Zrozumieć strach numer 11 wrzesień-październik 2002
David Jevons
Przedstawiany artykuł stanowi obszerny wyciąg
z zapisu wystąpienia
na urodzinowym spotkaniu wielbicieli Sathya
Sai Baby w dniu 23 listopada 2001 r. w Abbotsford (Kanada).
Pełny zapis został opublikowany w The Ramala
Centre Newsletter z marca 2002 r.
Myślę, że
wszyscy już zauważyliśmy, iż wydarzenia z 11 września 2001 r., kiedy terroryści
zaatakowali World Trade Center i Pentagon, zmieniły u wielu ludzi postrzeganie
świata, w którym żyją. Rzeczywistość jest jednak taka, że świat w ogóle się nie
zmienił; zmieniło się tylko jego postrzeganie. Musimy więc spojrzeć na te
wydarzenia z właściwej perspektywy. Wpływ terrorystycznego ataku z 11 września
na nasz zachodni styl życia jest oczywisty, ale nawet w ciągu naszego życia
miały miejsce o wiele bardziej znaczące wydarzenia, z o wiele większymi
stratami ludzkiego życia. Wielu z nas pamięta II wojnę światową, zrzucenie
bomby atomowej na Japonię i, całkiem niedawno, masakry w Ruandzie, gdzie
zginęło o wiele więcej ludzi niż w zniszczonych bliźniaczych wieżach World
Trade Center. Dlaczego zatem to szczególne wydarzenie dotknęło tak wielu z nas?
Po pierwsze, sądzę, iż jest tak dlatego, że wydarzyło się to znacznie bliżej
domu, w sąsiednim kraju, w kulturze, która hołduje tym samym wartościom i
ideałom. Po drugie, tutaj na Zachodzie rozwinęliśmy fałszywe poczucie
bezpieczeństwa, bycia chronionym przed masakrą i chaosem oraz przed niespodziewanym
atakiem, oparte o uznawaną wyższość naszych sił zbrojnych i techniki wojskowej.
Pomimo to, podczas gdy my gładko debatowaliśmy nad za i przeciw tarczy
przeciwko pociskom balistycznym, grupa terrorystyczna z trzeciego świata
spokojnie infiltrowała kilka tzw. bezpiecznych krajów Zachodu i z powodzeniem
przeprowadziła złożony atak. Skoro mogło się to zdarzyć w USA to może wszędzie.
Wielu ludzi opanował strach, strach, że mogą zginąć w podobnym ataku, że ich
tryb życia może się skrajnie zmienić, ale przede wszystkim, że nie panują nad
swoim życiem. Strata World Trade Center stała się osobistą stratą każdego, kto
utożsamia się z tym, co World Trade Center reprezentował.
W
takim właśnie czasie musimy pamiętać, że na tej Ziemi nie dzieje się nic prócz
tego, co jest wolą Boga. Każda wojna, każda katastrofa, każda masakra, każda
tragedia jest niezbędną częścią wielkiego dramatu życia, którego autorem jest
Bóg. Sai Baba ciągle mówi, że życie jest dramatem i że my winniśmy być
obserwatorami tego przedstawienia. Powinniśmy być w tym świecie, ale do niego
nie należeć. Gdy idziemy do teatru i oglądamy spektakl na scenie, wiemy że nie
jest on rzeczywisty, że nikt naprawdę nie cierpi, że aktor zabity na scenie
znów się tam pojawi, by zagrać tę samą rolę w następnym przedstawianiu. Zatem mądrze
czyni ten, kto patrzy na obecne dramaty na Ziemi wiedząc, że one też nie są
rzeczywiste. To, co obecnie widzimy, w tym szczególnym dramacie, jest po prostu
grą ludzkiej karmy. Rasy, narody,
jednostki – wszyscy przyciągają do siebie sytuacje stosownie do ziaren, które
zasiali, a to, co dzieje się w każdej katastrofie, w każdej wojnie, w każdej
masakrze, jest po prostu wyrównywaniem ludzkiej karmy.
