numer 26 - marzec-kwiecień 2005
Wspomnienia z
Konferencji poświęconej sewie
21-23. 07.2002
Transformacja duszy
Jesteśmy Wszechogarniającym Światłem, rozjaśniającym cały kosmos.
Jesteśmy Wszechwiedzącą Potęgą. Jesteśmy Czystą Boską Miłością. Czy może to
tylko słowa? Kiedy dostrzegłem to u Swamiego, byłem pełen wdzięczności.
Najpierw przyciągnęły mnie Jego cuda. Chciałem sprawdzić czy opowiadane o Nim historie
są prawdziwe. Czułem się trochę zakłopotany, kiedy Jego wyznawcy tłumaczyli mi,
że to nie ja podjąłem decyzję zobaczenia Swamiego, lecz że to On przyciągnął
mnie do Siebie. Dla psychiatry brzmiało to dziwnie. Czy Swami rzeczywiście
przyciąga nas do siebie? Czy jest sprawcą?
Postanowiłem
pójść na stadion i zobaczyć tego wielkiego świętego. Zastanawiałem się,
dlaczego inni tu przyszli. Czy także tylko po to, aby na Niego popatrzeć? Nie
rozgrywano meczu piłki nożnej, nie urządzano konkursu tańca. Był tylko On.
Kiedy miałem wyjść z mieszkania, przyszedł Swami. Jak bardzo musi kochać
wyznawcę, by ofiarować mu taki prezent! Jak wielką musi posiadać kontrolę i moc
oddziaływania, aby zaaranżować przestrzeń,
czas i sytuację i sprawić, żeby to wydarzenie mogło zaistnieć! Mój mózg naukowca
przeszedł transformację - zaskrzypiał i rozpadł się.
Swami dał nam
siłę by patrzeć na Boga wewnątrz nas. Mało kto rozumie, jaki to cenny dar. Nie
odsłonił przed nami powierzchownej wiedzy książkowej, lecz wiedzę praktyczną,
którą w głębi duszy przeczuwamy. Jak wielką wartość ma czas spędzony ze Swamim!
Tym bardziej, że tak szybko przemija i zanim się spostrzeżemy, będziemy starzy
i wszystko się skończy. Smakujmy ten czas i wykorzystujmy go z pożytkiem.
Właśnie
usłyszałem jak prosi: „Bądź dobry”. Jako psychiatra, mający za sobą
dziewięcioletnią praktykę, uważałem to przesłanie za nazbyt proste. Wiedziałem
jednak bardzo mało. Obecnie w sercach ludzi zagnieździł się strach. Spotykają
się, żeby zaplanować jak skrzywdzić, sterroryzować i zabić innych. Natomiast my
zebraliśmy się tutaj, żeby uświadomić sobie jak bardzo się kochamy, jak możemy
stać się lepsi i w jaki sposób, w tych straszliwych czasach, ofiarować światu
miłość. Byłem młodym psychiatrą. Powiedziałem sobie, że nie mogę wrócić do domu
i powiedzieć kolegom, że to, co tutaj usłyszałem, brzmiało: „bądź dobry”. Będą
chcieli usłyszeć coś bardziej złożonego na temat leczenia niepokoju i depresji.
Potraktują tę prostą lekcję jak banał. Jednak Swami mówi nam coś bardzo ważnego
o szczęściu. Trwałe szczęście rodzi się w sercu. Trwałe szczęście wypływa z
miłości. Można je znaleźć na wewnętrznej ścieżce.
Kiedy zbliżył
się do mnie, roztopiłem się w Jego oczach, będących oceanem bezgranicznej
miłości. Można zanurzyć się w tych oczach, można się w nich rozpłynąć, można
stać się jednością z błogością Swamiego. Był czystą szczęśliwością. W jednej
chwili stałem się małym dzieckiem. Dr Hislop przeżył podobne doświadczenie.
Uświadamiał sobie jedynie obecność Swamiego i miękkie poruszenia swojego wyschniętego,
zachodniego serca. Opisał to zdarzenie w poetyckich słowach. Porównał je go do
delikatnego powiewu, wzbudzonego poruszeniami motylich skrzydeł, przejawiającym
się w głębinach jego jestestwa. Dr Hislop uznał, że tak objawiła się miłość.
