numer 14 - marzec-kwiecień 2003
Rozwiewanie
Odwiecznego Mitu?
Na podstawie: Phyllis Krystal „Przywrócić Energię Miłości”
– opracowała Irena
Czajkowska
Problemem,
który mnie od dłuższego czasu niepokoi jest sprawa tak zwanego „pokochania
samej siebie”. Jak twierdzi Phyllis Krystal w swej doskonałej książce „Przywrócić Energię Miłości” nie ma po
prostu tego wymarzonego księcia z bajki, czy też tej naszej „drugiej połówki”
poza nami. Jest ona w nas… Zresztą tego samego zdania jest Mellen Thomas
Benedict w swoim przepięknym opisie doznań „po tamtej stronie”. Ogarnął go
zachwyt kiedy ujrzał że każda dusza, ale to absolutnie każda jest czymś
przepięknym i doskonałym… i zachęca do przeżycia jednej z najwspanialszych
przygód w poznawaniu siebie, swojej Boskiej Jaźni… Ciekawych lub pragnących przypomnienia
sobie dokładnych wypowiedzi Benedicta odsyłam do 11 numeru „Światła Miłości” z
roku 2002.
A
my poczytajmy co nam Phyllis Krystal przekazuje… Kiedyś w czasie jednego z
moich stanów „marzeń na jawie” (transu) pokazano mi jakiś olbrzymi kształt
myślowy, który się uformował wokół mitu, że kiedy tylko zetkniemy się z tą
właściwą osobą, będziemy z nią szczęśliwie żyli aż… do końca. Pierwsza sprawa,
o której zostałam pouczona, to fakt, że mity, baśnie i legendy z dziedziny
„amoroso” odnoszą się do wewnętrznego partnera i że żaden partner z zewnątrz
nie zaspokoi wszystkich naszych potrzeb. Musimy więc przeszukać nasze wnętrze i
znaleźć w nim brakujące nam własne ogniwo, co nam dopiero umożliwi stanie się
całością. (To jest ciekawe i właściwie niesamowite, gdyż z tego wynika, że to
„ja” żyjące sobie normalnie na co dzień nie jest pełne. Jest jakby okaleczone,
osierocone – bezustannie tęskniące za … no właśnie za tą częścią, która jest w
nas.)
Ale
poczytajmy dalej. W wewnętrznym małżeństwie – Phyllis jednoznacznie użyła słowa
„małżeństwo” – te dotąd oddzielone od siebie składniki połączą się, tworząc
instrumentalną całość do dyspozycji Wyższej Jaźni.
Tak
więc wszystkie owe romantyczne opowieści baśniowe jak np. „Kopciuszek”, „Śpiąca
Królewna” i inne tym podobne, mówiące o odwiecznych poszukiwaniach ukochanej
czy też ukochanego, są w istocie bardzo dezorientujące – zwłaszcza wtedy, kiedy
się je bierze dosłownie. Budzą bowiem tęsknoty nie do zrealizowania. Bowiem
właśnie tutaj należy szukać pośredniej przyczyny i źródeł odczuwania nieodwzajemnionej
miłości, najróżniejszych stanów niepewności, uczuć bycia niedocenianym,
nieudanym, zwłaszcza wtedy, gdy nie ma tego partnera zewnętrznego, lub gdy
poszukiwania kończą się fiaskiem. Wszystkie te doznania sprawiają, że wiele
osób dotkliwie cierpi w poczuciu niedorównania jakiemuś wzorcowi zwłaszcza w
oczach otoczenia. Zakotwicza się uczucie braku zaufania do siebie samej czy do
siebie samego.
Wiara,
że ta druga osoba – jak czarodziejska różdżka przemieni na dobro wszystkie
trapiące nas problemy jest oczywistym fałszem – lecz my – ludzie – zostaliśmy
niestety z tym mitem zaprogramowani…
Ma to jeszcze dalsze konsekwencje,
gdyż wyobrażanie sobie, że życie z tą wybraną osobą stanie się czymś doskonałym,
sprawia, że żyjemy w oczekiwaniu przyszłości, zamiast poświęcić całą naszą
uwagę chwili bieżącej każdego dnia, pilnie bacząc na ukazujące się nam znaki wiodące
nas dalej w naszej wędrówce życiowej.
Ów
mit „od tej chwili żyli ze sobą szczęśliwie aż do końca” został mi w moim
transie ukazany jako ogromny (jak już wspomniałam) kształt myślowy, pozbawiony
zupełnie substancji – po prostu bańki mydlane, wydmuchiwane z dziecięcej
zabawki, względnie scenka zrobiona z tapety, piany czy waty cukrowej.
