Hołd złożony pamięci Wiktora Kanu, 

szczerego wielbiciela Baby (fragmenty)

     Trzeciego września 2011 r. rodzina Sai straciła wspaniałego wielbiciela, dr Wiktora „Krisznę” Kanu. Radio Sai złożyło szczery hołd pamięci wielkiego wielbiciela, zamieszczając obszerny artykuł pt.: „Fantastyczny flet Baby”, który publikujemy jako następny w tym wydaniu numeru 57.  

      W tym artykule przedstawiamy Wam zarys życia wzorowego posłańca Pana, starającego się z nieugiętą determinacją dzielić Jego miłością. Na wieść o jego odejściu wielu wielbicieli wyraziło swój głęboki żal i napisało o tym do nas. Dzielimy z nimi te serdeczne uczucia, a ich refleksje mogą zainspirować nas do prowadzenia życia pełnego oddania, jakiego Wiktor był uosobieniem. Zaczniemy od hołdu złożonego przez ojca Charlesa Ogadę z Nigerii.

Ojciec Charles Ogada

Narodziny świętego

Gdy czcigodny Wiktor połączył się z mistrzami 

wstępując do wiecznego Królestwa Światła,

Wczorajszy mędrzec na ścieżkach historii

Dziś narodził się jako święty.  

Z kim możemy porównać jego historię?   

Żarliwy jak wielbiciele Ramy, nieustraszony jak wojownicy Kriszny.  

Wielu mówi o wielkim Hanumandżi Pana Ramy,  

który jednym susem przebył ocean dzielący go od Lanki  

i zbudował most w imię dharmy,    

aby ratować błogosławioną Sitę i przynieść Ajodhii pokój.  

Obecna epoka kali była świadkiem przyjścia  

wielkiego Wiktora Kanu, wyznawcy Śri Sathya Sai Baby.  

Pod wpływem wizji sprzedał swój majątek i zrobił wszystko,  

aby wybudować most prawdy, miłości, pokoju, prawości i niekrzywdzenia,  

by przywrócić Matce Afryce jej świętą ciszę w Sai.  

W dwapara judze Ardżuna dzielnie walczył na wojnie  

toczonej na polu Kurukszetra, 

ponieważ jedynym owocem jakiego pragnął była miłość Pana Kriszny.   

Ardżuna toczył wojnę, żeby zniszczyć nikczemników i podtrzymać prawość.   

Z ciemności wypłynęło światło.   

Czcigodny Wiktor wybudował w Zambii szkołę   

zamieniającą zło w wolną od poczucia winy szlachetność.  

Pomagał Sathya Sai Babie przeobrażać serca  

i uwznioślać świadomość, aby ludzkość już nigdy nie upadła.  

Najpierw przyszedł Syn, Chrystus.  

Wezwał Piotra, skałę, aby porzucił pracę rybaka.  

Wkrótce Piotr pomagał Jezusowi zbierać tłumy –   

jego misją było teraz łowienie ludzi.   

Gdy przyszedł Ojciec – Sathya Sai, wezwał Wiktora, lwa!  

Z ambasadora Narodów Zjednoczonych stał się liderem i obrońcą wartości.   

Oto dziedzictwo czcigodnego Wiktora,  

jako ambasadora wartości ludzkich. 

Tak, dzisiaj narodził się święty.  

Nie mniej wielki od wielkich z dawnych czasów,  

Wiktor dołączył do mistrzów wstępując  

do wiecznego Królestwa Światła.            Amen

Gdzie jest Hanuman, tam jest Rama. Gdzie jest Wiktor, tam jest Sathya Sai!  

