Jakkolwiek głośno
wołamy „Błogosławionaś Ty, o Iśwarammo! Błogosławionaś Ty, o Iśwarammo!,” nie
jest to wystarczające. Żadne opisy w rodzaju ‘Czcigodna Matka! Święta Matka!
Pobożna Matka!’ nie mogą oddać jej sprawiedliwości. Jest ona Czcigodną Matką,
która urodziła samego Boga. Jest to ta Święta Matka, która dała wielbicielom
samego Boga. Naszą pierwszą czynnością z rana, zaraz po przebudzeniu, jest
śpiewanie dla niej pozdrowień: „Iśwaramba
sutah Śriman! Purwa sandhja prawartate” (‘Synu Iśwarammy, o Wspaniały! Na
wschodzie już świtać zaczyna’ – początek modlitwy Suprabhatam), którymi sławimy Ją i oddajemy Jej cześć. To Ona,
pełna miłości Matka Iśwaramma, jest adresatką mów pochwalnych od wszystkich.
Iśwara Amba (Amma) znaczy Matka Iśwary, Najwyższego Boga. Kiedy słyszy się lub
widzi imię Iśwaramma, na pamięć przychodzi kojący księżyc. Zawsze śmiała się
jak kwiat lotosu i mówiła serdecznie. Na czole Matki, niczym Słońce płonące
czerwienią na nieboskłonie, jaśniała wielka szkarłatna kropka pomyślności.
Spotykanych ludzi witała serdecznie i z uwagą dopytywała się o ich powodzenie.
Tych, którzy mieli kłopoty, pocieszała i na miarę swoich możliwości udzielała
im pomocy. Bardzo kochała dzieci. Podobnie jak nasz Pan Sai, ciągle żuła tambulam [betel, zwł. cierpkie jego
liście], co sprawiało, że jej wargi jaśniały czerwienią. Nie, to nie ona
naśladowała syna, lecz On imitował swoją matkę – jaka matka, taki Sai. Gdy słyszeliśmy,
jak wołała naszego Sai: ‘Swami! ,’ ciarki nas przechodziły. Na widok swojego
ukochanego syna, jej pełne miłości matczyne serce unosiło się jak ocean mleka
patrzący na księżyc. Na jej lotosowej twarzy rozkwitały wtedy uderzające i
pełne pokoju promienie dumy. W łagodnym sercu tej wielkiej pani domu tańczyło
szczęście. Gdy ktoś choć trochę chwalił Swamiego, wystarczało to, by wydymała
usta, robiła wielkie oczy i radowała się. Była szalenie skromną matką.
Przykucnąwszy w kącie, jak kwiat pośród rozłogów dyni, zwykła siedzieć z
opuszczoną głową. Była niezmiernie delikatna, a nade wszystko także nieśmiała.
Nie było w niej ani joty egoizmu z racji bycia „Matką” jedynego Pana Wszechświata.
Kiedy Swami przebywał
w starym Mandirze, Iśwaramma nie przychodziła nawet by się z Nim zobaczyć. Pan
Sai sam składał krótkie wizyty matce i innym członkom rodziny. Po Jego
przeniesieniu się do Prasanthi Nilayam, odwiedzała Go prawie codziennie. Swami
zwykł zwracać się do tej wielkiej gospodyni domowej per „Griham Ammaji” (matka lub pani domu). Warto było posłuchać rozmowy
szlachetnej Matki i Jej ukochanego syna, gdy się spotykali. Zaraz, gdy weszła
na górę i usiadła w pobliżu Swamiego, On pytał: „Co się stało? Co słychać? Czy
przeszłaś się po okolicy? Czy przywitałaś się ze wszystkimi?” A ona odpowiadała:
„Ech! Nie mam dość własnej roboty, by chodzić po wsi? No dobrze; niech będzie.
Ta Meenamma, jak się zdaje, nie ma żadnego sari.
Swami! Daj jej jedno!” Gdy Swami zauważał: „Mówiłaś, że nigdzie nie chodziłaś.
