Krytycyzm i gniew
Sai Ram ucieleśnienia miłości. Oto
jedna z „lilas” Swamiego, która
przydarzyła mi się kilka lat temu w Prasanhi Nilayam.
Czekałem w darśanowych liniach, aby
wejść do Mandiru i obserwowałem młodego mężczyznę z Zachodu kłaniającego się
przed posągiem Ganeszy przy głównej bramie. Obserwowałem go przez kilka kolejnych
dni i zacząłem krytykować sposób w jaki padał na twarz przed Panem Ganeszą.
Wtedy
okazało się nagle, że Swami zaczął kompletnie mnie ignorować, a ja pogniewałem
się na Swamiego. Ta „zabawa” trwała kilka dni i stawałem się coraz bardziej
zagniewany, ponieważ dostawałem na darśanach ostatnie rzędy, aż pewnego dnia
byłem już tak bardzo zły, że opuściłem Mandir, gdy Swami dawał interview
(zwykle zostawałem na bhadźanach). Poszedłem do mojego małego namiotu, który
rozłożyłem w szedzie i usiadłem pożerany przez płomienie gniewu. Nagle pewien
młody Anglik wetknął mi w rękę kilka zadrukowanych stron. Był to artykuł o tym,
jak Swami odnosi się do Swoich wielbicieli i do tych osób, które myślą, że są
wielbicielami. Czytając go, zrozumiałem, że Swami rzeczywiście rzucił mi
przynętę, a ja się na nią dałem złapać i to całkiem mocno. Pokierował sytuacją
w ten sposób, aby wywołać we mnie gniew i wiedziałem, bez najmniejszej
wątpliwości, że to On przysłał mi ten artykuł. Czułem się tak, jakby sam Swami
do mnie przemówił. Natychmiast napisałem list, prosząc o wybaczenie i pomoc.
Wziąłem go na poranny darśan i OWSZEM dostałem pierwszy rząd. Prócz tego miałem
miejsce na skraju czerwonego dywanu, ponieważ potrzebne było więcej przestrzeni
na sztukę, którą wystawiano tego ranka. Kiedy tam siedziałem, zgadnijcie kto poprosił mnie, abym podał list
Swamiemu? TAK! To był młody człowiek, którego krytykowałem przy posągu Ganeszy.
Spośród wszystkich siedzących tam ludzi poprosił właśnie mnie. Okazał się
bardzo miłym chłopcem ze Szwecji i żałowałem, że go krytykowałem.
W końcu Swami podszedł i stanął przede
mną z szerokim uśmiechem na twarzy. Podałem Mu listy, a one wszystkie upadły na
podłogę. Kiedy je zbierałem, Swami stał tam cały czas. Wręczyłem Mu listy i dotknąłem
Jego stóp, a On wolno odpłynął.
Nauczyłem się akceptowania ostatnich
rzędów na darśanie, chociaż oczywiście jestem szczęśliwy siedząc blisko, kiedy
Swami wchodzi. Nauczyłem się także nie krytykować innych, oczywiście nie do
końca (trudno jest przestać tak od razu), ale nakazuję sobie przestać, kiedy
się na tym łapię. I na koniec, nauczyłem się śmiać z siebie, kiedy dostaję
ostatni rząd, aby zobaczyć czy rzeczywiście nie jestem wtedy zły. Mówi się, że
bierzemy na siebie część złej energii lub karmy, tej osoby, którą krytykujemy.
To powinno wystarczyć, aby nas powstrzymać.
Z miłością
Steve P.
z SatGuru tłum. J.R.