Iśwaramma – korona macierzyństwa
fragmenty źródło: http://media.radiosai.org/Journals/Vol_04/01May06/Easwaramma_cover_story.htm
Powstaje Prashanthi Nilayam, lecz Matka się martwi
Mijały lata i Iśwaramma musiała zaakceptować kolejne zmiany, towarzyszące rosnącej chwale jej Syna.
numer 33 - maj-czerwiec 2006
Robiła wszystko, żeby zachować z Nim jakikolwiek bądź kontakt, ponieważ czas Swamiego pochłaniały potrzeby wyznawców. W rzeczywistości, była boleśnie dotknięta, gdyż sądziła, że Swami postanowił trzymać się z dala od Puttaparthi. Istniejący mandir[1] znajdował się na obrzeżach wioski, nowy miał powstać pół kilometra dalej. Zebrawszy wszystkie argumenty, które mogła wytoczyć przeciwko temu projektowi, Iśwaramma wbiegła do sali, w której siedział Swami w otoczeniu wyznawców z Kuppam i zawołała: „Swami, czy wiesz, co słyszałam?
Mówią, że chcesz wybudować nowy mandir na tamtym wzgórzu. Jak mogłeś wybrać miejsce tak oddalone od wioski, otoczone dżunglą, pełne węży i skorpionów? Jak dostaną się do Ciebie ludzie starzy i chorzy, jak matki z dziećmi? Czy ich problemy już Cię nie obchodzą? Czy odmawiasz im swojego darszanu[2]? A co z tymi, którzy przyjdą w przyszłości? Na stopie masz znak koła (czakrę[3]) i nie możesz wysiedzieć w jednym miejscu!”, mówiła z przejęciem. „Zawsze musisz się wspinać na wzgórza lub brodzić w rzece i szukać nowych miejsc na śpiewanie badżanów[4]. Jakie zapomniane przez Boga miejsce wynalazłeś teraz?
Czy nie wiesz, że najpierw powinieneś poradzić się astrologów, a potem pomyśleć o przeprowadzce? I posłuchaj mnie” – dodała ostrzegawczo – „ten mandir jest dla Ciebie w sam raz. Lepiej mieć małą świątynię wypełnioną ludźmi, niż wielką i w połowie pustą!” Nikt nie zahamował tego potoku protestów. Swami siedział spokojny i cichy, pozwalając jej mówić. Gdy skończyła, uśmiechnął się. „Przemów do mnie! Odpowiedz mi!”, zawołała w wielkim strapieniu. Swami zmiękł. „Dlaczego martwisz się ludzkim gadaniem?” – zapytał łagodnie, a potem ją uspokoił. „Kiedy się tam przeniosę, nie będzie już dżungli i węży. Każdego dnia będzie przybywać w to miejsce tysiące pielgrzymów i stanie się ono podobne do Śirdi, Tirupati i Kaśi”. Zakłopotana tą zadziwiającą wypowiedzią, Iśwaramma zdała się tym razem na najstarszego syna - Seshama Raju - jak na sąd najwyższy. Błagała go, aby przekonał Swamiego, by zadowolił się mandirem w Puttaparthi. Seshama Raju napisał do Swamiego, wyrażając swój protest, ale list, który otrzymał w odpowiedzi, odebrał wszystkim mowę. Cóż to za niepojęta zuchwałość ze strony zaledwie szesnastolatka! Sathya napisał, że nie chce być dłużej uważany za „syna”. Z własnej woli przybył do ludzi pod postacią człowieka, aby ich wszystkich, dobrych i złych, uwolnić od cierpienia. Wciąż utrzymywał, że będą Go odwiedzały miliony osób z czterech stron świata i wkrótce ci, którzy znajdą się na skraju tłumów będą uważali się za szczęśliwców, jeśli otrzymają darszan od zaledwie widocznej w oddali pomarańczowej plamki. „Przybędą miliony? Gdzie się zatrzymają i gdzie będą stały?”, zastanawiała się Iśwaramma, śląc niespokojne prośby do bogów o wybawienie od tych zagadkowych, dziwnych zdarzeń, które na nich spadały. Choć wraz z innymi była świadkiem cudów Swamiego, reagowała na nie raczej niepokojem niż zachwytem. Sądziła, że jeden cud pociąga za sobą drugi, ponieważ ci, którzy go widzą, proszą o następny. Obawiała się, że pochłoną one całą duchową moc Swamiego. Pewni ludzie z miasta szeptali jej do ucha, że Jego potęga wkrótce się wyczerpie, gdyż szybko ją zużywa. Raz czy dwa razy odważyła się wspomnieć o tym Swamiemu, lecz w odpowiedzi otrzymała głośne: „Co tam! Muszę wszystkich uszczęśliwić. Po to przybyłem, by prowadzić biednych i skrzywdzonych do anandy[5]. Ich ananda jest pokarmem, który mnie podtrzymuje.” Iśwaramma wciąż obawiała się nieustannie rosnącej liczby wyznawców oraz tego, że straci syna.
stary Mandir - 1947 rok
nowy Mandir - 1950 rok
W 1950 r., w przeddzień uroczystej przeprowadzki do nowego mandiru Prasanthi, wykorzystała sposobność i zapewniła sobie łaskę Swamiego - na jadalnię wyznaczy pokój na wschodniej stronie piętra, chociaż na rezydencję wybrał pomieszczenia od zachodu. Swami nieugięcie przestrzegał zasady oddzielania kobiet od mężczyzn. Kiedy więc mężczyźni używali schodów zachodnich, Iśwaramma i jej córki, chcąc z Nim porozmawiać, wspinały się schodami wschodnimi. Nie mogły wchodzić do Jego apartamentów. Czekały niespokojnie w jadalni, a kiedy już były do cna zrozpaczone, Swami pojawiał się na werandzie, idąc bez pośpiechu. Przychodził dać im darszan, nie po to, aby jeść. Siadał przy małym stoliku i raz lub dwa skubał palcami starannie przygotowane i z niepokojem ofiarowane Mu potrawy, udzielał im kilku odpowiedzi, wstawał, nucąc piosenkę i wracał do swoich, zamkniętych przed nimi pomieszczeń.
