numer 14 - marzec-kwiecień 2003

Błogosławionaś Ty, Iśwarammo!

(Zaczerpnięte z Anyatha Saranam Nasthi)

    Jakkolwiek głośno wołamy „Błogosławionaś Ty, o Iśwarammo! Błogosławionaś Ty, o Iśwarammo!,” nie jest to wystarczające. Żadne opisy w rodzaju ‘Czcigodna Matka! Święta Matka! Pobożna Matka!’ nie mogą oddać jej sprawiedliwości. Jest ona Czcigodną Matką, która urodziła samego Boga. Jest to ta Święta Matka, która dała wielbicielom samego Boga. Naszą pierwszą czynnością z rana, zaraz po przebudzeniu, jest śpiewanie dla niej pozdrowień: „Iśwaramba sutah Śriman! Purwa sandhja prawartate” (‘Synu Iśwarammy, o Wspaniały! Na wschodzie już świtać zaczyna’ – początek modlitwy Suprabhatam), którymi sławimy Ją i oddajemy Jej cześć. To Ona, pełna miłości Matka Iśwaramma, jest adresatką mów pochwalnych od wszystkich. Iśwara Amba (Amma) znaczy Matka Iśwary, Najwyższego Boga. Kiedy słyszy się lub widzi imię Iśwaramma, na pamięć przychodzi kojący księżyc. Zawsze śmiała się jak kwiat lotosu i mówiła serdecznie. Na czole Matki, niczym Słońce płonące czerwienią na nieboskłonie, jaśniała wielka szkarłatna kropka pomyślności. Spotykanych ludzi witała serdecznie i z uwagą dopytywała się o ich powodzenie. Tych, którzy mieli kłopoty, pocieszała i na miarę swoich możliwości udzielała im pomocy. Bardzo kochała dzieci. Podobnie jak nasz Pan Sai, ciągle żuła tambulam [betel, zwł. cierpkie jego liście], co sprawiało, że jej wargi jaśniały czerwienią. Nie, to nie ona naśladowała syna, lecz On imitował swoją matkę – jaka matka, taki Sai. Gdy słyszeliśmy, jak wołała naszego Sai: ‘Swami! ,’ ciarki nas przechodziły. Na widok swojego ukochanego syna, jej pełne miłości matczyne serce unosiło się jak ocean mleka patrzący na księżyc. Na jej lotosowej twarzy rozkwitały wtedy uderzające i pełne pokoju promienie dumy. W łagodnym sercu tej wielkiej pani domu tańczyło szczęście. Gdy ktoś choć trochę chwalił Swamiego, wystarczało to, by wydymała usta, robiła wielkie oczy i radowała się. Była szalenie skromną matką. Przykucnąwszy w kącie, jak kwiat pośród rozłogów dyni, zwykła siedzieć z opuszczoną głową. Była niezmiernie delikatna, a nade wszystko także nieśmiała. Nie było w niej ani joty egoizmu z racji bycia „Matką” jedynego Pana Wszechświata.

Kiedy Swami przebywał w starym Mandirze, Iśwaramma nie przychodziła nawet by się z Nim zobaczyć. Pan Sai sam składał krótkie wizyty matce i innym członkom rodziny. Po Jego przeniesieniu się do Prasanthi Nilayam, odwiedzała Go prawie codziennie. Swami zwykł zwracać się do tej wielkiej gospodyni domowej per „Griham Ammaji” (matka lub pani domu). Warto było posłuchać rozmowy szlachetnej Matki i Jej ukochanego syna, gdy się spotykali. Zaraz, gdy weszła na górę i usiadła w pobliżu Swamiego, On pytał: „Co się stało? Co słychać? Czy przeszłaś się po okolicy? Czy przywitałaś się ze wszystkimi?” A ona odpowiadała: „Ech! Nie mam dość własnej roboty, by chodzić po wsi? No dobrze; niech będzie. Ta Meenamma, jak się zdaje, nie ma żadnego sari. Swami! Daj jej jedno!” Gdy Swami zauważał: „Mówiłaś, że nigdzie nie chodziłaś. Skąd więc to wiesz?,” ona śmiała się głośno i odpowiadała: „Chodziłam? Nie, nie chodziłam. Kiedy tutaj szłam, ona sama podeszła do mnie i powiedziała mi, że ...” i szczegółowo relacjonowała wszystkie radości, smutki i wydarzenia. Z zachwytem oglądało się tę scenę, w której Swami śmiał się, słuchał Jej cierpliwie i odpowiadał. Pewnego razu przynieśliśmy ze sobą rozmaite zabawki nakręcane kluczem. Po nakręceniu mechaniczne małpy dawały sygnał odjazdu, pociąg ruszał, pajac fikał koziołka, krokodyle pędziły z szeroko otwartymi paszczami, a niektóre lalki wykonywały kilka tanecznych kroków. Pan Sai, jak małe dziecko, nakręcał sprężyny wszystkich zabawek i puszczał je tak, że się zderzały i przewracały, co wywoływało wybuchy śmiechu matki. Ale jak tylko powiedziała: „Jakie są ładne, Swami! Ciekawe jak robią te zabawki! Niech będzie. Rzuć mi tę lalkę-małpkę. Dam ją wnukowi,” Swami szybko przygarniał wszystkie zabawki do siebie i odpowiadał nadąsany: „Ammo! Co za chciwość! Dlatego nie należy niczego pokazywać.” Podejmowała wyzwanie odpłacając Mu pięknym za nadobne: „Co to! Jesteś małym dzieckiem? Co z nimi zrobisz?” I ostentacyjnie wynosiła je.