Po co
potrzebne są takie tragedie? Co dobrego z nich wynika? Sai Baba mówi że,
niestety, ludzkość zwraca się do Boga jedynie wtedy, gdy cierpi. Celem
cierpienia jest zwrócenie ludzkości z powrotem ku Bogu, ku wewnętrznemu Bogu i
odwrócenie od zewnętrznego świata. Zadziwiający jest fakt, że po tej tragedii
frekwencja w kościołach w Stanach Zjednoczonych wzrosła z dnia na dzień o
czterdzieści procent! Ponadto, dzięki temu jednemu zdarzeniu wielu ludzi, nie
tylko Amerykanów, zaczęło analizować własne ludzkie wartości, naturę ich
związków z innymi kulturami, z innymi religiami oraz pytać dlaczego ludzie mogą
zostać doprowadzeni do popełnienia takiego czynu. Przede wszystkim jednak
wydarzenia z 11 września uświadomiły ludziom ich własną śmiertelność, to, jak
kruche w istocie jest ludzkie życie, fakt że nigdy nie wiemy, kiedy dosięgnie
nas śmierć. Wielu ludzi zostało zmuszonych do ponownego rozważenia ich relacji
z Bogiem, w którego wierzą. Bezstronny obserwator, który chłodnym okiem ogląda
zdarzenia z 11 września, dostrzega w nich sens i cel. Z tragedii tej można wyciągnąć
wiele nauk.
Dlaczego
jednak wielu ludzi tutaj w Kanadzie, włącznie z wielbicielami Sai, odczuwa
strach? Tutaj w Kolumbii Brytyjskiej jesteśmy daleko od śmierci i zniszczenia z
11 września, skąd więc strach? Czy naprawdę czujemy, że zagraża nam podobna
forma terroryzmu? Nie sądzę. Jestem przekonany, że jest tak ponieważ czujemy,
że rzucono wyzwanie naszemu stylowi życia, wartościom, na których opieramy
nasze życie, które są bardzo podobne do amerykańskich. Tutaj, w technologicznie
rozwiniętych krajach Zachodu, wierzymy, że wysoki standard życia jest naszym
świętym prawem, że w pełni zasługujemy na obfitość posiadanych dóbr materialnych,
bez względu na to jakie koszty poniesie planeta lub inne kraje. Zasklepiliśmy
się w sobie zapominając o zasadzie adwajty
czyli niedwoistości, która głosi że wszystko jest jednym i że wszystkie rasy i
wszystkie wyznania należą do jednej rasy, rasy ludzkości. Zapomnieliśmy, że
zasoby tej planety, które dane nam są od Boga, należą do całej planety, a nie
tylko do jednego kraju albo do narodów technologicznie zaawansowanych, które
stać na ich kupno. Zniszczenie bliźniaczych wież World Trade Center, które były
najwyższym symbolem wymiany i handlu, władzy i wpływów, w subtelny sposób odzwierciedla
zniszczenie naszego własnego materializmu, na którym przywykliśmy polegać.
Nasze posiadłości zaczęły nas pętać ale, jak Sai Baba mówi, w rzeczywistości
nie posiadamy nic. Wszystko należy do Boga i jest nam dawane w święte
powiernictwo.
Skąd więc są
w nas wszystkie te lęki? Co napełnia nas największym strachem? Być może na
samym szczycie tej drabiny znajduje się strach przed własną śmiercią, a zaraz
potem plasuje się utrata współmałżonka, dzieci i drogich nam osób, ale boimy
się także utraty dóbr, pracy, pozycji społecznej, dobrego imienia i,
oczywiście, poważnej choroby lub kalectwa. Jest wiele rzeczy, o których możemy
postanowić, że się ich boimy, do tego stopnia, że strach może dosłownie opanować
nasze życie, jeśli nie znamy tej jednej wielkiej prawdy, mianowicie, że nie
jesteśmy naszymi fizycznymi ciałami. Zarówno strach, jak i jego brak, są związane
z fizycznymi ciałami. Nieobecność strachu nie jest lepsza od strachu. Żołnierz
w bitwie stłumi swoje uczucie strachu, ale strach i takbędzie wciąż obecny gdzieś wewnątrz jego
jestestwa. Jedynym sposobem na jego właściwe zachowanie w bitwie jest zaprzeć
się swoich uczuć. Zatem strach i jego brak są tą samą emocją. To czego szukamy,
to boska cecha, która wykracza poza fizyczność – nazwijmy ją nieustraszoność.
