numer 19 - styczeń - luty 2004
18.01.2004 – Dorothy
O’Brien (Różowa Bliźniaczka z
Brisbane z Australii) w sędziwym wieku odeszła od nas w Prasanhi Nilayam w
niedzielę (18.01.2004) w nocy o godzinie 22:30. Tego dnia Swami przybył do
szpitala o godzinie 15:00, by odwiedzić Dorothy i jej siostrę bliźniaczkę –
Moyię. Pobłogosławił je obie, dał im wibhuti i napełnił je konieczną siłą.
Moyia potrafi dokładnie opisać to niezwykłe wydarzenie. 20.01.2004 rano w
Prasanthi Nilayam odbyła się kremacja ciała Dorothy zgodnie z zaleceniami Swamiego.
Poniżej prezentujemy fragment książki Murpheta, który opisuje tę niezwykłą
wielbicielkę Sathya Sai.
Dorothy
O'Brien
Fragment książki
Howarda Murpheta „Sai Baba wizje wewnętrzne”, tłumaczenie Marek Oziewicz,
wyd. Limbus 1999 rok
„Jeżeli nie wymienimy pani operacyjnie dwóch kolan”,
powiedział chirurg ortopeda, „wkrótce zostanie pani przykuta do wózka
inwalidzkiego na resztę swego życia”. Była to wysoce nieszczęśliwa perspektywa
dla Dorothy O'Brien, nawet gorsza niż kule, których używała już od kilku lat.
Lekarz wyjaśnił jej, że z nowymi plastikowymi stawami kolanowymi, jakie może
jej założyć, będzie chodzić bez po-mocy kul. „Niestety”, dodał, „mechaniczne
części imitujące staw kolanowy z czasem zostają wyeksploatowane i po kilku
latach trzeba je będzie wymienić”. Dorothy, będąc kobietą przed
siedemdziesiątką, nie paliła się do operacji, a tym bardziej do kilku kolejnych,
jakie czekałyby ją na przestrzeni lat. Niemniej, alternatywa spędzenia tego
czasu na wózku była jeszcze gorsza. Zastanawiała się, czy nie było możliwości
ominięcia tego dylematu. Przez dziesięć
lat próbowała wszelkich możliwych lekarstw na coraz bardziej unieruchamiający
ją, postępujący artretyzm stawów kolanowych. Czy naprawdę wyczerpała już wszystkie
możliwości zarówno medycyny konwencjonalnej jak i alternatywnej? Zapytała więc
lekarza, który był miłym i pełnym współczucia człowiekiem: „Czy operacja, jaką
pan sugeruje, jest jedynym sposobem, abym mogła znów chodzić?”. Mężczyzna odpowiedział:
„Pomijając boską interwencję, nie widzę innego wyjścia”.
Sformułowanie „boska interwencja” okazało się
promyczkiem nadziei w umyśle Dorothy. Jakiś czas wcześniej, ponad dziesięć lat
wstecz, razem z siostrą bliźniaczką Moyią oraz matką - Ruth O'Brien, Dorothy
odwiedziła aszram Sathy Sai Baby w
Indiach. Przebywając w obecności Swamiego natychmiast rozpoznały w Nim człowieka
obdarzonego boskimi mocami. W kolejnych latach jej siostra Moyia co roku
odwiedzała Sai Babę. Ich matka była już w zbyt podeszłym wieku na takie
podróże, a Dorothy - pełniącej obowiązki przewodniczącej stowarzyszenia SWARA w
Brisbane, zajmującego się pomaganiem osobom niepełnosprawnym i działalnością
rehabilitacyjną - udało się od tamtej pory odwiedzić Swamiego tylko jeden raz.
Moyia poświęcała wiele swojego czasu pomagając Dorothy w jej
wyjątkowej pracy terapeutycznej, jaką było zaangażowanie w SWARA, lecz obie
ustaliły, iż byłoby najlepiej, gdyby co najmniej raz w roku brała urlop i
odwiedzała ich duchowego mistrza w Indiach. Swami zawsze cieszył się na jej
widok i nieodmiennie wyrażał się z wielką miłością o jej siostrze bliźniaczce, Dorothy,
oraz o ich świętej matce. Obie siostry tak dalece poświęciły się pracy dla osób
niepełnosprawnych, że żadna z nich nie wyszła za mąż. Prowadząc życie
wypełnione bezinteresowną służbą, siostry wydawały się istotami niepokalanymi.
Człowiek nieświadomy prawa karmy i tego, że jej konsekwencje rozciągają
się na kolejne wcielenia, mógłby zadać słuszne
pytanie, dlaczego Bóg dopuszcza do tego, aby taka wspaniała i czysta osoba, jak
Dorothy, będąca ucieleśnieniem słodyczy, chorowała na tak straszną, powodującą
kalectwo chorobę.
