Spotkanie z Panem Buddą

Indy, cudowny kot

...Punkt widzenia kota

Miałem niezwykłą przygodę dawno temu, w północnych Indiach. Spotkałem księcia, który nie mieszkał w pałacu, nie ucztował i nie nosił eleganckich ubiorów. Prawdę powiedziawszy, kiedy go spotkałem, miał na sobie łachmany i siedział pod drzewem.

 nr 37 - styczeń - luty - marzec  2007

     Ujrzawszy księcia siedzącego spokojnie pod drzewem, przycupnąłem i obserwowałem go przez chwilę, ale on nic nie robił, tylko siedział. Siedział, gdy padało. Siedział, gdy promienie słoneczne prażyły. Dni mijały, a chociaż rzadko, kiedy opuszczałem okolicę (odchodziłem tylko, by najeść się i napić, wyspać się i czasami uganiać się za własnym ogonem – to wielka uciecha!!!), nigdy nie widziałem, aby się poruszył.

Po upływie wielu dni zaczęły dziać się naprawdę dziwne rzeczy. Nagle nie wiadomo skąd zaczęły wydobywać się dziwne dźwięki. Dźwięki były tak donośne, że musiałem zatkać uszy, ale książę nadal siedział niewzruszony. Ziemia się poruszała, jakby ktoś ją schwycił i potrząsał, a on wciąż siedział. Niesamowite istoty, wyglądające jak demony, oraz piękne niewiasty, zjawiały się znikąd i zdawało się, że mówiły do niego lub na niego wrzeszczały. Szczerze mówiąc, mimo iż jestem bardzo odważnym kotem, trochę się przestraszyłem. A on siedział. Góry złota i szlachetnych kamieni ukazały się i znikły. A człowiek pod drzewem ani drgnął. Nic nie było w stanie sprawić, by poruszył się choćby o cal.

I wtedy wydarzyło się coś rzeczywiście niesamowitego. Wyglądało to, jakby zaczęło się z niego wydobywać, dziwne, miękkie, delikatne światło. Ale on siedział nadal. Światło stawało się coraz jaśniejsze aż całkowicie go zasłoniło. A on siedział i siedział. Światło stało się jaśniejsze niż słońce, a on siedział. Co tam takiego się działo??!! Ja także nie poruszałem się – nawet uganianie się za własnym ogonem nie było już takie fascynujące. A kiedy światło przestało się rozjaśniać, wtedy piękny uśmiech pojawił się na twarzy człowieka, siedzącego pod drzewem. Powoli otworzył oczy (w nich również był niezwykły blask) i powiedział: „Witaj kocie Indy, jestem Budda.”

Co???????!!!!! Przekonany byłem, że przez cały czas, kiedy go obserwowałem, nikt nie powiedział do mnie ‘cześć Indy’, ani nie zostaliśmy sobie przedstawieni, skąd wobec tego wiedział, jak mam na imię? Ale... będąc kotem dobrze wychowanym, odpowiedziałem: „Witaj panie Buddo, miło mi pana poznać.”

„Indy, możesz nazywać mnie po prostu Buddą, a nie Panem Buddą” – roześmiał się mężczyzna, który siedział pod drzewem. „Oczywiście, że wiem, jak masz na imię. Przebudziłem się z głębokiego snu, jakim jest życie, by dotrzeć do głębszej prawdy, według której wszyscy jesteśmy jednością. Jak mógłbym cię nie znać? Wszyscy jesteśmy Bogiem, wszyscy jesteśmy jednością.”

Dwie rzeczy zaczęły mnie niepokoić. Po pierwsze, co on miał na myśli mówiąc: „Wszyscy jesteśmy jednością, wszyscy jesteśmy Bogiem”? Pomyślałem sobie, że ten facet siedział zbyt długo na słońcu. Po drugie: ponieważ wiedziałem, że nie powiedziałem do niego niczego z wyjątkiem „Witaj”, skąd znał moje myśli?

A on znowu zaczął odpowiadać na moje myśli.

„Indy” – zachichotał. „Nie postradałem zmysłów, to tylko moje ego oddzielało mnie od Boga, od wszystkiego. Ty jesteś Bogiem, ja jestem Bogiem, wszystko jest Bogiem. Wiem to i ty też wiesz, ale zapomniałeś, o swojej prawdziwej tożsamości. Jeśli chodzi o drugi problem, który cię niepokoi, to twoje myśli są dla mnie tak samo jasne jak słowa.”