Gdy pozbywasz się świadomości ciała, stajesz się nieustraszony i, jak mówi Biblia, możesz iść doliną cieni śmierci
i nie obawiać się żadnego zła.
Zawsze
wspominam cudowną historię, która jest prawdopodobnie apokryfem z czasu najazdu
Aleksandra Wielkiego na Indie. Jego niepokonana armia właśnie zdobyła całą Azję
Mniejszą i zmierzała na podbój Indii. Kiedy przekroczyła jej granice napotkała sadhu (świętego) siedzącego na drodze. Sadhu musiał chyba wykazać trochę
odwagi, by tam tak siedzieć mając przeciwko sobie całą kawalerię i uzbrojonych
żołnierzy! Kazano mu zejść z drogi, ale on odmówił. W końcu żołnierz przedniej
straży powiedział: „Jeśli się nie usuniesz, zabijemy cię”, na co sadhu tylko się roześmiał i dalej
siedział na drodze. Jego zachowanie tak zdumiało żołnierzy, że zaczęli o tym
między sobą rozmawiać aż wieści te doszły samego Aleksandra. Aleksander
przyszedł i stanąwszy przed sadhu
spytał go, dlaczego nie boi się śmierci. Sadhu
odparł: „To prawda, że możesz zabić moje ciało, ale nie możesz zabić mnie.
Jestem istotą wieczną”. Takie rozumienie zrobiło tak duże wrażenie na
Aleksandrze, że uznał iż nie warto wszczynać wojny przeciwko rasie, która pielęgnowała
tego rodzaju wierzenia, i zawrócił swoją armię kierując się z powrotem do Azji
Mniejszej. Tak więc Indie zostały uratowane dzięki postawie jednego człowieka.
Ów sadhu wykazywał cechę nieustraszoności,
która wynika z utożsamienia się z własnym boskim duchem. W obecności prawdziwej
wiedzy o absolucie, o nieskończonym, na strach nie ma miejsca.
Wyłączną
przyczyną strachu jest przywiązanie do ciała fizycznego, do świata i
materialnych dóbr, którymi ten świat nas mami. Strach przed śmiercią jest
prawdopodobnie największym wyzwaniem dla nas wszystkich, dlatego chciałbym
przeczytać wam coś, co powiedział Sai Baba.
„Jeśli zrozumiemy, że narodziny są przyczyną śmierci, nie będziemy
smucić się śmiercią. Ze wszystkich strachów człowieka strach śmierci jest
najmocniejszy, ale też najgłupszy. Wszak nikt nie może uniknąć śmierci,
popełniwszy wcześniej błąd narodzin. Jedyną dostępną człowiekowi metodą
wyrwania się z cyklu narodzin i śmierci jest świadomość nieśmiertelnej,
nienarodzonej jaźni, która jest jego rzeczywistością. Dlaczego strach i
niepewność dotykają dzisiejszego człowieka? Czy przyczyn winniśmy szukać na
zewnątrz, czy leżą w nas? Przyczyną jest błąd, który popełniliśmy kładąc nacisk
na rzeczy świata materialnego a zaniedbując sprawy ducha.”
Jest to jedno z
największych oskarżeń, jakie można wysunąć przeciwko nam tutaj na Zachodzie.
