Jaga: Nie bardzo mogę
mówić o duchowym życiu, gdyż moja duchowa czy religijna przeszłość była naprawdę
żadna. Sai Baba w czasie mojego drugiego interview
powiedział ludziom tam siedzącym, że byłem agnostykiem. Sam o sobie myślałem,
że byłem ateistą, dlatego po powrocie do domu sprawdziłem w słowniku.
Stwierdziłem, że był chyba precyzyjniejszy ode mnie! Słownik określa ateistę
jako kogoś, kto nie wierzy w Boga, zaś agnostyka jako kogoś, kto myśli, że być
może ktoś tam jest, ale nie ma to dlań znaczenia. Tak więc prawdopodobnie byłem
agnostykiem. W rzeczy samej nie byłem złym facetem – przestrzegałem bardzo
ściśle swojego kodeksu postępowania. Ojciec zmarł, kiedy miałem około siedmiu
lat, a jako nastolatek chadzałem w dość dzikiej zbieraninie. Krewni mówili
matce, że zejdę na manowce, ale matka odpowiadała im: „Ufam mojemu synowi” i
nigdy nie zawiodłem jej zaufania. Nigdy nie paliłem i nie piłem, chociaż
przebywałem w tłumie największych palaczy i pijących. Wierzyłem więc w Boga,
ale nie w Boga jakiejkolwiek szczególnej drogi duchowej. Po raz pierwszy
spotkałem się z Sai Babą w wieku 32 lat. Myślałem, że to oszust i zajadle go
atakowałem. Często wyśmiewałem go. Mawiałem: „Jeśli Bóg jest imaginacją, to Awatar jest nią w dwójnasób!” albo „Czy
Bóg stworzył człowieka? Nie, człowiek stworzył Boga ponieważ, będąc psychicznie
słabym, potrzebował podpory. Bóg jest więc wynalazkiem człowieka!” Spotykałem
wielbicieli Sai Baby, którzy mówili mi, że potrafi on materializować rzeczy
ruchem ręki, na co odpowiadałem: „Właśnie dlatego nosi długie rękawy – by ukryć
artykuły, które rzekomo stwarza”. Wielbiciele mówili mi również, że na jego
obrazach często pojawia się wibhuti.
Zwykłem robić sobie z tego żarty chodząc do domów wielbicieli i ścierając kurz
z obrazów. Mówiłem: „Widzicie, to jest wibhuti.
Jeśli nie odkurzycie mieszkania przez cały tydzień, dostaniecie mnóstwo wibhuti!” Mówiłem im, że są naiwni
wierząc w ten nonsens o wibhuti.
Wszak było to niemożliwe, sprzeczne z nauką. Taki był, można powiedzieć, stan
mojego umysłu.
David: Powiedz nam
troszkę o swojej przemianie. Musiał to być znaczny wstrząs.
Jaga: Ta przemiana
miała bardzo dramatyczny przebieg. Mogę nawet określić dokładny moment, kiedy
stałem się wielbicielem Sai Baby! Było to o godz. 10:30 wieczorem dnia 8-go
czerwca 1976 r. Byłem wtedy w swoim domu w Malezji, a z drugiej strony drogi, w
domu mojej ciotki, mieszkał pewien dżentelmen ze Śri Lanki nazwiskiem Rajah.
Zna go wielu mieszkańców Śri Lanki, gdyż był sławnym śpiewakiem. Był on
wielbicielem Sai Baby i ciągle o nim opowiadał, dlatego chciałem się z tego
człowieka ponabijać. Do domu ciotki chodziłem co wieczór. Wieczorem 8-go
czerwca 1976 r. poszedłem jak zwykle na drugą stronę drogi. Był to
surrealistyczny wieczór. W chwili, gdy wstąpiłem do tego domu, zapanował Sai
Baba. Na stole zobaczyłem książkę ze zdjęciem Sai Baby na okładce. Spojrzałem
na nią i w myślach powiedziałem: „Awatar?
Nie sądzę”. Byłem nastawiony bardzo arogancko. Z ciekawości otwarłem książkę i
przerzuciwszy kilka kartek ujrzałem ilustrację z postacią starego mężczyzny.
