Ponad pół
roku temu adoptowałam chłopca z Afryki. Przeczytałam o takiej możliwości w
czasopiśmie „Zwierciadło” i wysłałam zgłoszenie na warszawski adres Księży
Pallotynów zamieszczony pod artykułem. Odpowiedź nadeszła bardzo szybko i już
wkrótce otrzymałam dane chłopczyka z Rwandy, o którego byt miałam się odtąd
troszczyć. Ten „byt” to na poziomie materialnym 15 dolarów (ok. 60 zł) miesięcznie,
co pozwala opłacić koszt wyżywienia dziecka i jego szkolne potrzeby (szkoła
podstawowa w Rwandzie jest płatna). Jak przeczytałam w informatorze, to bardzo
ważne, żeby dziecko chodziło do szkoły, gdyż później daje mu to możliwość
zdobycia pracy i życia bardziej godziwego od tego, jakie prowadzi większość
wynędzniałych i zagłodzonych Rwandyjczyków. Zobowiązałam się do opłacania
ustalonej kwoty do osiemnastego roku życia chłopca.
Od tamtego
czasu otrzymałam z Biura Adopcji Serca wiele istotnych informacji – o
tamtejszym sposobie życia, kulturze Rwandyjczyków, o działalności polskich
sióstr i księży oraz skrupulatne raporty finansowe ukazujące, jak wydatkowane
są pieniądze moje i innych Rodziców należących do Adopcji Serca. To miłe
uczucie wiedzieć, że nie są one wrzucane do jednego worka „na jakieś anonimowe,
głodne dzieci afrykańskie”, ale wspierają konkretnego człowieka – konkretne,
osierocone dziecko, które odtąd będzie miało co jeść i może będzie się częściej
uśmiechać. Po części sprawę tę czyni bardziej osobistą wymiana listów między
rodzicami a dziećmi. Napisałam już pierwszy list do mojego synka i wysłałam mu
swoje zdjęcie. Czekam na odpowiedź, ale to bardzo długo trwa, gdyż
korespondencja dochodzi nieregularną pocztą misjonarską, poza tym Paciphique
nie chodzi jeszcze do szkoły, więc nie umie pisać. Może podyktuje kilka słów
jakiejś siostrze, ta zapisze je po francusku, a potem wolontariusze w Warszawie
przetłumaczą je dla mnie na polski. A może coś narysuje? Gdyby nawet nic do
mnie nie napisał, i tak będę zadowolona z tego, że jest. Mój czarnoskóry,
sześcioletni, przyszywany synek Paciphique.
Zabawnie
było pisać list i wtrącać w nim zdania w dialekcie kinyarwanda, których listę otrzymałam od księży. Wysłałam mu też
kolorową kartkę i nalepki – podobno są to rzeczy, które sprawiają tamtejszym
dzieciakom największą radość.
Spoglądam
na zdjęcie mojego chłopca. Ma ciało dziecka, lecz poważna twarz jest dorosła, a
smutne oczy mówią o tym, że widziały o wiele więcej niż niejeden dorosły w
Europie – okropności wojny, barbarzyństwo, śmierć rodziców. Że płakały z powodu
osamotnienia, lęku i braku miłości. Czuję, że oprócz pieniędzy ten chłopczyk
potrzebuje moich dobrych myśli, modlitwy i energetycznego wzmocnienia –
poczucia, że jest ktoś na tym świecie kogo obchodzi właśnie on. Czy możliwa
jest psychiczna więź na odległość? Wierzę, że tak.
Zainteresowałam
Adopcją Serca wielu znajomych, którzy poszli w moje ślady i zaopiekowali się
afrykańskimi dziećmi. Czasem jest i tak, że kilka osób składa się na jedno
dziecko. Inni, nie mogąc sobie pozwolić na comiesięczne wpłaty, wpłacają
jednorazowo lub od czasu do czasu na konto ogólne, z którego dożywiane są
dzieci nie mające opiekunów. Cieszę się, że tyle jest wokół mnie ludzi, którzy
chcą z serca pomagać drugiemu człowiekowi.