Przywiązaliśmy się do rzeczy materialnych. Zaproszono raz do odwiedzenia
Ameryki pewnego dobrze znanego hinduskiego guru,
ale on grzecznie odmówił zauważając, że Ameryka jest wprawdzie krajem
religijnym, ale nie duchowym. Myślę, że to stwierdzenie pasuje równie dobrze do
wielu innych krajów. Jest ogromna różnica między ludźmi chodzącymi do kościoła
i deklarującymi się chrześcijanami, a ludźmi rzeczywiście praktykującymi to,
czego Jezus nauczał, i wiodącymi duchowe życie. Czytałem kiedyś o strażnikach
więziennych w Chile, którzy po drodze do pracy chodzili na mszę, a mimo to
zadawali najbardziej przerażające tortury i okaleczali podległych sobie
więźniów politycznych. Prawdopodobnie nazwaliby siebie dobrymi chrześcijanami,
ale czy są duchowymi istotami? Bliżej nas są Talibowie w Afganistanie, którzy
utrzymują, że są oddanymi muzułmanami gotowymi umrzeć za swoją religię, ale czy
ich czyny są czynami prawdziwie duchowych istot? Religia działa na ograniczonym
polu podczas gdy duchowość obejmuje całość. Istnieje tylko Jeden Bóg, którego
my jesteśmy maleńkimi cząstkami.
Strach jest
rzeczą wewnętrzną; nie istnieje poza nami. To my jesteśmy odpowiedzialni za
tworzenie strachu lub brak strachu. Dlaczego jednak Sai Baba mówi, że
powinniśmy unikać obu tych aspektów świadomości ciała? Ponieważ pochłaniają one
tak wiele naszego cennego czasu i uszczuplają naszą energię. Odciągają nas od
podstawowego celu życia, którym jest zdobywanie wiedzy o Boskości. Ponadto
strach jest niczym zakaźna choroba. Jeśli dopuścimy, by się pojawiła i
rozwinęła wewnątrz nas, stajemy się jej nosicielami i rozprzestrzeniamy ją
wszędzie, gdziekolwiek się udamy. Pewien mądry człowiek powiedział kiedyś, że
strach przed chorobą może być równie śmiercionośny jak sama choroba. Jednak
boska cecha nieustraszoności wykracza poza świadomość ciała. Można jej
doświadczyć tylko wtedy, gdy zrozumie się prawdę adwajty czyli niedwoistości; „tę
boskość jedyną bez wtórej zamieszkującą w całej okazałości w sercu”, jak
mówi Sai Baba. Przy kilku okazjach miałem zaszczyt słyszeć jak Swami mówi do
kogoś swoim miękkim, melodyjnym głosem: „Po
co się bać skoro ja tu jestem?” Sai Baba zawsze bardzo starannie dobiera
słowa i prawie zawsze w tym, co mówi, jest więcej niż jedno znaczenie czy
interpretacja. Z jednej strony mówi zwyczajnie, że nie musimy się niczego
obawiać, gdyż on, awatar wieku, jest
tu obecny w fizycznej inkarnacji i ochroni nas. Ale rozważmy inne znaczenie.
Owo „ja jestem” jest po prostu inną nazwą naszego boskiego ducha czyli atmy. Zatem kiedykolwiek „ja jestem”
jest tutaj, kiedykolwiek nasz boski duch znajduje się na czele naszego życia i
panuje nad naszą istotą, w przeciwieństwie do ego, jesteśmy ponad strachem, nie
może on nas dotknąć, gdyż jesteśmy jednią z Boskością. Wspomnijcie opowieść o sadhu na trasie Aleksandra Wielkiego.
Chciałbym
teraz opowiedzieć wam o niektórych sposobach, jakimi Sai Baba ochrania swoich
wielbicieli. Przede wszystkim, jeśli jesteście bliskim wielbicielem, wówczas otrzymujecie
najwyższą ochronę. Przedstawię historię z życia dr Michaela Goldsteina, który
jest Przewodniczącym Organizacji Sathya Sai Ameryki Północnej. Kilka lat temu,
w przeddzień jego wyjazdu z aśramu
Sai Baby przed powrotem do USA, Swami powiedział Goldsteinowi, że jest to
ostatni raz, kiedy się z nim spotyka. Goldstein bardzo się tą uwagą zmartwił i
przypomniał Swamiemu, iż powiedział mu, że może wrócić tu na obchody urodzin w
listopadzie. Swami uśmiechnął się enigmatycznie i tylko powiedział, żeby poleciał
do domu późniejszym samolotem. Goldstein skorzystał z późniejszego lotu z
Bangalore do Bombaju, ale mimo to zdążył na pierwotnie planowany rejs Pan
American z Bombaju. Kiedy samolot wylądował w Karaczi, opanowali go uzbrojeni
porywacze. Goldstein wtedy spał, a gdy się zbudził zobaczył jak jeden z
porywaczy trzyma pistolet przy czole żony. Drugi porywacz celował w Goldsteina,
trzeci zaś, uzbrojony w materiały wybuchowe, trzymał stewardessę jako
zakładniczkę. Goldsteinowie w milczeniu recytowali „Sai Ram” i zażyli nieco wibhuti
od Swamiego. Teraz zrozumieli dlaczego Swami kazał im lecieć późniejszym
rejsem!