Przy innej okazji na stole leżały stosy sari. Po chwili pogaduszek Iśwaramma spytała: „Swami! Dla kogo mają być te sari?” „To dla służby Narajana (rozdawanie biednym)” – odpowiedział Swami. „Dobrze wyglądają. Tak, koniecznie je rozdaj, ale rzuć mi kilka sztuk” – powiedziała opryskliwie. Swami dopytywał się szczegółowo: „Po co ci one? Nie dosyć już masz? Jesteś sknerą i nie będziesz ich nosić. Dlaczego nie założysz ładnego sari? Co zamierzasz zrobić? Chcesz je wszystkie trzymać w kredensie?” Ona skarżyła się wyrzucając Mu: „Ach! Co za wspaniałe sari mi dałeś!” Swami naśladował jej wyraz twarzy i dalej z nią się droczył: „Tym kobietom ze wsi nigdy nie dosyć, niezależnie ile im dać! Żadnego zadowolenia!” Gdy w ten sposób się kłócili, przypominała się nam Jaśoda z Kriszną. W dniu urodzin Swamiego wszystkie kobiety zostały obdarowane sari. Jeśli chodzi o to ucieleśnienie Macierzyństwa, nie ma potrzeby mówić o niej osobno. Rozmyślnie kładąc przed nią kilka sari skromniejszego gatunku, Swami mówił od niechcenia: „Weź które chcesz.” Brała dwie sztuki i odrzucała na pewną odległość mówiąc: „Och! Abbo! Ale piękne sari mi dałeś! Coś takiego! Zatrzymaj je dla siebie, Swami! Nie chcę żadnego!” Z kwaśną miną, kręcąc nosem szykowała się do wstania. Swami powstrzymywał ją, nakłaniał by usiadła i stwierdzał: „Abba! Po co tak się złościć? Zapomnij o tym. Popatrz na te!” I kładł przed nią kilka pięknych sari o złotych obszyciach z gatunku Kanchi. Ona zauważała: „Ach! To jest dobre. Kryjąc je przede mną chciałeś ze mnie zakpić, tak?” Z dwoma sari pod pachą i delikatnym uśmiechem na twarzy, schodziła po schodach i kierowała się do domu. Swami jeszcze wołał za Nią: „Hejże! Prosiłem, byś wybrała jedno, a ty zabrałaś oba!” Ona jednak szła dalej spokojnie, jak gdyby nic nie słyszała. Ta wielka Matka niezmiennie nosiła ornament uśmiechu.