Skąd więc to wiesz?,” ona śmiała się głośno i odpowiadała: „Chodziłam? Nie, nie
chodziłam. Kiedy tutaj szłam, ona sama podeszła do mnie i powiedziała mi, że
...” i szczegółowo relacjonowała wszystkie radości, smutki i wydarzenia. Z zachwytem
oglądało się tę scenę, w której Swami śmiał się, słuchał Jej cierpliwie i
odpowiadał. Pewnego razu przynieśliśmy ze sobą rozmaite zabawki nakręcane
kluczem. Po nakręceniu mechaniczne małpy dawały sygnał odjazdu, pociąg ruszał,
pajac fikał koziołka, krokodyle pędziły z szeroko otwartymi paszczami, a
niektóre lalki wykonywały kilka tanecznych kroków. Pan Sai, jak małe dziecko,
nakręcał sprężyny wszystkich zabawek i puszczał je tak, że się zderzały i przewracały,
co wywoływało wybuchy śmiechu matki. Ale jak tylko powiedziała: „Jakie są
ładne, Swami! Ciekawe jak robią te zabawki! Niech będzie. Rzuć mi tę
lalkę-małpkę. Dam ją wnukowi,” Swami szybko przygarniał wszystkie zabawki do
siebie i odpowiadał nadąsany: „Ammo!
Co za chciwość! Dlatego nie należy niczego pokazywać.” Podejmowała wyzwanie
odpłacając Mu pięknym za nadobne: „Co to! Jesteś małym dzieckiem? Co z nimi zrobisz?”
I ostentacyjnie wynosiła je.
Przy innej okazji na
stole leżały stosy sari. Po chwili
pogaduszek Iśwaramma spytała: „Swami! Dla kogo mają być te sari?” „To dla służby Narajana (rozdawanie biednym)” – odpowiedział
Swami. „Dobrze wyglądają. Tak, koniecznie je rozdaj, ale rzuć mi kilka sztuk” –
powiedziała opryskliwie. Swami dopytywał się szczegółowo: „Po co ci one? Nie
dosyć już masz? Jesteś sknerą i nie będziesz ich nosić. Dlaczego nie założysz
ładnego sari? Co zamierzasz zrobić?
Chcesz je wszystkie trzymać w kredensie?” Ona skarżyła się wyrzucając Mu: „Ach!
Co za wspaniałe sari mi dałeś!” Swami
naśladował jej wyraz twarzy i dalej z nią się droczył: „Tym kobietom ze wsi
nigdy nie dosyć, niezależnie ile im dać! Żadnego zadowolenia!” Gdy w ten sposób
się kłócili, przypominała się nam Jaśoda z Kriszną. W dniu urodzin Swamiego
wszystkie kobiety zostały obdarowane sari.
Jeśli chodzi o to ucieleśnienie Macierzyństwa, nie ma potrzeby mówić o niej
osobno. Rozmyślnie kładąc przed nią kilka sari
skromniejszego gatunku, Swami mówił od niechcenia: „Weź które chcesz.” Brała
dwie sztuki i odrzucała na pewną odległość mówiąc: „Och! Abbo! Ale piękne sari mi
dałeś! Coś takiego! Zatrzymaj je dla siebie, Swami! Nie chcę żadnego!” Z kwaśną
miną, kręcąc nosem szykowała się do wstania. Swami powstrzymywał ją, nakłaniał
by usiadła i stwierdzał: „Abba! Po co
tak się złościć? Zapomnij o tym. Popatrz na te!” I kładł przed nią kilka
pięknych sari o złotych obszyciach z
gatunku Kanchi. Ona zauważała: „Ach! To jest dobre. Kryjąc je przede mną
chciałeś ze mnie zakpić, tak?” Z dwoma sari
pod pachą i delikatnym uśmiechem na twarzy, schodziła po schodach i kierowała
się do domu. Swami jeszcze wołał za Nią: „Hejże! Prosiłem, byś wybrała jedno, a
ty zabrałaś oba!” Ona jednak szła dalej spokojnie, jak gdyby nic nie słyszała.
Ta wielka Matka niezmiennie nosiła ornament uśmiechu.
Przyjrzyjmy się
teraz, jakiego rodzaju więź uczuciową miała ta Matka. Nie były to zwykłe więzy krwi
poprzez urodzenie Go. Takie pokrewieństwo to związek wielu wcieleń, święte
powiązania na przestrzeni wieków. Kiedy liczba wielbicieli wzrosła, Matka zaczęła
drżeć ze strachu. Czy wszyscy okażą się dobrymi ludźmi? Wraz z tymi, co
kochają, zjawią się też tacy, co nienawidzą. Jak Swami mawia: „Zawsze będzie z
jednej strony kwestia Ramy, a z drugiej – Rawany.” Dlatego to, jak boleśnie
cierpiało serce Matki, która Go urodziła, może zrozumieć tylko inna matka. Ileż
to podstępów uknuto, by skończyć z Kriszną? Ileż demonów próbowało zabić Ramę?