Porywacze
zebrali wszystkich pasażerów, którzy siedzieli z przodu, i zaczęli ich
przesuwać ku środkowi samolotu, gdzie mogli nad nimi zapanować. W zamieszaniu
jeden z pasażerów zdołał otworzyć drzwi i uruchomić zjeżdżalnię bezpieczeństwa.
Pasażerowie stłoczyli się przy wyjściu próbując uciec. Gdy porywacze zaczęli
strzelać, Goldstein pożegnał się z żoną. Rzucili się do zjeżdżalni i
Goldsteinowi udało się wypchnąć na nią żonę. Następnie, pomagając zranionej
współpasażerce, zdołał też sam uciec. Gdy Goldsteinowie wrócili do Swamiego w
listopadzie, Swami oznajmił im, że zmienił cały ten dramat, gdyż Goldsteinowi
było przeznaczone zginąć z rąk porywaczy i dlatego kazał im lecieć innym
samolotem. Następnie Swami powiedział coś w języku telugu do obecnych tam
uczniów. Goldstein z ciekawości zapytał później uczniów, co Swami powiedział.
Jeden z nich wyjaśnił, że Swami powiedział, iż gdy Goldstein zjeżdżał po pochylni
porywacz, który stał przy drzwiach, miał go zastrzelić, ale na scenie, za
porywaczem, pojawił się Swami i uniósł rękę w geście błogosławieństwa. W tym
momencie porywacz zdjął palec ze spustu oszczędzając Goldsteinowi życie. Swami
mógł być bardziej bezpośredni i ostrzec Goldsteinów o porwaniu. Pozwolił
jednak, by dramat się rozegrał tak, jak został zapisany. Dlaczego? Ponieważ
dzięki temu pozwolił dr Goldsteinowi uratować inne życie i wzmocnić zarówno
jego własną wiarę, jak i wiarę innych, którzy usłyszą i uwierzą w tę historię.
Drogi Boga są naprawdę tajemnicze, dla nas nieznane i mylnie rozumiane.
Niemniej, historia ta pokazuje jak Swami osobiście interweniuje, aby pomagać
swoim wielbicielom.
(David w tym miejscu
opowiedział znany z książki Wizja Sai incydent,
który wydarzył się w Hyderabadzie. Bruce’owie przylecieli tam ze Swamim późnym
wieczorem. Swami otoczony witającymi Go tłumami szybko zniknął im z oczu, a oni
zostali sami na pustej, ciemnej ulicy, nie wiedząc jak trafić do hotelu.
Zdesperowany beznadziejną sytuacją i długim oczekiwaniem Robert zawołał głośno:
Swami pomóż, musimy dostać się do hotelu! Z opresji wybawił ich taksówkarz,
który niespodziewanie się zjawił, a w którym upatrywali Samego Swamiego, albo
Jego wysłannika.)
