Pełne mocy
wspomnienia
o obecności Boga
Asha Pai
Pani Asha Pai urodziła się rodzinie Sai w Bangalore. Gdy skończyła ósmą klasę, otrzymała błogosławieństwo i została uczennicą w Jego szkole. Następnie ukończyła Uniwersytet Śri Sathya Sai w Anantapur w 1991 r. Obecnie mieszka w Malawi, w Afryce środkowej. Poświęca dużo czasu i energii na pracę w charytatywnych organizacjach pozarządowych. W wolnym czasie maluje, specjalizując się w tematyce afrykańskiej.
To niesamowite, ale każdy z milionów wielbicieli Sai doświadczył, że Swami przyciąga go do Siebie jak ptaka – za sznurek u nogi. A co jeszcze bardziej niezwykłe, każde z tych doświadczeń jest szczególne i niepowtarzalne i zawiera w sobie pełne błogości przekonanie, że Swami nieprzerwanie kieruje jego życiem, zarówno w sferze materialnej jak i duchowej. Wędrując ścieżką wspomnień, zauważam, że moja rodzina przeżyła podobne chwile. Swami jest dla nas wszechobecnym, wszechwiedzącym i wszechpotężnym Aniołem Stróżem, nieustannie składającym nam dowody Swojej miłości i uwagi.
Na początku 1967 r., zanim się jeszcze urodziłam,
ojciec mieszkał w Bangalore i pracował w międzynarodowej firmie. Pomimo
bliskości Brindawanu i Prasanthi Nilayam, rodzice nie zamierzali odwiedzać
Swamiego, bo przeczytali o Nim w gazecie niepochlebny artykuł. W trzy lub
cztery lata później, w sierpniu 1970 r., cudowne uzdrowienie mojego 13-letniego
kuzyna wzbudziło w nich zainteresowanie fenomenem Bhagawana.
Cudowne uzdrowienie sprowadza rodziców
do Sai
Syn starszego brata mojego ojca cierpiał na rozdzierający ból pleców. Opiekował się nim dr Choubal, najlepszy chirurg-ortopeda w Bombaju. W 1970 r., podczas wizyty Swamiego w tym mieście, kuzyn trafił do sektora chorych w Dharmakszetrze[1]. Ponieważ miał dopiero trzynaście lat, towarzyszyła mu mama. Podczas darszanu Swami zbliżył się do nich lekkim, spokojnym krokiem. Nikt nie poinformował Go o problemach chłopca. Podszedł i mimochodem dotknął jego kręgosłupa. Wkładając mu rękę pod koszulę, w jednej chwili uwolnił go od ostrego, trwającego od miesięcy bólu!
Tydzień
później kuzyna zabrano do chirurga-ortopedy. Lekarz kilkakrotnie oglądał
prześwietlenie zrobione po spotkaniu ze Swamim. Porównywał je ze zdjęciem
rentgenowskim wykonanym miesiąc wcześniej. Widząc zakłopotanie doktora, wujek
zapytał, czy stan syna się pogorszył. Chirurg wyjaśnił, że z chłopcem jest
wszystko w porządku. Po prostu czuje się zbity z tropu i stara się zrozumieć,
co zainicjowało niezwykły proces ozdrowienia, przypominający cud. Wujek opowiedział
doktorowi o zdarzeniu w Dharmakszetrze. Doktor stwierdził, że chociaż nie jest
wielbicielem Swamiego, to musi przyznać, że tak znacząca poprawa w ciągu
zaledwie czterech tygodni jest niezwykła.
Doświadczenie
kuzyna stało się przepustką do świętej podróży do Sai. Rodzice zaczęli często
odwiedzać Prasanthi Nilayam i Whitefield, zabierając ze sobą moich braci i
mnie. Pragnęli przebywać w obecności Pana, przynoszącego każdemu najwyższą pomyślność.