     Och! Ten facet Budda potrafił czytać w moich myślach (powinienem zatem uważać na swoje myśli). Jeżeli człowiek ten rzeczywiście czyta w moich myślach, co wydaje się całkiem prawdziwe, może nie ma bzika. Może wie coś, czego ja nie wiem. „Niezupełnie, Indy” – odpowiedział Budda zanim zdążyłem się odezwać. „Jak już powiedziałem, zapomniałeś o swojej prawdziwej Jaźni, podczas gdy ja właśnie obudziłem się, i prawdziwie poznałem moją Jaźń. Doświadczenie to daje mi głębokie poczucie pokoju i błogości. Czuję Boga w sobie i wokół siebie. Gdziekolwiek nie spojrzę, wszędzie widzę tylko Boga. A nawiasem mówiąc, kocie Indy, dlatego bije ze mnie blask.”

Było to niezwykłe, że uzyskiwałem odpowiedź, nim zdążyłem pomyśleć. Szybko odparłem: „Buddo, wygląda na to, że jest to rzeczywiście cudowne doświadczenie. Czy byłoby możliwe... Czy mógłbym ja...”

Budda odpowiedział z błyskiem w oczach: „Oczywiście, że ty też możesz tego doświadczyć, Indy. Wszyscy tego doświadczą wcześniej czy później. Trzeba tylko odpowiedniej praktyki, wytrwałości i cierpliwości, a także łaski Boga.”

Praktyki, praktyki czego??? Praktykowałem takie rzeczy, jak gonienie własnego ogona, podkradanie się do moich braci i sióstr kotów i podobne głupstwa ale przekonany byłem, że on miał coś zupełnie innego na myśli. Zapytałem więc szybko: „Panie Buddo, co to jest ta praktyka? Czy nauczy mnie pan? Czy mogę się tego nauczyć? Ile to potrwa?”

„Indy, Indy” – Budda zachichotał. „Rozluźnij się, rozluźnij. Będę cię uczył i nauczysz się. Jest to najprostsza rzecz, a mimo to najtrudniejsza. Może zająć chwilkę, ale może też trwać całe życie. Wszystko zależy od łaski Boga i od twojej praktyki, wytrwałości i cierpliwości.”

To co powiedział, wydało mi się bardzo trafne. I z pewnością nie miałem nic ważniejszego do roboty – nawet uganiania się za własnym ogonem, ani zabawy z innymi kotami. Więc...

„Kiedy mogę zacząć, Panie?” – spytałem.

„Nie istnieje żaden czas prócz tej chwili ” – odparł Budda. „Usiądź obok mnie, kocie Indy. Jest wiele sposobów. Nauczę cię takiego, który jest bardzo stary, a jednocześnie łatwo go opanować. Nauczano go od początków świata i długo jeszcze będzie stosowany. Po pierwsze: usiądź wygodnie. A teraz delikatnie zamknij oczy i wsłuchuj się we własny wdech i wydech..”

Zrobiłem, jak mi powiedział i zamknąłem oczy. Zacząłem wsłuchiwać się w swój oddech.

„A teraz kocie Indy – kontynuował Budda – wyobraź sobie, że twój wdech wytwarza dźwięk SO, a wydech HAM. Pozwól, aby twoja uwaga delikatnie skupiała się na dźwiękach SO...HAM. Jeżeli pojawią się myśli, nie usuwaj ich na siłę. Ponownie, łagodnie skup uwagę na dźwiękach SO..HAM.”

    Stosując się do wskazówek Buddy (mimo wszystko jestem całkiem dobry w stosowaniu się do zaleceń, jeżeli tylko tego chcę), zacząłem SO.. HAM.... SO.....HAM............ SO........ HAM. Mój oddech stawał się wolniejszy, zaczęło mnie wypełniać uczucie pokoju. Nagle poczułem swędzenie w nosie. Chociaż bardzo starałem się to zignorować, nie potrafiłem. Myślałem tylko o swędzącym nosie. SO...HAM...swędzi mnie nos. Naprawdę SWĘDZIAŁO!!!! „Indy” – roześmiał się Budda. „Nie musisz tak walczyć. Podrap się. Możesz to zrobić łatwo i bez wysiłku. Cierpliwość, wytrwałość i praktyka pozwolą osiągnąć cel. Rób, co jest potrzebne, a następnie delikatnie i bez wysiłku znów skieruj uwagę na SO HAM.”

„Och, to brzmi znacznie lepiej” – pomyślałem podrapawszy się w nieznośny nos. Wszystko to można zrobić łatwo, bez wysiłku. SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM. Powróciło ciepłe uczucie pokoju.