Sai
Baba słynie z kreacji sygnetów i rozdawania ich wielbicielom. Chociaż Sai Baba
mówi, że pierścionki są po prostu symbolami jego uczuć względem wielbicieli,
powiedział również, że zapewniają one także ochronę. Mówił, że są czymś w
rodzaju miniaturowej kamery wideo, która cały czas pokazuje mu co się dzieje z
wielbicielem. Pewnego dnia na werandzie Mandiru nagle oświadczył otaczającym go
ludziom, że na drodze z lotniska zdarzył się właśnie poważny wypadek z udziałem
kontrolera lotów będącego wielbicielem Sai. Później dowiedzieliśmy się, że
kontroler gwałtownie skręcił, by uniknąć zderzenia z innym samochodem, a jego
samochód przekoziołkował i uderzył o przeciwną stronę drogi. O dziwo, on sam
nie doznał szwanku, ale wyczuwając w tym rękę Swamiego, następnego dnia
przyszedł na darśan, by spotkać się
ze Swamim i podziękować za uratowanie życia. Sai Baba powiedział mu: „To nie ja uratowałem ci życie; uratowały cię
twoje dobre uczynki. Ja tylko ochroniłem cię poprzez powstrzymanie ruchu z
przeciwnego kierunku”. Mam wrażenie, że jest to ważny aspekt wart
zapamiętania. Nasze dobre uczynki są naszą ochroną w życiu. Jeśli prowadzimy
duchowe życie i przestrzegamy pięciu podstawowych ludzkich wartości: miłości,
prawdy, pokoju, niekrzywdzenia i prawości, jest to nasza tarcza w tym burzliwym
świecie, w którym żyjemy.
Zatem, jak
pozbędziemy się tego uczucia strachu, gdy już się pojawi? Najpierw, kiedy
zauważymy rodzenie się strachu, musimy rozpoznać w nim emocję związaną z naszym
fizycznym ciałem. Jest to strach ciała, a nie duszy. Pojawia się, gdyż coś do
czego w tym życiu przywiązaliśmy się, jest zagrożone. Może to być strata
naszego ciała albo członka rodziny, lub utrata pracy, posiadłości, osobistych
dóbr albo bezpieczeństwa. W tym kontekście chciałbym przeczytać wam kilka
wersów z Bhagawad Gity. Sai Baba
mówił o tym dwa lata temu i zrobiło to na mnie duże wrażenie. Oto jak Kriszna,
który jest Swamim w innej inkarnacji, mówi do Ardźuny.
„Teraz, Ardźuno, posłuchaj uważnie; jest to królewska wiedza, sekret
sekretów, koronny klejnot, prawo życia duchowego. Jeśli będziesz myślał
wyłącznie o Mnie i stale czcił i wielbił Mnie z niezachwianym umysłem i sercem,
Ja osobiście poniosę ciężar twojego dobrobytu; zaspokoję twoje potrzeby i będę
chronił to, co już masz. Jak dziecko w łonie ma zapewnioną ochronę i pożywienie
dzięki połączeniu z matką, tak samo ludzie otrzymują schronienie, gdy są
związani ze Mną. Lecz jest to związek jeszcze wyższy niż dziecka z matką, gdyż
to schronienie jest na wieczność.”
Czy nie są to
wspaniałe słowa? Taka jest obietnica naszego Stwórcy. Gdy stajemy się
wielbicielami Boga, jesteśmy pod Jego ochroną i, podobnie, gdy zostajemy
wielbicielami Sai Baby, dostajemy się pod jego ochronę. Być może teraz możemy
zrozumieć dlaczego Sai Baba mawia: „Po co
się bać, gdy Ja tu jestem”. Tak naprawdę nie mamy się czego obawiać prócz
strachów, które sami wykreowaliśmy. Jeśli dostroicie się do swojej jaźni „ja
jestem”, do swojej boskiej atmy, i staniecie
się jednią z tym boskim duchem, kiedykolwiek staniecie wobec pozornego
zagrożenia, wówczas będziecie operować z tego ośrodka nieustraszoności i
skutecznie poradzicie sobie z sytuacją.
Sai Baba
ciągle nawołuje, byśmy przynosili mu wszystkie nasze problemy i pozwolili mu
załatwić je za nas. Zawsze myślałem, że jest to dla nas zbyt łatwe wyjście, ale
on wciąż to powtarza, więc musi tak być! Sai Baba powiada:
„Przynieś mi swój strach, pragnienie, niepokój, niemożność kochania
świata jakim jest, opór względem służenia, zazdrość – wszystkie te liczne
niedostatki, które przeszkadzają ci w sadhanie (praktyce duchowej). Przynieś mi je, oddaj wszystko mnie”.
