Pan Rakesh
Menon, obecnie absolwent Uniwersytetu Śri Sathya Sai Baby, przyjechał do kampusu
w Brindawanie w 1994 r. po licencjat z bankowości.
Potem obronił pracę magisterską
z zarządzania biznesem na Bharatiya
University w Tamil Nadu. Rozpoczął karierę zawodową w 2000r. i od tamtej
pory pracuje w bankowości na różnych stanowiskach i w wielu krajach.
Do
niedawna był zatrudniony w Wielkiej Brytanii jako dyrektor zarządzania ryzykiem
w sferze produktów globalnych w JP
Morgan Europa[1].
Obecnie jest wiceprezesem i dyrektorem zarządzania ryzykiem w JP Morgan Indie i przebywa w Bangalore.
Przedstawiamy
Wam wybrane fragmenty przeprowadzonego z nim wywiadu w studiu Radia Sai dla audycji „Ulotne chwile...
nieprzemijające wspomnienia” w lipcu 2008 r.
„Bóg nie
może być wszędzie, więc stworzył matki.” Lecz ja dostałem niezwykłą szansę –
moją matką został sam Bóg.
Oczarowany majestatem aury Sai
Pomiędzy
1994 a 1997 r. otrzymałem błogosławieństwo przebywania u stóp Swamiego. Przed
przybyciem na Uniwersytet nie byłem Jego wyznawcą, jak zresztą nikt z mojej
rodziny. Ale słyszeliśmy o koledżu Baby jako o niezwykłej placówce,
zaszczepiającej uczniom wartości etyczne. Jeden z wujów przyniósł formularz
podania i zawiózł mnie do Puttaparthi, gdzie przystąpiłem do egzaminu
wstępnego. W tym czasie Swami był w Kodaikanal. Mimo to ogólna atmosfera w aśramie
rozpaliła we mnie potrzebę dowiedzenia się o Nim czegoś więcej. Zafascynowała
mnie panująca tu dyscyplina. Od pierwszego gongu o piątej rano wszystko
szło jak w zegarku. Zanurzony w pozytywnych wibracjach, czułem się cudownie
uczestnicząc w Omkarze, w Suprabhatam i w Nagar Sankirtan. Co więcej, wszyscy zachowywali ciszę, bez względu
na to czy Swami przebywał w aśramie fizycznie czy nie. To wywarło na mnie
wielkie wrażenie. Tak więc latem 1994r., przekraczając bramę Uniwersytetu w
campusie Brindawan w Bangalore nie widziałem jeszcze Swamiego. Nie byłem
wyznawcą Sai, ale już Jego studentem. I niecierpliwie oczekiwałem na „wielką
zmianę”, mającą nastąpić w moim życiu. Pochodzę z wioski w Kerali. Wyższe
studia w dużym mieście Bangalore bardzo do mnie przemawiały. Wydawały się ekscytujące,
ale nie zdawałem sobie sprawy, po co tutaj przybyłem. Pierwszy krok ku zmianom
wiązał się z zaakceptowaniem Swamiego jako Boga. Lecz czy mogłem zaakceptować
Sai Babę jako swojego guru i Boga, skoro Go nawet nie widziałem? Czy mogłem
wierzyć w osobę, którą znałem jedynie ze słyszenia? To nie byłoby rozsądne. Postanowiłem
więc Go sprawdzić!
Sprawdzanie Boga. I co za odpowiedź!
Było nas
trzech chłopców z tej samej miejscowości. Wszyscy napisaliśmy egzamin wstępny i
wszyscy trzej zaliczyliśmy test! Jeden palił papierosy. A ponieważ przepisy w
akademiku i w aszramie surowo tego zabraniały, wymykał się po cichu, żeby wypuścić
'życiodajny' dymek! Wiedziałem o tym tak samo jak ten drugi chłopak. Obaj
radziliśmy mu, żeby zrezygnował, wiedząc bardzo dobrze, że może wylecieć z
uczelni. Uparł się jednak jak osioł i zamiast tego wskazał palcem fotografię
Swamiego w Sai Ramesh Hall mówiąc:
„Jeśli mi każe, przestanę.” Rozejrzałem się wokół siebie. Siedziało tu co
najmniej 5000 wyznawców. Wszyscy czekali na Swamiego. Miałem wrażenie, że Swami
ma teraz w tym wielkim tłumie dodatkowe zadania do spełnienia, jeśli chce, aby
dwóch niewiernych Tomaszów zaakceptowało Jego boskość. Po pierwsze, powinien
wydać zakaz chłopcu palącemu papierosy, po drugie zainicjować we mnie „wielką
zmianę”.
