Włamanie do więzienia! numer 44 - październik-listopad-grudzień 2008
Miłość Swamiego przełamuje bariery więzienia w Nowej Zelandii
źródło: http://media.radiosai.org/Journals/Vol_06/01MAR08/04-newzealand.htm
Najbardziej tajemnicza, święta i potężna Obecność na tej planecie, przejawiająca się pod postacią boskiej jaźni Śri Sathya Sai Baby, odsłania Boga w milionach ludzkich serc, mimo ich codziennej walki o przetrwanie i sukces.
Czyni to na tysiące sposobów w miejscach leżących blisko i daleko od Indii i od Prasanthi Nilayam, gdzie Baba rezyduje w Swej fizycznej postaci. To pierwsza boska inkarnacja, która wpływa na ludność całej Ziemi. Opowieść o Awatarze Sai wymyka się ludzkiemu rozumieniu. Mimo to Awatar ani na chwilę nie przerywa Swej misji. Pragnie przypomnieć człowiekowi o jego boskiej naturze oraz wyjaśnić, że każdy jest Bogiem i że wspólnie stanowimy jedność. Mówi:
„Moja rzeczywistość jest nieuchwytna. Pozostanie taka, nie tylko teraz, lecz i za tysiąc lat, nawet jeśli poświęcicie ten czas na jej gorliwe badanie. Lecz emanująca z tej rzeczywistości błogość znajduje się w zasięgu wszystkich narodów uniwersum i możecie mieć w niej swój udział. Nigdy nie pojmiecie Mojego misterium ani Mojej potęgi.”
Ta kronika, zgodnie z Jego słowami, stanowi drobny epizod rewolucji miłości, zainicjowanej 20 października 1940 r. przez wiejskiego chłopca z Urawakondy w rolniczym okręgu Indii. Z czasem przyjęła postać morskiej fali, globalnego tsunami, które sunąc majestatycznie, porywa ze sobą miliony osób - od pracowników amerykańskich korporacji po więźniów w Nowej Zelandii! Przedstawiona tu historia opowiada o najmniej spodziewanych poszukiwaczach duchowości, oczekujących na błogość rzeczywistości Bhagawana Baby w miejscu, które wydaje się do tego zupełnie nieodpowiednie. Udowadnia, że urzeczywistnianie Boga nie zawęża się do kościołów, świątyń, meczetów, synagog i jaskiń w Himalajach.
Bill i Artur są więźniami, których cele stały się miejscem świętej i intensywnej dyscypliny. Tam właśnie odsłoniła się przed nimi Kosmiczna Świadomość, uosobiona przez Śri Sathya Sai Babę. Przesłanie Awatara przekazał im Peter Phipps, psycholog więzienny, który został instrumentem Pana. Ta relacja, dla niektórych może wstrząsająca - ale tylko ze względu na nasze ludzkie ograniczenia - pochodzi od nich wszystkich. Jest spleciona z trzech głosów przekazujących osobiste doświadczenia. Dostarcza dowodu, że relacje o boskiej chwale rozświetlające Bhagawatham, Biblię i Koran są codziennością współczesnego Awatara. Na każdy zarejestrowany przykład Jego potęgi, wprawiającej nas w osłupienie, przypadają miliony innych, o których nikt nie wie. Tak przejawia się splendor Pana wszechświata. Wyznawcy z miłością nazywają Go Swamim. W dyskursie z 24 października 1993 r., stanowiącym punkt zwrotny, Swami powiedział:
„Wkrótce chwała Sai dotrze do każdego zakątka świata. Wzrośnie tysiąckrotnie, ze względu na zasadnicze dobro misji. Misja Sai jest wolna od skaz. Każdy związany z nią akt wypływa z najczystszych motywów, każde wypowiedziane słowo opiera się na prawdzie, każdy czyn jest samodzielny i nie oczekuje na pomoc z zewnątrz. Dlatego nie ma tu miejsca na lęk. Po zbiorach, kiedy snopy zboża zostaną przesiane, wiatr uniesie plewy i pozostawi samo ziarno. Podczas tego procesu prawdziwi wyznawcy zachowają siłę. Wahające się marionetki porwie prąd. Na tym polega proces odsiewania.”