Ileż w tych sytuacjach łez wylały Dewaki Dewi i Kauśalja Dewi? Podobnie znany
jest epizod podania zatrutych wad
(rodzaj smacznego ciastka) Swamiemu w Jego dzieciństwie. Nie brakuje
niegodziwych osób chcących zranić lub znieważyć Swamiego. Tak więc, ta matka ma
wiele powodów, by się niepokoić. Z drugiej strony, nasz Sai Rama to Bóg Bogów.
Czy istnieje cokolwiek, o czym On nie wie? Przybył właśnie po to, by ukarać
niegodziwców, by skierować ich na ścieżkę prawości. Skoro postanowił ich
zreformować, musi wśród nich działać. Przerażona widokiem swego ukochanego Syna
śpieszącego niczym strzała by wmieszać się w morze wielbicieli, wzywała na
pomoc osoby towarzyszące Swamiemu. Dygocąc jak zraniona sarna błagała drżącym
głosem: „Appa [Ojcze]! Proszę, bądź
przy Nim! Uważaj na niego, appa! Nie
odchodź od Niego, nie zostawiaj Go samego.” Po powrocie Swamiego niepewnie
prosiła zdławionym głosem: „Swami! Jest tu tak wiele ludzi. Bądź ostrożny,
Swami! Wchodzisz w tłumy. Proszę, nie rób tego.” Swami śmiejąc się serdecznie
odpowiadał: „Skąd ten strach? Leczyć należy tylko chorą część. Nikt nie może mi
nic zrobić.” Gdy Swami dodawał jej otuchy i – by napełnić ją uczuciem nieustraszoności
trzymał obie jej ręce w swoich – łzy zbierały się nam w oczach. Wyłaniając się
z tłumu i kierując do nas jako ‘Widźaja [Zwycięzca] Sai’, mówił do niej dumnie:
„Wiesz co tam się wydarzyło? Zobaczywszy mnie, stali się moimi sługami, jak
węże, którym powyrywano kły.” Mimo to, w głębi serca dalej żywiła obawy.
Kiedy pewnego razu
zebraliśmy się wokół Swamiego, Śri Rama Sarma spytał: „Swami! Czy Twoje
przyjście nastąpiło przez zapłodnienie, czy przez wstąpienie*?” Wskazując na
ucieleśnienie Macierzyństwa, Matkę która siedziała przed Nim, powiedział: „Powiedz
im, co się zdarzyło po tym, jak twoja teściowa ostrzegła cię.” Ona
opowiedziała: „Teściowej we śnie ukazał się Satjanarajana Swami i zapowiedział:
‘Może zdarzyć się jakiś cud. Nie bój(cie) się.’ Później, gdy czerpałam wodę ze
studni, zobaczyłam błękitną, lśniącą kulę światła. Potoczyła się w moją stronę.
Potem zemdlałam. Uświadomiłam sobie, że wstąpiła we mnie.” Zatem, przyjście
Swamiego jest wstąpieniem*. Jak wielka żarliwość kryje się za miłością i
uczuciami Matki, nie jest w stanie wyrazić nawet Hari, Hara, Brahma ani inni.
W przeddzień wyjazdu
do Afryki Swami spojrzał na Matkę i spytał: „Co chcesz, bym ci przywiózł z
Afryki?” „Swami! Podobno tam jest bardzo tanie złoto…” – zaczęła. Swami
roześmiał się i rzekł: „Kto opowiada ci takie rzeczy? Niech będzie. Dam ci
cegłę ze złota. Zawieś ją na szyi jeśli chcesz!” Ona serdecznie się uśmiała i
rzekła: „Jedź bezpiecznie i wracaj! To wystarczy!” Pan Sai przyjął jej
błogosławieństwa. Mówi się: ‘Nawet nabab
[dawny gubernator prowincji] Delhi jest tylko synem dla matki.” Podobnie Swami,
mimo że wszechwiedzący i mimo że jest światowym przywódcą, dla tej Matki jest
tylko synem.
Wszyscy pojechaliśmy
na Światową Konferencję do Bombaju. Gdy planowaliśmy pójście na zakupy, pojawił
się Swami. Niektórzy z nas usiedli wokół Awagaru, Matki Swamiego, i rozmawiali.