Tuż za Swamim Matka Iśwaramma
Proste, rodzinne dni starego mandiru odeszły na zawsze. Ale Swami, w swoim współczuciu, zagwarantował Iśwarammie kilkuminutowy dostęp do siebie, jeśli potrzebowała uzdrawiającego dotyku Jego wibhuti, lub gdy pragnęła odpocząć od codziennych obowiązkow. Iśwarammie, jak wielu jej siostrom i braciom, odbierały spokój fantazje i lęki powstałe ze zderzenia ziemskich pragnień. Swami wiódł ją do królestwa szczęśliwości, dobroci i mądrości. Tej, którą wybrał na Matkę, nadał status najlepszej uczennicy i prowadził ją od zakłopotania ku przewyższającej wszystko wierze w Boskość, która chociaż łudzi nas jako różnorodność, to przecież gotowa jest przeszyć zasłonę złudzenia i zrealizować Wieczną Prawdę ukrytą za grą życia, w którą tak lubi się bawić.
Pan rezyduje w Puttaparthi… dzięki Matce
Był to kolejny prezent Pana Sai dla Matki - w rzeczywistości wpłynął on na kształt misji Sai i uczynił z Puttaparthi to, czym jest obecnie. Cztery lata temu Swami przypomniał owo wydarzenie podczas obchodów Daśary. Powiedział: „Wśród tych, którzy tu bywali [w 1940 r], była maharani z Mysore, plantatorka kawy Sakamma oraz Desaradź Arasu, stryj maharadży z Mysore. Pewnego dnia poprosili: ‘Nie możemy tu często przyjeżdżać. Dlatego błagamy, przyjedź i zamieszkaj w Mysore. Wybudujemy Ci ogromy dom.’ Powiedziałem: ‘Nie chcę pałaców. Chcę zostać tutaj’. Tego wieczoru Matka Iśwaramma przyszła do Mnie i powiedziała ze łzami w oczach: ‘Swami, ludzie kierowani egoizmem pragną Cię wozić tu i tam. Umrę, jeśli opuścisz Puttaparthi. Proszę, przyrzeknij mi, że zostaniesz w Puttaparthi na zawsze.’ Przyrzekłem, że nigdy stąd nie wyjadę. Dlatego dla wygody i komfortu wyznawców wybudowałem w aśramie[6] te budynki.”
Ludzkość zawdzięcza Matce przywiązanie Swamiego do miejsca narodzin, a także piękny, wspaniały aśram oraz świątynię, która stała się duchową latarnią dla całego świata. W rzeczywistości, w miarę jak płynęły lata, Matka czuła coraz większą niechęć do życia na wsi. Nie mogła znieść nieporozumień kastowych. Z biegiem czasu dostrzegała, że na wioskowym niebie gromadzą się chmury. Skandale, oszczerstwa, szpiegowanie, podstępy i docinki były sportem niedowiarków. Matka dusiła się w tej atmosferze i za zgodą Swamiego zamieszkała w obrębie Prashanthi. Swami umieścił ją w małym przytulnym pokoiku na parterze mandiru. Bardzo dobrze czuła się w towarzystwie wyznawczyń. Dbała o nie – doradzała im, zachęcała je i pocieszała.
Dobro i pomyślność kobiet stało się jej pasją
Iśwaramma miała współczujące serce, szczególnie wobec kobiet owdowiałych, pokrzywdzonych przez los i odrzuconych przez społeczeństwo - jak gdyby nieszczęście było zaraźliwe. Wyszukiwała także młode kobiety opuszczone przez mężów, samotne i bezradne. Wiele z nich wracało do rodziców i krewnych, dochodziło do siebie po przeżytym szoku i żyło dalej. Zauważyła, że wiele kobiet przywożonych do Puttaparthi było opanowanych przez „duchy”.
Ofiary złych duchów przyciągały do siebie emanującą z jej serca łagodność i słodycz. Jej miłość rozkwitała, gdy patrzyła jak Swami je leczy. Okazywał im współczucie i nakładł na ich czoła wibhutti[7]. Kiedy odzyskiwały zdrowie i wracały do domów, Swami wyjaśniał, co wypaczyło ich myśli i dlaczego ich słowa były nasycone gniewem.
Słuchając Go, Iśwaramma postanowiła, że nigdy nie skrytykuje ani nie ośmieszy żadnej kobiety z powodu jej pozornych pomyłek i błędów, ponieważ wiedziała, że wynikają one z prześladowań i biedy. W ten sposób stała się więcej niż matką dla wciąż powiększającej się gromadki cierpiących sióstr. Matka posiadała w sobie żywe źródło wrodzonej mądrości, z którego poiła zatroskane i pozbawione praw kobiety. Znała proste ludowe leki na choroby fizyczne oraz wiele „psychologicznych strategii” (żeby użyć tego eleganckiego wyrażenia), usuwających z ludzkich umysłów lęki i depresje. Kobiety często zwierzały się jej z rzeczy, których nie powiedziałyby własnym matkom. Sympatia z jaką się do nich odnosiła, odsłaniała w ich sercach przestrzenie wypełnione cierpieniem. Z wyrozumiałością, bez zniecierpliwienia i bez znudzenia, wysłuchiwała ich długich zwierzeń, nigdy nie wydając sądów. Świecące w jej oczach łzy uwalniały je od bólu. Była ogromnie szczęśliwa, że Swami przyznał macierzyństwu honorowe miejsce. Podczas dziewięciu dni obchodów święta Daśary, każdego ranka i wieczora kobiety z Puttaparthi zbierały się w sali modlitewnej, żeby wielbić kosmiczną kobiecość pod postacią bogini Durgi, Lakszmi i Saraswati. Matka była zadowolona, że zachęcano je do recytowania mistycznej sylaby Om. Niestety, tak głęboko wpojono im, że to tabu, iż nie odważyły się temu sprzeciwić. Matka czuła, że nie wolno odsuwać kobiet od Pana. Jeśli OM jest najczystszym dźwiękiem, symbolizującym bezpostaciowego Boga, to kobiety również mają prawo je wymawiać. Wyznała Swamiemu jak bardzo ją uszczęśliwiło to błogosławieństwo dla kobiet ze wszystkich warstw społecznych i ras.
