejszą rzeczą jest bhawa, uczucie. Wszyscy jesteśmy z nim związani.
Sumeet Tappoo: To
łaska. Występowanie dla Niego, gdy był obecny w ciele, było zupełnie czymś
innym! Nic nie zastąpi tamtych wspomnień! Pozostaną we mnie na zawsze. Występując
przy samadhi, nie wiedziałem czego mam oczekiwać. Było to naprawdę
piękne. Doświadczamy teraz Swamiego w zupełnie inny sposób. O mahasamadhi
śpiewam dla wielbicieli na całym świecie. To wspaniałe podróże. Występowałem na
wyspach Fidżi – ten koncert Swami pobłogosławił w moim śnie. Oznajmił: „W ciągu
dwóch tygodnibędziesz miał program! Zaśpiewasz
dla Mnie. Od czasu, gdy opuściłem ciało fizyczne Moi wielbiciele na całym
świecie ogromnie za Mną tęsknią. Muzyka zaspokoi to pragnienie i ten głód.
Proszę wszystkich artystów obdarzonych talentem, żeby wykorzystali go w tym
celu.” To było zdumiewające, bezpośrednie przesłanie! Poświęciłem życie, żeby
śpiewać na Jego chwałę. I w dwa tygodnie później, 24 maja, dokładnie w miesiąc
po tym jak Swami odrzucił swoją powłokę materialną, zaśpiewałem dla Niego! Nie
planowałem tej daty, po prostu tak wyszło. Wiemy jednak, że nie istnieją zbiegi
okoliczności. Odbyłem serię dziewięciu koncertów, a tamten przygotowała
Organizacja Sathya Sai z Fidżi. Potem występowałem w Stanach Zjednoczonych,
Londynie i Afryce Południowej. Tęsknota za Swamim jest zdumiewająca! Wielbiciele
naprawdę odczuwają Jego obecność na co dzień. Występowanie dla nich przynosi mi
wiele inspiracji. Otrzymali dużo i rozumieją, że Swami nigdzie nie odszedł!
Jest z nami! To niezwykłe. Przypomina mi to proces uzdrawiania! Byłem dla nich
tylko katalizatorem, ale przy okazji sam zostałem uzdrowiony. Ich determinacja
i energia wkładane w praktykowanie Jego nauk i kontynuowanie Jego misji są
fenomenalne. Wczoraj tego doświadczyłem. Jestem w codziennym kontakcie z
Puttaparthi, chcę wiedzieć o każdym tutejszym wydarzeniu, a wpływ Radia Sai na słuchaczy i czytelników jest
niesamowity! Z serca do serca! Jestem pewien, że wszyscy pracujący tu ludzie
dobrze wiedzą, że sewa wykonywana przez nich za pośrednictwem tego
środka przekazu jest bajeczna! Dociera do milionów ludzi na całym świecie!
Radio Sai: To
ciekawe, urodziny Swamiego wypadają w 10-tą rocznicę działalności Radia Sai.
Sumeet Tappoo: Tak,
wiem o tym. Wszystko, co zrobił Bhagawan jest wspaniałe. To Radio jest również
fantastyczne! Wywiera ogromy wpływ, dzięki niemu wielbiciele słuchają
przesłania Sai, oglądają o Nim filmy i zdjęcia, czytają o Nim. To przemożny
wpływ! Ja sam czepię stąd natchnienie. Każdego ranka słucham uważnie waszych
audycji i wiem, co się dzieje – pomimo SMS-ów od mieszkających tu przyjaciół!
Naprawdę, bardzo miło jest otrzymywać stąd zdjęcia! Wczoraj było niesamowicie!
Dla mnie, śpiewanie dla Swamiego i serdeczna z Nim rozmowa były czymś cudownym.
Swami powiedział, że muzyka jest środkiem
przekazu. Tłumaczy to pewne moje doświadczenie. To było w 2006 r. Właśnie
rozpocząłem karierę muzyczną. W 2003 r. Swami poprosił, żebym przeniósł się z
Fidżi do Bombaju. Urodziłem się na Fidżi, a wykształcenie otrzymałem w
Australii, tam studiowałem i uzyskałem dyplom z zarządzania. Potem wróciłem na
Fidżi, żeby pracować w rodzinnym biznesie. Zawsze marzyłem, żeby nagrać dla
Swamiego płytę. Gdy zbliżały się Jego 78 urodziny, mój zespół, to znaczy Anup
Jalota i ja, nagraliśmy album i nazwaliśmy go ‘Sai Charanam’ (Lotosowe stopy Sai). Wyprodukował go Sri Sathya Sai Trust w Maharasztrze, a
wydała Times Music, największa firma
muzyczna w Indiach. Kupiłem tę płytę, aby Swami ją pobłogosławił podczas Swoich
urodzin. Jednak na kilka dni przed urodzinami Baba wezwał mnie do Siebie i
zapytał: „Gdzie mieszkasz?” Odpowiedziałem: „Swami, pracuję na Fidżi w
rodzinnym biznesie.” Zdziwił się: „Bombaj shift nahin hua abhi?” – Nie
przeniosłeś się jeszcze do Bombaju?” Byłem ogłuszony! Odrzekłem: „Nie. Nie,
Swami.” A On powiedział: „W porządku, co trzymasz w ręku?” „Swami, płytę CD.
