Duchowość i medycyna      numer 17 - wrzesień-październik 2003

Dr  Sara  Pavan

          Świadomość całkowitości i jedności wszystkiego co jest i wcielanie tego przekonania w życie może być najbardziej uproszczoną definicją duchowości. Niestety pojęcie duchowości jest dziś często błędnie rozumiane i mylnie ograniczane jedynie do kwestii związanych z religią. A przecież świadomość duchowa to rzeczywiste pojmowanie wzajemnego związku i zależności wszystkiego co przejawione i nieprzejawione, w czasie i przestrzeni. Nikt wszak nie podważa integralnego związku wszystkich komórek ludzkiego ciała. Niestety jednak wraz z wysoką specjalizacją i postępem nowoczesna medycyna zachodnia oddzieliła od siebie różne układy i organy w ciele i zaczęła traktować ich choroby w oderwaniu od całościowej wizji człowieka.

          Możliwe, że obserwacje te są nie do przyjęcia dla znakomitej większości akademików i praktyków profesji medycznej. Podczas ostatniego półwiecza zdobycze techniczne znacząco wyprzedziły rozumienie ducha, który tkwi u podstaw wszystkiego co jest, sprawiając, że „tyka” zegar życia i bez którego ludzkie ciało to zwykłe zwłoki. Rozpaczliwie potrzeba nam reedukacji i przypomnienia, że jesteśmy nie tylko biologicznymi maszynami, ale też istotami duchowymi. Doświadczamy narodzin, życia i śmierci, a nasze życie nacechowane jest nieskończoną liczbą par przeciwieństw, w tym zdrowiem i chorobą. Nauka o życiu ciała fizycznego i jego przypadłościach, bez zrozumienia subtelnej nauki o narodzinach i śmierci, życiu i martwocie, jest niekompletna. Tak wiele problemów społecznych – takich jak kryzys opieki zdrowotnej, śmierć odarta z godności, kult chciwości, która skorumpowała gospodarkę i wiele innych – rodzi się z braku zrozumienia, że jesteśmy istotami duchowymi, które wzajemnie od siebie zależą. Zapomnieliśmy już, że: „Mamy się wzajemnie kochać. Mamy być dobrzy, tolerancyjni i służyć ze wszystkich sił.”

          Nasze nowoczesne społeczeństwo zatraciło rozumienie własnych wierzeń i duchowych wizji. Doprowadziło to do upiornego traktowania umierania – pacjenci umierają dziś w ukryciu, z dala od nas, w zimnym towarzystwie szpitalnej aparatury, nie zaś w otoczeniu krewnych i przyjaciół. Zapomnieliśmy jak się umiera, ponieważ śmierć nie jest już częścią naszego zwykłego życia. Prawie dwadzieścia lat badań naukowych na uniwersytetach w Waszyngtonie i na Florydzie oraz w Utrechcie dowiodło, że doświadczenia z pogranicza śmierci nie są spowodowane brakiem dopływu tlenu do mózgu, działaniem leków lub stresem psychicznym wywołanym przez strach przed umieraniem. Są naturalnym procesem. Oznacza to, iż doświadczenia z pogranicza śmierci są absolutnie prawdziwe tak jak inne doświadczenia człowieka i nie stanowią jakichś halucynacji umysłu.

          Zgromadziliśmy ogromną wiedzę i umiejętności radzenia sobie z chorobami ciała. Chwilami mogą one znacznie ulżyć cierpieniom fizycznym. Jednak bez uświadomienia sobie przyczyn powodujących owe cierpienia – środowiskowych, żywieniowych, rodzinnych, itp. – nie wyłączając struktury duchowej lub czynnika karmicznego, współczesny technokrata medyczny nie ma szans na dokonanie zupełnego, holistycznego uzdrowienia. W ekstremalnych przypadkach, szczególnie na Zachodzie, posługujący się zaawansowaną technologią technokrata medyczny o światopoglądzie agnostyka usiłuje osiągnąć stan „nieśmiertelności ciała” z pominięciem ducha, nawet wtedy, gdy „sobowtór eteryczny” lub ciało astralne unosi się tuż przed jego nosem! W przeszłości natomiast lekarz rodzinny odnosił się do podstawowych potrzeb duchowych chorego, którym się opiekował, lecz nierzadko brakowało mu dzisiejszej wiedzy medycznej i dostępnych zdobyczy technologii. Innymi słowy, przyszedł czas, abyśmy uzupełnili zdobycze naukowe i techniczne o wiedzę na temat ducha. Bez duchowości nauka nie będzie kompletna.