To
smutne, lecz spotkałam się również z negatywnymi reakcjami, dlatego niemal od
początku nie opowiadam wszem i wobec o moim synku. Niektórzy jednak widzieli
jego zdjęcie, które stoi na półce i zaczynali wypytywać. Były osoby, które
słysząc całą historię odnosiły się do niej z rezerwą, albo wręcz krzywiły się.
Kwestionowały czystość moich intencji, nie wprost sugerując, że pewno zrobiłam
coś takiego, żeby pokazać jaka jestem wspaniałomyślna i szlachetna, a tak
naprawdę niewiele dbam o to dziecko. Padały ironiczne pytania typu: „A w Polsce
to nie ma biedy, żeby do Afryki pieniądze wysyłać?” „Czy nie szkoda trawić
funduszy na leniwych Murzynów, którzy i tak pozostaną tacy jacy są i będą dalej
wyciągać rękę po jałmużnę?” „Czy jesteś pewna, że te pieniądze naprawdę tam
dochodzą? A może ktoś zbija sobie niezły kapitał twoim kosztem?” Ciekawe, że
zadawały je osoby raczej zamożne, które z łatwością mogłyby pozwolić sobie na
podobny wydatek. Czy w ten sposób usprawiedliwiały własną obojętność?
Nie
chcę nikogo oceniać i nie muszę się tłumaczyć z mojej decyzji. Cieszę się z
mojego synka. Nie czuję, żebym aż tak wiele mu dawała. To raczej on stwarza mi
szansę rozwoju i możliwość poczucia się bogatą. Nie zdajemy sobie sprawy z
tego, jak wiele mamy. Tak, w Polsce też są ludzie biedni, ale nie spotkacie tu
dzieci z rozdętymi brzuchami, przypominające żywe szkielety; nie spotkacie tu
ludzi wiodących żywot podlejszy niż wiele zwierząt domowych w krajach bogatych.
Jestem niezmiernie wdzięczna Bogu za to, że jak dotąd zawsze w życiu obdarzał
mnie obfitością, tj. otrzymywałam nieco więcej niż potrzebowałam. To bardzo
dobre poczucie. Sądzę, że ludzie biedni, chorzy, nieszczęśliwi, bez względu na
przyczyny stanu w jakim się znajdują, stwarzają nam możliwość określenia się i
zareagowania bądź nie na to, co widzimy. To oni pomagają nam się rozwijać, dają
sposobność wcielania w życie nauk Chrystusa i Baby. Zamiast więc osądzać i
tłumaczyć wszystko karmą (ulubiona wymówka „uduchowionych” ludzi z mojego
otoczenia), możemy się rozejrzeć i sprawdzić, co możemy zrobić w swoim zakresie
i na swoją własną miarę. Ja się rozejrzałam i mój wzrok padł akurat na adres
Adopcji Serca, a moje serce powiedziało: to jest to. Wierzę sercu, jest mądrzejsze
od głowy, a jego wybory na dłuższą metę zawsze okazują się trafione!
Jest
taki wiersz amerykańskiej poetki Emily Dickinson, który mówi (cytuję z
pamięci):Jeśli ocalę jedno życie, nie będę żyła na próżno... Jeśli jednego
małego ptaszka z powrotem do gniazda włożę, nie będę żyła na próżno. Nie
chcę żyć na próżno!
„Przyszywana
Mama”
PS - Z cyklu: Rwandyjskie przysłowia:
„Uburere
buruta ubuvuke”
-„Wychowanie znaczy więcej niż urodzenie.”
„Umwana
apfa mu interura”
– „Nasze dzieciństwo czyni nas dobrymi
lub złymi.”
„Ahabaye
shyamba abana ntibaharagira”
– „Dzieci nie wystawia się na
niebezpieczeństwo.”
Pallotyński
Sekretariat Misyjny
ADOPCJA SERCA Pomoc dzieciom w Afryce
ul. Skaryszewska 12, 03-802 Warszawa, skr. Poczt. 255
nr
konta w PEKAO S.A. III O/W-wa92
12401040 1111 0000 0138 4680
(wpłata
na konto Adopcji Serca jest darowizną na cele charytatywne i umożliwia odpis
podatkowy)