Fantastyczny flet Baby

      „Po prostu modliłem się do Boga: ‘O Panie! Posłuż się mną jako Swoim instrumentem! O Panie! Posłuż się mną jako Swoim instrumentem!’ i Sathya Sai Baba odparł: ‘Tak! Uczynię z ciebie Mój instrument.’ Co innego mogę powiedzieć o Sathya Sai Babie niż to, że jest Bogiem? Jest Bogiem moich przodków, Bogiem do którego od niepamiętnych czasów modlą się wszyscy Afrykanie. On jest Sathya Sai Babą – prawdziwym inkarnowanym Bogiem.” 

      Taka była nieugięta wiara i przekonanie Wiktora „Kriszny” Kanu. Nic więc dziwnego, że kiedy w 2001 r. ojciec Charles Ogada modlił się z całego serca w pokoju interview o przyjazd Swamiego do Afryki, twarz Baby rozjaśniła się przepięknym uśmiechem i nastąpiło objawienie: „Już jestem w Afryce... Pracuję poprzez Wiktora Kanu.” Jakim rodzajem instrumentu Pana był Wiktor Kanu? Kilka lat temu, gdy wydano jego książkę „Sathya Sai Baba: inkarnowany Bóg”, Baba widząc w portyku mandiru czytającego ją chłopca zapytał: „Co masz w ręku?” Student podniósł książkę i pokazał ją Bhagawanowi. Baba spojrzał na nią i natychmiast powiedział: „Dobry człowiek! Dobra książka!”

Kanu jaśnieje blaskiem Sai

    Wiktor Kanu był dobrym człowiekiem Boga, przez którego Pan czynił zadziwiające rzeczy. Najbardziej zdumiewającą z nich wszystkich jest „Cudowna Szkoła Sathya Sai” w Zambii, gdzie Baba pracował przez Wiktora, stwarzając tam za jego pośrednictwem światło przewodnie charakterów i dobroci emanujące ze studentów, którzy wcześniej byli wyrzutkami społecznymi z powodu swojej pozycji ekonomicznej i socjalnej. (...) 

      Mówi dr Goldstein, przewodniczący Światowej Fundacji Śri Sathya Sai: „Od zarania dziejów, tam, gdzie powstała wielka potrzeba blasku boskiej miłości, oświecenia boską mądrością i odsieczy Jego współczucia, Pan powoływał na świat  mężczyzn i kobiety, którzy rodzili się w określonym miejscu i czasie. Nasz ukochany Baba sprowadził Wiktora „Krisznę” Kanu, aby był światłem Jego miłości i mądrości w Afryce.” Gdy ten mężny posłaniec Pana zdecydował się zakończyć swój pobyt na Ziemi trzeciego września 2011 r., w wyniku zatrzymania akcji serca, natychmiast przyciągnął uwagę tysięcy braci i sióstr z rodziny Sai, nie tylko w Afryce, lecz na całym świecie. „Upadł potężny dąb Wychowania w Wartościach Ludzkich Organizacji Śri Sathya Sai w Afryce”, powiedział pan Kishin Khubchandani, przewodniczący okręgu IXA (Wielka Brytania i Irlandia), pełniący poprzednio funkcję przewodniczącego okręgu IX, obejmującego Afrykę, Wielką Brytanię, Irlandię, Bliski Wschód oraz wyspy na oceanie indyjskim. (...) Niewątpliwie dr Wiktor „Kriszna” Kanu był wybrańcem Pana, zwłaszcza dla kontynentu afrykańskiego. Dla wielbicieli na całym świecie stał się symbolem Afryki.

     Oto pouczająca historia jak Baba przygotował go to tej ważnej roli. Nie tylko dlatego, że przy każdym zwrocie akcji była bogato przyprawiona zadziwiającymi i tajemniczymi znakami Jego wszechobecności i łaski, ale również ze względu na to, że każdy przejaw życia jest głęboką lekcją dla każdego, kto pragnie stać się prawdziwym wyznawcą Pana.

Wczesne lata i studia na Oxfordzie 

    Wiktor urodził się 14 lipca 1929 r. w niewielkim miasteczku Jonibana, leżącym w Tonkolili, w północnej prowincji Sierra Leone (Lwich Gór). W tym czasie krajem rządzili Anglicy. Tu znajdowała się główna siedziba brytyjskiej Afryki Zachodniej, w skład której wchodziły trzy państwa: Ghana, Nigeria i Gambia. Wiktor był potomkiem Dunamaro, wodzów tego kraju i gdyby zechciał, miał prawo zostać opatrznościowym wodzem swojego narodu. Inna sprawa, że ta rola nigdy go nie pociągała. Przy urodzeniu nazwano go Sissy, a imię Wiktor otrzymał podczas chrztu w ewangelickiej szkole misyjnej w Jonibana, gdzie się uczył. Później przeniósł się do stolicy, Freetown, gdzie uczęszczał do Albert Academy, a następnie do Union College w Bomemahun, gdzie wstąpił na kurs dla nauczycieli. Przez jakiś czas pracował jako nauczyciel, a potem, dzięki uprzejmemu Anglikowi sponsorującemu jego wyższe studia, kształcił się na Uniwersytecie w Oxfordzie. Był to ważny punkt zwrotny w jego życiu. Wiktor miał 25 lat. Aż do tej chwili był bogobojnym i religijnym młodym człowiekiem. „Tak, jako młody chłopak miałem cudowne życie”, wspominał Wiktor w rozmowie przeprowadzonej w Radiu Sai w 2007 r. „Mój ojciec był chrześcijaninem, a mama muzułmanką. Dorastałem w wierze w Boga. W Afryce Bóg znajduje się w centrum wszystkiego co robimy. Ludzie modlą się do Niego i są przekonani, że gdzieś tam istnieje Najwyższa Istota odpowiedzialna za całe stworzenie. Mają pewność, że świat nie jest dziełem przypadku, że to wszystko nie wzięło się znikąd. Afrykańska kosmologia skłania nas do przekonania, że jest Istota, której słuchają duchy, bóstwa i anioły. I że ten Wielki Duch posiada potrójną strukturę. Uczono mnie być religijnym, jeśli mogę to tak wyrazić. Nie używano wówczas słowa „duchowość”. Dopóki chodzisz do kościoła jesteś osobą religijną. Lubiłem to życie i bardzo lubiłem Jezusa Chrystusa, zwłaszcza Jego miłość i współczucie. Dzięki Niemu czuliśmy, że poza nami istnieje coś więcej, coś o wiele ważniejszego od jedzenia, picia czy śpiewania. Bardzo mnie to pociągało, więc przeczytałem cały Nowy Testament. Czytałem o potędze Jezusa, która pomogła Mu zmartwychwstać. Czytałem jak dotknął i przemienił ślepca i jak rozkazał iść kulawemu. Wszystko to dodawało mi energii. Wiele lat później stanąłem przed Mistrzem, który zrobił więcej niż Jezus.”

     Skromne, bogobojne pochodzenie nie przygotowało Wiktora na szok kulturowy, który czekał go w Oxfordzie. „To był dla mnie przerażająco ciężki okres”, wspomina Wiktor. „Pamiętam, że w dziewięć dni po przyjeździe do Liverpoolu wsiadłem do pociągu jadącego do Paddington. Pociąg był bardzo długi. Nigdy przedtem takiego nie widziałem. Po wejściu do przedziału przekonałem się, że pasażerowie siedzą naprzeciw siebie, ale nie rozmawiają. Ze względu na to milczenie podróż zdawała się nie mieć końca. Czytali gazety, spali lub patrzyli przez okno. W moim pojęciu było to niezwykłe. Po przyjeździe napisałem w pierwszym swoim liście do domu: ‘Ojcze, przyjechałem do dziwnego kraju, gdzie ludzie ze sobą nie rozmawiają’. W Afryce, a przynajmniej w Sierra Leone, gdy spotykamy kogoś po raz pierwszy – czy znamy go czy nie – witamy się z nim, pytamy go jak się nazywa, skąd przyjechał, jakie ma warunki życiowe itd. Cztero czy pięciogodzinna jazda pociągiem bez rozmowy była dla mnie wstrząsem.” Mimo to, gdy zaczęły się zajęcia, Wiktor polubił Oxford. Studiował coś, co w tamtym czasie nazywało się współczesną religią europejską, połączoną z filozofią, polityką i ekonomią. Wiktor uwielbiał środowisko oksfordzkie. Pobudzało jego intelekt. Zanim powrócił do domu, Sierra Leone odzyskało niepodległość. Był rok 1961.

