Znaczenie sanskrytu

K.M. Borkowski

Swami mówi, że przyszedł, aby ożywić Wedy. Wedy spisano w sanskrycie. Prawie wszystkie dyskursy Baby zawierają liczne cytaty i słowa w tym języku. Wielokrotnie też podkreślał On wielkie znaczenie sanskrytu. Możemy zatem domyślać się, że już niedługo sanskryt stanie się bardzo ważnym językiem na całym świecie. Niewątpliwie warto więc przybliżyć nieco ten bodajże najstarszy język ludzkości wielbicielom Sai. Na tym polu jestem, niestety, zaledwie początkującym amatorem, dlatego to co przedstawię należy przyjmować ze znaczną dozą rezerwy (i wyrozumiałości wobec potknięć). Na początek podam ciekawsze informacje ogólne o językach Indii, które pojawiły się na początku 2000 r. w SatGuru – internetowej grupie dyskusyjnej wielbicieli Sathya Sai, a potem parę praktycznych zdań o spolszczaniu sanskrytu.

Konstytucja Indii wyróżnia 18 języków urzędowych tego kraju, w tym sanskryt (angielski ma oficjalny status języka stowarzyszonego). W istocie jednak prawie każdy z tych 18 języków ma wiele dialektów, często bardzo się różniących, a ponadto jest wiele regionalnych, nieoficjalnych języków — razem jest ich ponad 200[1].

W południowych Indiach, tam gdzie urodził się Swami, większość ludzi posługuje się jednym z grupy czy „rodziny” spokrewnionych języków znanych jako grupa drawidyjska. Języki te, chociaż różne, mają tyle ze sobą wspólnego, że podobno ktoś znający jeden z nich łatwo może opanować inny. Na przykład, śp. Kasturi, ongiś „nadworny” tłumacz Swamiego mówił, że został przez Babę zachęcony do biegłego opanowania wszystkich tych języków! Istnieją cztery główne języki drawidyjskie odpowiadające czterem stanom południowych Indii. Telugu, ojczysty język Sai, jest urzędowym językiem w Andhra Pradeś — stanie, w którym leży Puttaparthi, miejsce urodzenia i siedziba głównego aśramu Baby. Słynne nabożne pieśni Tjagaradźa pisał jakieś 200 lat temu w tym języku. Od zachodu z Andhra Pradeś graniczy Karnataka, gdzie ludzie mówią w języku kannada. Jest to główny język Bangalore i pobliskiego Whitefield z aśramem Brindawan. Dalej na południe, przy wschodnim wybrzeżu, leży wielki stan z językiem tamilskim, Tamil Nadu, którego stolicą jest Chennai (Madras), oraz — na zachodnim skraju półwyspu — stan słynnego Adi Śankary, Kerala, w którym głównym językiem jest malajalam.

Rodzina języków drawińskich jest bardzo stara, a badacze sądzą, że jeszcze kilka tysięcy lat temu zasięg ich obejmował większość obszaru całych współczesnych Indii i Pakistanu. Prawdopodobnie starożytna cywilizacja doliny Indusa posługiwała się jakąś odmianą języka z grupy drawidyjskiej. Być może takiego języka używali także Rama i Kriszna. Od wielu wieków jednak na obszarach północnych i centralnych Indii używa się języków z całkiem innej rodziny, nazywanych niekiedy indoaryjskimi. Mówi się, że przybyły do Indii znacznie ponad 3000 lat temu z północnego zachodu, jednak znawcy przedmiotu nie są zgodni co do tego pochodzenia ani dat. Najstarszy znany nam z tych indoaryjskich języków to sanskryt, a jego najwcześniejsza forma to ta, w której spisano cztery Wedy. 

Sanskryt to święty język Indii i hinduizmu, język Upaniszad, Bhagawad Gity i wielu innych świętych pism oraz ogromnej literatury — dlatego jest on tak ważny. Język ten nie należy do łatwych do nauczenia ze względu na złożoną i rygorystyczną gramatykę (podobno istnieje blisko 4000 reguł gramatycznych, w tym m.in. jest osiem przypadków i obok liczby pojedynczej oraz mnogiej jest liczba podwójna[2]). Mimo, że niektórzy nazywają go językiem martwym (z zastrzeżeniem zastosowań religijnych), użyczył on współczesnym językom indyjskim tysięcy słów, szczególnie w dziedzinie religii, kultury i nauczania.