Przyjrzyjmy się teraz, jakiego rodzaju więź uczuciową miała ta Matka. Nie były to zwykłe więzy krwi poprzez urodzenie Go. Takie pokrewieństwo to związek wielu wcieleń, święte powiązania na przestrzeni wieków. Kiedy liczba wielbicieli wzrosła, Matka zaczęła drżeć ze strachu. Czy wszyscy okażą się dobrymi ludźmi? Wraz z tymi, co kochają, zjawią się też tacy, co nienawidzą. Jak Swami mawia: „Zawsze będzie z jednej strony kwestia Ramy, a z drugiej – Rawany.” Dlatego to, jak boleśnie cierpiało serce Matki, która Go urodziła, może zrozumieć tylko inna matka. Ileż to podstępów uknuto, by skończyć z Kriszną? Ileż demonów próbowało zabić Ramę? Ileż w tych sytuacjach łez wylały Dewaki Dewi i Kauśalja Dewi? Podobnie znany jest epizod podania zatrutych wad (rodzaj smacznego ciastka) Swamiemu w Jego dzieciństwie. Nie brakuje niegodziwych osób chcących zranić lub znieważyć Swamiego. Tak więc, ta matka ma wiele powodów, by się niepokoić. Z drugiej strony, nasz Sai Rama to Bóg Bogów. Czy istnieje cokolwiek, o czym On nie wie? Przybył właśnie po to, by ukarać niegodziwców, by skierować ich na ścieżkę prawości. Skoro postanowił ich zreformować, musi wśród nich działać. Przerażona widokiem swego ukochanego Syna śpieszącego niczym strzała by wmieszać się w morze wielbicieli, wzywała na pomoc osoby towarzyszące Swamiemu. Dygocąc jak zraniona sarna błagała drżącym głosem: „Appa [Ojcze]! Proszę, bądź przy Nim! Uważaj na niego, appa! Nie odchodź od Niego, nie zostawiaj Go samego.” Po powrocie Swamiego niepewnie prosiła zdławionym głosem: „Swami! Jest tu tak wiele ludzi. Bądź ostrożny, Swami! Wchodzisz w tłumy. Proszę, nie rób tego.” Swami śmiejąc się serdecznie odpowiadał: „Skąd ten strach? Leczyć należy tylko chorą część. Nikt nie może mi nic zrobić.” Gdy Swami dodawał jej otuchy i – by napełnić ją uczuciem nieustraszoności trzymał obie jej ręce w swoich – łzy zbierały się nam w oczach. Wyłaniając się z tłumu i kierując do nas jako ‘Widźaja [Zwycięzca] Sai’, mówił do niej dumnie: „Wiesz co tam się wydarzyło? Zobaczywszy mnie, stali się moimi sługami, jak węże, którym powyrywano kły.” Mimo to, w głębi serca dalej żywiła obawy.

Kiedy pewnego razu zebraliśmy się wokół Swamiego, Śri Rama Sarma spytał: „Swami! Czy Twoje przyjście nastąpiło przez zapłodnienie, czy przez wstąpienie*?” Wskazując na ucieleśnienie Macierzyństwa, Matkę która siedziała przed Nim, powiedział: „Powiedz im, co się zdarzyło po tym, jak twoja teściowa ostrzegła cię.” Ona opowiedziała: „Teściowej we śnie ukazał się Satjanarajana Swami i zapowiedział: ‘Może zdarzyć się jakiś cud. Nie bój(cie) się.’ Później, gdy czerpałam wodę ze studni, zobaczyłam błękitną, lśniącą kulę światła. Potoczyła się w moją stronę. Potem zemdlałam. Uświadomiłam sobie, że wstąpiła we mnie.” Zatem, przyjście Swamiego jest wstąpieniem*. Jak wielka żarliwość kryje się za miłością i uczuciami Matki, nie jest w stanie wyrazić nawet Hari, Hara, Brahma ani inni.

W przeddzień wyjazdu do Afryki Swami spojrzał na Matkę i spytał: „Co chcesz, bym ci przywiózł z Afryki?” „Swami! Podobno tam jest bardzo tanie złoto…” – zaczęła. Swami roześmiał się i rzekł: „Kto opowiada ci takie rzeczy? Niech będzie. Dam ci cegłę ze złota. Zawieś ją na szyi jeśli chcesz!” Ona serdecznie się uśmiała i rzekła: „Jedź bezpiecznie i wracaj! To wystarczy!” Pan Sai przyjął jej błogosławieństwa. Mówi się: ‘Nawet nabab [dawny gubernator prowincji] Delhi jest tylko synem dla matki.” Podobnie Swami, mimo że wszechwiedzący i mimo że jest światowym przywódcą, dla tej Matki jest tylko synem.