Nazywam się Peter Phipps. Opowiem o ciągu zdarzeń, wskutek których podjąłem pracę w więzieniu w Nowej Zelandii. Jestem absolwentem wydziału psychologii. Uzyskaną na uniwersytecie wiedzę pogłębiłem na studiach podyplomowych. Żeby zdobyć praktykę, w 1961 r. odbyłem staż. W 1962 r. otrzymałem etat więziennego psychologa. Poprzednie zajęcia dawały mi dużo radości, ale tę pracę znienawidziłem. Formalnie, służby więzienne mają pomóc zamkniętym ludziom powrócić do normalności, dzięki procesowi formowania i przekształcania ich charakterów. W praktyce proces sprowadza się do negatywizmu, destrukcji, gniewu i wrogości. Po sześciu latach odszedłem stamtąd. Byłem załamany i odarty ze złudzeń. Z pewną dozą cynizmu i rozpaczy obserwowałem od dłuższego czasu politykę i codzienność więzienną w Nowej Zelandii. Wiedziałem jak dalekie od prawdy pozostają składane publicznie, wzniośle brzmiące zapewnienia decydentów.
Po raz pierwszy usłyszałem o Swamim około 1975 r., od amerykańskiego hippisa. Ponieważ zażywał środki odurzające, w tym LSD, z niedowierzaniem potraktowałem jego słowa, że spotkał ucieleśnionego Boga. Pozostawił mi jednak medytację światła. Uznałem, że wzbudza nadzieję i niesie pomoc. Jak sami się przekonacie, bardzo mi się później przydała. Podobną medytację zaleca Phyllis Krystal. Przez wiele lat, choć z przerwami, byłem aktywnym członkiem kościoła chrześcijańskiego. W 1989 r. współpracowałem z Armią Zbawienia. W 1990 r. wziąłem udział w kursie pomocy ludziom pokrzywdzonym, zorganizowanym przez dwóch Amerykanów. Program przewidywał kilkugodzinne warsztaty poświęcone udzielaniu pomocy w przypadku masowych mordów. Uczestnicy kursu nie chcieli w nich uczestniczyć, tłumacząc, że ten problem nie dotyczy Nowej Zelandii. Mimo to instruktorzy nie pozwolili nam zrezygnować z zajęć, uważając je za istotny element szkolenia. Dziesięć dni później mieliśmy masowe morderstwo w Aramoanie - w niewielkiej osadzie pod Dunedinem na Wyspie Południowej. Zadzwoniono do mnie z pytaniem, czy jestem gotów rzucić wszystko i przyłączyć się do trójki osób współpracujących z pozostałymi przy życiu ludźmi oraz z ich otoczeniem. Miałem trochę obaw, ale przecież, dzięki łasce Swamiego, przeszedłem właśnie stosowny trening. Byłem pewien, że to nie przypadek. Podczas lądowania rozpocząłem medytację światła, wiedząc, że mnie ochroni i wspomoże. Poprosiłem Boga o pomoc, gdyż byłem przekonany, że samodzielnie nie podołam zadaniu. Natychmiast poczułem potężną obecność Miłości i Mądrości. Otoczyła nas silnym strumieniem energii i pozostała z nami do aż do końca. Czuliśmy ją wszyscy. Wszystkim przyniosła podobne doświadczenia. Po wylądowaniu byliśmy świadkami wielu cudownych uzdrowień. Kiedy dziękowałem Bogu za pomoc, usłyszałem wewnętrzny głos: „Jestem większy niż sądzisz. Szukaj Mnie i odnajdź.” Pomyślałem, że może nie wiem wszystkiego o Jezusie. Poszedłem przejrzeć książki w sklepie New Age. Po kilku minutach jedna z nich spadła z półki prosto w moje ręce. Nosiła tytuł: „Misterium Jezusa”. Napisali ją Janet i Richard Bock. Na początku mówiła o życiu Jezusa, potem o życiu Swamiego. Wiedziałem, że znalazłem to, czego szukałem. Obdarzony umysłem naukowca, starałem się jednak udowodnić samemu sobie, że Swami nie może być Tym, za kogo się uważa. Nie odkryłem w Nim jednak żadnej skazy. W rezultacie, kilkakrotnie pojechałem do Prasanthi Nilayam.
Godzenie wiary chrześcijańskiej z duchowością Sai
Podczas interview zwróciłem się do Swamiego z pytaniem: „W jaki sposób przedstawiać chrześcijanom Twoje przesłanie?” Odpowiedział: „Nie przekazuj nauk Sai Baby, przekazuj naukę Jezusa Chrystusa. Podkreślaj, że Jezus nauczał o Uniwersalnej Miłości.” Dodał do tego prześliczny mini dyskurs na temat natury Czystej Miłości, kończąc go stwierdzeniem, że „jedynie miłość do Boga jest oddaniem, bhakti.”
