Czy naprawdę
cierpisz? numer 18 - listopad-grudzień 2003
David Jevons
(za: The
Ramala Centre Newsletter z września 2003)
Ci z was,
którzy należą do regularnych czytelników Ramala
Newsletter, niewątpliwie wiedzą, że w ostatnich miesiącach przeszedłem
atak serca, co wymagało trzech wizyt w miejscowym szpitalu i poddania się dwóm
lekkim operacjom serca. Wizyty te dały mi czas na refleksje zarówno nad naturą
i celem cierpienia, jak i nad tym jak postrzegałem cierpienie innych ludzi.
Wielu z was zapewne słyszało o tym, że Sai Baba upadł i złamał Sobie biodro i o
tym, że musiał przejść bolesną operację. Dla mnie osobiście był to okres wyzwania,
ponieważ wiedziałem, że Sai Baba wielokrotnie w przeszłości z własnej woli
przyjmował na siebie choroby wielbicieli, aby uratować im życie, a później sam
siebie uzdrawiał, dlaczego więc nie wyleczył siebie tym razem? Co więcej,
dlaczego taki wypadek zdarzył się awatarowi,
istocie zrealizowanej? Jeśli nawet oni muszą cierpieć, jaka jest wobec tego
nadzieja dla nas, zwykłych śmiertelników? Po prostu nie potrafiłem zrozumieć,
dlaczego ten wypadek zdarzył się Sai Babie i dlatego w mojej głowie zaczęły
rodzić się najróżniejsze dręczące wątpliwości.
Kilka lat
temu byliśmy na audiencji u Sai Baby i ktoś zapytał, jak powinniśmy radzić
sobie z cierpieniem. Sai Baba odpowiedział, że wszelkie cierpienie związane
jest ze świadomością cielesną i że duch, boska atma, nigdy nie cierpi. Następnie wziął do ręki chusteczkę, uniósł
ją i upuścił mówiąc: „Ta chusteczka wyobraża cierpienie; po prostu puśćcie je,
a ono odpadnie.” Pomyślałem wówczas, że o ile taki proces można by zastosować
do cierpienia psychicznego, nie byłem pewien czy pomógłby mi on radzić sobie
z fizycznym bólem w ciele. Niemniej, w następnych latach, kiedykolwiek
miałem do czynienia z bólem fizycznym, najczęściej na krześle u dentysty,
zwykle recytowałem po cichu: „Nie jestem tym ciałem, nie jestem tym ciałem” i
odmawiałem mantrę Gajatri. Na ogół
też medytowałem i próbowałem przenieść swoją świadomość na inną płaszczyznę
egzystencji, tak by być obserwatorem swojego ciała, odseparować się od niego,
ale osiągałem tylko częściowy sukces. Główny problem wiązał się z tym, że tę
technikę praktykowałem dopiero wtedy, gdy już miałem przeżywać ból, zamiast
codziennie. Podobnie jest z medytacją – nie można po prostu usiąść i liczyć, że
będzie skuteczna. Trzeba praktykować. Trzeba to robić tak jak ćwiczenia
strażackie. Prowadzi się je, mimo że w danym czasie pożaru nie ma. Wiem jednak,
że ta reguła jest właściwa, a moje ostatnie doświadczenia pokazały mi,
że odprężanie się i skupianie na czymś innym, niż ból, jest bardzo
pomocne. Sai Baba mówi: „Aby wznieść się ponad ból, należy medytować o Bogu
i recytować Jego imię. Nie można opanować umysłu bez medytacji. Dlatego
medytacja jest niezbędna; trzeba pogrążyć umysł w Najwyższej Świadomości.”