Dwa dni
później chłopiec otrzymał szansę złożenia Swamiemu ofiary z ognia. Siedziałem
tuż obok niego. Kiedy zakończono bhadżany, Swami wziął pudełko zapałek, zapalił
kamforę i zwrócił się do niego po tamilsku: „Powiedziałeś, że jeśli poproszę, żebyś przestał palić, to zrobisz to.” Potem
włożył z powrotem pudełko do kieszonki koszuli chłopca i kontynuował, jak gdyby
nigdy nic. Byłem oszołomiony! Nikt poza nami trzema nie wiedział o tej
rozmowie. Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy chłopca – było na niej totalne niedowierzanie,
szok i lęk. Słowa Swamiego dotarły również do naszego kolegi. Spoglądaliśmy na
siebie ogromnie zdumieni. Odjęło nam mowę. W jednym lapidarnym zdaniu
Wszechobecny Bóg zawarł zgrabnie potężną i niezapomnianą lekcję życia. To było
moje pierwsze, bezpośrednie doświadczenie wszechwiedzy Bhagawana.
„Będę go kochał miłością tysiąca matek” – Baba
Tych doświadczeń miało być więcej. Dziewięć dni
później otrzymałem z domu list od siostry. Pisała tak: „Byliśmy wobec Ciebie
bardzo surowi, gdyż chcieliśmy wychować Cię na dobrego i zasługującego na
szacunek człowieka. Teraz, gdy jesteś tak daleko, ogromnie nam Ciebie brakuje.”
Po śmierci mamy siostra i ja bardzo się ze sobą zżyliśmy. Mama umarła gdy
byliśmy bardzo młodzi.
List
wzbudził we mnie tęsknotę za domem. I kiedy wieczorem śpiewaliśmy poruszający
serce bhadżan wysławiający Swamiego jako Matkę Sai, przypomniałem sobie moją
mamę i rozpłakałem się. Wstrząsał mną szloch. Z pochyloną głową próbowałem powstrzymać
kaskadę łez płynących mi po twarzy. Poczułem przyjacielskie kuksańce. Kilku
chłopców trącało mnie łokciami mówiąc, że Swami spoglądał na mnie podczas bhadżanów.
Nie wierzyłem im jednak. Zaraz po bhadżanach rozpoczęła się sesja w Trayee. Sesje w Trayee miały charakter interaktywnych spotkań, podczas których Swami
wygłaszał dyskursy i krążył po sali, rozmawiając i dzieląc się z nami Swoją głęboką,
przyprawioną humorem mądrością. Była to wielka okazja do słuchania i uczenia
się zarówno od Niego jak i od starszych.
Tego
wieczoru znalazłem się daleko od huśtawki, na której Sai Baba zwykle siadał.
Kiedy wszedł, rozejrzał się po chłopcach, zobaczył mnie i przywołał do Siebie.
Po drodze zastanawiałem się, czy nie popełniłem jakiegoś błędu. Lecz kiedy
zbliżyłem się do Niego, przytulił mnie do Siebie z ogromną miłością i
powiedział: „Ten chłopiec stracił
matkę. Ten chłopiec stracił jedną matkę, lecz Ja będę go kochał miłością
tysiąca matek.” A potem zmaterializował dla mnie pierścień. Byłem zbyt
onieśmielony, zagubiony w Jego miłości, żeby wydobyć z siebie choćby słowo.
Zastanawiałem się, skąd Swami zna moją historię. Siedzącym obok ludziom
wymienił wiele faktów z mojego życia. Wtedy po raz pierwszy się do mnie odezwał.
Tego dnia Jego miłość poruszyła moje serce i zaakceptowałem Go jako moją matkę.
Zadziwiająca opieka Sai
Miłość Sai
była delikatna jak miłość matki i wymagająca jak miłość ojca. A ponieważ nie
byłem wystawiony na Jego wpływ i nauki aż do przybycia do Brindawanu, osobiście
dopilnował, żebym stał się prawdziwym studentem Bhagawana. Zdarzało się, że
wskazówki ojca mieszały się z matczyną troską.
Pewnego
dnia siedziałem w Brindawanie czekając na darszan. Był chłodny zimowy ranek.