Wszyscy pojechaliśmy na Światową Konferencję do Bombaju. Gdy planowaliśmy pójście na zakupy, pojawił się Swami. Niektórzy z nas usiedli wokół Awagaru, Matki Swamiego, i rozmawiali. Jest ona odpowiednią matką dla Syna takiego jak On. Udając, że nie ma pojęcia o czym się mówi, rozbawiała wszystkich samym tylko błyskiem oka (była w tym niezwykle utalentowana). Swami zauważył: „Cóż to? Dlaczego nie poszliście? Nie macie nic do załatwienia w Bombaju, na przykład zakupów?” Patrząc na Niego z wyrzutem, bez słowa, po prostu wykrzywiła usta dając Mu do zrozumienia: „Gdybym tylko miała pieniądze.” Kiedy Swami spytał: „Co ci jest? Na kogo jesteś zła?,” natychmiast odparła: „Tylko na ciebie! Nie potrząsnąłeś rękawem, prawda?”, co znaczyło ‘nie dałeś mi pieniędzy.’ Swami pośpiesznie potrząsnął rękawem. Gdy wszyscy wybuchnęli śmiechem, ona rzekła: „Och! Cóż to? Nic nie wypadło!” Swami dalej się z nią droczył: „Ach, w tym rzecz! Jeśli o to chodzi, w ogóle nie mam kieszeni.” Odwróciła od Niego twarz mówiąc: „Niech będzie! Po powrocie, gdy wszyscy będą pytać co przywiozłam, a ja powiem, że ani jednej rzeczy, hańba spadnie tylko na Ciebie.” Ale Swami ani trochę nie stracił rezonu. „Czy to wszystko? Tylu ludzi mówi o mnie rozmaite rzeczy. Myślisz, że się tego boję?” – powiedział i zamierzał odejść. Ona szybko złapała Go za rękę i rzekła błagalnie: „Daj mi zanim odejdziesz, Swami!” On odparł: „Aha! Zmiana frontu.” Nie ma potrzeby wspominać, że spełnił jej życzenie.

Kiedy tych dwoje zacznie się sprzeczać albo rozprawiać o czymś, trzeba to oglądać i radośnie przeżywać. Czy może kiedykolwiek czegoś zabraknąć Sai, Bogini Powodzenia, wyposażonemu w osiem rodzajów bogactwa?

Awwagaru kochała dzieci. Gdy przygotowywano program dla dzieci, zjawiała się wcześniej niż ktokolwiek inny. Podczas tańca, gdy dzieci z zapałem podskakiwały, ona ciągle robiła uwagi: „Patrz na ten warkocz, Swami! Ajjo! Widzisz, Swami, jak wykrzywia usta! Patrz, Swami, jak ten brzuch się trzęsie!” Swami zwykle odpowiadał: „Sza! Sza! Bądź cicho! Zły urok na nich padnie!” Sądzicie, że uspokoiła się? Zwracała się do wszystkich innych i hałaśliwie komentowała: „Patrzcie tam! Jak ona przewraca oczami! Abbo! Nosi głowę jak wielka tancerka.” Nawet po reprymendzie: „Robisz wielkie zamieszanie, bądź bezwzględnie cicho,” nie zwracała na to uwagi i, rozbawiając wszystkich, wciągając wszystkich, sama się świetnie bawiła.