On wyzwala nas od przywiązań
To było w październiku 1970. Miałam około 13 miesięcy, gdy doświadczyliśmy Jego czynnej obecności w naszym życiu. Mama opiekowała się trójką własnych dzieci i naszym kuzynem, mającym wtedy zaledwie cztery miesiące. Zwykle nie sprawialiśmy jej żadnych kłopotów, ponieważ wychowywaliśmy się w wielkim domu, w dużej, kochającej się rodzinie, w której królowała prababcia. Kiedyś jednak zostałam z mamą sama. Mama przywiązała mi do nogi kawałek materiału umocowanego do okna i rozłożyła wokół mnie zabawki. Chciała mieć pewność, że nie wpełznę pod meble ani nie przyciągnę do siebie rzeczy mogących mnie zranić, gdy ona będzie pod prysznicem po drugiej stronie domu. Gdy wyszła stamtąd, zdziwiła się, widząc mnie opartą o ścianę łazienki. W tym czasie nie zaczęłam nawet mówić. Żeby dotrzeć do tej części domu musiałam przejść przez trzy pokoje i dwa korytarze. Zastanawiała się, jak to zrobiłam, nie zabłądziwszy po drodze w sypialniach, w kuchni czy w pokoju modlitewnym. Zaniosła mnie do pokoju, w którym przywiązała mnie do okna i zapytała, kto mnie rozwiązał. Powiedziano mi, że wskazałam fotografię Swamiego wiszącą w sypialni!
Przy innej okazji, podczas darszanu w Whitefield, mama nakłoniła moich braci i mnie, żebyśmy szukali błogosławieństwa Swamiego składając mu padanamaskar. Swami nadszedł i stanął przed nami. Z jakiegoś powodu mój drugi brat wahał się, jak postąpić i siedział ze wzrokiem wbitym w ziemię. Swami czekał cierpliwie przez prawie trzy minuty, aż brat pochyli się do Jego stóp.
Po powrocie do domu dowiedzieliśmy się skąd wzięło się to wahanie. Okazało się, że nadopiekuńczy wujek ostrzegł trzylatka, żeby nie zbliżał się do Swamiego, bo Swami ma we włosach węże! Nikt z nas nie miał pojęcia, co kryło się za zachowaniem chłopca. Wszechwiedzący Pan wiedział jednak, co stało się w naszym domu poprzedniego wieczoru. Ojciec poradził wujkowi, żeby milczał, nawet jeśli nie wierzy w Swamiego.
Moi dwaj bracia i ja mieliśmy szczęście. Dostaliśmy się do klasy realizującej program Educare. Wartości zaszczepione w naszych sercach przez panią Geethę Mohan Ram, naszą nauczycielkę, pozostały w nas do dzisiaj. Gdy byliśmy dziećmi, naszą uwagę przykuwały cudowne doświadczenia z Sai, przeżyte przez ciocię Githę i jej matkę, Kamalę Padmanabhan, którymi szczodrze się z nami dzieliły. Otrzymałam od nich niezapomnianą lekcję, że powinniśmy z wiarą w siebie odgrywać każdą rolę wyznaczoną nam przez życie. Gdy pani Kamala Padmanabhan wyjechała z miasta, Swami poprosił ciocię Geethę, żeby poprowadziła kursy Balwikas. Ciocia wyznała Swamiemu, że nie chce odgrywać roli nauczycielki wobec swoich przyjaciół. Wówczas Swami poradził jej: „Zachowuj się jak nauczycielka, a będą cię słuchali.” Wielu studentów waha się uczyć kolegów albo ma wątpliwości, czy zdołają wykonać niespodziewane zadanie. Jednak każdy z nas musi pokonać wzniesione przez siebie bariery i sprostać okolicznościom.