„Jezus poświęcił życie dla duchowego odrodzenia i szczęścia ludzkości. Obecnie niektórzy wyolbrzymiają tak zwane różnice religijne i wykorzystują je dla własnych egoistycznych celów. W ten sposób obrażają duchowych gigantów, którzy te religie założyli. Żaden prorok ani Mesjasz nie nakłaniali uczniów do nienawiści wobec innych wiar i ich wyznawców. Każda religia głosi, że Bóg jest jeden i przebywa w każdej istocie. Również Jezus nauczał tej prawdy, mówiąc, że wszystkich ożywia ten sam Duch.”
- Sathya Sai Baba
Zostałem świeckim duszpasterzem kościoła. Piastowałem w nim różnorodne funkcje kierownicze. Jak polecił mi Swami, nauczałem o Jezusie. Ukończyłem kurs teologii i historii chrześcijańskiej i dostałem dyplom. Byłem znany poza granicami parafii z udziału w akcji przeciwko budowaniu kasyn i grom hazardowym. Byłem szefem weekendowych kursów chrześcijańskiego życia. Pewnego dnia rozmawiałem z Audrey Moonlight, żoną kolegi z zespołu głoszącego więźniom słowo boże. Powiedziała, że w pobliskim więzieniu stworzono „Grupy Oparte na Wierze” i szukano dla nich nauczycieli i liderów. Poczułem, że to ekscytujący pomysł, który teraz, dzięki moim wcześniejszym doświadczeniom, może przynieść pozytywne rezultaty. Zgłosiłem się do obu zadań. W 2003 r. zostałem czwartym nauczycielem i przyłączyłem do zespołu pracującego pod patronatem Towarzystwa Więziennego Nowej Zelandii.
Wiele głosów, jedna pieśń; wiele wiar, jeden Bóg
Liderzy i nauczyciele zespołu są chrześcijańskimi fundamentalistami, wierzącymi, że jedyna droga do Boga prowadzi poprzez Jezusa Chrystusa. Ja jestem bardziej otwarty. Od czasu do czasu trafiają do nas muzułmanie i buddyści. Mamy nawracać ich na chrześcijaństwo. Wskazuję im jednak, że nauki Jezusa i Buddy są takie same. Jeśli jest wśród nas muzułmanin rozpoczynam spotkanie od wyznania „Allah-o-Akbar” (Allah jest wielki). Zawsze staram się, aby Bóg, do którego mają się zbliżyć, posiadał oczekiwaną przez nich formę. Bhagawan Baba uczy nas, że jest wiele dróg, lecz cel pozostaje jeden. Nasze spotkania są oparte na Biblii. Niektórzy więźniowie spodziewają się, że każda moja wypowiedź będzie się do niej odnosić. Inni zadają pytania wykraczające poza te granice. Jestem szczęśliwy mogąc je z nimi przedyskutować, gdyż prowadzą do duchowości.
Boska energia przenika mury więzienia
W Aramoana doświadczam Swamiego pod postacią potężnej fali energii, która płynie przeze mnie do innych i przynosi im doświadczenia. Czasami, kiedy się bardzo nasili, mam wrażenie, że jestem podłączony do sieci elektrycznej. Zauważyłem, że napływa zawsze wtedy, kiedy ktoś gorąco pragnie wybaczenia lub w minucie rozpaczy tęskni za współczuciem. Fala znajduje się poza moją kontrolą, ale pojawia się gdy proszę Swamiego, żeby mi pomógł kogoś pocieszyć. Czasami obecność Boga jest niezwykle mocna i głęboka. Ponieważ duchowa energia wnika w ego, niektórzy uważają się za „najlepszych chrześcijan w grupie”, co wywołuje konflikty. Walczą, aby przekonać innych, że rozmawiają z Bogiem. W więzieniu, jak zresztą wszędzie, ego jest wielkim nieprzyjacielem. Obecnie energia duchowa zespołu jest bardzo silna. Wiele osób otrzymuje transformujące doświadczenia i wielkie błogosławieństwa. Nalegam, żeby o tym nikomu nie opowiadali i nie wzbudzali zazdrości. Niektóre cudowne wydarzenia zdają się nie przynosić rezultatów. Nie mówię otwarcie o Swamim, ale zawsze przedstawiam Jego przesłanie, łącząc je z tekstem biblijnym. To bardzo proste.