High life rządowego dyplomaty i płynące sądt lekcje 

   Wiktor wstąpił do służby cywilnej i zajął się przedsiębiorczością. Chociaż miał dobre stanowisko, wkrótce porzucił je dla pracy w Brytyjskiej Firmie Diamentowej. Przez lata kopalnie diamentów były filarem zrównoważonego rozwoju gospodarczego Sierra Leone. Nawet dzisiaj Sierra Leone znajduje się w pierwszej dziesiątce krajów produkujących diamenty. W tym momencie swojej kariery Wiktor został ambasadorem w Wielkiej Brytanii z dalszą akredytacją do Norwegii i Szwecji. Pracował na tym stanowisku przez kilka lat. Gdy zmienił się rząd, musiał je opuścić. To doświadczenie nauczyło Wiktora więcej o życiu niż o dyplomacji. Wspominając to powiedział: „Po zastanowieniu doszedłem do wniosku, że to nie było dobre, ponieważ egzystencja ambasadora jest sztuczna i bardzo płytka. Mówię o tym, ponieważ ludzie wtedy myśleli, że celem życia jest rozmawianie i spożywanie kolacji z królową, chodzenie do Izby Lordów i branie udziału w wielkich przyjęciach. Uznawano to za najwyższy sukces. Potem się przekonałem, że nie o to chodzi. Gdy straciłem pozycję i stałem się byłym ambasadorem, pomyślałem, że muszę dostać porównywalne zajęcie, co leżało w granicach moich możliwości. Pozwólcie, że dam wam przykład. Kiedy byłem ambasadorem w Wielkiej Brytanii, angielskie kompanie w Sierra Leone bardzo mnie szanowały. Pamiętam jak z jakiejś okazji zaprosiła mnie na lunch do swojej siedziby głównej w Londynie firma The United African Company. W tym czasie dysponowałem Rolls-Roycem z flagą i szoferem, ogromnym domem i 42 pracownikami ambasady. Kiedy pojawiliśmy się w siedzibie UAC, ujrzałem długi szpaler ludzi ubranych na biało, czekających, żeby mnie powitać. Naczelny dyrektor podał mi dłoń i przedstawił mnie wszystkim wyższym urzędnikom. Następnie odprowadzono mnie do windy, którą pojechałem do jadalni. Co tam zobaczyłem? Homary, szampan, kawior... to było fantastyczne. Pomyślałem, że to wspaniałe. Tu byli moi prawdziwi przyjaciele. Kiedy straciłem stanowisko i w wielu miejscach nadaremnie składałem podania o pracę, pomyślałem, że powinienem się zwrócić do przyjaciół w UAC. Pamiętałem, jak mnie przyjmowali. Gdy zadzwoniłem do ich biura, sekretarka poprosiła, żebym zaczekał, a w chwilę później oznajmiła: „Pan John powiedział, że nie może się teraz z panem spotkać, ale zaprasza pana w innym terminie.” I zapisała mnie na spotkanie. Jadąc do ich biura zamiast Rolls-Royce’a wziąłem taksówkę. Zauważyłem, że front budynku opustoszał. Nie było tam żadnej z osób, które mnie kiedyś witały. Sam musiałem pojechać windą na górę i przez pół godziny czekać w sekretariacie. W końcu sekretarka poinformowała mnie, że jej szef nie może mnie przyjąć. Byłem naprawdę wstrząśnięty.” Ten incydent stanowił kolejny punkt zwrotny w życiu Wiktora. Twarde uderzenie przeznaczenia skłoniło go do szukania własnych korzeni. Zaczął głęboko rozmyślać o swoim religijnym wychowaniu i chodzić do kościoła, czego nie robił od ponad dwudziestu lat – od chwili, gdy po raz pierwszy przyjechał do Anglii.

Prośba do duchów o uzdrowienie 

     Ostatecznie Wiktor i jego żona Genevieve postanowili skontaktować się ze Stowarzyszeniem Spirytystów Wielkiej Brytanii. Stowarzyszenie komunikowało się ze zmarłymi i przekazywało żywym uzyskane od nich wiadomości. Mówiąc prościej, medium rozmawiało ze zmarłym ojcem, matką lub innym przodkiem i znajdywało rozwiązanie dla ludzkich problemów. Wiktor szybko wrósł w tę organizację i został w Londynie jej przewodniczącym. Teraz leczył ludzi. „Byłem w tym bardzo dobry”, opowiada Wiktor. „Dotykałem ludzi i wracali do zdrowia. Więc zacząłem się modlić: ‘O Boże! Proszę, użyj mnie jako instrumentu Twojej chwały dla dobra ludzkości.’ W tym czasie pragnąłem zostać słynnym healerem. Współpracowaliśmy z dwudziestoma dwoma kościołami w Londynie i chciałem odnieść sukces jako uzdrowiciel i kaznodzieja.

Niezapomniane doświadczenie: “lew i radość” 

   W tym właśnie czasie, po zmówieniu porannej modlitwy, Wiktor przeżył niezwykłe doświadczenie. „Tego dnia, gdy zmówiłem modlitwę, mój pokój napełnił się światłem. Nie było to światło elektryczne. Miało inny charakter. Wydostawało się przez szparę w drzwiach. Wyglądało jak dym i miało ciemnobłękitny kolor. Wsączyło się do pokoju, przepłynęło obok mnie, a potem powoli przyjęło postać lwa. W rzeczywistości zmieniło się w żywego lwa! Nie bałem się. Siedziałam i przyglądałem się temu z zamkniętymi oczami. I nagle, tuż przede mną, w powietrzu rozwinęło się słowo ‘RADOŚĆ’. Ta wizja trwała jakieś trzy minuty. Było to pierwsze takie doświadczenie w moim życiu. Przez dwa lata nie wiedziałem, co oznaczało. 

Pierwsza oszałamiająca wizja Sai 

    Wizja miała miejsce w 1978 r. Wiktor zrozumiał ją dopiero wtedy, gdy spojrzał na Sai Babę. To fascynujące jak Baba w ciągu tych dwóch lat przyciągał go do swojej fizycznej formy w ciszy i w tajemnicy. „Tamtego roku, jako przewodniczący Stowarzyszenia Spirytystów, pojechałem na nabożeństwo wigilijne. Kapłanka, pani Rosa La Robles, opowiadała o narodzinach Jezusa i Jego cudach... Między innymi powiedziała: „Czy wiecie, że w Indiach mieszka młody człowiek, który robi to samo co Jezus 2000 lat temu? Nazywa się Sai Baba.” Wtedy usłyszałem to imię po raz pierwszy. Podskoczyło mi serce. Człowiek na Ziemi naśladujący Jezusa? Postanowiłem dowiedzieć się o Nim czegoś więcej. Trudno było to spełnić, ponieważ mieliśmy święta i zamknięto wszystkie księgarnie. W końcu trafiłem na książkę Howarda Murpheta ‘Sai Baba – człowiek cudów’. Przewracałem kartki nie wierząc w to co czytam. Czytałem tę książkę w weekendy. Czytałem ją w każdy weekend przez cały 1978 r., wciąż od nowa. Potem zdobyłem więcej książek o Babie i dowiedziałem się, że Baba słyszy nasze modlitwy i odpowiada na nie. Więc pewnego wieczoru 1980 r. pomodliłem się wprost do Niego. Była 11 wieczorem, gdy rzekłem: ‘O, Sai Babo! Nie wiem o Tobie nic oprócz tego, co przeczytałem i co mi o Tobie powiedziano, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, że jesteś inkarnowanym Bogiem. Moja żona i ja chcielibyśmy zostać Twoimi wielbicielami. Jeśli nas przyjmiesz, proszę, daj mi znak.’ Powiedziałem dokładnie te słowa, nigdy ich nie zapomnę. Pomodliłem się i poszedłem spać. Obudziłem się o 2:30 nad ranem, cały spocony i drżący. Sai Baba wszedł do pokoju uzdrawiania i przysiadł na stole. Odwróciłem się i zobaczyłem Go. Zapłakałem z przerażenia i powiedziałem: ‘O, Panie! Pomóż mi. O, Jezu! Pomóż mi!” Potem się obudziłem. Innymi słowy Baba, którego prosiłem, aby pozwolił nam Siebie wielbić, dał mi odpowiedz natychmiast, w ciągu zaledwie kilku godzin, pomiędzy 23:00 a 2:30. Przyszedł we śnie. To było Jego pierwsze wezwanie i uznałem je za bezpośredni znak.” Baba przygotowywał Wiktora na spotkanie od wielu lat. Teraz po raz pierwszy pozwolił mu spojrzeć na Swoją fizyczną formę. To nie był pierwszy sygnał od Awatara. Trzy lata wcześniej Wiktor miał serię snów, których nie potrafił wytłumaczyć. Mówił o tym w 2002 r. w Prasanthi Nilayam, w wystąpieniu skierowanym do studentów Uniwersytetu Baby.

