Piękne i
błogosławione dni mojego życia
Niespodziewane wstąpienie na Uniwersytet Śri Sathya Sai Baby, pierwsze bajecznie spotkanie z Boskością, słodkie wspomnienia z Brindawanu i wiele, wiele innych cudownych chwil...
O.S.K.S. Sastry
Pan Sastry wstąpił na Uniwersytet Śri Sathya Sai w 1988r. W 1993r.
wyróżnił się jako znakomity student kursu magisterskiego, zdobywając złoty
medal z fizyki. Następnie ukończył dwuletnie studia technologiczne. Obecnie
wykłada na wydziale fizyki Uniwersytetu Śri Sathya Sai Baby w Brindawanie i
przygotowuje się do doktoratu z medycyny nuklearnej[1]. Jest utalentowanym
artystą i dramaturgiem.
[1] Medycyna nuklearna zajmuje się leczeniem i diagnozowaniem chorób przy użyciu izotopów promieniotwórczych, stosowanych w onkologii i w leczeniu paliatywnym, mającym na celu zmniejszenie poziomu bólu.
Nagroda dla prof. O.S.K. Sastry - najbardziej utalentowanego fizyka wśród nauczycieli w 2005 roku.
Mimo, że pochodzę z Andhra Pradesh, to
do 18 roku życia nie wiedziałem o istnieniu Bhagawana. Dopiero wtedy tata dał
mi do wypełnienia podanie o przyjęcie na kurs magisterski na Uniwersytet Śri
Sathya Sai. Brałem już udział w kilku egzaminach wstępnych, złożyłem podania na
siedmiu uczelniach. Kiedy w 1988 r. dostałem to podanie od ojca pomyślałem
sobie: „Czemu nie spróbować również tutaj, skoro próbowałem już w tylu
miejscach?” Wypełniłem je obojętnie. Nie miałem pojęcia, że po przyjeździe do
Prasanthi Nilayam odczuję to zupełnie inaczej.
Pamiętam, że znalazłem się w Puttaparthi pierwszego czerwca 1988 roku. Rozpierała mnie energia i entuzjazm. Moi przyszli koledzy nieustannie rozmawiali o sewadal, o kursach przygotowawczych do sewadal, o klasach balwikas itp., podczas gdy ja dopiero dowiadywałem się o Sai. Nie miałem najmniejszego pojęcia co to jest ‘balwikas’. Chociaż czułem się trochę nie na miejscu, postanowiłem się nie poddawać. Spotkałem chłopca, który miał zostać moim najlepszym przyjacielem. Poradził mi, żebym się nie martwił, bo wszystko pójdzie dobrze. „Postaraj się ze wszystkich sił”.
Następnego ranka zabrał mnie na suprabhatam[1] do świątyni. Była to jedna z najpiękniejszych chwil mojego życia. Kiedy tam siedziałem, słuchając w cudownej ciszy świergotu ptaków, ogarnęło mnie podniosłe, nieopisane uczucie. Nigdy przedtem nie czułem tak wielkiego spokoju. Można by dyskutować, co o ciszy wie osiemnastolatek, ale powiem wam jedno – zanurzyłem się w błogości. Byłem spokojny i wiedziałem, że jestem w domu. Intuicja podpowiadała mi, że należę do tego miejsca. Po omkarze rozpoczęło się suprabhatam. W myślach rozmawiałem ze Swamim: „Bhagawanie, jeśli będziesz przyjmował do koledżu tylko dobrych chłopców i ulepszał ich, nie będzie to wielkie wyzwanie. Przyjmij osoby takie jak ja, które zbłądziły i zmień je w dobrych ludzi. To by było naprawdę coś. Proszę, weź to pod uwagę i przyjmij mnie do Swojego Instytutu.”