          Bez odpowiednich podstaw nie można zbudować niczego znaczącego i trwałego. Mimo iż w akademiach medycznych wykłada się podstawowe przedmioty, wciąż nie do pomyślenia jest włączenie do programu odrobiny nauczania duchowego - o ciele, umyśle i duchu; o narodzinach i śmierci; nie tylko o prawach biologii, lecz także o prawach duchowych (dharma) rządzących stworzeniem. Jak możemy w pełni zrozumieć istotę ludzką i traktować ją w sposób holistyczny, jeśli sprowadzamy pacjenta wyłącznie do ciała fizycznego? A co z niewidoczną, przyczynową, zawiadującą wszystkim siłą, co z duchem lub Atmanem w naszym wnętrzu? Niektóre szkoły medycyny poczyniły postępy ucząc o pewnych aspektach związku ciało-umysł w ramach psychologii behawioralnej, jednak nie było jak dotąd poważnych prób włączenia podstawowych nauk duchowych do programów studiów dziennych i podyplomowych. Rzecz jasna będzie to wymagało zupełnego odwrotu od obecnej, mocno obwarowanej pozycji na jakiej stoi świecki, mechanistyczny światopogląd nauki o człowieku. Rzeczywiście istnieją różne światopoglądy religijne związane z kwestią duchowości, a spenetrowanie cytadeli nienaruszalnych praw, zarówno religijnych, jak i politycznych czy handlowych, to zaiste zadanie ogromne.

          Jest rzeczą najwyższej wagi, aby personel medyczny pamiętał, że w ciele, którym się zajmuje jest osoba – istota, która ma uczucia. Osoba odczuwająca strach przed bólem, niepewność co do zupełnego wyzdrowienia, a czasem też strach przed śmiercią. Dlatego ludzkiego ciała nie powinno się traktować jak biologiczną maszynę. Stan ciała jest po prostu odzwierciedleniem stanu umysłu. Pamiętajcie, duch i umysł mają wielki wpływ na ciało. Wszelkie uzdrowienie dokonuje się z wnętrza. Pewne ręce chirurga mogą wykonać operację, a leki mogą zapewnić idealne warunki do wyzdrowienia, lecz to duch dokonuje uzdrowienia. Ciało bez ducha nie może zostać uleczone; nie może żyć zbyt długo. Wiele chorób w naszym życiu to skutek depresji lub uczucia, że jest się niekochanym. Brak miłości, nadmierny, niekończący się ból, strach i negatywne doświadczenia osłabiają ducha, a w konsekwencji również ciało. Czuła, przepełniona miłością opieka daje pacjentowi pewność, umacnia jego ducha, tym samym zwiększając wolę wyzdrowienia.

          Niezmiernie ważnym czynnikiem w leczeniu jest atmosfera otaczająca pacjenta, nawet gdy znajduje się on w stanie śpiączki lub pod znieczuleniem. Może ona być nasycona miłością, pewnością, wiarą, pokrzepieniem, harmonią i nadzieją lub odwrotnie – strachem, bezsilnością, niebezpieczeństwem, dysharmonią i opuszczeniem. Uczucia te naprawdę wpływają na to czy pacjent będzie miał w sobie wolę wyzdrowienia czy odejścia. Nie bądźmy na tyle naiwni lub aroganccy, by zignorować fakt, że pacjent w każdym stanie, podświadomie spostrzega to, co go otacza i świadomość tych rzeczy wpływa na płynące z wnętrza uzdrowienie. Zilustruję to pewnym własnym doświadczeniem.