Mantra Gajatri, modlitwą uniwersalną
Niektórzy zadają mi pytania wybiegające poza chrześcijańską ortodoksję. Dotyczą one przeszłych wcieleń i karmy. Przygotowuję im wtedy materiały z różnych źródeł, nawet z wypowiedzi Swamiego, jednak nie wymieniam ich Autora. Jeśli szczerze wracają do tych pytań, przynoszę im książkę o Swamim lub Jego dyskurs. Są to momenty prawdy!
„Mantra Gajatri jest modlitwą uniwersalną, zamkniętą w skarbcu Wed. Wedy są najstarszym pismem świętym człowieka. Wymagają jasnego intelektu, aby mogła się w nim bez zniekształceń odzwierciedlić prawda.”
Sathya Sai Speaks, tom X str. 109
„Mantra Gajatri jest modlitwą, którą przez wszystkie wieki mogą odmawiać mężczyźni i kobiety każdego wyznania i kraju, jeśli tylko ich serca wypełnia tęsknota za Bogiem.” - Sathya Sai Speaks, tom V str. 58
Mamy tutaj więźnia, którego nazwiemy Arturem. Zadawał mi bardzo wnikliwe pytania, na które mogłem odpowiedzieć jedynie dzięki Swamiemu. Dałem mu trochę materiałów. Zaczął prosić o więcej. Kiedy przyznał, że ma kłopoty z medytacją, przyniosłem mu wydaną w Anglii broszurkę poświęconą medytacji światła. Potem poinformowałem go o mantrze Gajatri i podarowałem CD, na którym Swami śpiewa tę mantrę 108 razy. Zaczął ją śpiewać każdego ranka razem ze Swamim i wkrótce Swami kilkakrotnie odwiedził go w celi. Artur samorzutnie został wegetarianinem i stoczył walkę z zarządem więzienia o zmianę swojej diety.
Tłumacząc swoją niespodziewaną przemianę, której doświadczył dzięki boskim spotkaniom z Bhagawanem Babą, Artur wyjaśnia:
„Po raz pierwszy usłyszałem o Sathya Sai Babie od Jego wyznawcy, Petera Phippsa. Peter prowadził zajęcia z wiedzy chrześcijańskiej w „Grupie Opartej na Wierze”, w więzieniu na Nowej Zelandii. Przebywam tu za handel narkotykami. Kiedy spotkałem Petera, zastanawiałem się na znaczeniem i celem swojego życia. Zadałem mu kilka duchowych pytań. Udostępnił mi materiały napisane przez Swamiego oraz poświęcone Swamiemu. Kiedy zacząłem studiować nauki Bhagawana, zwróciłem uwagę na obecną w nich Uniwersalną Prawdę. To skłoniło mnie do dalszych pytań. Dostałem wielkie błogosławieństwo, ponieważ Peter był zawsze tak łaskawy, że odpowiadał na nie. Długo rozmawialiśmy o jego doświadczeniach. Był to dla mnie początek nowego życia. Jako więzień mam mnóstwo czasu na studiowanie, medytację i praktykowanie nauk Swamiego. Modlę się do Niego, żeby pomógł mi się zmienić i coraz bardziej Go kochać. Odpowiada na moje modlitwy i bardzo głęboko mnie przeobraża. Z wdzięcznością dziękuję Mu za miłość. Patrząc wstecz, rozumiem, że zawsze ze mną był i zawsze mnie ochraniał.”
Żeby odpowiedzieć na pytania Artura przynosiłem ze sobą literaturę Sai. Pewnego dnia, kiedy kopiowałem dla niego kilka stron z Sanathana Sarathi, niewłaściwie umieściłem pierwszą stronę na płycie kserografu i zrobiłem kolorową odbitkę fotografii Swamiego. Nigdy bym nie zniszczył Jego świętego wizerunku, ale zastanawiałem się, co z nim zrobić. Postanowiłem zanieść go Arturowi. Kiedy tego dnia wszedłem do więzienia, Artur powiedział do mnie: „Swami powiedział, żebym cię poprosił o Jego zdjęcie” Odpowiedziałem, że mam je ze sobą. Był kompletnie zaskoczony. Potem zrobił ramę, w której umieścił zdjęcie z cytatem Swamiego i zawiesił je w celi. Kilku więźniów i strażników zauważyło fotografię i boski cytat. Rozmawiają o nich z Arturem. Obraz przyciąga uwagę. Zastanawiają się nad mądrością przytoczonych słów.
