W niedzielę 13 grudnia 1964 roku, Baba znajdował się w
mieście Wenkatagiri. Przybył tam kilka dni wcześniej w związku z licznymi przemówieniami
w Okręgach Chittoor i Nellore w stanie Andhra Pradeś. Baba jednak nie jest
związany ograniczeniami przestrzeni i czasu. Tego samego dnia, około godziny
ósmej rano Baba niespodziewanie
pojawił się przed moim domem - mówi U. Ram Mohan Rao, kierownik Szkoły
Technicznej dla Młodzieży w Mandźeri w stanie Kerala (28 mil na południe od
Calicut na Zachodnim Wybrzeżu). W linii prostej odległość pomiędzy Mandźeri a
Wenkatagiri wynosi ponad 600
mil! Odległość wszakże jest tylko grą, w którą Baba gra
po to, aby trzymać nas, biednych śmiertelników, z dala.
Posłuchajmy
Ramy Mohana Rao, opisującego te odwiedziny: „Byłem wtedy w domu razem z żoną i córką. Pokojówka powiedziała nam, że
przyszedł jakiś sadhu. Wyszliśmy zobaczyć, kto to jest i z zaskoczeniem ujrzeliśmy
Śri Sathya Sai Babę! Baba powiedział: Hari Om, Śanthi Śanthi Śanthi.
Pokłoniliśmy Mu się do stóp. Poprowadziliśmy Babę do naszego pomieszczenia
biurowego, ale po drodze zobaczył On nasz pokój do pudźy (nabożeństw), gdzie
wisiało Jego zdjęcie oraz kilka innych świętych obrazów. Oznajmił, że usiądzie
w pokoju nabożeństw. Powiedział, że przybył do nas tego dnia, ponieważ był
bardzo zadowolony z bhakti Sailadźi, mojej córki. Poprosił mnie o powiadomienie
wielbicieli, jeśli jacyś są w pobliżu, żeby przyszli na bhadżan i prawaćan[1]”.
Mohan Rao posłał wiadomość swoim sąsiadom i ludzie zebrali się natychmiast –
mówi Rameś Rao, jego krewny. Zaśpiewał z bhaktami Nandamukunda Sajinatha, O Bhagawan i Dźaja Ram Dźaja Ram. Po bhadżanach, rozmawiał ze mną w języku
tamil, z moją żoną w kanarese a z innymi w mieszanym narzeczu
tamilsko-malajamskim. Pobłogosławił nas, obdarowując śankhamalą[2],
którą własnoręcznie umieścił na Swoim zdjęciu. Powiedział mi, że mój ojciec
postanowił dokonać obrzędu mającego przejednać Bóstwo-Węża (Sarpasamskaram) w Bangalore 25
lutego, w czwartek (‘Mój dzień’ - dodał), ale oświadczył mi, że nie musi tego
robić, ponieważ On już usunął nieszczęście, które chciano tym obrzędem odwrócić
oraz bluźnierstwo za które miał on być pokutą.
Spożył lekkie przekąski. Później powiedział otaczającym Go
osobom, że jest pilnie oczekiwany w Kalahasti. Pożegnał nas więc, i prosząc,
abyśmy za Nim nie szli, wyszedł przez bramę. Zniknął w ciągu paru sekund.
Wszyscy byliśmy bardzo szczęśliwi, otrzymawszy ten niespodziany darszan i
porażeni owym cudem zniknięcia w mgnieniu oka.
To jeszcze
nie wszystko. Jest jeszcze kilka innych części listu, którego treść przywołuję:
Dwudziestego czwartego grudnia, w czwartek,
wypadło święto. Czuliśmy się osamotnieni, ponieważ nasza Sailadźa była z dala
od nas, w Bangalore. Poszliśmy więc po południu w odwiedziny do znajomych i
powróciliśmy do domu o 6:30. Wstrząśnięci, zobaczyliśmy zapalone światło w
naszym domu. Żona spytała mnie, czy zapomniałem wyłączyć wszystkie światła.