Spytałem ciotkę, kim on jest, a ona powiedziała, że to Śirdi Sai Baba. „Któż to
taki?” – dopytywałem się. „Poprzednia inkarnacja Sathya Sai Baby”. „O mój Boże,
chcesz powiedzieć, że ci faceci przychodzą seryjnie?!” – rzekłem. Mój komentarz
znów zapoczątkował spór i dyskusja ciągnęła się od ósmej do dziesiątej
trzydzieści. Była to dwu i półgodzinna debata, w której ciotka i Rajah bronili
Sai Baby, a ja go atakowałem. O 1030, w apogeum mojej arogancji, w
myślach rzuciłem Sai Babie wyzwanie: „Jeśli jesteś tym, o którym oni mówią, daj
mi znak” i niemal natychmiast na tym obrazku zaczęło pojawiać się wibhuti. Dotąd żadne z nas nigdy jeszcze
nie widziało żadnego wibhuti, nikt
też nie widział podobnego zjawiska. Najśmieszniejsze było to, że na zakończenie
wieczoru wszyscy w tym domu zaczęli oskarżać mnie o nałożenie tego wibhuti na obrazek dla żartu, a ja byłem
jedyną osobą, która wiedziała, że nie ja to zrobiłem! Był to ostateczny dla
mnie dowód, gdyż gdyby ktoś zawołał mnie do tego domu i pokazał wibhuti, nigdy bym im nie uwierzył.
Myślałbym, że sami je tam nasypali. Teraz zaś musiałem bronić swej niewinności,
a nikt mi nie wierzył! Był to bardzo dziwny fenomen. Tak wyglądał moment mojej
transformacji. Po raz pierwszy w życiu zdałem sobie sprawę z tego, że istnieje
siła, nieznana nauce moc i że siła ta nie była ślepa czy głucha. Siła ta
usłyszała mnie i dała mi odpowiedź. Najważniejszą dla mnie rzeczą było to, że
ta siła była zdolna przejawić się w moim fizycznym świecie w postaci świętego
popiołu. Nie było dla mnie ważne czy moc ta pochodziła z nieba, czy z
przestrzeni kosmicznej, ale skoro może przyjść do mojego świata – rozmyślałem –
czemu marnuję czas. Po raz pierwszy odezwała się we mnie tęsknota do szukania
źródła tej siły.
David: Opowiedz nam o
swojej pierwszej wizycie u Sai Baby. Co się wtedy wydarzyło?
Jaga: Moje pierwsze
odwiedziny były bardzo ciekawe. Pracowałem wtedy dla Ministerstwa Przemysłu i
cztery albo pięć razy w roku jeździliśmy do Europy, Ameryki i Japonii na
konferencje. Miałem właśnie jechać na taką konferencję do Paryża więc
postanowiłem wziąć cztery dni urlopu i po drodze do Europy odwiedzić Sai Babę. Muszę
tu wtrącić małą dygresję. Zanim wyruszyłem w drogę moja matka powiedziała mi,
że skoro jadę do Indii tylko na cztery dni, uczyniłbym rozważnie załatwiając
uprzednio spotkanie z Sai Babą. Zadzwoniłem więc do przyjaciela, który pracował
dla pewnej indyjskiej kompanii w Malezji i który miał wobec mnie pewien dług
wdzięczności, i poprosiłem o umówienie mnie na to spotkanie. Zapewnił mnie, że
nie będzie z tym żadnego problemu. Skontaktuje się z centralą w Bangalore, a
oni umówią mnie na spotkanie z Sai Babą. Człowiek ten niewiele wiedział o Sai Babie!
Po tygodniu oddzwonił i powiada: „Proszę pana, moja centrala twierdzi, że mogą
ustalić panu spotkanie z dowolnym ministrem Indii, ale jest to niemożliwe w
stosunku do Sai Baby!” W pewnym sensie byłem z tego bardzo rad. Tak czy
inaczej, pojechałem do Indii, a po drodze zdarzyło mi się mnóstwo cudów. Ale w
końcu znalazłem się w Puttaparthi i siedziałem na darśanie. Na trzeci dzień Swami odezwał się do mnie.