Jest ona odpowiednią matką dla Syna takiego jak On. Udając, że nie ma pojęcia o
czym się mówi, rozbawiała wszystkich samym tylko błyskiem oka (była w tym
niezwykle utalentowana). Swami zauważył: „Cóż to? Dlaczego nie poszliście? Nie
macie nic do załatwienia w Bombaju, na przykład zakupów?” Patrząc na Niego z
wyrzutem, bez słowa, po prostu wykrzywiła usta dając Mu do zrozumienia: „Gdybym
tylko miała pieniądze.” Kiedy Swami spytał: „Co ci jest? Na kogo jesteś zła?,”
natychmiast odparła: „Tylko na ciebie! Nie potrząsnąłeś rękawem, prawda?”, co
znaczyło ‘nie dałeś mi pieniędzy.’ Swami pośpiesznie potrząsnął rękawem. Gdy
wszyscy wybuchnęli śmiechem, ona rzekła: „Och! Cóż to? Nic nie wypadło!” Swami
dalej się z nią droczył: „Ach, w tym rzecz! Jeśli o to chodzi, w ogóle nie mam
kieszeni.” Odwróciła od Niego twarz mówiąc: „Niech będzie! Po powrocie, gdy
wszyscy będą pytać co przywiozłam, a ja powiem, że ani jednej rzeczy, hańba
spadnie tylko na Ciebie.” Ale Swami ani trochę nie stracił rezonu. „Czy to
wszystko? Tylu ludzi mówi o mnie rozmaite rzeczy. Myślisz, że się tego boję?” –
powiedział i zamierzał odejść. Ona szybko złapała Go za rękę i rzekła
błagalnie: „Daj mi zanim odejdziesz, Swami!” On odparł: „Aha! Zmiana frontu.”
Nie ma potrzeby wspominać, że spełnił jej życzenie.
Kiedy tych dwoje
zacznie się sprzeczać albo rozprawiać o czymś, trzeba to oglądać i radośnie
przeżywać. Czy może kiedykolwiek czegoś zabraknąć Sai, Bogini Powodzenia,
wyposażonemu w osiem rodzajów bogactwa?
Awwagaru kochała
dzieci. Gdy przygotowywano program dla dzieci, zjawiała się wcześniej niż ktokolwiek
inny. Podczas tańca, gdy dzieci z zapałem podskakiwały, ona ciągle robiła
uwagi: „Patrz na ten warkocz, Swami! Ajjo!
Widzisz, Swami, jak wykrzywia usta! Patrz, Swami, jak ten brzuch się trzęsie!”
Swami zwykle odpowiadał: „Sza! Sza! Bądź cicho! Zły urok na nich padnie!”
Sądzicie, że uspokoiła się? Zwracała się do wszystkich innych i hałaśliwie
komentowała: „Patrzcie tam! Jak ona przewraca oczami! Abbo! Nosi głowę jak wielka tancerka.” Nawet po reprymendzie:
„Robisz wielkie zamieszanie, bądź bezwzględnie cicho,” nie zwracała na to uwagi
i, rozbawiając wszystkich, wciągając wszystkich, sama się świetnie bawiła.
Podczas uroczystości
urodzin Sai Iśwaramma szła u Jego boku ubrana we wspaniałe sari ze złotymi obszyciami brzegów i mając wargi czerwone od tambulam. Tysiące rąk i oczu radośnie
oddawało jej cześć. Czy to tylko matka naszego Wiśwambhary [’Podtrzymującego
Świat’] Sai? To Matka całego tego wszechświata. Dnia 6 maja 1972 r. ta
doskonała matka, nasza czcigodna Matka połączyła się z lotosowymi stopami
Swamiego. Odbywały się wtedy zajęcia letniej szkoły w Brindawanie.
Uczestniczyło w nich setki wielbicieli. Kiedy jak zwykle o ósmej godzinie
wkraczaliśmy do Brindawanu, usłyszeliśmy tę piorunującą wieść. Przez minutę
staliśmy porażeni. Jeszcze poprzedniego wieczora, gdy siedziała na stopniach
werandy, przed odejściem oddawaliśmy pokłony jej stopom. Wspominając jak dobrym
zdrowiem się cieszyła, trudno było nam wierzyć, gdy ktoś mówił: „Ajjo! Pół godziny temu piła kawę i
pozdrawiała wszystkich. W kilka minut ... – jak mogło się coś takiego zdarzyć?”