Najpierw obejrzałem zamek w głównych drzwiach i stwierdziłem, że jest
nietknięty, obszedłem dom dookoła, aby zobaczyć czy pozostałe drzwi są
zaryglowane od środka. Wszystko było jak należy. Następnie oboje podeszliśmy do
drzwi wejściowych, otworzyliśmy je i weszliśmy do domu. Zobaczyliśmy Babę,
siedzącego w naszym pokoju modlitewnym! Pokłoniliśmy się do Jego stóp. Zapytał
nas (w języku kannada) czy się obawiamy! Odpowiedzieliśmy, że mamy wielkie
szczęście i że jesteśmy bardzo szczęśliwi! Baba oświadczył, że przybył,
ponieważ byliśmy samotni i powiedział: „Pośpiewajmy bhadżany. Gdyby Sailadźa tu
była, chciałaby śpiewać.” Zaśpiewał kilka bhadżanów. Spożył potem posiłek i
rozmawialiśmy ze sobą o pewnych ogólnych sprawach. Następnie Baba udał się na
spoczynek.
Nazajutrz wczesnym rankiem, Baba wziął kąpiel, wypił z nami
kawę a później mówił o bhakti oraz podstawowych prawach natury. Nagle
zobaczyliśmy w Jego ręku różaniec z owoców rudrakśy – zawiesił go na mojej
szyi ze Swoimi błogosławieństwami, dając wskazówkę, że powinienem go nosić wykonując
obrzęd Sandhja[3].
Po tym obrzędzie, miałem umieszczać go na zdjęciu Baby. Spożyliśmy wspólnie
śniadanie. Pokój nabożeństw był ozdobiony girlandami i kwiatami. Rozpoczęły się
bhadżany, bowiem w międzyczasie wielbiciele dowiedzieli się, że Baba jest w
naszym domu, zgromadzili się więc aby wspólnie śpiewać. Baba przemawiał na
temat bhakti, posługując się narzeczem tamilsko-malajamskim. Każdego
obdarzył upragnioną rozmową osobistą.
O dwunastej w południe, Baba osobiście ofiarował święty
ogień Mangalarathi i rozdzielił prasadam wszystkim obecnym.
Ćwierć kilograma daktyli, jakie miałem, wystarczyło dla obdzielenia 100 osób.
Spożyliśmy z Babą obiad. Odpoczął przez kilka godzin, po czym o 4:30 zjedliśmy
podwieczorek. Następnie powiedział nam, że w Kalahasti żarliwie wyczekuje Go
kilku wielbicieli. Pobłogosławił nas ponownie, gdy upadliśmy do Jego stóp. O
godzinie 5 po południu wyszedł przez bramę na drogę i naraz zniknął. Co za
wspaniały cud! Nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom!
Ani też
nie mogłem uwierzyć ja, bez potwierdzenia tej opowieści przez niezależne
źródła! Baba dawał darszan strapionym osobom w odległych miejscach, ale nigdzie,
o ile było nam wiadomo, nie został tak długo i tak konkretnie. Było to zbyt
przytłaczająco nienaukowe! Napisałem listy do dwóch przyjaciół, P.K. Panikkara
i P.A. Menona z Kerali, dołączając wykaz 84 pytań, oczekując, że znajdą na
nie odpowiedzi w Mandźeri. Udali się oni do domu Ramy Mohana Rao i przysłali mi
potem pełniejsze sprawozdanie, które jednoznacznie postawiło kropkę nad ‘i’ a
tym samym rozwiało wszelkie wątpliwości dotyczące jego listu do mnie!
Ram Mohan
Rao i jego żona powiedzieli moim wysłannikom, że 13 grudnia Baba miał na sobie
żółtą szatę; wszedł boso i skierował się do pokoju modlitewnego, mówiąc: pójdę
do Swojego mieszkania. Mój przyjaciel zobaczył to zdjęcie, na którym został
umieszczony różaniec z rudrakśy. W
ciągu paru dni pokryło się ono grubą warstwą świętego popiołu. Co dziwne, twarz
Baby była wolna od wibhuti, ale z zewnętrznych części zdjęcia spadał ciągły
deszcz świętego popiołu, który był zbierany i rozdzielany z czcią odpowiednią dla
tego, w boski sposób stworzonego, daru Łaski!