Siedziałem w wielkim
tłumie ludzi na darśanie i, oczywiście,
należąc do rasy hinduskiej, zlewałem się z tym oceanem twarzy, gdyż wyglądałem
jak każdy Hindus. Muszę tu wspomnieć, że odwiedzenie Indii było dla mnie
wielkim wstrząsem kulturowym i że siedziałem tam czując się bardzo samotny. Sai
Baba przeszedł przez tłum, podszedł wprost do mnie, spojrzał na mnie i
powiedział: „Hi (cześć), Malezja”.
Byłem tak zaskoczony, że potrafiłem tylko odpowiedzieć: „Yes, Sir (tak, proszę pana)”. Następnie wezwał mnie na interview, a wspaniałe w tym było to, że
tego akurat dnia byłem jedyną osobą, którą zaprosił. W pokoju interview zaczął mówić do mnie jak
ojciec. Mój ojciec odszedł, kiedy miałem zaledwie siedem lat. W wieku 32 lat
znów znalazłem ojca. Był nim Sai Baba. Traktował mnie jak małe dziecko.
Obejmował mnie, szczypał w policzek, głaskał po głowie i obficie obsypywał miłością.
Wszyscy myślimy, że miłość to emocja, ale stojąc przed Sai Babą uświadomiłem
sobie, że miłość to nie emocja, to energia. Jego energia dosłownie otulała
mnie, a stojąc przed nim czułem jak ta niesamowita miłość zalewa mnie całego.
Wezbrało we mnie uczucie wielkiej pokory. Powiedziałem do siebie: „Mój Boże, w
świetle odczuwanej teraz boskiej energii miłości, jak mogłem kiedyś mu się
przeciwstawiać? Dobrze byłoby go przeprosić”. Ale nie potrafiłem przemóc się i
oświadczyć wprost, że byłem energicznym jego przeciwnikiem, pomyślałem więc, że
zrobię to łagodniej i powiedziałem: „Swami, wybacz mi proszę, ale jeszcze
cztery miesiące temu byłem niewierzący”. Sai Baba odpowiedział: „Nie tylko
niewierzący, ale silna opozycja, silna opozycja”. Kolana załamały się pode mną
i zwyczajnie upadłem na podłogę płacząc; nie cichymi łzami, lecz jak dziecko –
naprawdę głośno. Sai Baba powiedział: „Szszsz, ludzie na zewnątrz usłyszą. Nie
płacz, nie płacz, Swami wie wszystko” i podniósł mnie z podłogi.
Moim macierzystym
językiem był tamilski, ale przez większość życia w ogóle w nim nie mówiłem,
ponieważ używałem angielskiego. Z żoną rozmawialiśmy po angielsku. Mój tamilski
był bardzo słaby, ale mimo to w nocy po zdarzeniu, które opisałem, kiedy to na
zdjęciu pojawiło się wibhuti,
wróciłem do domu i skomponowałem moją pierwszą pieśń dla Sai Baby po tamilsku.
Był to początek długotrwałego procesu. Do dziś wyszło ze mnie 950 utworów i
nagrałem wiele taśm zarówno po angielsku, jak i po tamilsku. Do czasu, gdy po
raz pierwszy pojechałem do Sai Baby, napisałem 32 pieśni i zebrałem je w małą
książeczkę. Podałem ją jemu i powiedziałem: „Swami, dziękuję za pieśni”, gdyż
dla mnie nie ulegało wątpliwości, że to on jest kompozytorem. Swami ujął mnie
za ramiona i rzekł: „Nie martw się, jesteś moim narzędziem. Rozpowszechniaj to,
rozpowszechniaj”. Wówczas tego nie rozumiałem, ale teraz widzę, że rzeczywiście
odgrywam małą rolę w jego misji. „Swami – powiedziałem – w Malezji śpiewam do
twojego obrazu. Czy mogę jedną pieśń zaśpiewać ci teraz bezpośrednio?” On zaś
odparł: „Och, nie. Dziś wieczorem przyjdziesz i przyprowadzisz ze sobą tych
pozostałych Malezyjczyków”. Nie wiedziałem, by jacyś Malezyjczycy w tym czasie
tam przebywali, dlatego stwierdziłem: „Swami, przyjechałem sam, nie znam
żadnych innych Malezyjczyków”. Sai Baba zaś odpowiedział: „W aśramie jest 32 Malezyjczyków,
przyjdźcie dziś wieczorem”. Niezwykłe jest to, że normalnie Sai Baba zawsze
pyta: „Ilu was jest w grupie?”, a tu po raz pierwszy i jedyny powiedział mi ilu
było ludzi. To jest ta gra, w którą z nami się bawi. To zasłona maji, którą ciągle zaciąga przed nami
zaskakując i zwodząc nas. Musimy zdać sobie sprawę z tego, że Sai Baba nie jest
tu po to, by co minutę dowodzić, że jest Bogiem. Jest tu po to, byśmy
zrozumieli, że jesteśmy boscy. Nie jest tu, by dowodzić swojej boskości lecz,
jeśli mamy szczęście, może na minutkę uchylić tę kurtynę i pozwolić nam
przelotnie dojrzeć jego boskość. Potem znów opuści kurtynę, a my ponownie
zostaniemy pojmani przez to przedstawienie. Tej rzeczy ludzie nie rozumieją.