Próbując
wejść mentalnie w tę scenerię stwierdziłam, że nie było w niej nic stałego,
niczego w czym można by znaleźć oparcie, nic solidnego. Wszystko w tej baśni
przysparza ludziom poniżenia i rozczarowuje. Następnie pokazano mi odwrotną
stronę tego mitu. Ujrzałam – co się dzieje, gdy prawda wychodzi na jaw. W
związku z tym musiałam wejść w tę formę myślową z drugiej strony, aby
stwierdzić jak się ją odczuwa. Spadłam od razu w warstwę czegoś co przypominało
konsystencją smog w Los Angeles (przeżywałam coś podobnego w powojennym Będzinie
na Śląsku – przyp. tłum.). Ciemną, brązową chmurę ukształtowaną ze wszystkich
snów i iluzji, które doznały niepowodzenia. Przebudzenie z tego koszmarnego snu
odczuwało się jak stan po toksycznym zatruciu. Tak wyglądały więc obydwie
strony doświadczanej przeze mnie (ukazanej mi w transie) formy myślowej tego
mamiącego mitu.
W trakcie przeżywania przykrych
doświadczeń związanych z rozwiewaniem się mitu – kiedy się stwierdza, że ten
ktoś „wybrany” nie jest wcale taki idealny jakby się zdawało, kiedy się widzi,
że nie jest się w stanie zmienić partnera, ażeby stał się takim jakby się
chciało – nierzadko ma miejsce zupełne odwrócenie się od jakiejkolwiek formy
partnerstwa. Odczuwamy wtedy ogromny żal do losu za przeżyte „niezasłużone”
rozczarowanie…
Phyllis
Krystal stwierdziła, że większość ludzi zaplątana jest jakby w sieć czy
pajęczynę tego wyobrażenia „partnera doskonałego”. Lecz to również jest źródłem
rozczarowań, ponieważ rzeczywistość zadaje kłam snom o szczęściu… Jest to tak,
jakby się było na huśtawce, czy wahadle kołyszącym się z jednej skrajności w drugą.
TYLKO
WTEDY, KIEDY BĘDZIEMY W STANIE SKONCENTROWAĆ SIĘ W BEZPOŚREDNIM CENTRUM TYCH
PRZECIWSTAWNYCH TENDENCJI – BĘDZIEMY W STANIE PODJĄĆ WEWNĘTRZNĄ PODRÓŻ DUSZY W
POSZUKIWANIU SWEGO UZUPEŁNIAJĄCEGO OGNIWA I ODZYSKAĆ POKÓJ.
Tak
wyglądała w istocie prawda ukazana nam baśniach i legendach – lecz została ona
zrozumiana przez ludzkość dosłownie – przyczyniając się do przeżywania wielu
cierpień wśród miejących (i mających nadal. – przyp. tłum.) tyle nadziei
zarówno mężczyzn jak i kobiet…
Tylko
wtedy, kiedy się z tej bałamutnej formy myślowej oswobodzimy – będziemy zdolni
do otworzenia naszych serc – nie obawiając się zranienia lub odrzucenia. Gdyż
odnajdując w naszym wewnętrznym centrum tego naprawdę właściwego partnera
doświadczamy tylko pełnego poczucia szczęścia – gdyż nie ma w nim niczego co by
nas zabolało czy odrzuciło.
Ale
co najważniejsze – zostało mi również pokazane, że to nie znaczy, że nie możemy
mieć partnera na zewnątrz – pod warunkiem, że powinien pomóc nam w naszej
ścieżce – dotyczy to również wzajemnie i nas.
Żaden z partnerów (zewnętrznych) nie
jest w stanie zmienić drugiego, gdyż nie są tą poszukiwaną drugą połówką.
Kiedy
ta prawda zostanie w pełni zrozumiana – nie zaświta w nas pokusa do naginania
na siłę drugiej osoby, aby spełniła nasze życzenia dawkowania objawów miłości.
Nie będziemy podejmować na siłę prób uzyskania od niej miłości za pomocą gróźb,
szantażu czy obietnic.
(Tak
więc wiem już – że nie tędy droga… Ale to jest prawie nie do uwierzenia.
Zrozumiałe jest bowiem w tym kontekście powiedzenie: „ażeby móc pokochać kogoś
trzeba najpierw pokochać samego siebie”…)
opracowała i
tłumaczyła: Irena Czajkowska