Doświadczanie Ojca i Jego świętego Syna podczas Bożego Narodzenia
Przed Bożym Narodzeniem Artur poddał się trzydniowej głodówce. Był głodny. Bardzo też chciał zdobyć pieniądze na kupienie makaronu dla 60 więźniów należących do jego grupy. Miał tylko 54 paczki. Próbował podjąć decyzję, kogo może pominąć. Podczas drugiego dnia głodówki, 23 grudnia, kiedy się modlił, jego celę wypełniło jasne światło. Otworzył oczy i zobaczył Swamiego ubranego w białą szatę, wznoszącego do góry krwawiące dłonie. Swami powiedział Arturowi, że On i Jezus Chrystus są jednością, że Jezus przekroczył świadomość ciała i podczas ukrzyżowania nie czuł bólu. Kazał Arturowi kontynuować głodówkę i zapewnił go, że nie będzie odczuwał głodu. Jeśli chodzi o drugą sprawę, tę, o którą Artur się kłopotał, Swami polecił mu rozdzielić paczki makaronu i upewnił go, że wystarczy dla wszystkich. Musi tylko obejść cele. Kiedy Artur werbował do pomocy przyjaciela, którego nazwiemy Billem, wyznał mu, że paczek jest za mało. Lecz kiedy spotkali się ponownie, ze zdziwieniem odkryli, że każdy członek grupy otrzymał paczkę i że zostało ich jeszcze 11!
Poprosiłem obu więźniów o podzielenie się swoimi wrażeniami.
Mówi Artur:
„Ubiegłego roku [2007], wczesnym rankiem śpiewałem w celi mantrę Gajatri. Miałem ją zaśpiewać jeszcze 30 razy, kiedy usłyszałem, że strażnik otwiera cele. Pomodliłem się do Swamiego, żeby pomógł mi skończyć modlitwę zanim dojdzie do moich drzwi. Była 7.15. Skończyłem mantrę zanim je otworzył. Wciąż była 7.15! Nie mogłem w to uwierzyć. Czas się zatrzymał. To doświadczenie, wzmocnione poprzednią obecnością Swamiego w celi, rozbudziło we mnie głęboką miłość i oddanie.
W miarę, jak kroczyłem wybraną ścieżką, Swami kilkakrotnie mnie odwiedzał i rozmawiał ze mną. Od tamtej pory nieustannie pamiętam, że zawsze jest przy mnie. Było to jak powrót do rodzinnego domu. Przed Bożym Narodzeniem podjąłem trzydniową głodówkę, chcąc lepiej zrozumieć pewne zagadnienia odnoszące się do Jezusa Chrystusa i do Swamiego. Drugiego dnia głodówki, 23 grudnia [2007 r.], odczuwałem ostry, bolesny głód. Klęczałem w celi modląc się do Swamiego, kiedy nagle poczułem obok siebie potężną Obecność. Przerwałem modlitwę i otworzyłem oczy. Ku mojemu zdumieniu pokój wypełniało olśniewająco białe i jasnobłękitne światło. Cela zdawała się rozpływać i nie istniało już nic oprócz mnie i Swamiego. Był ubrany na biało i pięknie się uśmiechał. W tym momencie straciłem poczucie istnienia. Bhagawan uniósł w górę ręce. Z dłoni spływała Mu krew. Mówił do mnie bezgłośnie a mimo to rozumiałem każde Jego słowo. Powiedział, że On i Chrystus są tym samym, że Chrystus nie cierpiał na krzyżu, ponieważ nie posiadał świadomości ciała. Polecił mi kontynuować głodówkę i zapewnił, że od tego momentu nie będę odczuwał bólu głodowych skurczów (co okazało się prawdą). Zapomniałem o czasie i ciele. Nie potrafię powiedzieć jak długo to trwało. Kiedy Swami wyszedł, powróciłem do codzienności i nie czułem niczego poza całkowitą transformacją i radością. To było najcudowniejsze doświadczenie w moim życiu.