    W 2001 r. pojechałem do Puttaparthi spotkać Swamiego. Była to moja pierwsza wizyta w Prasanthi Nilayam i Swami zaprosił mnie na interview. Obsypał nas bezgraniczną miłością i radością, rozpalił nasze dusze. Pod koniec spotkania poczułem nieodparty impuls, wznoszący się w moim sercu jak wypełniona powietrzem bańka – zapragnąłem zaprosić Swamiego do Afryki! Umysł mówił mi: „To niemożliwe. Oszalałeś.” Odwagi dodały mi słowa Jezusa: „Jeśli w moim imieniu o cokolwiek poprosicie Ojca, otrzymacie to.” Nie wiedziałem wtedy, że Swami już był w Afryce. Gdy opuszczaliśmy pokój, impuls stał się jeszcze mocniejszy i nie mogłem mu się dłużej opierać. Stojąc ze Swamim w drzwiach pokoju ze złożonymi dłońmi, odkryłem przed Nim tęsknotę mej duszy. „Swami” – modliłem się – „przyjedź, proszę, do Afryki.” Twarz Swamiego zajaśniała uśmiechem, gdy powiedział: „Jestem w Afryce. Znasz Wiktora Kanu?” „Nie, Swami” – odpowiedziałem. Wtedy z rozczulającą miłością wskazując na swoje serce powiedział: „Pracuję poprzez niego”. Nie rozumiałem do końca głębi Jego słów. Aż do chwili gdy trzy lata później spotkałem owego wielbiciela. Wiktor przyjechał do Puttaparthi. Gdy powiadomiono mnie o tym, poczułem wzruszenie i poszedłem się z nim spotkać. Po przywitaniu zwrócił się do mnie: „Przyjedź do Zambii i pomóż nam”. Wtedy uderzył mnie żar bijącej od niego miłości. Jego polecenie było nieomylne jak prawda. Byłem jednak niezdecydowany. Przechodziłem kryzys związany z kościołem katolickim i nie wiedziałem, czego oczekuje ode mnie Sai Baba. Wahając się przez chwilę, powiedziałem: „Och, muszę zapytać Swamiego.” Jakże byłem głupi! „Swami” był tutaj, mówił do mnie, a ja tłumaczyłem „Swamiemu”, że zapytam „Swamiego”! Nie zrozumiałem, co miał na myśli Sai Baba mówiąc do Mnie: „Pracuję poprzez niego”. Znaczyło to: „Spotykając go, spotykasz mnie”. Wiktor nigdy się nie poddawał i ufał sobie. Wzywał mnie jak lew, żebym nabrał pewności siebie i uwolnił się od lęku. Cytując naszego Mistrza powiedział: „Zrób jeden krok w kierunku Swamiego, a Swami zrobi dziesięć kroków w twoją stronę.” Natychmiast pomyślałem: „Ale w moim przypadku Swami postawił wszystkie kroki.” Wspominając to teraz uświadamiam sobie, że gdyby naprawdę tak było, musiałbym być ułomny i okaleczony  duchowo. Co nie znaczy, że Bóg nie może postawić tych wszystkich kroków w naszą stronę. Pozwala nam upadać i popełniać błędy. Dzięki temu możemy podnosić się z wiarą w siebie. Gdyby matka niosła dziecko przez całą drogę, to czy wzmocniłyby się jego nogi? Następnego roku, podczas święta Guru Purnima, dysponowałem dokumentami upoważniającymi mnie do pracy w Zambii. Był to początek pouczającego doświadczenia, danego mi przez człowieka, którego Pan nazwał Swoim doskonałym instrumentem. „Cudowna Szkoła” była błogosławieństwem. Wiktor przyjechał zabrać mnie z lotniska. Gdy mnie objął, poczułem jego ojcowską miłość i od tej chwili nazywałem go „tatą”. Jedzenie, praca, śmiech i wspólna z nim zabawa były świętymi lekcjami w szkole życia. Uważałem się za jego studenta. Dla nauczycieli i uczniów Zambijska Szkoła Sathya Sai jest boską świątynią nauczania. Swami pracował w niej przez Wiktora, obdarzając ją cudem miłości. Uczniowie pochodzili z odrzuconych grup społecznych. Byli w bardzo trudnej sytuacji ekonomicznej, emocjonalnej, socjalnej, umysłowej i moralnej. Wiktor przyjmował „zera” i zamieniał je w „bohaterów”[1]! Czy kiedykolwiek doświadczyliście doskonałej radości, która sprawia, że serce wyskakuje wam z piersi, a fale błogości wynoszą was poza granice wytyczone przez ludzkie możliwości?! Doświadczaliśmy jej patrząc na naszych wychowanków, odkrywających w sobie Boga. Byli pachnącymi kwiatami w ogrodach Sai. W pustce nicości pojawił się nagle wielki wybuch – eksplozja wewnętrznego Boga. Szczypaliśmy się w ręce, zastanawiając się, czy to ten sam uczeń, którego poznaliśmy zaledwie rok temu. Pamiętam pierwszą pracę przydzieloną mi przez „Krisznę”  Kanu. W 2005 roku, na krótko przez swoim wyjazdem do Indii na urodziny Baby, zawołał mnie do biura i powiedział, że daje mi ważne zadanie. W ciągu pięciu wakacyjnych tygodni miałem pomóc dziewczętom z ósmej klasy osiągnąć standard akademicki. W następnym roku czekał je egzamin państwowy. Dziewczęta te, wyjaśnił Wiktor, były bardzo słabymi uczennicami. Zostały odrzucone przez zambijski system szkolny. To było moje pierwsze spotkanie z transformującą miłością Swamiego. Wiktor kochał dzieci równie gorąco jak Boga. Dla rodziców i dla personelu był wszystkim – ojcem, przyjacielem, nauczycielem, siłą napędową, dyrektorem i organizatorem. W sprawach spornych stawał się mostem harmonii. Obserwując jego dyplomację, uśmiechałem się z dumy! Był dla nas ambasadorem Pana, usuwającym przepaść pomiędzy Bogiem a człowiekiem, którą sami stworzyliśmy. Jego życie było jego przesłaniem, jego przesłaniem był Swami. Był pełen inspiracji. Nigdy nie przestawałem się dziwić, jak to robi. Był wspaniałym przykładem doskonałej obowiązkowości, bez względu na słońce czy deszcz! To niewiarygodne. Nikt w jego stanie zdrowia nie zrobiłby tego, co Wiktor robił z najwyższą zręcznością. Cukrzyca, na którą chorował, do tego stopnia upośledziła jego wzrok, że prawie nie widział. Przez długi czas cierpiał z powodu niewydolności serca i nadciśnienia. Nigdy jednak nie rozmawiał o swoich problemach zdrowotnych ani z ich powodu nie narzekał. Był pełen entuzjazmu, energii i radości, uważał swoje obowiązki za boskie. Czasami miał poważne ataki serca i wtedy korzystał z pomocy Super Specjalistycznego Szpitala w Prasantigram. Ukochany Swami uwolnił go od tej choroby, mówiąc: „Zajmę się tym”. Skoro oddał Bogu swoje ciało, obowiązkiem Boga było o nie zadbać. Jednym z najważniejszych przesłań Swamiego jest wezwanie do przekroczenia świadomości ciała. Uważa to za podstawę duchowości. Z ciałem identyfikuje się ego. To główna przeszkoda w realizacji naszej wrodzonej boskości. Ukochany Swami powiedział: „Gdyby zapytać czy ahamkara, egoizm, jest równie ważny, odpowiedź byłaby taka: Aham, ego, jest konieczne, ale nie aham-kara (uczucie egoizmu związane ze świadomością ciała, wrażenie bycia oddzielną osobowością). Aham znaczy „Ja”. Nie należy identyfikować „Ja” z formą fizyczną. Aham Brahmaasmi – Jestem Brahmanem. Na Aham Dżiwaasmi – Nie jestem indywidualną duszą. Aham Aham – Ja jestem Ja. Aham jest esencją wszystkiego. W alfabecie sanskryckim pierwszą literą jest a, a ostatnią ha. Łącząc je otrzymamy aha. Wszystkie głoski składają się z tych dwóch liter. Aham jest zasadą obecną w całym kosmosie, od atomu po Brahmana. Takie jest znaczenie Wed.” Z moich osobistych spotkań z czcigodnym Wiktorem wnioskuję, że przekroczył świadomość ciała. Jego życie jest czystym świadectwem tego, że można wznieść się ponad ahamkarę bezinteresownie służąc innym. Odwiedzał Nigerię i chociaż był niewidomy podróżował po Afryce, wypełniając obowiązki głównego koordynatora. Jego ukochana żona Genevieve starannie pakowała i oznaczała leki według ich zastosowania, czasu przyjmowania i dawek. Pytałem go: „Tato, jak sobie z tym poradzisz?” Odpowiadał śmiejąc się głośno: „Charly (kładąc akcent na ‘ar’), to ciało ma swój bieg. Zupełnie o nim nie myślę.”