Sai przygotowuje Wiktora Kanu do jego zadań 

   „W 1975 r., po powrocie z baru, miałem sen. W tym czasie londyńczycy spotykali się po kolacji w barach na drinku. Myślę, że ten zwyczaj przetrwał do dzisiaj. Chodzenie do baru i palenie papierosów ze znajomymi stanowi tam niemal rytuał. Gdy obudziłem się rano, okazało się, że mam na sobie ubranie z poprzedniego dnia – marynarkę, krawat i buty na nogach. Uświadomiłem sobie, że wieczorem musiałem się upić. Pozwólcie sobie jednak powiedzieć, że w tym upojeniu miałem sen. Przyszły do mnie dwa anioły. Wszyscy troje wzbiliśmy się w powietrze. Unosiłem się w środku. Nie rozmawialiśmy ze sobą. Niebo było granatowe i spokojne. Zmierzaliśmy do miejsca, którego nie znałem. Zbliżając się do celu zaczęliśmy się zniżać jak samolot. Zanim wlecieliśmy do wioski, przemknęliśmy pod łukiem. Po prawej stronie łuku, na dole, stał anioł z bukietem kwiatów. Podał mi bukiet i powiedział: ‘Witaj’. Szliśmy wąską drogą. Po lewej stronie był wysoki mur. Aniołowie podprowadzili mnie do głównej bramy i zniknęli. Spotkałem tam ludzi ze wszystkich narodów Ziemi, a wśród nich moich przodków, rozmawiających ze mną w rodzinnym języku. Uzdrawiano tu i wygłaszano kazania, odbywały się dyskusje o sprawach duchowych. Potem się obudziłem i zobaczyłem, że jestem ubrany. Od tej chwili coś się ze mną stało. Znienawidziłem pijaństwo. Przestałem pić, palić i chodzić do baru. Nie wiedziałem dlaczego. Po prostu nagle, w 1975 r., przestałem to robić. W tym czasie nie wiedziałem niczego o Sathya Sai Babie ani o Indiach.” Tak więc Baba przy pomocy aniołów zabrał Wiktora do Prasanthi Nilayam i na długo przed tym nim Wiktor usłyszał Jego imię, zaczął przekształcać jego serce. Pięć lat później, Wiktor przypomniał sobie ten sen, gdy mijał bramę gopuram prowadzącą do aszramu. Zidentyfikował miejsce, gdzie zostawiły go anioły. Po tym żywym śnie pragnienie ujrzenia Baby jeszcze się w nim nasiliło. W końcu, w 1980 r., po raz pierwszy pojechał do Indii. Oto jak zmaterializowała się kolejna fascynująca opowieść.

Zagadkowe pojawienie się pieniędzy na wyjazd do Indii 

    „Od czasu snu o Babie szukałem ludzi, którzy coś o Nim wiedzieli. Na szczęście w odległości 15-tu minut spacerem od mojego domu znajdował się ośrodek Sai. Poszedłem tam i spotkałem lidera, Kirita Patela. Tego roku (1980) Kirit organizował wyjazd do Indii na spotkanie z Sathya Sai Babą. Wyznałem mojej żonie, że chciałbym dołączyć do jego grupy i wpisać na listę nasze nazwiska. Ale nie mieliśmy pieniędzy na podróż.” Gdy Kirit Patel dowiedział się o trudnościach finansowych Wiktora, chciał zarezerwować bilet dla państwa Kanu, sugerując, żeby Wiktor rozliczy się później. Wiktor się jednak nie zgodził. Wkrótce wydarzyło się coś interesującego. Niespodziewanie pewien Anglik, który nawet nie był przyjacielem Wiktora i nic nie wiedział o jego marzeniach, przysłał mu pieniądze na dwa przeloty. Wiktor tak o tym mówi. „Pieniądze nadeszły pocztą. Tego dnia listonosz wrzucił przez drzwi dwa listy. Jeden z nich był od tego mężczyzny. Znalazłem w nim czek. Ogarnięty radością pobiegłem do żony na górę. Powiedziałem: ‘Zobacz, mamy pieniądze. Mamy pieniądze na wyjazd do Indii!’ Dostaliśmy 500 funtów. Drugi list był od mojej mamy. Była w Sierra Leone i błagała o pomoc, mówiąc, że w kraju panuje susza i że muszę ją wesprzeć finansowo. Dwa listy! Jeden zawierał 500 funtów, a drugi, od mamy, był prośbą o pieniądze. Spojrzałem na żonę i powiedziałem: ‘Genevieve, myślę, że ten człowiek, Baba, testuje mnie.’ Mogłem bez trudu wysłać pieniądze mamie, ale byłby to błąd. To była próba. Mamą zajął się Swami.

Sai odkrywa tajemnicę niespodziewanego pojawienia się pieniędzy 

    „Więc wykorzystaliśmy pieniądze na wyjazd do Puttaparthi i tam Go zobaczyłem po raz pierwszy. Na trzy miesiące przed wyjazdem z Londynu ponownie pojawił się w moim śnie. Nosił czerwoną szatę, ale twarz miał niebieską. Bardzo się tym zmartwiłem. Myślałem, że jest chory. Zacząłem pytać wielbicieli, co to znaczy. Gdy tak pytałem, Kirit Patel powiedział: „No cóż, Kriszna był błękitny.” I wskazał mi na ścianie Jego fotografię. Gdy 14 sierpnia 1980 r. dotarliśmy do Whitefield pod Bangalore, Bhagawan odprawił dla mojej żony i dla mnie duchowe zaślubiny. Gdy Mu dziękowałem, powiedział: „Och, myślałeś, że nie przyjedziesz, więc wysłałem Ci czek.” Odrzekłem: „Tak, Swami, ale miałeś błękitną twarz! Martwiłem się.” Spojrzał wtedy na mnie i rzekł: „Ach! Błękitną! Ciemnobłękitną! Tajemniczą!” Tak wyglądało cudowne przeżycie Wiktora w Brindawanie w 1980 r. Pierwszy darszan otrzymał w Puttaparthi. Nigdy go nie zapomni.