„Któż to może być?” – pomyślał. „Kto pozostaje na zewnątrz i jednocześnie
mieszka w sercu, przyjmując postać miłości?” To może być tylko Bóg. Swami jest
Bogiem.
Polecił nam wziąć swoje święte imię, Om Bhagawan Śri Sathya Sai. Jego
imię spływa po języku jak cudowny nektar – Om Bhagawan Śri Sathya Sai. Jego
święte imię zamyka nas w sobie, ochrania i strzeże, daje nam siłę. Kiedy
weźmiemy udział w misji Swamiego, przywracającej dharmie przynależne jej miejsce, staniemy się częścią ciała boskiej
miłości i poczujemy, że energia miłości Swamiego jest częścią nas samych.
Dharma się nami opiekuje. Jego miłość chroni nas i zbawia.
Ważnym etapem
na drodze duchowości jest konfrontacja z przeszkodami wznoszonymi przez świat i
zrozumienie, że uzdrawiają one nasze serca. Swami przysyła nam trudnych ludzi i
wiele problemów – wszelkiego rodzaju kłopoty, które musimy przezwyciężyć. Tym
samym daje nam sposobność do oczyszczenia się. Swami nas sprawdza. Może
sprawić, że poczujemy się przygnębieni, że będziemy płakać z bezsilności i
wołać: „Swami, zabierz to”. On może czekać do ostatniej chwili. Uważa jednak,
że musi nas testować, bo w ten sposób wzmacnia naszą wiarę i odporność. Pewnego
razu moja córka zapytała: „Swami, jak mogę się do Ciebie zbliżyć?”, a Swami jej
odpowiedział: „Musisz nieustannie ze Mną rozmawiać i oddać Mi swój ból.”
Spójrzcie jak
nabieramy mocy i natchnienia, biorąc udział w konferencji poświęconej wielkiemu
projektowi sewy. Będąc częścią takiego zgromadzenia, musimy poczuć inspirację.
Zatem sewa również nas ochrania i podtrzymuje.
Ten proces
wzmacnia nasz zmysł samokontroli i wyraża miłość Swamiego. Przejawia się jako
prawda, prawość, pokój, miłość i niekrzywdzenie. Wzbudza moralność w
społeczeństwie. Nie zapominajcie: pojawią się kłopoty. Świat sprawia kłopoty.
Kłopoty są naszymi nauczycielami. Musimy nieustannie powtarzać imię Swamiego i
oddać Mu nasz ból. Modlę się, żebyśmy się stali pokornymi sługami Pana, żebyśmy
porzucili poczucie indywidualności i odnaleźli w sobie Istotę Uniwersalną. W
ten sposób znajdziemy prawdziwy spokój i przemienimy się w działające w świecie
narzędzia pokoju. Dżej Sai Ram.
-Śri Samuel
Sandweiss.
Transformacja społeczeństwa
Na
początek pozwólcie mi pogratulować nam wszystkim, że jesteśmy tu dzisiaj. W
naszych czasach żył wielki hinduski mędrzec, Śri Aurobindo, który mówił: „Ten,
kto wybrał Boga, jest przez Boga wybrany”. Jesteśmy tutaj, bo wezwał nas Bóg.
Khalil
Girban, słynny filozof i pisarz mistyczny, powiedział tak: „Każdy prorok ma dwa
serca. Jedno krwawi z powodu naszych cierpień, a drugie cierpliwie znosi nasze
szaleństwa”. Tego ranka Swami opowiedział nam, jak w swojej łaskawości i
dobroci wziął na siebie ból małego ucznia ze szkoły podstawowej. Podczas gdy
nasi studenci przedstawiali projekt pomocy dla wsi, jeden z naszych kolegów
opowiedział nam, jak krwawiące serce proroka, jak krwawiące serce naszego
Boskiego Mistrza, zamanifestowało się na dzień przed Grama Sewą.