Cierpienie
jest nieodłączną częścią życia na fizycznej płaszczyźnie Ziemi. Gdy
przychodzisz na Ziemię, nawet jeśli jesteś awatarem,
musisz spodziewać się cierpienia w takiej czy innej postaci, ponieważ, jak mówi
Sai Baba, ‘Musisz płacić ludzkie podatki.’ Ale dlaczego nasz Stwórca oparł
dramat życia na takim założeniu? Dlaczego nawet istota zrealizowana,
Bóg-człowiek, musi cierpieć? Sai Baba powiada: „Różni święci przechodzili w
swoim życiu niekończące się kłopoty z rodziną, byli surowo traktowani przez
innych itd. Lecz ich wiara w Boga pozostawała niewzruszona. Oni sami nie
cierpieli. Jezus nie cierpiał. Ale koniecznością było, by przeszli przez to, co
na ogół uważa się za cierpienie, aby ludzie otrzymali szlachetne przykłady
nieprzywiązania do światowych rzeczy i niewzruszonej wiary w Boga.” To nauka,
którą wielu z nas musi sobie przyswoić. Gdy dzieje się coś złego, mamy
skłonność patrzeć na zewnątrz i obwiniać innych, szczególnie Boga. Uwagi w
rodzaju: „Jak Bóg mógł do tego dopuścić?” i „Dlaczego Bóg mi to uczynił?” są na
porządku dziennym. Chociaż Bóg osobiście nie wzbudza bólu w nikim, niemniej,
jako twórca boskiego dramatu życia, On cierpienie stworzył. Jaki mógłby mieć w
tym cel? Sai Baba mówi: „Jeśli chodzi o cierpienie ludzi, są oni w ten sposób
poddawani próbie, ale nie należy tego tak nazywać. Jest to łaska. Ci, co cierpią,
mają Moją łaskę. Tylko cierpienie może ich skłonić do zwrócenia się do wewnątrz
i dociekania; bez tego nigdy nie wyrwą się nieszczęściu.” Ilu z nas traktuje
cierpienie jako łaskę Boga? Bardzo niewielu, jak sądzę. Dlaczego tak jest?
Ponieważ do cierpienia podchodzimy z punktu widzenia świadomości
cielesnej. Ciało rzeczywiście cierpi, ale nie duch. Nasze ciała są zbudowane z
fizycznej ograniczonej materii i są nierozerwalnie związane z cyklem narodzin i
śmierci. Choroba i śmierć to nieuniknione składniki życia, szczególnie kiedy
człowiek żyje w świecie ciągle narastającego zanieczyszczenia myśli, słów i
czynów. Zatem, jeśli zgadzamy się, że cierpienie jest właściwe fizycznemu
życiu, co stanowi o stopniu naszego cierpienia i o jego owocach?Jest to nasza wobec niego postawa. Nasza
postawa jest zarówno przyczyną cierpienia, jak i szczęścia. Z jakim
uczuciem patrzymy na przedmiot lub osobę, takie wraca do nas. Jeśli postrzegamy
świat jako stworzenie Boga, napełnione miłością Boga, istniejące wyłącznie po
to, by obudzić w nas Boga, wówczas każde cierpienie jawi się jako łaska Boga.
Ale jeśli widzimy świat jako twór bez Boga, w którym zdarzenia są kierowane
ślepym losem, w którym rządzi siła, w którym słaby pada ofiarą silnego, wtedy
cierpienie jawi się jako coś, czego należy unikać albo coś, co trzeba znieść i
zawsze, ale to zawsze, winić za nie trzeba czynniki zewnętrzne.
Tak więc,
mądry jest ten, dla którego cierpienie jest tym, czym jest, mianowicie darem od
Boga. Zadaniem cierpienia jest wypróbować twoją wiarę w Boga, twoje
oddanie Bogu. Ma skłonić cię do życia zgodnego z prawdami, w które wierzysz.
Czy przestajesz wierzyć w Boga tylko dlatego, że nowotwór rozłożył cię na
łopatki? Czy przestajesz wierzyć w Boga tylko dlatego, że doznałeś obrażeń
w poważnym wypadku, co na resztę życia przykuwa cię do wózka inwalidzkiego? Czy
to uniemożliwia ci osiągnięcie celu życia? Oczywiście nie! Celem życia jest po
prostu taki stan, który uwalnia od potrzeby ponownego rodzenia się, a jeśli
usilnie dążysz do tego celu, musisz zrozumieć, że niechybnie będziesz prześladowany
przez ból i cierpienie jako środki wypalenia całej karmy z poprzednich wcieleń. Celem życia jest wyzwolenie, uwolnienie
na zawsze od cyklu odrodzeń, a jeśli zawsze masz ten cel na uwadze, wtedy każde
cierpienie, każde poświęcenie ma zarówno sens, jak i cel. Jak mówi Sai
Baba: „Dobrych ludzi zawsze nękają trudności i nieszczęścia. Mesjasze, prorocy,
święci i ludzie, w których Bóg zstąpił na ziemię, zawsze mieli rozmaite
problemy i przechodzili gehenny. Wy też nie powinniście się nimi martwić.
Miejcie wiarę w Boga.”