„Spróbuj pogłębić tę praktykę” – zaproponował Budda.

„SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM”. Czułem się tak, jakbym się unosił. Jakie to było trafne!!! Tak dobre jak kocie przysmaki. Kocie przysmaki... hmmmmmmmmmmm. I nagle wszystko, o czym pomyślałem, było kocimi przysmakami – jak wyglądały, gdzie były schowane i – co najważniejsze – jak smakowały. Och, jak bardzo pragnąłem chociaż jednego smakołyku, mimo że nie byłem głodny.

SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM KOCI PRZYSMAK SO HAM

   „Pozostań przy tym” – zachęcał Budda. Ledwo go słyszałem.

   SO HAM SO HAM SO HAM – światło zaczęło się nagle pojawiać SO HAM SO HAM SO HAM – stawało się coraz jaśniejsze i jaśniejsze SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM SO HAM  i nagle nicość – ciemność jak aksamitny kapelusz i błogi spokój, żadnego dźwięku, żadnej myśli, niczego.

Po pewnym czasie powoli otworzyłem oczy i zauważyłem, że wszystko – drzewa, kwiaty, skały, owady i ziemia – zdawało się skrzyć i jaśnieć. Wszystko żyło i migotało. Wszystko jawiło się jako prawie przezroczyste, jedyne w swoim rodzaju. Wszystko zdawało się zlewać i rozdzielać, zlewać się i rozdzielać – tak jakby rzeczywiście wszystko stanowiło jedno i to samo, jakbyśmy wszyscy mieli jedno serce. Brakowało słów, by opisać to wrażenie i uczucie, jakie pojawiło się we mnie. Potrafię powiedzieć jedynie, że było WSPANIAŁE!

Nagle cale doświadczenie skończyło się i wszystkie rzeczy powróciły do stanu, jaki istniał nim usiadłem. Jednak w jakiś sposób, wszystko zdawało się już inne. Wiedziałem, że wszystko jest jednością, jednakże nie postrzegałem już tego bezpośrednio. Byłem zarówno szczęśliwy, jak i smutny. W dalszym ciągu czułem się cudownie, jednak brakowało mi tego, co zdawało mi się, że utraciłem.

    „Kocie Indy” – wyjaśniał Budda – w swoich poprzednich żywotach zostałeś pobłogosławiony przebywaniem wśród wielu wspaniałych nauczycieli takich, jak Kryszna, Rama i król Dżanaka. W trakcie przyszłych żywotów będziesz miał innych boskich nauczycieli. Ty i ja przeżyjemy w tym życiu wiele wspaniałych chwil. Obecnie, w wyniku twoich przeszłych dokonań oraz dzięki łasce Boga skosztowałeś prawdziwej rzeczywistości bytu. Bezpośrednio doświadczyłeś jedności wszystkiego; teraz już wiesz, że wszyscy jesteśmy Bogiem, wszystko jest boskie.”

Zamierzałem zapytać, czy kiedykolwiek znów będę miał to doświadczenie, nim jednak myśl jasno ukształtowała się w mej głowie, otrzymałem odpowiedź wewnątrz siebie: „praktyka, wytrwałość i cierpliwość zaprowadzą cię do celu”. Wiedziałem, że w końcu będę żył w stanie jedności ze wszystkim, ponieważ byłem już do tego przygotowany. Wiedziałem, że takie jest przeznaczenie każdego, wcześniej czy później.

     Uśmiechnąłem się do Buddy. A Budda uśmiechnął się do mnie. Następnie po delikatnym podrapaniu mnie w futerko i po pieszczotliwym głaskaniu Budda uśmiechnął się, odwrócił i zaczął odchodzić, podczas gdy ja siedziałem pod drzewem.

„Och. Indy, jeszcze jedna, ostatnia rzecz” – rzekł Budda. Machnąwszy ręką, rzucił coś w moją stronę. Schwyciłem to i... był to złoty, błyszczący koci przysmak.

„Dzięki, Buddo” – powiedziałem. „Będę Cię znów wyglądał.”

 Znów spojrzałem na koci przysmak. Czas, by stać się z nim jednością – pomyślałem i delikatnie schrupałem go. Był wyśmienity, prawie tak wspaniały, jak mój czas spędzony z Buddą, Oświeconym.

Z „Sai World”, lato 2003, tom 2, Radoisai Journal

 – PSN 2004 tłum. Hb


powrót do spisu treści numeru 37 - styczeń - luty - marzec  2007


 

Stwórz darmową stronę używając Yola.