Rao i jego
żona od wielu lat byli oddani Sai Babie z Śirdi. Nie odwiedzili oni Praśanthi
Nilayam, jednak siedem lat temu zdobyli zdjęcie przedstawiające Sathya Sai Babę
i umieścili je pośród innych obrazów w swojej domowej świątyni. Kiedy Baba
usiadł w tym pokoju i oparł się o ścianę, dokładnie pod Swoim zdjęciem,
zobaczyli, że zdjęcie to rzeczywiście Go przedstawia! Widzieli Go po raz
pierwszy - wcześniej pożyczyli od swego przyjaciela i przeczytali książkę ‘Sathyam
Shiwam Sundaram’. Myśleli teraz, że Baba zawitał do Calicut lub jakiegoś
okolicznego miasta i postanowił pobłogosławić ich tymi odwiedzinami. Kiedy
pani Rao zachęcona falą Jego miłości, wyliczała Babie swoje smutki, Baba
powiedział – smutek i ból są losem każdego; czy nie wiesz o tym, że obie
siostry tego ciała są owdowiałe? Kiedy Sailadźa poprosiła Babę o śpiewnik bhadżanowy,
odparł On: Palghat Menon przywiózł do Praśanthi Nilayam 400 śpiewników bhadżanowych,
wydrukowanych w malajalam. Dam ci jeden. Mówiąc to Baba wyciągnął odwróconą
dłoń, machnął dwukrotnie w powietrzu i chwycił palcami książkę, która się
pojawiła! Dał ją dziewczynie. Widzieliśmy ją! Była to ta sama książka, w okładce
z niebieskiego papieru! Sailadźa miała olbrzymią wiarę w Babę, ponieważ rok
wcześniej uleczył On egzemę na jej stopie, w odpowiedzi na prośbę, jaką
zanosiła przed Jego zdjęciem.
Poproszony
o sprowadzenie pewnych osób na bhadżany, Rao nie poszedł daleko, nie chciał bowiem
zbyt długo tęsknić do towarzystwa Baby. Przyprowadził właściciela swego domu,
starego mężczyznę, który nazywał się Thalajur Moosad i jego pięcioletnią córkę.
Sprowadził wdowę po Madhawanie Nairze, założycielu słynnej gazety w języku
malajalam, ‘Mathrubhoomi’ oraz jej siostrę. Baba spytał Moosada Co dolega
twojej nodze? Tamten opowiedział o swej chorobie i poprosił o jakiś lek.
Baba rzekł mu: Leczenie, jakiemu się obecnie poddajesz, wystarczy. Pani
Rao posyła mu teraz wibhuti, które Baba sypie ze Swojego zdjęcia – Moosad
stwierdza, że jest ono bardzo skuteczne. Wdowa z kolei powiedziała Mu o swojej
cukrzycy. Zbieram wory ryżu ze swojego pola, a nie mogę zjeść nawet ziarnka –
stwierdziła. Baba odparł w malajalam: jest to wynik twoich przeszłych
uczynków (karmy). Poprosił Rao o przyniesienie pustej szklanki. Kiedy
Baba trzymał ją w ręku, szklanka napełniła się jakimś różowym płynem. Dał go
kobiecie. Pij to trzy razy dziennie przez trzy dni, potem będziesz mogła
jeść tyle ryżu ile chcesz.
„Pośród
zgromadzonych znalazł się jeden cynik. Baba wiedział o tym. Dlatego żartobliwie
poprosił Rao o przyniesienie nożyc. Następnie zwrócił się do tego jegomościa,
aby odciął Mu jakiś włos z głowy! Mężczyzna próbował usilnie, jednak nie
zdołał, na co Baba polecił przynieść większe nożyce. I tym razem się nie udało.
Człowiek zwiesił więc głowę i bez słowa odszedł”. - pisze U. N. Rameś
Rao, krewny Rao, który odwiedził Mandźeri wkrótce po tym zdarzeniu.
Podczas
tamtych bhadżanów Baba zaśpiewał łącznie cztery pieśni prosząc zebranych, aby
śpiewali z Nim chórem. Były to bhadżany ‘O! Bhagawan’, ‘Pahi Pahi Gadźanana’, ‘Śiwa
Śiwa Śiwa’ oraz ‘Omkara Prija Sai Ram’.