Przed Bożym Narodzeniem 2007 r. postanowiłem obdarować każdego brata z grupy paczką makaronu. Nabyłem je za pieniądze zarobione w więzieniu. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że pomimo desperackiego oszczędzania, moje niewielkie zarobki nie starczą na obdarowanie wszystkich osób. Postanowiłem że ja i mój najbliższy przyjaciel nie dostaniemy nic. Rankiem Bożego Narodzenia przywołałem Billa i poprosiłem go, żeby mi pomógł rozdzielić makaron. Pomodliliśmy się do Swamiego i poprosiliśmy Go o pobłogosławienie darów. Wyznaliśmy, że jesteśmy Jego instrumentami. Potem wręczyłem stos paczek Billowi i poleciłem mu rozdać je więźniom z naszej grupy. Przyznałem, że jest ich za mało. Resztę rozdałem sam. Po powrocie obaj byliśmy zdziwieni. Przekazaliśmy żywość wszystkim wyznaczonym osobom i okazało się że każdy dostał paczkę i pozostało ich jeszcze 11. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Wiedziałem od razu, że Swami rozmnożył pokarm.
Doświadczenie miłości, wszechobecności i wszechmocy Swamiego przyniosło mi wielką radość. Bill również zdawał sobie sprawę z wagi wydarzeń. Dokonała się w nim wielka transformacja. Został wielbicielem Bhagawana.
Zauważyłem także, że charakter kilku mężczyzn, którzy zjedli rozmnożony przez Boga pokarm, dramatycznie się zmienił.”
„Mantrę Gajatri można powtarzać w każdym miejscu i o każdej porze, nawet w nocy. Mantra Gajatri jest synonimem Boskości i dlatego trzeba przystępować do niej z pokorą, szacunkiem, wiarą i miłością.”
Śri Sathya Sai Baba
Bill, mój więzienny towarzysz, także został wyznawcą Swamiego. Każdego ranka 108 razy śpiewa mantrę Gajatri. Ktoś inny wyznał mi, że w jego celi pojawił się Chrystus i opowiedział mu o Swamim. Bill wyjaśnia, jak odczuwa boską obecność w więzieniu w Nowej Zelandii:
„Przyzwyczaiłem się do myśli, że cuda są w Biblii. Sądziłem, że nie zdarzają się w naszych czasach. Potem poznałem Istotę nazywaną Sai Babą oraz zadziwiające rzeczy jakich dokonuje dla swoich wyznawców. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o Swamim, wiedziałem, że jest Tym, za kogo się uważa. Ale jak większość ludzi musiałem pokonać umysłową barierę, którą sam w sobie wzniosłem, wierząc, że jedynie Chrystus dysponuje taką mocą. Swami pomógł mi zrozumieć, że On i Chrystus są tą samą Osobą manifestującą się w różnych ciałach fizycznych oraz że Boga nic nie ogranicza. Im więcej czytałem o Swamim, o Jego naukach i cudach, tym głębiej uświadamiałem sobie, że Boga nie da się zamknąć w ciasnych ramach ludzkich wyobrażeń.
Sądzimy, że dla Boga nie ma niczego niemożliwego. Mimo to nie jesteśmy skłonni się zgodzić, że Bóg zrobi wszystko, co zapowie. Każdego dnia modlimy się o cud. Gdy jednak jakiś „człowiek” w Indiach zaczyna te wymodlone cuda czynić, natychmiast odzieramy je z wartości i traktujemy jak sprytne sztuczki lub złudzenie. Złudzeniem jest brak wiedzy o tym, kim On naprawdę jest. Moja podróż z Chrystusem przekonała mnie, że dla osoby oświeconej - takiej, która osiągnęła świadomość Chrystusa, Buddy czy też zbliżyła się do Pana - cuda są naturalnym stanem. Jeżeli na tym poziomie cuda są naturalnym stanem dla ‘stworzenia’ (człowieka), to czyż nie mogą być dziecinną zabawą inkarnowanego Boga?”
Powróćmy teraz do relacji Billa o rozmnożeniu się pokarmu. Oto jego refleksje:
„Jestem więźniem i należę do „Chrześcijańskiej Grupy Opartej na Wierze”. W czasie ostatniego Bożego Narodzenia byłem świadkiem dokonanego przez Swamiego cudu. Brat Artur pragnął rozdać kupione w kantynie paczki makaronu, w geście dobrej woli wobec braci w okresie postu. Paczek było za mało. Na trzy dni przed Bożym Narodzeniem [2007 r.] brat Artur poddał się postowi. W czasie medytacji pojawił się przed nim Swami i polecił mu ofiarować makaron [wszystkim więźniom z grupy]. Powiedział, że wystarczy dla każdego.