Pierwszy darszan Wiktora: „Po prostu od razu Mu uwierzyłem” 

    „W Puttaparthi siedzieliśmy na piasku. Kiedy wszedł, spojrzałem na Niego. Trudno to opisać, ponieważ nigdy przedtem nie widziałem na Ziemi nikogo takiego jak Baba. Wypełniła mnie radość. Byłem bardzo, bardzo szczęśliwy. Nagle znikły wszystkie moje lęki. Po prostu Go pokochałem. Uwierzyłem natychmiast, że ten człowiek jest Bogiem. Kiedy podszedł i powiedział: „Idź!”, skierowaliśmy się do pokoju interview. Tam ujrzałem pierwsze cuda. Zobaczyłem jak macha ręką i materializuje pierścienie i inne rzeczy. Potem powiedział coś o mojej żonie, o czym nie wiedzieli towarzyszący nam ludzie. Wyjawił nam mnóstwo szczegółów, a potem zasugerował, żebyśmy podążyli za Nim do Whitefield, gdzie odprawi dla nas uroczystość duchowych zaślubin. Tak zrobiliśmy. Baba zaprosił nas do Swojego domu. Był to niewielki dom. Przed budynkiem dostrzegliśmy kaleką Włoszkę. Prawie nie chodziła. Do pokoju interview wprowadził ją pewien chłopiec. Usiadła tam, czekając na Babę. Baba wszedł, wezwał moją żonę i mnie, wyrecytował kilka hymnów – nie wiem jakich i zmaterializował owoce, sari i inne rzeczy potrzebne do ceremonii zaślubin. Kiedy było po wszystkim, spojrzał na kobietę siedzącą w rogu i powiedział: „Madam, proszę wstać i iść!” Wszyscy zwróciliśmy się w jej stronę. Wahała się, ale Baba powtórzył: „Chodź do Mnie”. Wtedy wstała i naprawdę do Niego podeszła! Baba zabrał ją do wewnętrznego pokoju interview i dał jej sari. Gdy opuszczaliśmy Jego dom, kobieta, w podzięce dla Boga, uniosła w górę ręce. Widząc to przypomniałem sobie Jezusa Chrystusa, który sprawił, że chromy zaczął chodzić. Baba zrobił to samo nie modląc się do nikogo, po prostu wydając polecenie. Widziałem to na własne oczy.”

    Podczas tego pierwszego wyjazdu w lutym 1980 r., Baba poprosił Wiktora i jego żonę, żeby udali się z Nim do Ooty. Wiktor tak opowiada o tym pamiętnym wydarzeniu. „Poprosił, żebyśmy towarzyszyli Mu do Ooty. Zanurzaliśmy się w Nim głęboko, po prostu na Niego patrząc. Nigdy na tej planecie nie widzieliśmy podobnej ludzkiej istoty. Moglibyśmy podążać za Nim przez wszystkie dni. Baba był naszym przewodnikiem. Uświadomiliśmy sobie, że odnaleźliśmy coś, czego świat nigdy nam nie da – coś, co było o wiele większe od nauki chrześcijańskiej.” Oto jak potężnie i głęboko przeżył Wiktor pierwsze spotkanie z Sai Babą. Po prostu zakochał się w Bhagawanie, w tym miejscu i w tych ludziach, w otaczającej ich atmosferze. Od 1980 r. Wiktor przyjeżdżał do Puttaparthi każdego roku, czasami dwu i trzykrotnie. Po prostu wielbił Babę. Tak jak przypuszczał, Baba zajął się problemami jego matki. Ktoś w rodzinnym kraju ofiarował jej odpowiednią sumę pieniędzy. Od tamtej chwili, przez 25 lat, Wiktor ani razu nie był w  Sierra Leone. Jedynym celem jego podróży stało się Puttaparthi i Baba. 

Wyjaśnienie doświadczenia ‘lew i radość’ 

    Zagadka wizji ‘lwa i radości’ została rozwiązana tego samego roku, zanim Wiktor dotarł do Puttaparthi. Kirit Patel zabrał go do biura Organizacji Śri Sathya Sai w Bombaju i przedstawił go Indulalowi Shah, przewodniczącemu Międzynarodowej Organizacji Śri Sathya Sai. Shah gorąco powitał Wiktora i przedstawił go panu Java, właścicielowi Joy Ice-creams. Organizacja Sai wynajmowała pomieszczenia od korporacji Joy (radość). Dopiero wówczas Wiktor uświadomił sobie, że dając mu wizję ‘radości’ Baba polecał mu wstąpić do Organizacji Sai. Powoli zaczynał rozumieć również wizję lwa. Starał się wtedy dowiedzieć jakim Bogiem jest Baba. Lew jest królem zwierząt. Baba jest Królem bogów. „Oto, co mówiła mi ta wizja”, zwierzał się później Wiktor. Poprzez wizję lwa i radości Baba oznajmiał Wiktorowi: Tak! Będziesz należał do Mojej Organizacji. Kwaterę główną ma ona w „Joy”. Tak zrozumiał tę wizję Wiktor. Można ją jednak zinterpretować inaczej. Prawdopodobnie Baba wskazywał, że Wiktor zostanie lwem Jego Organizacji. Tak właśnie było. Pani Carole Alderman, była dyrektorka The British Institute of Sathya Sai Education, mówi: „Wiktor był jak lew, posiadał wielkie serce... Służył innym i do końca zachował radość...” (...)

Wychowanie w Wartościach Ludzkich podbija serce Wiktora Kanu 

     Po spotkaniu Baby w 1980 r. Wiktor wrócił do Prasanthi Nilayam na Konferencję Bal Vikas, zwołaną w 1981 r. przez Międzynarodową Organizację Sai. Wtedy poznał pięć Wartości Ludzkich – prawdę, prawość, pokój, miłość i niekrzywdzenie. Wykłady, jakich wtedy wysłuchał, tak bardzo go poruszyły, że zaraz po powrocie do Londynu zorganizował ośrodek Sai w swoim domu na Longley Road, Tooting, aby szerzyć wiedzę o Babie i WWL-u. Wkrótce potem, zaangażował się w działalność Urzędu ds. Edukacji w Centrum Londynu (ILEA) i udało mu się wprowadzić pewne idee Bhagawana do niektórych szkół londyńskich. Jak mówi pan Isver Patel, były przewodniczący Organizacji Sai w Wielkiej Brytanii: „Wiktor i jego żona Genevieve byli w Anglii pionierami Wychowania w Wartościach Ludzkich.” (...) 

Wiktor – instrumentem Boga, inicjującym ruch Sai w Turcji

     Wiktor po raz pierwszy ujrzał fizycznie Babę w lutym 1980 r. i został tak blisko przyciągnięty do Jego formy, cudów i przesłania, że od tamtego czasu odwiedzał Puttaparthi kilka razy w roku. Co ciekawe, kształtując go na idealnego wielbiciela, Baba używał go równocześnie jako instrumentu w Swojej misji poprawiania i przemieniania ludzkiej egzystencji.

 Fascynująca jest historia o tym, jak pan Kaya Gunatha, który w 1989 r. zapoczątkował w Turcji ruch Sai, stał się wielbicielem Bhagawana. Pewnego ranka podczas medytacji w jego wizji zamiast Baby pojawił się Wiktor Kanu! Nie wiedział kim jest ten człowiek, ale wkrótce wszystko się wyjaśniło. W ciągu zaledwie kilku dni odsłoniło się wiele spraw przygotowanych przez Bhagawana.


        Teraz Wiktor zaangażował się w głoszenie przesłania o Wartościach Ludzkich na kontynencie afrykańskim. W 1983 r. służył wielbicielom Sai biorąc udział w kursie WWL-u urządzonym w Prasanthi Nilayam dla uczestników z zagranicy, w ramach pierwszych warsztatów Bal Vikas. Kurs rozbudził w nim głębokie uznanie dla idei Wychowania w Wartościach oraz uświadomił mu, że systemy nauczania rozpowszechnione w Afryce nie odpowiadają wymaganiom stawianym przez Babę. Dlatego uczestnictwo w podobnych, a nawet jeszcze bardziej intensywnych kursach stawało się koniecznością. Okres od 1983 r. do 1985 r. charakteryzował się szybkim rozprzestrzenianiem się programów WWL-u na kursach i warsztatach organizowanych w Europie i w Afryce.