Do żywych języków współczesnych grupy indoaryjskiej należą: hindi (używany w okolicach Delhi i w północnych oraz centralnych Indiach, a także gdzie indziej, wyjąwszy południe), bengali (Kalkuta i Bangladesz) oraz spora liczba języków regionalnych mocno ugruntowanych w lokalnej tradycji (gudźarati, pańdźabi, marathi i in.). Nawet urdu, główny język indyjskich muzułmanów i oficjalny język Pakistanu, należy do języków indoaryjskich. Jest dość podobny do hindi, ale z silnym wpływem arabskiego i perskiego. Śirdi Baba posługiwał się językami urdu i hindi. Te języki generalnie są prostsze i łatwiejsze do nauki niż sanskryt.

Dość intrygującym faktem związanym z językami indoaryjskimi jest ich pokrewieństwo z językami europejskimi. Około 200 lat temu lingwiści, ku swemu ogromnemu zaskoczeniu zaczęli dostrzegać powiązania sanskrytu z łaciną i greką. Zaczęto zestawiać listy słów w sanskrycie i w językach europejskich. Wkrótce badacze zdali sobie sprawę, że jest to więcej niż tylko przypadkowa zbieżność. Gdy odkryto więcej podobieństw także w gramatyce (np. końcówki czasowników), uznano, że języki indoaryjskie są jedną z gałęzi większej rodziny (nazywanej czasem indoeuropejską) zasięgiem obejmującej obszar od wybrzeża Atlantyku do Zatoki Bengalskiej.

Jeffrey Armstrong, znawca Wed i sanskrytu oraz wielbiciel Sai Baby, niedawno mówił tak (Ramala Newsletter z marca 2000 r.; http://www.ramalacentre.com/newsletter03_00_02.htm): Odkrycie roli sanskrytu stanowiło nie lada problem z racji tego, że wówczas Indie były kolonią brytyjską. Podporządkowanie Jej Wysokości Królowej Anglii kultury, której historia sięgała pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt tysięcy lat wstecz i na dodatek stanowiła podstawę języka i literatury kolonizatora, musiało wywoływać zakłopotanie! Brytyjczycy nie mogli tego przełknąć, dlatego uczeni owego czasu wymyślili teorię, która mówiła iż istniała grupa ludzi nazywanych Ariami żyjąca na stepach Rosji i to ten lud 1500 lat temu na koniach wjechał do Indii przywożąc ze sobą księgi nazywane Wedami. Niestety, nie uwzględnili faktu, że Wedy zawierały astronomiczne obliczenia sięgające 7000 lat w przeszłość! Nie ma przykładów ani świadectw na to, by konno jeżdżący lud posiadał obserwatoria i badał gwiazdy przez siedem tysięcy lat. Niemniej, ci zachodni uczeni przeoczyli tę niespójność i wierzyli w teorię jakoby Ariowie najechali Indie i pokonali ciemnoskórych Drawidian dzięki wyższej technice i mądrości. Teoria owa była podobna do tej, którą wysunął Adolf Hitler wywyższając rasę aryjską. Termin Aryjczyk wziął on z kultury wedyjskiej, w której słowo to (arja) oznacza szlachetnych ludzi dążących do wyzwolenia swoich dusz z ciemności materii. Nie ma ten termin nic wspólnego z rasą, nic wspólnego z kulturą, lecz odnosi się wyłącznie do aspiracji duchowych do wyzwolenia atmy (duszy) z tamasu czyli ciemnoty.

Powyższa opinia jest chyba zbyt radykalna (w Indiach Ariami zwie się ludzi z północy o jasnej karnacji), ale niewątpliwie w przeszłości sporo namieszano. Ponieważ język polski także należy do tej indoaryjskiej rodziny, możemy powiedzieć, że jest on dalekim krewnym języka Wed. Czytelnik pomyśli, że nic w tym szczególnego, skoro wszystkie języki wywodzą się z sanskrytu, jak niekiedy się mówi. Otóż współczesne świadectwa lingwistyczne podobno wskazują, że dotyczy to jedynie większości języków europejskich i indyjskich; znakomita większość pozostałych, włącznie z chińskim, japońskim, arabskimi itd., jest albo całkowicie niezależna od sanskrytu, albo związki są tak odległe, że nie sposób ich wykryć. Niemniej, sanskrytu, opiewanego jako język bogów, nie powinniśmy traktować jako tylko członka wspólnej rodziny. W jednym z dyskursów (SSS t. 33, s. 3) Swami tak się o nim wyraził: Wiele europejskich języków posiada liczne słowa pochodzące od sanskryckich rdzeni. Angielskie słowa takie jak matka, ojciec, brat itd. pochodzą z łaciny, a te z sanskryckich słów takich jak pitar, matar i bhratar. Zatem język angielski jest niczym wnuczka, podczas gdy łacina niczym córka wobec sanskrytu – matki języków. Sanskryt cieszy się przywilejem bycia starożytną matką wielu języków. [3]