Sai Baba nie jest tu po to, by dowieść, że jest Bogiem. Ojciec nie musi
dowodzić swoim dzieciom, że jest ich ojcem. Można oczekiwać, że ojciec da swoim
dzieciom prezenty i, oczywiście, okazyjnie, skarci je lub ukarze. Dokładnie
taki jest Swami.
David: Co do ciebie przemawia w naukach Sai Baby?
Jaga: Ktoś spytał
mnie kiedyś, czy stałbym się wielbicielem Sai Baby, gdyby w moim życiu nie było
owego zdarzenia z wibhuti. Szczerze
mówiąc nie wiem, ale znalazłszy Swamiego wiem, że dał mi kierunek życia.
Dwukrotnie wezwał mnie, gdy po raz pierwszy go odwiedziłem. Na drugim interview na oczach wszystkich
powiedział: „Jagadeesan, chcę, byś wrócił do Malezji i chcę, byś był
przewodniczącym sewa dal”. Nie
wiedziałem nawet co znaczy sewa dal i myślałem, że chce, żebym został
przewodniczącym Organizacji Sai w Malezji, dlatego odpowiedziałem: „Nie ja, Swami,
jestem za młody. Znajdź kogoś starszego”. On nie ustępował: „Nie, nie. Wracaj i
poprowadź wielbicieli do pracy służebnej”. Ponieważ w Malezji byłem dyrektorem
działu inwestycji w Ministerstwie Przemysłu, co tydzień otrzymywałem jakieś
piętnaście zaproszeń na koktajle i kolacje. Moje życie było przeładowane zajęciami
dlatego powiedziałem Swamiemu, że nie sądzę, że będę miał dość czasu, by to
robić. Swami tylko się odwrócił i kazał śpiewać. Jednak, kiedy wróciłem do
Malezji, moje życie zmieniło się. Powiedziałem wszystkim moim współpracownikom,
by nie zapraszali mnie po godzinach pracy, gdyż mój czas jest zbyt cenny. Od
chwili, gdy Swami objawił światu, że jest Awatarem,
wygłosił ocean dyskursów, ale nie musimy wypić całego oceanu, by poznać jego
smak. Kiedy przemawiam do wielbicieli, mówię po prostu, że zamierzam dać
słuchaczom kilka kropel z oceanu nauk Swamiego, aby mogli poznać ich smak.
Jest pięć
zasadniczych kropel w tym oceanie. (1) Wiara w Boga. Wiara, że On istnieje.
Wiara ta powinna być niewzruszona. Znany jest On pod wieloma imionami, wieloma
formami, a fakt, że czasami nie odpowiada na wasze wołanie, nie znaczy, że On
nie słucha. Powodem może być to, że wasze pytanie jest niewłaściwe, albo
możecie nie zasługiwać na odpowiedź. (2) Trwajcie w swojej religii, niezależnie
od tego, jaka ona jest. Jeśli jesteście chrześcijanami, stańcie się lepszymi
chrześcijanami; jeśli jesteście hinduistami, stańcie się lepszymi hinduistami;
jeśli jesteście buddystami, stańcie się lepszymi buddystami. Każda religia może
nauczyć nas ścieżki do Boskości i dobroci. (3) Szacunek. O ile na świecie mówi
się wiele o religijnej tolerancji, od wielbicieli Sai nie wymaga się tej
tolerancji, gdyż tolerancja zakłada, że nie lubicie ich religii, ale znosicie
ją. Sai Baba mówi, że musicie szanować i czcić wszystkie religie. Wszystkie
religie uczą jednej fundamentalnej prawdy, mianowicie tego, że wszystkie
religie pochodzą od jednego Boga, a więc wszystkie religie powinniśmy szanować
i darzyć czcią. (4) Podtrzymujcie wartości ludzkie. Wartości ludzkie stanowią
esencję wszystkich religii, a Sai Baba uczy, że jest pięć wielkich wartości
ludzkich – prawda, właściwe postępowanie, pokój, miłość i niekrzywdzenie.