    „W sierpniu 1986 r. Wiktor był jednym z pracowników naukowych Uniwersytetu Sathya Sai prowadzących ‘Afrykańską Konferencję Sathya Sai’ poświęconą edukacji w Wartościach Ludzkich oraz służbie społecznej. „Odbyła się w Akrze, w stolicy Ghany”, opowiada pan Kishin Kubhchandani i dodaje: „Wiktor złożył wspaniałe sprawozdanie uwzględniające warunki afrykańskie. Swami pobłogosławił go za prowadzenie warsztatów w Nigerii (dwóch w Lagos i jednego w Ibadanie), w Kenii (w Nairobi), w Zambii (Ndola), w Zimbabwe (dwóch w Bulawayo) i w Afryce Południowej.”

Jedź do Zambii” – Baba 

     Wychowanie w Wartościach Ludzkich stało się życiową misją Wiktora. Często przyjeżdżał do Puttaparthi, by prosić Babę o radę. Baba udzielał mu specjalnych audiencji i dawał jasne instrukcje dotyczące dalszego rozwoju ruchu. W 1989 r., gdy Wiktor przyjechał do Swamiego, czekało go coś nowego, coś co go porwało. Tak o tym opowiada: „Pewnego dnia w lipcu 1989 r. Baba zaprosił nas na interview i powiedział: ‘Jedźcie do Zambii i szerzcie w szkołach Moje przesłanie miłości. Wybudujcie szkołę.’ Na krótko przed tym bawiliśmy w Zambii na trzytygodniowych warsztatach. To wszystko. Nikogo tam nie znaliśmy. Ale On powiedział bardzo wyraźnie: ‘Jedźcie tam, wybudujcie szkołę i szerzcie Moje przesłanie miłości.’ Gdy już mieliśmy wyjść z pokoju interview, Genevieve, trochę oszołomiona, odwróciła się i zapytała: ‘Ale Swami, skąd weźmiemy na to środki?’ A Baba odpowiedział: „Sprzedajcie dom i wykorzystajcie pieniądze na budowę szkoły. Jeśli to nie wystarczy, pożyczcie z banku!’ Jako chrześcijanin pamiętałem opowieść o Jezusie Chrystusie i o bogaczu, który się do Niego udał. ‘Mistrzu, zrobiłem to i to. Co jeszcze mogę zrobić, żeby odkupić swoje życie?’ A Jezus odrzekł: ‘Sprzedaj wszystko co masz, oddaj to biednym i idź za Mną.’ Na te słowa mężczyzna uciekł! Myślałem o tym, wiedziałem, że to test. Baba może stworzyć wszystko czego zapragnie. Może zmaterializować pieniądze. Dlaczego mówi, że mamy sprzedać dom? To test! Byliśmy szczęśliwi. Byliśmy ogromnie szczęśliwi, ponieważ Bóg poprosił nas o coś. Powtórzyła się scena z Biblii. W ten sposób trafiliśmy do Zambii. Spakowaliśmy rzeczy i 22 grudnia 1989 r. wyjechaliśmy z Londynu. Oczywiście, nie od razu sprzedaliśmy dom, bo finalizacja takich spraw wymaga czasu. Posiadaliśmy pewne oszczędności, ubezpieczenia i samochody. Sprzedaliśmy to wszystko, a nawet zasłony w oknach, garnki i patelnie, ponieważ Baba powiedział: ‘Niczego nie zostawiajcie!’ Innymi słowy chciał, żebyśmy spalili za sobą mosty! W ten sposób trafiliśmy do Zambii. Znaleźliśmy się w dziwnym kraju, ale wierząc w Bhagawana w ciągu osiemnastu miesięcy wznieśliśmy szkołę z 24 salami lekcyjnymi. Powiedział: ‘Zbudujcie wszystko!’ Tak rozpoczęliśmy nauczanie w Zambii, w pierwszej szkole Sai poza granicami Indii.” Zambia leży na południu kontynentu afrykańskiego. To jeden z najuboższych krajów świata. Nawet teraz, w 2011 r., niemal 70% Zambijczyków żyje poniżej krajowej granicy ubóstwa a większość dzieci po siedmiu latach opuszcza szkołę, ponieważ nie stać ich na opłaty. W 1989 r. Baba skierował Wiktora do Zambii.

Sai nie pozwala otworzyć szkoły w mieście, lecz w najbiedniejszym regionie kraju 

    Wiktor, urodzony i wychowany w Sierra Leone, należący do niewielkiego narodu w Afryce Zachodniej, czuł się w Zambii niemal równie obco jak w Indiach. Dlatego nazywał Zambię ‘dziwnym krajem’. Jak poradził sobie z budową szkoły dla ludu mającego tyle potrzeb? Przed jakimi stanął wyzwaniami? Jak kierował nim Swami w ciągu tych trudnych lat? Wiktor dzieli się z nami cudownymi wspomnieniami: „Cóż, przede wszystkim mieliśmy problem z lokalizacją szkoły. Ekspert od gruntów chciał, żebyśmy budowali w sercu miasta. Były tam dwa place. Więc wysłałem Genevieve do Swamiego, żeby zapytała na którym z nich postawić szkołę. Baba odrzekł: ‘Szukajcie za miastem, tam są biedne obszary.’ Rzeczywiście, znajdował się tam bardzo niekorzystny teren pozbawiony elektryczności i wody. Nawet drogi były tam marne. To miejsce wybraliśmy. Oczywiście, od tego czasu sytuacja trochę się zmieniła. Drogi są stosunkowo lepsze i mamy wodę. Problem polegał na tym, że nigdy niczego nie budowaliśmy. I nie mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy, żeby wynająć przedsiębiorcę budowlanego. Musiałem budować sam. To znaczy, miałem majstra budowlanego z wioski – człowieka zatrudnianego przez firmy oraz jego ekipę. Firma po podpisaniu kontraktu zwykle przyjmowała pracowników i bardzo mało im płaciła, zatrzymując sobie większość pieniędzy. Wziąłem ich i pracowałem z nimi po 12 godzin dziennie. Dużo się wtedy nauczyłem o budowaniu domów. Teraz mogę je wznosić. Wybudowałem Instytut Edukacji Sai, który mamy tutaj! Wznoszenie szkoły nie było wcale łatwe. Czasami musiałem jechać z Ndola do Lusaki (stolicy Zambii), żeby kupić śruby i nakrętki. Ale pokonaliśmy te przeszkody. Byliśmy po prostu bardzo szczęśliwi, bo Bóg poprosił nas o wybudowanie szkoły. Nasza wiara była tak silna, że nie mieliśmy wątpliwości. Byliśmy szczęśliwi wykonując Jego pracę. Czuliśmy, że to cudowna, podarowana nam okazja przeniesienia misji Swamiego do Afryki, a zwłaszcza misji nauczania.”

Szkoła Sathya Sai w Zambii osiąga ‘niemożliwe’