Działo się to zanim jeszcze zobaczyłem Swamiego, przed egzaminem wstępnym, który miał odbyć się trochę później, o 9:00. Ale modlitwa wypłynęła z mojego serca. Uklęknąłem w mandirze, a potem opuściłem to święte miejsce. Egzamin dopuszczający poszedł mi bardzo dobrze, bo solidnie się do niego przygotowałem. Następnie odbyły się rozmowy. Kiedy nadeszła moja kolej, zapytano jak się nazywam. Odrzekłem: „O.S.K.S. Sastry”. Porosili, żebym to rozwinął. „Śri Krishna Subrahmanya Sastry”, odpowiedziałem. Egzaminatorzy wykrzyknęli: „Krishna i Subrahmanya, obaj w tym samym nazwisku!?” Wyjaśniłem: „Panowie, wszyscy bogowie są jednym.” Ta odpowiedź ich uszczęśliwiła. Jednak następne pytanie zupełnie mnie oszołomiło. „Czy wstąpi pan do naszego koledżu?” Zastanawiałem się, czy w ogóle się tutaj dostanę! I oto nagle podczas rozmowy kwalifikacyjnej, jeszcze przed ogłoszeniem wyników, ofiarowano mi miejsce na uczelni! Nie wiedziałem, co powiedzieć. Oznajmiłem więc, że muszę zapytać o to ojca i że dam im znać. Mój rozmówca wyjaśnił: „Bardzo trudno jest się tutaj dostać. Prosimy o odpowiedź w ciągu tygodnia. Po tym terminie miejsce trafi do innej osoby.” Odrzekłem, że niewątpliwie dam im znać i wyszedłem.
Życie zaczyna płynąć zgodnie z
wzorem wyznaczonym przez Boga
Po powrocie do Hyderabadu otrzymałem pierwsze z serii doświadczeń przeznaczonych mi przez Boga. Niespodziewanie spotkałem na dworcu mojego ojca. Jechał z Wishakapatnam i przybył tu o tej samej porze co ja. Opowiedziałem mu o wszystkim. Poradził, żebym zapytał babcię jak powinienem postąpić i zrobił to, co mi powie. Wyobraźcie to sobie, babcia ukończyła zaledwie trzy klasy, ale mimo braku formalnego wykształcenia, jest tak mądrą kobietą, że jej słowa mają moc decydowania. Gdy byliśmy dziećmi czytała nam święte eposy: Ramajanę, Mahabharatę i Bhagawatę. Na początku martwiłem się, że nie uczestniczyłem w programie balwikas. Później zdałem sobie sprawę, że dzięki niej wzrastałem w wartościach stanowiących cel tego kursu. Nasza rodzina jest bardzo ortodoksyjna, szanujemy tradycje. Kiedy zapytałem babcię, czy mam wstąpić na Uniwersytet Sai, odrzekła bez wahania: „Tak, ucz się tam.”
W Puttaparthi znalazłem się w czerwcu 1988 r. i w szedzie dwudziestym otrzymałem pierwszy darszan Swamiego. Swami przemawiał do wielbicieli z dystryktu Krishna w Andhra Pradesh. Pamiętam, że przyjechał czerwonym mercedesem. Nigdy tej chwili nie zapomnę.
Pan Rama do Sai Ramy: intuicyjny
wgląd
Zanim przystąpiliśmy do Sai, byliśmy wyznawcami Śri Ramy. To, co się wtedy wydarzyło, miało decydujące znaczenie. Przed Swamim wystąpiło dwóch mówców. Jeden z nich był wyznawcą Śri Ramy i podobnie jak ja pochodził z Hyderabadu. Wyraził przekonanie, że Rama i Swami są jednością. Swami zmaterializował dla niego pierścień i opowiedział, jak ów człowiek przygotowuje swój posiłek. Selekcjonował ziarna i każde z osobna wypełniał boską energią, śpiewając nad nim imię Pana Ramy. Potem je gotował i zjadał tylko te, które pobłogosławił. Ani mniej, ani więcej.
Oddanie tego człowieka ogromnie mnie wzruszyło. Po raz pierwszy widziałem Bhagawana. Jak już wcześniej wspomniałem, byliśmy wielbicielami Ramy. I oto Swami opowiadał o Ramie i o oddaniu dla Ramy oraz o tym, jak ważne jest to oddanie. To mi uświadomiło, że jest Bogiem. To było naturalne przejście, nigdy później nie miałem wątpliwości. Po prostu uwierzyłem, że Swami jest tą samą Istotą co Rama. Przed wyjazdem z domu ojciec dał mi obrazek na którym byli Rama, Lakszmana, Sita i Hanuman. Od razu umieściłem go na moim akademickim ołtarzyku.