Wpierw wcielcie te wartości we własnym życiu, a potem promujcie je w społeczeństwie.
(5) Bezinteresowna służba dla ludzkości. Jeśli prawdziwie wierzycie w
braterstwo człowieka i ojcostwo Boga, wyjdźcie na zewnątrz i pomagajcie swoim
braciom i siostrom. Wszystko, co Sai Baba mówi, opiera się na tych pięciu
zasadach. Chce, byśmy tak postępowali. Ja swoje życie obecnie poświęciłem służeniu.
Dzięki tej służbie i, w szczególności, pracy z rozmaitymi wyznaniami moje życie
stało się jedną wielką przygodą usianą zadziwiającymi cudami. Starałem się
ludzi połączyć. W Malezji jest wiele różnych religijnych ugrupowań więc mówię
im, że chociaż może nie możemy modlić się w tych samych świątyniach, na pewno
poza nimi możemy Bogu służyć razem. Tak więc, być może największą rzeczą, jaką
Sai Baba dla mnie zrobił, jest uwolnienie mojego umysłu od podziałów. Uwolnił
mnie od wyróżników jednostkowych i uczynił mnie osobą bardziej uniwersalną.
David: Które z
objawień bądź cudów, jakich doświadczyłeś z Sai Babą, było największe?
Jaga: Uważam, że dla
mnie największym cudem była moja konwersja, przemiana, o której już wam mówiłem.
Od tamtego czasu zacząłem widzieć Sai Babę wszędzie. Było to bardzo zabawne. Nie
tylko jego widziałem – widziałem także Ganeśę, Krisznę i Buddę. Widywałem Sai
Babę obok siebie na poboczu drogi, na której uprawiałem bieganie dla zdrowia, w
pracy, w domu – wszędzie. Było to bardzo osobliwe. Zdawało mi się, że postradałem
zmysły. Kiedy byłem na drugim moim interview
u Sai Baby, opowiedziałem mu o tym zjawisku. On rzekł: „Myślisz, że to omamy,
ale tak nie jest. Jest to wizja. Pielęgnuj to, pielęgnuj”. Myślałem, że
zamierza wezwać mnie na trzecie interview
w dniu, kiedy miałem wyjechać, ale nie wezwał. Zignorował mnie, a to naprawdę
mnie zmartwiło. Gdy opuszczałem Prasanthi Nilayam, w taksówce myślałem sobie:
„Swami, wyjeżdżam, przecież mógłbyś chociaż pomachać mi ręką na pożegnanie”.
Jadąc tą drogą od aśramu postanowiłem
zatrzymać się, by sfilmować Sai Gitę, słonicę Swamiego, za pomocą małej
8-milimetrowej kamery, jaką miałem ze sobą. Wtedy, w 1976 r., Sai Gita była
jeszcze całkiem mała. Skończyłem filmować i wracałem do taksówki, gdy mój wzrok
padł na wzgórze przede mną. Zobaczyłem niesamowity widok – stały tam i machały
do mnie ogromne postacie Sai Baby, Kriszny i Pana Subramanjam! Zamurowało mnie.
Nie potrafiłem tego przyjąć więc spuściłem głowę i poszedłem w kierunku
taksówki. Czułem, jak zbierają mi się łzy. Kiedy byłem już w samochodzie wyjrzałem
przez okno. Dalej ich tam widziałem machających
do mnie. Po prostu zacząłem płakać. Płakałem i płakałem i płakałem i płakałem,
i nie śmiałem podnieść głowy, gdyż za każdym razem jak ją podnosiłem widziałem
ich stojących tam na górze i machających do mnie. Nikt inny w taksówce ich nie
widział, tylko ja. Upłynęło chyba z godzinę zanim się uspokoiłem. Było to dla
mnie dramatyczne objawienie. Widziałem, oczywiście, jak materializuje i
przemienia rozmaite przedmioty, ale największym dla mnie cudem jest jego
przemienianie ludzi. Jestem tego klasycznym przykładem, ale było wielu innych.