Długoletnia przyjaciółka bliźniaczek, która także pracowała z nimi
w stowarzyszeniu SWARA, Yalmai Worthington, przebywała w aszramie w czasie, kiedy Dorothy usłyszała lekarski werdykt
odnośnie swych kolan. Yalmai była kobietą czynu. Zdając sobie sprawę z tego,
że Dorothy cierpiała niewypowiedziane rozterki, że najbliżsi ponaglali ją, aby
zgodziła się na operację i że pragnęła ona zasięgnąć rady Swamiego w tej
sprawie, Yalmai postanowiła zwrócić się do Baby w imieniu swej przyjaciółki.
Podczas grupowej audiencji, w trakcie której
Swami zapytał ją o bliźniaczki, które nazwał „jej siostrami”, Yalmai zapytała:
„Czy mogę zadać Ci Swami pytanie odnośnie kolan Dorothy?”. Swami kiwnął głową,
więc sformułowała swe pytanie: „Dorothy bardzo cierpi, a chodzenie stało się
dla niej prawdziwą torturą. Chirurg zalecił jej operację kolan. Czy powinna się
jej poddać Swami?”. „Nie”, odpowiedział zdecydowanie Swami. „Żadnej operacji”.
Natychmiast po audiencji Yalmai zadzwoniła do bliźniaczek w
Brisbane i przekazała im tę wiadomość. Została ona odebrana z wielką radością,
bowiem zdecydowana postawa Swamiego wydawała się rokować nadzieję na to, że
osobiście pomoże Dorothy w jej kłopocie. W tym samym czasie w Prasanthi Nilayam
Yalmai postanowiła upewnić się, że właściwie zrozumiała słowa i intencję
Swamiego. Ponowne zadanie Mu tego samego pytania wyglądałoby jak sprawdzanie
Go, więc Yalmai miała przez jakiś czas wątpliwości, ale kiedy kilka dni
później znalazła się ponownie w pokoju audiencyjnym, postawiła wszystko na
jedną kartę zwracając się do Baby: „Swami, chciałabym upewnić się, czy
zrozumiałam Cię poprawnie ostatnim razem, kiedy zapytałam Cię o kolana
Dorothy. Lekarz twierdzi, że musi ona poddać się operacji. Proszę, powtórz
jeszcze raz to, co powiedziałeś na temat operacji”. Odpowiedź Swamiego była
równie zdecydowana, jak poprzednio: „Nie. Żadnej operacji. Sam ją zoperuję.
Uleczę ją.”
Na wieść o tej drugiej odpowiedzi, Dorothy wyzbyła się ostatnich
wątpliwości co do tego, że Swami ją
uleczy. W radosnym uniesieniu zadzwoniła do szpitala, by odwołać przygotowania
do operacji, która została już zaplanowana na konkretną datę. Jej chirurg
okazał wiele zrozumienia i napisał jej, że wiadomość o jej nadziejach napełniła
go szczęściem, i że gotów jest jej pomóc w miarę swych możliwości, jeżeli
kiedykolwiek w przyszłości potrzebowałaby jego pomocy.
Szczęśliwym trafem jedna z najbardziej
zaufanych przyjaciółek o imieniu Elma, która pracowała w stowarzyszeniu
dorywczo, znalazła czas, by przyjąć na siebie obowiązki prowadzenia oddziału
SWARA w Brisbane w czasie, kiedy obie bliźniaczki wyjechały do Indii. Dorothy,
Moyia i ich duchowa siostra Yalmai przybyły do aszramu pełne wiary i nadziei, we wrześniu 1992 r. Moja żona Iris i
ja przebywaliśmy wówczas w Prasanthi Nilayam. Bliźniaczki oraz Yalmai dotarły
do swojego pokoju, notabene sąsiadującego z naszym, dopiero późnym
popołudniem, ale i tak zdążyły na popołudniowy darszan. Przechodząc koło nich, Swami uśmiechnął się do Yalmai,
mówiąc: „Ach, już przyjechałaś? Widzę, że przywiozłaś ze sobą bliźniaczki!”.
Brzmiało to jak powitanie i wszystkie trzy panie poczuły pewność rychłej
audiencji.
Doszło do niej kilka dni później. Dorothy
została zawieziona na wózku inwalidzkim pod drzwi pokoju audiencyjnego i
czekała tam wraz z innymi osobami. Kiedy Swami zakończył darszan i zaprosił oczekującą grupę do środka, Yalmai wprowadziła wózek
ze swą przyjaciółką, ustawiając go tuż przy fotelu Swamiego. Później czuła
lekkie wyrzuty sumienia z tego powodu, bo wyglądało to tak, jakby przynaglała
Swamiego lub starała się Mu o czymś przypomnieć. Swami rozlokował swych gości
wygodnie, zmaterializował wibhuti dla
pań, po czym usiadł u fotelu uśmiechając się do zebranych. Dorothy opowiedziała
mi później, że przyglądał się jej z wielkim współczuciem, kilkakrotnie
komentując zły stan jej kolan. Za każdym razem jednak pocieszał ją mówiąc: „Pomogę
ci, pomogę”.