Szczęśliwy początek – uczę się
bezpośrednio od Boskiego Rektora
Dwudziestego czwartego czerwca Swami zapragnął do nas przemówić, a ponieważ były nas setki, zaprosił nas do audytorium. Swami każdego roku witał studentów i podawał im najistotniejsze informacje. To było cudowne doświadczenie. Każdy nowy student pragnął przed rozpoczęciem nauki spotkać Bhagawana.
Swami przedstawił nam filozofię i cele Uniwersytetu. Wskazł, jak powinniśmy postępować i co możemy zrobić, żeby stać się idealnymi studentami. Polecił nam zrezygnować z dawnego towarzystwa. „Wskażcie mi osoby, z którymi przebywacie, a powiem wam kim jesteście.” Pamiętam, jak Swami mówił, że przede wszystkim powinniśmy postarać się o dobre towarzystwo, to znaczy, odrzucić znajomości, których nie warto podtrzymywać. Zalecił nam także omijać kino. Przekazał nam wiele drobnych lecz bardzo istotnych rad, mającym nam pomóc stać się studentami Sai.
Życie w kampusie Brindawan:
początek sagi błogosławionych lat
Zainstalowałem się w kampusie Brindawan. Swami przyjechał do nas po dwóch miesiącach na urodziny Ganeszy[2]. W pokoju interview rozdał nam wibhuti i swoją fotografię z ręką uniesioną w geście błogosławieństwa i przesłaniem ‘Nie bój się, przecież jestem tutaj’. Umieściłem ją na ołtarzyku obok obrazka Pana Ramy. Ten boski dar upewnia mnie, że Pan jest zawsze ze mną.
Swami udzielił nam darszanu w głównej alei, biegnącej przed ‘Trayee Brindavan’. Zgromadziła się tam cała starszyzna i goście. My, studenci, staliśmy za nimi.
Kiedyś, gdy siedziałem obok krzaka krotonu czekając na darszan, Bhagawan wyszedł i rzekł do jednego z wielbicieli: „Pragniesz syna. Wiem o tym.” Nagle oderwał z krotonu gałązkę i rzucił nią w tego człowieka, mówiąc: „Zjedz połowę, a resztę daj żonie. Zjedz też gałązkę.” Mężczyznę ogarnęła radość. Robiąc to wszystko, Swami stał naprzeciwko mnie i przez chwilę mogłem dotykać Jego stóp. Potem, przechodząc obok nas, udał się na darszan. Byłem uszczęśliwiony. Po darszanie w szedzie „Sai Ram” (w miejscu, gdzie obecnie stoi Sai Ramesh Hall) Bhagawan wrócił do nas. Ponownie stanął przede mną, i rozmawiał z tym samym dżentelmenem. Zapytał: „Zjadłeś? Dałeś żonie? Zjadłeś gałązkę?” A potem dodał: „W przyszłym roku przyjedź tutaj z synem.” Potem, wracając do świątyni, zwrócił się do nas z pytaniem: „Chłopcy, czy któryś z was chce mieć syna?” Odpowiedzieliśmy jak jeden mąż: „Nie, Swami”. Zapytał ponownie: „Czy któryś chce mieć córkę?” „Nie, Swami”, odrzekliśmy równocześnie. Wówczas, uśmiechając się tajemniczo, stwierdził: „Syn to wiedza, córka to spokój. Chciałem dać wam wiedzę i spokój. Ale ich nie chcecie. Cóż mogę zrobić?” Wtedy wykrzyknęliśmy: „Swami, prosimy, chcemy Swamiego”!
Pierwsze spotkanie z Bogiem jest najdroższe, pozostaje z nami na zawsze. Przeżyłem wiele przepięknych chwil i stopniowo całkowicie poddałem się Bhagawanowi.
Dotyk Boskiego Nauczyciela rozwija
talenty
Jako student byłem artystą i lubiłem rysować. Kiedy Swami przyjechał do Brindawanu, podczas darszanu narysowałem Jego stopy. Pan podszedł i pobłogosławił moją pracę. Chciałem, żeby ją podpisał, więc zacząłem się modlić. Gdy Swami udał się do szedu „Sai Ram”, modliłem się jeszcze goręcej. „Swami, proszę, podpisz mój rysunek. Umieszczę go na ołtarzu.” Nigdy przedtem o tym nie myślałem, to była spontaniczna modlitwa.