Pragnę ją wydać na Twoje urodziny.” Zapytał: „Co to jest?” i spojrzał na
okładkę. Spodobał Mu się tytuł: ‘Sai
Charanam’. Po chwili powiedział: „Od dzisiaj będziesz siedział tutaj” i
wskazał mi miejsce na werandzie. Było to 18 października 2003 r. Oznajmił to
też panu Chakravarthy.
Radio Sai: Na
werandzie...
Sumeet Tappoo: Tak,
wyznaczył tam dla mnie miejsce. W tym czasie jeździł czerwonym samochodem. Gdy
do niego wsiadał, a Jego stopy wciąż pozostawały na zewnątrz, spojrzał na mnie
i powiedział: „Eh! Tytuł twojego albumu!” Potem uniósł szatę i rzekł: „Sai
Charanam!”
Radio Sai: Kapitalne!
Sumeet Tappoo: O mój
Boże! Miałem łzy w oczach. Pochyliłem się i otrzymałem padanamaskar. To
było niezwykłe doświadczenie. Ten tytuł Go uszczęśliwił! Miał na twarzy
promienny, niewiarygodny uśmiech. Wydaliśmy ten album na Jego 78 urodziny,
zanim został pokrojony tort. Tak rozpoczęła się moja nowa podróż ze Swamim.
Pozwól, że wrócę jeszcze do incydentu z 2006 r. Od tamtego czasu minęły trzy
lata i ciężko pracowałem. W Bombaju trudno jest się zaczepić.
Radio Sai: Z
pewnością na twojej drodze pojawiały się frustrujące przeszkody.
Sumeet Tappoo: O,
tak! Niewiarygodne przeszkody! Zostałem tutaj jedynie ze względu na słowa
Swamiego. Oczywiście, mieszka tu także mój guru Sri Anup Jalota. W Bombaju
przybysz musi udowodnić swoją wartość. Ludzie wciąż powtarzają: „Bollywood to ludzie, których znasz.” Nie
zgadzam się z tym. To łaska. Cokolwiek masz dostać, dostaniesz. Chodzi o wytrwałość
i ciężką pracę. Wszystko zależy od tego, co włożyłeś i na ile jesteś dobry.
Gwiazdy są gwiazdami ponieważ są znakomite! Tak było zawsze. Nie unikniemy
przeszkód.
Radio Sai: Jak sobie
z nimi radzisz?
Sumeet Tappoo: Nauki
Bhagawana są potężne. Pozostawałem pod ich wpływem od dzieciństwa. Traktuję to
jak błogosławieństwo. Rady, wskazówki i prowadzenie Swamiego stanowią moją
siłę. On nas motywuje. Jest światłem przewodnim jedynego w swoim rodzaju
przemysłu. Poradziłem sobie dzięki Jego błogosławieństwu i łasce, Jego słowom,
zachętom i naukom. Swami nas testuje, jak gdyby nie istniało jutro. Oczywiście,
gdy nas to spotyka, wołamy: „Swami, dlaczego mi to robisz?”, „Dlaczego tak się
stało?”, itp. To prawdziwe egzaminy. Obecnie w przemyśle widoczne są dwie drogi
– prawości i nieprawości. Z łaską Bhagawana wybieram drogę prawości. Pewnego
dnia zapytałem: „Swami, skąd mam wiedzieć, co jest dobre, a co złe?”
Powiedział: „To bardzo proste! Zanim podejmiesz decyzję, zanim coś pomyślisz,
powiesz lub zrobisz, zastanów się przez sekundę: ‘Czy Swami będzie szczęśliwy?’
Oto twoja odpowiedź!” To mój drogowskaz. Cokolwiek robię, pytam siebie: „Czy to
uszczęśliwi Swamiego?”. Odpowiedź płynie z serca. W ten sposób podchodzę do przeszkód
i wyzwań stawianych mi przez życie.