Po prostu czuło smutek matki, matki zmuszonej przez okoliczności do otrucia
swych dzieci i do uśmiercenia siebie. Widzieliśmy jak Swami z emocji wstrzymał
oddech. Zobaczyliśmy Swamiego w nowym świetle. Zobaczyliśmy łzy wzbierające w Jego
oczach, zobaczyliśmy łzy Swamiego. Oto nasz Swami! Każdy z nas wie, jak bardzo
Swami jest cierpliwy. Jak znosi nasze błędy, wady, słabości i szaleństwa!
„Powiem wam,
jak się modliła. Przed śmiercią modliła się do Mnie tak: ‘Swami, dzięki Twojej
bezgranicznej łaskawości i współczuciu Narasima Murthy znalazł się u Twych
Lotosowych Stóp. Zatrzymałeś go tam, dając mu bezcenną okazję służenia Tobie.
Lecz Narasima Murthy jest płochym człowiekiem. Popełnia wiele błędów. Popełnia
wiele błędów, które ranią Twoje czułe serce. Proszę Cię, Swami, bez względu na
to, co zrobi, nie odpędzaj go od siebie’. To była modlitwa matki”. Oto, co nam
zdradził. Wiem, ile Swami ma ze mną kłopotów. Upadłem Mu do nóg.
To
Doroty Fair powiedziała: „Wojna nie jest sprawą przypadku. Wojna jest sądem nad
ludzkością. Ogarnia społeczeństwa, które myśląc i żyjąc zbyt brutalnie, wchodzą
w konflikt z prawami rządzącymi kosmosem”. Swami zstąpił na Ziemię z misją
przemienienia świata. Porządek, który ma zastąpić naszą zniewoloną
rzeczywistość, nie będzie wolny od bólu. Ale w tym nowym świecie ludzie nie
będą cierpieli przez ludzi. To nie będzie świat, w którym bezradny człowiek
będzie musiał wpatrywać się w niebo, szukać w nim Boga i modlić się o
wybawienie, lecz świat, w którym wyciągnie ręce do Boga w ludzkim ciele i wraz
z Nim sprowadzi niebo na Ziemię. W niebie na Ziemi nikt nie będzie głodował.
Nikomu nie zabraknie odzieży, ani dachu nad głową. Żadne dziecko nie będzie
pozbawione możliwości zdobycia wykształcenia. Oto wizja nowego świata, jaką
roztaczał przed nami Swami. I oto proszę! Swami mówi: „Zamierzam to zrobić”.
Uwierzmy w to. Budulcem tego świata staną się przemienieni ludzie. Kto jest
przemienionym człowiekiem? O co chodzi z tą przemianą? Przemiana polega na
przeniesieniu uwagi z ciała na duszę, ze świata na Boga. Swami nie potrzebuje
żadnych narzędzi. Poradzi sobie bez nas, a nawet pomimo nas. Wielokrotnie widziałem
jak pracuje sam, bez niczyjej pomocy. Być może, czasami Mu nawet przeszkadzamy!
Siostra
wyznała mi, że jej syn połknął metalowy pieniądz. Odpowiedziałem: „Dlaczego się
denerwujesz? Zadzwońmy po doktora i pomódlmy się do Swamiego”. W tym czasie mój
siostrzeniec wpatrywał się w fotografię Baby. Miał łzy w oczach. Po chwili
szarpnął głową do przodu i wyrzucił z siebie monetę. Wszystko wróciło na swoje
miejsce. Byliśmy bardzo szczęśliwi. Lecz ważniejsze jest to, co wydarzyło się
następnego dnia. Kiedy moja mama poprosiła chłopca, aby ofiarował Swamiemu
pokarm, odpowiedział: „Nigdy więcej nie zbliżę się do Niego” Cóż to za nieznośny
berbeć! „Co ci się stało?” – spytałem. Odpowiedział: „Wczoraj Swami zszedł z
fotografii i dał mi kuksańca.” Tak powiedział. Postępek dziecka nikogo nie
zdziwił, tym bardziej, że dorośli zachowują się podobnie. Wielokrotnie
otrzymujemy klapsy od Swamiego. Mówimy wtedy: „Swami, już wystarczy. To nie
jest zbyt przyjemne”. Tak mówimy. A zatem On nie potrzebuje żadnych narzędzi,
lecz daje nam okazję do pokuty.
Mówiąc
prawdę, transformacja nie jest naszym zadaniem. Naszym zadaniem jest sewa.