I Swami spełnił moją prośbę!
Przyszedł, podpisał rysunek, obdarzył mnie błogosławieństwem dotykając mojej
głowy, a potem mi go zwrócił. Od tamtej chwili nie czułem żadnej różnicy
pomiędzy Sai a Panem Ramą. Na moim ołtarzu obraz Pana Ramy stał obok lotosowych
stóp Pana Sai Ramy, na których złożył On swój podpis.
Te trzy lata, które spędziłem w Brindawanie jako Jego student, były najlepszymi latami mojego życia. Potem, na szczęście, Swami ofiarował mi pracę wykładowcy.
Nie przypominam sobie, żebym się kiedykolwiek martwił o naukę czy zabawę. Przez cały czas byliśmy skupieni na Swamim. Swami przychodził i rozmawiał z nami, błogosławiąc nas cudownymi szansami. Zwykł pytać: „Jacyś nowi chłopcy?” Każdy mógł podnieść rękę i mówić w Jego obecności. Bhagawan uczył nas osobiście. Brindawan przypominał poligon. W budynku Trayee Bhagawan szkolił mówców i pieśniarzy, wspierał artystów. Dzięki Jego błogosławieństwom i łasce wielu studentów rozwinęło swoje talenty.
Pokrzepiające i odkrywcze sesje w Trayee
Najpiękniejszymi chwilami były wieczorne przesłania Bhagawana. Czuliśmy, że zwracając się do nas, obdarza nas nektarem boskości. Jedyni ci, którzy tego doznali, wiedzą co to znaczy być na sesji w Trayee Brindavan, gdy Swami poświęca swój czas studentom. Pewnego dnia rozmawiał z nami o miłości Gaurangi[1] do Pana Kriszny. Czuliśmy oddanie Gaurangi, ponieważ Pan wyrażał je osobiście. To było wzruszające i budujące!
Innym razem Swami opowiadał nam w jaki sposób Mahawira[2] zapanował nad zmysłami. Na zakończenie zapytał: „Ilu z was chce kontrolować zmysły jak Mahawira? Podnieście ręce do góry i złóżcie mi przyrzeczenie.” Pamiętam, że wszyscy podnieśliśmy ręce. Zainspirował nas sposób w jaki Swami przedstawił życie Mahawiry oraz potęgę uzyskanej przez niego kontroli. Gdy mówił o oddaniu pasterek, czuliśmy jak Kriszna tańczy, a one za Nim tęsknią. Wyobraźcie sobie, Swami opisywał uczucia gopik przez dwie, trzy godziny! Po tym była sesji pytań i odpowiedzi. Rozmawialiśmy z Panem o wszelkiego rodzaju sprawach duchowych i ziemskich.
Była z nami Boska Matka Sai. Była tam, aby być naszym przewodnikiem, gdy ktoś się martwił, że ma niewłaściwe myśli. Uwalniała nas od dylematu, jaki wybrać kurs lub jaką podjąć pracę. Rozwiązywała nasze problemy rodzinne. Tłumaczyła jak ważne są poranne i wieczorne modlitwy.
Swami zachęcał nas do zastanawiania się, dlaczego robimy coś w określony sposób. Mówił, że powinniśmy poznać kryjące się za tym racjonalne powody, bo nie ma sensu postępować rutynowo nie mając przed oczami celu. Pamiętam jak zwracał się do nas: „Przychodźcie codziennie na suprabhatam, a obdarzę was najwyższą łaską.” Pewne rzeczy pojmujemy od razu, inne przynoszą nam radość i zrozumienie dużo później.
Zdumiewająca lekcja udzielona żartem
Kiedyś
Swami, jak zawsze gotowy do żartów, przyniósł czekoladowe wafelki i wręczał je
każdemu z osobna. Miałem kolegę w klasie, który był bardzo dobrym śpiewakiem i
mówcą. Nazywał się Vijaya Sai. Swami zwrócił się do niego: „Ej, nie jedz tego.
Uszkodzisz sobie gardło.”
O.S.K.S. Sastry recytuje Wedy w obecności Sathya Sai