Opowiadanie
na czas Wielkanocy numer 32 - marzec-kwiecień 2006
Po przeżyciu „przyzwoitego” życia, mój
czas na ziemi dobiegł końca. Pierwsza rzecz, jaką pamiętam, to było siedzenie
na ławce w poczekalni czegoś, co jak sądziłem, było budynkiem sądu. Drzwi
otworzyły się i polecono mi wejść i zająć miejsce w ławce dla pozwanych.
Rozejrzałem się wokół i zobaczyłem prokuratora. Wyglądał on na nikczemnika i
patrzył na mnie surowo. Zdecydowanie był on najbardziej odrażającym indywiduum,
jakie kiedykolwiek widziałem.
Usiadłem i spojrzałem w lewo. Siedział
tam mój obrońca, miły szlachetnie wyglądający mężczyzna, którego
powierzchowność wydała mi się znajoma.
Drzwi w kącie otworzyły się i zjawił
się sędzia w fałdzistej todze. Wzbudzał podziw swoim wyglądem, kiedy
przechodził przez pokój. Nie mogłem oderwać od niego oczu. Sędzia zajął miejsce
za stołem i powiedział: „Zaczynajmy”.
Prokurator powstał i powiedział:
„Nazywam się Szatan i jestem tu po to, aby wykazać wam, dlaczego ten człowiek
powinien pójść do piekła”.
Zaczął mówić o moich kłamstwach, rzeczach, które
ukradłem i o czasach, kiedy oszukiwałem ludzi. Opowiadał także o innych
strasznych wypaczeniach, które miały miejsce w moim życiu. Im więcej mówił, tym
głębiej zapadałem się w mojej ławce. Było to takie krępujące, że nie mogłem
spojrzeć na nikogo, nawet na mojego obrońcę, ponieważ Szatan opowiadał o
grzechach, które nawet ja, kompletnie zapomniałem. Byłem zdenerwowany zarówno
tym, że Szatan mówił te wszystkie rzeczy o mnie, jak i tym, że mój obrońca
siedział cicho, nie proponując żadnej formy obronienia mnie. Wiedziałem, że
jestem winny wszystkich tych rzeczy, ale zrobiłem również trochę dobra w moim
życiu. Czy to nie mogło przynajmniej trochę zrównoważyć zła?
Szatan zakończył z furią i powiedział: „Ten
człowiek należy do piekła. Jest winien wszystkiego, co mu zarzucałem i nie ma
osoby, która mogłaby udowodnić, że jest inaczej”.
Kiedy nadeszła jego kolej, mój obrońca najpierw
zapytał, czy może zbliżyć się do ławki. Sędzia pozwolił na to, wbrew gwałtownym
sprzeciwom Szatana i skinął na niego, aby podszedł. Kiedy wstał i zaczął iść,
mogłem zobaczyć go w pełni wspaniałości i majestatu. Zrozumiałem, dlaczego
wydał mi się znajomy.
Moim obrońcą był bowiem Jezus, mój Pan i Zbawiciel.
Zatrzymał się przy ławce i łagodnie powiedział do sędziego: „Cześć, Ojcze”.
Następnie zwrócił się do sądu: „Szatan miał słuszność, mówiąc, że ten człowiek
jest grzesznikiem. Nie mogę zaprzeczyć żadnemu z tych zarzutów. Zapłatą za
grzech jest śmierć, a ten człowiek zasługuje na to, by zostać ukaranym”. Jezus
wziął głęboki oddech, zwrócił się do Ojca z rozpostartymi ramionami i
oświadczył: „Jednakże Ja umarłem na krzyżu, po to, aby ten człowiek miał życie
wieczne i on przyjął mnie, jako swego Zbawiciela, więc jest Mój”.
Mój Pan ciągnął: „Jego imię jest zapisane w
księdze życia i nikt nie może mi go odebrać. Szatan ciągle nie rozumie. Ten
człowiek nie może być wydany sprawiedliwości, lecz raczej miłosierdziu”.
Kiedy Jezus usiadł, spokojnie zrobił przerwę,
spojrzał na swego Ojca i rzekł: „Nie ma nic więcej do zrobienia. Zrobiłem już
wszystko”.
Sędzia podniósł swoją potężną rękę i trzasnął
młotkiem. Następujące słowa wypłynęły z jego ust… „Ten człowiek jest wolny.
Jego karma jest już spłacona w całości. Skarga zostaje oddalona”.
Kiedy mój Pan mnie odprowadzał, usłyszałem
jak Szatan wściekał się i pieklił: „Nie ustąpię, wygram następną sprawę!”
Zapytałem Jezusa, który dawał mi wskazówki,
dokąd mam teraz pójść: „Czy kiedykolwiek przegrał sprawę?” Chrystus uśmiechnął
się z miłością i rzekł: „Wszyscy, którzy przyjdą do mnie i poproszą, abym ich
reprezentował, otrzymują taki sam wyrok jak ty, spłacone w całości.”