Służenie biednym cieszyło jej serce
Na początku 1968 r. matczyne serce poruszyło kolejne zdarzenie zaplanowane i zrealizowane przez Swamiego - dający jej wielką radość dziesięciodniowy „Obóz diagnostyki i leczenia chorób oczu”. Przebadano 4.000 pacjentów i wykonano ponad tysiąc operacji, przywracających wzrok ludziom oślepionym przez kataraktę czy jaskrę. Grupki starców i staruszek prowadzonych przez dzieci i wnuki kuśtykały wiejskimi drogami w kierunku Nilayam. Iśwaramma nie zdawała sobie sprawy, ile osób potrzebowało pomocy Swamiego. Wielbiciele służyli im z entuzjazmem – zarówno kobiety, jak mężczyźni. Pacjentkami opiekowało się spontanicznie ponad sto wielbicielek. Wśród nich była Iśwaramma, unoszona radością płynącą z dobrych rokowań dla niewidomych. Matka była spokojna i zadowolona kiedy tysiące ubogich i chorych wieśniaków otrzymywało żywność i ubranie, kiedy ich leczono i rehabilitowano. Swami zachęcał ją do udziału w działaniach służebnych i upoważnił do wręczania sari. Iśwaramma cieszyła się z tej szansy oraz z wdzięczności widocznej w oczach kobiet, przyjmujących ubrania z jej rąk. Od Swamiego, wkładającego dhoti i ręczniki w zesztywniałe od pracy ręce mężczyzn, nauczyła się sztuki entuzjastycznego dawania. Podając sari, była wzruszona jak siostra na widok siostry. Wcześniej Iśwaramma przechodziła wzdłuż długich rzędów kobiet, które miały obandażowane oczy. Odczuwały one obecność Matki i wyciągały ręce, pragnąc ją dotknąć.
Iśwaramma, ucieleśnienie poświęcenia
W dyskursie wygłoszonym w Dniu Iśwarammy w 2000 r., Swami przypominając jej zalety i stawiając je za przykład nowoczesnym społeczeństwom, zrobił następującą uwagę: „Iśwaramma urodziła się w tak biednej rodzinie, że nawet odpowiednio nie jadła. Spożywała ragi sankami, kleik z grubego ziarna. Była niepiśmienna. Kiedy patrzę na egoistyczne podejście, spaczoną moralność i ostentacyjne zachowanie współczesnych wykształconych ludzi, jestem zadowolony, że Iśwaramma nie chodziła do szkoły.”
Kiedy miałem siedem i pół roku, uczyłem dzieci z naszej wioski badźanów Pandhari. Iśwaramma i Subbamma przyglądały się w ekstazie jak śpiewam bhadźany i tańczę do ich rytmu. Czasami mąż Iśwarammy, Pedda Wenkama Raju, dawał jej trochę pieniędzy na wydatki domowe. Zostawiała sobie jedną lub dwie anny[8]. W tamtych czasach za dwie anny można było kupić dwie torebki nadmuchiwanego ryżu. Więc Iśwaramma kupowała je i rozdawała dzieciom. Zawsze rozdawała to, co miała. Kiedy wyznawcy smucili się, że Swami ich nie zauważa, pocieszała ich mówiąc: „Wszystko, co robi Swami służy waszemu dobru.”
Była tu zawsze dla wyznawców
Zdarzały się chwile, kiedy Iśwaramma nie mogła znieść cierpienia wyznawcy i biegła prosto do Swamiego z błaganiem o pomoc. Jeśli pozwalała sobie nagle do Niego podejść, to tylko dla dobra jakiejś strapionej i niepocieszonej duszy. Raz było to małżeństwo z zachodniego Godawari. Ludzie ci przybyli z bardzo chorym dzieckiem i czekali przez tydzień. Nie mogli przedłużyć swojego pobytu, bo brakowało im pieniędzy. Załamani, postanowili wyjechać. Na ratunek pospieszyła im Iśwaramma. Na wieść o ich sytuacji wzięła chłopca na ręce i bez namysłu zaniosła do pokoju Swamiego. Błagała, aby uzdrowił dziecko. Swami cierpliwie ją wysłuchał, a potem spokojnie powiedział: ‘Ćustanu’, to znaczy: ‘Zobaczę’. Ale nie, to ją nie zadowoliło, nalegała, aby Swami bezzwłocznie okazał tej biednej rodzinie łaskę... i Swami uległ jej prośbie i uzdrowił dziecko. Jest powiedziane, że matczyne modlitwy zawsze zostają wysłuchane.
Kiedy wybudowano Świątynię Najwyższego Spokoju – Prashanthi Nilayam Mandir – Matka, pragnąc przebywać blisko Syna, zamieszkała w świątyni. Był to dar dla wielbicieli, odnoszących prawdziwą korzyść z jej rad, rozmów i stałej gotowości do pomocy. Była dostępna dla wszystkich i wielbiciele znaleźli w niej osobę szczerze zainteresowaną ich pomyślnością.
W Dniu Kobiet w 2002 r. Swami wyraził uznanie dla szlachetnego postępowania Iśwarammy. ‘Graham Ammaji[9], matka tego ciała, zwracała się do wszystkich z miłością. Nie mogła znieść cudzego cierpienia. Wchodziła na piętro i zwracała się do Mnie ze słowami: ‘Swami, oni są w okropnym stanie. Proszę, przywołaj ich i pomów z nimi.’ Miała współczujące serce. Dlatego cieszyła się tak dobrym imieniem. Żeby zdobyć dobre imię, wymawiajcie święte słowa i pomagajcie innym.
Kiedy Matka Iśwaramma przychodziła do Mnie z prośbą, udawałem, że się gniewam i beształem ją mówiąc: ‘Czemu przychodzisz tu z poleceniami? Nie chcę tego słuchać.’ Ale ona nalegała, wciąż prosząc: ‘Swami, proszę, zlituj się nad nimi. Bardzo potrzebują Twojej pomocy. Proszę, porozmawiaj z nimi choć raz.’ Myślałem wtedy z radością: ‘Jakże jest pełna współczucia i jakie ma łagodne serce.’ Doprawdy, miała złote serce. To, że jest ‘Boską Matką’ nie wzbudzało w niej najmniejszego nawet śladu ego. W naturalny sposób utożsamiała się z innymi i jak każda prosta wiejska kobieta unikała rozpoznania, przesadnej uwagi czy popularności.