W dzień Bożego Narodzenia brat Artur poprosił mnie o pomoc w rozdzielaniu paczek. I rzeczywiście, każdy dostał po paczce. Co więcej, kilka paczek zostało. Rozmawialiśmy o tym szczerze. Nie czuliśmy zdziwienia. Takie „nienaturalne” rzeczy zdarzają się tym, którzy poddają się woli Boga i pracują, przechowując w sercu dozgonną miłość do Pana i do swoich braci. Zrozumiałem, że nasz cud wydarzył się dzięki łasce Swamiego. W sercu podziękowałem Mu za to błogosławieństwo i jeszcze mocniej Go pokochałem. Moim zdaniem Swami czynił te cuda 2000 lat temu jako Jezus Chrystus, a dzisiaj czyni je jako Śri Sathya Sai Baba.”
Obecnie moja praca doradcy więziennego bardzo się rozwinęła i nabrała tempa. Jak dotąd, opowiedziałem o Swamim pięciu uwięzionym. Wszyscy uznali Go za Tego, kim jest, choć nie wszyscy czują się powołani do praktykowania Jego nauk. Tylko dwóch z nich można uznać za wyznawców Bhagawana. Wymagają jednak opieki. Swami zapewnia, że dostaną to, czego potrzebują. Pojawia się w więzieniu lub poleca im: „poproście Petera”.
Muszę być uważny, ponieważ niektórzy ludzie pojmują uniwersalne przesłanie Swamiego w sposób ograniczony. Przesłanie zamyka w sobie i potwierdza nauki Jezusa. Mogą pomyśleć, że nie sprzyjam religii i filozofii chrześcijańskiej. To ciekawe, jak wielu opiekunów i więźniów otwiera się na prawdę uniwersalną. Uważają ją za sensowniejszą od wąskiego założenia, że „Jezus jest jedyną drogą do Boga” Tę drogę mamy im wskazywać. Nie mam żadnych wątpliwości, że Swami hojnie błogosławi naszą pracę i przygotowuje niektórych ludzi do wielkiej roli Jego ambasadorów, zarówno w więzieniu jak i potem, na wolności.
Kluczem do duchowych sukcesów jest wielka tęsknota
Interesujące, że ogromna część sukcesu jaki odniósł ten projekt opiera się na wielkiej duchowej tęsknocie więźniów. Wielu z nich cierpi z powodu przeszywającego poczucia winy i skruchy. Wielu autentycznie chce się zmienić, żeby uniknąć powrotu do więzienia lub żeby stać się lepszymi ojcami i mężami. Podczas pracy z parafianami przekonałem się, że ich poziom głodu duchowego i niezadowolenia z siebie jest inny niż u więźniów. Kiedy brakuje im jedzenia, proszą o pokarm, to wszystko. Zwielokrotnienie łaski, jaką Swami obdarza Grupę, oszałamia mnie. Ci faceci zawstydzają nas intensywną sadhaną[1], przekładaniem nauk Swamiego na codzienną egzystencję i dążeniem do prawdy. Zasłużyli na łaskę. Pomijając tych, o których mówiliśmy, cała grupa jest pełna miłosierdzia. Kilka miesięcy temu ze względu na brak strażników zwiększono ilość godzin w zamkniętych celach. Więźniowie z radością przeznaczyli ten czas na służenie Bogu. Inne grupy okazywały gniew, o różnym stopniu nasilenia. Obecnie ludzie spędzają po 15 godzin w pojedynczych celach. W więzieniu jest 20 oddziałów. Słyszałem, że w tej chwili poziom przemocy ogólnie się zmniejszył.
Od dawna jestem przekonany, że na oddziale siódmym zainicjowaliśmy rewolucję duchową. Stanie się ona elementem subkultury i w dużej mierze zmieni populację osób wchodzących w konflikt z prawem. Skoro rewolucja obejmie ludzi stojących na samym dole piramidy społecznej, to wkrótce rozszerzy się na cały kraj. Myślę, że oglądamy początek tego procesu. Swami powiedział kiedyś grupie z Nowej Zelandii, że we właściwym czasie Nowa Zelandia przemieni się w Sailandię, w Nową Krainę Sai, i stanie się czynnikiem stabilizującym wzburzony świat.