Patrząc na
cierpienie zstąpienia Boga, łatwiej ujrzymy własne cierpienie we właściwym
świetle. Czytałem książkę ‘Great Swan’
(Wielki Łabędź) Lexa Hixona, która zawiera zbiór zapisów ze spotkań z Paramahansą
Ramakrishną, uważanym przez jego wyznawców za awatara, bezpośrednią i w pełni świadomą manifestację Boskiej
rzeczywistości w ludzkiej postaci. Pod koniec życia u Ramakrishny rozwinął
się nowotwór gardła, który wywoływał nieznośny ból. Niekiedy prawie nie mógł
jeść, ani mówić. Jego wielbiciele wierzyli, a Ramakrishna potwierdził ten fakt
przed swoim odejściem, że choroba ta wynikła z przyjęcia przezeń na siebie
negatywów całego świata. Ramakrishna znosił tę dolegliwość z humorem i zrozumieniem
mówiąc: „Niechaj ciało znosi nieuniknione choroby, lecz ty, o umyśle, bądź
pogrążony w Boskiej Naturze i ciesz się niezmąconą błogością.” Następnie
wyjaśnił naturę swojej choroby: „Są dwie osoby wewnątrz mnie: Boska Matka (Bóg)
i Jej dziecko. Dziecko zachorowało.” Choroba Ramakrishny wprawiła niektórych
wielbicieli w zakłopotanie. Jedni wierzyli, że był to rodzaj wybiegu, który
miał sprawdzić ich wiarę i lojalność. Inni, nie umiejąc przyjąć, że awatar może
być podatny na ludzkie słabości, utracili wiarę w niego. Tylko nieliczni potrafili
zaakceptować zarówno jego człowieczeństwo jak i boskość i pogodzić się z
nieuchronnością jego choroby. Czy coś wam to przypomina?
Fakt, że Sai
Baba musiał przejść operację w szpitalu, wprawił wielu Jego wielbicieli w
podobne zmieszanie. Przez ponad miesiąc Sai Baba nie mógł pojawiać się
publicznie i udzielać darśanu. Kiedy
wreszcie się pojawił, by wygłosić Swój pierwszy dyskurs po operacji, Sai Baba
stwierdził kategorycznie, że nie przyjął na Siebie niczyjej choroby. Jego ciało
po prostu zawiodło. Ciało składa się z pięciu żywiołów i któregoś dnia
musi osłabnąć. Jego biodro rozpadło się na trzy części. Powinien przeżywać
straszliwy ból, ale nie przeżywał, gdyż całkowicie porzucił świadomość cielesną.
Dlaczego dopuścił, by zdarzyła się ta dolegliwość, i dlaczego nie uzdrowił się
natychmiast, jak to czynił w przeszłości? Po to, by nam pokazać, że musimy
wznieść się ponad świadomość cielesną i cieszyć się świadomością boską.
Nie jesteśmy naszymi ciałami. Jeśli utożsamiamy się ze świadomością cielesną,
będziemy cierpieć. Jeśli aspirujemy do szczęścia i pokoju, musimy pozbyć się
świadomości cielesnej. Trzy dni po operacji Sai Baba spacerował. Jest to wyczyn
normalnie prawie nieosiągalny. Jak było to możliwe? Sai Baba powiedział, że
było to możliwe, ponieważ nie posiada nawet śladu świadomości cielesnej.
Cierpienie przeżywamy tylko wtedy, gdy rozwiniemy przywiązanie do ciała. Potem
powiedział coś zdumiewającego: „Dlaczego Swami wrócił do zdrowia? To modlitwy
wielbicieli sprawiły, że ciało Swamiego tak szybko zdrowiało. Modlono się
we wszystkich zakątkach świata. Modlitwą możecie przemóc wszystko i wszystko
możecie osiągnąć. Szybki powrót do zdrowia ciała Swamiego nastąpił pod wpływem
modlitw. Ani nie chciałem tego cierpienia, ani nie pragnąłem go wyleczyć. Wy
chcieliście, by to ciało zostało wyleczone z bólu i wy to osiągnęliście za
pomocą modlitwy. To ciało nie jest Moje. Jest ono wasze; zatem, waszym
obowiązkiem jest dbać o nie. Ja nie jestem tym ciałem, jestem jego mieszkańcem.”
Dalej powiedział, że recytowanie Boskiego Imienia może wyleczyć nawet najbardziej
nieuleczalną chorobę. Obyśmy i my postrzegali własne cierpienie w podobnym
świetle. Pierwszym krokiem na duchowej ścieżce jest zapanowanie nad świadomością
cielesną. W miarę zmniejszania się świadomości cielesnej, wzrasta świadomość
boska, a z nią nadchodzi kres cierpienia.