Trzy bezinteresowne pragnienia – trzy wzory dla ludzkości
Istnieje pewna legenda, która prawdopodobnie na zawsze złączyła się ze świętym imieniem Iśwarammy. Chodzi o jej bezpośrednią inspirację, będące źródłem ogromnych prac społecznych, rozsławiających imię Sathya Sai na całym świecie. Swami, przy różnych okazjach, przywoływał tę piękną stronę jej życia. ‘Kiedyś powiedziała do Mnie: Swami, Puttaparthi jest małą wioską. Ponieważ nie ma w niej żadnej szkoły, nasze dzieci chodzą daleko do szkół w okolicznych wioskach. Wiem, że jesteś Oceanem Współczucia. Proszę, wybuduj w naszej wiosce małą szkołę.’ Zapytałem, gdzie chce tę szkołę postawić. Powiedziała, że za domem ma kawałek ziemi. Tam pragnęła ją wznieść. Wybudowałem szkołę, zgodnie z jej życzeniem. Chociaż była to niewielka szkoła, jej otwarcie stało się dla wielu wielbicieli wielkim wydarzeniem. Następnego dnia Iśwaramma wyraziła swoje szczęście z powodu otwarcia szkoły i powiedziała, że ma jeszcze jedno pragnienie. Chciała, żeby w wiosce powstał szpital. Rzekła: ‘Swami, nie chcę sprawiać Ci kłopotu. Jeśli Ty będziesz w kłopocie, to cały świat będzie w kłopocie, a jeśli Ty będziesz szczęśliwy, to cały świat będzie szczęśliwy. Więc, jeśli Cię to uszczęśliwi, proszę, wybuduj mały szpital.’ Jak pragnęła, wybudowałem szpital. Na inaugurację szpitala został zaproszony Bejawada Gopal Reddy, cieszący się w tamtych czasach ogromnym szacunkiem. Wzięło w niej udział tysiące ludzi z okolicznych wiosek. Iśwaramma nie oczekiwała czegoś tak wielkiego.
Następnego dnia podeszła do Mnie i powiedziała: ‘Swami, teraz mogę już umrzeć. O nic już się nie martwię, spełniłeś wszystkie moje pragnienia i ogromnie zmniejszyłeś cierpienia wieśniaków.’ Odrzekłem: ‘Jeśli masz więcej pragnień, powiedz Mi o nich teraz.’ Odpowiedziała z wahaniem, że ma jeszcze jedno małe pragnienie. ‘Wiesz, że rzeka Ćitrawati wylewa podczas pory deszczowej. Natomiast latem wysycha do ostatniej kropli i ludzie nie mają wody do picia. Dlatego, proszę, wykop w wiosce kilka studni.’ Oświadczyłem jej, że nie zadowolę się kilkoma studniami i dostarczę wodę pitną do całego regionu Radźalasima. Iśwaramma odrzekała ‘Nie wiem, co to jest region Radźalasima. Będę zadowolona, jeśli doprowadzisz wodę pitną do naszej wsi.’ Stało się więc tak, że marzenia i współczucie Iśwarammy rozjaśniły życie niezliczonym osobom, czerpiącym dobro z jej bezinteresownych życzeń.
Szpital Ogólny stanowił ukoronowanie jej marzeń. Nie było to zwykłe życzenie, do którego spełnienia zachęciła Syna, lecz coś, co wyrażało jej miłość do wszystkich. Kiedy Swami ogłosił, że na wzgórzu leżącym na wschód od mandiru wzniesie szpital na dwanaście łóżek, najbardziej, być może, cieszyła się z tego Matka. Kiedy Swami przebywał w wioskowym mandirze, a nawet później, korzystała z fachowej pomocy dr Lakszmi, znanej internistki i ginekolog z Nellore, pozostającej przy Swamim całymi tygodniami. Ilekroć Matka, jej córki lub kobiety z rodziny Ratnakaram otrzymywały poradę pani doktor, Iśwaramma upraszała ją, aby zbadała, zdiagnozowała i przepisała leki także innym wiejskim kobietom. Tęskniła za lekarką, która mogłaby mieszkać w mandirze przemiennie – rok tu, rok tam – i nieść im pomoc. Kiedy więc dotarła do niej nowina o szpitalu, była wniebowzięta. Iśwaramma przyłączyła się do wilebicielek przenoszących piasek, kamienie, cegły i cement z drogi na plac budowy. Dźwigała cegły, ignorując protesty kobiet. Kiedy szpital był gotowy, wyszukiwała pacjentki, przyprowadzała je do lekarki, prosiła, aby je przyjęła i opiekowała się nimi, dopóki nie odzyskały sił i mogły pracować w domu i na polu. Dr Jayalakshmi, pełniąca sewę[10] w Szpitalu Sathya Sai, powiedziała, że Iśwaramma jako pierwsza zaczęła służyć kobietom w ciąży i dzieciom. Sprzeciwiała się magicznym odczynianiom oraz składaniu sów i jagniąt w ofierze dla Mariammny i innych pomniejszych bóstw powstrzymujących choroby. Siedziała z pacjentkami podczas wywiadu lekarskiego, czekała na postawienie diagnozy i trzymała je mocno, gdy robiono im zastrzyki, budzące przerażenie. Kiedy kobiety trafiały na oddział, wchodziła na szpitalne wzgórze, chcąc przypomnieć im o istnieniu Matki, pragnącej ich wyzdrowienia.