Radio Sai: Wysłał cię
do Bombaju, więc miał wobec ciebie plany i trzymał cię za rękę. Wróćmy zatem do
opowieści o 2006 r.
Sumeet Tappoo:
Bezwzględnie.
Radio Sai: Więc
zróbmy to.
Sumeet Tappoo: Minęły
trzy lata odkąd przeprowadziłem się do Bombaju. W styczniu 2006 r. zacząłem
mieć problemy z gardłem. To nie była zwykła chrypka. Straciłem głos. Dla
piosenkarza to katastrofa!
Radio Sai: Wiem!
Sumeet Tappoo: Trzeba
dwóch miesięcy, żeby go odzyskać. Pod koniec stycznia mogłem śpiewać. Ale w
następnym miesiącu cała historia powtórzyła się od nowa. Potem w marcu, w
kwietniu i w maju! Co miesiąc przyjeżdżałem do Swamiego. Czasami mnie pytał: „Kaisa
hai? – Jak się masz?” Mówiłem: „Theek hai. – Dobrze, Swami” Nigdy Mu
o tym nie wspomniałem! Uświadomiłem sobie wtedy, ile znaczy dla mnie muzyka i
prawdziwie zrozumiałem jak wiele znaczy dla mnie głos. Był jak moja dusza.
Bardzo cierpiałem nie mogąc śpiewać. Cierpienie wracało miesiąc po miesiącu. W
lipcu miałem już tego dosyć!
Radio Sai: Nie
śpiewałeś od czterech, pięciu miesięcy!
Sumeet Tappoo: Tak,
odwołałem wszystkie sesje nagraniowe! Gdy próbowałem śpiewać, za każdym razem
fałszowałem, z powodu chorego gardła. Żadnych koncertów, żadnych nagrań – niczego.
Kompletne zero! Po prostu siedziałem w domu i starałem się odzyskać głos.
Odzyskiwałem go przez dwa lub trzy tygodnie i potem przez tydzień wszystko było
w porządku, więc mówiłem: „Dobrze, wracam do praktyki muzycznej, do praktyki na
bardzo niskim poziomie” Lecz za chwilę znów wpadałem w dołek, bo byłem ponownie
zachrypnięty. W moim pokoju jest fotografia Swamiego. W lipcu powiedziałem:
„Swami, mam tego dosyć! Nie mogę tego dłużej znieść! Proszę, zrób coś!”
Odmówiłem poranną modlitwę i wstałem. Brałem antybiotyki, próbowałem
wszystkiego, ale nic mi nie pomagało! Dwudziestego dziewiątego lipca Swami przyszedł
do mnie we śnie i powiedział: „Przyjedź 18 sierpnia do Puttaparthi.” Następnego
dnia obudziłem się bardzo szczęśliwy. Zadzwoniłem do biura podróży, zarezerwowałem
bilet na poranny przelot z Bombaju do Bangalore. W czasie pierwszych dwóch
tygodni sierpnia nic się nie zmieniło. Potem chrypa znikła i poczułem się dobrze.
Przygotowywałem album, więc zadzwoniłem do dyrektora muzycznego i powiedziałem:
„Deepak, z moim gardłem jest już OK. Zróbmy nagranie. Ale upewnij się, czy
studio będzie wolne po 25 sierpnia. Pomiędzy osiemnastym a dwudziestym piątym
będę nieobecny.” Odpowiedział: „W porządku, zamówię studio po 25.” Oddzwonił piątego
sierpnia i oznajmił: „Hej! Dobra nowina! Mamy studio od 16-go sierpnia rano do
25-tego.” Odparłem: „W tym czasie nie mogę tego zrobić!” „Dlaczego?” „Ponieważ
umówiłem się na spotkanie”. „Czekam na ciebie od ośmiu miesięcy! Odwołaj
wszystkie spotkania i nagraj ten album!” Zgodziłem się: „Dobrze, zrobię to.”
Spojrzałem na fotografię Swamiego i powiedziałem: „Swami, powiedziałeś, że
praca jest wielbieniem, więc szesnastego zaczynamy nagrywać.” Osiemnastego
rankiem pomyślałem: „Ach! Swami mnie wezwał. Jestem jednak pewien, że zrozumie,
że muszę pracować.” Minął 19, 20, 21 i 22. Dwudziestego trzeciego nocą Swami
ponownie odwiedził mnie we śnie. „Gdzie jesteś? Już od pięciu dni czekam na
ciebie w Prasanthi Nilayam. Prosiłem, żebyś przyjechał 18-tego. Gdzie jesteś?”
zapytał. Nie odpowiedziałem ani słowem. Zdarzyło się to tuż przed moim przebudzeniem.