          Pod koniec ubiegłego miesiąca czcigodny Wiktor pojawił się po raz pierwszy w moim śnie. Był wypełniony światłem, miał śnieżnobiałe ubranie. Pokazywałem mu nasze prace w Nigerii, a on je błogosławił. Gdy się przebudziłem, wiedziałem, że nie był to zwykły sen. Dzień później Wiktor sprawił mi fantastyczną niespodziankę dzwoniąc do mnie. Od kiedy mieszkałem w Zambii, nigdy tego nie robił. Zwykle wysyłał e-maile. Możecie wyobrazić sobie moją radość, gdy usłyszałem jego mocny, królewski głos po drugiej stronie przewodów! Kiedy opowiedziałem mu swój sen, rzekł: „To błogosławieństwo Swamiego!” Wtedy ponownie przypomniałem sobie słowa Bhagawana: „Pracuję poprzez niego.” Chociaż moje serce tańczyło z radości, nie zdawałem sobie sprawy, że w ten sposób przesyła mi swoje pożegnalne błogosławieństwo. W kulturze afrykańskiej, zanim umierający połączy się z przodkami, najpierw przywołuje swoje dzieci i każde z nich błogosławi. Ten sposób umierania stanowił jedyne kryterium upewniające żyjących, że zmarły osiągnie krainę przodków. Gdy przebywałem wciąż w Zambii, czcigodny Wiktor podzielił się ze mną gorącym pragnieniem przekazania przesłania Sai swojemu ludowi w rozdartym wojną Sierra Leone. Widziałem jego oczy wypełnione łzami, gdy wyrażał tę ostatnią tęsknotę swej duszy. Przez wiele lat pan Wiktor nie odwiedzał mnie w domu. Możecie więc sobie wyobrazić moją radość, gdy przyjechał tutaj z grupą personelu medycznego i lekarzy z Wielkiej Brytanii oraz z innych krajów, przywożąc sprzęt medyczny ludziom poranionym i okaleczonym przez wojnę. To był początek przekazywania przesłania miłości Sai do Sierra Leone. Ostatniego tygodnia Wiktor wyruszył na inspekcję i otwarcie ośrodka Sai w swoim rodzinnym mieście. Gdy spełniło się to ostatnie gorące pragnienie, jego dusza mogła zaśpiewać nunc dimittis[2]:

W końcu, och, wszechpotężny Swami dotrzymałeś obietnicy  

i pozwoliłeś odejść w pokoju swojemu słudze. 

Własnymi oczami oglądałem Twoje zbawienie,  

które przygotowałeś przed obliczem wszystkich narodów:  

światło odsłaniające Twoją wolę tym, którzy nie wierzą  

i przynoszące chwałę Twojemu ludowi Jonibana[3].


Hołd złożony Wiktorowi Kanu przez Carole Alderman, dyrektorkę Brytyjskiego Instytutu Edukacji Sathya Sai 

        Spotkałam Wiktora w 1983 r., wkrótce po tym jak usłyszałam o Sai Babie. Udałam się z mężem do jego domu. Wiktor mówił o Swamim i o tym, jak Go odnaleźć. Nasze ścieżki skrzyżowały się kilka lat temu, kiedy Wiktor był Wysokim Komisarzem[4] na obszarze rozciągającym się od Sierra Leone i Ghanę po Wielką Brytanię i Skandynawię. Firma, dla której pracowałam, posiadała kopalnie diamentów w Sierra Leone, więc Wiktor i ja odbyliśmy wiele spotkań służbowych zanim usłyszeliśmy o Sai Babie. Wiktor był jak lew i miał wielkie serce. Po powrocie od Sai Baby zadzwoniłam do niego i z entuzjazmem zrelacjonowałam mu swoją wyprawę. Poprosił, żebym wpadła do niego w niedzielę i opowiedziała o tym szerzej. Gdy przyjechałam, wepchnął mnie do samochodu i zawiózł do miejscowego ośrodka Sai, gdzie przyjęto mnie jak zaproszonego prelegenta. Dotychczas nie przemawiałam publicznie i byłam przerażona. Nigdy mnie za to nie przeprosił. Powiedział, że muszę to robić skoro poznałam Swamiego. Ponieważ nie byłam nauczycielką, rozważał długo i bardzo głęboko czy mogę zostać członkiem komitetu Wychowywania w Wartościach Ludzkich Sathya Sai w Wielkiej Brytanii. Zatrudnił mnie jako swoją reporterkę i asystentkę. Co za zadziwiający człowiek! Zrobił bardzo wiele dla wprowadzenia WWL-u w południowym Londynie, gdzie uczył w dużej szkole średniej. Przyłączyłam się do grupy, którą on i Genevieve zabrali w odwiedziny do Sai Baby. Byłam obecna w Prasanthi, gdy Swami kazał mu wrócić do Afryki i założyć tam szkołę. Później, gdy byłam odpowiedzialna za WWL w Wielkiej Brytanii, Wiktor bardzo mi pomagał. Zawsze służył mi wsparciem i radą, bez względu na to jak bardzo był zajęty i jak się czuł. Zachęcał mnie do koncentrowania się na Sai Babie i na Jego celach. Na inaugurację Afrykańskiego Instytutu Edukacji Sathya Sai zaprosił bliźniaczy Instytut Brytyjski. Było to zaszczytne zaproszenie, które z wdzięcznością przyjęliśmy.