Wyznawczyni Swamiego, Pedda Bottu, która dobrze znała i gorąco podziwiała Matkę, uważała ją za żywą boginię. „Nie miała w sobie ani odrobiny zazdrości i upodobania do plotek. Jej słowa były słodkie, pełne miłości i współczucia. Miała złoto-brązową cerę, oczy podkreślone collyrium[11], a na szerokim czole wielką kropkę kumkum – wszystko to przypominało znany wizerunek bogini Lakszmi.” Wielbiciele składali jej pokłon, jeśli mieli szczęście ją spotkać i otrzymać jej macierzyńskie błogosławieństwo. Jej wielkie oczy rozjaśniały się wtedy, a bezzębne usta uchylały w uśmiechu rozpoznania, satysfakcji lub uznania. Zwracali się do niej w wielu językach i otrzymywali odpowiedź w języku serca - jedynym właściwym dla tej chwili. Wielbiciele odkryli w Matce niewysychające źródło siły i mądrości. Coraz częściej poszukiwali jej towarzystwa i czcząc ją jako Matkę, wyznaczali jej różnorodne role podczas festiwali i świąt. Iśwaramma sprzeciwiała się temu, dopóki nie została otoczona przez kobiety i nie uproszona, aby im przewodniczyła i błogosławiła je. Jak długo mogła się sprzeciwiać?
W dni poświęcone Waralakszmi (bogini bogactwa, gotowej obdarzać nas darami) lub Gowri (pięknej małżonce Śiwy i matce Ganeszy), musiała przyjmować pierwsze ofiary złożone w hołdzie od każdej potrzebującej jej kobiety. Podczas dziewięciu dni Nawarathri, Święta Matki, czczono ją przez pierwsze trzy dni jako Durgę, przez następne trzy jako Lakszmi i przez trzy ostatnie jako Saraswathi.
Podczas święta Dziewięciu Nocy…
Podczas tych dni Swami polecił kobietom gromadzić się w sali modlitewnej w Nilayam każdego ranka i wieczora i wielbić Boską Matkę recytacją 1008 imion. Imiona te starały się choćby w części odsłonić Jej chwałę. Iśwaramma gwałtownie broniła się przed traktowaniem jej jako widzialnego symbolu Boskiej Matki. Uchylała się nawet od uczestnictwa w święcie, dopóki kobiety nie wymogły na niej, żeby przynajmniej usiadła w pierwszym rzędzie na honorowym miejscu. Wolała wsunąć się po cichutku, niezauważona wziąć udział w uroczystości, a potem się wymknąć. Tak bardzo była skromna.
Ale w wieczór Dźhula musiała spełnić ich życzenia. Darszan Swamiego, spoczywającego na udekorowanej kwiatami huśtawce, był pożegnaniem Nawarathri. Wielbicielki ofiarowywały Panu owoce, kwiaty i słodycze i rozstawiały przed Nim lampy, tworzące piękny wzór. Gdy Swami schodził z huśtawki ofiarowywano Mu arati[12]. Kiedy więc dawał znak, że chce odejść i czas zapalić kamforę, kobiety unosiły przed Nim lampy i śpiewały tradycyjne pieśni.
Odszukiwano wtedy Iśwarammę i mimo jej protestów zabierano do Nilayam, aby pierwsza ofiarowała arati. Uważała, że ten przywilej należy się komuś innemu, komuś bardziej oddanemu i bardziej na to zasługującemu niż ona.
Iśwaramma w czasie uroczystości urodzin Swamiego w 1962r.
Podczas urodzin Swamiego…
Każde hinduskie dziecko ma swoje „urodziny” i obchodzi je w domu jak święto. Odmawia specjalne modlitwy oraz ofiarowuje słodycze rodzinnemu bóstwu. Zasiada na poświęconej desce, skierowanej na wschód. Matka skrapia mu na głowę olejem. Pozostali ją naśladują. Dziecko bierze ceremonialną kąpiel i nakłada nowe ubranie. Dotyka stóp dorosłych i udaje się do świątyni, gdzie rodzice modlą się o jego długie życie, zdrowie, rozwój i pomyślność.
Inauguracja Prashanthi Nilayam w 1950 r przypadła na urodziny Swamiego. Rok wcześniej urodziny miały raczej nieformalny charakter. Swami zachwycił Matkę i Ojca oraz ich synów i córki odwiedzając ich dom i biorąc udział w rytualnym obiedzie. Po tym jak rodzice umieścili kilka kropli oleju na Jego gęstych włosach, nastąpiła rytualna kąpiel i Swami spełnił pragnienie jednego z wielbicieli, przyjmując w ofierze szatę i dhoti. Następnie wszyscy obecni dotknęli stóp Pana, modląc się o dary i łaskę.
Jednak aśram Prasanthi Nilayam rzucił wielbicielom nowe wyzwanie i skłoniła ich do bardziej uroczystych, choć wciąż pełnych serdecznej bliskości obchodów urodzinowych ich Pana Sai. Wczesnym rankiem 23 listopada do świątyni przyszły starsze kobiety. Każda miała tacę z ułożonymi w stosy kwiatami, owocami, słodyczami, orzechami kokosowymi, kurkumą, ziarnami ryżu, liśćmi betlu i areki[13], pastą sandałową, cukrem palmowym, szklanymi bransoletami i innymi przedmiotami zapewniającymi pomyślność. Jedna z grup przyniosła na srebrnej paterze jedwabne sari. Dołączyło do niej kilku starców z jedwabnym dhoti dla Ojca i wszyscy udali się do wioski Puttaparthi, prowadzeni przez trębaczy i bębniarzy. Kiedy dotarli do domu rodziny Ratnakaram, oświadczyli rodzicom, że to dzień narodzin Bhagawana i zaprosili ich do Prashanthi Nilayam. Rodzice byli zakłopotani, woleliby, aby raczej pozostawiono ich w spokoju, zamiast zmuszać do zasiadania na oświetlonej scenie. Mimo to Matka i Pedda Venkama Raju spełnili oczekiwania tysięcy wielbicieli i napełniła ich wdzięczność z powodu danej im okazji. Stanąwszy przed Swamim, stracili poczucie czasu i miejsca. Iśwaramma położyła kwiaty na stopach Pana i wspięła się na palce, aby pokropić Go olejem. Kiedy uniosła dłoń, pragnąc nałożyć olej na włosy Syna, On nisko pochylił głowę, aby mogła bez trudu jej dotknąć. Ojciec powtórzył jej gest. Kiedy oboje opuszczali scenę, wyznawcy zaczęli wznosić okrzyki i głośnymi oklaskami wyrażać swą radość. Dopiero wtedy Iśwaramma zdała sobie sprawę z istnienia sali i tłumów, Nilayam i wsi. Była to dla niej trudna chwila, ale szybko minęła, ponieważ dostrzegła następną parę małżeńską, wchodzącą na podwyższenie. Swami zwykle wybierał około ośmiu innych par w zaawansowanym wieku i zakorzenionych w wierze, z różnorodnych obszarów językowych i geograficznych, aby dzieliły ze wszystkimi radość tego święta. Iśwaramma unikała popularności i wolała ukryć się w grupie wielbicielek. Urodziny przynosiły realizację jej najgorszych obaw – stawała się znaną osobistością. Z natury była skromna i rozgłos ją przerażał.