Swami przeszedł obok, spojrzał na mnie w dziwny sposób i ruszył w Swój
codzienny obchód, dając wyznawcom darszan, przyjmując listy i błogosławiąc
wszystkich. Byłem zakłopotany. Modliłem się przez cały czas z nadzieją, że w
żaden sposób nie zasmuciłem Swamiego swoimi myślami, mową i postępowaniem.
Bardzo się niepokoiłem. I wtedy zobaczyłem profesora ekonomii spieszącego
w moją stronę i trzymającego coś w ręku. Podszedł do mnie i powiedział: „Przesyła ci to Swami”, po czym wręczył mi
nawilżający krem Pondsa!
Najwidoczniej Swami zauważył, że mam wysuszoną skórę i w Swojej bezgranicznej
trosce przesłał mi krem.
Zabrakło
mi słów. Tego dnia nauczyłem się od Swamiego przywiązywania wagi do szczegółów
i wykorzystuję tę cechę świadomie w życiu! Swami miał do czynienia z
tysiącami wyznawców – brał od nich listy, błogosławił ich, zapewniał im opiekę
– a mimo to pamiętał o mojej wysuszonej cerze i przysłał mi krem! Cóż znaczy
spieczony naskórek wobec miliona spraw wymagających uwagi Bhagawana! Ale tak
przejawia się miłość Boskiej Matki.
Niespodziewany dar łaski dla moich sióstr
Inne moje
pamiętne przeżycie wiąże się z Kodaikanal. Kodaikanal jest miejscem gdzie najłatwiej
obserwować rodzicielski aspekt Swamiego. Przypominam sobie pewien wieczór,
kiedy Swami dał wszystkim studentom pieniądze i polecił, żebyśmy sobie coś
kupili. Udałem się do sklepu z prof. Anilem Kumarem. Po drodze pomyślałem,
że jestem tutaj z Panem, rozpieszczany Jego miłością i otoczony doskonałą
opieką, podczas gdy moja rodzina wciąż zmaga się z trudną codziennością.
Zdecydowałem więc, że sprawię im podarunek. Przynajmniej w ten sposób mogłem
wydać pieniądze Swamiego. Więc kiedy profesor szukał czegoś dla żony, kupiłem
dwie pary kolczyków, po jednej dla każdej z sióstr. Nie były drogie, lecz tylko
tyle mogłem zrobić. Zapakowane kolczyki włożyłem do kieszonki od koszuli. Kiedy
wróciłem, Swami zaczął na nas patrzeć, jak gdyby czegoś szukał. Potem podszedł do mnie i zapytał: „Co kupiłeś?”.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, wyciągnął rękę i wyjął z kieszeni kupione przeze
mnie kolczyki. Na Jego twarzy pojawił się wyraz konsternacji, jak gdyby
były w złym gatunku. Ja również poczułem się zażenowany. Nie kupiłem siostrom odpowiednich prezentów
i Swami ich nie pochwalił. Pomyślałem, że jeśli Swami ich nie aprobuje, to bez
wątpienia nie są odpowiednie. Minął wieczór. W nocy, gdy wszyscy położyli się
do łóżek, wciąż jeszcze rozmyślałem o tym zdarzeniu i modliłem się za moją
rodzinę. Następnego ranka podczas śniadania, jak każdego dnia, Swami zrobił
rundę, żeby zaspokoić nasze pragnienia. Podszedł do mnie i zaczął zataczać
dłonią koła. Z boskiej dłoni wyłoniły się dwie pary kolczyków! Swami
powiedział: „Tamte nie są dobre. Podaruj swoim siostrom te” i dodał z humorem:
„Daję ci dwie identyczne pary, bo inaczej mogłyby się o nie pobić.” Była
to niezapomniana chwila czystej matczynej miłości, zawsze płonąca w mojej pamięci.
Sukces w korporacji – droga Sai
Mijał czas. Nie starczyło mi szczęścia, żeby ukończyć
Uniwersytet Swamiego. Moja przyszłość była niepewna. Musiałem opuścić
bezpieczne schronienie, gdzie było mi tak dobrze. To była wielka zmiana.
Następnego roku pięciokrotnie wracałem do Swamiego po pomoc i siłę, desperacko
mi potrzebne. Tylko Swami mógł mi ich udzielić. Kiedy zrobiłem magisterium na
innej uczelni, rozpocząłem karierę w Banku HSBC[2].