   Wiktor służył innym i do końca jaśniał radością. Niechaj pozostanie w błogości ze swoim ukochanym Panem. 

 Hołd oddany Wiktorowi Kanu przez dr Narendrantha Reddy, dyrektora Światowej Fundacji Śri Sathya Sai  

       Trzeciego września 2011 roku dr Wiktor „Kriszna” Kanu spoczął u boskich lotosowych stóp Bhagawana Śri Sathya Sai Baby. Jego miłość do Pana można oszacować biorąc pod uwagę jego inspirujące słowa, oddanie dla służby i czyste, bezinteresowne uczucia. Będziemy pamiętali doktora Kanu jako pioniera Wychowania w Wartościach Ludzkich Sathya Sai. Zainspirował do tego cały świat. Dr Kanu bez zastrzeżeń i z całkowitym oddaniem wypełniał każde polecenie Swamiego. Z niezachwianą pomocą swojej szlachetnej żony, pani Genevieve Kanu, sprzedał w Londynie posiadane dobra i otworzył w Afryce szkołę Sathya Sai. Poświęcił się z radością rodakom z Afryki, będąc w pełni przekonany, że tak postanowił Bóg. Służył Swamiemu w Międzynarodowej Organizacji Śri Sathya Sai, wykonując szereg funkcji. Był centralnym koordynatorem w Afryce i dyrektorem Afrykańskiego Instytutu Edukacji Sathya Sai. Podczas Światowej Konferencji Edukacji Śri Sathya Sai w czerwcu 2008 r., odbywającej się w Prasanthi Nilayam, dr. Goldstein i ja przedłożyliśmy Bhagawanowi Babie program spotkania, prosząc Go o aprobatę i prowadzenie. Dr Kanu widniał na liście prelegentów, ale nie byliśmy pewni czy wystąpi, ponieważ bardzo źle się czuł. Swami łaskawie pobłogosławił program i nalegał, żeby dr Kanu przemówił w Jego boskiej obecności. Po zakończonym przemówieniu Swami pobłogosławił go szczodrze i z miłością. Dr Kanu głęboko wierzył, że model kształcenia Sathya Sai doprowadzi do realizacji boskości w człowieku i pomoże nam wkroczyć w złoty wiek. Był przekonany, że model edukacyjny Sathya Sai oraz studenci Uniwersytetu Sathya Sai i innych Jego uczelni zmienią świat dzięki Wartościom Ludzkim: Prawdzie, Prawości, Pokojowi, Miłości i Niekrzywdzeniu. Z błogosławieństwem i kierownictwem Swamiego, dr Kanu przeniósł do Afryki model kształcenia Sathya Sai, aby studenci mogli stać się odbiciem życia Swamiego i Jego nauk o miłości i prawdzie. W czerwcu 2010 r. dr Kanu został przyjęty do Instytutu Wyższych Nauk Medycznych Śri Sathya Sai w Prasanthi ze względu na zły stan serca. Bhagawan w Swoim bezgranicznym współczuciu odwiedził szpital i udzielił mu błogosławieństwa. Wkrótce potem wypisano go stamtąd i wrócił do Afryki, żeby służyć boskiej misji z jeszcze większym entuzjazmem i wigorem. Dr Wiktor Kanu był cenionym członkiem Komitetu Edukacyjnego Światowej Fundacji Śri Sathya Sai. W lipcu 2011 r., na spotkaniu komitetu edukacyjnego w Prasanthi Nilayam, wyraził swoje szczere przekonanie, że instytucje i organizacje założone przez Bhagawana oraz ich członkowie będą traktowani z najwyższym szacunkiem i czcią. Podkreślił znaczenie przedstawicieli i wielbicieli z Organizacji Sai, pracujących w harmonii, jedności i miłości na rzecz boskiej misji. Poza kierowaniem sprawami wykształcenia, dr Kanu aktywnie uczestniczył w pracach humanitarnych Organizacji Sai. Pomagał koordynować dostawy żywności, ubrań i leków i kierować je do potrzebujących. Brał również udział w projekcie Sainet, dostarczającym moskitiery na obszary zagrożone malarią. Moskitiery są nasączone środkami owadobójczymi i ratują ludziom życie. Po roku obserwacji okazało się, że w afrykańskich wioskach, w których je rozdano, zachorowalność na malarię zmniejszyła się o 50%. Dr Kanu był wybitnym wielbicielem, służącym Swamiemu do ostatniego swojego oddechu. Opuścił ciało podczas wizyty w Sierra Leone. Chciał dopilnować budowy ośrodka Sathya Sai. Gdy łączymy się z Panem w trakcie wykonywania Jego pracy, otrzymujemy boskie błogosławieństwo. W annałach historii Sai dr Kanu będzie zapamiętany jako ten, który przez ponad trzydzieści lat służył Bogu z oddaniem, miłością i determinacją.