Niezwykłe błogosławieństwo – zdumiewające doświadczenie Boskości
Iśwaramma nigdy nie chwaliła się swoim statusem Matki Śri Sai. Swami często powtarza, że cała ludzkość powinna gorliwie naśladować jej prostotę i skromność. Jak wszyscy - nazywała Bhagawana Swamim - i okazywała Mu ogromny szacunek. Te zalety, a także złote serce, czyniły z Iśwarammy niezwykłą osobę. Swami nagradzał ją wieloma wspaniałymi doświadczeniami. Przemawiając w 1999 r. w rocznicę jej samadhi powiedział: po śmierci Kondamy Raju Iśwaramma nie mieszkała w domu, lecz przebywała w Prasanthi Nilayam. Każdego dnia, rano i wieczorem, wchodziła na górę i rozmawiała ze Swamim. Doskonale rozumiała Moją boskość. Kiedy pojawiłem się przed nią pod postacią Pana Śiwy, zapytała: ‘Cóż, Swami? Dlaczego ozdabiasz Swoją szyję wężami?’ Udawałem niewinnego. ‘Nie, nie mam na sobie węży.’ Odsuwała się ze słowami: ‘Zobacz, w środku jest kilka.’ A potem, nie znajdując ich, prosiła o przebaczenie. Wielokrotnie doświadczała Mojej boskości, podobnie jak wtedy. Jednym z największych błogosławieństw była wizja, jaką otrzymała na kilka dni przed śmiercią. Opowiedziała o niej pewnej staruszce - Pedda Bottu – oto jej relacja.
‘Pedda Bottu’ – powiedziała do mnie Iśwaramma – ‘chcę ci powiedzieć, co mi się przydarzyło. Ale nie powtarzaj tego nikomu.’ Przysunęłam się bliżej i rzekłam: ‘Co to było? Opowiedz mi.’ ‘Nasz Swami jest Bogiem!’ – szepnęła. Roześmiałam się. ‘Dlaczego się śmiejesz?’ - zapytała. ‘Nie, nie. Nie śmieję się z ciebie. Jestem szczęśliwa, że uświadomiłaś to sobie. Opowiedz mi, skąd o tym wiesz?’ ‘Słyszałaś, że cztery dni temu miałam wysoką gorączkę. Wtedy przyszedł do mnie Swami.’ ‘We śnie?’ – spytałam. ‘Nie’ – odpowiedziała. ‘Przyszedł naprawdę, gdy niespokojnie kręciłam się w pościeli. „Ammaji, jak się czujesz?” – zapytał. ‘Boli mnie całe ciało’ – odparłam spoglądając na Niego. I co mam ci teraz powiedzieć? To nie był On, taki, jakiego znasz ty i ja. Był Ramaćandrą, miał koronę i łuk! Wzniosłam złożone dłonie. Próbowałam usiąść i zsunąć się z łóżka. Ale po chwili ponownie stał się Swamim. Podał mi wibuthi, rzekł: „Gorączka minie” i odszedł.’ Wykrzyknęłam: ‘Naprawdę jesteś błogosławiona. Co za niezwykłe szczęście! Nikt z nas nie otrzymał na jawie, w pełni świadomości, wizji Sai Ramy jako Ramaćandry.’
Płomień i Ogień stają się Jednym
Owa wizja i objawienie z pewnością stanowiły właściwe preludium do zanurzenia się tej Świętej Iskierki w Paramdźjoti, w Najwyższym Płomieniu, z którego emanowała. Swami, ucieleśnienie Paramdźjoti, opowiedział nam o wypadkach i zdarzeniach ostatniego dnia Iśwarammy.
6 maj 1972 r. W dyskursie wygłoszonym w rocznice jej odejścia, powiedział: „Było to w przeddzień jej śmierci. Nagle zapytałem ją, w trakcie zwykłej rozmowy: ‘Powiedz Mi, czy jest coś, czego byś jeszcze pragnęła?’ Odpowiedziała: ‘Odbyłam pielgrzymki do wszystkich świątyń. Widziałam największe świątynie i mieszkającego w nich Boga. Niczego więcej nie pragnę.’ Ale Ja wiedziałem, że w zakamarkach jej umysłu kryje się jeszcze jedna drobna potrzeba – pragnęła kupić prezent wnuczce na urodziny. Więc nakłoniłem ją do przyjęcia 500 rupii, do pójścia na bazar i nabycia tego, o czym marzy. Dobrałem jej towarzyszkę. Wróciła uradowana z zakupu.” .