    Wiktora zawsze niezmiernie wzruszało, że Bhagawan przydzielił go do pracy związanej z misją kształcenia. Wiktor poświęcił dla niej życie. Miał ku temu dwa powody. Po pierwsze, ogromnie kochał Swamiego. Po drugie, był głęboko przekonany, że stworzony przez Babę program Wychowania w Wartościach Ludzkich jest jedynym panaceum dla szarpanego przez brak pokoju świata, a zwłaszcza dla kontynentu afrykańskiego. Wprowadził WWL do zajęć szkolnych i nazwał szkołę imieniem Sathya Sai. Okoliczni mieszkańcy zetknęli się z tym imieniem po raz pierwszy patrząc na tablicę rejestracyjną używanej ciężarówki, kupionej przez Wiktora na potrzeby szkoły. Powoli odkrywali, że odnosi się ono do świętego człowieka z Indii. Baba polecił Wiktorowi: „Przestudiuj metodę, w ciągu roku wybuduj szkołę, zacznij od trzech klas.” Tak więc, mimo dużych prac budowlanych, rozpoczętych 10 czerwca 1990 r., szkoła, położona na czternastu akrach przepięknego terenu, została oddana do użytku publicznego w czerwcu 1991 r. Początkowo miała trzy pierwsze klasy podstawowe i trzy pierwsze klasy średnie zapełnione przez uczniów, którzy w siódmej klasie nie zdali egzaminów państwowych. Dlaczego oblani uczniowie ze szkół średnich? Co to dało? Wiktor tłumaczy: „Łatwo było zorganizować szkołę podstawową, ponieważ dzieci było dużo. Wystarczyło dmuchnąć w gwizdek i już były. Trudniej było rozpocząć szkołę średnią, ponieważ potrzebowaliśmy absolwentów szkoły podstawowej z dobrymi wynikami. Nasi uczniowie z podstawówki zdawali egzaminy publiczne, ale nie byliśmy notowani. To był egzamin państwowy i nikt nas nie znał. Gdy ogłaszano wyniki, nie mieliśmy kandydatów. Dlatego udaliśmy się do ministra edukacji, aby przyjrzeć się tym, którzy nie zebrali odpowiedniej ilości punktów. Zapytaliśmy: ‘Czy możemy wziąć uczniów, którym się nie powiodło?’ Ci, którzy zdali, mieli zapewnioną naukę, ale reszta nie wiedziała gdzie się podziać. Więc wybraliśmy kandydatów spośród odrzuconych i wzięliśmy ich do siebie. Ludzie uważali, że zwariowaliśmy. Mówili: ‘Jak możecie brać ich do szkoły średniej? Nie będą się uczyć. Sprawiają trudności i są opóźnieni. Odpowiedzieliśmy: ‘Spróbujemy.’ Dzięki tym chłopcom nasza szkoła stała się sławna. Kiedy po dwóch latach wzięli udział w egzaminie państwowym, osiągnęli najwyższe wyniki w kraju. Pierwsze krajowe egzaminy dla klas dziewiątych przyniosły nam 99% zdanych i 30 wyróżnień. W następnych latach mieliśmy 100% zdanych i ponad 50 wyróżnień. ”

Sekret Cudownej Szkoły  

      Szkoła Sathya Sai w Zambii działa w ramach ustawy o szkolnictwie Ministerstwa Edukacji Republiki Zambii. Przygotowuje chłopców do dobrze przemyślanych i sprawdzonych egzaminów przeprowadzanych przez Radę Edukacyjną Zambii.

 Poza czternastoma klasami szkoły podstawowej i dziesięcioma klasami szkoły średniej w skład kompleksu szkolnego wchodzi budynek administracyjny z biurami dyrektora, wicedyrektora i dyrektora ds. nauki oraz sekretariatem.

 Na audytorium przeznaczono osobną budowlę, mogącą pomieścić 2000 uczniów. Jak już wspomnieliśmy, szkoła zawdzięcza swoje doskonałe rezultaty ‘odrzuconym’ chłopcom. To prawdopodobnie jedyna instytucja na świecie, która z miłością akceptuje ‘przegranych’! Jak dochodzi do zadziwiającej przemiany ich charakterów? Wiktor zapewnia: „Dzięki programowi Wychowania w Wartościach. Władze dostrzegły, że nauczyciele, moja żona i ja wprowadzamy w życie prawdę, miłość, pokój, prawość i niekrzywdzenie. Troszczyliśmy się o uczniów, aż stali się przykładem miłości. Daliśmy im odczuć, że są naszymi dziećmi. Wlewaliśmy w nich miłość, miłość, coraz więcej miłości. Było to coś, czego nigdy nie doświadczyli w domu.” W jaki sposób Wiktor i jego zespół wlewali w dzieci miłość? „Dzieliliśmy się z nimi tym, co mieliśmy. Spędzaliśmy z nimi długie godziny. Dbaliśmy o nich. Poświęcaliśmy się dla ich dobra i pracowaliśmy wytrwale, żeby im pomóc. Pragnęliśmy, żeby uwierzyli, że nie są przegranymi ale zwycięzcami. Braliśmy udział w ich życiu, troszczyliśmy się o nich i wybaczaliśmy im, gdy popełniali błędy. Poprawialiśmy ich bez ranienia, tak jak to robi Swami z każdym z nas. Gdy wprowadziliśmy Wartości Ludzkie do dnia codziennego, uczniowie zareagowali! Pracowali ciężko i osiągnęli cel. W taki sposób, rok po roku, nasze dzieci z klas od 9 do 12 cieszą się sukcesami. Wkrótce szkoła zyskała nazwę ‘Cudownej szkoły’. Bo to był cud – w Zambii niemożliwe okazało się możliwe. Sekret Cudownej Szkoły był prosty – wyzwoliliśmy Wartości Ludzkie i praktykowaliśmy je z pasją.” Wiemy wszyscy, że łatwiej to powiedzieć niż zrobić. Czy rzeczywiście można integrować Wartości Ludzkie z biologią, matematyką lub z angielskim? Jeśli tak, to jak? Wiktor odpowiada: „Bhagawan mówi nam: ‘Ujawniaj Wartości’. Wyjaśnia, że Wartości są nie tylko w nas ale we wszystkim, nawet w nauczanych przedmiotach. Mając na uwadze egzaminy, traktujemy każdy temat i kwestię w sposób akademicki, żeby łatwo je było zrozumieć. Ale wydobywamy i wyjaśniamy również zawarte w nich wartości, żeby dzieci mogły wykorzystać je w życiu. Na przykład, na lekcjach języka angielskiego, którym się posługujemy, używamy 26 liter alfabetu, od A do Z. Oczywiście, litery różnią się od siebie, ale każda z nich nabiera większego znaczenia gdy łączy się z innymi. W ten sposób tworzą się słowa, celowe zdania i akapity... Dostrzegamy wspólnotę, współpracę i jedność – wszystko to można pokazać na lekcji. Pozwólcie, że dam wam inny przykład. Weźmy osmozę – proces odżywiania roślin. To piękny temat. Bardzo trudno znaleźć prosty korzeń, zwykle są skręcone. Dlaczego? Bo poszukując wody pokonują przeszkody – skały, glinę, piasek czy co by to nie było i nigdy się nie zatrzymują! Nigdy się nie poddają! Znajdują alternatywne drogi. Nieustannie szukają wody, wykonując przy tym inne obowiązki. Odnalezionej wody nie zatrzymują dla siebie. Dzielą się nią. Tak więc dzieci poznając naukowe wyjaśnienia i obserwując to wszystko w laboratorium, mogą nauczyć się przy okazji czegoś więcej. W ten sposób program wychowania w Wartościach Ludzkich wnosi do klasy coś, co prawdopodobnie można przenieść na zewnątrz.”