Tak więc rankiem 24-ego sierpnia siedziałem na łóżku kompletnie oszołomiony!
Tkwiłem na nim jak posąg od 8:00 do 10:00 i nie wiedziałem, co zrobić.
Nagrywałem w najlepszym studiu i niektóre terminy uzgadniano tam wiele miesięcy
wcześniej! Nie uwierzycie, ale o 10:00 zadzwonił do mnie inżynier ze studia:
„Sumeet, mamy problem! Zepsuł nam się mikser! Od ubiegłego wieczora starałem
się go naprawić, ale nie wiem, co z nim jest. Próbowaliśmy go zresetować, lecz
to nic nie dało. Musimy go odesłać do naprawy.” Odpowiedziałem: „Wyślijcie go!
W porządku!” Wiedziałem, kto to zrobił! Mógł to zrobić jedynie Swami! Potem
zadzwonił Deepak: „Hej, przykro mi z tego powodu!” Odparłem: „W porządku, nie
ma problemu.” „Więc kiedy nagrywamy?” „Później, w sierpniu, we wrześniu, kiedykolwiek.
Ważne, żeby mikser był w porządku.” Następnego dnia rankiem wylądowałem w Bangalore.
Pojechałem do Puttaparthi i dotarłem na południowy darszan. Swami
wysiadał z samochodu. Wchodząc do pokoju interview skręcił na wyższej werandzie
w lewo i spytał mnie: „Kab aaya – Kiedy przyjechałeś?” Odparłem:
„Dzisiaj, Swami.” Wszedł do pokoju interview, więc usiadłem. Drzwi otworzyły
się minutę po 16:00. Był 25 sierpień 2006 r. Swami pojrzał na mnie i skinął. Otaczający
Go ludzie dawali mi znaki, że Swami mnie prosi. Ale czułem się kompletnie zamrożony.
Przysunąłem się w Jego stronę na kolanach. Podszedł kilka kroków i zapytał:
„Kiedy przyjechałeś?” Odpowiedziałem: „Dzisiaj, Swami.” Swami przeszedł się i
ponownie zapytał: „Kiedy przyjechałeś?” Odpowiedziałem: „Dzisiaj, Swami.” „Jak
twoje gardło?” „W porządku, Swami”. Wtedy oznajmił: „Muzyka jest Bogiem. Bóg
jest muzyką. Jestem muzyką. Dlatego jestem Bogiem.” Byłem ogłuszony tymi
słowami. I znów padło pytanie: „Jak twoje gardło?” „W porządku, Swami.” „A co w
Bombaju?” „Swami, wszystko w porządku.” „Jak twoje gardło?” „Niezbyt dobrze.”
Potem rozmawiał ze mną o nagraniach. Na koniec chciał się dowiedzieć kiedy
wyjeżdżam. Odparłem: „Swami, kiedy mi każesz wracać.” Rozmawiał ze mną chwilę o
innych sprawach i jeszcze raz spytał: „Jak twoje gardło?” Dotknąłem gardła i powiedziałem:
„Swami, wcale nie jest z nim dobrze.” Mam zdjęcie, które zrobiono nam w tym
momencie. W następnej chwili Swami zakręcił dłonią i zmaterializował łańcuszek
z medalionem. Założył mi go na szyję. Jest krótki. Byłem bardzo wzruszony.
Pochyliłem się do Jego stóp, a On powiedział: „Twoje urodziny są za sześć dni.
To podarunek przed-urodzinowy.”
Radio Sai: Kapitalne!
Sumeet Tappoo: Mam
urodziny 31 sierpnia, a On powiedział, że to podarunek przed-urodzinowy!
Usiadłem. Najbardziej zadziwiający z tego jest fakt, że od tamtej pory nigdy
nie zabolało mnie gardło. Minęło już pięć i pół roku. Bombaj jest bardzo
zanieczyszczonym miastem, dla piosenkarzy to prawdziwy koszmar! Ale ja już nie
choruję na gardło! To niesamowite! To błogosławieństwo Swamiego. Tylko On mógł
tego dokonać.
Radio Sai: Tylko On
mógł poddać cię temu testowi i tylko On mógł cię z tego wyciągnąć!
Sumeet Tappoo: Tak. W
‘Sathya Sai Chalisa’ jest wers, który
odnieśliśmy do Swamiego: „On jest wykonawcą, On jest przyczyną, On jest Tym, który
przenosi nas przez ocean iluzji. Jest wszystkim!”
Radio Sai: A teraz,
czy zechciałbyś nam powiedzieć, jak Swami wkroczył w twoje życie?