Serdeczna rozmowa z Panem
Drugi marzec 1981 r. stał się kamieniem milowym w naszym życiu. Tego dnia zatrudniona u nas pomoc domowa spóźniła się do pracy. Poproszona o wyjaśnienie, powiedziała mamie, że powodem były gruntowne porządki w domu doktora Kucheli, który tego wieczora spodziewa się wizyty Swamiego. Mama natychmiast udała się do mieszkania doktora i spytała, czy zechciałby zaprosić nas do siebie. Niestety, dr Kuchela, który był profesorem i rektorem wydziału fizyki na Uniwersytecie w Bangalore, powiedział mamie, że Swami zaszczyci odwiedzinami jedynie jego rodzinę, zatem nie może spełnić jej życzenia. Ostatecznie, na nalegania mamy, zaprosił ją i tatę. Rodzice przybyli do domu doktora Kucheli przed przyjazdem Swamiego. Wyznali gospodarzom, że wymknęli się z domu bez naszej wiedzy. Wtedy dr Kuchela ustąpił i posłał po nas. Dzięki temu byliśmy obecni na cudownym darszanie i wysłuchaliśmy dyskursu Swamiego. Spędziliśmy tam dwie i pół godziny. Mama poprosiła Swamiego o odprawienie obrzędu upanajany[2] dla jej synów. Swami chętnie się zgodził. 22 maja 1981 r. w Whitefield, podczas prywatnej ceremonii trwającej około 45 minut, Swami inicjował ich w pokoju interview w starym bungalowie. To była niezapomniana chwila.
Swami, doskonały gospodarz, wszystko starannie przygotował. Po przyjeździe do Brindawanu zaprowadzono nas do sali Kalyana Mandapam. Swami przywołał mnie do Siebie, zanim spotkał się z moimi bliskimi. Poprosił, żebym wyciągnęła spod stołu stołek i postawiła go obok Jego krzesła. Zastanawiałam się, co znaczy ta niezwykła prośba. Potem Swami zaprosił nas wszystkich do pokoju interview. Tata, trzymając prababcię za rękę, ostrzegał ją, żeby nie weszła na dekorację z kwiatów ułożoną na podłodze. Swami natychmiast wyjaśnił, że to nie ma żadnego znaczenia, okazując im współczucie i łaskę. Dla Pana nic nie jest zbyt małe! Następnie posadził prababcię na przyniesionym przeze mnie stołku.
Po ceremonii inicjacji Swami powiedział, że wczoraj wieczorem mama poszła bardzo późno spać, ponieważ przygotowywała słodycze i płukała w kurkumie dwie przepaski, które zgodnie z tradycją, mieli nosić jej synowie. W tamtych czasach Swami żuł liście betelu i mama spytała brata, czy zapakował do torby chunnam[3], Swami odpowiedział w konkani – języku którego używamy w domu, że chunnam jest w torbie! Naprawdę, nic nie umyka uwadze wszechwiedzącego Pana, przemawiającego językiem serca.
Ojciec pielęgnował nadzieję, że wszystkie jego dzieci dostąpią błogosławieństwa uczenia się w szkole i w koledżu Swamiego. Dzięki boskiej łasce, to marzenie się spełniło. W 1981 r. mój brat został przyjęty do szkoły w Muddenhalli. Ponieważ pragnął studiować inżynierię, po 10 klasie przeniósł się do koledżu w Whitefield i wstąpił na kurs przygotowawczy na uniwersytet. Drugi brat wybierał się na ekonomię i wstąpił do koledżu Swamiego w Prasanthi Nilayam. Obaj zostali studentami Sai, jak to sobie wymarzył ojciec. Moja kolej nadeszła w 1984 r. Po ostatnim dniu egzaminów w ósmej klasie zobaczyłam Swamiego we śnie. Byliśmy w budynku szkolnym w Bangalore i Swami mówił do mnie: „Przyjedź do Puttaparthi, ta szkoła nie jest dla ciebie.” Wprawdzie nie mogłam towarzyszyć rodzicom, ale i tak pojechali do Puttaparthi poprosić Swamiego o przyjęcie mnie do 9-tej klasy. Po dotarciu na miejsce dowiedzieli się, że termin składania podań już minął. Zastanawiali się, co mają zrobić, ponieważ szkoła nie przyjmowała studentek do 10-tej klasy. To oznaczało, że musiałabym czekać dwa lata. Po tym czasie mogłabym próbować zapisać się do koledżu w Anantapur na kurs przed-uniwersytecki.