6 maja 1983 r. Swami kontynuował swą opowieść, przytaczając szczegóły z Dnia Wyzwolenia Iśwarammy. Świętujemy teraz ten dzień jako Dzień Iśwarammy. Jego znaczenie kryje się w tym, że jest on obchodzony także jako Dzień Dziecka. W tym dniu przypomina się małym dzieciom o ideale. Tym ideałem jest Iśwaramma. Nikt nie umknie przed śmiercią, ale celem każdego jest pamiętanie w chwili śmierci o Bogu lub zachowanie świętych myśli. Wielu zdaje sobie sprawę, jakie to ważne. Istnieje w telugu przysłowie, które mówi, że naszą dobroć potwierdza sposób, w jaki umieramy. Prawdziwe oddanie przejawia się w ostatnim momencie. Chciałbym przytoczyć drobny incydent podkreślający dobroć Iśwarammy. W Bangalore odbywały się zajęcia letniej szkoły. O siódmej podawano studentom śniadanie. Zatoczyli koło z nagara sankirtanem[14] i wrócili o 6:00. Na zakończenie dałem im darszan. Potem poszedłem się wykąpać. W międzyczasie wykąpała się Iśwaramma. Jak zwykle z radością wypiła kawę i usiadła na werandzie. Nagle zaczęła biec w stronę łazienki, głośno wołając: ‘Swami, Swami, Swami!’ Natychmiast odpowiedziałem: ‘Idę, idę.’ I wyzionęła ducha. Czy potrzeba lepszego dowodu na to, jak była dobra? Nikt nie musiał jej obsługiwać i pielęgnować. Bardzo niewiele osób pamięta o Swamim w takiej chwili. Umysł nieustannie czegoś poszukuje, przyciągają go różnorodne przedmioty, klejnoty i cenne rzeczy. Zawołała z dołu: ‘Swami! Swami!’. Odpowiedziałem: ‘Idę, idę’ i już jej nie było. Przypominało to wołanie słonia[15] i przybycie Pana z błogosławieństwem – było zetknięciem dwóch przewodów, natychmiastowym uwolnieniem. W tym czasie miała obok siebie córkę Venkammę i wnuczkę Sailaję, ale wzywała jedynie Swamiego. Takie pragnienie, jeśli przychodzi w ostatnim momencie, jest owocem świętej czystości. Jest znakiem idealnego, godnego podziwu życia. Przychodzi w sposób naturalny, nie można go wymusić. Skorzystajcie z tego przykładu.
Każde dziecko – drogim Sathyą
Doprawdy, całe życie Iśwarammy jest jaśniejącym przykładem, ideałem, który powinni naśladować wielbiciele Sai. „Zdumiewająca miłość do Swamiego i nieustanne poszukiwanie szczęścia i powodzenia dla innych” – tak można je podsumować. Szczególnie kochała dzieci, dostrzegając w każdym z nich Sathyę – chowającego się, zapraszającego ją do szukania i osiągnięcia celu. Oczywiście, dzieci otaczały ją kołem. Z zadowoleniem obserwowały iskierki w jej oczach oraz zmarszczki na policzkach i brodzie, kiedy śmiała się i żartowała. Były rozbawione, a ich uwaga wzrastała, kiedy pragnąc coś podkreślić, gestykulowała, dzwoniąc złotymi i szklanymi bransoletkami. Jeśli spotkała pyzate dziecko, szczypała je w policzek, chcąc zobaczyć różową smugę na jego anielskiej buzi. Chętnie opowiadała o sprawach interesujących, przerażających i wzruszających słuchaczy. Swoim miłym, modulowanym głosem odtwarzała krzyki porwanej bohaterki, wycie zranionego demona, lament przerażonego syna, okrzyki zwycięskiego wojownika, płacz dziecka porzuconego przy ścieżce biegnącej przez dżunglę. Szybko dodała do tych opowieści historie o Sai Babie z Śirdi i o Swamim. Dzieci odtwarzały w wyobraźni obrazy, które tak realistycznie kreśliła słowami - białą parasolkę ze złotymi chwastami, rozpiętą nad parą sandałów; Boga z lwią twarzą wyłaniającego się z marmurowej kolumny w królewskiej sali przyjęć; dziecko tańczące na głowie rozwścieczonego węża. Snując opowieści, Iśwaramma zapominała o swoich fizycznych dolegliwościach i o próbach zniszczenia jej wewnętrznego spokoju. Niezmiennie kończyła je słowami wychwalającymi skromność i uczciwość, miłość i lojalność. Dzieci przełykały te lekcje, ponieważ polewała je syropem swych uczuć.
Ceniła szczerość i entuzjazm młodych. Miała inteligentne wnuki, więc nalegała, aby poszły do szkoły i zdobyły jak najwyższe wykształcenie. Lubiła także dodawać odwagi synom i wnukom sąsiadów. Przekonała Swamiego, aby zaaprobował jej wybór i płacił za czesne, książki i internat kilku z nich. Jeśli wysyłka pieniędzy opóźniała się, była zraniona. Mówiła: ‘Chłopcy nie mogą się teraz uczyć. Są zbyt zmartwieni, żeby czytać w spokoju.’ Jeśli odkryła, że któryś zrezygnował z nauki, namawiała rodziców, by ponownie posłali go do szkoły. Aby unieśmiertelnić tę jej gorącą miłość i wzruszające zainteresowanie dziećmi, Swami, w dwa miesiące po jej odejściu, założył w Puttaparthi koledż im. Iśwarammy. Każdego roku opuszczają ją setki wiejskich dzieci, mając pewność, że ukończą wyższe studia i wzbudzą tym dumę rodziców.
Lekcja, którą trzeba naśladować
Niemal w każdy Dzień Iśwarammy Swami wygłasza dyskurs, w którym sławi jej oddanie i miłość do Siebie oraz współczucie i zainteresowanie, jakimi otaczała innych. Przytacza zdarzenia, które pozwalają nam lepiej poznać jej szlachetne życie i charakter. Na przykład, w Dniu Iśwarammy, w 1999 r., powiedział: ‘Kiedyś, w dzień Śiwarathri, kiedy skończyłem dyskurs, a lingamy były gotowe do wyjścia z moich ust, usiadłem na krześle, przeszyty wielkim bólem. Na ten widok Iśwaramma opuściła zgromadzonych i podeszła do Mnie ze słowami: ‘Swami, dlaczego tak cierpisz? Chodź do środka, chodź do środka.’ Odrzekłem, że nie mogę tego uczynić. Już raczej niech ona wejdzie do środka i nie patrzy na Moją mękę. Jak tylko wyszła, wyłonił się złoty lingam. Wielbiciele głośno wyrażali swą radość. Słysząc to, wróciła, ale lingam już się pojawił i właśnie pokazywałem go wyznawcom. Wszyscy wstali, żeby na niego spojrzeć. W rezultacie Iśwaramma nie zdołała go zobaczyć. Następnego dnia poprosiła, abym go jej pokazał. Odrzekłem, że już go oddałem. Nalegała: ‘Swami, nie widziałam, chcę zobaczyć.’ Odrzekłem, że niewątpliwie zobaczy lingam w przyszłości. Stwierdziła: ‘Nie chcę Ci sprawiać kłopotu’ i wyszła. Nigdy nie przysparzała Mi kłopotów. Jeśli o cokolwiek prosiła, wracała i upewniała się, czy nie wprawiła Mnie w zakłopotanie. Przestrzegała wszystkich odwiedzających ją wyznawców przed stawianiem Swamiego w trudnej sytuacji. Martwiła się za każdym razem, gdy po Mój darszan przyjeżdżał jakiś minister. Sytuacja w tamtych dniach przedstawiała się tak, że nawet policjant w czerwonej czapce mógł przestraszyć wieśniaków. Iśwaramma bardzo obawiała się ministrów, myśląc, że mogą być dla Mnie przyczyną jakichś problemów. Był to rezultat świętej miłości, z jaką Mnie traktowała.
