Ujrzawszy księcia
siedzącego spokojnie pod drzewem, przycupnąłem i obserwowałem go przez chwilę,
ale on nic nie robił, tylko siedział. Siedział, gdy padało. Siedział, gdy
promienie słoneczne prażyły. Dni mijały, a chociaż rzadko, kiedy opuszczałem okolicę
(odchodziłem tylko, by najeść się i napić, wyspać się i czasami uganiać się za
własnym ogonem – to wielka uciecha!!!), nigdy nie widziałem, aby się poruszył.
Po upływie wielu dni
zaczęły dziać się naprawdę dziwne rzeczy. Nagle nie wiadomo skąd zaczęły wydobywać
się dziwne dźwięki. Dźwięki były tak donośne, że musiałem zatkać uszy, ale
książę nadal siedział niewzruszony. Ziemia się poruszała, jakby ktoś ją
schwycił i potrząsał, a on wciąż siedział. Niesamowite istoty, wyglądające jak
demony, oraz piękne niewiasty, zjawiały się znikąd i zdawało się, że mówiły do
niego lub na niego wrzeszczały. Szczerze mówiąc, mimo iż jestem bardzo odważnym
kotem, trochę się przestraszyłem. A on siedział. Góry złota i szlachetnych kamieni
ukazały się i znikły. A człowiek pod drzewem ani drgnął. Nic nie było w stanie
sprawić, by poruszył się choćby o cal.
I wtedy wydarzyło się
coś rzeczywiście niesamowitego. Wyglądało to, jakby zaczęło się z niego wydobywać,
dziwne, miękkie, delikatne światło. Ale on siedział nadal. Światło stawało się
coraz jaśniejsze aż całkowicie go zasłoniło. A on siedział i siedział. Światło stało
się jaśniejsze niż słońce, a on siedział. Co tam takiego się działo??!! Ja
także nie poruszałem się – nawet uganianie się za własnym ogonem nie było już
takie fascynujące. A kiedy światło przestało się rozjaśniać, wtedy piękny
uśmiech pojawił się na twarzy człowieka, siedzącego pod drzewem. Powoli
otworzył oczy (w nich również był niezwykły blask) i powiedział: „Witaj kocie
Indy, jestem Budda.”
Co???????!!!!!
Przekonany byłem, że przez cały czas, kiedy go obserwowałem, nikt nie
powiedział do mnie ‘cześć Indy’, ani nie zostaliśmy sobie przedstawieni, skąd wobec
tego wiedział, jak mam na imię? Ale... będąc kotem dobrze wychowanym, odpowiedziałem:
„Witaj panie Buddo, miło mi pana poznać.”
„Indy, możesz nazywać
mnie po prostu Buddą, a nie Panem Buddą” – roześmiał się mężczyzna, który siedział
pod drzewem. „Oczywiście, że wiem, jak masz na imię. Przebudziłem się z
głębokiego snu, jakim jest życie, by dotrzeć do głębszej prawdy, według której
wszyscy jesteśmy jednością. Jak mógłbym cię nie znać? Wszyscy jesteśmy Bogiem,
wszyscy jesteśmy jednością.”
Dwie rzeczy zaczęły
mnie niepokoić. Po pierwsze, co on miał na myśli mówiąc: „Wszyscy jesteśmy jednością,
wszyscy jesteśmy Bogiem”? Pomyślałem sobie, że ten facet siedział zbyt długo na
słońcu. Po drugie: ponieważ wiedziałem, że nie powiedziałem do niego niczego z
wyjątkiem „Witaj”, skąd znał moje myśli?
A on znowu zaczął odpowiadać
na moje myśli.
„Indy” – zachichotał.
„Nie postradałem zmysłów, to tylko moje ego oddzielało mnie od Boga, od
wszystkiego. Ty jesteś Bogiem, ja jestem Bogiem, wszystko jest Bogiem. Wiem to
i ty też wiesz, ale zapomniałeś, o swojej prawdziwej tożsamości. Jeśli chodzi o
drugi problem, który cię niepokoi, to twoje myśli są dla mnie tak samo jasne
jak słowa.”
Och! Ten facet Budda potrafił czytać w
moich myślach (powinienem zatem uważać na swoje myśli). Jeżeli człowiek ten
rzeczywiście czyta w moich myślach, co wydaje się całkiem prawdziwe, może nie
ma bzika. Może wie coś, czego ja nie wiem. „Niezupełnie, Indy” – odpowiedział
Budda zanim zdążyłem się odezwać. „Jak już powiedziałem, zapomniałeś o swojej
prawdziwej Jaźni, podczas gdy ja właśnie obudziłem się, i prawdziwie poznałem
moją Jaźń. Doświadczenie to daje mi głębokie poczucie pokoju i błogości. Czuję
Boga w sobie i wokół siebie. Gdziekolwiek nie spojrzę, wszędzie widzę tylko
Boga. A nawiasem mówiąc, kocie Indy, dlatego bije ze mnie blask.”