Sumeet Tappoo:
Otrzymałem błogosławieństwo narodzin w rodzinie oddanej Sathya Sai. Stanowię
jej trzecie pokolenie. Moją ciocią jest Kanta Baala, mieszkająca teraz w
Puttaparthi. Zna Swamiego od lat 60-tych. Jak wiesz, Fidżi leży daleko od Indii.
To niewielka, rajska wyspa na południowym Pacyfiku. W latach 60-tych ciocia
dowiedziała się o Swamim i oznajmiła moim dziadkom, że przybył Awatar. Od tego
się wszystko zaczęło. Bardzo prosto. Nie przyjechali zobaczyć zwykłego swamiego,
ale Boga narodzonego w ludzkim ciele. Tak! Mieli wtedy jedynie małe zdjęcie
Bhagawana. Rdzenni mieszkańcy Fidżi posiadają włosy równie gęste jak Swami.
Radio Sai: Włosy
afro.
Sumeet Tappoo: Tak,
Swami wyglądał jak Fidżyjczyk. To ich dziwiło. Zastanawiali się, kim jest. A
ona odpowiadała: „Mieszka w Indiach. Jest Awatarem Śirdi Sai. Narodził się
Bóg.” Powiedziała to moim dziadkom, więc przyjechali tutaj pod koniec lat
60-tych. Było ich dziewięcioro – moi wujowie, ciocie i dziadkowie. W tamtych
czasach, w późnych latach 60-tych i we wczesnych 70-tych, nikt nie słyszał o
Puttaparthi. Żeby się tutaj dostać, trzeba było odbyć bardzo męczącą podróż.
Gdy przyjechali, Swami był nieobecny, pojechał do Anantapur. Więc zatrzymali
się na noc w Puttaparthi, nie wiedząc gdzie leży wspomniana miejscowość.
Zaczęli wyrzucać cioci: „Gdzie myśmy przyjechali? Gdzieś ty nas przywiozła? To
zapadła wieś! Nie sądzimy, że to, co przeczytałaś lub zobaczyłaś jest prawdą!”
Potem zaczęli się modlić, a ciocia płakała. Swami odpowiedział im przez pewną
panią, która wyjaśniła: „Jutro rano odjeżdża autobus do Anantapur.” Wyruszyli
tam wszyscy razem. Swami czekał na nich przed furtką!
Radio Sai: Czy to była
czyjaś rezydencja?
Sumeet Tappoo: Nie,
koledż w Anantapur. Zdaje się, że otwarto go w 1971 r.
Radio Sai: Tak, nowy
budynek koledżu oddano do użytku w 1971 r.
Sumeet Tappoo: Na ich
widok Swami powiedział: „Przyjechaliście z bardzo daleka i nic nie jedliście.”
Rzeczywiście, niczego nie jedli. Swami polecił: „Pehle petrol bhar lo pet
mey! – Najpierw musicie się najeść. Potem wróćcie spotkać się za Mną.” Więc
spotkali się ze Swamim później. Tak się rozpoczęła nasza podróż. Oczywiście,
gdy ponownie znaleźli się na Fidżi, mój ojciec opowiedział o Swamim reszcie
rodziny. Mama dowiedziała się o Nim, gdy miała 14 lat! Zawsze gorąco pragnęła
przyjechać tutaj i spotkać Sai Babę. Wciąż powtarzała: „On jest Bogiem!” Potem
moi rodzice pobrali się i w dwa lata później wyruszyli do Indii. Zatrzymali się
w Bangalore i spotkali z kimś, kto słyszał o Sai Babie. Do Puttaparthi dotarli
o 6:30 rano. Swami przyszedł na darszan o 7:30 i zaprosił ich na
audiencję! Mama była wtedy w trzecim miesiącu ciąży – rosłem w jej brzuchu.
Swami powiedział do niej: „Będziesz miała chłopca.” Urodziłem się w rodzinie
Sai. Moim drugim imieniem, nadanym mi przez Swamiego, jest Sathyam. Moje pełne
nazwisko brzmi Sumeet Sathyam Tappoo. Swami jest z nami nieustannie. Niewątpliwie
łączy nas wszystkich. W grudniu 1989 r. przyjechałem do Puttaparthi na swój
pierwszy darszan. Byłem bardzo młody i pamiętam jak bardzo chciałem zobaczyć
Swamiego! Naprawdę chciałem Go zobaczyć, ponieważ dotychczas widywałem Go
jedynie na fotografiach podczas zajęć Bal
Vikas! Dotarliśmy do Puttaparthi i taksówka zatrzymała się przy murze.