Przemieniał samolubów, alkoholików, narkomanów, materialistów w niesamowicie
bezinteresownych ludzi, którzy żyją jedynie po to, by służyć społeczeństwu. Dla
mnie osobiście jest to największy cud Sai Baby.
David: Czy
zechciałbyś podzielić się z nami tym, jak Sai Baba potraktował cię w związku ze
śmiercią twojej żony?
Jaga: W listopadzie
1996 r. byłem w Prasanthi Nilayam. Swami obarczył mnie wtedy dwoma obowiązkami,
po pierwsze, zorganizować obchody Chińskiego Nowego Roku i, po drugie,
przygotować światową konferencję Sai. W drodze do domu dotarłem do lotniska w
Madrasie, gdzie otrzymałem telefoniczną wiadomość od córki, że zmarła moja
żona. Żona była najzdrowszą osobą na świecie, nigdy w ogóle nie chorowała, dlatego
byłem tą wiadomością kompletnie zaskoczony. W przeddzień śmierci dzwoniła do
wielu ludzi załatwiając spotkanie na następny wieczór, gdyż ja wracałem. Planowano
wielkie spotkanie. O godzinie szóstej, kiedy wszyscy już przyszli ona
pozostawała ciągle w swoim pokoju. Moje dzieci, dziwiąc się, że jeszcze nie
zeszła, stwierdziły, że jej pokój jest zamknięty na klucz i nikt nie odpowiada.
Wyłamali drzwi i znaleźli ją martwą w pozycji padanamaskaru, czyli schyloną tak, jakby dotykała czyichś stóp
przed sobą. Oczywiście, próbowali ocucić ją i zawieźli do szpitala, ale
wszystko to na nic się nie zdało. Po kremacji zachowałem część jej prochów i,
ponieważ bardzo pragnęła być w Prasanthi Nilayam, postanowiłem, że zawiozę je
tam. Tak więc, piętnaście dni po jej śmierci pojechaliśmy z czwórką moich
dzieci do Puttaparthi do Sai Baby. Niewiele wcześniej opuściłem to miejsce jako
szczęśliwy człowiek, a teraz wracałem jako pogrążony w żałobie wdowiec.
Swami niemal od razu
wezwał nas na audiencję. Wiedziałem wtedy dobrze jakie rzeczy mówił innym ludziom
w przypadku śmierci współmałżonka, dlatego w pełni byłem przygotowany na to, co
powie. Byłem pewien, że powie: „Byłem tam” i „Przyszła do mnie” itd., ale kiedy
weszliśmy do pokoju interview, po raz
pierwszy od śmierci żony zacząłem płakać. Słowa Sai Baby były niczym razy
biczem: „Jagadeesan, gdzie jest twoja duchowość? Kim była twoja żona przed ślubem?”
Następnie zwrócił się do moich dzieci mówiąc: „Kim była wasza matka przed
urodzeniem?” Kiedy Swami wypowiada tego typu stwierdzenia, w umyśle człowieka
zaczynają eksplodować rozmaite rzeczy. Nie jest istotne, jakich używa słów, ale
to, co ta jego wypowiedź wydobywa z waszego wnętrza. Wiedziałem, że mówi do
nas: „Za czyją żoną i czyją matką płaczecie? Skończcie z takimi nonsensami”.
Potem, potraktowawszy nas szorstko, był już bardzo miły i zmaterializował
pierścienie dla obu moich synów a wisiorki dla córek, oraz pierścień dla mnie.
Następnie zaprosił nas do wewnętrznego pokoju interview. Tam powiedział mi: „Jagadeesan, twoja żona zwykła modlić
się do mnie mówiąc 'Swami, chcę się z tobą połączyć' i teraz przyszedł jej
czas”. Muszę tu dodać, że jest zapisane, iż Sai Baba powiedział, że z chwilą
narodzin ustalony jest już także moment śmierci, ale jest on przed wami zakryty.