„Zobaczyliśmy
śankhamalę, różaniec z małych muszli.” - czytamy we wspomnianym sprawozdaniu –
„Jest to rodzaj spotykany w Kanjakumari, gdzie żadna muszla nie jest większa od
ziarnka pieprzu. Są białe z brązowymi kropkami. W różańcu, stworzonym i podarowanym
przez Babę, jest ich 108. Kiedy ją zobaczyliśmy, na koralikach - muszelkach
nagromadzone było samoistnie pojawiające się wibhuti. Obejrzeliśmy również
dokładnie tamten różaniec z rudrakśy. Baba powiedział im, że dopóki Rao nie
oprawi poszczególnych rudrakś-koralików w złoto, powinien umieszczać ten
różaniec na zdjęciu. Baba stworzył również mosiężne naczynie do picia,
wielkości pomarańczy, z dziobkiem i dał je Sailadźi. Stworzył także sztukę
szkarłatnego jedwabiu obramowanego złotą nicią. Wręczając go dziewczynie,
poprosił Rao, aby dał materiał do krawca i polecił, by ten uszył z niego żakiet
dla niej. Dał Rao dodatkową ilość wibhuti oraz kumkum, które stworzył na
miejscu i powiedział, aby przekazał to do ‘Calicut’ (czyli U. N. Rameśowi Rao,
swemu krewnemu, który tam mieszkał). O godzinie 11-tej przed południem Baba
odszedł, mówiąc: muszę trzymać się programu w Kalahasti. Nie wiedzieli,
że Kalahasti leży około 20
mil od Wenkatagiri. Byli zbyt zasmuceni, że postanowił
ich pożegnać i nie spytali Go, gdzie to jest. Powiedział: nikt nie musi
Mnie odprowadzać. Zamknął za Sobą bramę i zniknął.
Następne
odwiedziny miały miejsce w czwartek. Pani Rao obawiała się zbliżać do domu, ponieważ
wewnątrz zapalone były światła. Rao otworzył zamek i wszedł. Zobaczyli Babę, który
siedział oparty o ścianę w pokoju świątynnym. Baba zapytał ich po tamilsku: czy
boicie się, widząc Mnie? Przyszedłem, aby przyłączyć się do waszych bhadżanów
- zapewnił ich. Rao przyniósł z targowiska trochę suszonych daktyli – dał
je Babie na talerzu do rozdzielenia. Czuł, że tylko On może sprawić, że wystarczą
do obdzielenia wszystkich obecnych. Baba wszedł do kuchni i zaprotestował
przeciwko przygotowywanej właśnie potrawie ‘kheer’.
Nie ‘gustował w tym słodkim daniu’. To wystarczy dla sześciu osób, powiedział!
Ugotowali na dwie osoby, jednak po obiedzie zostało jedzenia dla trzech
dalszych osób. Następnego ranka państwo Rao spożyli je jako uświęcone. Przed
udaniem się na nocny spoczynek, Baba usunął Swoje zdjęcie z pokoju – świątyni i
powiesił je na gwoździu w sypialni. ‘Niech ono będzie tutaj’, powiedział.
Również z tego zdjęcia wibhuti sypie się teraz w wielkich ilościach.
Rao zerknął
przez szczelinę w drzwiach, aby przekonać się, czy Baba dobrze śpi, ale zobaczył
Go czuwającego i ‘zatopionego w myślach’.
Następnego
poranka Baba wziął kąpiel i zjadł śniadanie. Kiedy gospodyni zaczęła
przyrządzać ‘odświętne potrawy’, zwrócił uwagę na jej zapał i ostrzegł, że
opuści ich bez zjedzenia czegokolwiek. Chciał stanowczo, aby częstowali Go
tylko swoim codziennym pożywieniem. Opowiadał im o tym, jak Śankaraćarja
został pochwycony przez krokodyla (Maję) w rzece Poorna (Brahmie) i uratował
się przyjęciem postawy wyrzeczenia (Sannjas). Mówił o Sai Babie i o Bogu jako Subrahmanjanie[4]
albo Muruganie[5]. Kiedy mówił o Subrahmanjanie,
stworzył cienką złotą płytkę, narysował na niej paznokciem obraz Subrahmanjana
na pawiu i zwijając w rulon polecił, aby pani Rao nosiła ją zawieszoną na szyi
w złotym cylindrze, który należy później wykonać. Żartobliwie stwierdził: Przykro
mi! Nie mam złota!
Jest to być
może najbardziej poruszająca, szczegółowa i prawdziwa opowieść o cudzie Bhagawana
Śri Sathya Sai Baby, związanym z Jego przebywaniem w różnych miejscach naraz.