Władze przyklaskują, towarzystwa wspierają, rodzice są pod wrażeniem 

    Źródłem cudów w zambijskiej szkole Sathya Sai jest nowe podejście do nauczania oparte na naukach Baby. Lecz czy wszyscy akceptują tę filozofię? Czy nie wywołuje ona sprzeciwów w narodzie wyznającym przeważnie chrześcijaństwo? Istnieją tu różnorodne tradycje religijne i wiele głęboko zakorzenionych wierzeń. Jak Wiktor rozwiązuje te problemy? „Cóż, prowadzi nas Swami. Zawsze powtarza, że nauczanie powinno być zakotwiczone w kulturze narodu, w którym się je wprowadza. Po prostu skorzystaliśmy z tej rady. Przez kulturę rozumiemy wierzenia i praktyki ustalone przez czas, a tradycja odnosi się do sposobów w jaki są one przenoszone do innych krajów. Jaka religia panuje Zambii? Przede wszystkim chrześcijaństwo. Czy w chrześcijaństwie występują Wartości Ludzkie? Oczywiście, że tak. Przeprowadziliśmy badania. Przeszukaliśmy Biblię i odnaleźliśmy w niej wersety odnoszące się do prawdy, miłości, spokoju, prawości i niekrzywdzenia. W rzeczywistości mówi o tym cała Biblia. Przejrzeliśmy także Koran. Prorok Mahomet powiedział: ‘Pięćdziesiąt procent religii to sprawiedliwość’. Cały Koran jest poświęcony Wartościom. Mamy w szkole Biblię, Koran oraz Wartości Ludzkie. Wszystkie mówią mniej więcej o tym samym! Lokalna społeczność akceptuje to, ponieważ uwzględniamy kulturę afrykańską.” Dzieci ze szkoły Sathya Sai w Zambii mają na czym oprzeć swój system wartości. Społeczeństwo rozumie jakie to ważne i aprobuje inicjatywę szkoły. Istnieje jeszcze jedna grupa, która ogromnie zyskuje dzięki temu niepowtarzalnemu eksperymentowi. To matki i ojcowie. Wiktor był świadkiem wielu prawdziwych transformacji, będących rezultatem Wychowania w Wartościach Ludzkich. Dla placówki jednym z najbardziej zachęcających znaków jest to, że w dzień otwarty do szkoły przychodzą wszyscy rodzice. Nic w tym dziwnego. W ciągu zaledwie kilku lat od inauguracji, szkoła, która wyłapywała uczniów i umieszczała ich w szkole średniej, jest dzisiaj zasypana podaniami. Uczęszczają do niej teraz nie tylko dzieci ubogie. O miejsca w niej konkurują również dzieci rodziców bardzo dobrze sytuowanych. Wiktor tak mówi o nowej sytuacji: „Kiedy otworzyliśmy szkołę, mieliśmy trudności ze znalezieniem uczniów. Dzisiaj mamy więcej dzieci z miejskiej klasy średniej niż biednych dzieciaków z okolicy. Zaczynając, mieliśmy jednego mercedesa, przywożącego małego muzułmanina. Teraz samochodów jest dużo. To prawdziwe krążowniki szos. Innymi słowy, nawet bogaci ludzie przywożą tutaj swoje pociechy. Uważa się, że to jedna z najlepszych szkół w kraju. Obecnie wśród uczniów są dzieci inspektorów policji, ministrów, burmistrzów, inspektorów szkolnych, członków parlamentu, policjantów, oficerów armii i innych profesjonalistów. Nikogo nie traktujemy w uprzywilejowany sposób. Chłopcy od pierwszej do jedenastej klasy sprzątają sale lekcyjne, otoczenie, pokoje nauczycieli, audytorium, a nawet toalety, mimo, że do tego zatrudniamy sprzątaczki. Robią wszystko wspólnie i z radością, tak jak śpiewają bhadżany i pieśni oddania. Kilka lat temu przybyła do nas duża grupa delegatów z biura wiceprezydenta kraju. Przewodniczył jej Minister Rozwoju Szkolnictwa. Miała oszacować program Wychowania w Wartościach Ludzkich. Delegaci dziwili się, że nie widzą graffiti, śmieci i zbitych szyb oraz że 52 spłukiwane toalety, z których korzystają uczniowie, są idealnie czyste! Zastanawiali się jak to się stało, że chłopcy, którzy niszczyli wszystko w innych szkołach, zmienili się w anioły! Byli pod tak wielkim wrażeniem, że napisali w oficjalnym raporcie: ‘Zalecamy budowanie szkół Sathya Sai w całym kraju.’ Interesującym efektem inspekcji było to, że jakiś czas temu rząd podarował nam 20 akrów ziemi pod budowę szkoły Sathya Sai dla dziewcząt.” Wiktor otworzył ją w sąsiedztwie. Obecnie funkcjonuje ona równie wspaniale jak szkoła dla chłopców.

Sai nieprzerwanie interesuje się szkołą w Zambii 

    Aby zrealizować to zadanie, Wiktor i jego zespół przebyli długą drogę. Byli w stanie to uczynić, ponieważ, jak mówią, była z nimi Moc. Baba prowadził i wspierał Wiktora radami, za każdym razem gdy Wiktor odwiedzał Puttaparthi. Wiktor często odczuwał wszechobecność Baby i Jego niewidzialną, pełną miłości opiekę. W 2002 r. zwierzał się z tego w Prasanthi Nilayam studentom Uniwersytetu Sathya Sai: „Pozwólcie, że opowiem wam o niezwykle ważnym zdarzeniu z ubiegłego roku (2001 r.). Staraliśmy się o wprowadzenie do szkoły klasy poprzedzającej studia uniwersyteckie. Nazwaliśmy ją klasą zaawansowaną. Chciałem, żeby uczęszczający do niej chłopy różnili się od reszty uczniów akademickim mundurkiem. Zadzwoniłem do naszego przyjaciela w Stanach i zapytałem go, czy mógłby wskazać nam ubrania noszone przez studentów na Zachodzie. Przeprowadziliśmy na ten temat długą dyskusję i w końcu zapytał mnie o kolor ubrań. Powiedziałem: ‘Niech będą czarne’. To zakończyło naszą rozmowę i poszedłem do łóżka. Tej nocy Swami pojawił się w moim śnie i zapytał: „Jaki kolor mają mieć te stroje?’ Odrzekłem: ‘Czarne, Swami.’ ‘Nie, nie, nie czarne. Niech będą niebieskie.’ Miał nawet ze sobą kawałek materiału, który mi pokazał i ponownie stwierdził, że powinny być niebieskie. Byłem w Ndola w Zambii. Dzwoniłem stąd do tego faceta w Stanach. A Bhagawan mnie poprawiał! Baba jest Bogiem. Jest obecny we wszystkim, w każdym żywiole.” To zrozumiałe, że Baba był zawsze dumny z Wiktora i jego pracy w Zambii. Za każdym razem gdy Wiktor odwiedzał Prasanthi Nilayam, Baba rozmawiał z nim i obsypywał go błogosławieństwami. Kiedyś Wiktor przywiózł do Puttaparthi kilku swoich uczniów. Baba był tak zadowolony, że pytał studentów Uniwersytetu, siedzących w pobliżu: „Czy wiecie, skąd przyjechali ci uczniowie?” Następnie, wskazując na Wiktora, powiedział: „To co robi Wiktor jest naprawdę wielkie. Prowadzi tę młodzież i daje jej cel. To jedna z najważniejszych służb jaką można ofiarować ludzkości.”

Powstaje Instytut Kształcenia Sathya Sai  

     Pan inspirował Wiktora, prowadził go i ostatecznie bił mu brawo. Ze swojej strony Wiktor nie miał innego życiowego zadania jak tylko pracować nad przekazywaniem miłości i przesłania Baby. Aby zagwarantować szkole Sathya Sai wysoką jakość nauczania i wprowadzić do Afryki Wychowanie w Wartościach, postanowiono otworzyć Afrykański Instytut Nauczania Sathya Sai. Miało to miejsce w Durbanie w 1999 r., podczas Afrykańskiej Konferencji Sai. Zadaniem tej instytucji jest kształcenie nauczycieli w Wychowaniu w Wartościach Ludzkich oraz podejmowanie badań na rzecz dalszego rozwoju WWL-u. Instytut nadzoruje szkołę. Robi to od chwili swojego powstania, to znaczy od 2000 r. Na zakończenie kursu nauczyciele ze szkół rządowych otrzymują dyplomy. Za powstaniem i rozkwitem tego cudownego instytutu kryje się Wiktor. (...)