‘Ta szkoła powstała dla ciebie’ –
Baba
W tym zamieszaniu, wskutek dziwnego przypadku, a może ‘przypadku’ wywołanego przez Sai, ojciec dostał dobre miejsce na darszanie i podał Swamiemu list, w którym opisał cały problem. Gdy Pan brał list do ręki, ojciec poprosił Go o przyjęcie mnie do 9-tej klasy. Swami odrzekł: „Złociutki, ta szkoła została zbudowana dla ciebie – idź i porozmawiaj z nimi”. Potem ruszył dalej, pozostawiając ojcu dylemat, do kogo się zgłosić. Po darszanie ojciec spotkał przyjaciela. Przyjaciel zapytał go, o czym rozmawiał ze Swamim. Ojciec opowiedział mu o wszystkim i wyjaśnił, że Swami nie wymienił osoby, z którą mógłby omówić tę sprawę. Przyjaciel doradził ojcu, żeby zgłosił się do administratorki szkoły. Wskazał gdzie i kiedy może ją spotkać. Ta rada uspokoiła ojca. Po dwóch spotkaniach z administratorką dostałam się do 9-tej klasy szkoły w Puttaparthi, tak jak Swami nakazał mi we śnie. Później przeniosłam się do koledżu w Anantapur i ukończyłam go w 1991 r., uzyskując tytuł magistra.
Łaska Swamiego chroniła ojca także w życiu zawodowym. W 1983 r. ojciec martwił się zmianami strukturalnymi w firmie, ponieważ mogły okazać się dla niego niekorzystne. Postawiony przed tym problemem, podał Swamiemu list, w którym prosił Go o błogosławieństwo. I chociaż zmiany zostały przeprowadzone, dzięki łasce Swamiego tata dostał awans. Jednak najciekawsza część dopiero go czekała. Kiedy nadeszła wiadomość o awansie, Swami był w Whitefield. Gdy rodzice wchodzili do kampusu w Brindawanie, Swami, przy wtórze bhadżanów, mijał furtkę Trayee Brindavan. Wolontariusz, stojący na posterunku w starym szedzie „Sairam”, ustawił ojca przy posągu Kriszny. Ojciec był mile zdziwiony widząc, że Swami zmierza prosto w jego stronę i mówi w języku kannada: „Santosza, santosza, bahala santosza”, co znaczy: „Szczęśliwy, szczęśliwy, bardzo szczęśliwy.” Ojciec przekazał Swamiemu dobre nowiny. Swami przyjął od ojca list i udzielił mu padanamaskaru. I jakby tego było mało, mama, siedząca po stronie kobiet, również dostąpiła padanamaskaru i podała list Swamiemu.
W 1987 r. podczas darszanu, gdy studiowałam w Anantapur, Swami zapytał, czym się martwię. Odpowiedziałam, że przeniesiono ojca do Bombaju. Swami odrzekł: „Szczęśliwy, bardzo szczęśliwy.” Chociaż Anantapur jest blisko Bangalore a Bombaj daleko, Pan upewnił mnie, że nie powinnam się kłopotać, nawet jeśli rodzice nie będą mnie odwiedzać tak często jak dotychczas.
Dzisiaj to przesłanie współgra z moim życiem bardziej niż kiedykolwiek, ponieważ mieszkam z mężem i synem w Malawi, w Afryce środkowej. Nieustannie uświadamiam sobie, że dopóki pamiętamy, że Pan jest naszym wiernym przyjacielem, mamy wszelkie powody, żeby być „szczęśliwi, bardzo szczęśliwi”, jak powiedział do mnie Swami 21 lat temu.
Bądźmy
wdzięczni Swamiemu za Jego obecność w naszym życiu, za Jego łagodne kierowanie
nami w każdych okolicznościach i za Jego szczodre łaski. Piłka jest teraz po
naszej stronie boiska. Udowodnijmy, że zasługujemy na to, aby być Jego wielbicielami.
Bądźmy pełnymi miłości instrumentami Bhagawana.
Dżej Sai Ram
z H2H tłum. J.C.