Baba pojawia
się w snach, aby pocieszać, doradzać, uśmierzać ból i pouczać. Często mówi, że
człowiek może widzieć Go w snach tylko wtedy, kiedy On tego chce! Powiadomił we
śnie komisarza oddziałowego Towarzystwa Ubezpieczeń na Życie, że pewien
dokument, którego tamten rozpaczliwie potrzebował i który rzekomo został
zniszczony przez urząd pocztowy, gdzie był przechowywany (okres przechowywania
miał wynosićjedynie 6 miesięcy) – w
rzeczywistości nie został zniszczony! Człowiek ten udał się do naczelnika
poczty, opowiedział mu o śnie i dostał dokument, którego potrzebował, a
znaleziono go w miejscu wskazanym przez Babę we śnie. Nie został on zniszczony
doprawdy! We śnie Baba obudził nauczycielkę szkolną w Tumkur i powiedział jej,
aby wsiadła w pierwszy pociąg do Bangalore, żeby odzyskać swoje klejnoty od
kogoś, kto odjeżdżał do Bombaju o 8:30 rano!
Słyszałem,
jak Baba mówił: Biedaczysko! Kiedy odjeżdżał, modlił się o Mój darszan przynajmniej
w snach! Muszę mu dać tę możliwość. Mówił też: Powiedz swemu synowi, że
pojawię się w jego śnie w następny czwartek!Polecił mi spytać
pewne osoby: Czy nie widziałeś Baby we śnie ostatniej nocy? i jednoznacznie dowiadywałem się, że
mieli niezapomniane doświadczenia we śnie, kiedy to Baba dał im darszan i
udzielił błogosławieństw. Wprowadzał ludzi w duchową sadhanę poprzez upadeszę,
dawaną w snach. Uczył ludzi nowych pieśni bhadżanowych w snach i prosił ich w
Praśanthi Nilayam o zaśpiewanie ich. Przekazuje informacje i udziela porad w snach. Operuje czyraki
na oku, uchu albo języku. Chora osoba śni, że jest operowana przy pomocy noża i sen
jest prawdziwy. Ci, co poszli spać w bólu, budzą się szczęśliwi, wolni od swej
strasznej choroby! Posłuchajmy, co wydarzyło się dr W. D. Kulkarniemu z Ćadćan
w Okręgu Bidźapur. Pisze on 2 listopada 1961 roku: „Pewna muzułmanka
(60-letnia), Badooma Kasim, cierpiąca na zapalenie obu płuc została przyjęta do
mojej kliniki w ubiegłym miesiącu. Czwartego dnia powróciłem do domu około
godziny 8 wieczorem, po zbadaniu wszystkich pacjentów i stwierdzeniu, że ich
stan zadowalająco się poprawia. Jednak około północy syn Badoomy Kasim przybiegł po mnie i pospieszyłem do kliniki,
gdzie okazało się, że praca serca muzułmanki słabnie. Podałem jej koraminę
doustnie oraz w zastrzyku i czekałem przy jej łóżku przez godzinę, jednak
stwierdziłem, że środki te są nieskuteczne. Syn Badoomy zaczął płakać z rozpaczy.
Wróciłem do domu o pierwszej w nocy, wziąłem kąpiel i wszedłem do pokoju modlitewnego,
gdzie odprawiłem pudźę (nabożeństwo) do wizerunku
Bhagawana Śri Sathya Sai Baby, wypowiadając 108 Imion Baby i modliłem się: „Wszystkie
moje wysiłki okazały się próżne – nie znam innej drogi niż poddanie się Tobie.
Do Ciebie należy teraz zwycięstwo albo klęska, sława lub porażka. Na Tobie
spoczywa odpowiedzialność za to, aby wyszła z tego żywa”. Potem spokojnie
udałem się do łóżka, jednak nie mogłem spać. Jeszcze przed wschodem słońca
pospieszyłem do kliniki. Zobaczyłem tam siedzącą Badoomę. Co się stało w
nocy? Czy ktoś przyszedł? - spytałem ją. Tak! Na tym łóżku, koło mojej poduszki
siedział ktoś z szopą włosów. Położył dłonie pod moimi uszami i miękko uderzył
mnie w twarz. Potem, mogłam podnieść się i usiąść – powiedziała. Pokazałem
jej małe zdjęcie Śri Sathya Sai Baby, które miałem przy sobie. Tak! właśnie
ta osoba – rzekła. Jakie szczęście ma ta kobieta! Poprzez Jego dotyk
otrzymała przedłużenie życia” – pisze dr Kulkarni.