Pierwsza część audiencji upłynęła na rozmowach z zebranymi w
pokoju wielbicielami. Następnie Swami wstał i przywołując bliźniaczki wraz z
Yalmai wyszedł z nimi za kotarę do oddzielnego pokoju. Yalmai ponownie ustawiła
swą chorą przyjaciółkę jak najbliżej fotela Swamiego. Baba zaprosił też jednocześnie
kilka innych osób, które usiadły wygodnie pod ścianami albo na krzesłach,
oczekując co też się wydarzy. Swami wstał i kładąc swe dłonie, a właściwie
opierając się nimi na kolanach Dorothy, zaczął masować je kolistymi ruchami. Po
chwili podniósł dłonie, wciąż czyniąc okrągłe ruchy kilkanaście centymetrów nad
jej kolanami. To trwało przez jakiś czas, podczas którego boska, uzdrawiająca
energia awatara musiała przepływać z
Jego rąk do kolan Dorothy.
W końcu Swami opuścił dłonie i zapytał Dorothy łagodnie i ze
współczuciem: „Czy możesz wstać?”. Dorothy odpowiedziała: „Myślę, że mogłabym,
z Twoją pomocą Swami”. Swami przesunął więc jej wózek trochę do tyłu, by
zrobić miejsce do wstania, po czym wziął jej ręce w swoje i pomógł jej wstać.
Czując, że palący ból kolan znikł, Dorothy pewnie stanęła na obu nogach.
Następne pytanie, jakie zadał jej Baba brzmiało: „Czy możesz chodzić?”.
- Myślę,
że mogłabym, z Twoją pomocą Swami.
- No
to chodźmy - rzekł Baba chwytając ją delikatnie pod rękę.
Bez bólu i z coraz większą pewnością siebie
Dorothy przeszła z Bhagawanem przez pokój, przez drzwi, pokonała jeden stopień
i weszła do większego pokoju audiencyjnego, gdzie siedziała grupka ludzi. Otwierając
drzwi wejściowe, Swami wyprowadził ją na werandę. Tam zatrzymała się na kilka
chwil, stojąc podtrzymywana przez Swamiego, a oczy tysięcy wielbicieli
zgromadzonych na placu przed świątynią zwrócone były na nich. Od czasu, kiedy
Dorothy po raz ostatni chodziła bez kul minęły już długie lata. Po chwili Swami
zwrócił się do niej: „Czy możesz już teraz chodzić sama?”
- Dzięki
Twej łasce i mocy, mogę - odparła.
I wyszła przechodząc w milczeniu wśród rzędów ludzi oczekujących
na bhadżany. Powoli przeszła całą drogę
aż do budynku, w którym na pierwszym piętrze znajdował się jej pokój. Był to
marsz triumfalny, podczas którego ludzie próbowali ją dotknąć lub zagadnąć, a
właściciele kamer video rejestrowali każdy krok dopiero co uleczonej starszej
pani.
Iris i ja oczekiwaliśmy jej powrotu na półpiętrze naszego bloku.
Obserwowaliśmy, jak trzymając się poręczy, ale bez żadnej innej pomocy, wchodzi
po schodach o własnych siłach. Jej słodka twarz była rozpromieniona radością.
Myśleliśmy, że skręci do swego pokoju na lewo, ale skręciła w prawo i weszła do
naszego pokoju. Razem z nią weszła tam Moyia, Yalmai i kilka innych osób.
Wszyscy byliśmy w stanie uniesienia i dzieliliśmy się ze sobą radością. W moim
sercu, tak samo zresztą jak w sercu Dorothy i wszystkich pozostałych, wzbierała
fala wdzięczności dla Boga za Jego cudowny dar uleczenia owego ranka.
Kilkakrotnie byłem świadkiem podobnych uzdrowień dokonanych przez
Swamiego i widziałem, jak pomagał niepełnosprawnym chodzić. Nie wiem jednak, co
stało się z nimi potem. Bliźniaczki O'Brien należą do grona naszych
najbliższych przyjaciół i mogę zaświadczyć, nawet teraz, kiedy mówię te
słowa do dyktafonu, że wspaniała Dorothy O'Brien już przez trzy lata od swego
uzdrowienia porusza się bez pomocy kul czy wózka inwalidzkiego.