Podczas uroczystości urodzin Sai Iśwaramma szła u Jego boku ubrana we wspaniałe sari ze złotymi obszyciami brzegów i mając wargi czerwone od tambulam. Tysiące rąk i oczu radośnie oddawało jej cześć. Czy to tylko matka naszego Wiśwambhary [’Podtrzymującego Świat’] Sai? To Matka całego tego wszechświata. Dnia 6 maja 1972 r. ta doskonała matka, nasza czcigodna Matka połączyła się z lotosowymi stopami Swamiego. Odbywały się wtedy zajęcia letniej szkoły w Brindawanie. Uczestniczyło w nich setki wielbicieli. Kiedy jak zwykle o ósmej godzinie wkraczaliśmy do Brindawanu, usłyszeliśmy tę piorunującą wieść. Przez minutę staliśmy porażeni. Jeszcze poprzedniego wieczora, gdy siedziała na stopniach werandy, przed odejściem oddawaliśmy pokłony jej stopom. Wspominając jak dobrym zdrowiem się cieszyła, trudno było nam wierzyć, gdy ktoś mówił: „Ajjo! Pół godziny temu piła kawę i pozdrawiała wszystkich. W kilka minut ... – jak mogło się coś takiego zdarzyć?” Dowiedzieliśmy się, że zabrano ją do Parthi. Złożywszy ręce, oddaliśmy jej honory ze słowami: „Błogosławionaś Ty, o Iśwarammo!” Potem poszliśmy na zajęcia. Pojawił się problem jak mam się zachować wobec Swamiego, jak Go przywitać? Zaśmiałam się z własnego szaleństwa. Jest On Matką Matek! To odwieczna Matka! Czy może mieć przywiązania? Odegrała tu swoją rolę Maja. Gdy jeszcze nie otrząsnęłam się z tych wątpliwości, przede mną przeszedł młody, czarujący, piękny przystojny Pan Sai o ustach czerwonych od tambulam. Przypomniało mi to, że jest On prawdziwym ucieleśnieniem sukhaduhkhasamanasja (tym, dla którego radość i smutek są tym samym). Później, mówiąc o tej Wielkiej Matce, Swami wspomniał: „Skończyła kąpiel o siódmej rano. Usiadła na werandzie pijąc kawę. Następnie, gdy szła w kierunku łazienki, zawołała: ‘Swami! Swami!’ Odpowiedziałem: ‘Idę, idę.’ Właśnie wtedy szedłem się wykąpać. Przybiegła Venkamma. Pośpieszyłem na dół po schodach. Woda kapała mi z włosów. Nawet nie zapiąłem dobrze guzików. Prawą ręką, ręką abhaji [gestu nieustraszoności], zmaterializowałem  wibhuti, nałożyłem je na Jej czoło i na całe ciało, pocieszyłem obecnych tam ludzi i odszedłem. Jej wołanie mnie i moje przyjście do niej są dowodem jej dobroci. Chociaż wokół siebie w tej ostatniej minucie miała wielu ludzi, pamiętała Swamiego. Pamiętanie Swamiego w takiej chwili zdarza się tylko w bardzo nielicznych przypadkach. Każdy powinien dążyć tylko do tego. W tamtych chwilach przy jej boku była jej córka Venkamma i wnuczka Sailaja. Lecz jej wołanie ‘Swami!’ i zakończenie życia z tym wezwaniem do mnie są dowodem Jej pobożności i czystości.” Gdy wszyscy łkali, On pocieszał nas słowami: „Czemu płaczecie? Każdy musi odejść któregoś dnia. To było bardzo dobre zakończenie [życia].” Sprowadził samochód, przykrył jej ciało kwiatami i z właściwymi honorami odesłał je do Parthi.

Po tych wydarzeniach przypomniała mi się pewna drobna sprawa. W czasach, kiedy powstało Prasanthi Nilayam, Iśwaramma zwykła sugerować mojej matce, mojej starszej siostrze lub innej starszej osobie: „Amma! Proszę, spróbuj przekonać Swamiego, by się ożenił. Kto o Niego zadba, gdy odejdę? Jeśli tak zostanie, co jutro z Nim będzie?” Wyrażając szacunek dla Jej matczynej miłości, Jej niewinności i Jej uczucia dla Syna, próbowaliśmy przekonywać Ją mówiąc: „On jest Bogiem. Czy Najwyższa Istota, która rządzi całym wszechświatem, potrzebuje towarzyszki? Zatem, proszę się tym nie martwić.” Chociaż w danej chwili mówiła ‘Tak,’ gdzieś w głębi niej pozostawał niepokój. Ale, z upływem czasu, przeżywszy mnóstwo szczególnych rozrywek i objawień Pana Sai, nabrała głębokiej ufności oraz odwagi i przestała prosić o takie rzeczy czy mówić o nich. Ku pamięci tej drogiej Matki, Matki Wszechświata, tego skarbu miłości do dzieci, dzień 6-ty maja nosi nazwę „Dnia Iśwarammy”. Obchodzimy ten dzień na całym świecie jako święto dzieci. Na znak Jej miłości do dzieci jedną ze szkół nazwano Jej imieniem: „Easwaramma High School.” Ta Matka, Matka Pana Sai, zawsze żarliwie pragnęła, by chłopcy i dziewczęta właściwie się rozwijali i dobrze uczyli, by ich uzdolnienia mogły się przejawić, a wiedza z nich promieniała. Tysiące głosów czci tę pobożną Matkę wzywając: „Dhanja ho [O Pomyślna]! Iśwarammo! Matko Architekta Wszechświata, Iśwarammo!”

 

[Tłum. KMB]

Sathya Sai Baba kiedyś potwierdził: „Nie zostałem poczęty. To była praweśa, nie prasawa”. Praweśa – to Prawejście; prasawa – poczęcie cielesna. (źródło: Jan Nara „Misterium Sai”)

powrót do spisu treści numeru 14 - marzec-kwiecień 2003


 

Stwórz darmową stronę używając Yola.