Jest wiele
przykładów, kiedy to Baba pojawił się i nałożył wibhuti na czoło śpiącego lub
też nieprzytomnego chorego, a kropka owa była widoczna po przebudzeniu. Albo,
jak pisze Swami Abhadananda (75-letni), Jego pojawienie się ma być pewną
wiadomością. „Wcześnie rano 28-go grudnia, około godziny 4-tej, kiedy byłem
jeszcze w łóżku, pogrążony w melancholii i dumający nad niewesołym stanem swoich
spraw, nagle poczułem uderzenie w głowę, silne, ale do wytrzymania. Wstałem i
włączyłem światło. Ku swemu zaskoczeniu, zobaczyłem jaśniejącą postać Bhagawana
Ramany Mahariśiego, która przemieniła się w Bhagawana Śri Sathya Sai Babę.
Pojawiły się obie na jakiś czas, a potem połączyły się w oślepiającą kolumnę
światła, która pozostała widoczna jedynie przez kilka chwil. Poczułem, że
miałem widzenie moich obu łaskawych Guru! Będąc jeszcze w tym szczęśliwym
stanie umysłu, usłyszałem głos (który wówczas był mi obcy, ale później
przekonałem się, że jest to rzeczywisty głos Bhagawana Śri Sathya Sai Baby),
mówiący do mnie w telugu: „Zachowaj spokój – nie medytuj! Obserwuj jedynie
umysł. To sprawi, że on zniknie. Obserwuj! I wiedz, że ten który obserwuje, to
czysta świadomość. Abstrakcyjna i absolutna Świadomość to Jaźń, Sath-Ćith-Ananda. Ty Jesteś Nią. Jest to
Pokój, nie znający innego stanu. To jest to, do czego żarliwie dążysz. Bądź
mocny. Błogość jest tobą – wiesz o tym intuicyjnie. Uderzenie, które ci zadałem
miało odsłonić ci tę tajemnicę: obserwuj!” Od tamtej chwili zacząłem stosować
się do owych zaleceń. Bhagawan jest ‘żyjącą obecnością’. Często mówi On w
telugu: „Jestem z tobą, kantane, wentane, dźantane i intane (przed
twoimi oczami, za twoimi plecami, przy tobie, w twoim domu).” Baba napisał do
Charlesa Penna: „Wiedz, że jestem zawsze z tobą, dając ci natchnienie i prowadząc cię.
Wiem również o tym, że uświadamiasz to sobie. Żyj zawsze w tej ciągłej
obecności.” Charles Penn otrzymuje lekcje od Baby podczas dhjany[6]. „Mój nauczyciel
Sai Baba powiedział mi: ilekroć podnosisz rękę, podnoś ją dla Niego.
Napisałem do Baby, dziękując Mu za tę lekcję. W odpowiedzi wyjaśnił mi
znaczenie tego, co mi powiedział. Napisał: Jeśli podnosisz rękę, aby pomóc,
usłużyć, pocieszyć, dodać otuchy innemu człowiekowi, podnosisz ją tym samym dla
Boga. W każdym człowieku jest bowiem Bóg. Wykorzystuj wszystkie swoje
uzdolnienia, aby służyć innym - jest to najlepszy sposób służenia samemu sobie.”
Charles Penn z Los Angeles jest kapitanem w Patrolu
Służby Powietrznej, związanym ze Służbami Powietrznymi USA. Jest to organizacja
ochotnicza, stworzona po to, aby szybko przychodzić na ratunek pilotom, którzy
mieli ‘przymusowe lądowanie’. Podczas powietrznych poszukiwań zaginionych lotników,
Penn zobaczył Babę siedzącego obok i wiedział już, że jest przez Niego prowadzony.
Penn! Nie musisz uważać! Ja będę się rozglądał za ciebie – brzmiały
słowa, jakie usłyszał, słowa, które przekonały go, że jest jedynie narzędziem w
Jego rękach. „To dało mi poczucie nieustraszoności pośród burzy gradowej,
szalejącej wówczas nad szczytami górskimi” – powiada. Paliwo chlapnęło na
szybę, ale ja widziałem Go obok siebie, więc spokojny i opanowany sprowadziłem
swoją maszynę na dół i po pospiesznej naprawie, z powrotem wzbiłem się w powietrze.”
Czyż Baba
nie mówił nam zawsze, że odległość nie stanowi dla Niego żadnej przeszkody?