Nagle zaczęli biegać sewacy. Kierowca powiedział: „Wysiądźcie z
samochodu, bo nadjeżdża Swami.” W następnej chwili z gopuram wyjechał czerwony mercedes Swamiego. Swami popatrzył na
mojego ojca i mamę, na moją siostrę i na mnie. Zwrócony w naszą stronę, uniósł
dłoń w geście błogosławieństwa (abhajahaszta) – w minutę po naszym przybyciu
do Prasanthi Nilayam! Zahipnotyzował mnie! A potem chyba zwariowałem, bo
zacząłem płakać jak małe dziecko. Miałem 11 lat. Chowałem się za rodziców i za
każdym, ponieważ płakałem podczas całego pobytu w Puttaparthi. Nie wiedziałem
dlaczego płaczę – myślałem, że jest ze mną niedobrze! Poszedłem na popołudniowy
darszan i usiadłem w trzecim rzędzie. Gorący piasek! Nie byłem na to
przygotowany, to była przecież moja pierwsza podróż. Pociłem się z gorąca i płakałem.
Swami wyszedł i mogłem na Niego popatrzeć. W tamtych czasach Sai Kulwant Hall jeszcze nie istniał. Na
widok Bhagawana zakryłem dłonią oczy, żeby uchronić je od słońca – widziałem
zmierzający w moją stronę niezwykły promień światła. Zawsze rozumiałem, że
Swami jest Bogiem, a to było jak potwierdzenie: „Tak! On jest Bogiem!” Chodziło
o sposób w jaki się poruszał i chodził. Bardzo chciałem z Nim porozmawiać.
„Swami, chcę z Tobą porozmawiać!”, modliłem się w duchu i płakałem ukryty za
innymi. „Dlaczego płaczę?”, pytałem siebie. Podczas tego pierwszego darszanu
Swami nie patrzył na nas. Byliśmy tam trzy dni. Spojrzał na mnie drugiego dnia
i uśmiechnął się. To sprawiło, że ponownie się rozpłakałem. Nikomu nie
powiedziałem o tym przeżyciu. Wywarło ono na mnie ogromny wpływ, ale nie
wiedziałem jak to wyrazić. Jak dziecko może sobie poradzić z czymś takim?
Zacząłem wątpić w siebie. Mówiłem: „Musi być ze mną naprawdę źle.” Młodzież Swamiego
często mnie pyta: „Skąd wziąłeś odwagę, żeby rozmawiać ze Swamim? Jak zdołałeś
zgromadzić tyle doświadczeń?” Odpowiadam im: „Nie myślę, żebym zasługiwał na
łaskę. Ale łaska Boga jest taka ogromna!” Jego łaska jest pełna! Tylko ona
mogła obdarzyć mnie taką możliwością! Muszę jednak wyznać, że ogromnie za Nim
tęskniłem. Takie niezwykłe pragnienie Boga sprawia, że Bóg nam odpowiada. Jeśli
tęsknota płynie z serca, Bóg topnieje jak masło!
Wróciłem tu w 1992. Przeżywałem to
samo. Widziałem grupy ludzi spieszących na audiencję, lecz wciąż nie mogłem z
Nim rozmawiać. Swami często na mnie spoglądał. Uśmiechał się, błogosławił mnie
i wziął ode mnie listy.
Radio Sai:
Przyjeżdżałeś co roku?
Sumeet Tappoo: Tak.
Wziął ode mnie około 300 listów!
Radio Sai: Liczyłeś
je!
Sumeet Tappoo: Tak,
około 305-306 listów. Wszystkie liczyłem!
Potem, w 1997 r. przyjechał do
Australii pan Magadeeshan. Jechał na Światową Konferencję Młodzieży.
Studiowałem tam wtedy. Zapytał: „Synu, wybierasz się na Światową Konferencję
Młodzieży?” Był jej koordynatorem i organizatorem. Odpowiedziałem: „Nie, wujku,
nie wybieram się.” Zdziwił się: „Nie bądź niemądry! Zarezerwuj bilety i
przyjedź do Puttaparthi w lipcu.” Odparłem: „Dobrze, przyjadę.” Dwa lata
wcześniej przeprowadziliśmy się do Australii. Chodziło o moje wykształcenie – o
dwa ostatnie lata szkoły wyższej i o uniwersytet, na który wstąpiłem w 1997 r.