Ani wasi lekarze, ani wasza technika medyczna nie jest w stanie zmienić tej
chwili nawet o minutę. Łaska Boga może to zmienić, ale dlaczego, poza wyjątkowymi
sytuacjami, miałby On interweniować? Potem Sai Baba powiedział: „Byłem tam”.
Wiedziałem, że to powie, ale nigdy bym się nie domyślił tego, co miał dalej
powiedzieć. On zaś rzekł: „Byłem tam, a ona zrobiła mi to” – tu wstał ze
swojego krzesła i schylił się do pozycji padanamaskaru,
w jakiej dzieci znalazły moją żonę – „I przyszła do mnie”. Ten pokaz jego
wszechobecności i wszechwiedzy był dla mnie druzgocący, a dla moich dzieci była
to ozdrowieńcza chwila.
David: Na pewno wiesz
o tych wszystkich skandalicznych historiach, które teraz krążą o Sai Babie. Jak
to jest widziane w Malezji i jak ty osobiście z tym sobie radzisz?
Jaga: Mówię do ludzi
tak: patrzcie, z jednej strony mamy sto ton dobrych czynów Sai Baby, a z
drugiej jest funt tych negatywnych opowieści. Dlaczego skupiacie się na tym
funcie? Najpierw sprawdźcie te sto ton dobra, a wtedy porozmawiam z wami o tym
jednym funcie. Powiedzcie mi, który ze światowych duchowych liderów, od Kriszny
po Chrystusa, uniknął zniesławiania i opozycji? Awatarzy potrzebują przeciwników, by ich światło świeciło jaśniej.
Trudno jest atakować Sai Babę, gdyż robi on tak wiele dobrego, jest to więc
przednia okazja dla niektórych ludzi, którzy chcą go zaatakować!
Ataki na Sai Babę
przychodzą falami. Jakieś dwadzieścia lat temu pojawiła się książka „Lord of the Air” (Pan Powietrza).
Narobiono wokół tego wówczas wiele szumu, ale potem wszystko ucichło. Od
tamtego czasu były też inne fale. Niedawno w naszej telewizji pokazano
negatywne wideo o Sai Babie. W wyniku tego przyszła do mnie dziennikarka, aby
uzyskać moje komentarze o wideo. Powiedziałem, że nie chcę oglądać tego filmu,
a ona na to: „Czy to nie jest obłuda?” Odparłem: „Nie. Nie potrzeba mi żadnego
dowodu, by wiedzieć, że słońce istnieje, czemu więc miałbym oglądać wideo,
które mówi, że słońce nie istnieje?” Potem przedstawiłem dziennikarce świadectwa
niewiarygodnej pracy Sai, jaką wykonaliśmy w Malezji: nasz program wartości
ludzkich, ochotnicza służba itd. Tak ją to zdumiało, że ostatecznie napisała
bardzo pozytywny raport, który ukazał
się w gazecie. Całą tamtą rzecz odwróciła. W Malezji ludzie wiedzą o dobrych
dziełach Sai Baby i ignorują wszystkie te plotki. Chrystus powiedział: „Po
owocach cię poznają”.
Faktem jest, że nikt
nie uniknie negatywnych ocen. Ludzie atakowali mnie wiele razy, ale im bardziej
atakowano, tym większą uwagą darzył mnie Swami, dlatego te ataki nie
przeszkadzały mi! Opowiem wam pewną historię. Parę lat temu w Malezji istniało
wiele niezależnych centrów Sai. Chciałem je połączyć, więc poszedłem do
Swamiego i poprosiłem o pomoc. W tym czasie w pokoju interview siedziało wielu ludzi. Na kartce miałem wydrukowane kilka
pytań do Swamiego. Spytałem: „Swami, czy mam sformować Radę Sathya Sai w
Malezji?”, a on odparł: „Tak, jedź i zrób to”. „Ale Swami, jeśli wrócę i powiem
im to, nie uwierzą mi” – zauważyłem. Swami wziął moją kartkę i pod pytaniami,
które wydrukowałem, dopisał swoje imię jako znak zatwierdzenia. Ale kiedy kilka
dni później wróciłem do Malezji, moja żona spytała, co takiego zdarzyło się w
pokoju interview, bo ludzie
opowiadają, że dałem Swamiemu kartkę z prośbą o zatwierdzenie sformowania Rady
Sathya Sai Malezji i że on ją podarł a strzępami papieru cisnął mi w twarz! Nie
mogłem w to uwierzyć! Jak ludzie mogą tak kłamać, a ta historia musiała wyjść
od kogoś, kto był w pokoju interview.