Mówi się, że w Europie istnieją dwa języki, litewski i łotewski, które zdają się być niemal żywymi „skamielinami”. Są tak stare, że mają ciągle wiele wspólnego z sanskrytem. Podobieństwo ma być uderzające, chociaż nie tak bliskie jak np. sanskrytu i hindi. Pewne wyobrażenie o bliskości języków może dać porównanie liczb od jeden do dziesięciu. W poniższej tabelce mamy takie zestawienie dla języków: polskiego, sanskrytu, łotewskiego, litewskiego i łacińskiego.

POLSKI

SANSKRYT

ŁOTEWSKI

LITEWSKI

ŁACIŃSKI

jeden

eka

viens

vienas

unus

dwa

dwa(u)

divi

du

duo

trzy

traja/tri

trīs

trys

tres

cztery

ćatwara

četri

keturi

quattuor

pięć

pańća

pieci

penki

quinque

sześć

szat

seši

šeši

sex

siedem

sapta

septiņi

septyni

septem

osiem

aszta(u)

astoņi

aštuoni

octo

dziewięć

nawa

deviņi

devyni

novem

dziesięć

daśa

desmit

dešimt

decem

[Wymowa: č = cz; š = sz.]

   Ten wyrywkowy przykład mojemu niewyrobionemu gustowi podpowiada, że nasz język wcale nie ustępuje innym w podobieństwie do sanskrytu! O związkach języka polskiego z sanskrytem możemy wiele przeczytać w napisanych ze znawstwem książkach Jana Nary.

Dość trudnym problemem związanym z sanskrytem jest jego pisownia. Istnieje wiele rozmaitych wersji transliteracji tego języka. Oryginalnym pismem sanskrytu w Indiach jest dewanagari. Na alfabet ten składa się około 50 podstawowych znaków. Trudności wynikają z tego, że sporo głosek sanskryckich nie ma odpowiedników w językach zachodnich, w których mamy największy wybór tłumaczeń oryginalnych tekstów oraz rozmaitych podręczników i słowników. Uproszczenia zaś prowadzą do wypaczeń. W 1993 r. Jan Nara rozpowszechnił małe opracowanie pt. Informacja o pisowni wyrazów indyjskich dla osób tłumaczących i piszących z wzorcami spolszczonej pisowni około pół tysiąca częściej spotykanych wyrazów sanskryckich. Osobiście dużo korzystałem z tego wciąż aktualnego słowniczka. Ponieważ tłumaczących wielbicieli przybywa, warto przypomnieć elementarne reguły spolszczania sanskrytu. Pozwolę sobie na dłuższy cytat ze wspomnianego „dziełka” Jana:

Wyrazy zapisane w piśmie dewanagari (używanym w sanskrycie, hindi i niektórych innych językach indyjskich) są jednoznacznie zapisywane w międzynarodowej transkrypcji naukowej (używającej dodatkowych kresek i kropek), a przejście od niej do transkrypcji spolszczonej jest już proste (v zastępujemy przez w, j – dź, y – j itd.). Natomiast w językach angielskim i niemieckim są z takim przejściem kłopoty, wynikające z kilku powodów strukturalnych. Między innymi nie ma w nich odpowiednich spółgłosek miękkich, wobec czego np. prosty wyraz Śri bywa w języku angielskim zapisywany jako Sri lub Shri, a także jako Sree lub Shree. Ponadto, Hindusi chętnie dodają po „t” przydech „h” (nawet w tych miejscach, gdzie w postaci sanskryckiej on nie występuje), co jeszcze bardziej powiększa wieloznaczność (np. Sakti, Sakthi, Shakti, Shakthi – zamiast jednoznacznej w języku polskim formy Śakti).

Oczywiście takiego rozgardiaszu nie ma sensu przenosić na nasz grunt – tym bardziej, że transkrypcja spolszczona jest zasadniczo jednoznaczna. Główne warianty:

1.    Zgłoskotwórcze „ŗ” („r” z kropką u dołu) może być zapisywane jako „ri” lub „ry” (poleca się tu wariant pierwszy).

2.    Zamiast miękkich „ć, dź” bywają pisane twarde „cz, dż” (nienajlepszy wariant twardy przyszedł do nas kiedyś za pośrednictwem języków zachodnioeuropejskich).