Transformacja należy do Niego. Naszym obowiązkiem jest sewa. Jego obowiązkiem,
który wykonuje w odpowiednim czasie, posługując się swoją słodką wolą, jest
transformacja ludzi, społeczeństwa i narodu.
Służba jest
sposobem patrzenia na świat, natomiast miłość przeradza się w czyn. To sposób,
w jaki żyjesz. Nie możesz oddawać się służbie przez cały czas, ale przez cały
czas możesz przechowywać w sercu jej istotę. Dzięki służbie, dzięki temu jak
patrzysz na świat, przepełniająca twoje serce miłość owocuje czynem. Nawet
jeśli niczego nie robisz, to twoje uczucia sprawiają, że wciąż służysz. Na
przykład gdy modlisz się o powszechną pomyślność: „Loka samasta sukino bhavanthu”.
Tu
otrzymaliśmy wielką okazję służenia co najmniej sześciu różnym grupom
społecznym. Rozpoczęliśmy od własnej rodziny. A potem pracowaliśmy z naszymi
kolegami, przełożonymi i podopiecznymi, z zaprzyjaźnionymi firmami i klientami.
Następnie z braćmi i siostrami w Sai, z którymi rozpoczęliśmy to zadanie oraz z
adresatami naszych czynów. Na koniec z całym społeczeństwem.
Istotą
dynamiki przemian jest rozbudzenie serca. Jalal Ud Din powiedział: „Głowa nie
słyszy kiedy serce słucha”. Zajrzyj do serc, a odkryjesz w każdym z nich
miłość! Miłość emanująca z serca przeradza się w służbę, dotyka innych serc,
zanurza się w nich i rozsiewa swój blask. Pewien człowiek, od dawna służący
Babie, powiedział, że im bardziej zbliżamy się do Swamiego, tym mniej Go
rozumiemy. „Wiemy, że nie możemy Go zrozumieć”. Starajmy się to pojąć.
Zdarzyło się to, kiedy po raz drugi podjąłem się
służby na rzecz wsi w Instytucie Muddharli. Kupiłem prospekt o szkole, pięknie
zawinięty w kolorowy papier. Pragnąłem, by Swami go pobłogosławił. Nadszedł
Swami, pobłogosławił go i zapytał, co to jest. „Swami, to prospekt o szkole” –
powiedziałem. Swami rzekł na to: „W porządku, Narashimo Murthi. Co jest w nim
napisane?” Swamiego nie interesuje, jaką pracę wykonujemy. Obchodzimy Go tylko
my, ty i ja. Nikt nie troszczy się o nas tak jak Swami. Wielbię Go od wczesnego
dzieciństwa, w sumie od czterdziestu lat. Ostatnie dwie dekady przeżyłem obok
Niego, a mimo to Jego zwycięska miłość nieustannie wzbudza we mnie uczucie
pokory. Miłość Swamiego podbija serca królów i wieśniaków, książąt i biedaków,
uczonych i analfabetów.
Prawdopodobnie
miało to miejsce w 1973 r. W siódmej klasie był pewien trzynastolatek, którego
rodzice nigdy nie przychodzili do szkoły. Wybrałem się z kolegą do ich małego,
schludnego domu. Wisiało w nim wielkie zdjęcie Swamiego. Powitała nas matka,
ojca nie było. Powiedziała: „Doprawdy, uważam pana za brata. Mój mąż jest
nieobecny, bo popadł w złe towarzystwo. Jest pijakiem i hazardzistą. Nie zawsze
do nas wraca”. Za kilka dni odwiedziłem ich ponownie i spotkałem się z ojcem.