Zatem pierwszą
rzeczą, jaką musimy zrobić, gdy opanowuje nas strach pod wpływem wyzwań
otaczającego świata, a nikt z nas nie jest przecież istotą zrealizowaną, jest
przekazanie strachu Sai Babie. A kiedy już mu go oddaliśmy, nie próbujmy go
odbierać, gdy sprawy nie układają się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. Skupiając
się na jego boskości, nieuchronnie skupimy się na własnej boskości, na własnej atmie, a gdy staniemy się jednią z tą
boską siłą, staniemy się nieustraszeni. Zawsze pamiętajmy, że nieustraszoność
jest samą naturą naszego jestestwa, gdyż jesteśmy istotami wiecznymi,
nieskończonymi – wszystko wyszło od Jednego Boga. Strach rodzi się z życia w
dwoistości, z oddzielenia od Najwyższego Boga. Strach rodzi się z ludzkich
przywiązań i pragnień.
Być może
największy strach, jaki wszyscy przeżywamy, poza utratą własnego życia, jest
ten związany ze stratą męża lub żony, rodziców lub dzieci. Ale czy nie jest
niemądre bać się czegoś nieuchronnego, nieuniknionego? Pewnego razu Sai Baba
powiedział nam: „W dniu, gdy się
rodzicie, ustalony jest wasz dzień odejścia”. Zatem, każde z nas ma termin
ważności, dzień kiedy mamy umrzeć, a jedynym pytaniem pozostaje: kiedy! Michael
Goldstein, dzięki łasce Swamiego, otrzymał przedłużenie, ale większość z nas
nie może uniknąć przeznaczenia, a jeśli naszym przeznaczeniem jest umrzeć
młodo, tak się stanie. Cóż takiego strasznego jest w śmierci – wszak w istocie
wracamy wtedy do domu. Udajemy się do miejsca ducha, miejsca błogości i
spokoju. Wszyscy ludzie, którzy przeżyli doświadczenia bliskiej śmierci
opowiadają o odczuciach światła i miłości, jakie ich obejmują, gdy przechodzą
tunelem światła w swoich astralnych ciałach. Sai Baba mówi, że życie jest jak
mrugnięcie oka i ile razy mrugnęliśmy w tym życiu, tyle mieliśmy żyć w
odwiecznej podróży naszej duszy. Obecnie, gdy jest tu inkarnacja awatara, jesteśmy proszeni o sprawienie,
by to życie było ostatnim, o zakończenie cyklu narodzin i śmierci, gdyż jeśli
urodzimy się na tym fizycznym świecie, musimy umrzeć. Uniknijmy odradzania, a
unikniemy śmierci.
Jeżeli macie
świadomość cielesną, jesteście przywiązani do rzeczy materialnych tego świata,
jesteście pełni pragnień fizycznych, to jesteście skazani na przeżywanie ich straty
każdego dnia życia. Śmierć jest waszym stałym towarzyszem. Ale ci, co idą z
Bogiem, są nieustraszeni i muszą zmierzyć się tylko z jedną śmiercią – tą,
którą wybrali przed zstąpieniem w fizyczną inkarnację. Śmierci nie należy się
obawiać. Straty materialnych dóbr nie należy się obawiać. Utraty dobrego
imienia i poważania nie należy się obawiać. Zawsze napełniało mnie strachem,
gdy Swami mówił, że zanim otrzymamy wyzwolenie musimy stracić reputację, nasze
zdrowie i dobra; przed połączeniem się z Jednością Życia i otrzymaniem
wyzwolenia musimy stać się niczym. Potem jednak zastanowiłem się nad faktem, że
przecież i tak stracę wszystko w chwili śmierci, dlaczego więc nie trochę
wcześniej! Jakie ma znaczenie to, że stracimy wszystkie te doczesne przywiązania,
gdy Bóg zadeklarował zaopiekować się nami tak jak matka dzieckiem. Kocham swoją
żonę szczerze, ale gdyby miała jutro umrzeć, radowałbym się z jej uwolnienia z
więzienia, z faktu, że została wezwana, że będzie ze Swamim. Wielu umierających
wielbicieli miało wizję czekającego na nich Sai Baby. Możemy oponować, że tak
trudno jest zerwać wszystkie doczesne przywiązania, ale na to Sai Baba podnosi
chusteczkę, a następnie upuszcza mówiąc: „Puścić
jest równie łatwo jak to. Trzeba o wiele więcej energii, by trzymać dalej”.