Jeśli ktoś ma wiarę i miłość, On zawsze będzie z nim, aby się tą osobą
zaopiekować. „Tutaj, 10.000 mil od Indii - pisze Hilda Charlton z Nowego Jorku –
pewna osoba, która nigdy nie spotkała Baby w Jego ludzkiej postaci została uzdrowiona
i zawsze czuje obecność Baby przy sobie!” Dla Baby nikt nie jest nieznajomym
człowiekiem – On przebywa w każdym. Mary Simpson przeszła dwie nieudane operacje
na skrzepy krwi w płucach i przekrwione kanały oddechowe. Lekarz
powiedział jej córce, kiedy chorą zabierano do domu: „Przykro mi, pani matka
opuszcza szpital w gorszym stanie niż kiedy tu przybyła”. Miała jednak to
szczęście, że wiedziała o Babie i dostała Jego zdjęcie oraz trochę wibhuti.
Kiedy modliła się, pojawił się przed nią Baba i napełnił ją przejmująco dobrym
samopoczuciem. Po paru dniach lekarz oświadczył: nie mogę w to uwierzyć – ta
poprawa jest cudem.
Kiedykolwiek
Baba chce albo też kiedy nasza wola spotyka się z Jego wolą, prawa
przyrody zostają przekroczone; jedynie wtedy niemożliwe do przewidzenia może
być przewidziane. W miejscowości Kharagpur (w Zachodnim Bengalu) trzyletni
chłopczyk uderzony przez samochód wyleciał w powietrze na odległość 20 stóp (ok. 7 metrów). Krew płynęła z
całego ciała chłopca. Przewieziono go do szpitala. Gdy odzyskał przytomność,
powiedział lekarzowi: Nie bój się, doktorze! Sai Baba mnie podniósł. Trzymał
mnie za rękę! Nie było żadnego złamania, żadnej rany. Wypuszczono go ze szpitala
na trzeci dzień.
Pewien
oficer Lotnictwa Hindustańskiego w Bangalore trafił do szpitala z ciężkim
przypadkiem skrzepu thrombo-phebitis,
z zatorem płucnym i prawdopodobnie gruźlicą płuc. Jego stan stał się tak
poważny, że podłączono przewody z tlenem. Rodzina czekała za oknem, stojąc na
korytarzu. Chory zobaczył Babę stojącego obok łóżka i usłyszał, jak mówi: nie
obawiaj się. Będziesz uzdrowiony i będziesz nowym człowiekiem. Od tamtej
chwili rozpoczęła się poprawa. Lekarze w Szpitalu Wiktoria byli
zadziwieni! Później, kiedy Baba wezwał go do Siebie do Praśanthi Nilayam,
stwierdził: a więc przybyłeś powtórnie narodzony!
Szelest
jedwabnej szaty Baby, dotyk Jego miękkich włosów, łagodne stąpanie Jego lekkich
cudownych stóp, srebrny głos, błyskawica spojrzenia tych oczu, święty zapach
Jego obecności – służą do wskazywania ludziom, że Baba przyszedł uzdrawiać i
dodawać otuchy.
Żadne Jego
słowo nie pada bez znaczenia. Kiedy pani Some Dutt Khera z Kolkaty błagała Go,
aby odwiedził jej dom, Baba powiedział trzykrotnie: Aćća, Aćća, Aćća.
Zobaczyła wyraźnie Jego postać w swoim domu przy trzech okazjach i przejęła
ją do głębi świadomość, że ta obietnica została spełniona. Kiedy Śri Raghawan,
inspektor zdrowia z Malavalli przybył do Baby i poprosił o uleczenie
swojej żony chorej na trwałe zmiękczenie kości i pęknięcia kości miednicy, Baba
powiedział: Nie rozpaczaj. Nie jesteś w stanie trzymać jej w gipsie przez
lata. Uleczę ją, tuk, tuk, tuk, w ten sposób ... – pstryknięciem dwóch palców
spowodował ten dźwięk, aby jasno przedstawić, o co Mu chodzi. Cztery miesiące
później, w nocy Baba pojawił się przed tą kobietą i poprosił, aby wstała. Kobieta
upadła do Jego Stóp a On odpowiedział jej słowami pocieszenia. Usłyszała, jak
coś pstryknęło w niej ‘tuk, tuk, tuk!’ Mogła chodzić, znowu była sobą!
J.P. Maroo
z Bombaju pisze: „Około 5:30 rano w dniu Guru Purnima (święto przeznaczone na
oddawanie czci Nauczycielowi Duchowemu), Śri Bhagawan pojawił się w domu
niejakiego Ijengara (w Sion) i dał około 3-minutowy darszan matce Ijengara.