Powiedział, że chce porozmawiać ze mną na osobności. Wyznał: „Wiem, że źle
postępuję. Wielokrotnie pielgrzymowałem do Tirupatti. Naszym rodzinnym bóstwem
jest Baladżi Wenkateśwara. Modlę się do Niego. Za każdym razem ofiarowuję Mu
swoje włosy i proszę, by dał mi siłę do porzucenia złych przyzwyczajeń. Nie
mogę ich jednak porzucić.” Kiedy wybraliśmy się z chłopcami do Brindawanu na
darszan Swamiego, zabrałem tego gentlemana ze sobą. Dowiedziałem się potem, że
wcale się nie zmienił. Trzy lata później przyszła do szkoły jego żona i
powiedziała: „Proszę pana, w naszym domu nie można już wytrzymać”. Miałem
okazję opowiedzieć o tym Swamiemu. Swami rzekł: „Wszystko będzie dobrze”. Potem
się dowiedziałem, że ten człowiek jest śmiertelnie chory. Powaliła go
zaawansowana gruźlica. Dostał skierowanie do sanatorium. Wtedy zwrócił się do
mnie: „Jeśli ma pan jakąś rzecz od Swamiego, to proszę o nią. Wierzę, że mnie
uleczy”. Podczas swoich urodzin Swami podarował wyznawcom tysiące srebrnych
monet. Jedną z nich miałem w kieszeni. Wyjąłem ją i dałem mu. Wszyscy się za
niego modliliśmy. Moi drodzy bracia i siostry, mówię wam, wydarzył się cud! Ten
człowiek wyszedł ze szpitala krzepki i zdrowy. Rodzina jest szczęśliwa. Jego
starszy syn został lekarzem, młodszy inżynierem, a córka wykłada na politechnice.
Wszyscy ulegli przemianie.
Pewnego popołudnia,
kiedy szliśmy w kierunku wzgórz, zaczął padać deszcz. Byliśmy w pobliżu wsi,
więc wpadliśmy do najbliższej chaty. Było nas piętnastu. W chacie zastaliśmy 13
letniego chłopca, trochę młodszą od niego dziewczynkę, dziecko w kołysce i
jednego z naszych studentów. Gdybyście wiedzieli jak wpływa na nas miłość,
promieniująca z czystych i niewinnych serc! Student, nie bacząc na obecność
chłopca i dziewczynki, spytał mnie: „Proszę pana, czy nie moglibyśmy zbudować
domu dla tych biedaków?” „Tak, oczywiście, że moglibyśmy. Lecz kto to zrobi?”
Chłopcy odpowiedzieli: „My to zrobimy”. Gdy nadeszły letnie wakacje, dwudziestu
pięciu chłopców radośnie mi oświadczyło: „Sir, zostajemy, by zbudować ten dom”.
Zamówiliśmy budulec. Dwudziestu pięciu chłopców każdego dnia udawało się do wsi
w towarzystwie opiekuna i budowało dom. Przyglądali się temu wieśniacy.
Pierwszy raz widzieli coś takiego, nic więc dziwnego, że na początku byli
zdumieni. Potem pytali: „Dlaczego to robicie?”
Właśnie! Kiedy robisz coś dobrego dla innych, ludzie cię pytają, czemu
tak postępujesz. Ale jeśli kogoś zranisz, nikt cię nie spyta: „Dlaczego?” Oto
zepsucie epoki kali. Wyjaśnialiśmy im, że to przesłanie Bhagawana Śri Sathya
Sai Baby. Śpiewaliśmy badżany i budowaliśmy dom dla biedaka. To zmieniło całą
jego rodzinę, to zmieniło całą wioskę. Wznieśliśmy w wiosce świątynię.
Panie, być
może wcale Ci nie pomagamy, lecz nie dopuść, byśmy byli przeszkodą na Twej
drodze. Zamykam te rozważania uwagą dr Hislopa. „Swami jest moim bohaterem,
gdyż nie znajduję żadnych heroicznych cech, które nie manifestowałyby się w
Jego życiu. Podążę za Nim nawet na kraniec Ziemi.” Jai Sai Ram.
- Śri B N Narasima
Murthy
Transformacja narodu
„Transformacja
narodu” - to brzmi cokolwiek futurystycznie. Ten proces nie może się zacząć od
góry. Nie udamy się do prezydenta, ambasady, kongresu i nie prosimy o
zatwierdzenie ustawy o transformacji narodu. Moi bracia mówili o procesie
przemiany osób i grup. Przemiana musi się dokonać w całym społeczeństwie.
Na fotografii widzicie dom dla osób niepełnosprawnych.