Było to niezwykłe, że
uzyskiwałem odpowiedź, nim zdążyłem pomyśleć. Szybko odparłem: „Buddo, wygląda
na to, że jest to rzeczywiście cudowne doświadczenie. Czy byłoby możliwe... Czy
mógłbym ja...”
Budda odpowiedział z
błyskiem w oczach: „Oczywiście, że ty też możesz tego doświadczyć, Indy.
Wszyscy tego doświadczą wcześniej czy później. Trzeba tylko odpowiedniej
praktyki, wytrwałości i cierpliwości, a także łaski Boga.”
Praktyki, praktyki
czego??? Praktykowałem takie rzeczy, jak gonienie własnego ogona, podkradanie
się do moich braci i sióstr kotów i podobne głupstwa ale przekonany byłem, że
on miał coś zupełnie innego na myśli. Zapytałem więc szybko: „Panie Buddo, co to
jest ta praktyka? Czy nauczy mnie pan? Czy mogę się tego nauczyć? Ile to
potrwa?”
„Indy, Indy” – Budda
zachichotał. „Rozluźnij się, rozluźnij. Będę cię uczył i nauczysz się. Jest to
najprostsza rzecz, a mimo to najtrudniejsza. Może zająć chwilkę, ale może też
trwać całe życie. Wszystko zależy od łaski Boga i od twojej praktyki,
wytrwałości i cierpliwości.”
To co powiedział,
wydało mi się bardzo trafne. I z pewnością nie miałem nic ważniejszego do
roboty – nawet uganiania się za własnym ogonem, ani zabawy z innymi kotami.
Więc...
„Kiedy mogę zacząć,
Panie?” – spytałem.
„Nie istnieje żaden
czas prócz tej chwili ” – odparł Budda. „Usiądź obok mnie, kocie Indy. Jest
wiele sposobów. Nauczę cię takiego, który jest bardzo stary, a jednocześnie
łatwo go opanować. Nauczano go od początków świata i długo jeszcze będzie
stosowany. Po pierwsze: usiądź wygodnie. A teraz delikatnie zamknij oczy i
wsłuchuj się we własny wdech i wydech..”
Zrobiłem, jak mi
powiedział i zamknąłem oczy. Zacząłem wsłuchiwać się w swój oddech.
„A teraz kocie Indy –
kontynuował Budda – wyobraź sobie, że twój wdech wytwarza dźwięk SO, a wydech
HAM. Pozwól, aby twoja uwaga delikatnie skupiała się na dźwiękach SO...HAM. Jeżeli
pojawią się myśli, nie usuwaj ich na siłę. Ponownie, łagodnie skup uwagę na
dźwiękach SO..HAM.”
Stosując się do wskazówek Buddy (mimo
wszystko jestem całkiem dobry w stosowaniu się do zaleceń, jeżeli tylko tego
chcę), zacząłem SO.. HAM.... SO.....HAM............ SO........ HAM. Mój oddech
stawał się wolniejszy, zaczęło mnie wypełniać uczucie pokoju. Nagle poczułem
swędzenie w nosie. Chociaż bardzo starałem się to zignorować, nie potrafiłem.
Myślałem tylko o swędzącym nosie. SO...HAM...swędzi mnie nos. Naprawdę SWĘDZIAŁO!!!!
„Indy” – roześmiał się Budda. „Nie musisz tak walczyć. Podrap się. Możesz to
zrobić łatwo i bez wysiłku. Cierpliwość, wytrwałość i praktyka pozwolą osiągnąć
cel. Rób, co jest potrzebne, a następnie delikatnie i bez wysiłku znów skieruj
uwagę na SO HAM.”
„Och, to brzmi znacznie
lepiej” – pomyślałem podrapawszy się w nieznośny nos. Wszystko to
można zrobić łatwo, bez wysiłku. SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO
HAM SO HAM SO HAM SO HAM. Powróciło
ciepłe uczucie pokoju.
„Spróbuj pogłębić tę
praktykę” – zaproponował Budda.
„SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM”.
Czułem się tak, jakbym
się unosił. Jakie to było trafne!!! Tak dobre jak kocie przysmaki. Kocie przysmaki...
hmmmmmmmmmmm. I nagle wszystko, o czym pomyślałem, było kocimi przysmakami –
jak wyglądały, gdzie były schowane i – co najważniejsze – jak smakowały. Och,
jak bardzo pragnąłem chociaż jednego smakołyku, mimo że nie byłem głodny.
SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM KOCI
PRZYSMAK SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM
KOCI PRZYSMAK SO HAM