Tata spytał lidera grupy czy zostały im jakieś wolne miejsca. „Nie, lista jest
już zamknięta. Przykro mi, ale nie może pojechać z nami.” To było w czerwcu, na
miesiąc przed konferencją. Najpierw pomyślałem sobie: „Trudno, może Swami mnie
tam nie chce.” Potem jednak poczułem, że powinienem pojechać! Zadzwoniłem do
organizatora konferencji: „Muszę tam być! Zrób coś!” Zapytałem ojca: „Czy
mógłbym dołączyć do grupy z Fidżi?” Więc zadzwonił do osoby funkcyjnej z grupy
Fidżi i dostał odpowiedź: „Oczywiście, ucieszymy się, jeśli z nami pojedzie.”
Przyłączyłem się do nich. To zmieniło moje życie! Do tamtej pory moje relacje
ze Swamim były nieokreślone. Było w nich to, co ze sobą przyniosłem, coś w
rodzaju uwarunkowanego myślenia. Ale ta podróż była z serca do serca! Na
zajęciach Bal Vikas poznałem podstawy
Jego głębokich nauk, w domu śpiewaliśmy bhadżany. Pamiętam, że kiedy
pierwszego dnia siedziałem na darszanie z grupą z Fidżi, Swami z
radością przyglądał się młodym ludziom. Tamtego ranka wszedł i ruszył prosto do
miejsca, gdzie siedzieliśmy. Był taki zadowolony! To było na dzień przed
Światową Konferencją Młodzieży. Następnego dnia wygłosił dyskurs. Siedzieliśmy
w czwartym rzędzie od frontu, delegaci otrzymali specjalne miejsca. Jego głos
mnie hipnotyzował! Na koniec swojego wystąpienia zaśpiewał: „Hari bhadżan
bina...” Nigdy przez całe swoje życie nie czułem takiej energii i takiego
uczucia! Na samą myśl o tym mam łzy w oczach! Wszyscy śpiewali, oprócz mnie!
Nie mogłem śpiewać. Płakałem! Śpiew Swamiego sprawiał, że poczułem się jak w
niebie! Potem zaśpiewał kolejne pieśni: Prema mudita mana se kaho...
oraz Satjam dźńanam anantam Bramha... na koniecprzyjął arathi.
Gdy wychodził z Sai Kulwant Hall, poczułem w sercu ból. „Swami! Wychodzisz! Proszę
Cię, nie wychodź!” Od tej pory uczucie to towarzyszyło mi zawsze, gdy Swami był
fizycznie obecny. Płakałem podczas arathi. Swami odchodził i mogłem już
tylko widzieć Jego plecy. To było bolesne. Tak rozpoczęła się moja podróż. W
drodze powrotnej do Australii rozpierała mnie energia! Swami wziął ode mnie
kilka listów i zapytał: „Skąd jesteś? Kiedy wyjeżdżasz?”, itp. To było piękne,
po prostu z Nim rozmawiałem. Chciałem z Nim zawsze rozmawiać. Wróciłem do domu
i w siedem dni później moje życie uległo prawdziwej zmianie. Swami zaczął
odwiedzać mnie we śnie, co najmniej trzy razy w tygodniu! W niektóre tygodnie
odwiedzał mnie każdego dnia. Trwało to od 1997 r. do 2001, przez niemal pięć
lat! Komentował każdy mój krok, każdą moją decyzję, wszystko co robiłem, każde
wypowiedziane słowo. Mógł powiedzieć: „To zrobiłeś dobrze. Tamto zrobiłeś źle!
Zrób to!”. Prowadził i intensywnie uczył mnie we śnie! Potem, od 1998 r.,
przychodzi do mnie każdego niedzielnego poranka w dokładnie takim samym śnie.
Zacząłem rozumieć cel życia. Opowiadał o moich poprzednich wcieleniach, wyjaśniał
dlaczego się teraz urodziłem i jaką mam odegrać rolę. Mówił z szacunkiem o
muzyce i stwierdził: „Urodziłeś się, żeby śpiewać na Moją chwałę!” Powiedział
mi to bardzo, bardzo wyraźnie! Od tamtej pory nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości.
Radio Sai: Muzyka!
Sumeet Tappoo: Mam
śpiewać o Jego chwale. Zaczęło się kształtowanie mojego charakteru, przynosząc
oczyszczenie. Bez wątpienia, nie zbliżyłem się do ideału, jakim powinienem
zostać, zgodnie z Jego oczekiwaniami. Dał mi przepiękne doświadczenie! Mówił o
doradzaniu młodym ludziom pragnącym się pobrać i o zachowaniu w codziennym
życiu.
Radio Sai: Może
mógłbyś podzielić się z nami jedną lub dwiema ważnymi uwagami na ten temat, a
potem zakończymy ten epizod. Niewątpliwie jest ich więcej.
Sumeet Tappoo:
Oczywiście.