Wdzięczność za bycie Jego instrumentem
To wielki przywilej, że mogę być instrumentem Swamiego i służyć Jego misji. Polecam wyznawcom Sai, żeby rozważyli, czy nie powinni głosić słowa bożego tym, którzy przebywają w więzieniach. Czy istnieje lepszy sposób wyrażenia radości z więzi łączących mnie z aspirantami duchowymi, z moimi uwięzionymi braćmi, niż przytaczanie słów Artura opisujących obecność Swamiego w jego życiu?
Artur mówi:
„Brak mi odpowiednich słów, żeby opisać to, co Swami zrobił z moim życiem. Wróciłem do domu. Moim domem jest miłość Swamiego i w niej spoczywam zawsze i na zawsze. Niechaj boskie światło naszego Pana Sathya Sai Baby rozświetli blaskiem serca wszystkich czytających tę relację, poświęconą boskiej miłości i potędze.”
Zakończę nasze wypowiedzi krótkim cytatem z Biblii:
„Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: ‘Pójdźcie błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata!
Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść,
byłem spragniony, a daliście Mi pić,
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie,
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie,
byłem chory, a odwiedziliście Mnie,
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie.’
Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?’ A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.”
(Biblia Tysiąclecia, Ew. św. Mateusza 25:34-40)
SŁUŻENIE CZŁOWIEKOWI TO SŁUŻENIE BOGU - Baba
Zespół Wspomagania Ofiar: W 1990 r. uczestniczyłem w kursie poświęconym wspomaganiu ofiar, zorganizowanym przez dwóch Amerykanów. Pół dnia przewidziano na zagadnienia związane z masowymi morderstwami. Uczestnicy kursu zaprotestowali przeciwko temu, twierdząc, że na Nowej Zelandii podobne rzeczy nie mają miejsca. Lecz nauczyciele nalegali na nasz udział w zajęciach. Ostatnie masowe morderstwa miały tu miejsce podczas II wojny światowej. W dziesięć dni po zakończeniu kursu mieszkaniec Aramoany pod Dunedinem pokłócił się z sąsiadami, zamordował ich, a następnie zaczął strzelać do przypadkowych przechodniów. Odebrał życie 13 osobom, w tym czworgu dzieciom. Zostałem zaproszony do trzyosobowego zespołu, który wspomagał osoby pokrzywdzone. Na miejsce przybyliśmy bardzo szybko. Zatrzymaliśmy się tam na dwa i pół dnia. Model, którym się posłużyliśmy, zabraniał nam nawiązywania bliskich kontaktów z miejscową ludnością. Mieliśmy stworzyć system, który pomoże im rozwiązać ten problem samodzielnie. Morderca, David Grey, został zastrzelony przez policję w chwili, gdy zbliżaliśmy się do lotniska w Dunedine. Nasza pracy przyniosła bardzo pozytywne skutki. Pokrzywdzeni uniknęli stresu pourazowego. Stało się to możliwe dzięki błyskawicznej reakcji Zespołu Wspomagania Ofiar.
Towarzystwo na rzecz Więźniów jest ruchem międzynarodowym, zainicjowanym przez Charlesa Colsona. We wczesnych latach 70-tych, podczas afery Watergate, Colson był współpracownikiem Richarda Nixona. W 1973 przyjął chrześcijaństwo. Poczuł się wtedy nieswojo w kręgu kultury administracji Nixona, która, nie zważając na nic, starała się uchronić prezydenta przed krytyką. We współpracy z CIA wydała kilka ustaw sprzecznych z prawem. Włamanie do Watergate zaowocowało szukaniem dowodów przeciwko partii demokratycznej oraz przeciwko szpiegostwu, stanowiącemu element strategii wyborczej. Colson postanowił postąpić zgodnie z sumieniem. Został uznany za winnego i skazany na rok do trzech lat pozbawienia wolności. Siedem miesięcy spędził w więzieniu Maxwella w Alabamie. Panujące tam warunki wywołały w nim przerażenie. Gdy wyszedł, powołał Duszpasterskie Towarzystwo na rzecz Więźniów, które stało się światowym centrum pomocy więźniom, byłym więźniom, ofiarom przestępstw i ich rodzinom. Zatrudnia około 40 000 pracowników i wolontariuszy w ponad 100 krajach. Opiera się na naukach chrześcijańskich.
Z http://media.radiosai.org/Journals/Vol_06/01MAR08/04-newzealand.htm marzec-2008 tłum. J.C.
[1] Sadhana – ćwiczenia duchowe