Został wzniesiony i jest prowadzony przez Organizację Sai w Salwadorze. Kiedy
zaczęto go wznosić, na budowie pojawił się pewien wyznawca i powiedział, że
jego podwładni będą pracowali tutaj każdego popołudnia. Oto przykład, jak płyną
pieniądze. Nigdy nie wiadomo jak i kiedy Swami nas zaopatrzy.
My,
na zachodzie, bardzo lubimy odwiedzać domy starców. To tylko zwalczanie
symptomów, a nie leczenie choroby. Swami uczy nas kochać i szanować rodziców.
Gdyby młodzi ludzie wzięli to sobie do serca, liczba domów starców radykalnie
by się zmniejszyła, a rodziny trzymałyby się razem. Obniżyłyby się także koszty
społeczne.
Narodowe
służby budowlane powinny zatwierdzić program renowacji wsi, ponieważ siła
narodów bierze się z ziemi. Pokażmy mieszkańcom wiosek jak zyskać pewność
siebie. Ofiarujmy im miłość i zasłużmy na ich miłość. Poznajmy ludzi, którym
służymy.
Inżynier z Organizacji, uwieczniony na zdjęciu
wraz z członkami komitetu ds. zaopatrzenia w wodę, zaprojektował system
hydrauliczny, który zainstalowali miejscowi robotnicy. Koszty przedsięwzięcia
wyniosły zaledwie 4000 dolarów. Pokryła je Fundacja Sai. Zainstalowano 21 ujęć
wody, co cztery kilometry każde. Na fotografii widać, że u podstawy ujęć
umieszczono słowa Swamiego. Na następnym zdjęciu widać zbiornik na wodę i elektrownię.
Dyrektor miejscowej szkoły napisał do nas, że dzięki temu projektowi wszystkie
dzieci przychodzą teraz do szkoły. Przedtem były zajęte noszeniem wody.
Uczniowie posadzili nad strumieniem 300 drzew nerkowca. Koszty pokryła
Organizacja. Każde dziecko ma drzewo, którym się z miłością opiekuje. Projekty
społeczne muszą uwzględniać młodych ludzi. Podejmą wyzwanie, jeśli przekażemy
im zdrowe zasady moralne. Popełniają przestępstwa i zastraszają innych,
ponieważ nie włożono im do głów niczego dobrego.
Czym
powinny zajmować się nasze służby? Ważne jest zdrowie i higiena, woda i
wychowanie w wartościach ludzkich.
Niektórzy
członkowie Organizacji postanowili pomóc w budowie kościoła. Przyjęto ich
propozycję. Inżynier z organizacji nakreślił plany, a Fundacja Sai zajęła się
funduszami, nadzorem, oknami, dachem…Nowy kościół jest o wiele większy od
starego. Każdej niedzieli przyjeżdża ksiądz i odprawia w nim mszę. Kościół
został konsekrowany przez arcybiskupa Salwadoru. Arcybiskup zapytał, kto to
wszystko zrobił. Ludzie odpowiedzieli: „Organizacja Sai oraz władze miejskie.
Dzieci ze szkoły katolickiej postarały się o krzesła.” Arcybiskup był
zdziwiony, że kościół nie wziął udziału w żadnych pracach.
Na
początek dobrze jest przekazać młodzieży pięć wartości ludzkich. Dziesięć lat
temu trzy matki, będące wyznawczyniami Sai, zamieszkałe w niewielkim mieście w
północnym Meksyku, udały się do szkoły i poprosiły dyrektora, żeby nauczał ich
dzieci wartości ludzkich. Dostały jego obietnicę. Teraz, po dziesięciu latach,
w tym mieście, zamieszkałym przez 100 tysięcy osób, 18 szkół przyjęło plan Sai.
Ministerstwo Edukacji przystosowało go do potrzeb krajowych, wydrukowało
podręcznik dla nauczycieli i objęło programem 15 tysięcy uczniów. Sześciuset
nauczycieli, niebędących wyznawcami Swamiego, pod wpływem Jego nauk zmieniło
swoje życie. Co się stało z trzema matkami? Są społecznymi inspektorkami.
Codziennie wizytują 18 szkół i monitorują ich poziom.