Dowiedzieliśmy się, że zabrano ją do Parthi. Złożywszy ręce, oddaliśmy jej
honory ze słowami: „Błogosławionaś Ty, o Iśwarammo!” Potem poszliśmy na
zajęcia. Pojawił się problem jak mam się zachować wobec Swamiego, jak Go
przywitać? Zaśmiałam się z własnego szaleństwa. Jest On Matką Matek! To odwieczna
Matka! Czy może mieć przywiązania? Odegrała tu swoją rolę Maja. Gdy jeszcze nie otrząsnęłam się z tych wątpliwości, przede
mną przeszedł młody, czarujący, piękny przystojny Pan Sai o ustach czerwonych
od tambulam. Przypomniało mi to, że
jest On prawdziwym ucieleśnieniem sukhaduhkhasamanasja
(tym, dla którego radość i smutek są tym samym). Później, mówiąc o tej Wielkiej
Matce, Swami wspomniał: „Skończyła kąpiel o siódmej rano. Usiadła na werandzie
pijąc kawę. Następnie, gdy szła w kierunku łazienki, zawołała: ‘Swami! Swami!’
Odpowiedziałem: ‘Idę, idę.’ Właśnie wtedy szedłem się wykąpać. Przybiegła
Venkamma. Pośpieszyłem na dół po schodach. Woda kapała mi z włosów. Nawet nie
zapiąłem dobrze guzików. Prawą ręką, ręką abhaji
[gestu nieustraszoności], zmaterializowałemwibhuti, nałożyłem je na Jej
czoło i na całe ciało, pocieszyłem obecnych tam ludzi i odszedłem. Jej wołanie
mnie i moje przyjście do niej są dowodem jej dobroci. Chociaż wokół siebie w
tej ostatniej minucie miała wielu ludzi, pamiętała Swamiego. Pamiętanie Swamiego
w takiej chwili zdarza się tylko w bardzo nielicznych przypadkach. Każdy
powinien dążyć tylko do tego. W tamtych chwilach przy jej boku była jej córka
Venkamma i wnuczka Sailaja. Lecz jej wołanie ‘Swami!’ i zakończenie życia z tym
wezwaniem do mnie są dowodem Jej pobożności i czystości.” Gdy wszyscy łkali, On
pocieszał nas słowami: „Czemu płaczecie? Każdy musi odejść któregoś dnia. To
było bardzo dobre zakończenie [życia].” Sprowadził samochód, przykrył jej ciało
kwiatami i z właściwymi honorami odesłał je do Parthi.
Po tych wydarzeniach
przypomniała mi się pewna drobna sprawa. W czasach, kiedy powstało Prasanthi
Nilayam, Iśwaramma zwykła sugerować mojej matce, mojej starszej siostrze lub
innej starszej osobie: „Amma! Proszę,
spróbuj przekonać Swamiego, by się ożenił. Kto o Niego zadba, gdy odejdę? Jeśli
tak zostanie, co jutro z Nim będzie?” Wyrażając szacunek dla Jej matczynej
miłości, Jej niewinności i Jej uczucia dla Syna, próbowaliśmy przekonywać Ją
mówiąc: „On jest Bogiem. Czy Najwyższa Istota, która rządzi całym
wszechświatem, potrzebuje towarzyszki? Zatem, proszę się tym nie martwić.”
Chociaż w danej chwili mówiła ‘Tak,’ gdzieś w głębi niej pozostawał niepokój.
Ale, z upływem czasu, przeżywszy mnóstwo szczególnych rozrywek i objawień Pana
Sai, nabrała głębokiej ufności oraz odwagi i przestała prosić o takie rzeczy
czy mówić o nich. Ku pamięci tej drogiej Matki, Matki Wszechświata, tego skarbu
miłości do dzieci, dzień 6-ty maja nosi nazwę „Dnia Iśwarammy”. Obchodzimy ten
dzień na całym świecie jako święto dzieci. Na znak Jej miłości do dzieci jedną
ze szkół nazwano Jej imieniem: „Easwaramma High School.” Ta Matka, Matka Pana
Sai, zawsze żarliwie pragnęła, by chłopcy i dziewczęta właściwie się rozwijali
i dobrze uczyli, by ich uzdolnienia mogły się przejawić, a wiedza z nich
promieniała. Tysiące głosów czci tę pobożną Matkę wzywając: „Dhanja ho [O Pomyślna]! Iśwarammo! Matko
Architekta Wszechświata, Iśwarammo!”
[Tłum. KMB]
Sathya
Sai Baba kiedyś potwierdził: „Nie zostałem poczęty. To była praweśa, nie prasawa”. Praweśa – to
Prawejście; prasawa – poczęcie
cielesna. (źródło: Jan Nara „Misterium Sai”)