Hołd oddany Wiktorowi Kanu przez Kalyana Raya, przewodniczącego Komitetu Nauki Światowej Fundacji Śri Sathya Sai  

      Nasz drogi brat Wiktor Kanu zmarł w sobotni ranek trzeciego września w szpitalu Freetown w Sierra Leone na skutek rozległego zawału serca. Pojechał do Sierra Leone aby dopilnować budowy ośrodka Sai w Jonibanie, swojej rodzinnej wiosce, leżącej w odległości około trzech godzin jazdy od Freetown. Wracał do Zambii. Przez ponad trzydzieści lat brat Wiktor dedykował każdy dzień swojego życia misji ukochanego Pana Sai. Jego odejście z Ziemi zamyka wielki rozdział poświęcony misji Swamiego. Jego koledzy, przyjaciele oraz wielbiciele w Afryce i na całym świecie ponieśli niepowetowaną stratę.   

     W ciągu tych lat, dzięki wielkiej łasce Swamiego, często cieszyłem się towarzystwem brata Wiktora. Był pełen miłości i podnosił mnie na duchu. Gdy podróżowaliśmy na spotkania, warsztaty i konferencje do Afryki, Europy i Ameryki Północnej, a przede wszystkim do Prasanthi Nilayam, dawał mi rady mędrca. Był znany z donośnego głosu, który czule nazywał rykiem lwa z Kilimandżaro! Ja jednak zawsze lubiłem jego miękki, słodki głos, gdy zastanawiał się nad czymś i rozsypywał perły mądrości zrodzone z długich lat życia w bliskości Boga i z niezwykłych doświadczeń ze Swamim. Imię i wygląd Wiktora przywodzi mi na myśli jego niezachwiane oddanie i całkowite poddanie się najdroższemu Panu Sai, pełne poświęcenie się dla misji Swamiego, a przede wszystkim jaśniejącą na jego twarzy miłość, mądrość i odwagę przekonań! W ciągu tych lat Wiktor stał się dla wielbicieli Sai symbolem Afryki. Miał głęboką i niesamowitą wizję tego kontynentu i jego potrzeb. Był dogłębnie przekonany, że największą potrzebą Afryki i ludzi posiadających duchowe postrzeganie jest Wychowanie w Wartościach Ludzkich Sathya Sai. Jest ono o wiele ważniejsze od ich materialnych potrzeb. Czuł głęboko, że jedynie dzięki Wychowaniu w Wartościach Ludzkich w Afryce powstanie nowe pokolenie, które uwolni ten kontynent od jego wiecznej zależności od pomocy zagranicznej i od wszechobecnej korupcji w życiu publicznym. Pokolenie, które poprowadzi naród ku jego przeznaczeniu. Ta głębia przekonań i całkowita wiara w polecenia Swamiego zrodziły w 1992 r. „Cudowną Szkołę” w Ndola. Przez dwadzieścia lat Wiktor i Genevieve, jego żona i towarzyszka bojów, dawali z siebie wszystko. Dbali o nią i wydobyli z niej pełen potencjał. Tego roku w kwietniu, dzięki łasce Swamiego, Wiktor brał udział w obchodach dwudziestolecia szkoły, mającej na koncie 100% zdanych egzaminów i bardzo wiele wyróżnień! „Cudowna Szkoła” stała się wspaniałym wzorem, który zainspirował kilka innych szkół w Afryce i na świecie do zdobywania akademickich laurów i do rozwoju charakterów! Jego głębokie przekonanie, że Wartości Ludzkie są kluczem do stworzenia nowego człowieka i społeczeństwa oraz jego nadzwyczajne umiejętności przekonywania skłoniły Organizację Narodów Zjednoczonych do wprowadzenia w 2001 r. programu edukacyjnego opartego na Wartościach. Jego celem była ochrona potencjału ludzkiego w Afryce. Wiktor, jego żona i instruktorzy z Afrykańskiego Instytutu Edukacji Sathya Sai pracowali bez wytchnienia przez niemal dziesięć lat, aby zgodnie z wytycznymi ONZ umieścić Wartości Ludzkie w programach szkół publicznych czternastu krajów Afryki. Dziesięć lat później, rozpoczęty przez Wiktora program przekroczył brzegi kontynentu i dotarł do Azji i Ameryki Południowej.