3.    Sylaby w rodzaju „śa, ći, ńa, rja” bywają dalej spolszczane do postaci „sia, ci, nia, ria”, ale to nie jest zbyt dobre, bo wtedy czytelnik nie wie, czy np. sylabę „si” ma wymawiać miękko (śi) czy twardo (jak w wyrazach obcych „sigma, silos”).

Wszystkie terminy religijno-filozoficzne, a także imiona własne dotyczące czasów dawnych i mitologicznych podawane są w transkrypcji spolszczonej. Natomiast imiona własne współczesne można podawać w transkrypcji spolszczonej lub w pisowni angielskiej; nazwy geograficzne raczej w tej pierwszej, a imiona-nazwiska osób – raczej w tej drugiej.

Pisownia Sai Baba jest jednoznaczna (tylko taka); wymowa: Sa-i Baba. Pierwszą część imienia można zapisywać jako Sathya lub Satya (ewentualnie zamiast „y” może stać „j”); wymowa: Satja („h” jest króciutkim przydechem, dla Polaków słabo odróżnialnym).

     Koniec cytowanego fragmentu. Dodam od siebie, że to, co proponuje Jan, jest w pełni zgodne z pisownią zalecaną przez polskich indologów (np. Mały słownik klasycznej myśli indyjskiej, autorstwa T. Hermanna i in., Wyd. Naukowe Semper, Warszawa 1992). Słowniczka Jana nie powtarzam, gdyż wielbiciele z Organizacji pieczołowicie przygotowują podobny spis wyrazów wraz z objaśnieniami dla swojej witryny internetowej       (http://www.sathyasai.org.pl/), skąd wkrótce będzie łatwo dostępny nie tylko dla wielbicieli Swamiego.

    Na koniec mam dla Czytelników tłumaczących z angielskiego „bombową” wiadomość. Otóż w internecie dostępny jest już jeden z najlepszych słowników sanskrycko-angielskich: Monier-Williamsa zawierający około 160000 (160 tysięcy) haseł w cyfrowej postaci pod Windowsy!  Jest to tzw. freeware (za ‘friko’) w jeszcze niedoskonałej postaci (program obsługujący bazę danych pojawił się dopiero na jesieni ub. r.), ale już bardzo pomocny w pracy tłumaczy. Trzeba tylko zapoznać się z jedną ze stosowanych tam transliteracji (Harvard Kyoto lub ITRANS, wykorzystują one tylko znaki z typowej klawiatury komputera). Niezbędne pliki znajdują się pod adresem:      http://members.ams.chello.nl/l.bontes/ . Instalacja jest prosta: należy rozpakować ściągnięte pliki do jednego katalogu (trzeba mieć ok. 17 MB wolnej pamięci na dysku), zaś fonty do ‘windowsowego’ katalogu FONTS. Tak – to wszystko; nic więcej nie trzeba robić! Słownik uruchamiamy klikając na plik wykonawczy mwsdd.exe (lub na uprzednio zrobiony, np. na pulpicie, skrót do tego pliku). W okienku programu wpisujemy np. ‘ahiM’  i po naciśnięciu przycisku Search otrzymujemy listę 8 słów sanskryckich zaczynających się od tych czterech liter. Kliknięciem wybieramy np. a-hiÕ  (obok którego widzimy również zapis dewanagari) i w prawym okienku czytamy objaśnienie (generalnie nie zawsze klarowne, gdyż występuje tam mnogość skrótów i oznaczeń z oryginalnego słownika, a poza tym są też błędy) i domyślamy się bez trudu, że spolszczona postać to: ahinsa.[4] Przyjemnej pracy!

                    Sai Ram.


[1] Wg artykułu A. Karpa pt. Indyjska wieża Babel (1980) istnieją 723 języki indyjskie, a tzw. mother tongues (obejmujących języki i dialekty) jest ponad dwa razy tyle. Jednakże trzynastu głównymi językami literackimi mówi ok. 94 proc. ludności; to 9 języków indoeuropejskich (w tym urzędowy hindi, bardzo bliski sanskrytowi) oraz 4 drawidyjskie. (Przyp. J.N.)

[2] Liczba podwójna istniała jeszcze w języku staropolskim i jej pozostałością są m.in. formy: oczyma, uszyma, rękoma. (Przyp. J.N.)