Radio Sai: Myślałem,
że porozmawiamy trochę o muzyce i trochę o Swamim. Okazało się jednak, że
powstał z tego prawdziwy satsang o Bhagawanie! To fantastyczne! Nikt nie wie
jak Swami wpłynął na inne osoby! Każdy ma do opowiedzenia cały epos.
Sumeet Tappoo: Każdy
ma własną drogę. Jeśli weźmiemy pod uwagę milion interview, będziemy mieli
milion podróży!
Radio Sai: To prawda!
Więc podziel się z nami jedną ważną rzeczą, przekazaną przez Swamiego młodym
ludziom.
Sumeet Tappoo:
Oczywiście. Swami opowiedział mi historię Ramy, mówił o ślubie Ramy i Sity. A potem
przeniósł mnie na zupełnie inny plan. Zachowywał się jak Rama! Oczywiście, jest
Ramą! Zaczął mówić: „Spojrzałem na Sitę, na jej ubranie... stała w ten
sposób... coś się wydarzyło... doszło do tego małżeństwa... oto co czułem, gdy
zobaczyłem Sitę po raz pierwszy...”Gdy
opowiadał o Ramie, raz lub dwa wymknęło Mu się „Ja”! Przedstawiał życie Ramy w
niezwykły sposób! A potem mówił o małżeństwie. To coś, co dzielę z wszystkimi
młodymi ludźmi. Powiedział, że jeśli chcemy mieć dziewczynę, postarajmy się o
błogosławieństwo rodziców i żeńmy się. Swami nie aprobuje krótkotrwałych
związków. Musimy myśleć o celach długoterminowych i zawrzeć małżeństwo. Powiedział:
„Współcześni młodzi ludzie nie przestrzegają tej zasady.” Potem mnie zapytał:
„Hej! Czy wyglądam na 75 lat?” Odparłem: „Nie, Swami!” „Na ile lat wyglądam?”
„Swami, wyglądasz bardzo młodo. Promieniejesz.” „Dlaczego?” „Swami, jesteś
Bogiem?” „Ale dlaczego? Dlaczego wyglądam młodo?” Gdy Swami zadaje pytanie,
należy milczeć. Nie wolno powiedzieć ani słowa, bo każde będzie niewłaściwe!
Więc po prostu patrzyłem na Niego i uśmiechałem się. „Dlaczego?”, zapytał
ponownie. Wzruszyłem ramionami. Wtedy odpowiedział: „Czystość, cierpliwość,
wytrwałość. Współczesna młodzież nie posiada ich. Istoty ludzkie już ich nie
posiadają. Nie ma dzisiaj czystości, cierpliwości i wytrwałości.” Potem
zapytał: „Czym jest czystość? Czystość myśli, słów i uczynków. Każda myśl musi
być przeznaczona dla Boga. Każde słowo musi być wypowiadane do Boga. Każdy czyn
musi być wykonywany dla Boga. Czym jest cierpliwość? Dzisiaj każdy myśli w ten
sposób: ‘strzelasz palcami i masz!’ To nieodpowiednie! Musicie być zawsze
cierpliwi i uczyć się czekania. Nie ustawajcie w tym.” Odnosiło się to także do
mnie. „Działajcie czysto, mówcie czysto, miejcie cierpliwość, wytrwajcie w tym.
To konieczne!”
Radio Sai: To istota
przesłania Swamiego. Pamiętam, że powtórzył to również w dyskursie wygłoszonym
na obchodach swoich 70-tych urodzin. Powiedział: „To tajemnica tego, Kim jestem
i jeśli wy również chcecie stać się Bogiem, to musicie się kierować tymi trzema
wartościami – czystością, cierpliwością i wytrwałością.”
Sumeet Tappoo:
Dokładnie! „Musicie wytrwać, musicie myśleć o celu, nie możecie ani na chwilę
zboczyć z drogi. Powinniście się na nim koncentrować.” Próbowałem to praktykować,
ale jeszcze mi nie wychodzi! Chciałbym żyć zgodnie z ideałem.
Radio Sai: To ideał,
który Swami wskazał wszystkim młodym ludziom, a właściwie każdemu człowiekowi.
Sumeet Tappoo: Tak,
oczywiście.
Radio Sai: Myślę, że
na tym skończymy. Pamiętajmy o czystości, cierpliwości i wytrwałości, abyśmy
mogli stać się chociażby małymi drobinkami Czystej Miłości, którą jest Swami.
Resztę twoich wspomnień zostawmy na później. To był bardzo oświecający i
poruszający satsang.
Sumeet Tappoo: Dzięki
za zaproszenie. Ta rozmowa rozbudziła we mnie wiele wspomnień. Sai Ram.