Przepełniła ją radość. Prosiła Bhagawana, aby został trochę dłużej, żeby mogła
obudzić swoje dzieci. Jednak Bhagawan nie zgodził się. Przeszedł się po domu i
w pokoju modlitewnym położył na szklanym talerzu trochę ryżu z szafranem,
który stworzył na miejscu. Później zniknął.”
Czasami,
Baba okazuje Swoją obecność jakimś znakiem. W Ćaganlal Śanti Kutir w Madrasie
okazał Swoją obecność podczas bhadżanu wsuwając podnóżek pod krzesło, ustawione
dla Niego. Przebywał wówczas daleko, w Radźahmundry. Śpiewający pieśni bhadżanowe
zobaczyli jak podnóżek wślizguje się pod krzesło, jak gdyby On go wsunął,
podobnie jak robi to, kiedy wstaje z krzesła i daje darszan stojąc, na
znak, że bhadżan ma się zakończyć! W Sirsi, na pokryciu krzeseł pojawiły się
dwa wyraźne wizerunki OM, kiedy On (będąc w Praśanthi Nilayam) postanowił przesłać
wiadomość zgromadzonym tam tysiącom osób. W Śimoga, aby wskazać Jego obecność, pomiędzy
zgromadzonych spadł mały wieniec z dużych kwiatów jaśminu, podarowany Mu w Mysore
odległym o 200 mil drogi! W Dźamnagar
wskazał Swą obecność przez nagłe pojawienie się OM na Jego portrecie ustawionym
przed zgromadzeniem, które zasiadło do bhadżanów.
Kiedy
wspomniałem, że nie przybył do mojego domu, co obiecał uczynić, On odpowiedział
z uśmiechem: „Przybyłem! Nie widziałeś znaku?” Przepełniła mnie radość, bo
w ten sposób potwierdził, że trzy ślady prawej stopy, które zobaczyłem u siebie
w domu w dzień, kiedy obiecał przyjść, to były Jego Stopy! – pisze Śri B.
S. Keśawa Wittal z Bangalore. Do pani M.S. Dikśit powiedział: „Przyjdę do twego
domu w styczniu”. Pani Dikśit okazała oznaki zwątpienia, czy aby zasługuje na
taki dar łaski: „W styczniu? Ale w styczniu którego roku?”. „W przyszłym
miesiącu. W połowie stycznia, na pewno” – brzmiała odpowiedź. Baba wziął dłoń
pani Dikśit w Swoją i ponowił to zapewnienie.
Nadszedł
17 dzień stycznia. Kiedy pani Dikśit spożywała obiad, usłyszała głos Baby
wołającego: Dikśit! Dikśit! Pobiegła do drzwi, ale stwierdziła, że
nikogo nie ma. Powróciła do posiłku. Wówczas zobaczyła przez mgnienie oka twarz
Baby, zerkającego do pokoju, w którym była. Wstała i poszła do tego sąsiedniego
pokoju. Nikogo tam jednak nie było. Zobaczyła siedem odcisków stóp, wiodących
od drzwi wejściowych do domowej świątyni, w układzie lewa stopa - prawa stopa,
lewa ‑ prawa... a dalej odcisk obu stóp obok siebie przy tejże świątyni!
Wszystkie były zaznaczone popiołem wibhuti – ale tylko ich zarysy. Po kilku dniach,
wibhuti na jednym z odcisków stóp urosło do wysokości pięciu centymetrów!
Tysiące ludzi widziało to w ciągu następnych miesięcy. Wiedzieli, że sprawiła to
wola Baby.
W ten
sposób Baba spełnia Swą obietnicę, że będzie z nami. Jest najbardziej
kochającym przewodnikiem, najdroższym towarzyszem, najbliższym krewnym, najbardziej
miłującym Rodzicem i najukochańszym Mistrzem.
Z „Sathyam, Shivam, Sundaram”– N.Kasturi
tłum. Grzegorz Leończuk
[1]Prawaćan – forma dyskursu – czytanie i interpretowanie świętych pism.
[3]Sandhja
– hinduistyczny ryt połączenia pomiędzy dniem a nocą, wykonywany codziennie o
świcie przez braminów recytujących przy tej okazji Gajatri. (Słownik
cywilizacji indyjskiej)
[4] Subrahmania – Imię najmłodszego synka Śiwy i Parwati.
[5] Murugan – Bóg śmierci i wojny w hinduizmie. Jedna z niezliczonych form
Absolutu – Brahmana.