Baba
radzi, aby ukończenie sześćdziesiątego roku życia uczcić ostatecznym
pożegnaniem sześciu wewnętrznych wrogów człowieka: żądzy, gniewu, chciwości,
przywiązania, pychy i nienawiści. Zwlekałem z odprawieniem obrzędów, ponieważ
mój syn wyjechał akurat do Kanady, by pracować nad pewnym projektem geologicznym.
Jego żona wybrała się razem z nim, a
dwóch swoich synów pozostawili w Madrasie, pod opieką dyrektora szkoły,
zagorzałego teozofa. Kiedy rodzice chłopców wyjeżdżali do Toronto, Baba
powiedział im: „Kiedy będziecie tęsknić za matką, pomyślcie o Mnie.” Zgodnie z
przyjętym obyczajem ojcu rodziny nie wypadało ogłaszać i organizować obchodów
własnych urodzin; ten przywilej należał do synów, więc siedziałem cicho.
Jednak
Baba powiedział: „Muszę nacieszyć się radością twojej matki” i tak zostałem
zmuszony do złamania reguł protokołu i samodzielnego przygotowania ceremonii
religijnych! W Bukkapatnam znalazłem kapłana, którego zaprosiłem do prowadzenia
ceremonii. Z Bangalore przyjechało kilkoro przyjaciół z radia „All India”.
Artysta z Nadaswaram, którego zabrałem na stację w Mysore jeszcze w 1943 r.,
przyjechał do Prasanthi Nilayam i zaoferował swoje usługi. Baba tak bardzo
pragnął rozdawać radość, że przybył do mojego mieszkania, gdy odbywaliśmy
rytuał poświęcenia oleju do obrzędowej kąpieli i ożywił to wydarzenie dowcipem
i kpinkami, z których większość odnosiła się oczywiście do mnie i mojej żony.
Wszedł do namiotu, ulokował się obok mnie i pobłogosławił kucharzy, którzy tam
akurat pracowali.
Około dziesiątej
rano pieczę nad programem objął kapłan. Wkroczyliśmy do sali modlitw w szatach
wcześniej podarowanych przez Babę. Pokłoniwszy się świątyni zajęliśmy miejsca
zanim jeszcze święty ogień zapłonął na kamiennym podeście we wschodnim końcu
sali. W południowo-wschodniej części podestu umieściliśmy srebrne krzesło.
Szczęśliwym trafem tego dnia jakiś wielbiciel przyniósł srebrny podnóżek wyrzeźbiony
w kształcie otwartego kwiatu lotosu. Za zgodą Baby, który usiadł na krześle,
umieściliśmy go pod Jego Stopami, pilnując żeby trzymać się ustalonych kroków.
Kapłan został pouczony, by przeprowadzić tylko te obrzędy, które Baba uważał za
istotne: oddanie czci Ganeśy, modlitwę błagalną do dziewięciu Bóstw
Planetarnych i rytuał pokutny mający na celu wyproszenie błogosławieństwa Pana.
Baba siedział na krześle aż do zakończenia ostatniego obrzędu. Potem zezwolił
nam na oddawanie Mu czci poprzez ofiarowanie kwiatów u Jego Stóp spoczywających
na srebrnym lotosie. Salę wypełnili wielbiciele.
Kapłan
wyraźnym głosem odczytał 108 Imion Boga, zebranych dla Baby dawno temu przez
mędrców z Śirdi. Ja siedziałem po prawej, żona zaś po lewej stronie Lotosu, a
na Stopach piętrzyły się z każdą sekundą większe dwa stosy kwiatów o
najróżniejszych barwach i zapachach. Baba siedział z uśmiechem na twarzy,
przepełniony spokojem, nagradzając nas niezasłużonym szczęściem. Poprawiał moją
wymowę sanskryckich słów i często wyprzedzał kapłana w recytowaniu Swoich
Imion. Nie mogłem powstrzymać łez, gdy wymawiane przeze mnie Imiona niosły znaczenie
poruszające serce i wywołujące wspomnienie wielkości, majestatu i tajemnicy
Baby, który pojawił się, by nauczyć mnie przyjmować ciosy i uśmiechy losu w jednaki
sposób.
Z każdym stawianym przeze mnie krokiem w Jego
stronę horyzont Niebios rozszerza się; z każdym krokiem w stronę mojej
Świadomości, który On podejmuje kurczy się horyzont mego zarozumialstwa. Moja
żona była wręcz porażona tym, że Bhagawan zezwolił nam na taką bliskość. Po
skończonej pudży Baba podniósł się i
podszedł do nas. W środku, między mną a żoną stała moja matka. Kobieta, która
niegdyś położyła mnie, maleńkiego, u stóp Śiwy w Vaikom, w Kerali mogła teraz
oglądać Śiwę w ludzkiej postaci i tamto dziecko stojące tu przed Nim ze
złożonymi dłońmi.
Baba pomachał
dłonią, zagarnął nieco nieba i przemienił je w Mangala Sutrę* dla żony i w medalion dla mnie. Oba przedmioty były
zrobione z czegoś, co trzeba by nazwać Złotem Sai. W chwili gdy wiązałem Sutrę
na szyi żony, Baba potrząsnął dłonią nad jej głową i z Jego Ręki spłynął deszcz
kolorowych ziarenek ryżu, kumkum* i
proszek haldi*! Są to tradycyjne oznaki
pomyślności, którymi rodzice zwykle błogosławią nowożeńców. Zostaliśmy
poślubieni na nowo niebiańską przysięgą. Baba złożył na ręce mojej żony
jedwabne sari, na moje zaś jedwabne dhoti. Jakim najwyższym i najsłodszym
współczuciem nas obdarzył! Moja żona była poruszona do głębi. Wydawało się, że
nie stoi na podłodze tylko unosi się w przestrzeni. Trzeba było podtrzymać ją,
żeby nie upadła i odprowadzić ostrożnie na miejsce – na jej poczerwieniałej
twarzy malował się wyraz najgłębszego zadziwienia, a ze splątanych włosów
sypały się strugi ryżowych ziarenek. Ceremonia upamiętniająca moje
sześćdziesiąte urodziny była tak rozświetlona Boską Łaską, że wydawało się to
niepojęte. Do dziś pozostaje dla mnie jednym z najcenniejszych wspomnień.
Z Sanathana Satathi tłum. Joanna Gołyś
WYJAŚNIENIA REDAKCJI:
·
Sashtiabdapurthi
– 60-lecie urodzin, (puthi – ukończenie,
szaszty – 60, abda - lat).
·
Mangala
Sutra – naszyjnik dla zamężnych kobiet
·
Proszek kumkum – kolorowy proszek, którym kobiety w Indiach malują sobie
kropkę w miejscu czakry trzeciego oka.
·
Proszek haldi – przyprawa hinduska – proszek turmenik, prawdopodobnie
chodzi o żółtą kurkumę, którą dodaje się do gotowania ryżu i do innych potraw.