Rada ONZ ds. osiedli ludzkich zatrudnia Wiktora Kanu jako konsultanta 

   Wszystko zaczęło się w kwietniu 2001 r. w Johannesburgu, podczas spotkania grupy ekspertów, na które zaproszono intelektualistów z całej Afryki. Rozważano problem wody na kontynencie afrykańskim. Był to z wielu względów główny temat rozmów. Po pierwsze, sto lat temu Afrykę zamieszkiwało 150 milionów osób, natomiast w 2001 r. – już 875 milionów. Zgodnie z obliczeniami, w ciągu 25 lat liczba ta powiększy się do 1,5 miliarda. Te półtora miliarda osób będzie korzystało z tych samych zasobów wody w rzekach i jeziorach, z których korzystali ludzie ponad wiek wcześniej. Dlatego najważniejszym problemem jest zachowanie i optymalna dystrybucja posiadanej wody. Po drugie, istnieje problem zanieczyszczania wody i niewłaściwego jej wykorzystywania. Na konferencji w Johannesburgu zaprezentowano wiele dokumentów, a wśród nich dobrze przyjęty referat Wiktora „Nauka o wodzie z punktu widzenia Wartości Ludzkich”. Uczestnicy konferencji zgodnie uznali, że wyrażona w nim idea ma szansę wesprzeć metody zalecane przez ONZ. W związku z tym poproszono Wiktora o przedstawienie jej na specjalnej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku, mającej się odbyć 6 czerwca 2001 r. Wystąpienie Wiktora na Zgromadzeniu zakończyło się sukcesem. Wiktor został przewodniczącym dwóch sub-regionalnych spotkań krajów afrykańskich w Zambii i w Afryce Zachodniej. Wkrótce Rada Programu Narodów Zjednoczonych ds. Osiedli Ludzkich powołała go na konsultanta przy włączaniu do afrykańskich programów szkolnych nauki o wodzie z punktu widzenia Wartości. Rozpoczęto od sześciu krajów – Etiopii, Kenii, Zambii, Ghany, Senegalu i Wybrzeża Kości Słoniowej. Jego zadanie polegało przede wszystkim na modernizacji istniejących programów nauczania i łączeniu ich z opartą na Wartościach Sai nauką o wodzie.

          Wiktor przyłożył się solidnie do tego zadania. Nikt bardziej niż on nie był przekonany, że jeśli Afryka ma uzdrowić się z chorób paraliżujących jej rozwój – począwszy od skażenia środowiska aż po korupcję – to stanie się to raczej dzięki otwarciu ludzkich serc i umysłów i zmianie ich nastawienia, niż na skutek wielkiej pomocy i wprowadzania wspaniałych planów ONZ. Było to możliwe jedynie dzięki Wartościom Ludzkim Bhagawana. Wiktor nieustępliwie dążył do tego celu.

Sai opiekuje się chorym sercem Wiktora 

    Bhagawan opiekował się Wiktorem z wielką miłością i uwagą. W 2007 r. Wiktor cierpiał z powodu zatrzymania akcji serca i lekarze uznali, że należy go zoperować. To, co się wydarzyło, było godne uwagi. Opowiedział nam o tym sam Wiktor po odzyskaniu zdrowia w 2007 r. „Cóż, nie czułem się dobrze i lekarze w Zambii powiedzieli mi, że miałem atak serca. Wyjaśnili, że są dwa typy ataków – silny atak serca połączony z bólem i cichy atak serca wywołany przez cukrzycę. ‘U pana wystąpił ten drugi. W każdej chwili może pana zabić’, powiedzieli i zasugerowali, żebym poszukał sobie szpitala kardiologicznego. Poradzili, żebym udał się do Afryki Południowej, gdzie są wielkie szpitale. Jednak o moim stanie dowiedzieli się panowie Kalyan Ray i dr Michael Goldstein. Porozmawiali z dr Safayą w szpitalu Baby i dzięki pomocy studentów Sai szybko znalazłem się w Puttaparthi. Wtedy Baba poinstruował dr Safayę: ‘Nie trzeba go operować. Po prostu podajcie mu najlepsze leki, a Ja zrobię resztę.’ Tak właśnie to się stało. Spędziłem 19 dni w klimatyzowanym oddziale intensywnej terapii w pięknym super-specjalistycznym szpitalu Baby. Dzisiaj jestem zupełnie zdrowy i mogę rozmawiać z wami silnym głosem! To energia Swamiego!”

Baba odwiedza szpital z powodu Wiktora 

   W czerwcu 2010 r., gdy Wiktor ponownie zachorował i został przyjęty do szpitala Baby w Puttaparthi, Bhagawan w Swojej bezgranicznej miłości odwiedził szpital, żeby go zobaczyć i pobłogosławić. Wkrótce potem Wiktora wypisano. Czuł się doskonale i wrócił do Afryki, żeby pracować dla Baby z jeszcze większym entuzjazmem i energią. Dzięki łasce Swamiego Wiktor wrócił do Zambii i wziął udział w obchodach 20-lecia szkoły Sathya Sai – ‘Cudownej Szkoły”. W ciągu minionych lat szkoła dawała nam wspaniały przykład. Zainspirowała kilka szkół w Afryce i na świecie do zdobywania wiedzy akademickiej i do rozwoju charakterów. 

Wiktor Kanu – góra inspiracji i fontanna oddania 

     24 kwietnia 2011 r. przestała istnieć cudowna forma Bhagawana Baby, która dziesiątki lat temu przyciągnęła do siebie Wiktora. Ból i wstrząs jakie przeżył Wiktor były niewyobrażalne, ale nie odebrały mu ani odrobiny ducha. Jeszcze bardziej zaangażował się w pracę i umarł dla swego Pana. „W lipcu 2011 r. ponownie odwiedził Prasanthi Nilayam”, wspomina dr Reddy. „Podczas spotkania komitetu nauki Światowej Fundacji Śri Sathya Sai Wiktor wyraził swoje szczere przekonanie, że instytucje i organizacje zainicjowane przez Bhagawana będą traktowane z największym szacunkiem i czcią. Podkreślił znaczenie pracowników funkcyjnych i wielbicieli w Organizacji Sai, pracujących w harmonii, jedności i miłości dla boskiej misji.” Ludzie zawsze z uszanowaniem słuchali Wiktora, ponieważ każde wypowiedziane przez niego słowo znajdowało odzwierciedlenie w jego życiu. Po powrocie z Prasanthi Nilayam Wiktor z jakiegoś tajemniczego powodu czuł, że wzywa go kraj rodzinny. Chciał szerzyć przesłanie miłości Swamiego w Sierra Leone. Pojechał tam z grupą lekarzy i personelu medycznego z Wielkiej Brytanii oraz z innych krajów, aby ofiarować pomoc ludziom poranionym i okaleczonym przez wyniszczającą wojnę. (...)

Wiktor spoczywa w spokoju na łonie swojej ojczyzny 

     W pierwszym tygodniu września 2011 r. Wiktor był ponownie w Sierra Leone. Tym razem przybył tutaj żeby nadzorować budowę i otwarcie ośrodka Sai w miejscu swojego urodzenia. Odetchnął po raz ostatni w chwili gdy wypełniała go radość i głębokie poczucie zadowolenia z powodu wprowadzenia miłości Sai do rodzinnego kraju. Miało to miejsce we wczesnych godzinach rannych 3 września 2011 r. W sercach wszystkich, którzy znali Wiktora, jego odejście wywołało pustkę, której nic nie wypełni. (...)

Niepowtarzalny instrument Baby – na zawsze nierozłączni 

    Wiktor już zawsze pozostanie z Panem. Tak powiedział Baba. Na interview, które udzielił Wiktorowi w 1985 r., Baba oznajmił mu wprost, że powróci na Ziemię i będzie z Nim pracował, gdy przybędzie jako Prema Sai. Czy można więc się dziwić, że zaledwie kilka miesięcy po Swoim samadhi Baba wezwał do Siebie najdroższego wielbiciela? Każdy wielbiciel potrzebuje Pana, ale intensywność z jaką Pan tęskni za wielbicielem  wolnym od ego, szczerym, czystym, skromnym i świętym, jest milion razy większa. Wiktor uwielbiał gdy nazywano go Wiktorem „Kriszną” Kanu i żył naprawdę po to, żeby stać się fantastycznym fletem, na którym Pan Sai Kriszna wyśpiewa wieczną melodię nieśmiertelnych Wartości Ludzkich, uwznioślających umysły milionów osób. Pan pokazał poprzez Wiktora, że każdy z nas może tak żyć, wystarczy aby Go kochał. Swami może powiedzieć każdemu: „Kocham cię... Pracuję poprzez ciebie!”                                                                                      z H2H tłum. J.C.

 

 

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.