Kto
zajmuje się tym wszystkim? Organizacja Sai potrzebuje dynamicznych liderów. Pod
ich kierunkiem wrze praca. Dynamicznych liderów nie trzeba do niczego
nakłaniać. Stoją w pierwszym rzędzie. Kiedyś zapytałem Swamiego, w jaki sposób
możemy stać się lepszymi przywódcami Organizacji Sai. Baba odpowiedział:
„Przywódcami? Przywódcami? To Swami robi wszystko. Wy tylko służycie”.
Czy
nie powinniśmy zwrócić się o pomoc do rządu lub do klubu rotariańskiego? Nie.
Organizacja Sai jest samowystarczalna. Jej niepowtarzalność opiera się na tym,
że traktuje wszystkie prace jako ofiarę dla wewnętrznego Boga, obecnego w
każdej istocie.
Uczmy
się służyć w Prasanthi. Kto z was udał się do muzeum Ćajtanja Dżiothi lub do
stołówki, by zapytać, czy może w czymś pomóc? Jeśli to zrobicie, łatwiej wam
będzie podjąć służbę w domu. Przygotujmy się do niesienia pomocy w czasie klęsk
narodowych. Bądźmy gotowi dać głodnym Boga pod postacią jedzenia, obdartym -
Boga pod postacią ubrania, zmartwionym - Boga pod postacią spokoju, chorym -
Boga pod postacią lekarstw. Dręczonym lękami, bólem i smutkiem ofiarujmy Boga
ukojenia.
I
jeszcze coś na koniec. Przyjaciel przedstawił mi cudowny plan oczyszczania wody
pitnej za 23 000 000 dolarów. Pamiętajmy jednak, że każdy oczyszczalnik
kosztuje 500 dolarów. Możemy zacząć budowę od zainstalowania jednego filtru w
szkole lub we wsi i od poinformowania innych, w jaki sposób mogą się do nas
przyłączyć. Schemat może w krótkim czasie objąć cały kraj. Może też wpłynąć na
naszych sąsiadów, a nawet na cały świat. Módlmy się do Bhagawana, aby dał nam mądrość
i siłę, abyśmy doprowadzili do końca każdy, nawet najmniejszy projekt i aby
przekształcił się on w plan narodowy. Sai Ram.
- Śri John Behner
Podróż Sai Sewy
Zanim rozpoczniemy jakąś pracę, zaprośmy do udziału w niej Boga.
Przyjaciele! Na naszej drodze ustawione są specjalne znaki drogowe. Oto
niektóre z nich. Pierwszy przypomina o konieczności przechowywania w pamięci
obrazu całej sytuacji. Drugi przekonuje nas: „Uwierz w siebie”. Nasza podróż
nie jest bowiem jedynie podróżą zewnętrzną, lecz przede wszystkim wewnętrzną.
Przyjrzyjcie się swoim sercom. Są wypełnione miłością do świata, który jest tylko
symbolem. To trzeci znak drogowy, ostrzegający nas przed przywiązaniem. Czwarty
głosi: „Służ wszystkim świadomie”. To przypomina mi o tak często używanym
zwrocie: „Sai Sewa”. Co znaczy? Tego ranka udowodniono nam, że znaczy: „Nie
służę Sai”. Swami pragnie, byśmy służyli Boskiemu Pierwiastkowi obecnemu w
każdym z nas.. Kiedy Baba mówi „Sai Sewa”, to ma na myśli Sai mieszkającego w
tobie i we mnie. Służmy Mu w ten sposób. Oto, co chce nam powiedzieć.
W
dawnych czasach, gdy nie budowano jeszcze nowoczesnych portów, żaglowce, które
nie mogły dotrzeć do lądu, rzucały kotwice na morzu. Kapitan i załoga
wypatrywali prądu, który popchnąłby ich do brzegu i pomógł zakończyć podróż.
Pragnę zwrócić uwagę towarzyszącym mi pielgrzymom, że my również jesteśmy
porwani przez prąd bijący w Prashanthi Nilayam – przez prąd miłości i współczucia.
To tutaj bucha ogień. Jeśli nie zanurzymy w nim naszego światła wiedzy i nie
oświetlimy w ten sposób naszej drogi, to, jak mówią poeci, nasze życie zawsze
kierować się będzie ku mieliznom.
-
dr Keki Mistry (z SaiNet-u tłum. J.C.)