[3] Inny cytat Baby: «Sanskryt jest językiem nieśmiertelnym; jego głos jest wieczny; jego wezwanie brzmi poprzez wieki. Zawiera on w sobie podstawową substancję wszystkich języków świata. Czcijcie sanskryt jako Matkę języków.» (Przyp. J.N.)

[4] Adres wydawnictwa indologicznego, skąd można sprowadzić pocztą m.in. wspomniany słownik M. Monier-Williamsa A Sanskrit-English Dictionary (jednotomowy): Motilal Banarsidass, 41 U.A. Bungalow Road, Jawahar Nagar, DELHI 110 007, INDIA. Przysyłają oni także bezpłatne katalogi i informacje o nowościach. (Przyp. J.N.)

 JESZCZE O SANSKRYCIE

Jan Nara

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, iż nie jestem indologiem ani językoznawcą, lecz — podobnie jak Kazik Borkowski, który napisał powyższy ciekawy artykuł — zawodowo jestem związany z „naukami ścisłymi”. Gramatyki sanskryckiej (jest rzeczywiście trudna) nie opanowałem na tyle, by tłumaczyć oryginalne teksty — nie to było moim zamierzeniem; zainteresowały mnie jedynie duchowe i ezoteryczne znaczenia i pokrewieństwa słów.

    Moje zetknięcie się z sanskrytem wiąże się z kameralnymi odczytami ciekawych ludzi, na jakie zdarzało mi się chodzić w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Do prelegentów należeli m.in. Jerzy Prokopiuk — wspaniały tłumacz C. G. Junga i pism gnostyczno-mistycznych, Szczęsny Górski — tłumacz J. Krishnamurtiego (wówczas możliwe były tylko nielegalne skrypty) i przyjaciel poety Edwarda Stachury. W listopadzie 1979 r. przyjechał z Jeleniej Góry z odczytem Jan Budzik (właściwie: Zdzisław Leligdowicz) — chemik, którego pasją życiową stało się dociekanie związków pomiędzy brzmieniami i znaczeniami słów w różnych językach oraz odkrywanie głębszych, ezoterycznych znaczeń mowy ludzkiej. Był on typowym „pasjonatem” — kimś, kto nie mógł być zaakceptowany przez oficjalną naukę... ale jednak kimś, kto wyczuwał i dostrzegał wyjątkowo dużo, czasami o wiele więcej i głębiej niż ortodoksyjni naukowcy. Był obdarzony znakomitą pamięcią i intuicją lingwistyczną, a także zrozumieniem uniwersalistycznego światopoglądu wedyjskiego. Ów pierwszy jego odczyt nosił tytuł: Nasz indyjski rodowód, a drugi — w marcu 1980 r. — O karmie i mannie najprościej po polsku. W tymże roku 1980 Jan Budzik dowiedział się o Satya Sai Babie; sprowadził z zagranicy pierwsze książki Sai (zaprzyjaźniliśmy się i wymienialiśmy się takimi materiałami) i już w listopadzie 1980 r. przyjechał do Wrocławia z odczytem pt. Satya Sai Baba — współczesny Awatara? Zainteresował mnie faktem, iż archetypowe rdzenie zachowane w sanskrycie można odnaleźć zarówno w języku polskim, jak i w językach z różnych stron świata — nie tylko indoeuropejskich (!). Grzebałem w słownikach, kontemplowałem... i w końcu dojrzałem do opracowania poświęconej pracom Jana Budzika (zmarł on w roku 1991) książki pt. Żywe Słowo i przesłanie Satya Sai Baby, opublikowanej w r. 1998 (jest w niej rozszerzona wersja owego historycznego odczytu o Sai Babie z 21 listopada 1980 roku). W książce tej zamieściłem m.in. listę ważniejszych dostrzeżonych pokrewieństw słów sanskryckich z polskimi — oto nieco przykładów (tutaj słowa sanskryckie podane są w transkrypcji spolszczonej):
matar — matka; bhratar — brat; sunu — syn; widhawa — wdowa; griwa — grzywa; bhru — brew; nasa — nos; dama — dom; śala — sala; agni — ogień; dhuma — dym; kumbha — kub(ek); supa — zupa; jusza — jucha; madhu — miód (med); urna — runo; palawa — plewa; mamsa — mięso; grama — gromada; wiś — wieś; hima — zima (dźwięczne „h” łatwo wymienia się na „z”); giri — góra; uda — woda; woda — wilgoć; plawaka — pływak; trina — trzcina; waraha — warchlak; musz — mysz; kukkuta — kogut; udra — wydra; weda — wiedza (stąd tytuł: Wedy); ghosza — głos; sukha — sukces; bhoga — błogość; redźana — rodzony; nagna — nagi; nawa — nowy; ni — nisko; kada — kiedy; tada — wtedy; katara — który; na lub no — nie; lup — łupić; trup — zabić; mri — mrzeć; dźńa — znać; świt — rozjaśniać się; budh — budzić; sad — siadać; stha — stać; i — iść; pad — padać; smi — śmiać się; kas — kasłać; śusz — suszyć; pi — pić; tam — tamować; writ — wiercić; da — dać; tap — topić; gad — gadać; wibru — mówić (wibrować)...