Atmosfera w korporacji była zimna, pozbawiona emocji, niczego nie wybaczano.
Pomimo, że poziom stresu osiągał tu stany krytyczne, nieco łagodziła go praca
zespołowa. Nie zmieniało to jednak faktu, że każdy dbał wyłącznie o siebie.
Było to bardzo dalekie od poczucia braterstwa, jakim cieszyłem się u Swamiego.
W tym nowym otoczeniu nie pozostało mi nic innego jak sięgać do wewnętrznych
zasobów odwagi i siły. Wtedy właśnie uświadomiłem sobie, że Swami ucząc nas
pracy zespołowej wpajał nam, że wartości pozwalają ludziom wzrastać. Praktykowanie
nauk Swamiego sprawiło cud – przypomniałem sobie Jego uwagi o właściwym
podejściu do pracy, o godności pracy, o właściwym kierowaniu ludźmi opartym na przekonywaniu
własnym przykładem i o czynieniu tego, co się mówi.
Te proste
przesłania pomogły mi postawić następny krok w karierze – z HSBC w Indiach przeniosłem się na
Środkowy Wschód do Standard Chartered
Bank i do Citibank, gdzie zajmowałem
się doradztwem we wdrażaniu jakości i kontrolowaniem ryzyka operacyjnego,
a następnie do Wielkiej Brytanii, gdzie kierowałem działem jakości i ryzyka na
świecie dla JP Morgan. Te wszystkie
stanowiska spaja wspólna nić wysnuta z mojego systemu wartości. Początkowo
nikt nie rozumiał dlaczego postępuję inaczej niż pozostali członkowie zespołu.
Mimo to trzymałem się zasad, które wchłonąłem jako student, zwłaszcza
cierpliwości i wytrwałości. Dzięki temu zdobyłem zaufanie i wiarygodność u osób
którym składałem sprawozdania, a także ludzi równych mi rangą i tych,
którymi kierowałem. Dawałem im taki przykład, że starali się zrobić dla mnie
coś ekstra. Pamiętam audyt, w czasie którego pracowali 24 godziny na dobę przez
okrągły tydzień, przeprowadzając kontrolę i zapewniając sobie ogromny sukces. I
chociaż nie płacono im za nadgodziny, trudzili się dniem i nocą, ponieważ za
żadne skarby nie chcieli mnie zawieść. Mam na to jaskrawy przykład: jeden z
moich podwładnych przyszedł rankiem w dniu swojego ślubu, żeby skończyć pracę!
To właśnie uważam za osiągnięcie w środowisku korporacyjnym. Zadania związane z
kierowaniem ludźmi i wszelkie funkcje stały się dla mnie w mniejszym lub
większym stopniu dostępne. Ścieranie się z różnego rodzaju osobami, wpływanie
na nich cichą pracą i kierowanie nimi własnym przykładem wyniosłem z koledżu Swamiego.
Ciągle się tego trzymam. I kiedy ludzie pytają mnie o charakter i sekret mojego
powodzenia, opowiadam im o Uniwersytecie Swamiego, o aśramie w
Puttaparthi i o Sai – moim Nauczycielu i Matce.
To, kim
jestem, zawdzięczam Bhagawanowi.
Jakie
słowa wdzięczności mogę przesłać Swamiemu, który co pewien czas zasypuje mnie
deszczem miłości, traktując bardziej jak syna niż jak studenta? Ofiarował mi
miłość matki i przewodnictwo ojca. Otoczył mnie miłością, która przynosi mi
radość i przyciąga mnie do Niego nieustannie. Miłością, która daje mi siłę do
pracy i pomaga stawać twarzą w twarz z życiem i z wszystkimi jego
wyzwaniami. Wiem, że nie muszę się o nic martwić, gdyż moja Matka nie spuszcza
mnie z oczu. Zapewnia mi opiekę, ochronę, przewodnictwo, pocieszenie i miłość.
z H2H tłum. J.C.
[1]J.P. Morgan – lider finansowy, który proponuje
klientom usługi finansowe w ponad 100 krajach od ponad 200 lat. Interesy J.P.Morgan są tak prowadzone, by dobro
klientów było najważniejsze.
[2]Bank
HSBC - jeden z największych banków światowych. Ma
około 8.000 placówek w 87 krajach w Europie, Azji w rejonie Pacyfiku, Ameryce
i Środkowym Wschodzie w Afryce.