    Wobec uczestników Międzynarodowego Komitetu Edukacyjnego Wiktor bez wysiłku odegrał rolę strażnika sumień! Czuwał, aby nie usidliły nas wybryki umysłu połączone z nowoczesnymi teoriami i technikami nauczania. Sprawdzał, czy nie schodzimy z wąskiej i prostej drogi edukacyjnej Sathya Sai, którą Swami wytyczył dla nas za pomocą dawnych ćwiczeń duchowych! To on pierwszy przypominał nam, że w kształceniu Sathya Sai nie chodzi o wielką ilość informacji, lecz o transformację. Niezwykły wkład naszego drogiego brata Wiktora w rozwój wszechstronnych programów edukacyjnych dla szkół i instytucji Sai nigdy nie zostanie zapomniany. Wiktor realizował swoje zadania podróżując po Afryce. Nie pamiętał o swoim coraz bardziej podupadającym zdrowiu i zaawansowanym wieku. Nasz drogi Wiktorze, będzie nam ciebie bardzo brakowało. Kochający cię bracia i siostry z komitetu edukacyjnego będą zawsze o tobie pamiętali! Wiktor był kolosem wśród ludzi! Jego wykształcenie, erudycja, mądrość, przytomność umysłu i elokwencja czyniły z niego wybitną osobowość. Z niezachwianą wiarą w Bhagawana skupiał swoje niezwykłe zdolności na Jego misji. Dzięki temu stał się idealnym liderem Sai! My, którzy go znaliśmy, będziemy odczuwali pustkę wywołaną jego nieobecnością. Trudno ją będzie zapełnić. Wiemy także, że boska misja Swamiego nigdy się nie zakończy i będzie nabierała coraz większej mocy. Swami będzie nas wspierał. Wiktor był o tym do końca przekonany. Niech jego przykład nas inspiruje! Stańmy na wysokości zadania. To będzie dla Wiktora najlepszy hołd! Módlmy się do naszego ukochanego Pana Sai, aby brat Wiktor spoczywał w wiecznym spokoju u Jego lotosowych stóp. Żył i umarł dla misji ukochanego Swamiego i będzie w Nim żył na zawsze!

Hołd oddany Wiktorowi Kanu przez T. R. Pillaya, dyrektora Kanadyjskiego Instytutu Edukacyjnego Sathya Sai, założyciela Szkoły Sathya Sai w Toronto  