        Taka była moja „wycieczka” na teren sanskrytu i lingwistyki. Choć przy okazji zauważyłem trochę innych rzeczy — na przykład uderzających pokrewieństw słów angielskich z polskimi (i ogólniej — ze słowiańskimi). Oto trochę takich spostrzeżeń: brother — brat; sister — siostra; widow — wdowa; boy — chłopiec (por. woj — „b” i „w” są nagminnie wymienialne na całym świecie!); arm — ramię; nose — nos; beard — broda; brow — brew; hut (wymowa: hat) — chata; thatch — strzecha; desk — ławka, pulpit (por. deska); bottle — butelka; milk — mleko (mliko); cream — śmietana, krem; plough — pług; saddle — siodło; bus — wóz (wymiana „b” i „w”!); land — ląd; mill — młyn; stream — strumień; whirl — wir; shell — muszelka; wall — wał, mur, ściana; cat — kot; swine — świnia; bull — byk (por. wół — znowu „b” i „w”); beaver — bóbr; goose — gęś; moth — motyl; rose — róża; sweet — słodki; left — lewy; war — walka („r” wymienia się łatwo z „l”); stand — stać; step — stąpać (por. też stopa, stępa); lull — lulać...
Takie analogie (najtrudniej jest dostrzec rzeczy oczywiste i z pozoru naiwne!) potwierdzają wspólne pochodzenie wszystkich języków, co było rzeczą wiadomą w starożytności [1], oraz WSZECHJEDNOŚĆ.

   Oczywiście mamy w Polsce znawców sanskrytu; należy do nich znakomity tłumacz Ireneusz Kania, znający oprócz tego ponad 20 innych języków (m.in. tybetański, hebrajski, grekę). Trzeba też wspomnieć wspaniałą postać naszego genialnego indianisty i językoznawcy Andrzeja Gawrońskiego (1885-1927), który znał co najmniej 60 (sześćdziesiąt) języków, w tym również nieindoeuropejskich (np. arabski, turecki, fiński, węgierski), napisał polski podręcznik sanskrytu, dzieła o dramacie indyjskim (tę linię badawczą kontynuował prof. K. M. Byrski i inni) i o buddyzmie, tłumaczył m.in. z sanskrytu i perskiego. Był aktywną postacią Polskiej Akademii Umiejętności, profesorem Uniwersytetu Lwowskiego i przyjacielem Jana Kasprowicza — Gawroński i Kasprowicz toczyli fascynujące rozmowy o literaturze i filozofii (m.in. o twórczości Rabindranatha Tagorego) w domku poety na Harendzie (pomiędzy Zakopanem a Poroninem). Jednakże prof. Andrzej Gawroński zmarł w młodym wieku na gruźlicę... O obecności sanskrytu i uniwersalnej mądrości indyjskiej w twórczej myśli naszego kraju mówi wartościowa książka prof. Jana Tuczyńskiego z Uniwersytetu Gdańskiego: Motywy indyjskie w literaturze polskiej (PWN, 1981). Jeden z wierszy Bolesława Leśmiana, którego głębszą treść czytelnicy Światła Miłości bez trudu dostrzegą:

Śni się lasom — las,

        śnią się deszcze.

        Jawią się raz w raz

        znikłe Maje.

I mijają znów,

        i raz jeszcze...

        A ja własnych snów

        nie poznaję.


[1] Bardziej wyczuwano wtedy wewnętrznie wibracyjny charakter całej rzeczywistości i nieporównanie wiele większe znaczenie przypisywano mowie. Por. np. książkę G. Auzou Na początku Bóg stworzył świat, PAX, 1990.

 

Stwórz darmową stronę używając Yola.