Zerwać
przywiązania nie znaczy jednak pozbyć się wszystkich doczesnych obowiązków i
odpowiedzialności, które w sanskrycie nazywa się dharmą danej osoby. Sai Baba zawsze podkreśla, że musimy wypełniać
nasze dharmiczne obowiązki; musimy odgrywać rolę w wielkim dramacie życia,
którą wybraliśmy. Wszyscy musimy odgrywać te role dokładnie, ale bez
przywiązywania się do nich. Jesteśmy aktorami na wielkiej scenie Życia, a wokół
nas jest wielu innych aktorów. Zawsze musimy pamiętać, że aktor jest czymś innym
niż jego rola. Wiemy, że rola, którą aktor odgrywa, nie odzwierciedla
prawdziwej, wewnętrznej jego natury. Gdy aktor na scenie teatralnej popełnia
morderstwo, nie potępiamy go ani nie chcemy, by zapłacił za to życiem. Wiemy,
że wszyscy aktorzy wrócą, by grać wiele innych ról w wielu innych przedstawieniach.
Mądra dusza wie, że przemoc i pomsta nie przynoszą nic dobrego, natomiast
zasiewają ziarna dalszej przemocy i zemsty. Ilu konfliktów zbrojnych można by
uniknąć, gdyby zamiast siać ziarna śmierci i destrukcji zainteresowani wysyłali
środki wspierające rozwój, żywność i dar bezwarunkowej miłości. Ale ilu ludzi
na tym świecie jest gotowych dawać szczerą bezwarunkową miłość tak jak Sai
Baba? Jest jedna rzecz u Sai Baby, którą podbił moje serce – to jego potęga
bezwarunkowej miłości. Niezależnie kim jesteś, jakiego wyznania, z jakiego
kraju, niezależnie co zrobiłeś, ta bezwarunkowa miłość otula cię niczym ciepły
koc – to miłość, która przekracza wszelkie rozumienie.
Co więc
naprawdę możemy stracić? Odpowiedź brzmi: nic, gdyż w rzeczywistości nic nie
należy do nas. Cały materialny dobytek, który nazywamy 'naszym', jest tylko
powierzony nam w święty depozyt. Wszystko należy do Najwyższego Boga.
Pamiętajmy, że nasze dzieci nie rodzą się z nas, ale poprzez nas. W
najmniejszym stopniu nie interesowaliśmy się naszymi mężami czy żonami zanim
ich nie spotkaliśmy i poślubiliśmy, i to zainteresowanie zniknie, kiedy umrą.
Czy to ważne, co inni o nas myślą? Nie, o wiele ważniejsze jest to, co Bóg o
nas myśli. Nic w świecie fizycznym nie jest trwałe, a przywiązywać się do
rzeczy nietrwałych oznacza po prostu zapraszać ból i cierpienie. Zatem radzę
wam serdecznie, następnym razem, gdy zaczniecie się czegoś bać, powiedzcie:
„Nie jestem tym strachem, odrzucam go. Nie jestem moim ciałem, a bojaźliwe jest
właśnie ciało”. Siądźcie spokojnie, wyzbądźcie się świadomości ciała i
dostrójcie do boskiego ducha wewnątrz. Jeśli strach dalej was nie opuszcza,
recytujcie imię Pana, odmówcie mantrę
Gajatri i powróćcie do skupienia na Boskości. Wreszcie, gdy wciąż nie
potraficie poradzić sobie ze strachem, świadomie ofiarujcie go Swamiemu i z
wdzięcznością przyjmijcie jego odpowiedź na wasze modlitwy. Wszystkie te
sposoby macie zawsze pod ręką.