Wieczna miłość
Uważamy, że wielkie i szlachetne dusze nigdy nie umierają i inspirują nas także po śmierci. Iśwaramma jest jedną z istot, które nieprzerwanie koncentrują się na Swamim. 6 maja 2001r., Sai Baba wygłaszając dyskurs, wywołał najwyższe zdumienie słuchaczy takim oto stwierdzeniem: „Możecie o tym wiedzieć lub nie, ale w 30 lat od odejścia Matka Iśwaramma wciąż okazuje Swamiemu swą miłość. Do dziś porusza się w fizycznym ciele. Czasami przychodzi do Mnie i wyraża swą matczyną troskę. Kiedyś ostrzegła Mnie, żebym nie przyjmował od wszystkich chusteczek. Odpowiedziałem, że jeśli ktoś podaje Mi chusteczkę z miłością, to muszę ją wziąć. Rzekła: ‘Swami, niewątpliwie są tu tysiące szlachetnych ludzi, ale wśród nich jest kilku złych. Mogą ci dać chusteczkę nasączoną trucizną. Gdybyś wytarł nią usta, byłbyś w niebezpieczeństwie.’ Przyrzekłem, że posłucham jej rady. Do dzisiaj przychodzi do Mojego pokoju. Świadkami tego są śpiący tu chłopcy. Za każdym razem, gdy przychodzi i rozmawia ze Mną, siadają na łóżkach i słuchają. Pewnego dnia poprosiłem ich o pasek, aby związać w talii jedwabne dhoti. Podali Mi pasek z błyszczącą sprzączką, która mogłaby prześwitywać przez szatę. Nie chciałem go włożyć, aby ludzie nie pomyśleli, że Sai Baba nosi złote paski. Kilka dni po tym zdarzeniu, wczesnym rankiem, przyszła do mnie Iśwaramma i rozpoczęła rozmowę. Obudziło to Sathyajitha, Sainatha i Śrinivasa. Chcieli się dowiedzieć, z kim rozmawiam. Zastanawiali się, w jaki sposób ktoś dostał się pokoju, skoro winda jest zamknięta, a oni mają klucze. Wtedy powiedziałem im, że przyszła Graham Ammaji. Pokazałem im pasek, który Mi dała. Nie miał sprzączki. Na świecie jest wiele szlachetnych matek, ale Iśwaramma była wybrana. Wybrałem ją, by była Moją Matką. (okrzyki radości) Między Matką Iśwarammą i Mną istnieje bliski związek."
Najwspanialsza Matka
Tak, pomiędzy Swamim i Iśwarammą istnieje bliski związek. Nie ma wątpliwości, że Iśwaramma, w nagrodę za zebrane dobro, zdobyła koronę macierzyństwa. Również w tym życiu wzniosła się na najwyższy poziom, ustanawiając chwalebny przykład wielkiej wielbicielki. Jej miłość do Pana jest niezwykła. Była idealną żoną, siostrą, matką i babcią oraz bijącym źródłem pocieszenia, inspiracji i miłości zarówno dla wieśniaków jak i dla nieustannie rosnącej rodziny Sai. Pan wybrał ją na Swoją Matkę, nie tylko w nagrodę za jej przeszłe czyny, ale także, jak napisał prof. Kasturi: ‘dla tego, co mogła zrobić w tym życiu’. Ponieważ za przewodnika miała Najwyższego Nauczyciela, przerobiła każdą lekcję, jaką Swami przekazał jej spojrzeniem, słowem, pytaniem i uśmiechem. Osiągnęła świętość za życia. Promieniała miłością i czystością. Ostateczne, wielkie dusze, które znamy, takie jak Iśwaramma, osiągają stan pozwalający im traktować każde zdarzenie i uczucie, każdą myśli i czynność jak klejnot, poprzez który dostrzegają Jedynego.
Z http://media.radiosai.org/Journals/Vol_04/01May06/Easwaramma_cover_story.htm tłum. J.C.
powrót do spisu treści numeru 33 - maj-czerwiec 2006
MYŚL DNIA 6.05.2006
Matka jest prawdziwie święta. Matka karmi dziecko w łonie i chroniąc je przechodzi przez wszelkie cierpienia. Nie ma na świecie większej miłości od miłości matczynej. Dla każdego człowieka pierwszym nauczycielem jest matka. To od matki, dziecko uczy się wymawiania pierwszych słów, stawiania pierwszych kroków i od niej też pobiera pierwsze lekcje dobrego zachowania. Dlatego starożytni przyznali najbardziej zaszczytne miejsce matce i oświadczyli: "szanuj matkę jak Boga" (mathru dewo bhawa).
- BABA z www.sathyasai.org.pl
[1] mandir - świątynia
[2] darszan – patrzenie na świętego
[3] czakra – miejsce przepływu energii
[4] badźany – pieśni o Bogu
[5] ananda – najwyższa szczęśliwość
[6] aśram - miejsce pobytu świętej osoby
[7] wibhuti – święty proszek, który Swami materializuje
[8] anna – drobna moneta indyjska, 1/16 rupii
[9] Graham Ammaji – młodsza córka – tak zwraca się ktoś niezmiernie szanowany do swojej młodszej ukochanej krewnej
[10] sewa – służenie z miłością innym istotom
[11] collyrium – lekarstwo do oczu
[12] arati – ofiara z płonącej kamfory
[13] areka – palma azjatycka
[14] nagara sankirtan – radosny śpiew na chwałę Pana
[15] chodzi o mitycznego słonia Gadźendrę