          Kilka lat temu pewna Australijka mieszkająca na prowincji zgłosiła się do mnie w Sydney z prośbą o przeprowadzenie operacji żylaków, koniecznie pod znieczuleniem. Wyznaczono termin operacji, której podjął się chirurg, z którym regularnie pracowałem. Przed operacją przyjął ją anestezjolog, mający przeprowadzić badanie wstępne. Kobieta miała pełne zaufanie zarówno do anestezjologa, jak i do chirurga. Okazało się, że nie potrzebuje żadnych leków przed operacją. Następnego ranka, gdy anestezjolog ujrzał ją w sali operacyjnej wyglądała na rozpromienioną i radosną. Będąc osobą szczupłą i zdrową nie potrzebowała znieczulenia dożylnego, ani żadnej domieszki narkotyku - wystarczyło zwykłe. Operacja trwała pół godziny, po czym pacjentkę odwieziono do jej pokoju.

          Bardzo szybko wybudziła się ze znieczulenia i poczuła, że jest całkowicie przytomna, a przy tym nic ją nie boli. Potem opowiedziała pielęgniarce o tym, co ją spotkało. Wyznała, że ona sama (a właściwie jej sobowtór eteryczny) opuściła leżące na stole operacyjnym ciało, gdy tylko narkoza zadziałała, uniosła się ponad ciało fizyczne, dotarła do sufitu i tam się „umieściła” na cały czas trwania operacji. Widziała wszystko z lotu ptaka i słyszała wyraźnie wszystkie rozmowy. Opisała ze szczegółami jak ułożono jej ciało i jak je okryto oraz po kolei zrelacjonowała wszystkie czynności operacyjne. Lekarz asystujący chirurgowi wszedł do sali po tym jak ją uśpiono. Mimo iż pacjentka nigdy wcześniej go nie widziała, opisała go bardzo dokładnie i spytała kim jest. Kiedy wszedłem do jej pokoju, żeby porozmawiać o tym, czego doświadczyła, kobieta powiedziała: „Widziałam, że siedzi pan sobie wygodnie i czyta książkę trzymając palce na moim pulsie!” Bez wątpienia podobne doświadczenia należą do rzadkości, lecz ilustrują pewien niezbity fakt: duch w osobie nigdy nie zasypia. Dlatego cały opiekujący się pacjentem personel powinien zważać na to, co robi i mówi. Poziom wibracji ducha i wzbudzona przezeń pozytywna energia przyczyniają się wydatnie do wyzdrowienia.

          „Służenie człowiekowi jest służbą Bogu, szpital zaś to świątynia uzdrowienia,” mówi Sai Baba. W czasie gdy nowoczesna medycyna rzeczywiście poczyniła milowe kroki na polu badań i technologii, uzyskaną wiedzę powinno się wykorzystać dla polepszenia dobrostanu społeczeństwa, a nie do napełniania kieszeni lekarzy czy służenia wyłącznym interesom koncernów farmaceutycznych. Profesja medyczna zawdzięcza wszystko pionierom medycyny. Wszelka wiedza należy do Boga lub Wszechświata. Być może zawód lekarza jest najszlachetniejszym ze wszystkich, musi więc wyrażać ową szlachetność poprzez miłość i troskę o wszystkich pacjentów, którzy powierzyli swoje życie lekarzom. Duchowość spontanicznie wzbudza w lekarzu współczucie i umożliwia traktowanie pacjenta jak członka własnej rodziny. Bez świadomości duchowej lekarz nie może w pełni zrozumieć wzajemnego związku leczącego i leczonego, który to związek jest święty.

          Nie ma medycyny holistycznej bez duchowości.

Z Sai Reflections (listopad 1998)    tłum. Joanna Gołyś

powrót do spisu treści numeru 17 - wrzesień-październik 2003

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.