      Tego orędownika Wychowania w Wartościach ludzkich spotkałem w lipcu1983 r., podczas mojej pierwszej podróży do Puttaparthi. Brałem udział w pierwszej konferencji Bal Vikas zorganizowanej dla nauczycieli z zagranicy. Jego wystąpienie, poświęcone WWL-owi, wygłoszone donośnym głosem z powagą i przekonaniem, było równie inspirujące jak opanowany i przekonywujący styl doktora Jumsaia. Obaj seniorzy WWL-u wywarli na mnie niezatarte wrażenie. To spotkanie zaowocowało czymś, co mogę określić jako relację pomiędzy mistrzem i uczniem. Od tamtej chwili postanowiłem uczestniczyć we wszystkich warsztatach i konferencjach w Prasanthi Nilayam, gdzie ci dwaj  wielcy nauczyciele bezustannie nas inspirowali i motywowali. Jako narodowy koordynator edukacji wpadałem do Prasanthi do doktora Kanu nawet, gdy nie było konferencji. Byłem gotowy czerpać wskazówki do naszej pracy w Kanadzie z ich pionierskich, herkulesowych wysiłków promowania WWL-u w Wielkiej Brytanii, gdzie żyli i pracowali jako nauczyciele. Potem przenieśli się do Zambii, aby na rozkaz Pana, Bhagawana Śri Sathya Sai Baby, otworzyć tam szkołę. To w Zambii poznałem wizję, oddanie, pokorę i bezinteresowność brata Wiktora Kanu. W 1998 r. byłem jego gościem i odwiedziłem „Cudowną Szkołę”. Szkoła posiadała 22 sale lekcyjne oraz duże audytorium zdolne pomieścić uczniów ze szkoły podstawowej i średniej. Widziałem ceglane domy przeznaczone dla około czterdziestu nauczycieli i ich rodzin, fundamenty szkoły dla dziewcząt, wielki plac zabaw, ogromny ogród zaopatrujący szkołę w warzywa, sklep ze słodyczami, a nawet cegielnię gdzie wytwarzano cegły na potrzeby szkoły. Wszystko to zlokalizowane na powierzchni około 40 akrów w pobliżu ubogiego okręgu, z którego pochodziła większość uczniów. Mieszkałem z państwem Kanu w ich obszernym, wybudowanym w stylu kolonialnym domu. Posiłki były obfite. Kolacja zmieniała się w ucztę, przygotowaną i podaną przez młodego Zambijczyka, posiadającego niezwykłe zdolności kulinarne. Gdy byliśmy gotowi do następnej tury, brat Wiktor dzwonił i wchodził kucharz z kolejnym pysznym daniem. Na początku wyjaśnił mi, że spożywają posiłki w milczeniu, ponieważ Pan oznajmił, że pokarm jest Bogiem. Nie przyzwyczajony do takiej dyscypliny, często przerywałem ciszę jednym lub dwoma pytaniami, ale gospodarz uciszał mnie zdecydowanym „ciii”. Chciałem wiedzieć jak finansowana jest szkoła. Zadałem mu to pytanie kilkakrotnie, ponieważ zdumiewała mnie infrastruktura szkoły w tej biednej okolicy. Pewnego dnia przy obiedzie brat Wiktor, wyraźnie wyprowadzony z równowagi, krzyknął do mnie: „T.R. Pillaya, miej wiarę człowieku!” Jego wiara i oddanie dla Bhagawana Śri Sathya Sai Baby były bezgraniczne. Poproszony o wyjazd do Zambii i otworzenie tam szkoły, brat Wiktor zapytał skąd weźmie na to pieniądze. Sai Baba odrzekł: „Sprzedaj swój dom”. Państwo Kanu zrobili to bez wahania, spieniężając także polisy ubezpieczeniowe i Mercedesa Benz, żeby sfinansować budowę. Dowiedziałem się tego z innych źródeł, a nie od brata Wiktora ani nie od jego równie oddanej małżonki, Genevieve, kierowniczki szkoły. Taka była ich bezinteresowność, pokora i oddanie. Jednak poruszyło mnie i dodało energii coś innego. Brałem udział w zebraniach szkolnych w audytorium, organizowanych i prowadzonych przez brata Wiktora każdego ranka. Pełne uczucia hymny śpiewane w języku zambijskim przez głębokie, basowe głosy uczniów przy wtórze rytmicznych uderzeń w afrykańskie bębny były porywające. Dyskusje uczniów w klasach WWL-u były interesujące i wnikliwe.

     Wizyty w Zambii i w Tajlandii w 1999 r., gdzie odwiedziłem szkołę doktora Jumsaia, w dużym stopniu przygotowały i zmotywowały nas do otworzenia we wrześniu 2000 r. Kanadyjskiej Szkoły Sathya Sai. Śmierć uciszyła grzmiący głos mojego nauczyciela, ale jego bogate dziedzictwo żyje dalej, inspirując tysiące osób na świecie.

z H2H tłum. J.C.


[1] gra słów w j. ang. często używana przez Swamiego. W j. ang. hero - bohater.

[2] kantyk Symeona: „Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela” – św. Łukasz, 2, 30-32

[3] Rodzinna wioska Wiktora Kanu

[4] We Wspólnocie Narodów starszy dyplomata, zwykle ambasador, odpowiedzialny za misje dyplomatyczne

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.