Dobrze Mnie znasz numer 29 - wrzesień-październik 2005
Jest to doświadczenie
jednego z czytelników Heart to Heart,
niejakiego Ariarajaha, byłego inspektora policji na Śri Lance, a obecnie
zamieszkałego w Melbourne w Australii. Oto jak sam opisuje co mu się
przydarzyło.
W szkolnych latach miałem bliskiego
przyjaciela imieniem Garry Ramachandran. Po szkole wstąpiłem do policji a Garry
otrzymał stypendium medyczne w Rosji. Po zdobyciu dyplomu lekarskiego Garry wyemigrował
do Szkocji i tam rozpoczął własną praktykę. W 1981 r. ożenił się ze Szkotką
imieniem Gwen.
Ja wtedy przebywałem na Śri Lance
mieszkając z rodziną w Colombo. We wrześniu 1981 r. Garry przyjechał z żoną na
Śri Lankę, by tu spędzić urlop. Byłem mile zaskoczony, gdy zadzwonił.
Zamieszkał z Gwen nad morzem w wypoczynkowej miejscowości Wattala, jakieś dwanaście
mil od Colombo.
Garry zaprosił mnie i moją rodzinę
do siebie na przyjęcie w hotelu. Wyruszyliśmy tam moim samochodem o 8-mej
wieczorem. Jechali ze mną: moja żona z dwójką naszych dzieci oraz ciotka.
Spędziliśmy pamiętny wieczór i po obfitej kolacji pożegnaliśmy ich o godzinie
11-tej. W drodze powrotnej do domu, w moim samochodzie zabrakło paliwa i
stanęliśmy w nieszczęsnym miejscu. Nie było tam ulicznych latarni i panowała
całkowita ciemność. Okazało się, że jest to zły rejon, ze slumsami z jednej
strony drogi i otwartym morzem z drugiej — o tej porze niebezpieczny dla podróżnych!
Ogarnął nas strach, a ja mogłem
jedynie pomyśleć o Bhagawanie Babie. Zacząłem Go wzywać: „Sai Ram, Sai Ram, Sai
Ram.” Potem kazałem żonie zdjąć całą biżuterię, wysiadłem z wozu otworzyłem
bagażnik, ukryłem w nim biżuterię i wyciągnąłem pusty kanister, który zwykle
tam trzymam na wszelki wypadek. Szykowałem się do pójścia pieszo dwie mile do
najbliższej stacji benzynowej, powiedziawszy rodzinie, by zamknęli się wewnątrz
samochodu i siedzieli tam cicho dopóki nie wrócę.
Wtedy zobaczyłem motocykl z dwoma osobami
jadący z naprzeciwka w moim kierunku. Obaj motocykliści byli ubrani na biało.
Kierowca zatrzymał motocykl i spytał: „W czym problem?” Odparłem, że utknęliśmy
z braku paliwa. Kierowca polecił swojemu towarzyszowi, by został przy
samochodzie, a mnie kazał wsiąść na motocykl. Usiadłem za nim, trzymając w
rękach kanister.
Gdy dojechaliśmy do najbliższej
stacji benzynowej, zmartwiony stwierdziłem, że jest zamknięta. Nieznajomy
zawiózł mnie do następnej stacji, ale i ta była już zamknięta. W końcu, po
przejechaniu 10 mil, znaleźliśmy czynną stację. Kupiłem galon [ok. 4 l.] benzyny
i ruszyliśmy z powrotem. Po drodze opowiedziałem motocykliście parę rzeczy o
sobie: że byłem policjantem, gdzie mieszkałem itp. Zapewniłem go, że może bez skrępowania
zadzwonić do mnie po każdą pomoc, gdyż nigdy nie zapomnę, że wyratował nas z
rozpaczliwej sytuacji. Motocyklista jednak nie odezwał się ani słowem.
Jak tylko dojechaliśmy do samochodu,
napełniłem bak i bez problemów uruchomiłem silnik. Towarzysz motocyklisty usiadł
na tylnym siedzeniu. Szybko wysiadłem z wozu, by im podziękować za pomoc. Podszedłem
do kierującego, jeszcze raz mu podziękowałem i spytałem o nazwisko.
Motocyklista odwrócił się do mnie i zaskoczony usłyszałem: „Znasz mnie dobrze,”
po czym odjechał. Po przejechaniu może pięciu metrów motocykl i obaj mężczyźni
rozpłynęli się w powietrzu — znikli!
Było to wstrząsające przeżycie. Moje
myśli pobiegły ku Bhagawanowi i uroniłem łzy wdzięczności. Później żona
powiedziała mi, że pasażer motocykla poradził im zamknąć samochód od środka i
nie wychodzić z niego, podczas gdy on sam pozostawał cały czas na zewnątrz i
więcej już się nie odezwał.
Nasz Pan dał nam wyjątkowe
doświadczenie tego, że On jest zawsze z nami, pomagając i ochraniając nas, gdy
my nie jesteśmy tego świadomi. Tym cudownym zdarzeniem Bhagawan pokazał nam
swoją Wszechobecność i Wszechmoc oraz pozwolił bezpośrednio doświadczyć prawdziwości
często cytowanego Jego stwierdzenia: „Jeśli uczynisz jeden krok w Moim kierunku,
Ja uczynię 100 kroków ku tobie.”
[z Heart to Heart, 9/2005, tłum. KMB]