To klasyczny przykład kogoś, kto przyjął negatywną postawę i dlatego propaguje
negatywne historie.
David: Sai Baba mówił
o Złotym Wieku, który ma nadejść, i o wielkich zmianach, jakie wkrótce mają
nastąpić. Jakie są twoje odczucia na temat przyszłości tej planety i ludzkości?
Jaga: Nie mogę
przewidzieć, co się stanie, ale wydaje mi się, że nie każdy doświadczy Złotego
Wieku. Wierzę, że wszyscy musimy znaleźć własny Złoty Wiek. Na przykład, tutaj
w Brytyjskiej Kolumbii dzisiaj był wspaniały dzień Złotego Wieku dla nas
wszystkich, ale dla biednych ludzi mieszkających w Somalii życie przesycone
było problemami. Złoty Wiek musimy stworzyć sami wokół siebie. Ten Wiek nie
będzie czasem, kiedy problemy w ogóle nie istnieją. Tak może być w Niebie, ale
nie tutaj, chociaż być może nawet w Niebie są problemy! Złoty Wiek oznacza dla
mnie, że choćby nie wiem co się działo trwasz w wewnętrznym spokoju i
zadowoleniu. Mogą być trzęsienia ziemi, plagi, susze itd., tak jak w
przeszłości, ale jeśli wszyscy znajdziemy sobie Złoty Wiek, wtedy zbiorowość jednostek,
które go znalazły, wykreuje Złoty Wiek dla społeczeństwa jako całości. Jestem
pewien, że za dwadzieścia lat ciągle jeszcze będą ludzie, którzy nigdy nie
słyszeli o tym Awatarze. Tak było z
Ramą i Kriszną, tak samo będzie z Sai Babą. Upoważnić musimy się sami.
David: Czy przez te
liczne lata twojej bliskości z Sai Babą ujawnił ci on, kim jest?
Jaga: To bardzo
ciekawa sprawa. Dla mnie osobiście jest on moim ojcem, ale kiedy ludzie pytają
mnie czy Sai Baba jest Bogiem, jestem z nimi bardzo szczery. Mówię: „Nie wiem,
gdyż nigdy nie widziałem Boga, nie wiem jak wygląda”. Gdyby przyszedł tu
człowiek z dżungli i pokazałbym mu ten mikrofon pytając co to jest,
powiedziałby, że nie wie. Nie widział czegoś takiego wcześniej. Jednak, kiedy
powiem mu, że jest to mikrofon, wtedy przez resztę życia będzie wiedział co to
jest mikrofon. Wszystko rozpoznajemy na podstawie jakiegoś punktu odniesienia,
ale nie mamy takiego punktu na Boga. Niemniej, wszystkie pisma święte opisują
Boga nie poprzez Jego fizyczną postać, lecz przez cechy: wszechwiedzę,
wszechmoc i wszechobecność. Wszystkim, którzy przychodzą do niego, Sai Baba
pokazuje wiele przymiotów przypisywanych Boskości. Dlatego, w takim znaczeniu,
powiadam, że Sai Baba jest manifestacją boskiego pierwiastka. Proszę zauważyć,
że mówię o boskim pierwiastku a nie o Bogu, gdyż każda religia ma inne pojęcie
Boga; jeśli jesteś Hindusem, masz nawet więcej niż jednego Boga! Fakt, że Sai
Baba na planie fizycznym przejawił wszystkie moce Boskości, ciągle jeszcze nie
świadczy, że jest on Bogiem, wyjąwszy sens że, jak naucza Sai Baba, wszyscy
jesteśmy Bogiem, wszyscy nie różnimy się od Boga. Ten punkt widzenia jest na
pewno do przyjęcia przez wszystkich, którzy do niego przychodzą, niezależnie od
postaci Boga, którą wybrali i czczą.
[tłum.:
KMB]